1984.09.08 Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:0

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 24: Linia 24:
[[Grafika:Tempo 1984-09-10.JPG|right|thumb|150 px]]
[[Grafika:Tempo 1984-09-10.JPG|right|thumb|150 px]]
[[Grafika:Dziennik Polski 1984-09-10.jpg|right|thumb|200px]]
[[Grafika:Dziennik Polski 1984-09-10.jpg|right|thumb|200px]]
 +
==Relacje prasowe==
 +
 +
 +
===Echo Krakowa. 1984, nr 178 (7/9 IX) nr 11716===
 +
 +
ZA KILKA dni towarzyskie spotkanie naszej reprezentacji z Finlandią w Helsinkach, kolejny mecz sprawdzający wartość polskiego futbolu przed rozpoczynającymi się grami o punkty w eliminacjach mistrzostw świata. W związku z tym, wszystkie mecze nadchodzącej, szóstej, kolejki rozgrywek ekstraklasy wyznaczono na sobotę.
 +
 +
W Krakowie po raz drugi z rzędu zobaczymy wiślaków. Tym razem ich rywalem będzie warszawska Legia, drużyna zaliczana do grona faworytów rozgrywek.
 +
 +
Ostatnie wyniki legionistów potwierdzają tę opinię. 7 punktów zdobytych w pięciu meczach, wysoka pozycja w tabeli, osiem uzyskanych goli — to wizytówka zespołu warszawskiego. A w minioną środę legioniści bez większego wysiłku wygrali mecz pucharowy z Hetmanem Zamość (zespołem III-ligowym. który w tym sezonie w swojej klasie nie przegrał jeszcze żadnego meczu) 5:1, przy czym jedynego gola stracili wskutek samobójczego strzału własnego obrońcy A. Sikorskiego, Gdy zestawi się te rezultaty z osiągnięciami Wisły — przedostatnia lokata w tabeli, cztery kolejne porażki w ligowych meczach, wyeliminowanie „Białej gwiazdy” z Pucharu Polski przez zdegradowaną z II ligi radomską Broń, to szanse krakowian na sukces w sobotnim meczu ligowym wydają się niewielkie.
 +
 +
Lecz poziom zespołów w polskiej tzw. ekstraklasie jest w sumie bardzo słaby, zespoły prezentują nierówną formę, grają „w kratkę” i dlatego można, mimo wszystko, mieć nikłą nadzieję na to, że Legia nie wygra meczu w Krakowie. Przy krótkim kryciu, przy ambitnej postawie wiślaków można oczekiwać wyrównanej walki, a kto wie czy nawet nie zwycięstwa gospodarzy. W każdym razie warto wybrać się na to spotkanie (które ma poprowadzić p. Kazimierz Orłowski z Lublina) choćby tylko po to aby zobaczyć grę Legii, jednego z kandydatów do mistrzostwa Polski.
 +
 +
 +
 +
 +
===Echo Krakowa. 1984, nr 179 (10 IX) nr 11717===
 +
[[Grafika:Echo 1984-09-13.jpg‎|thumb|right|200px]]‎
 +
 +
WISŁA — LEGIA 0:0. Sędziował p. Kazimierz Orłowski z Lublina.
 +
 +
WISŁA: Zajda — Motyka, Budka, Skrobowski, Gorgon — Nawrocki, Targosz, Mróz, Jałocha — Banaszkiewicz, Wróbel.
 +
 +
Warszawska. Legia, drużyna uważana przez wielu za jednego z najpoważniejszych do mistrzowskiego tytułu, zjechała do Krakowa poprzedzona famą o bardzo ofensywnym stylu gry oraz dobrej skuteczności strzeleckiej swych piłkarzy. Zjechała do słabiutkiej Wisły, która w tym sezonie, wlecze się w ogonie ligowej tabeli, ma za sobą kolejne cztery porażki w meczach ligowych i wyeliminowana została z Pucharu Polski przez trzecioligową radomską Broń.
 +
 +
Można się więc było spodziewać, że zawody będą przebiegały pod dyktando legionistów, że Zajda i wiślacka defensywa będą w strasznych opałach. Tymczasem obraz gry całkowicie się różnił od tych przedmeczowych horoskopów.
 +
 +
Odnosiło się wrażenie, że jest to spotkanie dwóch zespołów, które albo się umówiły przed rozpoczęciem gry, że sobie nie zrobią krzywdy, tzn., że nikt nikomu nie będzie nawet usiłował strzelić gola, albo też, że wystąpiło na placu 22 ciężko przestraszonych facetów, którzy patrzyli tylko, aby pozbyć się piłki, niezależnie od tego, czy mieli podać do przodu, do tyłu, do kolegi z drużyny, czy też do przeciwnika.
 +
 +
Tak Wisła jak i Legia nie kwapiły się zupełnie z przeprowadzaniem akcji ofensywnych, żaden z piłkarzy, na dobrą sprawę, nie dążył do tego, aby wy­ pracować sobie dogodną do strzału pozycję, a gdy już któryś, najzupełniej przypadkowo, znalazł się w sytuacji, w której skierowanie piłki do siatki wydawało się rzeczą prostą i oczywistą, robił to tak nieudolnie, że albo mijała ona daleko czy też wysoko bramkę, albo bez trudu łapali ją bramkarze.
 +
 +
Wisła miała jedną świetną okazję do strzelenia gola,/kiedy to w 36 min. po akcji Targosza i Wróbla Banaszkiewicz dostał piłkę tuż przed bramką Legii, w której, na dodatek, nie było Kazimierskiego. Ale wiślak. szansę zaprzepaścił. Legioniści parę razy dochodzili do dobrych pozycji strzeleckich, lecz też pudłowali, lub trafiali prosto w Zajdę.
 +
 +
W sumie okropnie nudne widowisko, stojące na bardzo słabym poziomie, a wiślacy czynili wrażenie, jakby byli zachwyceni tym, że meczu nie przegrali. Legioniści podobnie. Czyli 22 najpierw przestraszonych, potem zadowolonych piłkarzy i parę tysięcy mocno rozczarowanych kibiców.
 +
 +
[[Kategoria:I Liga 1984/1985 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:I Liga 1984/1985 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Wszystkie mecze 1984/1985 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Wszystkie mecze 1984/1985 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Legia Warszawa]]
[[Kategoria:Legia Warszawa]]

Wersja z dnia 06:46, 12 paź 2019

1984.09.08, I Liga, 6. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:30
Wisła Kraków 0:0 Legia Warszawa
widzów: 3.000-5.000
sędzia: K. Orłowski z Łodzi
Bramki
Wisła Kraków
4-3-3
Jerzy Zajda
Marek Motyka
Piotr Skrobowski
Krzysztof Budka
Wojciech Gorgoń
Janusz Nawrocki
Jacek Mróz
Jan Jałocha
Andrzej Targosz
Marek Banaszkiewicz
Michał Wróbel

trener: Edmund Zientara
Legia Warszawa
4-3-3
Jacek Kazimierski
Dariusz Kubicki
Andrzej Sikorski
Stefan Majewski
Dariusz Wdowczyk
Kazimierz Buda
Jan Karaś
Kazimierz Putek
Jarosław Biernat
Andrzej Buncol
Witold Sikorski grafika: Zmiana.PNG (80' Ireneusz Wójcik)

trener: Jerzy Kopa

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

nr 213 5 nr 214 6


Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1984, nr 178 (7/9 IX) nr 11716

ZA KILKA dni towarzyskie spotkanie naszej reprezentacji z Finlandią w Helsinkach, kolejny mecz sprawdzający wartość polskiego futbolu przed rozpoczynającymi się grami o punkty w eliminacjach mistrzostw świata. W związku z tym, wszystkie mecze nadchodzącej, szóstej, kolejki rozgrywek ekstraklasy wyznaczono na sobotę.

W Krakowie po raz drugi z rzędu zobaczymy wiślaków. Tym razem ich rywalem będzie warszawska Legia, drużyna zaliczana do grona faworytów rozgrywek.

Ostatnie wyniki legionistów potwierdzają tę opinię. 7 punktów zdobytych w pięciu meczach, wysoka pozycja w tabeli, osiem uzyskanych goli — to wizytówka zespołu warszawskiego. A w minioną środę legioniści bez większego wysiłku wygrali mecz pucharowy z Hetmanem Zamość (zespołem III-ligowym. który w tym sezonie w swojej klasie nie przegrał jeszcze żadnego meczu) 5:1, przy czym jedynego gola stracili wskutek samobójczego strzału własnego obrońcy A. Sikorskiego, Gdy zestawi się te rezultaty z osiągnięciami Wisły — przedostatnia lokata w tabeli, cztery kolejne porażki w ligowych meczach, wyeliminowanie „Białej gwiazdy” z Pucharu Polski przez zdegradowaną z II ligi radomską Broń, to szanse krakowian na sukces w sobotnim meczu ligowym wydają się niewielkie.

Lecz poziom zespołów w polskiej tzw. ekstraklasie jest w sumie bardzo słaby, zespoły prezentują nierówną formę, grają „w kratkę” i dlatego można, mimo wszystko, mieć nikłą nadzieję na to, że Legia nie wygra meczu w Krakowie. Przy krótkim kryciu, przy ambitnej postawie wiślaków można oczekiwać wyrównanej walki, a kto wie czy nawet nie zwycięstwa gospodarzy. W każdym razie warto wybrać się na to spotkanie (które ma poprowadzić p. Kazimierz Orłowski z Lublina) choćby tylko po to aby zobaczyć grę Legii, jednego z kandydatów do mistrzostwa Polski.



Echo Krakowa. 1984, nr 179 (10 IX) nr 11717

WISŁA — LEGIA 0:0. Sędziował p. Kazimierz Orłowski z Lublina.

WISŁA: Zajda — Motyka, Budka, Skrobowski, Gorgon — Nawrocki, Targosz, Mróz, Jałocha — Banaszkiewicz, Wróbel.

Warszawska. Legia, drużyna uważana przez wielu za jednego z najpoważniejszych do mistrzowskiego tytułu, zjechała do Krakowa poprzedzona famą o bardzo ofensywnym stylu gry oraz dobrej skuteczności strzeleckiej swych piłkarzy. Zjechała do słabiutkiej Wisły, która w tym sezonie, wlecze się w ogonie ligowej tabeli, ma za sobą kolejne cztery porażki w meczach ligowych i wyeliminowana została z Pucharu Polski przez trzecioligową radomską Broń.

Można się więc było spodziewać, że zawody będą przebiegały pod dyktando legionistów, że Zajda i wiślacka defensywa będą w strasznych opałach. Tymczasem obraz gry całkowicie się różnił od tych przedmeczowych horoskopów.

Odnosiło się wrażenie, że jest to spotkanie dwóch zespołów, które albo się umówiły przed rozpoczęciem gry, że sobie nie zrobią krzywdy, tzn., że nikt nikomu nie będzie nawet usiłował strzelić gola, albo też, że wystąpiło na placu 22 ciężko przestraszonych facetów, którzy patrzyli tylko, aby pozbyć się piłki, niezależnie od tego, czy mieli podać do przodu, do tyłu, do kolegi z drużyny, czy też do przeciwnika.

Tak Wisła jak i Legia nie kwapiły się zupełnie z przeprowadzaniem akcji ofensywnych, żaden z piłkarzy, na dobrą sprawę, nie dążył do tego, aby wy­ pracować sobie dogodną do strzału pozycję, a gdy już któryś, najzupełniej przypadkowo, znalazł się w sytuacji, w której skierowanie piłki do siatki wydawało się rzeczą prostą i oczywistą, robił to tak nieudolnie, że albo mijała ona daleko czy też wysoko bramkę, albo bez trudu łapali ją bramkarze.

Wisła miała jedną świetną okazję do strzelenia gola,/kiedy to w 36 min. po akcji Targosza i Wróbla Banaszkiewicz dostał piłkę tuż przed bramką Legii, w której, na dodatek, nie było Kazimierskiego. Ale wiślak. szansę zaprzepaścił. Legioniści parę razy dochodzili do dobrych pozycji strzeleckich, lecz też pudłowali, lub trafiali prosto w Zajdę.

W sumie okropnie nudne widowisko, stojące na bardzo słabym poziomie, a wiślacy czynili wrażenie, jakby byli zachwyceni tym, że meczu nie przegrali. Legioniści podobnie. Czyli 22 najpierw przestraszonych, potem zadowolonych piłkarzy i parę tysięcy mocno rozczarowanych kibiców.