Marek Motyka

Z Historia Wisły

Marek Motyka
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim Marcyś
urodzony 17.04.1958, Żywiec
wzost/waga 183/80
pozycja obrońca
reprezentacja U-21
8A (0)
sukcesy Mistrz Polski: 1978
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
Soła Żywiec
Koszarawa Żywiec
1977/78 Hutnik Kraków
1977/78 Wisła Kraków 10 0
1978/79 Wisła Kraków 26(37) 0
1979/80 Wisła Kraków 29(30) 2
1980/81 Wisła Kraków 25(26) 0
1981/82 Wisła Kraków 24(28) 1
1982/83 Wisła Kraków 30(33) 2
1983/84 Wisła Kraków 27(34) 0(1)
1984/85 Wisła Kraków 17(20) 0
1985/86 Wisła Kraków 29 4
1986/87 Wisła Kraków 30(39) 5
1987/88 Wisła Kraków 30(34) 2
1988/89 Wisła Kraków 29(33) 1(2)
1989/90 Wisła Kraków 15(17) 0(1)
1990 SK Brann 8 0
1991/92 Hetman Zamość
1991/92 Cracovia
1992/93 Cracovia
1993/94 Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska
1994/95 Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska
1995/96 Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska
1996/97 Garbarz Zembrzyce
1997/98 Garbarz Zembrzyce
1998/99 Raba Dobczyce
1999/00 Raba Dobczyce
Suma   232 6
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


1988 rok
1988 rok

Spis treści

Biografia

Marek „Marcyś” Motyka urodził się 17 kwietnia 1958 w Żywcu. Góralska natura pozwoliła mu przetrwać czas rozpaczy po śmierci matki. Miał 12 lat, gdy odeszła, zostawiając go jego samotności - ojciec nie wykazywał zainteresowania synem. Do dziś "Marcyś" wspomina smutne wieczory - gdy wracał wśród oświetlonych domów do swojego, jedynego ciemnego w okolicy. W wychłodzonych ścianach czekał na niego tylko mały piesek.

Piłkarskie początki

Uganiając się za piłką po ulicach, podwórkach i okolicznych pastwiskach, Marek Motyka odnalazł pasję swego życia; pasję, której pozostał wierny do dziś.

W miejscowej Sole stawiał pierwsze piłkarskie kroki, ale zdolnego chłopca pozyskała wkrótce żywiecka Koszarawa - za dwadzieścia piłek. W pamięci pozostał mu obraz nastolatków skupionych przed telewizorem podczas MŚ 1974. Każdy z nich chciał być wtedy jednym z Orłów Górskiego, śnili o tym, marzyli. Młody Motyka nie mógł wówczas przypuszczać, że wkrótce znajdzie się wśród tychże gwiazd nie tylko jako ich wielbiciel, lecz jako partner na boisku.

Hutnik i kara Boża

Z Koszarawy trafił do Hutnika, gdzie grał w latach 1976-77. Przejście do krakowskiego klubu nastąpiło w niecodziennych okolicznościach. Młody, przebojowy zawodnik miał propozycje z kilku innych klubów, ale to Hutnik jako jedyny zaproponował mu pomoc w leczeniu skutków pewnej boiskowej kolizji - niezależnie od dalszego rozwoju zdarzeń. Tym działacze Hutnika tak ujęli Motykę, że bez wahania podpisał z nimi umowę.

Samej "kolizji" również warto poświęcić kilka słów. Była majowa niedziela, siostra Marka szykowała się do przyjęcia pierwszej komunii, a on, jako brat, miał oczywiście obowiązek uczestniczyć w tej ważnej ceremonii. Problem w tym, że "Marcyś" tego samego dnia i mniej więcej o tej samej porze grał mecz z Victorią Jaworzno. Z punktu widzenia młodzieńca wybór był oczywisty - "Marcyś" zamiast w kościele zameldował się w klubie i wziął udział w meczu. Pech chciał, że w trakcie spotkania uległ wypadkowi. Kolizja z rywalem wyglądała dramatycznie, by nie powiedzieć - przerażająco. Chłopaka zabrano do szpitala, a o zdarzeniu powiadomiono jego bliskich. Rodzina uznała, że kontuzja to ewidentna kara Boża za niesubordynację i ucieczkę z komunii siostry. Na szczęście, wbrew pierwotnym przypuszczeniom, nie ucierpiały nogi młodego piłkarza. Okazało się, że "Marcyś" miał jedynie połamane i popękane żebra.

Wiślak mimo woli

Rok później, wiosną 1978 roku Motyka został zawodnikiem Wisły Kraków, choć wcale nie miał na to ochoty. Aż trudno uwierzyć, że ten, o którym w encyklopedii Fuji czytamy, że "za Wisłę dałby się pokroić" nie uwzględniał "Białej Gwiazdy" w swoich planach.

Dlaczego? Zespół z Reymonta był wówczas naszpikowany gwiazdami, wielkimi nazwiskami w każdej formacji, idolami skromnego górala... I oto nagle kazano nieśmiałemu chłopakowi wejść z nimi do tej samej szatni, wspólnie trenować z tymi, których znał tylko z telewizji. Bracia Szymanowscy, Maculewicz, Kmiecik, Kapka, Nawałka, Iwan ... Same nazwiska przyprawiały o zawrót głowy. "Marcyś" był pewien, że w tak silnym zespole nigdy nie zdoła sobie wywalczyć miejsca w składzie, bał się ławki, a nade wszystko pragnął grać.

Okazało się, że nie miał wyboru, a właściwie z prawa wyboru nie pozwolono mu skorzystać. Mimo że otrzymał oferty z innych klubów, a nawet był już dogadany z Ruchem, musiał wolą sił wyższych przenieść się do Wisły. I od razu ... wskoczył do pierwszej jedenastki. Miał 20 lat i wielkie serce do gry a dobre warunki fizyczne i boiskowa inteligencja sprawiły, że znalazł się wśród tych, od których ówczesny szkoleniowiec, Orest Lenczyk zaczynał ustalanie składu.

Miłość na imię ma Wisła

W barwach Wisły „Marcyś” zadebiutował w lidze 5. marca 1978 roku w wyjazdowym spotkaniu przeciw Polonii Bytom. Od tej pory grał właściwie zawsze. Nie imały się go kontuzje i urazy, odznaczał się końskim zdrowiem i ogromną wytrzymałością fizyczną. Grał twardo, lecz czysto, kartki nie eliminowały go z rozgrywek zbyt często. Dlatego przez kilka sezonów pojawiał się na boisku w każdym meczu ligowym! Zmieniali się trenerzy (Lenczyk, Franczak, Durniok, Zientara, Chemicz, Cygan, Brożyniak, Musiał, Hajdas), Wisła spadała i awansowała, a „Marcyś” niezmiennie występował w pierwszym składzie, nigdy nie schodząc poniżej pewnego poziomu.

Z meczu na mecz, z dnia na dzień, coraz bardziej zakochiwał się w Wiśle. Początkowe zauroczenie z czasem przerodziło się w dojrzałą, pełną oddania miłość. Każdy występ był dla "Marcysia" świętem, a wszystkie rozgrywki traktował z niezwykłą powagą.

"Odczuwałem ogromną dumę i satysfakcję grając dla Wisły. Wtedy, w tamtych czasach, Wisła była bardzo lubiana. Na nasze mecze przychodziły tłumy w całej Polsce. Był to zespół techniczny, grający widowiskową piłkę, z kadrą pełną świetnych piłkarzy. To był zaszczyt, być jednym z nich, nosić tę samą koszulkę. Sam nigdy nie byłem gwiazdą, co najwyżej przyzwoitym rzemieślnikiem, ale zdobyłem sobie sympatię kibiców, którzy widzieli, że żadnego meczu nie odpuszczam, że z boiska zawsze schodzę z czarną koszulką" - opowiadał nam Marek Motyka w niedawnym wywiadzie.

Spadek

Podczas 12 lat pobytu Motyki przy Reymonta, Wisła na trzy lata spadła do II ligi. Najlepsi, w tym Motyka, otrzymali natychmiast propozycje gry w innych klubach. Zapytany, czy nie rozważał wówczas zmiany barw, Motyka odpowiada:

„Uważałem, że skoro Wisła ze mną w składzie spadła, to ja muszę przywrócić jej blask. Pamiętałem dumę po mistrzostwie, tym bardziej nie mogłem odejść, gdy było źle. Czułem się odpowiedzialny za powrót Wisły na właściwe jej miejsce.”

Pożegnanie

Łącznie Marek Motyka zagrał dla Wisły 321 meczów w samej tylko I i II lidze, a przecież trenerzy korzystali z usług niezmordowanego obrońcy również w meczach PP i rozgrywkach europejskich. Pełnił też zaszczytną funkcję kapitana Wisły.

Swój pożegnalny występ w barwach Białej Gwiazdy zanotował w meczu ostatniej jesiennej kolejki sezonu 1989/1990, 25 listopada 1989 roku w Krakowie, przeciwko Zagłębiu Lubin (2:1). Żegnając się z Wisłą po 12 latach, jako pan po trzydziestce, powiedział: „Odchodzę z czystym sumieniem, opuszczam Wisłę, gdy nic jej nie grozi”.

Koszmar powraca

Wydarzeniem z czasów gry w Wiśle, które "Marcyś" wspomina niemal codziennie; które prześladuje i dręczy go jak zły sen, jest ćwierćfinałowy mecz PEMK z Malmo, 21 marca 1979 roku. Szwedzi zdemolowali wówczas Wisłę 4:1, chociaż jeszcze 20 minut przed końcem to Biała Gwiazda prowadziła. "Do dziś nie wiem, jak to się stało, nie potrafię tego pojąć" - wspomina Motyka. Andrzej Gowarzewski tak opisuje tamto spotkanie: "... to, co nagle zaczęli wyprawiać wiślacy, trudno ująć w racjonalne ramy. Po prostu przeistoczyli się w grupkę zupełnych futbolowych nowicjuszy."

Zagraniczny epizod

Rok 1990 „Marcyś” spędził w Skandynawii, reprezentując barwy norweskiego Brann Bergen. Klub po roku zbankrutował i Motyka wrócił do Polski jako wolny zawodnik z kartą na ręku. Natychmiast po powrocie udał się do swego ukochanego klubu, na Reymonta, oferując swe usługi. Był w wyśmienitej formie, pełen zapału, w dodatku za darmo. Ku jego rozczarowaniu, okazał się niepotrzebny - w Wiśle wprowadzano właśnie politykę odmładzania składu.

Przy Kałuży

Niechciany przy Reymonta, pograł trochę w III. lidze dla Hetmana Zamość a potem trafił do... Cracovii, występującej wówczas w II. lidze. Pierwsza pogniewała się o to żona. Swoją dezaprobatę wyrazili też niektórzy kibice.

"Paliłem się do gry, usychałem bez piłki, a tylko Cracovia była gotowa mnie zatrudnić. Wahałem się, chociaż między piłkarzami obu drużyn nie było takich antagonizmów jak między kibicami. W tamtych czasach kończący kariery wiślacy przed emeryturą często wzmacniali tułającą się po niższych ligach Cracovię, której nie wiodło się najlepiej, taka sąsiedzka pomoc. Zresztą, trenerem Pasów był wtedy Franczak, wiślak z krwi i kości, znałem go doskonale, to też był mocny argument za przyjęciem oferty. Kibice Cracovii nigdy nie okazali mi sympatii, wiedzieli że w moim sercu jest tylko Wisła, ale okazywali mi szacunek za uczciwe wykonywanie obowiązków" - opowiadał nam Marek Motyka.

"Szanuję każdy klub, w którym pracuję, bo zapewnia mojej rodzinie utrzymanie, ale w każdym z nich już na wstępie otwarcie mówię, że miłością darzę tylko ten jeden jedyny, Wisłę Kraków".

Motyka z bólem opowiada o antagonizmach kibiców. "Kiedy grałem w Norwegii, na meczu derbowym było 16 tysięcy kibiców obu drużyn i tylko dwóch policjantów do ich pilnowania. Zawsze mi się marzyło, że u nas będzie tak samo. Proszę sobie wyobrazić, że ja naprawdę wierzyłem w pojednanie dla Papieża! Kiedyś, dawno temu, odbywały się takie fajne turnieje, z udziałem wszystkich krakowskich klubów, wspólnie można było wiele zdziałać i dobrze się przy tym bawić. Niestety, z uwagi na konflikty między kibicami, ze względów bezpieczeństwa trzeba było tę piękną tradycję zarzucić."

Pierwsze trenerskie doświadczenia

W 1993 roku Motyka trafił do MKS Kalwarianka, gdzie jednocześnie z sukcesami pełnił funkcję grającego trenera, doprowadzając Kalwariankę do III ligi.

Od sierpnia 1996 pracował jako trener LKS Garbarz Zembrzyce, przyczyniając się do awansu klubu z V do IV ligi. Dwa lata później na pół roku trafił do II-ligowego WKS Wawel. W sierpniu 1999 roku podjął pracę w V-ligowym klubie KS Raba Dobrzyce. Minął miesiąc i Motyka znów zmienił pracodawcę - tym razem był to Hutnik. Z Krakowa już po trzech miesiącach przeniósł się do Bochni trenować tamtejszy IV-ligowy BKS.

Po zakończeniu sezonu 1999/2000 wrócił do swej ukochanej Wisełki, podejmując pracę z zespołem rezerw Białej Gwiazdy. Był szczęśliwy z powrotu na Reymonta, choć z czasem zapał nieco gasł, gdy zorientował się, że w klubie tak naprawdę mało kogo interesowały wówczas losy drugiej drużyny, podobnie jak grup juniorskich...

Wyzwanie z ekstraklasy - Szczakowianka

21 maja 2002 roku Marek Motyka podjął wyzwanie - został nowym trenerem beniaminka piłkarskiej ekstraklasy, Garbarni Szczakowianki Jaworzno. "Zdaję sobie sprawę z tego, że w nowym sezonie, przy zmniejszaniu ligi Garbarnia będzie przez niektórych skazywana na spadek, ale to nie oznacza, że złożymy broń. Będziemy walczyć. Wyzwanie jest duże. Będę debiutantem, podobnie jak zespół. Zdaję sobie sprawę, że kibice Szczakowianki przyzwyczaili się do sukcesów i awansów. Mamy jednak też wiele do zyskania. Wszyscy jesteśmy głodni sukcesów" - powiedział Gazecie.pl po otrzymaniu nominacji.

Los chciał, że Szczakowianka Marka Motyki rozpoczęła sezon 2002/2003 od meczu z Wisłą u siebie. W pierwszą niedzielę sierpnia 2002 jako debiutujący w ekstraklasie szkoleniowiec mógł pochwalić się remisem z drużyną Henryka Kasperczaka. "Jestem sympatykiem Wisły, ale cieszę się, że nas nie pokonała" - powiedział po meczu. Dodajmy, że wiosenny rewanż przy Reymonta również zakończył się remisem.

"Mieliśmy udaną rundę wiosenną, zajmowaliśmy dziesiąte miejsce w ekstraklasie. Później przydarzyły się nam trzy porażki z rzędu i po przegranej z Groclinem 0:5 poinformowano mnie telefonicznie, że jestem zwolniony. To było nieprzyjemne, bo miałem umowę z zarządem, że pracuję do końca bez względu na wyniki. Podczas baraży, które zakończyły się słynną aferą, już mnie jednak w klubie nie było" - wspominał Motyka okoliczności przedwczesnego rozstania się z klubem z Jaworzna, kontrakt obowiązywał rok.

Zakaz stadionowy

Po meczu Szczakowianki z Wisłą Motyce zarzucano, że jego podopieczni prezentowali zbyt agresywny futbol, "polowali" na kości Wiślaków. Stało się to pretekstem do załamania stosunków na linii Bogusław Cupiał - Marek Motyka i młody trener przez kilka lat miał zakaz wstępu na stadion przy Reymonta. Jak sam twierdzi, przyczyny tego bolesnego wydarzenia w rzeczywistości były inne i nie miały nic wspólnego z grą jego podopiecznych.

"Byli wówczas w klubie ludzie - niestety, między innymi moi byli koledzy - którzy rozpowszechniali nieprawdziwe informacje, panu Cupiałowi przekazano kłamstwa, a ja nie miałem możliwości spotkania i wytłumaczenia. Aż przez sześć lat nie wolno mi było wracać do miejsca, które ukochałem najbardziej na świecie. Bolało, bardzo bolało. Dopiero niedawno wszystko zostało wyjaśnione, gdy mogłem osobiście porozmawiać z prezesem Cupiałem. Od tej pory jestem przy Reymonta kiedy tylko mogę, w tym również na zaproszenie pana Cupiała".

Przez Gorzyce do stolicy

Latem 2003 roku Motyka objął II-ligowe Tłoki Gorzyce, które o utrzymanie walczyć musiały w barażach. Pierwszy mecz w Radomiu Tłoki przegrały 1:3. Rewanżu u siebie Motyka nie doczekał. Został zwolniony, a Tłoki spadły do III ligi.

W lipcu 2004 roku przyjął propozycję pracy w Polonii Warszawa. "Jestem trochę jak ci nowi młodzi piłkarze, którzy pojawiają się w klubie. Taki młody, głodny sukcesu wilk. Zrobię wszystko, aby nie zmarnować tej szansy" - zadeklarował tuż po objęciu posady przy Konwiktorskiej. Motyka wprawdzie zrealizował postawiony mu cel i utrzymał zespół w ekstraklasie, ale naraził się kibicom po klęsce 0:5 z Legią. Było to najwyższe w dziejach zwycięstwo Legii na Konwiktorskiej. Wówczas wiadomo było, że Motyka nie zakotwiczy w Warszawie na dłużej. Kontrakt wygasł z końcem czerwca 2005 roku i trener opuścił Warszawę.

Do Górnika, z Górnika, do Górnika...

10 listopada 2005 roku podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze. W styczniu 2006 roku nieoczekiwanie na trenerskiej ławce zastąpił go Ryszard Komornicki. W kwietniu Motyka powrócił jednak do Zabrza, a Górnik szczęśliwie uchronił się przed spadkiem. Sezon 2006/2007 był również burzliwy. W grudniu 2006 roku Motykę zwolniono, zatrudniając Zdzisława Podedwornego, który miał "tchnąć nowego ducha w drużynę". Efekty były przeciwne do oczekiwanych i w marcu 2007 roku prezes Ryszard Szuster zadecydował o ponownym zatrudnieniu Motyki, który pozostał w Zabrzu do końca czerwca 2007 roku. O jednym z etapów pracy w Górniku Motyka opowiadał:

"Kiedy przychodziłem do Zabrza, to prezes Zbigniew Koźmiński nie miał dużych możliwości finansowych. Potem przyszedł do klubu prezes Jerzy Frenkiel i jego pierwszą decyzją było zwolnienie mnie. Wróciłem, utrzymałem zespół i znów nastąpiła zmiana prezesa. Eugeniusz Postolski startował jednak w wyborach na prezydenta miasta i poprzez Górnika lansował głównie swoją osobę. Jeździliśmy na kopalnię, do kardynała Stanisława Dziwisza, a piłka była na drugim miejscu. Potem zarzucono mi, że zrobiłem grupę objazdową, a to przecież nie była moja wina. Nie było wtedy z kim rozmawiać o piłce, bo każdy tylko próbował coś ugrać dla siebie."

Po opuszczeniu Zabrza Motykę czekał rok przerwy. "Pracuję w nocy, kiedy moja rodzina śpi, siedząc przed komputerem czy telewizorem. Wstaję po 9 rano, pochłaniam wszystkie gazety, a potem zaczyna się pustka. Planowanie dnia bez piłki jest strasznie bolesne. Po raz pierwszy zdarzyła mi się taka sytuacja, że byłem rok bez pracy. Owszem, pojawiały się oferty z niższych klas, ale ja już przecież przez te szczeble przeszedłem i nie chciałem do tego wracać. Człowiek czeka i czeka na ciekawą propozycję i nie może się doczekać. Trochę mnie to rozładowało" - wspominał.

W Bytomiu, w Kielcach, w Stróżach...

Po roku, przed sezonem 2008/2009 Motyka został trenerem Polonii Bytom, lecz mimo osiągnięcia przyzwoitych wyników, został zwolniony 15 marca 2009 roku. Od sezonu 2009/10 rozpoczął pracę jako szkoleniowiec Korony Kielce, jednakże już po kilku miesiącach, a dokładnie 23 listopada 2009 roku, został zwolniony, jego miejsce zajął Marcin Sasal.

14 października 2010 roku został trenerem Kolejarza Stróże. Wytrzymał do wiosny 2011, kiedy to po porażce z Sandecją (2:6) podał się do dymisji. O okolicznościach rozstania z Motyką opowiada na łamach Sądeczanina prezes Kolejarza, Bolesław Dywan: Przyszedł dzisiaj do mnie trener Marek Motyka i powiedział, że rezygnuje z pracy w Kolejarzu. Z tego, co wiem, w niedzielę odbyła się rozmowa senatora Stanisława Koguta z Markiem Motyką. Jej treść nie jest mi znana, ale skutki tak. Nie chcę oceniać pracy trenera. Powiem tylko tyle, że wyników nie było i nie ma. Zarząd postanowił, że obowiązki przejmie Tadeusz Kantor. Czy będzie to do końca sezonu, czy krócej, dzisiaj nie wiem.


Ciekawostka: Nazwisko trenera Motyki zapewne długo kojarzyć się będzie kibicom z tzw. szarańczą, czyli specyficznym sposobem rozegrania rzutów rożnych. "Nazwa szarańcza to mój pomysł. Samą zagrywkę zaczerpnąłem jednak z ligi hiszpańskiej. Nawet już nie pamiętam z jakiego klubu. Najważniejsze w szarańczy jest to, że okazała się skuteczna, już kilka goli przyniosła"


Tekst powstał na podstawie: wislakrakow.com; marekmotyka.pl; gazeta.pl; Andrzej Gowarzewski - Piłkarska Encyklopedia Fuji, 90minut.pl oraz wywiadu z Markiem Motyką


Źródło: wislakrakow.com
Autor: dorotja

Gwiazdy Białej Gwiazdy #30: Kapitan, piłkarski i życiowy twardziel - Marek Motyka

Data publikacji: 20-10-2017 19:06


Obrońca, który bał się trafić do Wisły ze względu na legendy, jakie w niej grają, po czym od razu po transferze znalazł miejsce w pierwszym składzie wśród nich. Piłkarz, który w debiutanckim sezonie wraz z Białą Gwiazdą zdobył mistrzostwo Polski. Charakterny góral, walczący w gorszych latach krakowskiego klubu o przywrócenie jego blasku. W końcu zawodnik z aż 370 występami w koszulce ekipy z Reymonta we wszystkich rozgrywkach, z czego aż w 328 od deski do deski. Po prostu „Marcyś” - Marek Motyka jest dziś 30., jubileuszową Gwiazdą Białej Gwiazdy.

Marek Motyka urodził się 17 kwietnia 1958 roku w Żywcu. Zanim jednak mógł skupić się na piłce, 12-latek musiał uporać się z olbrzymią stratą - w 1970 roku osierociła go matka. Jako, że ojciec nie interesował się losem syna, to na młodego „Marcysia” spadła rola wychowawcy młodszej siostry. Wytchnieniem dla młodziana była gra w piłkę na okolicznych boiskach. Futbol pozwolił Motyce przetrwać najtrudniejsze chwile, a jako, że w piłkę Motyka potrafił kopać, szybko zainteresowała się nim Soła Żywiec. W niej jednak nastolatek spędził zaledwie kilka miesięcy, po czym za dwadzieścia piłek został wytransferowany do drugiej drużyny znad Jeziora Żywieckiego, Koszarawy.

Przez Nową Hutę do Wisły

Po dwóch latach przyszedł czas na przeprowadzkę do Krakowa. Pierwszym klubem z grodu Kraka nie była jednak Wisła, a Hutnik, który jako jedyny wraz z kontraktem zaoferował „Marcysiowi” rehabilitację po kontuzji, której nabawił się jeszcze w Żywcu. A był to uraz, który nie przytrafiłby się przyszłej legendzie Białej Gwiazdy, gdyby ta zamiast starcia z Victorią Jaworzno wybrała… komunię świętą siostry. Po zderzeniu z rywalem nastolatek został odwieziony do szpitala, a cała rodzina uznała, że zdarzenie to było karą bożą za niesubordynację. Motyka musiałby wracać do piłki nieco dłużej, lecz pomocną dłoń wyciągnął Hutnik, z czego skorzystała później… Wisła. Po niecałym roku prawy obrońca zamienił Nową Hutę na stadion przy Reymonta, choć początkowo wcale nie był przekonany do słuszności tej decyzji.

W Białej Gwieździe grali wówczas zawodnicy, którzy dla młodego górala byli idolami. 19-latek bał się, że przy takiej konkurencji nie załapie się nawet do meczowej osiemnastki, a gra była dla niego najważniejsza. Młodziana do przejścia na Reymonta zachęcił jednak ówczesny prezes Białej Gwiazdy do spółki z Orestem Lenczykiem. 32-letni wówczas trener obiecał Motyce regularną grę i słowa dotrzymał. „Marcyś” zadebiutował 5 marca 1978 roku i od tego czasu przez kolejna 12 lat nie opuścił niemal żadnego spotkania. Prawy obrońca, który z biegiem czasu przeniósł się do środka obrony, był wybierany przez dziewięciu szkoleniowców w międzyczasie dowodzących Wisłą. Defensor odpłacał się za zaufanie w najlepszy możliwy sposób i już w pierwszym sezonie pomógł Białej Gwieździe w zdobyciu mistrzostwa Polski.

Kapitan opuszcza pokład ostatni

Na pierwsze gole „Marcyś” musiał czekać do kolejnego sezonu. Od razu jednak zdobył dwie i to nie z byle kim, bo Widzewem Łódź. Najpierw Motyka wykorzystał kontrę Białej Gwiazdy i strzałem z dystansu pokonał Stanisława Burzyńskiego. W drugiej części spotkania 21-letni obrońca wymanewrował czterech zawodników Widzewa, w tym Zbigniewa Bońka, i drugi raz wpisał się na listę strzelców. Mimo, że goli Motyka nie zdobywał często, to w ciągu 12 lat występów z białą gwiazdą na piersi udało mu się 18-krotnie zmuszać golkiperów rywali do wyciągania piłki z siatki. Aż 11 z nich padło na szczeblu II-ligowym, w którym Marek Motyka znacznie wyróżniał się na tle słabszych rywali.


Marek Motyka wraz z innymi uczestnikami meczu "Wisła to nasza historia".

W przeciwieństwie do niektórych zawodników, którzy po spadku do II ligi odeszli z Wisły, Motyka pozostał jej wierny i pełnił w niej wówczas rolę kapitana. „Uważałem, że skoro Wisła ze mną w składzie spadła, to ja muszę przywrócić jej blask. Pamiętałem dumę po mistrzostwie, tym bardziej nie mogłem odejść, gdy było źle. Czułem się odpowiedzialny za powrót Wisły na właściwe jej miejsce” - przyznawał na łamach prasy piłkarz Białej Gwiazdy. W 1988 roku krakowianie ponownie awansowali do I ligi, a jej kapitan pozostał w niej kolejne dwa sezony. W listopadzie 1989 roku „Marcyś” po raz 370 i ostatni przywdział wiślacki trykot i wyprowadził Białą Gwiazdę po raz ostatni na starcie z Zagłębiem Lubin. W wieku 32 lat Motyka przeniósł się na sezon do Norwegii, po tym, jak „opuścił Wisłę, gdy nic jej nie grozi”.

W kadrze epizod, w Wiśle pół życia

W reprezentacji narodowej Marek Motyka zadebiutował i zakończył karierę w wieku 22 lat. Jedynym szkoleniowcem, który widział w kadrze „Marcysia” był Ryszard Kulesza, zwolniony po aferze na Okęciu. Gdyby kiedyś zamiast na Wisłę Motyka postawił na Odrę Opole, w której trenerem był Antoni Piechniczek, znany z tego, że w kolejnych latach do dowodzonej przez siebie kadry powoływał sprawdzonych przez siebie w klubach graczy, być może licznik zatrzymałby na 8 spotkaniach. Stało się inaczej, ale może dzięki temu to słynący z niesamowitej wydolności i rajdów prawą flanką zawodnik stał się prawdziwą Gwiazdą Białej Gwiazdy.

Panie Marku, dziękujemy za wszystko i życzymy dużo zdrowia!

Jakub Pobożniak

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
1977/1978 Ekstraklasa 10 8 1 1      
1978/1979 Ekstraklasa 26 21 4 1      
1978/1979 Puchar Europy 6 5 1        
1978/1979 Puchar Polski 5 5          
1979/1980 Ekstraklasa 29 28 1   2    
1979/1980 Puchar Polski 1 1          
1980/1981 Ekstraklasa 25 20 2 3   2  
1980/1981 Puchar Polski 1 1          
1981/1982 Ekstraklasa 24 22 2   1 1  
1981/1982 Puchar UEFA 2 1 1     1  
1981/1982 Puchar Polski 2 2       1  
1982/1983 Ekstraklasa 30 30     2 1  
1982/1983 Puchar Polski 3 3          
1983/1984 Ekstraklasa 27 27       3  
1983/1984 Puchar Polski 7 7     1    
1984/1985 Ekstraklasa 17 15 1 1   4  
1984/1985 Puchar Zdobywców 2 2       1  
1984/1985 Puchar Polski 1 1          
1985/1986 II Liga 29 28 1   4    
1986/1987 II Liga 30 30     5 2  
1986/1987 Puchar Polski 8 8          
1986/1987 Mecz unieważniony 1 1          
1987/1988 II Liga 30 28 1 1 2 1  
1987/1988 Puchar Polski 2 1   1      
1987/1988 Baraż o I ligę 2 2          
1988/1989 Ekstraklasa 29 22 2 5 1 3  
1988/1989 Puchar Intertoto 3 3     1    
1988/1989 Puchar Polski 1     1      
1989/1990 Ekstraklasa 15 15       1  
1989/1990 Puchar Polski 2 1 1   1 1  
Razem Ekstraklasa (I) 232 208 13 11 6 15  
II Liga (II) 89 86 2 1 11 3  
Puchar Polski (PP) 33 30 1 2 2 2  
Puchar Europy (PE) 6 5 1        
Puchar Intertoto (IT) 3 3     1    
Puchar UEFA (PU) 2 1 1     1  
Puchar Zdobywców (PZ) 2 2       1  
Baraż o I ligę (B1) 2 2          
Mecz unieważniony (#P) 1 1          
RAZEM 370 338 18 14 20 22  


Lista wszystkich spotkań:

Ilość Roz. Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
1. (1)I1978.03.05WyjazdPolonia Bytom1-1   
2. (2)I1978.03.09DomZagłębie Sosnowiec1-0  
3. (3)I1978.03.12WyjazdŚląsk Wrocław1-3  
4. (4)I1978.03.19DomLech Poznań1-1   
5. (5)I1978.03.26WyjazdŁKS Łódź0-0   
6. (6)I1978.03.30DomPogoń Szczecin2-0   
7. (7)I1978.04.16WyjazdOdra Opole0-1   
8. (8)I1978.04.19DomSzombierki Bytom4-0   
9. (9)I1978.04.29WyjazdRuch Chorzów0-2   
10. (10)I1978.05.02DomArka Gdynia3-1   
11. (11)I1978.07.29DomRuch Chorzów3-1   
12. (12)I1978.08.02WyjazdLegia Warszawa0-0  
13. (13)I1978.08.06DomSzombierki Bytom1-1   
14. (14)I1978.08.16DomŚląsk Wrocław0-1  
15. (15)I1978.09.09DomPogoń Szczecin4-0   
16. (1)PE1978.09.13WyjazdClub Brugge1-2   
17. (1)PP1978.09.16WyjazdArkonia Szczecin2-0   
18. (16)I1978.09.24WyjazdGKS Katowice1-1   
19. (2)PE1978.09.27DomClub Brugge3-1  
20. (17)I1978.10.01DomGwardia Warszawa3-1   
21. (18)I1978.10.07DomŁKS Łódź1-4  
22. (19)I1978.10.14WyjazdPolonia Bytom0-1   
23. (3)PE1978.10.18WyjazdZbrojovka Brno2-2   
24. (2)PP1978.10.22DomPogoń Szczecin2-1   
25. (4)PE1978.11.01DomZbrojovka Brno1-1   
26. (20)I1978.11.05WyjazdZagłębie Sosnowiec0-1   
27. (21)I1978.11.19DomLech Poznań4-1   
28. (22)I1978.11.22WyjazdArka Gdynia2-4  
29. (3)PP1978.11.26WyjazdLechia Gdańsk2-1   
30. (23)I1979.03.03WyjazdRuch Chorzów0-3   
31. (5)PE1979.03.07DomMalmo FF Malmo2-1   
32. (24)I1979.03.11DomLegia Warszawa2-2   
33. (25)I1979.03.17WyjazdSzombierki Bytom1-1   
34. (6)PE1979.03.21WyjazdMalmo FF Malmo1-4   
35. (26)I1979.03.25DomWidzew Łódź2-1   
36. (4)PP1979.03.28WyjazdZagłębie II Lubin3-0   
37. (27)I1979.03.31WyjazdStal Mielec1-2   
38. (28)I1979.04.08DomOdra Opole1-1   
39. (29)I1979.04.25WyjazdPogoń Szczecin0-3  
40. (30)I1979.05.05DomGKS Katowice1-1   
41. (5)PP1979.05.09WyjazdArka Gdynia1-2   
42. (31)I1979.05.13WyjazdGwardia Warszawa1-3   
43. (32)I1979.05.20DomPolonia Bytom4-0   
44. (33)I1979.05.26WyjazdŁKS Łódź1-3   
45. (34)I1979.05.30DomZagłębie Sosnowiec2-1   
46. (35)I1979.06.06WyjazdLech Poznań0-2   
47. (36)I1979.06.10DomArka Gdynia3-0   
48. (37)I1979.07.28DomSzombierki Bytom4-0   
49. (38)I1979.08.01WyjazdArka Gdynia1-2   
50. (39)I1979.08.05DomŁKS Łódź2-1   
51. (40)I1979.08.11WyjazdŚląsk Wrocław0-1   
52. (41)I1979.08.15DomLegia Warszawa2-3   
53. (42)I1979.08.25DomGKS Katowice3-0   
54. (43)I1979.09.01WyjazdGórnik Zabrze0-2   
55. (44)I1979.09.05DomRuch Chorzów3-0   
56. (45)I1979.09.16WyjazdPolonia Bytom2-2   
57. (46)I1979.10.20WyjazdWidzew Łódź2-0  
58. (47)I1979.11.04DomLech Poznań5-1   
59. (6)PP1979.11.07WyjazdLech Poznań0-1   
60. (48)I1979.11.18WyjazdStal Mielec0-2   
61. (49)I1979.11.24DomOdra Opole1-0   
62. (50)I1979.12.02WyjazdZagłębie Sosnowiec1-3   
63. (51)I1980.03.09WyjazdSzombierki Bytom1-1   
64. (52)I1980.03.15DomArka Gdynia2-1   
65. (53)I1980.03.22WyjazdŁKS Łódź1-2   
66. (54)I1980.03.29DomŚląsk Wrocław1-0   
67. (55)I1980.04.05WyjazdLegia Warszawa0-2   
68. (56)I1980.04.12WyjazdGKS Katowice1-1   
69. (57)I1980.04.23DomGórnik Zabrze4-0   
70. (58)I1980.04.30WyjazdRuch Chorzów1-2   
71. (59)I1980.05.04DomPolonia Bytom4-0   
72. (60)I1980.05.08WyjazdZawisza Bydgoszcz2-3   
73. (61)I1980.05.18DomWidzew Łódź6-3   
74. (62)I1980.05.24WyjazdLech Poznań0-2  
75. (63)I1980.06.04DomStal Mielec0-0   
76. (64)I1980.06.07WyjazdOdra Opole4-0   
77. (65)I1980.06.15DomZagłębie Sosnowiec2-1   
78. (66)I1980.08.16WyjazdRuch Chorzów1-2   
79. (67)I1980.08.23DomŚląsk Wrocław2-1   
80. (68)I1980.08.27DomZagłębie Sosnowiec0-0   
81. (69)I1980.08.31WyjazdSzombierki Bytom1-3  
82. (70)I1980.09.06DomLech Poznań3-1   
83. (7)PP1980.09.09WyjazdStal Stalowa Wola0-1   
84. (71)I1980.09.27DomOdra Opole1-0   
85. (72)I1980.10.05WyjazdLegia Warszawa2-0   
86. (73)I1980.10.08DomArka Gdynia1-1   
87. (74)I1980.10.19WyjazdBałtyk Gdynia0-1   
88. (75)I1980.10.25DomŁKS Łódź4-0   
89. (76)I1980.10.29WyjazdWidzew Łódź1-1  grafika:Zk.jpg
90. (77)I1980.11.15WyjazdMotor Lublin5-1   
91. (78)I1980.11.22DomGórnik Zabrze0-0   
92. (79)I1981.03.14DomRuch Chorzów4-1  
93. (80)I1981.03.21WyjazdŚląsk Wrocław0-1  
94. (81)I1981.03.28WyjazdZagłębie Sosnowiec2-1   
95. (82)I1981.04.01DomSzombierki Bytom3-2   
96. (83)I1981.04.05WyjazdLech Poznań0-2  grafika:Zk.jpg
97. (84)I1981.04.11DomZawisza Bydgoszcz2-0  
98. (85)I1981.05.16DomBałtyk Gdynia1-1   
99. (86)I1981.05.27WyjazdŁKS Łódź0-1   
100. (87)I1981.06.03DomWidzew Łódź3-2   
101. (88)I1981.06.07WyjazdStal Mielec3-5  
102. (89)I1981.06.10DomMotor Lublin3-0   
103. (90)I1981.06.14WyjazdGórnik Zabrze1-1   
104. (91)I1981.08.08WyjazdGwardia Warszawa2-2   
105. (92)I1981.08.15DomArka Gdynia3-0   
106. (93)I1981.08.22WyjazdRuch Chorzów1-2   
107. (94)I1981.08.26DomWidzew Łódź1-1   
108. (95)I1981.08.29WyjazdGórnik Zabrze0-3   
109. (96)I1981.09.05DomStal Mielec1-1   
110. (97)I1981.09.12WyjazdMotor Lublin1-1   
111. (1)PU1981.09.16WyjazdMalmo FF Malmo0-2 grafika:Zk.jpg
112. (98)I1981.09.26DomBałtyk Gdynia4-0   
113. (2)PU1981.09.30DomMalmo FF Malmo1-3   
114. (99)I1981.10.14WyjazdZagłębie Sosnowiec0-0   
115. (100)I1981.11.07DomSzombierki Bytom1-0  grafika:Zk.jpg
116. (8)PP1981.11.25WyjazdStal Rzeszów2-0   
117. (101)I1981.11.29DomŚląsk Wrocław0-0   
118. (9)PP1981.12.05WyjazdPogoń Szczecin1-2  grafika:Zk.jpg
119. (102)I1982.03.20DomRuch Chorzów1-1   
120. (103)I1982.03.24WyjazdWidzew Łódź0-2   
121. (104)I1982.03.27DomGórnik Zabrze1-1   
122. (105)I1982.03.31WyjazdStal Mielec0-1   
123. (106)I1982.04.03DomMotor Lublin5-1   
124. (107)I1982.04.07DomLegia Warszawa1-2   
125. (108)I1982.04.10WyjazdBałtyk Gdynia0-2   
126. (109)I1982.04.14DomZagłębie Sosnowiec1-1  
127. (110)I1982.04.17WyjazdŁKS Łódź2-0   
128. (111)I1982.04.24DomLech Poznań3-1 
129. (112)I1982.04.28WyjazdSzombierki Bytom1-1   
130. (113)I1982.05.01DomPogoń Szczecin1-2   
131. (114)I1982.05.09WyjazdŚląsk Wrocław1-0   
132. (115)I1982.07.31WyjazdSzombierki Bytom1-0   
133. (116)I1982.08.08DomGórnik Zabrze0-1   
134. (117)I1982.08.14WyjazdŚląsk Wrocław1-2   
135. (118)I1982.08.22DomPogoń Szczecin0-1   
136. (119)I1982.09.03WyjazdWidzew Łódź0-2  grafika:Zk.jpg
137. (120)I1982.09.11DomCracovia0-0   
138. (121)I1982.09.18WyjazdGwardia Warszawa0-1   
139. (10)PP1982.09.22WyjazdCracovia2-2   
140. (122)I1982.09.25DomZagłębie Sosnowiec2-0   
141. (123)I1982.10.02WyjazdStal Mielec2-1   
142. (124)I1982.10.16DomBałtyk Gdynia1-0   
143. (125)I1982.10.24WyjazdLech Poznań1-3   
144. (126)I1982.10.31DomŁKS Łódź1-1   
145. (127)I1982.11.06WyjazdRuch Chorzów0-4   
146. (128)I1982.11.14WyjazdLegia Warszawa2-0   
147. (129)I1982.11.21DomGKS Katowice3-0   
148. (11)PP1982.11.28WyjazdSzombierki Bytom1-0   
149. (130)I1983.03.13DomSzombierki Bytom3-1   
150. (12)PP1983.03.16WyjazdPiast Gliwice0-1   
151. (131)I1983.03.19WyjazdGórnik Zabrze3-1  
152. (132)I1983.03.27DomŚląsk Wrocław3-1   
153. (133)I1983.04.02WyjazdPogoń Szczecin0-3   
154. (134)I1983.04.10DomWidzew Łódź1-1   
155. (135)I1983.04.23WyjazdCracovia1-2   
156. (136)I1983.04.27DomGwardia Warszawa1-1   
157. (137)I1983.05.07WyjazdZagłębie Sosnowiec1-1   
158. (138)I1983.05.11DomStal Mielec0-1   
159. (139)I1983.05.28WyjazdBałtyk Gdynia0-1   
160. (140)I1983.06.01DomLech Poznań6-0   
161. (141)I1983.06.04WyjazdŁKS Łódź2-2   
162. (142)I1983.06.12DomRuch Chorzów2-1   
163. (143)I1983.06.15DomLegia Warszawa4-3   
164. (144)I1983.06.19WyjazdGKS Katowice3-1  
165. (145)I1983.08.07WyjazdLech Poznań0-1   
166. (146)I1983.08.13DomCracovia0-0   
167. (147)I1983.08.17WyjazdGórnik Wałbrzych1-5   
168. (148)I1983.08.21DomGórnik Zabrze2-2   
169. (149)I1983.08.27WyjazdŁKS Łódź0-1   
170. (150)I1983.09.10WyjazdGKS Katowice2-5   
171. (151)I1983.09.13DomRuch Chorzów1-1   
172. (152)I1983.09.18DomPogoń Szczecin1-1   
173. (153)I1983.09.24WyjazdLegia Warszawa2-4  grafika:Zk.jpg
174. (13)PP1983.09.28WyjazdLechia Piechowice2-1   
175. (154)I1983.10.01WyjazdŚląsk Wrocław2-3   
176. (155)I1983.10.12DomSzombierki Bytom2-0   
177. (156)I1983.10.16WyjazdWidzew Łódź2-4   
178. (157)I1983.10.22DomBałtyk Gdynia1-0   
179. (158)I1983.11.05WyjazdZagłębie Sosnowiec4-1   
180. (159)I1983.11.12DomMotor Lublin0-0  grafika:Zk.jpg
181. (14)PP1983.11.19DomMotor Lublin4-2   
182. (15)PP1983.11.27DomGórnik Knurów3-2  
183. (16)PP1984.03.04WyjazdGórnik Knurów1-0   
184. (160)I1984.03.10DomLech Poznań0-0   
185. (17)PP1984.03.14DomStal Mielec0-0   
186. (161)I1984.03.18WyjazdCracovia0-0   
187. (162)I1984.04.07WyjazdGórnik Zabrze1-1   
188. (163)I1984.04.14DomŁKS Łódź1-0  grafika:Zk.jpg
189. (164)I1984.04.29DomGKS Katowice3-0   
190. (165)I1984.05.05WyjazdPogoń Szczecin1-2   
191. (166)I1984.05.09DomLegia Warszawa0-1   
192. (167)I1984.05.12DomŚląsk Wrocław3-1   
193. (18)PP1984.05.16WyjazdStal Mielec2-0   
194. (168)I1984.05.27DomWidzew Łódź1-1   
195. (169)I1984.06.02WyjazdBałtyk Gdynia0-0   
196. (170)I1984.06.10DomZagłębie Sosnowiec0-1   
197. (171)I1984.06.13WyjazdMotor Lublin2-1   
198. (19)PP1984.06.19WyjazdLech Poznań0-3   
199. (172)I1984.08.11DomŁKS Łódź1-0  grafika:Zk.jpg
200. (173)I1984.08.15WyjazdZagłębie Sosnowiec0-1   
201. (174)I1984.08.19DomPogoń Szczecin0-2   
202. (175)I1984.08.25WyjazdLech Poznań0-2   
203. (176)I1984.09.01DomRuch Chorzów0-1   
204. (20)PP1984.09.05WyjazdBroń Radom0-0   
205. (177)I1984.09.08DomLegia Warszawa0-0   
206. (178)I1984.10.21WyjazdMotor Lublin0-0  grafika:Zk.jpg
207. (1)PZ1984.10.24WyjazdFortuna Sittard0-2  grafika:Zk.jpg
208. (2)PZ1984.11.07DomFortuna Sittard2-1   
209. (179)I1984.11.17DomGórnik Wałbrzych2-1   
210. (180)I1984.11.25WyjazdBałtyk Gdynia0-2  
211. (181)I1985.03.09WyjazdŁKS Łódź0-0  grafika:Zk.jpg
212. (182)I1985.03.17DomZagłębie Sosnowiec1-0   
213. (183)I1985.03.30DomLech Poznań0-2   
214. (184)I1985.04.06WyjazdRuch Chorzów0-1   
215. (185)I1985.04.14WyjazdLegia Warszawa2-0   
216. (186)I1985.04.20DomRadomiak Radom0-2   
217. (187)I1985.05.04WyjazdLechia Gdańsk0-2   
218. (188)I1985.06.15DomŚląsk Wrocław1-0 grafika:Zk.jpg
219. (1)II1985.08.10DomOlimpia Elbląg1-0   
220. (2)II1985.08.17WyjazdBroń Radom1-3   
221. (3)II1985.08.24DomHutnik Kraków2-1  
222. (4)II1985.09.01WyjazdUrsus Warszawa1-0   
223. (5)II1985.09.07DomWłókniarz Pabianice3-0   
224. (6)II1985.09.15WyjazdJagiellonia Białystok1-0   
225. (7)II1985.09.21DomIgloopol Dębica1-0   
226. (8)II1985.09.29WyjazdResovia Rzeszów0-1   
227. (9)II1985.10.05DomStal Stalowa Wola1-2   
228. (10)II1985.10.12WyjazdKorona Kielce2-0   
229. (11)II1985.10.20WyjazdStart Łódź0-1   
230. (12)II1985.10.26DomPolonia Bytom2-1   
231. (13)II1985.11.03WyjazdBłękitni Kielce2-1   
232. (14)II1985.11.09DomUnia Tarnów3-2   
233. (15)II1986.03.16DomGórnik Knurów4-0  
234. (16)II1986.03.22WyjazdOlimpia Elbląg0-1   
235. (17)II1986.03.29DomBroń Radom1-1   
236. (18)II1986.04.06WyjazdHutnik Kraków1-1  
237. (19)II1986.04.12DomUrsus Warszawa1-0  
238. (20)II1986.04.20WyjazdWłókniarz Pabianice1-2   
239. (21)II1986.04.26DomJagiellonia Białystok1-3   
240. (22)II1986.05.04WyjazdIgloopol Dębica1-0   
241. (23)II1986.05.10DomResovia Rzeszów0-0   
242. (24)II1986.05.17WyjazdStal Stalowa Wola1-0   
243. (25)II1986.05.24DomKorona Kielce1-0   
244. (26)II1986.05.31DomStart Łódź1-1   
245. (27)II1986.06.07WyjazdPolonia Bytom0-3   
246. (28)II1986.06.14DomBłękitni Kielce2-1   
247. (29)II1986.06.19WyjazdUnia Tarnów0-0  
248. (21)PP1986.08.02WyjazdPolna Przemyśl1-0   
249. (30)II1986.08.09DomStal Stalowa Wola2-0   
250. (22)PP1986.08.13WyjazdStal Rzeszów0-0   
251. (31)II1986.08.17WyjazdBroń Radom2-0   
252. (32)II1986.08.23DomJagiellonia Białystok1-0   
253. (33)II1986.08.30WyjazdKorona Kielce2-0   
254. (34)II1986.09.06DomWłókniarz Pabianice1-0   
255. (35)II1986.09.13WyjazdResovia Rzeszów0-0   
256. (36)II1986.09.21DomOlimpia Elbląg1-1   
257. (23)PP1986.09.24DomRuch Chorzów2-1   
258. (37)II1986.09.28WyjazdHutnik Kraków1-1   
259. (38)II1986.10.04DomAvia Świdnik1-0   
260. (39)II1986.10.11WyjazdHutnik Warszawa0-1   
261. (40)II1986.10.18DomZagłębie Sosnowiec1-0  
262. (41)II1986.10.26WyjazdGórnik Knurów0-2   
263. (42)II1986.11.02DomIgloopol Dębica1-0   
264. (43)II1986.11.09WyjazdWisła Płock3-4  
265. (44)II1986.11.15DomSandecja Nowy Sącz2-0   
266. (24)PP #P1986.11.29DomLegia Warszawa1-0   
267. (45)II1987.03.15WyjazdStal Stalowa Wola2-3  grafika:Zk.jpg
268. (24)PP1987.03.18DomLegia Warszawa1-1   
269. (46)II1987.03.22DomBroń Radom0-2   
270. (47)II1987.03.28WyjazdJagiellonia Białystok0-3   
271. (48)II1987.04.04DomKorona Kielce3-0   
272. (49)II1987.04.12WyjazdWłókniarz Pabianice0-1   
273. (25)PP1987.04.15DomGKS Bełchatów2-0   
274. (50)II1987.04.18DomResovia Rzeszów3-1  
275. (51)II1987.04.25WyjazdOlimpia Elbląg2-1  
276. (52)II1987.05.02DomHutnik Kraków0-2   
277. (26)PP1987.05.06WyjazdGKS Bełchatów1-2   
278. (53)II1987.05.09WyjazdAvia Świdnik2-0   
279. (54)II1987.05.16DomHutnik Warszawa2-1   
280. (55)II1987.05.23WyjazdZagłębie Sosnowiec0-0   
281. (56)II1987.05.30DomGórnik Knurów1-3   
282. (27)PP1987.06.03WyjazdŚląsk Wrocław0-1   
283. (57)II1987.06.06WyjazdIgloopol Dębica1-2  grafika:Zk.jpg
284. (58)II1987.06.14DomWisła Płock2-1   
285. (28)PP1987.06.17DomŚląsk Wrocław1-1   
286. (59)II1987.06.21WyjazdSandecja Nowy Sącz3-2  
287. (29)PP1987.08.05WyjazdGlinik Gorlice2-2  
288. (6)II1987.08.09DomAvia Świdnik2-0   
289. (61)II1987.08.15WyjazdGórnik Knurów2-3   
290. (62)II1987.08.22DomGKS Bełchatów0-0   
291. (63)II1987.08.29DomWłókniarz Pabianice0-1   
292. (64)II1987.09.05WyjazdStal Mielec0-1   
293. (65)II1987.09.12DomZagłębie Sosnowiec0-1  
294. (30)PP1987.09.15WyjazdGKS Bełchatów0-1   
295. (66)II1987.09.19WyjazdGwardia Szczytno2-2   
296. (67)II1987.09.26DomStal Rzeszów4-1   
297. (68)II1987.10.04WyjazdBroń Radom1-1   
298. (69)II1987.10.10DomBłękitni Kielce4-0  
299. (70)II1987.10.17WyjazdHutnik Kraków2-0   
300. (71)II1987.10.24DomMotor Lublin0-0   
301. (72)II1987.10.31WyjazdIgloopol Dębica0-0   
302. (73)II1987.11.07DomOlimpia Elbląg2-0 grafika:Zk.jpg
303. (74)II1987.11.14WyjazdResovia Rzeszów1-0   
304. (75)II1988.03.12WyjazdAvia Świdnik1-0   
305. (76)II1988.03.19DomGórnik Knurów2-1   
306. (77)II1988.03.26WyjazdGKS Bełchatów0-2   
307. (78)II1988.04.02WyjazdWłókniarz Pabianice2-0   
308. (79)II1988.04.09DomStal Mielec1-1   
309. (80)II1988.04.16WyjazdZagłębie Sosnowiec1-1   
310. (81)II1988.04.23DomGwardia Szczytno5-1   
311. (82)II1988.04.30WyjazdStal Rzeszów0-2   
312. (83)II1988.05.07DomBroń Radom1-1   
313. (84)II1988.05.14WyjazdBłękitni Kielce1-0   
314. (85)II1988.05.21DomHutnik Kraków1-0   
315. (86)II1988.05.28WyjazdMotor Lublin1-1   
316. (87)II1988.06.04DomIgloopol Dębica2-0   
317. (88)II1988.06.11WyjazdOlimpia Elbląg3-1   
318. (89)II1988.06.18DomResovia Rzeszów0-1  
319. (90)II B11988.06.26WyjazdGórnik Knurów0-1   
320. (91)II B11988.06.30DomGórnik Knurów4-2   
321. (189)I1988.07.31DomJagiellonia Białystok0-1   
322. (31)PP1988.08.03WyjazdRozbark Bytom2-4  
323. (190)I1988.08.06WyjazdLech Poznań0-3   
324. (191)I1988.08.13DomGKS Jastrzębie1-0   
325. (192)I1988.08.20DomLegia Warszawa1-1  grafika:Zk.jpg
326. (193)I1988.08.27WyjazdStal Mielec2-3   
327. (194)I1988.09.03DomPogoń Szczecin4-2  
328. (195)I1988.09.10WyjazdRuch Chorzów0-1  
329. (196)I1988.09.23DomWidzew Łódź2-1   
330. (197)I1988.09.28WyjazdGórnik Zabrze0-4  
331. (198)I1988.10.02DomOlimpia Poznań1-1  
332. (199)I1988.10.08WyjazdŚląsk Wrocław0-0   
333. (200)I1988.10.22DomGórnik Wałbrzych1-2 
334. (201)I1988.10.29WyjazdSzombierki Bytom3-0   
335. (202)I1988.11.05DomGKS Katowice3-1   
336. (203)I1988.11.19WyjazdŁKS Łódź1-2   
337. (204)I1989.03.11WyjazdJagiellonia Białystok0-0   
338. (205)I1989.03.19DomLech Poznań0-0   
339. (206)I1989.03.25WyjazdGKS Jastrzębie2-4  
340. (207)I1989.03.29WyjazdLegia Warszawa0-4   
341. (208)I1989.04.09DomStal Mielec1-0   
342. (209)I1989.04.15WyjazdPogoń Szczecin1-1   
343. (210)I1989.04.22DomRuch Chorzów1-4   
344. (211)I1989.05.10WyjazdWidzew Łódź2-1   
345. (212)I1989.05.14DomGórnik Zabrze1-0   
346. (213)I1989.05.20WyjazdOlimpia Poznań0-3  grafika:Zk.jpg
347. (214)I1989.05.24DomŚląsk Wrocław0-5  
348. (215)I1989.06.07WyjazdGórnik Wałbrzych1-2  grafika:Zk.jpg
349. (216)I1989.06.11DomSzombierki Bytom3-0   
350. (217)I1989.06.17WyjazdGKS Katowice0-1   
351. (1)IT1989.07.15DomHapoel Petah Tikva0-3   
352. (2)IT1989.07.19DomBeitar Tel Aviv4-0  
353. (3)IT1989.07.22DomSparta Praga3-3   
354. (218)I1989.07.29WyjazdOlimpia Poznań1-1   
355. (219)I1989.08.02DomZagłębie Sosnowiec1-2   
356. (220)I1989.08.06WyjazdZawisza Bydgoszcz0-2  grafika:Zk.jpg
357. (221)I1989.08.12DomŁKS Łódź3-2   
358. (222)I1989.08.16WyjazdŚląsk Wrocław0-2   
359. (223)I1989.08.26DomJagiellonia Białystok1-1   
360. (32)PP1989.08.30WyjazdPolonia Bytom2-0  
361. (224)I1989.09.02WyjazdGKS Katowice1-2   
362. (225)I1989.09.16WyjazdLech Poznań0-2   
363. (226)I1989.09.23DomStal Mielec2-1   
364. (227)I1989.10.01WyjazdGórnik Zabrze0-2   
365. (228)I1989.10.14DomWidzew Łódź1-0   
366. (33)PP1989.10.18WyjazdPogoń Szczecin2-3 grafika:Zk.jpg
367. (229)I1989.10.28WyjazdMotor Lublin0-2   
368. (230)I1989.11.04DomRuch Chorzów3-0   
369. (231)I1989.11.19WyjazdLegia Warszawa3-0   
370. (232)I1989.11.25DomZagłębie Lubin2-1   

Mecze w Reprezentacji Polski

Motyka wystąpił w barwach narodowych osiem razy, wyłącznie w meczach towarzyskich. Wszystkie mecze odbyły się w 1980 roku.

Pogrubiono występy Motyki jako Wiślaka.

Trenerska kariera

Klub Lata
Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska 1993 - 1996 (grający trener)
Garbarz Zembrzyce 1996 - 1998 (grający trener)
Wawel Kraków 1998 - 1999
Raba Dobczyce 1999 (grający trener)
Hutnik Kraków 1999
BKS Bochnia 2000
Wisła II Kraków 2000 - 2002
Szczakowianka Jaworzno maj 2002 - maj 2003
Tłoki Gorzyce sierpień 2003 - czerwiec 2004
Polonia Warszawa czerwiec 2004 - czerwiec 2005
Górnik Zabrze ( Ekstraklasa ) między listopadem 2005 a majem 2007 trzykrotnie pełnik funkcję trenera
Polonia Bytom ( Ekstraklasa) lipiec 2008 - marzec 2009
Korona Kielce ( Ekstraklasa) maj 2009 - listopada 2009
Kolejarz Stróże ( I liga) październik 2010 - kwiecień 2011
Garbarnia Kraków ( II liga) sierpień 2012 - maj 2013
Limanovia Limanowa ( II liga) kwiecień 2015 - czerwiec 2015
Rozwój Katowice ( I liga) czerwiec 2015 - wrzesień 2015
Concordia Knurów ( IV liga) lipiec 2016 - listopad 2016
Hetman Zamość ( IV liga) kwiecień 2017 - wrzesień 2017
LKS Śledziejowice ( IV liga) marzec 2021 -


Wideo

Sport i sportowcy - Dwa mecze Marka

Marek Motyka − młody 19-letni chłopak utalentowany piłkarz krakowskiego klubu Hutnik. Piłkę nożną traktuje jak hobby. Dostał propozycję powołania do reprezentacji pod warunkiem że, przeszedłby do jakiegoś pierwszoligowego klubu,. Propozycji ma wiele, decyzji ostatecznej sam nie potrafi podjąć. Kibice i władze klubu Hutnik Kraków uważają ze jest jeszcze za młody i nie jest gotowy na tak dużą zmianę, został postawiony w niezręcznej sytuacji, z której sam nie wie jak wybrnąć. Jego własnym priorytetem jest ukończenie Technikum Samochodowe, nie chce opuszczać rodzinnych stron ani rodziny.

Zobacz cyfrowa.tvp.pl



Galeria

Kącik poetycki

Na Marka M.


Nawet po dwukrotnym obiegnięciu równika
Grał na najwyższych obrotach „Marcyś” Motyka.

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach


Marek Motyka wspomina stan wojenny

Stan wojenny wspomina były piłkarz GTS Wisła Kraków
13 grudnia 2011

Marek Motyka:

Grałem wówczas w Wiśle, a wiadomo, że klub milicyjny rządził się swoimi prawami. Niektórzy oficerowie, którzy byli zatrudnieni w komendzie, zostali przeznaczeni do pracy na obiektach, gdzie skomasowane były siły ZOMO i trzeba było tam pomagać w różnej formie.

My, piłkarze, na szczęście nie byliśmy zaangażowani w pomoc ZOMO, tylko byliśmy skupieni na grze w piłkę. Jeśli chodzi o działania milicyjne, szczęśliwie byliśmy na bocznym torze.

Niektórych naszych trenerów brano do pracy w komendzie, albo na obiektach sportowych.

Miałem problemy z dostawaniem się do domu. Mieszkałem w pobliżu kościoła Arka Pana, a tam był skupisko wszelkich działań solidarnościowych. W tym kościele ludzie z Nowej Huty mieli różne spotkania i tam ustalali swoje działania. Ze względów bezpieczeństwa żona z naszym malutkim dzieckiem w czasie moich treningów czekała na mnie w Krakowie i do Nowej Huty wracaliśmy razem późnym wieczorem.

W ciągu dnia pod naszym mieszkaniem były dość ostre akcje protestacyjne, a milicja próbowała to zwalczać. Byłem w o tyle niezręcznej sytuacji, że nasze zatrudnienie w milicji było fikcyjne. Tak naprawdę nie mieliśmy o niczym zielonego pojęcia, nie mieliśmy żadnych uprawnień.

Było mi ciężko mieszkać w bloku z tego względu, że byłem jedynym mężczyzną, który przebywał w domu w czasie strajków, okupacji Huty, gdy większość moich sąsiadów zamkniętych było w Hucie Lenina. Sąsiedzi na szczęście wiedzieli, że ja de facto nie mam żadnych powiązań z milicją i jestem tylko piłkarzem. Niezręcznie się czułem, gdy w całej klatce w mieszkaniach były tylko kobiety, dzieci i ja.

Zajścia pod kościołem były bardzo uciążliwe. Pod moim blokiem zastrzelono Bogdana Włosika. W pewnym momencie ktoś z klubu wpadł na pomysł, żeby moje mieszkanie wykorzystać do obserwacji. Absolutnie się na to nie zgodziłem. Gdyby sąsiedzi zobaczyli, że do mojego mieszkania ktoś wnosi kamery, mogliby mnie zlinczować.

Źródło: gazetakrakowska.pl

Materiały prasowe do biografii


Echo Krakowa. 1977, nr 236 (18 X) nr 9913

Przed kilkoma tygodniami na łamach „Piłki nożnej” ukazała się informacja mówiąca o tym, że utalentowany piłkarz krakowskiego Hutnika — Marek Motyka, po jednym z występów w reprezentacji Polski, żalił się kolegom, iż chciałby grać w klubie I-ligowym. „Piłka nożna” biadała, że koledzy z drużyny narodowej nie mogli pomóc biednemu krakowianinowi. Informacja — w rzeczywistości reklamowy anons — przyniosła zamierzony skutek. Mieszkanie piłkarza Stało się celem istnej pielgrzymki przedstawicieli klubów z całej Polski. Byli tu już wysłannicy szczecińskiej Pogoni, warszawskiej Legii, mieleckiej Stali, bytomskich Szombierek, chorzowskiego Ruchu. Panowie cierpliwie czekają pod drzwiami na powrót do domu lokatora i z. wielką atencją dla piłkarskiego mistrza składają swe oferty, namawiają, kuszą i obiecują — jak zwykle w takich wypadkach — złote góry. Marek Motyka jest z pewnością utalentowanym zawodnikiem. Od kilku sezonów znajduje się w orbicie zainteresowań szkoleniowców kadry, regularnie bywa powoływany do reprezentacji. Jeśli już miałby zmieniać klub, z uwagi na niemożność rozwijania swego talentu w Hutniku, to najlepszą drużyną jest z pewnością Wisła, zespół młody, o wielkiej przyszłości, lider ekstraklasy. I nie musiałby wówczas piłkarz zmieniać miejsca zamieszkania, szkoły, środowiska. Chyba, że wcale nie chodzi tu o względy sportowe? Naszym zdaniem Hutnik jest w tej chwili klubem, w którym Motyka ma doskonałe warunki rozwoju talentu, jest bowiem graczem pierwszoplanowym, któremu trenerzy poświęcają wiele uwagi, który ma szansę częstego grania, wykazywania swej klasy. Mamy nadzieję, że kierownictwo klubu hutniczego nie zgodzi się na odejście Motyki do innej drużyny, że znajdzie pomoc w tym względzie tak u krakowskich władz sportowych, jak też szkoleniowców i działaczy PZPN, (lang


Echo Krakowa. 1977, nr 287 (21 XII) nr 9964

M. Motyka w Ruchu?

Kilkakrotnie w ostatnich paru miesiącach poruszaliśmy na łamach naszej gazety sprawę piłkarza Hutnika — Marka Motyki. Utalentowany ten zawodnik jest od dłuższego czasu przedmiotem zabiegów działaczy różnych klubów ligowych, które próbują go pozyskać dla swych barw.

Cała sprawa zaczęła się od anonsu w tygodniku „Piłka nożna”, w którym piłkarz ogłaszał, przy pomocy usłużnego redaktora gazety, że chciałby koniecznie przejść do jakiegoś I-ligowego klubu.

Ostatnio do Hutnika wpłynęło oficjalne pismo od chorzowskiego Kuchu, w którym klub ten powołując się na podanie M. Motyki wyrażające chęć gry w zespole chorzowskim, prosi zarząd Hutnika o wyrażenie zgody na zmianę barw przez wspomnianego. piłkarza.

Nie jestem absolutnie zwolennikiem „przypisywania” piłkarzy na cale życie do jednego klubu, uważam, iż utalentowani gracze winni iść do zespołów wyższej klasy, kończący zaś karierę, starsi zawodnicy wyjeżdżać do zespołów zagranicznych, lub występować w niższych klasach, by móc swą sportową pasję kontynuować jak najdłużej, jak najlepiej. Jestem, też za przenoszeniem z. urzędu talentów do lepszych zespołów, jeżeli kluby między sobą nie dojdą do porozumienia. Równocześnie jednak uważam, że należy absolutnie przeciwdziałać wszelkim zmianom barw, mającym charakter kaperownictwa.

W konkretnym, poruszonym tu przypadku, jestem za zmianą barw klubowych przez Motykę, jeśli rzeczywiście piłkarz ten nie może prawidłowo rozwijać swego talentu w Hutniku, z jednym tylko zastrzeżeniem. Jeśli motywem zmiany przynależności klubowej jest chęć podnoszenia kwalifikacji sportowych, to rzecz absolutnie nie może dotyczyć Ruchu. Zespół chorzowski od kilku sezonów przezywa kryzys, znajduje się w gronie ligowych słabeuszy, mnożyły się w zespole niedobre przypadki dyskwalifikacji graczy za podobno tendencyjnie słabą grę, zmieniano trenerów itp. Nie jest to więc klub, w którym piłkarz miody, utalentowany znalazłby moralne i sportowe warunki rozwoju. I dlatego jestem przeciwny chęciom Motyki, mam prawo dopatrywać się w tej nagłej miłości do chorzowskiego Ruchu, jakichś pozasportowych względów.

Hutnik w jesiennej rundzie rozgrywek spisywał się zupełnie dobrze, wysoka lokata w ligowej tabeli, a przede wszystkim fakt, iż w zespole gra wielu młodych piłkarzy i to utalentowanych, znajdujących się w kręgu zainteresowań trenerów reprezentacji młodzieżowej i juniorów, pozwala snuć nadzieje na rozwój hutniczej drużyny, dalsze jej postępy i kto wie czy w niedalekiej przyszłości nie awans do I ligi. Czy w takim klubie gracz, który chce rzeczywiście doskonalić swój kunszt sportowy, nie będzie miał warunków rozwoju? A jeżeli już koniecznie Motyka musi grać w I lidze to winien w pierwszym rzędzie starać się o przejście do Wisły, klubu który jest wyraźnie „na fali”, pnie się w górę, ma szansę wybicia się w polskim futbolu na pierwszą pozycję. Obyłoby się bez konieczności zmiany środowiska, oderwania od rodziny, a z pożytkiem dla Motyki i krakowskiego futbolu z pewnością.

Myślę więc, iż działacze sportowi OZPN-u, wspólnie z zarządami sekcji piłkarskich obydwóch krakowskich klubów znajdą wraz z M. Motyką zadowalające nasze lokalne interesy wyjście z sytuacji. Szkoda byłaby wielka, gdyby kolejny utalentowany piłkarz krakowski, tu, w naszym mieście wychowany i wyuczony futbolowego abecadła, teraz zasilał szeregi innych drużyn.

Sprawa M. Motyki wkrótce zapewne znajdzie swój epilog.

Miejmy nadzieję, iż stanie się to z pożytkiem dla krakowskiego piłkarstwa. (lang)


Gazeta Południowa. 1978, nr 8 (11 I) nr 9231

Jak poinformował nas, trener piłkarzy Hutnika Kraków J. Pest, czołowy zawodnik tego klubu, obrońca — Motyka złożył podanie z prośbą o zwolnienie go do Wisły, na co Hutnik wyraził zgodę. Motyka jest więc już piłkarzem „Białej Gwiazdy”.

Natomiast dwóch młodych piłkarzy Wisły: Pawlikowski i Mikoś przeszło do Hutnika. Warto dodać, że do nowohuckiego zespołu powrócili Stój i Obarzanowski, którzy występowali w ubiegłym roku w drużynach zagranicznych, (tg)

Echo Krakowa. 1978, nr 262 (21 XI) nr 10234

W ostatnią niedzielę doczekał się emisji nakręcony już dość dawno przez. Janusza Zielonackiego film piłkarzu Marku Motyce. Była to ciekawa pozycja, choć chwilami obraz może nieco naiwny, chwilami trochę sztuczny. Niemniej rzecz interesująca i zasługująca na pokazanie. Program o młodym chłopcu z niewielkiego miasteczka, który — dzięki futbolowi — w błyskawicznym tempie uzyskuje poziom życia, którego inni, nie ustępujący mu talentem, ty że to Innych dziedzinach, nie osiągną nigdy, lub dopiero po bardzo wielu latach pracy. Po filmie zmuszającym do refleksji, odbyła się dyskusja z udziałem trzech panów: dwóch znanych w. sportowym światku (trener Jan Mulak i dziennikarz Stefan Sieniarski) oraz trzeciego nieznanego, który program prowadzi. Dyskusja - a właściwie kilka minut w czasie których wysłuchujemy paru banałów, refleksji luźno tylko związanych z tematem i koniec. Nie wiem po co to było. Film sam w sobie był zamkniętą całością. Jeżeli na jego kanwie miano rozstrzygać, czy choćby tylko dyskutować, problemy sportu, błyskawicznych karier młodych ludzi umiejących nieraz tylko dobrze kopać piłkę, to trzeba było na laką rozmowę zagwarantować odpowiednią ilość czasu, by uczestnicy mogli coś sensownego powiedzieć, by mogli rzeczywiście dyskutować, by — wreszcie — widzowie mieli po takim spotkaniu jakiś jasny obraz sytuacji, pomoc w „ustawieniu" się do prezentowanego problemu. Film Zielonackiego takiego jak zaprezentowano uzasadnienia swych racji nie potrzebował, Mulak i Sieniarski takiej „reklamy” także nie.

1 nie był to wyjątek, często bowiem telewizją raczy nas takimi — nie wiadomo po co i na co — prezentowanymi dodatkami. Ot choćby kolejny przykład. Tuż po emisji filmu o M. Motyce było losowanie „Toto-Lotka”. Jest to gra liczbowa, ludzie lubiący hazard wypełniają kupony lecz nie z myślą o wspomaganiu funduszu na rozwój sportu, lecz by wygrać — pieniądze, samochody, wycieczki czy inne nagrodzi. W telewizji z losowania zrobiono audycję „sportową” pokazując przy okazji ciągnienia, poszczególne dziedziny sportu. Ileż przy tym powierzchowności, niedokładności, ileż taniego blichtru. Oto w ostatnią niedzielę demonstrowano „sporty motorowodne” i w trakcie pokazywania słodziutki głosik mówił o „pełnym kontakcie człowieka z naturą" w chwili gdy po wodzie pędziły z niesamowitym grzmotem silników ślizgacze, gdy ciągnięty przez ryczącą motorówkę człowiek ubrany w ochronną odzież i stalowy kask na głowie, skakał na wodnych nartach. Czy to miał być ten „pełny kontakt z naturą”? Broń nas Boże od takich kontaktów.

Był film Zielonackiego konterfektem sportowca, skóro uznano, że nadaje się do emisji należało go, puścić. bez niepotrzebnych dodatków, skoro pokazuje się ciągnienie .Toto-Lotka” niechże będzie to losowanie gry liczbowej bez wątpliwej jakości okrasy.

Dodawanie zbyt dużej ilości przypraw powoduję, że potrawy stają się niejadalne. Warto by o tym pamiętali kucharze naszej TVP

Echo Krakowa. 1979, nr 176 (9 VIII) nr 10441

MAREK MOTYKA Lider „złotych butów”

W OSTATNICH dniach w kręgach piłkarskich wiele mówi się o środkowym obrońcy krakowskiej Wisły Marku Motyce. Jego doskonała gra w inauguracyjnych meczach ekstraklasy sprawiła, że zbiera bardzo pochlebne recenzje sprawozdawców, cieszy się uznaniem kibiców, jest aktualnym liderem klasyfikacji „złotych butów” prowadzonej przez redakcję katowickiego „Sportu”.

Marek Motyka (ur. 17. 04. 1958, wzrost — 182 cm. waga — 82 kg, żonaty, kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski — 20 występów) zaczynał grę w żywieckim klubie Koszarawa pod opieką trenera mgr Jana Łuczaka. Od 1974 roku był zawodnikiem Hutnika Kraków, w ubiegłym roku wzmocnił barwy Wisły. W pierwszej lidze zadebiutował 5 marca 1978 roku w spotkaniu z Polonią w Bytomiu. Przez dłuższy czas występował na prawej obronie, w tym sezonie zajął pozycję środkowego obrońcy wypełniając lukę po H. Maculewiczu. „Biała gwiazda” gra ostatnio bardziej ofensywnie, lecz M.. Motyka zapytany przeze mnie jaką widzi w związku z tym rolę dla siebie — odpowiada: Jestem prze.de wszystkim obrońcą i główną uwagę muszę zwracać na zabezpieczenie własnej strefy obronnej, jeżeli decyduję się na akcję ofensywną to tylko wówczas, gdy widzę możliwość stworzenia sytuacji bramkowej”.

Choć krakowski obrońca wiele już umie, w jego grze dostrzega się również mankamenty. — Nie najlepiej wyprowadzam piłkę z własnej połowy, rzadko decyduję się na strzały, ponieważ boję się brać odpowiedzialność za ich skutek mówi M. Motyka.

Wiślacka defensywa w aktualnym ustawieniu nie jest jeszcze idealna, ale jak twierdzi M. Motyka w najbliższym czasie nawiąże do dawnych tradycji i będzie budzić większe zaufanie.

Wypada życzyć wiślakom powtórzenia sukcesu z 1973 roku, a Markowi Motyce i innym jego kolegom z drużyny gry w pierwszej reprezentacji i wyjazdu na Olimpiadę do Moskwy.

Gazeta Krakowska. 1983, nr 167 (18 VII) nr 10736

M. Motyka pozostaje w Wiśle

Jak się dowiadujemy, czołowy obrońca Marek Motyka podpisał ostatnio kontrakt z Wisłą na kolejne trzy lata. Motyka nosił się z zamiarem przeniesienia się do Poznania, gdzie chciał występować w poznańskim Lechu. Po dłuższych namysłach postanowił pozostać w Krakowie. Zespół Wisły w nowym sezonie występował więc będzie w prawie nie zmienionym składzie. Pozostaje w drużynie także Wróbel. Nie wiadomo tylko, jak potoczą się losy Targosza, który chce przenieść się do Hutnika i nie podjął treningów.

Echo Krakowa. 1989, nr 147 (28/30 VII) nr 12956

JAK tak dalej pójdzie. LESZEK LIPKA obchodził bodzie w przyszłym roku jubileusz 20-lecia występów w barwach Wisły. Natomiast MAREK MOTYKA rozpocznie jutro 13. sezon gry w koszulce z biała gwiazda.

Z wielkiej drużyny, której wróżono niegdyś sukcesy nie tylko na krajowych arenach. zostali tylko oni dwaj. Inni gdzie indziej szukają piłkarskiego szczęścia (Andrzej Iwan. Jan Jałocha, Krzysztof Budka). a niektórzy (Adam Musiał, Kazimierz Kmiecik. Zdzisław Kapka) po zagranicznych doświadczeniach zajęli się już pracą szkoleniową.

Sportowa kariera Leszka Lipki zapowiadała się niezwykle interesująco i obiecująco. 2 maja 1979 roku zadebiutował przecież w reprezentacji Polski w zwycięskim meczu eliminacji mistrzostw Europy z Holandią. Potem jeszcze 18 razy wybiegał na boisko w drużynie narodowej.

Trener Ryszard Kulesza miał do niego zaufanie. Świetna passa krakowskiego pomocnika skończyła się jednak z chwila objęcia funkcji selekcjonera przez Antoniego Piechniczka. Dobrze wyszkolony. ale mający słabe warunki fizyczne zawodnik nie pasował mu do taktycznych koncepcji. Gdy w latach 1983—84 przytrafiły się jeszcze poważne kontuzje zakończone operacjami Leszek Lipka z kandydata na futbolowa gwiazdę stał się jedynie solidnym, ligowym graczem. Wziąwszy pod uwagę go wszystkie poważne kłopoty, to i tak niemało. Tym bardziej że bez względu na prezentowane umiejętności zawsze był skromnym człowiekiem, nie dbał o rozgłos.

Pieniądze i inne dobra nie stanowiły dla niego celu samego w sobie. I przez 19 klubie.

chyba właśnie dlatego lat wytrwał w jednym klubie.

Marka Motykę wypatrzyli w Koszarawie Żywiec działacze Hutnika. Dla 16-letniego chłopca była to niezwykle atrakcyjna oferta. przyjął ją bez wahania.

Nie oparł się też propozycji przejścia do I-Ligowej Wisły. Wtedy w 1978 roku skończył 20 lat. Miał jeszcze krótki flirt z poznańskim Lechem. I być może.

gdyby przeniósł się do Wielkopolski lepiej wyszedłby na tym.

Przede wszystkim nie straciłby kontaktu z ekstraklasa, a niewykluczone że grałby już za granica. Wówczas zwyciężył sentyment do Krakowa, do Wisły Mówi o, tym bez zażenowania, szczerze. Podobnie jak o swoich piłkarskich umiejętnościach. Nigdy, mimo sporego stażu w młodzieżowej reprezentacji Polski, nie uważał siebie za znakomitość.

„Jestem co najwyżej dobrym rzemieślnikiem, lecz poważnie traktującym obowiązki” — podkreśla przy każdej okazji.

Czas biegnie nieubłaganie. Leszek Lipka i Marek Motyka stali się weteranami piłkarskiej Wisły.

Z żalem wspominała okres, kiedy drużyna odnosiła sukcesy, miała swój własny styl. Słynęła, to prawda, ze skłonności do przesądnej zabawy, potrafiła się jednak zmobilizować, wykazać niezwykła ambicje, czego tak bardzo brakuje obecnemu pokoleniu wiślaków. Z racji wieku moi rozmówcy wcale nie mogą liczyć obecnie na szacunek, co dawniej było nie do pomyślenia. Szczególnie Henryk Maculewicz i Adam Musiał bardzo skutecznie egzekwowali swoje polecenia.

Od kilku lat działacze Wisły zapewniają Leszka Lipkę i Marka Motykę że jeśli tylko znajda zagranicznych kontrahentów natychmiast otrzymają zgodę na wyjazd. Taka klauzule dodano również do ostatnio podpisanych przez nich umów. Ale chętnych na razie nie widać, choć L. Lipka czeka na telefon z Izraela, a M. Motyka liczy, że uda mu się wreszcie nawiązać kontakt z jakimś zespołem niższej klasy z RFN lub Austrii. Jeśli nie dojdzie do sfinalizowania transferów, nie będą robić tragedii, h godzili się bowiem z myślą że są skazani na grę w polskiej lidze.

JERZY SASORSKI

Gazeta Krakowska. 1989, nr (9/10 XII) nr 12692

Motyka na testach w Szwecji

Marek Motyka, przez wiele lat wierny barwom Wisły, najprawdopodobniej, u schyłku kariery będzie grał w jednym z klubów II lub III ligi w Szwecji. Przedstawiciele ze Szwecji obserwowali Motykę oraz Leszka Lipkę w meczu z chorzowskim Ruchem. Wygrana Wisły 3:0 i dobra postawa obu zawodników dawały nadzieje na szybkie podjęcie pertraktacji transferowych.

Szwedzi, których stać było na przyjazd do Polski nie bardzo jednak mogli zebrać pieniądze na zakupienie polskich piłkarzy. Milczeli bardzo długo, a w międzyczasie Marek Skurczyński, który w Szwecji zajmuje się nie tylko pracą trenerską, ale pomaga również polskim piłkarzom w znalezieniu miejsca w tamtejszych klubach zaprosił Motykę na testy, które zadecydują o tym, czy krakowianin pozostanie w którymś ze szwedzkich klubów. Razem z Motyką do Szwecji wyjechali dwaj piłkarze poznańskiej Olimpii FiIipczak i Borówko. Pan Marek przed wyjazdem nie wiedział jeszcze w jakim klubie będzie przechodził testy i nawet jego żona w chwili obecnej nie wie dokładnie gdzie mąż się znajduje. Prawdopodobnie jest gdzieś między Malmoe a Trelleborgiem. Istnieją duże szanse na to, że wkrótce w jego ślady wyruszy Leszek Lipka. Obu zawodnikom życzę, aby udało się im podpisać korzystne kontrakty, byłaby to zasłużona nagroda za to, co zrobili dla krakowskiego klubu.

Marek Motyka, z którym rozmawiałem po zakończeniu rundy jesiennej, powiedział: Nie liczę już na grę w jakimś I-ligowym klubie, na to jest za późno. Chciałbym jednak pokopać piłkę w innych warunkach, oczywiście trochę podreperować rodzinny budżet, ale także zdobyć doświadczenia do ewentualnej przyszłej pracy szkoleniowej. (jk)

Wywiady

Ale to już było...czarna noc Motyki i maluch między drzewem a nurem.

24 września 2015

Zapraszamy na kolejny odcinek naszego cyklu. Przez te kilka tygodni przestał on już być „nowy”, za to nie przestał być interesujący. Tym razem dłużej porozmawialiśmy z Markiem Motyką, któremu w wielu momentach zebrało się na naprawdę warte odkurzenia wspomnienia… Zapraszamy!

Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?

- Ogromny niedosyt. Uważam, że kompletnie nie wykorzystałem szansy w reprezentacji Polski. Spaliłem się psychicznie, za dużo chciałem i za bardzo chciałem. Miałem trudną konkurencję, na lewej obronie grał Wojtek Rudy, na prawej Marek Dziuba, w środku Władek Żmuda z Janasem. Nie było łatwo dostać się do składu, ale gdy już mi się udało – nie grałem na miarę swoich możliwości.

Największe spełnione piłkarskie marzenie?

- Reprezentacja Polski. Jako młody chłopak, sierota, wychowany na ulicy w Żywcu, marzyłem o kadrze. W młodzieżówce byłem kapitanem, osiem razy wystąpiłem też w tej najważniejszej drużynie.

Największe niespełnione piłkarskie marzenie?

- Jeśli chodzi o tę reprezentację, to byłem spełniony, ale mam niedosyt, że grałem między mistrzostwami Europy a mistrzostwami świata. Uciekły mi duże imprezy… Mam też niedosyt, że z Wisłą zdobyłem tylko jedno mistrzostwo Polski. Potencjał mieliśmy, by tytuł zdobywać co roku. Niestety, rozmieniliśmy nasz potencjał na drobne. Zresztą, dwa razy byłem też w finale Pucharu Polski, a nie zdobyłem go ani razu.

Najlepszy piłkarz, z którym pan grał?

- Grzesiu Lato, Boniek. A w Wiśle na pewno Kaziu Kmiecik, Zdzisiu Kapka, Nawałka… Cała drużyna Wisły była bardzo mocna, a gra z tymi chłopakami to był zaszczyt.

Najlepszy piłkarz przeciwko któremu pan grał?

- Już w kraju było takich kilku: Jasiu Fortok, Staszek Terlecki czy Mirek Okoński. A poza tym to choćby reprezentanci Belgii Eric Gerets i Jan Ceulemans.

Najlepszy trener, który pana trenował?

- Najlepszy był Lenczyk, bo z nim zdobyłem najwięcej, byłem tym mistrzem Polski. Od każdego nauczyłem się jednak całkiem sporo.

Najgorszy trener, z którym miał pan przyjemność?

- Jest jeden, którego chciałbym wymazać z pamięci. Aleksander Brożyniak. Nie chcę się rozwodzić na jego temat, to człowiek-porażka. Przeżyłem z nim najczarniejsze chwile w Wiśle.

Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz?

- Nie. I dziękuję Bogu, że nie spotkałem. Nie wiem, jakbym się zachował w takiej sytuacji, czy poszedłbym pod prysznic u boku zawodnika, który kocha inaczej… Nie wyobrażam sobie tego. Dziś jestem bardziej tolerancyjny, to trochę inne czasy, ludzie bardziej wyrozumiale podchodzą do sprawy.

Najlepszy żart, jaki zrobili panu koledzy? Kto i gdzie?

- Kiedyś spieszyłem się po treningu na imprezę – wleciałem do szatni, chciałem się szybko ubrać. Niestety, kiedy zacząłem zakładać spodnie, okazało się, że mam związane nogawki, do tego pomoczone. Musiałem jechać do domu się przebrać, a na imprezę oczywiście dotarłem spóźniony.

Najlepszy żart, który wykręcił pan?

- Kiedyś w kilku chłopaków podnieśliśmy samochód kolegi i wsadziliśmy go między drzewo a klubowy mur. Maluch zmieścił się idealnie! Wyszło nam to tak dobrze, że… nie dało się potem stamtąd wyjechać. No więc co? Płacz, złość i prośba, byśmy pomogli wyciągnąć stamtąd auto. A my mieliśmy ubaw. Często robiliśmy też żart, którego nauczyliśmy się od Staszka Goneta – polegał on na wkładaniu widelców i noży do kieszeni pułkowników, szefów klubu. Kiedy sięgali po dokumenty czy kluczyki, trafiali na widelec. Nie wiem już, na ile było to mądre, a na ile głupie.

Kim chciał pan być po zakończeniu kariery i jak bardzo marzenia różnią się od rzeczywistości?

- Przede wszystkim chciałem być trenerem. Po części ten plan się spełnił, ale mam też niedosyt, że nie dostałem szansy pracowania w stabilnym, mocnym klubie, który mógłby grać o Europę. Mam nadzieję, że się to jeszcze uda. Dotychczas trafiałem na miejsca, gdzie były problemy finansowe i walka o utrzymanie.

Której decyzji podjętej podczas kariery żałuje pan najbardziej?

- Staram się niczego w życiu nie żałować. Chciałem grać w dobrym klubie Ekstraklasy, trafiłem na Wisłę, choć były też inne propozycji. Wybrałem chyba dobrze, bo marzyło mi się, by mieszkać w Krakowie. Miałem jednak zawsze w głowie znaki zapytania, bo w wieku 15 lat była propozycja przejścia do BKS-u Bielsko, gdzie trenerem był Piechniczek. Gdybym poszedł tam do niego, potem za nim do Odry Opole, to kto wie, czy dziś zamiast ośmiu meczów w kadrze nie miałbym sześćdziesięciu. Piechniczek zrobił wielką karierę, często ciągnął za sobą zaufanych ludzi… Ale to już zwykłe gdybanie.

Co kupił pan za pierwszą grubszą premię?

- Zbierałem na malucha, miałem oszczędności, ale po większej premii – wreszcie go kupiłem. To była pierwsza duża inwestycja: starszy, używany maluch, od kolegi, na raty.

Największa suma pieniędzy przepuszczona w jedną noc?

- Nie miałem większego sposobu i pomysłu na rozrzutność w lokalach, na imprezach. Nie przypominam sobie, bym przehulał jednej nocy dużą kasę.

Najbardziej pamiętna impreza po sukcesie?

- Po mistrzostwie Polski z Wisłą balowaliśmy w Feniksie. Paradoksalne jest to, że ten lokal, gdy miałem 20 lat, jest taki sam do dziś, gdy mam 57! Opanowaliśmy to miejsce: byli z nami najbliżsi, kibice czy aktor Jan Nowicki. To dla mnie bardzo pamiętna impreza, bo mistrzostwo zdobył tylko jedno. Zazdroszczę tym, którzy w Krakowie mieli tę okazję częściej. Prawda jest taka, że być dwanaście lat w Wiśle i tylko raz sięgnąć po tytuł, to duże rozczarowanie. Tamten wieczór nie miał być ostatnim… Bardzo mocno pamiętam też inną naszą porażkę, w ćwierćfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Pierwszy mecz z Malmoe wygraliśmy 2:1, w rewanżu prowadziliśmy 1:0 i jeszcze dwadzieścia minut przed końcem byliśmy w półfinale. W końcówce dostaliśmy jednak cztery gole. Gdybyśmy ich przeszli, w półfinale czekała Austria Wiedeń, dalej – Nottingham. Przegranie tamtego meczu jest dla mnie do dziś niewytłumaczalne. Jak tylko sobie przypominam tamten dzień, nie mogę dojść do siebie. Pomijam premie finansowe, które przeszły nam koło nosa. To były bardzo duże pieniądze. A wracając stamtąd, graliśmy finał Pucharu Polski. I co? I przegraliśmy z Arką. Baloniki, które mieliśmy w głowach – ile zarobimy, na co tę kasę wydamy – brutalnie pękły.

Z którym piłkarzem z obecnych ekstraklasowiczów najchętniej by pan zagrał w jednej drużynie?

- Z Głowackim. Szanuję tego człowieka, oddaje drużynie całe swoje serce, jest mocno zaangażowany. To dzisiejsza ikona klubu. Myślę, że gra z nim w jednym zespole – tym bardziej, że jest obrońcą – byłaby dużą przyjemnością.

Z którym z obecnych trenerów Ekstraklasy chciałby pan pracować?

- Z panem Probierzem. To ciekawa osobowość, ma dużą wiedzę i przeszłość zawodniczą.

Poziom Ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa, czy spadkowa?

- Dziś inaczej się gra, pole gry jest spłaszczone. My graliśmy innym ustawieniem, był stoper, forstoper, a wydłużenie boiska było znacznie większe. Mocno mnie śmieszy i irytuje, kiedy dziś słyszę, że na małej przestrzeni byśmy sobie nie dali rady. A przecież my, będąc wówczas w Wiśle, graliśmy krótką piłkę – krakowską. Uważam, że dziś czulibyśmy się właśnie jak ryby w wodzie. Poza tym, technicznie nie odbiegalibyśmy od obecnych zawodników, teraz jest wielu słabszych od tych, z którymi ja grałem. Poza tym, za moich czasów nie można było wyjechać w wieku 22 lat za granicę. Kiedy więc byliśmy z Wisłą na tournee w Belgii i namawiano mnie, bym został w Charleroi – musiałem wracać. Dziś wystarczy, że 17-latek kopnie dwa razy prosto piłkę, strzeli dwa gole i menedżer załatwi mu transfer. Wtedy zdobyć menedżera to było wielkie szczęście. Wszystko się zmieniło, w stosunku do obecnych zarobków my mieliśmy grosze. Można powiedzieć, że urodziliśmy się za wcześnie.

Najcenniejsza pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?

- Zdjęcie mistrza Polski. To była ogromna satysfakcja mieć koło siebie takie nazwiska, jak Nawałka, Kmiecik, Kapka, Szymanowski… Dla mnie taka fotografia jest bezcenna. Szkoda, że tylko jedna.

Pierwszy samochód?

- Maluch.

Najlepszy samochód?

- Nie miałem wielkich fur. Nie zrobiłem tak wielkiej kariery, by szarżować finansowo i kupować klasowe samochody. Raczej Opel Vectra czy Meriva.

Najlepszy młody polski piłkarz, który ma szansę zrobić wielką karierę?

- Ciekawą postacią jest Kapustka, ale musi jeszcze sporo nad sobą popracować. Z młodej generacji życzę kariery Malarczykowi – ma talent, fantastyczne warunki, poukładany. W Lechu śledzę dwóch chłopaków, Linettego i Kownackiego. I jeszcze szacunek dla trenera Probierza za odważne postawienie na Drągowskiego. Na pewno jednak nie ma tego jednego, pod którym podpisalibyśmy się obiema rękami, że zrobi karierę. Każdy chciałby pójść śladami Lewandowskiego, ale trzeba być Lewandowskim z krwi i kości.

Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć?

- Jako piłkarz przeżyłem wiele krytyki, nie wszystkie mecze grałem dobrze. Denerwowały mnie jednak opisy, które były złośliwe i chamskie. Można zawodnika skrytykować, ale nie można przesadzać. Wiadomo, że młody chłopak to wszystko przeżywa, chciałby naprawić sytuację, a do tego potrzeba kolejnych meczów. Kiedy jakiś dziennikarz parę razy mnie sponiewierał, potem do mnie dzwonił, to nie traktowałem go poważnie i nie chciałem z nim rozmawiać. Dziś próbuje się oceniać i krytykować bardziej fachowo. Krytyka jest jednak najprostsza – my w Polsce bardzo rzadko chwalimy, naszą przywarą jest krytykowanie wszystkiego i wszystkich, a cieszymy się z cudzych potknięć. To chore. Znam inne nacje, które w tych trudnych momentach sobie pomagają… Kiedyś miałem żal do Weszło, że zostałem wyśmiany. Zamiast docenić, że człowiek próbuje profesjonalnie podejść do sprawy – zostałem totalnie ośmieszony i mnie to zabolało. Rozumiałem jednak, że ludzie czasem szukają okazji, by komuś przyłożyć, i ta okazja się nadarzyła. Trochę się to potem zmieniło, ale lekki uraz został.

Ulubione zajęcie podczas zgrupowań?

- Jak jeździłem z Wisłą na zgrupowania, to bardzo lubiliśmy myć, odkurzać i polerować swoje samochody. Ja, tak jak kilku kolegów, byłem pedantem w kwestii samochodu. Wtedy mieliśmy czas dla siebie, chwilę wyłączenia od piłki. Tym bardziej, że ja mocno przeżywałem mecze, do wyjścia na rozgrzewkę byłem spięty. W Hutniku załatwili mi nawet psychologa, o czym nie wiedziałem – przychodził gość przed spotkaniem, zagadywał mnie, zaczynałem się z nim kłócić. Nagle ktoś mnie zapytał: „Co ty go tak atakujesz, jak on przychodzi, by ci pomóc?”. Nie byłem świadom, że ten gość, który co tydzień mi zawraca głowę jakimiś głupotami i przeszkadza w przygotowaniu do meczu, właśnie… ze mną pracuje. Dopiero potem zrozumiałem, jakim byłem idiotą. Przeprosiłem go. W karty też graliśmy, ale rzadko na zgrupowaniach – raczej w długiej podróży, np. do Szczecina. To nie był wielki hazard, raczej dla zabicia czasu. Owszem, można było jakieś pieniądze stracić, ale na pewno nie samochód czy życiową fortunę. No, może ktoś przegrał czasem pół pensji. Nie jestem hazardzistą, czasem lubię zabawić się w żetony, ale ustawiam sobie próg – góra dwieście, pięćset złotych. I nikt mnie nie zmusi, by go złamać! Dziś, jak jeżdżę z drużynami, widzę, że też czasem grają w karty. Próbowałem zabraniać, to chcieli grać na zapałki. Jeżeli ktoś łatwo zarabia większe pieniądze, to łatwo nimi operuje. Słyszałem od jednego z trenerów, jak to zawodnicy zakładają się po sto złotych, który samochód ruszy pierwszy na światłach: czarny czy biały? Przykładów takich szopek i głupot jest znacznie więcej. Niestety, kwestia gospodarowania własnym kapitałem przez piłkarzy to wciąż problem. Zbyt wielu jest wybitnych piłkarzy, którzy potracili swoje fortuny i dziś ledwo wiążą koniec z końcem. To oni są dziś przykładem dla młodych, jak nie powinno się gospodarować pieniędzmi.

Ulubiony komentator?

- Najlepszy jest Jacek Laskowski, absolutny numer 1. Lubię też Mateusza Borka, ma fajną dykcję i dużą wiedzę.

Ulubiony ekspert?

- Bardzo trafne i fachowe oceny daje trener Engel.

Najbardziej wzruszający moment w karierze?

- Dzień, w którym urodziła się córka. Zresztą, zabawnie się zaczęło, bo położna krzyczała do mnie, że mam syna – wielka radość, wycałowałem się z teściową, będzie piłkarz. Zaszła jednak drobna pomyłka, moja żona jeszcze nie rodziła, a niedługo potem wszystko jasne: jest córka. Miałem wtedy 22 lata, po raz pierwszy w życiu trochę się napiłem… Jeden szampan w domu, drugi u sąsiada, u kolejnego – Żytnia. Na ostatnim kieliszku poprzestałem i zaprowadzili mnie do domu. To był pierwszy i ostatni moment, w którym straciłem nad sobą kontrolę, wymiotowałem całą noc, a czacha dymiła mi przez dwa dni. Tylko, że wtedy byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Drugi bezcenny w moim życiu moment to mistrzostwo z Wisłą.

Najważniejsza ze zdobytych bramek?

- Strzeliłem tych goli ponad dwadzieścia i nie wiem, który był najważniejszy. Pamiętam, że jechaliśmy na Widzew – ten z Bońkiem, skazywano nas na pożarcie, bo mieliśmy passę porażek. Ale ja w Łodzi zdobyłem dwie bramki, nawet ośmieszyłem bramkarza. Miałem wtedy ogromną satysfakcję, Widzew był przecież wtedy najlepszy w Polsce.

Największy jajcarz, z którym dzielił pan szatnię?

- Chyba Andrzej Iwan, ale takich było kilku: również Nawałka, Leszek Lipka, Michał Wróbel. Ale największym wodzirejem był Staszek Gonet, on robił najwięcej żartów. Któregoś dnia przyszedł do nas zawodnik z pytaniem, czy mógłby grać w Wiśle w piłkę. Patrzymy na niego: on w cywilu, niezbyt rozgarnięty. No to Staszek wziął piłkę lekarską i kazał mu żonglować tą pięciokilówką głową. Facet się sprężał i próbował, a my leżeliśmy na ziemi ze śmiechu. Kiedyś jechaliśmy też do byłej Jugosławii na zgrupowanie. Braliśmy wtedy ze sobą piłki i dresy, by je sprzedać za parę groszy, kupić też może jakieś ciuchy. Zabrał się z nami jeden pułkownik, pytając Staszka, jaki zakup by mu doradził. Powiedzieli mu więc zupełnym żartem, żeby kupił małe rosołki, te do zupy. Zbieramy się wiec potem pod autokarem, pułkownik ciągnie walizkę, a w niej poukładane – tak jak układa się banknoty – rosołki. Będąc tam przez dziesięć dni, każdy już po trzech sprzedał cały towar, a on po sześciu nie sprzedał nic. Dzień w dzień były żarty, nie mogliśmy sobie wyobrazić, jak można tak poważnego człowieka wpuścić w taki kanał… A najlepsze było to, że w ostatniej chwili on poszedł do jakiejś restauracji i te rosołki sprzedał. Dopiero były jaja w samolocie!

Największy pantoflarz?

- Nie chcę mówić o sobie, bo też byłem krótko trzymany. Wydaje mi się jednak, że z Michałem Wróblem i Piotrkiem Skrobowskim nie byliśmy pantoflarzami, ale nie mieliśmy zbyt wiele luzu.

Największy niespełniony talent?

- Absolutnie Andrzej Iwan. Dla mnie to był największy talent, jaki w Polsce się objawił, a znam go od 14. roku życia. Jedynym jego nieszczęściem było to, że zbyt wiele czasu spędził w Krakowie. Tutaj go uwielbiano i hołubiono, co powodowało, że nie miał czasu na treningi i profesjonalne podejście do obowiązków. Gdyby poszedł do Widzewa czy Lecha, gdzie go chcieli, mogłoby się to potoczyć inaczej. A potem zaczęły go prześladować kontuzje… Drugim takim piłkarzem był Mirek Okoński – robił furorę w Bundeslidze, uwielbiano go i w Polsce, i za granicą. Świetny drybler, ciężko się na niego grało.

Najlepszy podrywacz?

- Byliśmy drużyną złożoną z przystojnych chłopaków. Krzysiek Budka, Adam Nawałka, Piotrek Skrobowski to byli zawodnicy, którzy podobali się kobietom. Kobiety na nich zerkały, nie były obojętne.

Największy modniś?

- Ta trójka, którą przed momentem wskazałem. Ale Adaś to był numer 1: czyściutki, pedantyczny, wypachniony, opalony, z fryzurką i ciuchami z najwyżej półki. Skrobowski, jak się z nim zaczął zadawać, robił to samo.

Najlepszy prezes?

- Bardzo szanuję prezesa Jabłońskiego, który – kiedy nie widząc dla siebie szansy gry, przestraszyłem się i byłem bliski przeprowadzki do Ruchu – wezwał mnie do siebie. Wytłumaczył, że na mnie liczy i nikt z utalentowanych chłopaków nie odejdzie. Postawił na swoim i jestem mu bardzo wdzięczny. Zresztą, podobnie jak Iwan, którego prezes kilka razy wyciągał z tarapatów. Jabłoński oddawał serce Wiśle, kochał ten klub.

Najgorszy prezes?

- Prezes Trzybiński, który kompletnie nie znał się na piłce. W towarzystwie, gdy wychodziliśmy na mecz, klepał mnie po ramieniu i mówił:

– Jak tam, panie Jałocha?

– Ja się nazywam Motyka.

– No tak, bo wy tacy do siebie podobni. Zdarzały się sytuacje, kiedy wstydziliśmy się za tego człowieka. Nie pomógł nam zbyt wiele, nie znał nas, nie żył naszymi problemami. Mówiąc wprost: nie nadawał się na prezesa. A z racji, że był komendantem, tym prezesem Wisły musiał być.


Całowanie herbu – zdarzyło się?

- To wielkie szczęście i zaszczyt. Zresztą, ja Wisłę zawsze będę szanował. Spędziłem tutaj blisko dwanaście lat, przeżyłem jakąś historię w piłce. Inne kluby cenię, ale Wisłę kocham.

Kibice, z którymi zżył się pan najbardziej?

- Wisła, gdy ja grałem, była bardzo ciepła. Już na rozgrzewce słyszałem, jak skandowano moje nazwisko. Powiem szczerze, że ja zawsze wiedziałem, że nie jestem wielkim piłkarzem – ci wielcy, jak Musiał czy Szymanowski, jeździli na olimpiadę czy mistrzostwa. Uważałem siebie za solidnego rzemieślnika. Dla mnie – jako tego, który pochodził nie z Krakowa, tylko z Żywca, a nauczył się piłki na ulicy – to był zaszczyt grać u boku gwiazd wzorcowo szkolonych. Te niedosyty, o których powiedziałem, jednak zostają.

Alkohol w sezonie?

- Absolutnie. Byłem jednym z tych piłkarzy, może nawet przez to trochę nielubianym, których ciężko było namówić na kieliszek wódki. O tej czarnej nocy, w trakcie której wymiotowałem, już opowiedziałem. Dziś wypiję piwko czy drinka, ale nie doprowadzam do tego, by się ześwinić. Trzeba szanować swój umysł i nazwisko.

Najlepszy kumpel z boiska po zakończeniu kariery?

- Nie mam takiego strasznie oddanego kumpla, którego nazwałbym przyjacielem. Koledzy są, ale „przyjaciel” to duże słowo. Chyba nie powiem, bym znalazł takiego, kto by mi pomagał w trudnych chwilach, był na dobre i złe.

Największe opóźnienie w wypłaceniu pensji?

- Były duże poślizgi w Polonii Bytom, ale one obejmowały również zawodników. Mam duży szacunek do prezesa Bartyli, który prowadził klub od trzeciej ligi do Ekstraklasy. Był w trudnej sytuacji finansowej, a miał niezły zespół, zagraliśmy kilka fajnych meczów. Były dwa-trzy miesiące poślizgów, wszystko regulowano, ale w końcu zaległości się nagromadziły, prezes nie wywiązał się z ugody i musiałem zwrócić się do PZPN. To nie było miłe.

Najładniejsze miasto w jakim przyszło panu grać?

- Grałem z Wisłą w Sewilli: przed 75 tysiącami ludzi, o godzinie 23, przy 35 stopniach Celsjusza. Byłem też w Sydney i Melbourne, gdzie występowaliśmy na głównych stadionach. Wspólnie z reprezentacją byłem w różnych krajach: Bogota, Sao Paulo, we Frankfurcie akurat debiutował u Niemców Bernd Schuster.

Najgroźniejsza kontuzja?

- Poważną miałem w życiu jedną. Spowodował ją akurat Zenek Małek z Lechii Gdańsk, który… zaraz potem trafił do Wisły. To była kontuzja, która trochę wyhamowała mi karierę, bo przez pewien czas nie mogłem ostro startować. Udało mi się przejść karierę bez większych operacji, dziś jeszcze mogę kopać w oldboyach.

Czego zazdrości pan dzisiejszym piłkarzom?

- Atmosfery, stadionów i możliwości wcześniejszego wyjazdu za granicę, pokazania się na świecie. Dzięki piłce zwiedziłem 36 krajów na świecie, na co – gdybym nie grał w piłkę – nigdy bym sobie nie pozwolił. Ale kiedyś też było tak, że musiałem uważać na dzieci, przejeżdżając przez osiedlę, czasem nawet pukali, bym organizował im trening. A dziś, jak jadę, nie widzę żadnego dziecka. Albo siedzą przed komputerem, albo są tak załadowane różnymi zajęciami: od tenisa, przez pianino, po dwa języki.

Źródło: weszlo.com