2001.08.26 Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 4:0

Z Historia Wisły

Spis treści

Gazeta Krakowska:

Ligowa rzeczywistość

Jeszcze bez "Franka"

W eliminacjach Ligi Mistrzów zespołem nie do przejścia okazała się Barcelona, teraz wiślakom w lidze przyjdzie się zmierzyć z jednym z kandydatów do miejsca na "pudle" ekstraklasy, Zagłębiem Lubin. Ta niedzielna potyczka odbywa się jakby w innym wymiarze futbolowym, ale z punktu widzenia walki o mistrzostwo kraju na pewno nie można jej lekceważyć.

Mecz Wisła - Zagłębie rozegrany zostanie w niedzielę o godz. 15. Będzie to już 11 spotkanie podopiecznych Franciszka Smudy w ciągu niespełna sześciu tygodni, trener więc musi z dużym wyczuciem dozować wysiłek swoim podopiecznym. Po meczu z Barceloną zespół trenował z mniejszymi obciążeniami, najważniejsza była regeneracja sił, doprowadzenie mięśni do pełnej sprawności po licznych stłuczeniach. Niestety nadal nie jest gotów do gry najlepszy snajper wiślaków, król strzelców ekstraklasy z ubiegłego sezonu, Tomasz Frankowski. Po meczu z Zagłębiem będzie przerwa na potrzeby reprezentacji i w tym czasie Frankowski powinien odzyskać już pełną sprawność.

Trener Smuda po meczu na Camp Nou miał powody do satysfakcji, że mimo wpadki w Łodzi podtrzymał swoje zaufanie do bramkarza Sarnata. I ten odwdzięczył mu się wspaniałą grą. Poza Sarnatem w Barcelonie najlepiej zagrała para środkowych obrońców Moskal i Głowacki.

- Głowacki ma się od kogo uczyć i wyśmiencie wykorzystuje swoją szansę. Z Moskalem stanowią bardzo dobrą parę obrońców - mówił po wtorkowym meczu Smuda.

Trener wiślaków jest również zadowolony z wkomponowywania się na nowo w drużynę Sunday'a. Jego pupil ma dużą szansę na to, by w najbliższym czasie stać się głównym prowadzącym grę "Białej Gwiazdy".

W Wiśle zabraknie na niedzielę Frankowskiego, z kolei w Zagłębiu z kontuzjami dawnymi i tymi najnowszymi borykają się Lizak, Łagiewka i Szewczyk. Zagłębie w ostatnim meczu tylko zremisowało z Polonią u siebie, mimo że przewagę miało ogromną. Podopieczni Stefana Majewskiego są w wysokiej formie, a że zawsze byli dla Wisły przeciwnikiem niewygodnym, zanosi się na ciężką walkę.

Pozostałe mecze - grupa A: KSZO Ostrowiec - Widzew (s. 16), Górnik - Katowice (s.18), Polonia - Odra (n. 16). Grupa B: Ruch - Śląsk (s. 16), Radomsko - Amica (s. 17), Stomil - Legia (n. 15), Pogoń - Dyskobolia (n.17.30).

(Ja)

Najpierw stali, potem grali

Zanim słońce zaszło

WISŁA Kraków - ZAGŁĘBIE Lubin 4:0 (0:0) Bramki: Niciński dwie w 54 i 69, Żurawski z karnego w 47 oraz Szymkowiak w 71 min. Sędziował J. Granat z Warszawy. Żółte kartki: Sunday, Niciński - Romaniuk, Przerywacz, Krzyżanowski. Widzów 5 tys.

WISŁA: Sarnat - M. Zając, Moskal, Głowacki, Kaliciak - Pater, Czerwiec (46. Szymkowiak), Sunday (79. Kulawik), Kosowski - Moskalewicz (28. Niciński), Żurawski.

ZAGŁĘBIE: Mioduszewski - Radżius, Cecot, Przerywacz, Romaniuk (77. Bubnowicz) - Manuszewski, Kowalski (59. Piotrowski), Krzyżanowski, Adamski - Niedzielan, Osipowicz (67. Dobi).

Przy takim upale mecze należałoby rozgrywać późnym wieczorem, a nie o godz. 15. Wiadomo, przy ul. Reymonta świateł nie ma, więc zawodnicy musieli się pocić na boisku, a kibice na trybunach. Już sama obserwacja meczu była męcząca, a co dopiero mieli powiedzieć piłkarze, którzy musieli biegać za piłką... Wiślacy na wszelki wypadek w pierwszych 45 min. biegali niewiele. Za to w drugiej połowie, zanim jeszcze słońce zaszło, nie bacząc na tropikalną wręcz temperaturę, zagrali jak z nut. Dla czterech bramek, kilku świetnych akcji, warto było z upałem się zmagać.

W pierwszej części gry lekką przewagę przez blisko pół godziny mieli goście. Szczególnie aktywny był Niedzielan, w polu karnym Wisły dużo zamieszania robił też Osipowicz, ale ten jakby nie wierzył, że z najlepszych nawet pozycji można Sarnata pokonać. Po meczu trener Stefan Majewski nie był w stanie określić ilu sytuacji strzeleckich potrzebuje Białorusin, by choć raz bramkarza tej klasy co Sarnat pokonać. A że golkiper Wisły jest ostatnio w wyśmienitej wręcz formie, to można przypuszczać, iż Osipowicz na razie w ogóle takich nadziei nie ma... Z czasem gra się wyrównała, ale nie na lepsze. Po prostu obie drużyny szanowały siły, by przy żarze lejącym się z nieba jakoś do końca spotkania dotrwać. Ale trener Franciszek Smuda nie chciał, by jego podopieczni tylko dotrwali do końca spotkania, dlatego w szatni zrobił im lekką burzę mózgów, używając słów, których w wielu słownikach nie ma. Pomogło, i to nawet bardzo. Chociaż trzeba przyznać, że wiślacy mieli dużo szczęścia, iż Radżius w niegroźnej zdawałoby się sytuacji, padając na murawę zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Rzut karny efektownym strzałem pod poprzeczkę zamienił na gola Żurawski. Potem swoje 15 minut miał wieczny rezerwowy, Niciński. Jego spryt musiał zaimponować, bo przecież nie każdy potrafi tak strzelić głową, by piłka między nogami bramkarza do siatki wpadła. Niciński zaprzeczył ponadto w następnej akcji, iż jest piłkarzem chaotycznym. Gdy znalazł się sam przed Mioduszewskim, wyczekał spokojnie aż bramkarz rzuci się na murawę, by obok niego kopnąć piłkę do siatki. Brawo, być może ten występ pozwoli Nicińskiemu na nowo uwierzyć w swoje siły, czego niewątpliwie ten piłkarz potrzebuje. Szymkowiak wyszedł na murawę mimo obolałej kostki i przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny bramką z 71 min. Wynik 4:0 jest imponujący, tym bardziej że tymi pokonanymi są zawodnicy Zagłębia, drużyny zawsze dla Wisły niewygodnej. Janusz KOZIOŁ

Od 1 do 90 minuty

  • 6 - Kaliciak wślizgiem wybił piłkę wychodzącemu na czystą pozycję strzelecką Niedzielanowi
  • 7 - Cecot z rzutu wolnego uderzył nad poprzeczką
  • 12 - centra Kaliciaka z lewej strony, Pater uderzył piłkę po "koźle", Mioduszewski ją łapie
  • 16 - po akcji Manuszewskiego kapitalny strzał oddał Niedzielan, Sarnat wybił piłkę na róg
  • 20 - Czerwiec zagrał z rzutu wolnego długą piłkę, Kaliciak zgrał ją głową przed pole bramkowe, tam nikt z wiślaków jej nie sięgnął
  • 22 - idealna sytuacja strzelecka Osipowicza, jednak M. Zając zablokował jego strzał
  • 28 - po centrze Patera głową obok słupka strzelił Żurawski
  • 35 - po centrze Kaliciaka głową po "koźle" strzelał Pater, piłkę lecącą pod poprzeczkę łapie Mioduszewski
  • 37 - Kosowski zagrał piłkę na dobieg Nicińskiemu, wiślakowi rzucił się pod nogi Mioduszewski i wybił ją
  • 41 - Osipowicz znalazł się sam przed Sarnatem, zdążył nadbiec Głowacki i zablokował jego strzał
  • 45 - Kaliciak oddał potężny strzał, po którym piłka przeleciała tuż obok słupka. Osipowicz ograł wiślackich obrońców, ale strzelił obok słupka
  • 46 - naciskany przez Kosowskiego Radżius zagrał piłkę ręką i sędzia wskazał na 11 metr
  • 47 - z rzutu karnego Żurawski efektownie trafił pod poprzeczkę - 1:0
  • 49 - kapitalne zagranie Sunday'a, ofiarna interwencja Mioduszewskiego, który rzucił się pod nogi Żurawskiemu
  • 54 - wrzut piłki w pole karne z autu przez Kosowskiego, obrońca nie wyskoczył do "główki", za to uderzył sprytnie piłkę głową Niciński i ta między nogami Mioduszewskiego wpadła do siatki - 2:0
  • 60 - po zagraniu M. Zająca Pater uderzył z pierwszej piłki tuż nad poprzeczką
  • 62 - po centrze z rogu ładnie uderzył piłkę głową Niciński, ta przeleciała tuż nad bramką
  • 69 - akcję Wisły dalekim wykopem spod swojej bramki zaczął Sarnat, obrońcy Zagłębia patrzyli czy sędzia uzna, że Niciński i Pater są na spalonym. Gwizdka nie było, Niciński uciekł sam z piłką, strzelił po ziemi obok wybiegającego Mioduszewskiego i piłka przy słupku wpadła do siatki - 3:0
  • 71 - zagranie z lewej strony Kaliciaka, Szymkowiak tylko dostawił nogę do silnie zacentrowanej piłki i ta wpadła do siatki - 4:0
  • 74 - po centrze Adamskiego będąc tuż przed Sarnatem Niedzielan strzelił obok słupka
  • 80 - Szymkowiak uderzył z rzutu wolnego nad poprzeczką
  • 83 - kapitalna sytuacja Niedzielana, bardzo dobrze broniący ostatnio Sarnat zdołał mu wybić piłkę
  • 87 - po strzale Krzyżanowskiego piłka uderzyła w słupek, dobitka Dobiego i po raz kolejny świetnie interweniuje Sarnat

Za: http://www.wislakrakow.pl

Zagłębie utopione w Wiśle


Wisła odniosła pierwsze w tym sezonie zwycięstwo, strzelając więcej niż jedną bramkę od rywala, pokonując Zagłębie 4-0. Bohaterem spotkania został rezerwista Grzegorz Niciński, który zdobył dwie bramki, zaliczając swój udział również przy czwartym golu.
Pierwsza połowa meczu z pewnością nie wskazywała, że mecz zakończy się tak efektownie. Wisła grała wolno, bez pomysłu, fatalnie grała para Czerwiec - Sunday, która w żaden sposób nie potrafiła zdominować środka pola. Na tle wiślaków całkiem korzystnie prezentowali się Lubinianie, którzy wyprowadzili kilka niezłych kontrataków.
Dopiero w 12 minucie meczu Wisła przeprowadziła pierwszą składną akcję. Powodem takiej spóźnionej ofensywy krakowian była nie tylko słaba gra, ale również fatalna dyspozycja liniowego, który każde dłuższe podanie za linię obrony Zagłębie podsumowywał podniesieniem chorągiewki, sygnalizując pozycję spaloną. Takich reakcji liniowego do 11-ej minuty naliczyłem trzy.
We wspomnianej już 12 minucie bardzo ładnie rozegrali między sobą piłkę Kosowski z Kaliciakiem. Ten drugi ostro dośrodkował na zamykającego akcję Patera, który strzelił z woleja - Mioduszewski pewnie chwycił piłkę.
3 minuty później groźnie było na wiślackim polu karnym. Osipovicz dwukrotnie zakręcił Markiem Zającem, a mijając wiślaka próbował wymusić rzut karny - tylko wielkiej wyrozumiałości Jacka Granata może zawdzięczać brak żółtej kartki w tej sytuacji... Osipovicz miał również znakomitą okazję minutę później. Bardzo ładnie zagrał do niego z prawej strony Manuszewski, lubiński napastnik uderzył z pierwszej piłki, jego strzał efektownie odbił Sarnat.
Na następną groźną akcję ze strony Wisły czekaliśmy jeszcze dobre 20 minut. Wtedy to znów dał o sobie znać duet Kali - Kosa, znów akcję zamknął strzałem (tym razem głową) Pater, znów obronił Mioduszewski. Minutę przed zakończeniem pierwszej części gry ponownie w rolach głównych wystąpił Kosowski i Kaliciak. Ten pierwszy wywalczył piłkę po prawej(!) stronie boiska i natychmiast zacentrował w okolicę lewego narożnika pola karnego. Tam czekał Kaliciak, który natychmiast uderzył z woleja - piłka minęła spojenie słupka z poprzeczką o około metr. Mogła paść piękna bramka...
Jednak po chwili znów dał o sobie znać Osipovicz, znów mijając Marka Zająca, w idealnej pozycji strzelając nad bramką.
W pierwszej połowie Wisła zaprezentowała się zatem słabo, zaś trener Smuda określił tę grę jako "konina". Trzeba w tym miejscu nadmienić, że już w 28 minucie boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Moskalewicz, wszedł za niego Niciński. Po przerwie za bezproduktywnego Czerwca pojawił się Szymkowiak. Już pierwsza akcja Szymka prawą stroną zakończyła się ręką a później faulem Radżiusa na Kosowskim - decyzja mogła być tylko jedna: rzut karny. Maciej Żurawski strzelił bardzo pewnie - mocno i pod poprzeczkę, było więc 1-0 (asysta: KOSOWSKI)
W 53 minucie pada drugi gol dla Wisły. Rzut z autu, prawej strony, wykonywał Kosowski. Wziął długi rozbieg, wyrzucił piłkę tuż na głowę stojącego przy krótkim słupku lubińskiej bramki Nicińskigo, który strzelił między nogi Mioduszewskiego (asysta: KOSOWSKI). Fatalnie zachowali się w tej sytuacji obrońcy gości.
7 minut później rozpoczął się koncert gry Wisły!!! W 60 minucie bardzo ładnie na prawo do Marka Zająca podał Kosowski, ten rozegrał dwójkową akcję z Moskalem, wychodząc na czystą pozycję zagrał do środka na wbiegającego Patera. Grzeli zabrakło zimnej krwi i przeniósł piłkę nad poprzeczkę. W 62 minucie bardzo groźnie strzelał obok słupka bramki Zagłębie Niciński. Po czterech minutach znów Niciński zaprezentował się z dobrej strony, wpadając zdecydowanie w pole karne, jednak źle wykładając piłkę do Szymkowiaka.
Ukoronowaniem starań "Nitki" była akcja z 69 minuty. Kazimierz Moskal zagrał do tyłu do Sarnata, ten bardzo mocno kopnął do przodu. Zagapili się w tym momencie obrońcy Zagłębie, bowiem na czystej pozycji znaleźli się Niciński z Paterem; "Nitka" przebiegł z piłką jeszcze 25 metrów i strzelił lekko obok bezradnego Mioduszewskiego, podwyższając wynik na 3-0 (asysta: SARNAT!).
To nie koniec emocji. 2 minuty później Niciński zagrał na lewo do Kaliciaka, ten przejął piłkę, przebiegł z nią 10 metrów i dokładnie zacentrował do wbiegającego Mirka Szymkowiaka, który tylko dołożył nogę by dopełnić formalności (asysta: KALICIAK).
W tym momencie było już jasne, że Zagłębie nie wywiezie z Krakowa punktów. Trzeba jednak przyznać, że goście napędzili nieco strachu pod koniec meczu. Trzech znakomitych okazji nie wykorzystali jednak Niedzielan (74 i 83 min) oraz Krzyżanowski (86 min - piłka po jego strzale trafiła w słupek a następnie do rąk Sarnata).
W sumie więc zasłużone zwycięstwo Wisły, choć wcale nie musiało zostać odniesione w tak dużych rozmiarach. Cieszy jednak, że po ciężkich pucharowych przeprawach wiślacy mieli dość sił by skutecznie walczyć w meczu ligowym. Szkoda tylko, że nie najlepiej zaprezentowali się pod koniec meczu kibice "Białej Gwiazdy", tradycyjnie już obrażając Legię /chyba bez powodu tym razem/ oraz wysyłając do tej drużyny Franciszka Smudę. Ale to już temat na inną bajkę...
Rafał Oramus

Po meczu powiedzieli


Grzegorz Niciński (Wisła):
Wszedłem w następstwie kontuzji mojego serdecznego przyjaciela, Olka Moskalewicza. Starałem się wypaść jak najlepiej. Ze zwycięstwa 4-0 zawsze należy się cieszyć.
Niedługo po objęciu prowadzenia Kamil Kosowski wyrzucał piłkę z autu. Zawodnik Zagłębia chyba nie przypuszczał, że Kamil może daleko rzucić, i trochę mnie odpuścił. Gdy znalazłem się na 3-4 metrze od bramki, instynktownie uderzyłem głową. Piłka wpadła Mioduszewskiemu między nogi. Potem ktoś wycofał piłkę do Artka Sarnata, a on bardzo mocno posłał ją na połowę Zagłębia. Dobrze się ustawiłem, w porę wystartowałem i miałem od razu dużą przewagę. Grześka Patera zobaczyłem w końcowej fazie akcji. Zastanawiałem się, co zrobi Mioduszewski, ale on stał, dlatego jedynym wyjściem było puścić piłkę w długi róg.
Nie pamiętam kiedy strzeliłem tu dwie bramki w jednym meczu, choć gram tu już cztery lata i w sumie uzbierałem kilkanaście goli. Trzy razy trafiłem do siatki Wieczystej, nawet niedawno, ale był to mecz naszych czwartoligowych rezerw.
Gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Zagłębie grało twardo i uważnie, aż do chwili, gdy dostało dwa gole. Wtedy zwyczajnie pękło.
To ustali trener. Mogę tylko powiedzieć, że Puchar Ligi jest bardzo ważny i w tych rozgrywkach też damy z siebie 100 procent.
Olgierd Moskalewicz (Wisła):
Po raz pierwszy w karierze mam stłuczone żebra. Ból jest okropny. Przez cały czas czuję kłucie. Zawodnik Zagłębia uderzył mnie albo łokciem, albo kolanem i już próbując wstać z murawy zorientowałem się, że to coś poważniejszego. Dwa tygodnie mam z głowy.
- Lekarz tak Panu powiedział?
Nie, ale koledzy ostrzegli mnie, że to tyle potrwa. Nie widzę szans na grę w Pucharze Ligi, będę starał się, by zdążyć na ligowy mecz z Katowicami.
- Mecz początkowo układał się po myśli lubinian.
Owszem, ale w końcu rozwiązaliśmy worek z bramkami. Przeczytałem gdzieś wypowiedź prezesa Zagłębia, pana Jacka Kardeli, że jego drużyna w meczach z Barceloną zaprezentowałaby się lepiej od Wisły. Nie mam nic do zawodników Zagłębia, za to ich prezes stracił głowę. Ciekawe, jak pan Kardela zamierza sprawdzić, czy Zagłębie stać na wyrównaną walkę z Barceloną, bo przecież Barcelona nigdy nie przyjedzie do Lubina na mecze Pucharu Intertoto!
- Postawa Wisły również budzi kontrowersje.
Zgadza się, sami czujemy, że to nie jest to, na co nas stać. Kibice żądają efektownej gry i ja im się nie dziwię, ale naprawdę, proszę zrozumieć, że na dźwięk słowa "Wisła" nikt nie będzie się kładł. Dobrze, że chociaż wygrywamy, bo jest to jakaś rekompensata dla kibiców za nie najlepszą grę. Gdybyśmy przegrywali, byłoby tragicznie. Niech wreszcie skończą się upały i mecze co trzy dni, a wtedy zaczniemy grać lepiej i zapomnimy, co było na początku sezonu.
Grzegorz Kaliciak (Wisła):
W pierwszej połowie graliśmy niemrawo, ale w drugiej pokazaliśmy to, co się podoba kibicom. Trudno mi wyjaśnić tę dysproporcję. Nie ma co narzekać na pogodę, w końcu była tak samo trudna dla zawodników Zagłębia. Po prostu gra ułożyła się po dwóch strzelonych przez nas bramkach. Wtedy Zagłębie przestało wierzyć, że urwie nam punkty. Odnośnie karnego, to sędzia podyktował go za zagranie ręką, choć chwilę po podjęciu tej decyzji pytał jeszcze, czy ręka na pewno była? Była, bo widziałem to z bliska. Czekam na pierwszą swoją bramkę po powrocie do Wisły. W drugiej połowie miałem uderzać z wolnego, ale między mnie i Kamila Kosowskiego wplątał się "Szymek". Chciał wykorzystać złe ustawienie muru rywala i uderzyć w krótki róg. Następnym razem ja spróbuję. Strzałem z woleja - nawet ładnym, ale niecelnym - nie zaprzątam sobie myśli. Kto będzie pamiętał o nim za dwa miesiące?
Kamil Kosowski (Wisła):
Radżius nie zauważył, że jestem blisko niego. Chciał spokojnie przyjąć piłkę, ale przestraszył się, poślizgnął i dotknął piłki ręką. Ewidentny karny! W pierwszej połowie Zagłębie zagrało dobrze taktycznie: zawodnicy właściwie się ustawiali, potrafili umiejętnie zagęścić strefę. Ale było tak do pierwszego gola i gdybyśmy strzelili go przed przerwą, scenariusz byłby taki sam. Złapiemy teraz trochę oddechu - myślę, że w meczu Pucharu Ligi z KSZO zagrają przede wszystkim ci, którzy odpoczywali w lidze. O Hajduku jeszcze nie rozmawiamy. Przejmujemy się zawsze najbliższym spotkaniem, dlatego że liga to głównie gra o premie meczowe. Puchary są czymś innym.
Robert Mioduszewski (Zagłębie):
Człowiek jest takim stworzeniem, że popełnia błędy. Trzeba wyciągać wnioski, żeby ich nie powtarzać. Teraz nie mam do siebie pretensji za puszczone bramki. Dopiero analiza spotkania wykaże, kto zawinił. Moim zdaniem, karnego nie było, ale jestem daleki od krytykowania sędziego. Po prostu wyrażam swoje zdanie. Wisła strzeliła gole w piętnaście minut i spotkanie mogło już wtedy się zakończyć. Nie zgadzam się z pańską opinią, że Zagłębie zdecydowanie gorzej gra na wyjazdach. Zresztą Odra Wodzisław prawie wszystkie punkty robi na własnym terenie i nikt nie narzeka z tego powodu.
Jarosław Krzyżanowski (Zagłębie):
Nie zmieniliśmy naszej gry, to Wisła po strzeleniu pierwszej, a potem drugiej, kuriozalnej bramki zaczęła grać "swoje". Krakowianie rozluźnili się, my też, tylko przyniosło to odmienny efekt. Wisła niepodzielnie panowała na boisku. Kluczowe znaczenie miało nie wykorzystanie przez nas dwóch klarownych sytuacji w pierwszej połowie. Nie zrobiliśmy tego, a Wisła jest takim zespołem, że najpierw wykorzystuje to, co ma, a potem odjeżdża.
źródło: Dziennik Polski