2003.06.03 Lech Poznań - Wisła Kraków 2:4

Z Historia Wisły

=== Źródło: The White Star Division

=

Wisła silna do końca 3. June 2003, 18:17 (aktual. 4. June 2003, 00:24) skomentuj komentarze (8) drukuj wyślij


Mimo, że mecz Lecha Poznań z Wisłą Kraków nie miał już większego znaczenia dla obu drużyn, na stadionie przy ul. Bułgarskiej zjawiło się około 21 tys. widzów. Wisła, która w sobotę zapewniła sobie tytuł mistrzowski, wygrała 4:2 i po raz kolejny udowodniła swoją siłę.

Trener Henryk Kasperczak wbrew przypuszczeniom zdecydował się na wystawienie najsilniejszego składu. W wyjściowej jedenastce pojawił się nawet Mirosław Szymkowiak. Zabrakło natomiast Mariusza Jopa, którego zastąpił Jacek Paszulewicz, a za pauzującego za kartki Kalu Uche zagrał Grzegorz Pater.

Początek meczu, jak i cała pierwsza połowa należała do gospodarzy, którzy od początku przejęli inicjatywę. Dobra postawa szybko przyniosła efekt w postaci bramki. W 7 minucie Gajtkowski zagrał do Ślusarskiego, który strzałem z bliskiej odległości pokonał Piekutowskiego (piłkarze Wisły długo protestowali, gdyż uważali, że był spalony). Młody napastnik z bramki cieszył się tym bardziej, że ostatnio mógł raczej pochwalić się seryjnie marnowanymi sytuacjami. Wiślacy grali jakby wciąż myślami byli przy sobotniej nocy...

6 minut później Poznaniacy mogli prowadzić już 2:0, lecz Piekutowski poradził sobie z kolejnym strzałem z bliskiej odległości - tym razem szczęścia próbował Gajtkowski. Wiślacy po raz pierwszy mocniej znać o sobie dali po 20 minutach gry, jednak Kryger zatrzymał szarżującego Żurawskiego. Dalsze minuty były raczej bezbarwne i mecz przyspieszył dopiero w końcówce pierwszej połowy. W 36 minucie głową strzelał Żurawski, który w rodzinnym Poznaniu chciał skutecznie zakończyć walkę o koronę króla strzelców, lecz piłka poszybowała za wysoko. Za chwilę groźnie było z drugiej stronu boiska, lecz Gajtkowski przegrał w sytuacji sam na sam z Piekutowskim.

Wyjątkowo dobrze spisywali się obrońcy Lecha, którzy co rusz (do przerwy pięciokrotnie) łapali Wiślaków na spalonym. Krakowianie schodząc na przerwę mieli spore pretensje do arbitra, co zakończyło się żółtą kartką dla Mirosława Szymkowiaka.

Na szczęście w drugiej połowie meczu świeżo mianowani Mistrzowie Polski mocno przyspieszyli, a zaskoczeni gospodarze w ciągu 20 minut dali sobie strzelić trzy bramki. Co prawda, początek odsłony był dla Lechitów jeszcze obiecujący, ale w 58 minucie był już remis - piłkę do siatki z bliskiej odległości wpakował zastępujący Kalu Uche Grzegorz Pater (asysta: Paszulewicz).

Kolejne bramki dla Wisły padały średnio co 10 minut. W 67 minucie Żurawski otrzymał piłkę w polu karnym, strzelił, ta jeszcze trafiła w nogę Krygera zmylając Piątka i spokojnie wpadła do siatki (asysta: Kosowski). Trzecią bramkę strzelił rezerwowy Frankowski, który wykorzystał świetne podanie Szymkowiaka (asysta: Szymkowiak). "Wisła to jednak Wisła" komentowali kibice sprowadzeni na ziemię w ciągu zaledwie 20 minut. Mecz był już praktycznie rozstrzygnięty, na boisku było jeszcze więcej miejsca, więc na murawie mógł pojawić się 38-letni Jarosław Araszkiewicz, dla którego było to pożegnanie z ligową piłką. Grać jednak nie zapomniał, co udowodnił w 83 minucie meczu, gdy dobrze dograł Czereszwskiemu, a ten zmniejszył przewagę krakowian. Na krótko, bo w przedostatniej minucie spotkania drugą swoją bramkę strzelił Grzegorz Pater, który sprytnie przelobował wybiegającego Piątka (asysta: Szymkowiak).

Wisła udowodniła, że jest groźna nawet wtedy, gdy gra już tylko o "pietruszkę" i do końca poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Szkoda, że ani Żurawskiemu ani Kuźbie nie udało się wywalczyć korony Króla Strzelców, lecz dziś strzelali inni. A podawał zazwyczaj Mirosław Szymkowiak, który może pochwalić się dwoma asystami, a i przy pierwszej bramce Patera miał swój spory udział.

Tak padały bramki:

1-0 dla Lecha (Ślusarski, 7 min). Krzysztof Gajtowski otrzymał piłkę na prawej stronie (spalony?) odegrał do wbiegającego Ślusarskiego, który strzałem z 6 metrów nie dał szans Adamowi Piekutowskiemu.

1-1 (Pater, 58 min). Obrzymie zamieszanie po dośrodkowaniu Szymkowiaka z lewej strony, piłkę uderza kolanem Paszulewicz, dopada do niej jeszcze Pater, który trafia piłką do bramki z najbliższej odległości mimo rozpaczliwej interwencji Piątka.

1-2 (Żurawski, 67 min). Maciej Żurawski fantastycznie przyjmuje piłkę na 10 metrze, myląc przy tym obrońców Lecha. Uderza mocno w krótki róg, ofiarna interwencja Krygera powoduje, że piłka ląduje w długim rogu bramki całkowicie zdezorientowanego bramkarza Lecha.

1-3 (Frankowski, 78 min). Tomasz Frankowski wszedł na boisko chwilę wcześniej. Otrzymał świetne podanie od Szymkowiaka, przyjmując piłkę klatką piersiową wyprzedził obrońców Lecha i w sytuacji "sam na sam" z Piątkiem pewnie strzelił w lewy róg bramki gospodarzy.

2-3 (Czereszewski, 82 min). Wprowadzony minutę wcześniej piłkarz-legenda, Jarosław Araszkiewicz podał prostopadle do Czereszewskiego, który przyjął piłkę w miejscu i bardzo precyzyjnym strzałem (piłka odbiła się od słupka) pokonał Piekutowskiego.

2-4 (Pater, 89 min). Tak bramki zdobywa Mistrz Polski! Dwa kopnięcia piłki i ląduje ona w siatce Lecha po raz czwarty: długie prostopadłe podanie Mirosława Szymkowiaka za głowy obrońców "Kolejorza" sprytnym trąceniem piłki zamienia na bramkę Grzegorz Pater.

(mat19 & rav)







Konferencja pomeczowa 4. June 2003, 01:05 skomentuj komentarze (0) drukuj wyślij


- Chcieliśmy zwycięstwa, ale do przerwy nie było to łatwe. Rzeczywiście, w pierwszej połowie nie było z naszej strony takiej gry, do jakiej wszystkich przyzwyczailiśmy - mówił po wtorkowym meczu z Lechem Poznań szkoleniowiec krakowskiej Wisły, Henryk Kasperczak.

Henryk Kasperczak: - Lech chciał pokazać, że nie przypadkiem został w pierwszej lidze, a my graliśmy o prestiż. Chcieliśmy zwycięstwa, ale do przerwy nie było to łatwe. Rzeczywiście, w pierwszej połowie nie było z naszej strony takiej gry, do jakiej wszystkich przyzwyczailiśmy. Wprawdzie uważam, ze pierwsza bramka padła ze spalonego, ale sędzia go nie odgwizdał i potem trzeba było odrabiać stratę. Tylko jednobramkową, bo Adaś Piekutowski trochę wybronił nam w pierwszych 45 minutach. Już po kilku minutach drugiej połowy zaczęła się nasza normalna gra, jej efektem były bramki.W przerwie powiedzieliśmy sobie w szatni, że gramy słabiej i musimy pokazać mistrzowską klasę. W drugiej połowie strzeliliśmy cztery bramki. Bohumil Panik (trener Lecha:) - Gra z tak doświadczoną drużyną, która znakomicie się spisała w europejskich pucharach, nie była łatwa. Bramki straciliśmy po błędach, których tacy napastnicy jak Maciej Żurawski nie marnują.

Dziennik Polski (mat19)