2003.08.26 Wisła Kraków - Anderlecht Bruksela 0:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 08:06, 2 gru 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

== Źródło: The White Star Division

==

Rewanż

Pierwszy mecz III rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów przyniósł Wiśle niemiłą porażkę i lawinę trwożnych pytań o aktualną siłę drużyny. Wynik daję jeszcze nadzieję na awans, ale żeby nadzieja mogła przemienić się w rzeczywistość, niezbędne są korekty w ustawieniu, sposobie i jakości gry. Spróbujmy rozważyć jakie.

Niestety, dzisiejsza Wisła dysponuje znacznie mniejszą paletą możliwości i rozwiązań w ofensywie niż ubiegło-sezonowy zespół. Dawniej mogliśmy liczyć na falowe, pełne polotu i dynamiki akcje oskrzydlające, dokładne crossowe przerzuty i zagrania z bocznych sektorów boiska do napastników, indywidualne akcje skrajnych pomocników gubiące krycie, kontrataki wyprowadzane na dużej szybkości, a także prostopadłe podania ze środka; błyskawiczne, kombinacyjne wymiany piłek między Szymkowiakiem i piłkarzami pierwszej linii czy wreszcie stałe fragmenty gry. Dziś z tej bogatej listy atutów praktycznie zostały tylko trzy ostatnie elementy - reszta odeszła w zapomnienie wraz z utratą Kosowskiego i Uche, a także toczącego twarde boje z obrońcami na płaszczyźnie fizycznej i zastawiania piłki Kuźby. Nic więc dziwnego, że drużyna Anderlechtu niezwykle łatwo mogła niemal zupełnie zneutralizować krakowską ofensywę – wystarczyło zastosować aktywny pressing, odciąć krótkim kryciem „Szymka” i „Żurawia” oraz zagęścić centrum boiska, a zwłaszcza okolicę pola karnego, by sparaliżować ataki „Białej Gwiazdy”.

Również w defensywie Wisła ma poważne braki, nie tylko personalne (kontuzja Głowackiego). Krakowscy obrońcy źle kryją, „odpuszczając” rywali w najmniej odpowiednich momentach, reagują za wolno i zbyt pasywnie. Brakuje zdecydowania, agresji, właściwej asekuracji, szybkiego doskoku, a także rozwagi, która pod presją rywali owocuje kompromitującymi błędami w wyprowadzaniu i wybijaniu piłki, a nawet w do niedawna mocnym punkcie - zastawianiu pułapek ofsajdowych. Pomocnicy nie wspierają należycie obrońców, kuleje pressing i podwajanie, które sprawia więcej kłopotu kolegom niż oponentom. Gracze drugiej linii wielokrotnie nie wracają też za rywalami, pozostawiając przeciwników samym sobie, zwłaszcza w bezpośrednim sąsiedztwie pola karnego, jakby uważali, że to już nie ich rewir i problem. W efekcie przeciwnicy zyskują przewagę liczebną wraz z miejscem na rozegranie i przyspieszenie akcji, o strzałach z dystansu nawet nie wspominając. I mnożą się znakomite okazje bramkowe.

Obraz jakości gry naszej drużyny wygląda więc dość ponuro, mimo dwóch zwycięstw w lidze z beniaminkami. Do meczu rewanżowego z Anderlechtem pozostał tylko nieco ponad tydzień, mamy więc mało czasu na dokonanie jakże potrzebnych zmian na drodze poprawy postawy całego zespołu. Co w tak krótkim czasie może zrobić Kasperczak? Na pewno na murawie przy Reymonta nie zobaczymy żadnego nowego piłkarza, gdyż termin zgłoszeń zawodników do III rundy kwalifikacyjnej dawno minął, pozostają więc korekty w ramach obecnej kadry.

Najpilniejszą sprawą wydaje się przywrócenie siły skrzydeł, które zupełnie nie istnieją w ofensywie, a także poprawienie krycia, siły pressingu i wciąż powielanych indywidualnych błędów. Niestety w obronie Kasperczak, za sprawą minimalistycznej polityki personalnej zarządu nie ma praktycznie żadnego pola manewru – wybór sprowadza się tylko do pozycji stopera: Nawotczyński czy Paszulewicz. Wprawdzie treningi wznawia Głowacki, ale na razie nie ma co marzyć o szybkim powrocie na boisko. Jest jeszcze opcja z cofnięciem do obrony Ouadji, lecz reprezentant Togo jak na razie przygotowywany jest do roli pomocnika, gdzie istotnie wydaje się najbardziej pasować i może najwydajniej pomóc drużynie. Pozostaje więc tylko dalsza, intensywna praca na treningach nad poprawieniem reakcji zawodników i bloku obronnego, a zwłaszcza wyeliminowaniem indywidualnych błędów. Wypada wierzyć, że w końcu uda się Kasperczakowi przekonać Jopa, iż krycie nie polega na odprowadzaniu napastnika wzrokiem po kilku krokach, a Nawotczyńskiego, że złe wybicie piłki może być nieraz równoznaczne ze strzeleniem gola samobójczego, oraz, iż rozpędzonego napastnika staniem w miejscu może powstrzymać tylko ktoś klasy legendarnego Ronalda Koemana. Powrót Stolarczyka powinien poprawić bezpieczeństwo lewej flanki, oby na tyle, że nie będziemy musieli przeżywać regularnych dośrodkowań z tego sektora boiska. Przez tydzień można także przypomnieć drużynie założenia dawnej strefy bazowej, która znakomicie zdała egzamin w spotkaniach z Lazio.

Znacznie więcej może Kasperczak zmienić w ustawieniu drugiej linii – po prostu ma tu większy wybór piłkarzy, a więc i większe pole taktycznego manewru. Jak pisałem priorytetem są skrzydła, a zwłaszcza prawa strona. Kto tam powinien zagrać? Ostatnio najczęściej widzimy po prawej Dubickiego, kandydują też Gorawski i Pater. Niestety, nikt z powyższej grupy nie jest idealnym bocznym pomocnikiem, gwarantującym poprawę jakości pozycji. Dubicki prezentuje aktualnie najwyższą formę, najwięcej biega, ale nie potrafi dobrze dośrodkować, podać prostopadle, zgubić dryblingiem krycia. Kiwa w sposób sygnalizowany i czytelny nawet dla krajowych defensorów, a co dopiero dla obrońców Anderlechtu. Ma niewielki przegląd pola, a więc i dostrzega niewielką gamę rozwiązań. Na niwie defensywnej nie stanowi żadnej przeszkody dla rywali, bo nie potrafi dobrze się ustawić, zaistnieć w odbiorze, zablokować oponenta. Nie można mieć o to doń pretensji, bo pamiętajmy, że jest nominalnym napastnikiem. Toteż poza szybkością, walecznością i ambicją nie ma wiele do zaoferowania. Jeśli zagra, z pewnością często będzie zbiegał do środka, opuszczając skrajne sektory murawy, by uniknąć dośrodkowań, w których niepewnie się czuje – taktyka Wisły wymaga czegoś innego.

Drugi z kandydatów, Gorawski, również nie oferuje wielu dokładnych podań ze skrzydeł. Były napastnik Ruchu umie wprawdzie poprawnie się zastawić i uwolnić spod krycia krótkim zwodem i przyspieszeniem, lecz później ma ogromne problemy ze spożytkowaniem wywalczonego miejsca – na razie nie zdradził się, że może dokładnie dośrodkować częściej niż sporadycznie, czy nawet tylko wymienić błyskawiczną sekwencję podań z napastnikiem. Praktycznie żaden rodzaj podania nie jest domeną Gorawskiego, a przecież właśnie one są najważniejszym elementem akcji skrajnych pomocników po zgubieniu krycia w bocznym sektorze murawy. Okazję trzeba nie tylko umieć stworzyć, ale i wykończyć. Na płaszczyźnie defensywnej ma do zaoferowania tyle co Dubicki – czyli niestety nic. Nie zablokuje przeciwnika, nie wygarnie mu piłki. Dlatego z pewnością Gorawski nie jest idealną opcja na mecz z Anderlechtem.

Następnym możliwym prawym pomocnikiem pozostaje Grzegorz Pater. Wybiegł już na murawę w Brukseli, gdzie w zgodnej opinii obserwatorów był najgorszy na boisku. Występ ten potwierdził, że „Grzela” jest zupełnie bez formy, a dawne grzechy - kompletna indolencja w destrukcji, koszmarne krycie przeciwnika, brak współpracy z bocznym obrońcą, schematyczne zbieganie do środka, unikanie prostopadłych podań - ciągle go mocno dotyczą. Mając w pamięci ten mecz chyba nie tylko ja wolałbym, aby Kasperczak poszukał innego rozwiązania na prawą stronę, gdyż Pater nie jest w stanie zachować wysokiej jakości pozycji prawego pomocnika.

Czy więc jesteśmy skazania na słabą prawą stronę? Wbrew pozorom niekoniecznie. Istnieje bowiem jeszcze jedno rozwiązanie, o którym wielu z nas zdaje się nie pamiętać – przesunięcie do boku Mirka Szymkowiaka. Wobec dezercji Uche i braku naprawdę wartościowych skrajnych pomocników, wydaje się jedynym posunięciem, które mogłoby przywrócić siłę skrzydeł. „Szymek” w przeszłości wielokrotnie występował w tej roli, toteż z pewnością .nie zapomniał na czym polega. Jako jedyny z grupy potencjalnych kandydatów potrafi właściwie dośrodkować nawet spod linii bocznej, wygrać indywidualny pojedynek z obrońcą, zgubić krycie, rozegrać i przytrzymać piłkę, przerzucić ją krzyżowym podaniem, a jednocześnie pomóc Baszczyńskiemu w defensywie. Przeniesienie go na prawą stronę nie tylko znacznie zwiększyłoby jej siłę, ale też stanowiłoby zupełnie zaskakujący manewr dla Belgów, mogący zupełnie zdezorganizować ich taktykę. A miejsce Szymka na środku drugiej liii zająłby wówczas wracający do składu Cantoro – piłkarz także potrafiący przytrzymać i rozprowadzić futbolówkę. Naturalnie o ile zdoła się wykurować i dojść do odpowiedniej formy. Znając trenerski warsztat Kasperczaka i pomyślne wypowiedzi lekarzy, jest to jak najbardziej możliwe. Dlatego, powyższe rozwiązanie wydaje się na dzień dzisiejszy optymalnym wyjściem. Tylko w ten sposób realnie wzmocnimy siłę prawej strony, nie osłabiając jednocześnie dramatycznie środka.

Jeśli Kasperczak zdecyduje się na podobną roszadę, powstaje jednak kolejne pytanie – kto obok Cantoro? Strąk czy Ouadja? Według mnie, więcej do zaoferowania ma reprezentant Togo, który dostrzega bogatszą paletę zagrań w ofensywie i lepiej od Strąka gra 1 na 1 w obiorze. Szybciej podejmuje decyzje, w przeciwieństwie do Pawła potrafi też podać prostopadle, nie tylko do boku. Podczas rewanżu i w razie przesunięcia Szymkowiaka na prawą stronę, decydujące znaczenie dla kreatywności centrum pomocy będą mieć większe od Strąka umiejętności rozprowadzenia piłki Ouadji. Nie bez znaczenia jest też fakt lepszej gry głowa reprezentanta Togo, oraz indywidualnego krycia danego rywala. Nie jest tajemnicą, iż większość akcji Anderlechtu organizuje Bassegio, którego „Władzia” mógłby na pewno bardziej efektywnie „wyłączyć” niż młody Strąk. Problemem może być wciąż niewielka liczba meczów Ouadji w Wiśle, owocująca słabym zgraniem z partnerami, niemniej wydaje się, że warto zaryzykować wystawienie go do pierwszej jedenastki.

Wreszcie drugie, lewe skrzydło. Tu mamy wciąż de facto tylko 1 kandydata Brasilię. Niestety Brasil prezentuje zupełnie inny styl i umiejętności od Kosowskigo, dlatego potrzebuje innego wsparcia ze strony zespołu i modelu podań, aby mógł zagrać efektywnie. Ponieważ nie potrafi zgubić zwodem krycia, szybko odwrócić się z piłką, właściwie rozegrać krótkiej „klepki”, trzeba szukać alternatywnych rozwiązań, dzięki którym zdoła zyskać trochę wolnego miejsca na ucieczkę obrońcy i dośrodkowanie, pożytkując największy i właściwie jedyny atut – szybkość. Widzę następujące rozwiązanie tego problemu, jedyne, gdzie piłkarz z kraju kawy może zaistnieć: W momencie przejęcia piłki przez partnerów, Brasilia bez oglądania się na nich i stojącego za plecami przeciwnika, musi natychmiast ruszać na maksymalnym przyspieszeniu w stronę bramki rywali, jeszcze zanim nastąpi podanie, ufając, że koledzy zdołają rzucić mu dokładną piłkę na dobieg za linię obrony, którą zdąży przejąć nim opuści boisko. Winna być adresowana w boczną strefę 15-20 metra od bramki Anderlechtu. Czyli Wiślak znajdujący się przy futbolówce powinien po odbiorze niezwłocznie podjąć próbę podobnego podania, bo tylko wówczas Brasilia zdoła wyjść na wolne pole - każde zagranie do niego przed obrońcę równa się stracie, lub złemu odegraniu. Niestety, istnieje realne niebezpieczeństwo, że po 5-6 takich „szarpnięciach” zupełnie padnie, gdyż kondycyjnie nie wygląda najlepiej. Także dokładne podanie w wymienioną wyżej strefę z głębi pola nie należy do łatwych. Czy więc opłaca się stosować ów schemat? Myślę, że tak, bo lepiej zagrozić rywalowi nawet tylko 5-6 razy, niż w ogóle.

Podsumowując, wydaje się, że optymalnym ustawieniem drugiej linii na mecz rewanżowy będzie następujący model (od prawej strony):

Szymkowiak, Cantoro, Ouadja, Brasilia

Czy podobnie uważa Kasperczak, przekonamy się już za kilkanaście dni.

Zostaje jeszcze atak, gdzie niepodważalną pozycję ma Żurawski i choć Dubicki mocno naciera, mimo wszystko Frankowski. Obaj wciąż wyraźnie górują umiejętnościami nad pozostałymi piłkarzami pierwszej linii, dlatego żadne personalne roszady raczej nie poprawią jakości gry napadu. Na pewno „Franek” musi zagrać aktywniej niż w Brukseli, częściej wracając w drugą linę, aby wyciągać obrońców i zrobić więcej miejsca „Żurawiowi” – zwłaszcza, że w inny sposób mu tego nie zapewni, bo nie „przepcha się” przez defensorów walką bark w bark, nie zablokuje piłki ciałem zmuszając ich do zmiany krycia i aktywniejszego wyjścia dla zablokowania jego indywidualnej szarży. Musi być większa ruchliwość i wymiana pozycji, inaczej Wiślacy nie rozerwą obrony strefowej rywali. Warto grać maksymalnie blisko defensorów, stosując wysoki pressing – jak pokazał mecz w Belgii, defensorzy Anderlechtu pod silną presją popełniają czasem banalne błędy (zwłaszcza niedoświadczony Kompany) – trzeba więc je wymusić. Można też spróbować małej wymiany pozycyjnej z Brasilią, polegającej na prostym manewrze: jeden z napastników zbiega na lewą stronę, dla zdublowania pozycji lewoskrzydłowego, ściągając stopera i robiąc miejsce Brasili na błyskawiczne „ścięcie” do środka. Jak widać możliwości nadal są, byleby tylko nasi piłkarze umieli je właściwie wykorzystać. Jeśli to zrobią, poprawiając jednocześnie jakość gry, tempo operowania piłką, ruchliwość, skuteczność podań i postawę defensywną, jest nadzieja na awans. Mimo iż czas goni, korekty na lepsze pozostają nadal osiągalne. Trzeba do samego końca wierzyć w sukces.


(Markus)