2004.05.21 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 0:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:17, 8 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 0:1

• Nie przemęczyli się nasi piłkarze w Łęcznej, w meczu przeciwko tamtejszemu Górnikowi. 1:0 to skromne zwycięstwo, ale też zwycięstwo, które ani przez moment nie było zagrożone. Tym samym przewaga Białej Gwiazdy nad Legią wzrosła do pożądanych ośmiu punktów! Jedyną dzisiaj bramkę strzelił w 44. minucie Maciej Stolarczyk!

XXIV kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Łęczna, al. Jana Pawła II, 21 maja 2004 r., godz. 20:00

Widzów: 7000, sędziował: Piotr Siedlecki (Szczecin)

Górnik Łęczna - Wisła Kraków 0:1

Bramki:

0-1 Stolarczyk (44.)


Składy:

Mioduszewski

Bożyk

Pawelec

Soczewka

G. Bronowicki

P. Bronowicki (80. Nikitovic)

Budka

Prasnal

Wolański

Bugała

Czereszewski (67. Szałachowski)


Majdan Stolarczyk

Kłos

Głowacki

Baszczyński

Gorawski (70. Brożek)

Cantoro

Szymkowiak

Uche

Żurawski

Frankowski (80. Kukiełka)


Piłkarz meczu:

Maciej Stolarczyk

• Bardzo małym nakładem sił, wręcz minimalistycznie, Wisła pokonała Górnika Łęczna. Może nie zawsze taka gra podoba się kibicom, ale efekt końcowy jest na pewno zadowalający. Po dzisiejszym zwycięstwie już tylko coś chyba więcej niż cud mógłby Wiśle odebrać mistrzowski tytuł! Mecz w Łęcznej zaczął się obiecująco. Już w 2. minucie niewiele brakowało, aby zastępujący Nikolę Mijailovicia, Maciej Stolarczyk pokonał Mioduszewskiego. Uderzenie Stolara było jednak minimalnie niecelne.

Gospodarze szybko się jednak odgryzają. W 4. minucie strzela z dystansu Prasnal, a piłka uderza w słupek!

Te dwie akcje zapowiadały dobry, widowiskowy mecz. Niestety nic z tych rzeczy. Na kolejne spięcie podbramkowe zmuszeni byliśmy czekać aż do minuty 20. Wtedy znów z dobrej strony pokazuje się Stolarczyk, który dośrodkowuje w pole karne, tam najwyżej skacze Damian Gorawski, uderza odruchowo piłkę głową, ale ta minimalnie mija bramkę Łęcznej. Pięć minut później obrońca Górnika wybija z linii uderzenie Tomka Frankowskiego... i znów wydawać się może, że wiślacy ruszą do bardziej zdecydowanych ataków, ale niestety - nic z tego. Kolejna groźniejsza akcja, to drugie w tym meczu uderzenie z dystansu Stolara, ale i tym razem minimalnie niecelne. Była 41. minuta i wydawało się, że I część spotkania zakończy się bezbramkowym remisem. Na to jednak nie pozwolił... właśnie Stolar. Co dwukrotnie nie udało mu się z dalszej odległości, udało się z bliższej. Z narożnika pola karnego dośrodkował Żuraw, a Stolar z pierwszej piłki strzelił do siatki. Gol do szatni, Wisełka prowadzi 1:0!

W II połowie gospodarze nie mają zamiaru już aż tak kurczowo pilnować swojej bramki, więc i wiślacy mają więcej miejsca i okazji na stworzenie sobie dogodych okazji. Zaczyna się od akcji w 51. min., po której Tomasz Frankowski strzelił, jednak zbyt lekko, aby pokonać Mioduszewskiego. W 57. min. najgroźniejsza natomiast akcja gospodarzy. Marcin Baszczyński zbiegł do środka, zostawiając wolną prawą stronę, Bugała dostrzegł nadbiegającego Bronowickiego, który znalazł się niespodziewanie sam przed Radkiem Majdanem. Nasz bramkarz popisał się jednak świetną interwencją, gdyż strzał piłkarza z Łęcznej świetnie sparował!

W minucie 60. po raz pierwszy, w swoim stylu, pokazuje się Żuraw. Maciek zbiega wzdłuż lini pola karnego, do środka, lecz jego uderzenie - nie bez trudu - łapie Mioduszewski. Po tej akcji następuje brzydszy fragment meczu. Mnożą się faule, niedokładne zagrania, a na kolejną groźną sytuację czekamy aż do 72. minuty. Wtedy akcję Wisły przerywa, przypadkowym zresztą, zagraniem ręką, przed polem karnym Soczewka. Rzut wolny egzekwuje Żuraw, ale jego uderzenie ląduje na poprzeczce! Ta akcja ożywia na moment wiślaków, bo już trzy minuty później, ładnie pokazuje się para Żuraw-Franek. Maciek sprytnie zagrywa do Franka, który technicznym uderzeniem próbuje lobować bramkarza, niestety piłka minimalnie przelatuje nad poprzeczką!

W 84. min. za drugą żółtą kartkę wylatuje Wolański, który najpierw kretyńsko odkopnął piłkę po gwizdku sędziego, a później brzydko sfaulował Szymka, i wiadome jest, że Wisła w Łęcznej, punktów już nie straci. Zresztą, już do końca spotkania, niewiele dzieje się na murawie.

Biała Gwiazda wygrywa minimalnym nakładem sił. Teraz czekać trzeba na popisy Legii w Grodzisku, no i wielką fetę, która powinna odbyć się na Reymonta 8 czerwca. Już w tytułem mistrzowskim lub z nim, po kolejnej wygranej.

Teraz czas jednak na przerwę w rozgrywkach, w związku z towarzyskimi meczami kadry.

• Dodał: Piotr (2004-05-21 22:07:24)


Komentarz pomeczowy

• Dwudziestu czterech meczów potrzebowali nasi piłkarze, aby zapewnić sobie tytuł mistrza kraju. Właśnie spotkanie w Łęcznej zadecydowało ostatecznie o zdobyciu IX trofeum przez Białą Gwiazdę. Wprawdzie zaraz potem mogliśmy przeczytać w prasie, że tytuł zawdzięczamy (sic!) remisowi w Grodzisku, ale czym byłby on bez kolejnej Victorii naszych pupili? Dominacja Wisełki - na krajowych boiskach - jest bowiem w tym sezonie niepodważalna!

Na luzie

Na wielkim luzie zagrali wiślacy w Łęcznej. Był to kolejny występ podopiecznych Henryka Kasperczaka, który można określić mianem: minimalistyczny. Nasi piłkarze od pierwszych minut nie podkręcali szaleńczo tempa, tak więc bramkowych akcji było jak na lekarstwo. Goście zaś, nie postawili nam aż tak trudnych warunków, jak walcząca przed tygodniem - chyba nie tylko o ligowe punkty - Odra.

Wprawdzie już na początku meczu Prasnal trafił w słupek, ale ta, jak i po przerwie jeszcze jedna akcja - po której Radek Majdan zarobił na meczową premię, świetnie parując uderzenie Bronowickiego - to było wszystko, co pokazali gospodarze z Łęcznej. Przez cały mecz na boisku dominowała Wisła, a dokładniejszym określeniem będzie kontrolowała poczynania. Niczym lider w klasycznym wyścigu kolarskim, który nikomu nie pozwoli odskoczyć od peletonu.

Wiślacy stanęli murem w obronie, wcześniejsze zapędy gospodarzy doskonale kasował Mauro Cantoro, więc gospodarze z rzadka przemieszczali się na 30 metr przed naszą bramką. Tym bardziej, że sami ustawili się wybitnie defensywnie, piątką w pomocy chcieli zagęścić środek pola, a tak naprawdę zagęszczali obszar boiska, tuż przed własnym polem karnym. Oglądaliśmy więc próby wzajemnej destrukcji, na której lepiej wyszła Wisła. Wszystko to za sprawą Macieja Stolarczyka, który od początku meczu zapędzał się pod bramkę gospodarzy, próbując pokonać Mioduszewskiego. Zanim jednak, nasz lewonożny obrońca, go pokonał, oddał dwa minimalnie niecelne strzały z dystansu. Do trzech razy sztuka, było tutaj idealnym określeniem. W 44. minucie, gdy gospodarze z utęsknieniem patrzyli w stronę szatni, Mirek Szymkowiak egzekwował rzut rożny, podał do Żurawia, a ten szybko wrzucił w pole karne. Stolar tylko dostawił stopę, ładnie umieszczając futbolówkę w siatce. Jak się okazało, był to gol pieczętujący mistrzostwo dla Wisły...

Po przerwie bowiem żadnej z drużyn nie udało się zmienić wyniku, choć najbliżej tego byli... wiślacy. Dwa razy próbował Żuraw (poprzeczka z wolnego i obrona na raty bramkarza), a raz Franek (minimalnie niecelny lob).

Można i tak...

... powiedzą kibice Białej Gwiazdy, bo choć Wisła znów nie zagrała pięknego meczu, to jednak cel uświęca środki! Zresztą nie ma chyba nikogo wśród nas, kto mógłby... narzekać! Zwłaszcza, że:

Po meczu w Łęczenj, podkreślić należy niesamowitą konsolidację bloku defensywnego! Jeszcze jesienią Wisła zmuszona była, przy ultraofensywnym usposobieniu całej drużyny, strzelić i mieć zawsze co najmniej dwie bramki więcej, aby wygraną dowieźć. Teraz, obrona jest na tyle silna, że choć rywale próbują atakować, to nie mają okazji do pokonania, coraz pewniej broniącego, Radka Majdana! Nowa jakość Wisły, widoczna jest gołym okiem! Marcin Baszczyński po ławie w Płocku, odzyskał dawne zalety. Głowa z Kłosem rozumieją się na środku coraz lepiej, a Nikola z Stolarem, to para która ma tyle zalet razem i z osobna, że nawet brak transferów na lewej stronie boiska latem, nie musi spędzać snu z powiek trenera Kasperczaka. Kto wie, czy w obecnej sytuacji, nie byłoby najlepszym rozwiązaniem, aby Nikola zaczynał mecz, właśnie jako skrzydłowy?

Niesamowity krok naprzód zrobił Mauro Cantoro! Ten chłopak zawsze miał ogromną ochotę do gry, ale wiosna w wykonaniu El Toro była rewelacyjna! Argentyńczyk gra ostro, ale z rzadka przekracza przepisy, choć kopnąć potrafi. Waleczność, ambicja, a do tego nienaganna technika, czynią z niego piłkarza, z którym spokojnie można wskakiwać do LM. Przy tak grającym Maurycym o wiele więcej swobody i możliwości gry do przodu, ma Szymek. Tym samym nie zawsze dobrze działające wiosną skrzydła, nie są już aż tak newralgicznymi punktami w naszym dream teamie! Swoje, jak zawsze, robi Żuraw, więcej niż się od niego wymagało zrobił Franek - oto nasza Wisła, Mistrz Polski A.D. 2004, który w Łęcznej zamknął rozdział - walka o pozostawienie mistrzowskiej patery pod Wawelem! Brawo!

Canal Odjąć

Inną sprawą piątkowego meczu, jest na pewno... komentowanie go w telewizji Canal Dodać. Za jego omawianie wziął się niejaki pan Marcin Rosłoń, wraz ze specjalistą (tylko od czego?), byłym trenerem pierwszoligowym, Mirosławem Draganem. I chyba wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, że red. Rosłoń jest piłkarzem rezerw Legii, a pan Dragan dostosował się do niego poziomem... stronniczości. Zresztą były trener Polkowic, to trzeba przyznać szczerze, wybitnie nie zna się na piłce! Własnym uszom nie wierzyłem gdy dowiedziałem się, że Mauro Cantoro rozgrywa słaby mecz, no i dobrze, bo da szanse gry Mariuszowi Kukiełce! O tym, na szczęście, decydować będzie Henryk Kasperczak... Pan Rosłoń - po zdobyciu gola przez Wisłę - określił bramkę, jako przypadkową, do tego strzeloną... udem (sic!). Piłkarz Legii, miał też cały mecz niesamowitą nadzieję, że Łęczna jednak ruszy do przodu i zdobędzie gola... Przykro nam. Nie udało się.

Tym optymistycznym akcentem, dziękuję za uwagę :-)

Mistrzem Polski jest WISŁA...