2004.11.10 Wisła Kraków - Tłoki Gorzyce 2:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 07:03, 9 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Tłoki Gorzyce 2:0

• Wisła Kraków pokonała Tłoki Gorzyce 2:0, w meczu rundy grupowej Pucharu Polski. Gole dla Wisły zdobyli: Damian Gorawski oraz Marek Zieńczuk i była to pierwsza bramka naszego lewoskrzydłowego na stadionie przy Reymonta. Te dwa zdania - tak naprawdę - mogłyby wystarczyć za opis tego spotkania, bo niewiele ciekawego działo się dzisiaj na naszym stadionie.

IV kolejka rundy grupowej Pucharu Polski, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 10 listopada 2004 r., godz. 18:00

Widzów: 4000, sędziował: Marek Mikołajewski (Ciechanów)

Wisła Kraków - Tłoki Gorzyce 2:0

Bramki:

1:0 Gorawski (10.)

2:0 Zieńczuk (84.)


Składy:

Piekutowski

Baszczyński

Kowalczyk

Głowacki

Mijailović

Kwiek (46. Zieńczuk)

Cantoro

Kukiełka

Gorawski (66. Szymkowiak)

Kuźba (60. Omeonu)

Żurawski


Petrykowski Syguła

Kusiak

Szmuc

Lebioda

Dziewulski

Zawadzki

Szafran

Gielarek (80. Korzonek)

Fabianowski

Pacuła (76. Pacanowski)


Piłkarz meczu:

nikt


Mecz Wisły z III-ligowcem z Gorzyc zaczął się zgodnie z oczekiwaniami. Wisła ruszyła do zdecydowanych ataków, a Tłoki do skomasowanej defensywy. Plan gości, aby jak najdłużej zachować czyste konto, udał się ale tylko do 10. minuty. Wtedy to Baszczu podał do Żurawia, który uciekł w swoim stylu obrońcom, znalazł się sam na sam z bramkarzem, ale ten odbił uderzenie wiślaka, piłka trafiła jednak pod nogi nadbiegającego z lewej strony Damiana Gorawskiego, który dopełnił formalności. 1:0.

Po stracie bramki ambitnie grający goście wcale nie zamierzali położyć się i czekać, aż Wisła zaaplikuje im kolejne gole, tylko sami próbowali zaatakować. Najgroźniejszą ich akcją było uderzenie w słupek po rzucie wolnym. Choć był to, w pewnym sensie, jednorazowy wyskok gości, to... nie do końca wynikał z ich umiejętności, co raczej ze stójki wiślaków! Ci bowiem - choć mieli przewagę przez cały mecz - grali niedokładnie, wolno, według tych samych i łatwych do przewidzenia schematów. Powodowało to, że III-ligowcy umiejętnie rozbijali wiślackie ataki. Przy okazji do swojego celu dążyli w prosty sposób... najprostszy z możliwych. Gdy tylko nie udało się wywalczyć piłki, od razu cięli równo z murawą, na co po cichu przyzwalał cieniutki dzisiaj, jak źdźbło trawy, sędzia Mikołajewski. Gdyby od razu utemperował zapędy do gry faul gości, skończyłyby się one o wiele szybciej, a tak co druga, trzecia akcja wiślaków kończyła się często brzydkim faulem. Na nic zdały się wyliczania Henryka Kasperczaka, który co chwilę podbiegał do linii bocznej. Nie zmienia to faktu, że wiślacy grali po prostu źle. Cóż z tego, że strzałów z dystansu próbował Kwiek (obroniony przez bramkarza) lub Żuraw (efekt podobny) skoro zabrakło tego, co w piłce najważniejsze, a więc goli. Cóż nawet z tego, że trochę przypadkowo w poprzeczkę trafił Kuźba, skoro zmarznięci kibice co rusz psioczyli na słabą grę wiślaków.

W 30. minucie natomiast, tylko w spojenie naszej bramki uderzył piłkarz gości, którzy chwilę wcześniej wywalczyli jeden z nielicznych rzutów rożnych.

Kibice poderwali się w I połowie jeszcze raz, gdy chyba jednak nieprzepisowo powstrzymywany był w polu karnym Kuźba, ale sędziemu też było zimno, więc zamiast odgwizdać jedenastkę, wolał chyba trzymać ręce w kieszeni.

Wydawało się, że w II połowie Wisła ruszy do bardziej śmiałych ataków i swą grą rozgrzeje publiczność, niestety nic takiego się nie stało. Rozgrzać chciał za to kibiców - i to kilkakrotnie - Marcin Baszczyński, który oddawał piłkę piłkarzom gości, aby Ci mogli przeprowadzić kontratak. Na szczęście na środku obrony świetnie spisywał się Arkadiusz Głowacki, chyba jedyny wiślak, który mógłby zasłużyć na miano piłkarza meczu.

Kilka razy - również w I połowie - swoimi niepewnymi interwencjami kibiców rozgrzał także Adam Piekutowski, udowadniając, że konkurentem do miejsca w bramce Wisły, dla Radosława Majdana, nie jest żadnym.

Choć zapowiadano wzrost formy Marcina Kuźby, na boisku nie było tego widać, bo Marcin jest cieniem tego piłkarza, który straszył defensorów Schalke, czy Lazio. Miał zresztą kilka sytuacji do zdobycia gola, ale spartaczył je wszystkie. Wprawdzie trafił raz do siatki, ale arbiter dopatrzył się spalonego i gola nie uznał. Po godzinie gry Kuźba doznał kontuzji, opuścił boisko na noszach, by już na nie nie powrócić. To efekt takiej, a nie innej gry gości z Gorzyc, ale o tym było już powyżej.

Wiślacy próbowali podwyższyć wynik, choć to chyba za duże słowo, a samego siebie przeszedł Damian Gorawski, który najpierw z trudnej piłki próbował strzelić, a później z owiele łatwiejszej... podawać. przy pierwszej okazji ustrzeliłby ptaka w locie, przy drugiej oddał futbolówkę obrońcom Swoje okazje miał też Żuraw, ale i on nie potrafił poprawić swojego dorobku bramkowego w Wiśle. W końcu przyszła 84. minuta i rzut wolny dla Białej Gwiazdy. Najpierw strzelił Szymek, ale że zrobił to przed gwizdkiem (?), więc zobaczył żółtą kartkę. Dlaczego jednak sędzia pozwolił na strzał - w podobnej sytuacji, w I połowie - gościom?! Nie wiadomo. Arbiter pozwolił w końcu dokończyć egzekwowanie wolnego, do piłki podszedł tym razem Marek Zieńczuk, uderzył nad murem, a piłka wpadła do bramki! Ładny gol, na który Zieniu czekał niemal całą rundę jesienną, była to bowiem jego pierwsza bramka zdobyta na naszym stadionie. 2:0.

W końcówce meczu swoje niewykorzystane okazje mieli jeszcze Żuraw i Szymek (ten drugi po prostu... podał piłkę bramkarzowi) więc wynik nie uległ już zmianie.

Wisła wygrała z Tłokami po bardzo słabym meczu. Najbardziej zyskali chyba Ci, którzy na Reymonta się nie zjawili, bo dzisiaj nie było tutaj za wiele do oglądania... Niestety...

• Dodał: Piotr (2004-11-10 20:26:22)