2005.05.02 Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 6:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 11:58, 9 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 6:0

• Po niezwykłej II połowie meczu, "Biała Gwiazda" pokonała Zagłębie Lubin 6:0! Bramki dla naszego zespołu zdobywali: Maciej Żurawski (53. i 90. min.), Marek Zieńczuk (56. min.), Tomasz Frankowski (58. i 66. min.) i Maciej Stolarczyk (84.). To najwyższe "domowe" zwycięstwo Wisły nad Zagłębiem w historii spotkań obydwu ekip.

XX kolejka ligi polskiej, sezon 2004/2005

Kraków, ul. Reymonta, 2. maja 2005 r., godz. 17:30

Widzów: 10000, sędziował: Piotr Siedlecki (Szczecin)

Wisła Kraków - Zagłębie Lubin 6:0

Bramki:

1:0 Żurawski (53.)

2:0 Zieńczuk (56.)

3:0 Frankowski (58.)

4:0 Frankowski (66.)

5:0 Stolarczyk (84.)

6:0 Żurawski (90.)


Składy:

Majdan

Baszczyński

T. Kłos

Głowacki

Stolarczyk

Brożek (61. Mijailović)

Cantoro

Sobolewski (80. Ekwueme)

Zieńczuk (73. Kwiek)

Żurawski

Frankowski


Mađarić

Żytko

Pokorný (82. Pach)

Alunderis

R. Kłos

Łobodziński

Szczypkowski

Jackiewicz

Kalousek

Iwański (69. Salamoński)

Niciński (60. Murdza )


Piłkarze meczu:

Marek Zieńczuk i Maciej Żurawski

• Tym meczem wiślacy wyrównali rekord Legii Warszawa z lat 1992-1995 - 48. spotkań w ekstraklasie na własnym boisku bez porażki (ostatnia: 16. września 2001 r. z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski), zaś jedna potyczka dzieli nas od wyrównania przez Wisłę rekordu Widzewa Łódź z lat 1995-1996 - 37. kolejnych spotkań ligowych bez porażki (nasza ostatnia ligowa przegrana: 24. października 2003 r. w Wodzisławiu Śląskim z Odrą).

Drużyna Zagłębia Lubin wyraźnie "leżała" w tym sezonie wiślakom. Po 7:1 w Lubinie, dzisiaj nasi piłkarze potraktowali beniaminka równie srogo, aplikując mu aż sześć goli, nie tracąc przy tym żadnego.

Widać zresztą było gołym okiem, że dzisiaj wiślakom chciało się chcieć. Zagrali dla siebie i... nowego trenera, więc i zapowiadanej chusteczkowej akcji nie było, bo być nie musiało (i przy takiej grze - nie mogło). Wisła, co ważne, zagrała odważnie, z polotem, więc ręce, licznie zgromadzonej publiczności, same składały się do oklasków! Dobry to prognostyk przed derbami.

Zaczęło się już w 2. minucie, kiedy to po podaniu - rozgrywającego świetną partię - Marka Zieńczuka, o mało gola nie zdobył Tomasz Frankowski. Skończyło się na zablokowaniu "łowcy bramek" przez obrońcę, i tylko szkoda, że Franiu zamiast domagać się - niesłusznie zresztą - karnego, nie walczył o piłkę do końca. Po chwili znów zakotłowało się pod bramką Zagłębia, ale gol nie padł. W 9. min. po raz pierwszy przymierzył, z rzutu wolnego, Maciej Żurawski, także grający dzisiaj świetny mecz, ale trafił w mur.

Od 12. do 15. minuty - jedyny (!) w tym meczu okres przewagi Zagłębia, który kończy się czteroma, nieomal kolejnymi, rzutami rożnymi. Niewiele z nich jednak mają oni pożytku.

W minucie 17. wiślacy dają niezłą próbkę swoich umiejętności. Kapitalnie na skrzydle piłkę wymieniają ze sobą Maciej Stolarczyk z Markiem Zieńczukiem, ten ostatni zagrywa w pole karne do Macieja Żurawskiego, nasz kapitan źle jednak trafił w piłkę. Pochwalić trzeba jednak Żurawia za błyskawiczną decyzję i próbę uderzenia z pierwszej piłki.

W min. 20. Wisła wychodzi ze świetną akcją, szkoda tylko, że Paweł Brożek za późno wypuścił "w uliczkę" Franka, przez co skończyło się na spalonym. Dwie minuty później znów nie popisał się Brożek, źle przyjmując piłkę. 24. min. to znów uderzenie z wolnego Żurawia, ale w krótkim rogu bramki znalazł się w odpowiednim momencie Mađarić. Chwilę później piłka przelatuje wzdłuż bramki Zagłębia, ale "nie ma jej kto dobić".

26. min. to kolejny wolny dla Wisły, Żuraw trafia jednak ponownie w mur. Kolejna dobra akcja Wisły ma miejsce w min. 36. Po podaniu Żurawia w dogodnej pozycji znalazłby się Paweł Brożek, tyle tylko, że źle przyjmował piłkę. Gdyby zrobił to dobrze, wyszedłby sam na sam z bramkarzem, a tak dogonili go obrońcy i skończyło się jedynie na rzucie rożnym. Jeszcze w 43. min. Franek mógł zdobyć gola "do szatni", ale po podaniu Marka Zieńczuka, uderzył sprytnie, tyle że minimalnie obok bramki.

Po pierwszej połowie, poza skutecznością, a może bardziej precyzyjnie, brakiem szczęścia, niewiele można było wiślakom zarzucić. Grali najlepszą część meczu ligowego, w tej rundzie i tylko trzeba było wierzyć, że coś w końcu wpadnie. Okazało się, że wpadło i to nie raz, a II połowa była o wiele lepsza od pierwszej.

W 49. min. mogło wpaść jednak nie do tej bramki, do której wiślacka widownia by sobie życzyła. Dośrodkowanie z prawej strony próbował zamknąć były wiślak, Grzegorz Niciński, zabrakło mu jednak niewiele, aby dojść do piłki i dać Zagłębiu prowadzenie. Na nasze szczęście Nitka do piłki nie doszedł. Podobnie było dwie minuty później, z tym że teraz szczęście uśmiechnęło się do gości, gdyż do piłki nie zdążył Franek. Po kolejnych dwóch minutach pierwszy strzał z dystansu Wisły (nie licząc wolnych), jednak Radosław Sobolewski myli się nieznacznie.

To był ostatni "pech strzelecki" Wisły. Od tego momentu szczęście gości się już wyczerpało i do bramki strzeżonej przez Mađarcia wpadało już niemal wszystko.

Festiwal bramkowy rozpoczął nie kto inny, jak Maciej Żurawski. Była 53. min. kiedy Marek Zieńczuk dośrodkował ze skrzydła do Żurawia. Ten mimo asysty dwóch obrońców świetnie piłkę przyjął i nie dał żadnych szans bramkarzowi Lubina. Radość... Wernera Lički może mówić kibicom więcej, niż radość samych... piłkarzy Białej Gwiazdy. Widać, że Czech "odetchnął" po tym golu. Jest 56. minuta, Mauro Cantoro odgrywa na lewo do Zienia, a ten, mimo że jest ok. 28 metrów od bramki Zagłębia, strzela nie do obrony - dla Mađaricia - i prowadzimy 2:0! Podrażnione Zagłębie przeprowadza szybki kontratak, ale kończy się on tylko strzałem w boczną siatkę.

Mamy 58. minutę, tym razem świetną piłkę rzuca Żuraw, Tomasz Frankowski ją przyjmuje, wpada w pole karne i kapitalnym uderzeniem pod poprzeczkę podwyższa na 3:0! Trzy gole w niespełna sześć minut... tego chyba nikt się nie spodziewał, a to jeszcze nie koniec... Kolejny strzał z dystansu Wisły, tym razem w wykonaniu Cantoro, jest niecelny, nie ma więc zmiany wyniku, podobnie jak po jednej z nielicznych akcji Zagłębia w 62. min. Na tę akcję gości szybko odpowiada para Zieńczuk - Żurawski, ale kończy się tylko na strachu. W 66. minucie jest już jednak 4:0. Na skrzydle Marcina Baszczyńskiego wypatrzył Żuraw, odegrał mu piłkę, a Baszczu, który wyraźnie poprawił swoje dośrodkowania, tak wrzucił na piąty metr, że Tomaszowi Frankowskiemu wystarczyło dołożyć głowę. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki!

Już po kolejne minucie mogło być... 5:0, kiedy to świetnie piłkę w środku pola wywalczył Sobolewski, nie zawsze może się jednak wszystko udawać, więc tym razem obrońcy gości uprzedzili Macieja Żurawskiego i po solidnym zamieszaniu piłkę wybili.

Czterobramkowa zaliczka uspokoiła grę. Zagłębie nie zamierzało się odkrywać, a Wisła szaleńczo atakować, było więc aż do 82. min. dość spokojnie na murawie naszego stadionu. Wtedy jednak na kolejny strzał z dystansu zdecydował się Nikola Mijailović, który ostro próbował szarpać na lewym skrzydle, gdyż widać było, że solidnie chciał dzisiaj udowodnić, że rola rezerwowego mu nie odpowiada. Strzał Serba był niecelny, dał jednak kolejny "sygnał" do ataku. Już bowiem minutę później tenże Nikola sprytnie wywalczył piłkę i po akcji Cantoro mamy rzut rożny. Po nim, najlepiej w polu karnym zachował się Maciej Stolarczyk, który tak kopnął piłkę, że ta odbijając się od poprzeczki, wpadła do bramki i prowadziliśmy już 5:0. Także i ten gol solidnie ucieszył Wernera Ličkę, który był dzisiaj - zwłaszcza w II połowie - solidnie rozpromieniony.

W 89. min. kolejny strzał z dystansu, na który decyduje się Żurawski, ale Mađarić, choć na raty, broni. Co się odwlecze... 90. minuta, prostopadłą piłkę ze środka zagrywa Olek Kwiek, wychodzi do niej Żuraw i bez problemu strzela do bramki, ustalając wynik meczu na 6:0...

Cóż, tak grającą Wisłę chyba każdy chętnie widziałby zawsze. Jak się okazuje, także przy Wernerze Ličce można grać do przodu i aplikować rywalowi kolejne gole. We wstępie do tego meczu, nieśmiało miałem nadzieję, że wygrana we Wronkach może być pewnym przełomem dla Wisły, ale też nie sądziłem, że tak szybko uda się wiślakom odzyskać, znany wszystkim, wigor. Tego dzisiaj było aż nadto i miły majowy, długi weekend, jest dla kibiców Białej Gwiazdy jeszcze milszy. Oby tak dalej!

Za dzisiejszy mecz pochwalić należy także wiślacką publiczność, która przez całe spotkanie prowadziła wyłącznie "pozytywny doping"!

• Dodał: Marjot (2005-05-02 18:48:40)

Komentarz pomeczowy

Po serii bezbarwnych występów, kończonych remisami lub skromnymi zwycięstwami, Wisła wreszcie nawiązała do najbardziej efektownych wyników z jesieni 2004 r. Nie znaczy to, co prawda, że forma jest porównywalna do najlepszych meczów z zeszłego roku, ale mimo wszystko, wreszcie mamy powody do zadowolenia

Pierwsza połowa spotkania z Zagłębiem była w wykonaniu wiślaków z pewnością lepsza niż występ we Wronkach, gdzie raczej udawali, że grają niż toczyli zacięty bój o ligowe punkty. Przede wszystkim tym razem nie brakowało im ambicji, co od razu przełożyło się na większe tempo rozgrywania akcji i ruch na boisku. Wisła przeważała, stwarzała sytuacje, zarazem neutralizowała niemal wszystkie - sporadyczne zresztą - ofensywne zapędy lubinian. Trudno jednak powiedzieć, aby bramka Zagłębia była oblężona. W atakach Wisły brakowało często dokładności i pomysłu. Niektóre niecelne podania, przez które marnowaliśmy kolejne dogodne sytuacje, wręcz irytowały. Można się zastanawiać, dlaczego przytrafiają się piłkarzom o przecież dużych umiejętnościach. Tym razem nie warto jednak snuć spiskowych teorii, które wydały się nam tak atrakcyjne po meczu we Wronkach. W pierwszej połowie zabrakło po prostu bramki dla Wisły, która by ich "odblokowała". Przebieg drugiej połowy dobitnie to wykazał.

Najlepsze wrażenie wywarł do przerwy Marek Zieńczuk, który dobrze współpracował z Maciejem Stolarczykiem a przede wszystkim podkręcał tempo naszych akcji, kilkukrotnie znakomicie podając do Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego, którzy jednak marnowali dogodne, choć nie stuprocentowe sytuacje. Prawe skrzydło prezentowało się znacznie gorzej. Pod nieobecność Jakuba Błaszczykowskiego szansę na występ od pierwszej minuty otrzymał Paweł Brożek. Niestety, kolejny raz nie zagrał na miarę oczekiwań. Tłumaczy go częściowo fakt, że prawa pomoc nie jest jego optymalną pozycją. Z drugiej wszakże strony, od gracza o tej skali talentu można wymagać, aby dobrze przyjmował piłkę i skutecznie dryblował rywali, a właśnie nawet i te podstawowe boiskowe czynności bardzo często nie wychodziły Pawłowi. Jest zresztą znamienne, iż mógł on pojawić się w wyjściowym składzie głównie dlatego, że lekką kontuzję odniósł bohater z Wronek. Gdyby ktoś przepowiadał trzy miesiące temu, że Brożek będzie zmiennikiem Błaszczykowskiego, spotkałby się zapewne z lawiną złośliwych komentarzy. W tym kontekście może cieszyć bardzo dobra postawa Błaszczykowskiego, ale niestety nie sposób nie zauważyć, że Brożek na razie rozczarowuje.

Druga połowa to już popis wiślaków. Trudno bowiem inaczej ocenić fakt zdobycia przez nich aż sześciu bramek! Oczywiście, zadanie ułatwiło im Zagłębie, które po błyskawicznej stracie trzech goli właściwie przestało grać. Niemniej jest rzadkim wyczynem strzelić sześć goli w jedną połowę (zadanie dla statystyków: kiedy ostatni raz mieliśmy taki przypadek w polskiej lidze? Autor tego komentarza próżno szuka takiego faktu w pamięci.). Tym bardziej, że nie były to gole przypadkowe, a efekt przemyślanych (wreszcie!), prowadzonych w szybkim tempie (wreszcie!) akcji. Mistrzowską partię rozgrywał niezmiennie Marek Zieńczuk, który swój znakomity występ okrasił pięknym golem. To już drugie tak efektowne wiosenne trafienie Zienia w lidze. Oby dał przykład innym wiślakom, którzy na razie zza pola karnego nie potrafią pokonać rywali (nie licząc rzutów wolnych i pamiętnego woleja Błaszczykowskiego we Wronkach). Niegdyś podobne gole zdobywał Maciej Żurawski. Teraz Żuraw zza pola karnego straszy głównie przy okazji rzutów wolnych. Natomiast niezmiennie jest bardzo groźny w obrębie pola karnego rywala. Dwie bramki w poniedziałkowym spotkaniu zasługują na uznanie. Jeszcze bardziej mogła się podobać waleczność kapitana naszego zespołu. O ile dość często zdarza nam się krytykować go za pasywność, tym razem walczył bez zarzutu. Dwie ładne bramki strzelił też Tomasz Frankowski (w tym jedną głową - zdarza mu się to dość często: chwała dla jego sprytu i dobrych dograń kolegów) i choć po ich zdobyciu Franek był nad wyraz mało wylewny w okazywaniu radości, miejmy nadzieję, że będą one dla niego przełomowym momentem w tej rundzie. Mauro Cantoro chwilami jakby brakowało szybkości, ale wykonał solidną robotę w środku pola. Szkoda, że nie wykorzystuje swojego świetnego dryblingu na małej przestrzeni bliżej bramki rywali. Biorąc pod uwagę jak świetnie blokuje piłkę i jak trudno jest mu ją odebrać, łatwo sobie wyobrazić, że mógłby sprowokować wiele rzutów wolnych, z których Żurawski i Zieńczuk mogliby nieraz poważnie zagrozić bramkarzom rywalom. Za postawę, zwłaszcza w drugiej połowie, wielkie słowa uznania należą się Radosławowi Sobolewskiemu. W destrukcji był niemal bezbłędny. To bardzo cenny nabytek. Warto również pochwalić dwóch zmienników: Nikola Mijailović tryskał energią, która wreszcie zyskała należyte ujście, zaś Aleksander Kwiek popisał się znakomitą asystą przy szóstej bramce. Choć Kwiekowi przytrafiło się też parę prostych błędów, to ogólnie można było odnieść wrażenie, że może nie jest z nim aż tak niedobrze, jakby wynikało z doniesień z trzecioligowych boisk. Obrońcy nie mieli zbyt wiele pracy. Tradycyjnie zdarzyło im się parę kiksów i momentów nonszalancji w kryciu rywala, ale na ogół poczynali sobie solidnie. Maciej Stolarczyk zyskał zaś w postaci strzelonej bramki kolejny argument za tym, aby przedłużono z nim kontrakt. Radosław Majdan był właściwie bezrobotny, nie licząc serii czterech rzutów rożnych Zagłębia z I połowy.

Mecz z Zagłębiem nie oznacza jeszcze przełomu. Z drugiej wszak strony pokazał, że Wisłę stać na efektowną i efektywną grę także w obecnym składzie personalnym i z obecnym trenerem. Miejmy nadzieję, że kolejne mecze to potwierdzą. Kluczowe wydaje się, aby piłkarzom... chciało się grać. Nie jest chyba przypadkiem, że najlepiej wypadli w meczach, w których oglądał ich "na żywo"... Bogusław Cupiał (Polonia w Pucharze Polski, Zagłębie). Warto jednak, by wiślacy pamiętali, że dzięki transmisjom C+, ich pracodawca może analizować postawę drużyny w każdym spotkaniu. A przede wszystkim, że grają dla kibiców, dlatego profesjonalistom nie przystoi wybieranie meczów, w które wkładają dużo ambicji i lekceważenie pozostałych. Ambicja powinna cechować ich w czasie każdego występu. Wtedy nie będziemy musieli obawiać się o wynik żadnej ligowej potyczki, nawet jeśli system gry daleki jest jeszcze od oczekiwań i samego trenera, i kibiców. Na mankamenty gry można czasem przymknąć oko, gdyż nie ma zespołu na świecie, który rozgrywałby wyłącznie efektywne i efektowne mecze (byle oczywiście tych nieefektownych i nieefektywnych nie było za dużo). Braku waleczności wybaczyć już nie sposób. Oby mecz z Zagłębiem rozpoczął długą serię występów, w których pod tym względem wiślacy nie zawiodą, co niestety zdarzało im się ostatnio, z kulminacją we Wronkach.