2005.09.10 Wisła Kraków – Pogoń Szczecin 2:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:26, 10 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 2:1

• Wiślacy zasłużenie pokonali dzisiaj szczecińską Pogoń 2:1, ale jeżeli miała to być udana próba generalna przed czwartkowym meczem I rundy Pucharu UEFA, to... nie była. Na pewno jako duży plus zaliczyć należy... skuteczność, ale tylko jednego piłkarza - Marka Zieńczuka. To właśnie Zieniu zdobył obydwie bramki dla "Białej Gwiazdy", zapewniając jej wygraną.

VI kolejka ligi polskiej, sezon 2005/2006

Kraków, ul. Reymonta, 10. września 2005 r., godz. 18:15

Widzów: 12 000, sędziował: Tomasz Mikulski (Lublin)

Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 2:1

Bramki:

1:0 Zieńczuk (12.)

1:1 Andradina (18.)

2:1 Zieńczuk (71.)


Składy:

Majdan

Dudka

Kłos

Głowacki

Stolarczyk (73. Baszczyński)

Paulista

Gołoś (59. Sobolewski)

Cantoro

Zieńczuk

Paweł Brożek (58. Penksa)

Kryszałowicz


Peškovič

Michalski

Magdoń

Julcimar

Matlak

Łabędzki

Kaźmierczak

Andradina (79. Elokan)

Milar (61. Mineiro)

Grzelak

Divecký (82. Trałka)


Piłkarz meczu:

Marek Zieńczuk

• Wisła nie zagrała dzisiaj wielkiego meczu. Faktem jest jednak, że trener Engel trochę pożonglował składem, dając odpocząć na ławce kadrowiczom: Baszczyńskiemu i Sobolewskiemu.

Widać było jednak dzisiaj gołym okiem, że letnie osłabienia składu odbiły się na jakości naszej gry. Narzekaliśmy ostatnio na defensywę, dziś zaś okazało się, że mogą nastać teraz czasy, gdy ponarzekamy także na... atak. Nie może być jednak inaczej, bo parę: Żurawski – Frankowski nie zastąpią „z marszu” dwa Pawły: Brożek i Kryszałowicz. Ten pierwszy zagrał zresztą dzisiaj bardzo słabo, drugi zaś na pewno debiutu nie zaliczy do udanych.

A mogło być o wiele przyjemniej. Wisła ruszyła bowiem od pierwszego gwizdka do ataku i już w 2. minucie Kryszał dostał górną piłkę od Zienia, strzelił głową tak jak należy, tyle tylko, że golkiper Pogoni, Peškovič, spisał się znakomicie - odbijając piłkę na róg. Powinno być 1:0. Wisła przeważała, grała szybo, stąd i kolejna okazja w minucie 5. Na strzał zdecydował się Marek Zieńczuk, tyle że trafił w środek bramki i Peškovič, choć na raty, piłkę złapał.

W minucie 12. nie miał już jednak nic do powiedzenia! Tym razem role - przy podaniach - się odmieniły. Piłkę po rzucie rożnym przy bocznej linii pola karnego wywalczył od Milara Cantoro, zagrywając wślizgiem podał do Kryszałowicza, który przerzucił na drugą stronę. Do tak zagranej futbolówki doszedł Marek Zieńczuk i precyzyjnym strzałem, z pierwszej piłki „po długim”, nie dał Peškovičiowi żadnych szans! Szybkie i zasłużone 1:0!

Co ciekawe Urugwajczyk Milar, którego pamiętamy zapewne z wiosennego meczu Wisły z Pogonią, kiedy to po jego zagraniu ręką padł gol dla portowców, chwilę przed stratą futbolówki na rzecz Cantoro także zagrał piłkę ręką! Tym razem we własnym polu karnym. Gdyby więc nie zagranie Mauro, Kryszała i późniejszy gol Zienia - powinien być karny dla "Białej Gwiazdy". Wspomniany Milar kilkadziesiąt minut później także pomógł sobie ręką, przy linii bocznej boiska, gdy Pogoń wychodziła z kontratakiem, czego także nie dostrzegł sędzia. Widać taki już jego "atrybut"...

Wisła ruszyła aby szybko wynik podwyższyć i nadziała się na kontrę gości. Akcja lewą stroną, błąd Kłosa, na leniwe dośrodkowanie w pole karne pozwolił Dudka… a Głowa na spółkę z Cantoro, Stolarczykiem i Majdanem lekceważą ociężałego Ediego Andradinę, ten zaś spokojnie strzela głową i jest 1:1!

Konsternacja… a mogła być jeszcze większa, gdyby nie przyjęcie „na siebie” przez Gołosia strzału piłkarza Pogoni z 23. minuty.

Chwilę później akcję przeprowadza Wisła, nożycami próbuje strzelać Brożek, ale nie trafia w bramkę. W 27. min. z szybką akcją znów wychodzą wiślacy, ale psuje ją Brożek, źle podając do Kryszała.

W 34. min. znów zasypia wiślacka obrona, ale główka Kaźmierczaka nie była aż tak skuteczna, jak Andradiny.

Cztery minuty później powinniśmy jednak znów prowadzić. Ładnie w pole karne piłkę wrzucił Dudka, tyle że Brożek w nią nie trafił. W 40. min. prawdziwego pecha ma Kryszał. Były gracz Amiki ograł już obrońcę, który przewrócił się w polu karnym, ale przy tym szczęśliwie upadł tak, że wybił piłkę spod nóg wiślaka… Gdyby nie to, gol musiałby paść. Po kolejnych dwóch minutach na strzał z dystansu decyduje się Cantoro, ale piłka mija nieznacznie bramkę Pogoni.

Gdy wydawało się, że na tym skończą się emocje I połowy, wiślackim obrońcom uciekł Milar, który znalazł się sam na sam z Majdanem! Nasz bramkarz kapitalnie broni jednak nogami uderzenie Urugwajczyka, rehabilitując się za puszczonego gola.

Do przerwy jest więc 1:1.

Spodziewać by się można, że II połowa rozpocznie się od jeszcze większego natarcia Wisły, ale żadnej gry „na hura” nie było. Była natomiast kolejna szansa Kryszała, ale ten znów nie potrafił pokonać Peškovičia, choć był z nim w sytuacji sam na sam!

W min. 56. groźnie zaatakowali goście, jednak uciekający (gdzie był Dudka?) lewym skrzydłem Matlak trafił tylko w boczną siatkę.

W 71. min. Wisła, trochę niespodziewanie, bo wcale jakoś specjalnie nie przeważaliśmy, zadała decydujący cios. Piłkę znów wywalczył Cantoro, przejął ją Paulista, podał na środek do Sobolewskiego, a ten odegrał na lewo do Zienia. Piłkarz z numerem "17" nie namyślał się zbyt wiele i strzelił znów precyzyjnie w długi róg. Piłka zatańczyła w siatce, ku wielkiej radości wiślackiej publiczności. 2:1!

Już do końca meczu jego obraz był jednakowy. Pogoń próbowała odrobić straty, ale poza kilkoma rzutami rożnymi i paroma dośrodkowaniami, nie zagroziła naszej bramce. Po drugiej stronie zaczęło się… podawanie pod Kryszała. Widać było, że Marek Zieńczuk robi wszystko, aby wyłożyć piłkę byłemu koledze, podawał mu nawet wtedy, gdy lepiej byłoby, aby sam strzelał, zwłaszcza że wychodziło mu to dzisiaj naprawdę dobrze! Ostatecznie Kryszał gola w debiucie w Wiśle nie zdobył.

Bliski był tego jednak w minucie 77., ale Peškovič zdjął mu piłkę z głowy. W 81. min. Kryszał ograł już nawet bramkarza, ale odszedł z piłką w bok, do tego zbyt lekki strzał na rzut różny wybił obrońca.

W końcówce groźniej zaatakować próbowała Pogoń, a grą defensywną imponował zwłaszcza… Marek Penksa, którego określiliśmy wspólnie na trybunach jako… defensywnego napastnika. Sędzia doliczył jeszcze trzy minuty, ale wynik nie uległ już zmianie.

Wisła wygrała – jak już pisałem – zasłużenie, ale przyznać trzeba szczerze, że nie byli wiślacy dzisiaj tą rozpędzoną „maszynką do wygrywania” do jakiej byliśmy ostatnio przyzwyczajeni. Oby jednak w Guimarăes osiągnąć wynik… podobny!

PS. W dzisiejszym meczu, poza debiutem Pawła Kryszałowicza, mieliśmy także dwa kolejne. Pierwszym był debiut w roli kapitana Wisły Arka Głowackiego!

Zaś drugim pierwszy występ nowej wiślackiej maskotki - Smoka Wawelskiego, który pokazał się dzisiaj w nowym uniformie, no i oczywiście w nowej obsadzie personalnej! • Dodał: Piotr (2005-09-10 20:40:30)

Komentarz pomeczowy

• Dudka, Kryszałowicz, Paulista, Gołoś, Penksta... Rok temu z tego grona piłkarzy jedynie Dariusz Dudka był przymierzany do Wisły. Pozostali albo byli nam zupełnie nieznani, albo - jak w przypadku Kryszałowicza - nie spodziewaliśmy się, że mogą do nas kiedykolwiek trafić. Kto jednak wówczas mógł przewidzieć, że trenerem Wisły zostanie Jerzy Engel, a Tomasz Frankowski weźmie kurs na drugą ligę hiszpańską? Jedno pozostaje bez zmian: chcemy zwycięstw Wisły. I w sobotę doczekaliśmy się kolejnych trzech punktów w tym sezonie.

Wisła zaczęła mecz w dobrym stylu. Wiele udanych akcji ofensywnych i szybko strzelony gol sugerowały, że tym razem unikniemy męczarni, które charakteryzowały potyczki z Pogonią wiosną. Niestety, kolejny fatalny błąd w grze defensywnej i duża nieskuteczność spowodowały, że miast efektownego zwycięstwa, musieliśmy zadowolić się jednobramkowym zwycięstwem. Część kibiców bardzo psioczy na styl wygranej. Rzeczywiście, niektóre zagrania wiślaków wołały o pomstę do nieba. Irytowały przede wszystkim fatalne podania do własnego bramkarza i rażąca w paru przypadkach nieumiejętność wykorzystania dogodnej sytuacji do strzelenia gola. Przy czym, chodzi nie tylko o niecelne strzały (główny zarzut wobec Pawła Kryszałowicza), ale także zbyt późne (grzech nr 1. Paulisty i duży mankament Gołosia) i niecelne podania (częsta przewina np. Pawła Brożka). Patrząc jak zmarnowanych zostało wiele obiecujących akcji, niejeden kibic z nostalgią zapewne wspominał czasy strzeleckich popisów Macieja Żurawskiego i Tomasza Frankowskiego oraz prostopadłych podań Mirosława Szymkowiaka. Tamtej Wisły jednak nie ma. I nie wróci. Czy jednak jesteśmy skazani na znaczącą obniżkę poziomu naszego zespołu? Mecz z Pogonią nie dał jednoznacznej odpowiedzi, ale są pewne optymistyczne przesłanki, sugerujące, że przyszłość wcale nie musi być tak ponura jak niektórzy wieszczą.

Skład Wisły wciąż jest najlepszy w kraju. Nawet w sytuacji, gdy część piłkarzy (dotyczy to zwłaszcza obrony) gra poniżej swoich możliwości (w przypadku Tomasza Kłosa nawet znacznie), Wisła potrafi rozegrać akcje, o jakich większość ligowców może pomarzyć. Fakt, w ataku pozycyjnym brakuje regularności, o złych kluczowych podaniach już była mowa, ale w meczu z Pogonią widać było w wielu fragmentach, że praca Engela nie idzie na marne. Pamiętajmy, że zespół z paroma nowymi ogniwami i bez kluczowych do niedawna piłkarzy, musi mieć czas na dotarcie. Dudka, Paulista, Penksa, Kryszałowicz wiele potrafią. Gdy zgrają się z kolegami, będzie z nich duży pożytek. Marek Penksa imponuje ambicją, ale nie tylko. Gra inteligentnie i za to duże brawa - zabrzmi to brutalnie, ale w polskiej lidze inteligencja boiskowa jest deficytowym towarem. Wiele mógłby u niego podpatrzeć Paweł Brożek, zarówno jeśli idzie o zaangażowanie, jak i rozwiązywanie różnych sytuacji boiskowych. Słowak nie jest piłkarzem wybitnym, na miarę następcy Franka w statystykach strzelonych bramek, ale zespołowi tacy gracze są bardzo potrzebni. Wbrew wielu obserwatorom meczu, wierzę także w Kryszała. Rzeczywiście, kondycyjnie i motorycznie wyglądał blado. Za to umiejętność dochodzenia do sytuacji podbramkowych ma wciąż we krwi. W sobotę zmarnował je, ale czy tak doświadczony zawodnik będzie stale zawodzić pod bramką rywala? Osobiście myślę, że nie, i obym się nie mylił. Dariusz Dudka nie powinien na razie grać na prawej obronie, bo tam idzie mu słabo. Na lewej stronie defensywy wypada dużo lepiej. Mogą podobać się jego częste próby wspomożenia kolegów w akcjach ofensywnych. Tak powinien grać boczny obrońca. W defensywie zdarzają mu się spore wpadki, ale one są do wyeliminowania. Talent ma, reszta to ciężka praca. Jean Paulista dużo potrafi, szybko biega, nieźle drybluje. Musi szybciej oddawać piłkę, a jeśli wyrobi sobie ten nawyk i zrozumie się do końca z kolegami, drżyjcie rywale. Prawdopodobnie więcej czasu potrzeba na adaptację w Wiśle Konradowi Gołosiowi. Widać, że brakuje mu doświadczenia, ma też braki kondycyjne. Niemniej faktycznie to materiał na dobrego środkowego pomocnika. Wymaga przede wszystkim gruntownej obróbki taktycznej. Gdy ją przejdzie, zniknie część mankamentów w jego grze, związanych z chaosem, jaki wokół siebie czasem wytwarza.

Dwóch piłkarzy ze "starej Wisły" zasługuje na szczególne słowa uznania po sobotnim występie. Pamiętamy mecz w Atenach i fatalną skuteczność Marka Zieńczuka (do "starej Wisły" wpisują go trochę na wyrost, bądź co bądź, gra w Krakowie raptem od roku...). Niemniej to wciąż najlepszy lewy pomocnik w polskiej lidze. Świetne strzały i precyzyjne podania w meczu z Pogonią oby zwiastowały jego powrót do wysokiej formy. Poza błędem przy golu Ediego, znakomicie grał także Mauro Cantoro. Niektóre jego dryblingi były jakby nie z tej ligi. Z niecierpliwością czekam na dzień przedłużenia przez niego kontraktu. Dopóki tacy piłkarze będą grać w Wiśle, dopóty jestem spokojny o naszą pozycję w lidze. A co w pucharach? Kolejna odsłona już we czwartek. Oby udana i oby oglądana w telewizji.