2006.08.10 SV Mattersburg - Wisła Kraków 1:1

Z Historia Wisły

2006.08.10, Puchar UEFA, II runda eliminacyjna, Wiedeń, Ernst-Happel-Stadion, 20:45
SV Mattersburg 1:1 (1:1) Wisła Kraków
widzów: 7.200
sędzia: Per Ivar Staberg (Norwegia)
Bramki

Ilčo Naumoski 20’
0:1
1:1
14' Marek Zieńczuk

SV Mattersburg
Thomas Borenitsch
Jürgen Patocka grafika: Zmiana.PNG (8’ Anton Pauschenwein)
Goce Sedloski
Grafika:Zk.jpg Grafika:Cz.jpg 76’ Krzysztof Ratajczyk
Cem Atan
Miroslav Holeňák
Grafika:Zk.jpg Dietmar Kühbauer
Michael Mörz
Grafika:Zk.jpg Christian Fuchs
Ilčo Naumoski
Marcus Hanikel

trener: Franz Lederer
Wisła Kraków
Mariusz Pawełek Grafika:Zk.jpg
Jakub Błaszczykowski Grafika:Zk.jpg
Dariusz Dudka
Adam Kokoszka
Cléber Grafika:Zk.jpg
Nikola Mijailović
Marek Penksa
Jacob Burns Grafika:Zk.jpg Grafika:Zk.jpg Grafika:Cz.jpg 71’
Marek Zieńczuk grafika: Zmiana.PNG (75’ Mauro Cantoro)
Branko Radovanović grafika: Zmiana.PNG (65’ Paweł Kryszałowicz)
Jean Paulista grafika: Zmiana.PNG (78’ Hristu Chiacu)

trener: Dan Petrescu
Pierwszy mecz w historii Wisły, gdy w składzie dominowali obcokrajowcy (6 piłkarzy).

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje z meczu

Bramkowy remis na wyjeździe

"Gramy u siebie, Wisełko gramy u siebie" - zaintonowali kibice Wisły na 20 minut przed rozpoczęciem meczu z Mattersburgiem. Faktycznie, wiślaków na trybunach było mniej więcej tylu co gospodarzy, którzy jednak przyszli przede wszystkim obejrzeć mecz, a nie dopingować swą drużynę. Generalnie jednak wielki stadion na Praterze w 90 procentach był pusty i tylko dzięki świetnej akustyce piłkarze naszej drużyny mogli czuć się niemal jak w domu.

Przed meczem z Mattersburgiem.
Przed meczem z Mattersburgiem.

I Wisła zaczęła jak u siebie. Już w 2 minucie szansę miał Marek Penksa, który znalazł się w polu karnym Mattersburga, lecz jego strzał obronił Thomas Borenitsch. Mattersburg odpowiedział instynktownym trąceniem piłki przez Fuchsa w kierunku bramki Wisły mimo interwencji Kokoszki. Groźniej zrobiło się w 10 minucie po wybiciu piłki przed pole karne przez Radovanovicia. Niecelnie uderzał Kuehbauer.

Do 20. minuty obie drużyny postanowiły "dać sobie po razie". Prowadzenie dla naszej drużyny zdobył Marek Zieńczuk. Już dawno pan Marek nie zaprezentował tak dobrego strzału głową, ale przyznać należy że dośrodkowanie dublującego rolę lewoskrzydłowego Clebera było przedniej marki. Gol ten padł w 14 minucie, a w 20 Mattersburg niestety wyrównał. Cleber popełnił błąd, zbyt krótko główkował w polu karnym Wisły, piłka spadła pod nogi Moerza, który oddał strzał a Pawełka dodatkowo zmylił Naumoski, ostatecznie uznany strzelcem bramki.

Później gra toczyła się głównie w środku pola. Mattersburg starający się atakować pozycyjnie miał kłopoty ze zbliżeniem się pod nasze pole karne, natomiast Wisła nieskutecznie starała się grać z kontry. Ale w 32 minucie ofensywny wypad Wisły mógł zakończyć się bramką. Dobre podanie na lewą stronę otrzymał Radovanović, trochę ściął do środka przed pole karne i zdecydował się na zbyt lekki, by zaskoczyćBorenitscha strzał. Chyba szkoda, że nie zagrał na prawo do wbiegającego Błaszczykowskiego. Szybko na ten wypad do przodu odpowiedział młody Michael Moerz, uderzając mocno, ale nad poprzeczką bramki Pawełka. Nieprecyzyjne było też uderzenie z 25 metrów w wykonaniu Naumoskiego.

To jednak Wisła mogła mocnym akceptem zakończyć pierwszą połowę. Po wrzutce w pole karne Mattersburga i wybiciu piłki znalazła się ona nagle pod nogami Jeana Paulisty, który huknął z powietrza tuż obok lewego słupka. Chwilę później Nikola Mijailović został pochwalony przez kibiców za olbrzymią determinację podczas walki przy linii autowej po czym arbiter zakończył pierwsze 45 minut gry.

Tuż po wznowieniu gry odważnie zaatakował Radovanović, ogrywając jednego z rywali do linii końcowej. Niestety brakło zgrania z wbiegającym Paulistą, bo Serb wycofał piłkę na 8 metr, tymczasem Brazylijczyk spodziewał się wstrzelenia jej w pole bramkowe.

Wisła miała inicjatywę, grała spokojniej w środku i częściej przedostawała się pod pole karne rywala, ale brakowało jej ostatniego podania. W dodatku z sił zaczął opadać Radovanović i trener Petrescu zdecydował się na wpuszczenie Pawła Kryszałowicza do gry.

Jakub Błaszczykowski i Christian Fuchs podczas meczu Wisła – Mattersburg.
Jakub Błaszczykowski i Christian Fuchs podczas meczu Wisła – Mattersburg.

Od 70 minuty sytuacja nieco się skomplikowała, bo drugą żółtą kartkę za faul w środku pola otrzymał Jacob Burns. Jednak szybko siły się wyrównały po czerwonym kartoniku dla Krzysztofa Ratajczyka za nieprzepisowe powstrzymanie wychodzącego "sam na sam" Jeana Paulisty. Niestety, Brazylijczyk z kontuzją musiał opuścić boisko na rzecz Hristu Chiacu. Między tymi wydarzeniami Mattersburg mógł wyrównać po strzale w poprzeczkę.

Najlepsze sytuacje bramkowe gospodarze stworzyli sobie pod koniec meczu. Wisła zupełnie się pogubiła i bramkę Pawełka ostrzeliwali Hanikel, Fuchs, Naumoski (tuż nad poprzeczką), i znów Hanikel. Wynik jednak na szczęście nie uległ zmianie i Wisła wywiozła z Wiednia bramkowy remis. Kropkę nad "i" wypada postawić na Reymonta.

SV Mattersburg - Wisła Kraków 1:1 (1:1)

0:1 - Marek Zieńczuk (14-głową)

1:1 - Ilco Naumoski (20)

Żółte kartki: Christian Fuchs, Dietmar Kuehbauer (Mattersburg); Cleber, Jacob Burns, Jakub Błaszczykowski, Mariusz Pawełek (Wisła). Czerwone kartki: Jacob Burns (Wisła, 71 min, za drugą żółtą), Krzysztof Ratajczyk (Mattersburg, 76 min, za faul).

Sędzia: Per Ivar Staberg (Norwegia).

Widzów: 8 000.

SV Mattersburg: Thomas Borenitsch - Juergen Patocka (8-Anton Pauschenwein), Goce Sedloski, Krzysztof Ratajczyk - Cem Atan, Michael Moerz, Miroslav Holenak, Dietmar Kuehbauer, Christian Fuchs - Ilco Naumoski, Marcus Hanikel

Wisła Kraków: Mariusz Pawełek - Jakub Błaszczykowski, Adam Kokoszka, Cleber, Dariusz Dudka - Marek Penksa, Jacob Burns, Marek Zieńczuk (74-Mauro Cantoro), Nikola Mijailović - Jean Paulista (78-Hristu Chiacu), Branko Radovanovic (65-Paweł Kryszałowicz)

wislakrakow.com (rav)

Źródło: wislakrakow.com

Na remis. Mattersburg - Wisła Kraków 1:1

Krakowska Wisła wywozi z wiedeńskiego Prateru dobry wynik. 1-1 przed meczem pewnie wielu z nas brałoby w ciemno. Pozostał jednak lekki niedosyt, bo rywal z Austrii to była drużyna "do ogrania". Prowadzenie objęliśmy już w 14. min. po ładnym strzale głową, Marka Zieńczuka. Nie cieszymy się z niego jednak zbyt długo, bo sześć minut później błąd naszej defensywy wykorzystał Hanikel. Obydwa zespoły kończyły mecz w dziesiątkę. Z boiska wylecieli bowiem Jacob Burns oraz Krzysztof Ratajczyk. Rewanż za dwa tygodnie w Krakowie.

Wiedeń, Stadion Ernsta Happela

10.08.2006, 20.45

Widzów: 7 200

Sędziował: Per Ivar Staberg (Norwegia)


SV MATTERSBURG WISŁA KRAKÓW 1:1


0:1 Zieńczuk (14.)

1:1 Hanikel (20.)


Borenitsch

Patocka

(13. Pauschenwein) (46. Lang)

Sedloski

Ratajczyk

Atan

Holenák

Kühbauer

Naumoski

Fuchs

Mörz

Hanikel


Pawełek

Kokoszka

Dudka

Cléber

Mijailović

Błaszczykowski

Burns

Penksa

Zieńczuk ( 75. Cantoro)

Radovanović ( 65. Kryszałowicz)

Paulista ( 78. Chiacu)

Piłkarz meczu: Mariusz Pawełek

Niezła I połowa i przeciętna II - taka gra wystarczyła, aby z największego stadionu w Austrii wywieźć remis 1-1. Wisła rozpoczęła z dużym animuszem i już w 2. minucie przed szansą na zdobycie gola stanął Marek Penksa. Jego uderzenie obronił jednak bramkarz SVM.

Austriacy odpowiadają strzałem nad poprzeczką Fuchsa, ale początek należał zdecydowanie do wiślaków, nawet mimo groźnego strzału Kühbauera z 10. min.

Właśnie doświadczenie wiślaków - o którym wspominaliśmy przed meczem - zaowocowało w minucie 14. Ze skrzydła świetnie w pole karne dośrodkował Cléber, a Marek Zieńczuk kapitalną główką, po koźle, pokonał Thomasa Borenitsch! 1-0 dla "Białej Gwiazdy"!

Gol wyraźnie uspokoił naszych piłkarzy, co bezwzględnie wykorzystał zespół gospodarzy. Bramkę tracimy bezsensowną... Po wyrzucie z autu najwyżej wyskoczył Cléber, ale głową zgrał wprost pod nogi Naumoskiego, ten huknął jak z armaty, lot piłki zmienił jeszcze Hanikel i było 1-1.

Wisła odgryza się za sprawą debiutanta, Radovanovicia, ale jego strzał - z 32. min. - broni bramkarz. Szkoda także okazji po chwili, kiedy to Dudka po rzucie rożnym przeniósł piłkę nad poprzeczką, ale końcówka I połowy należała już do gospodarzy. Na nasze szczęście strzał Naumoskiego minął naszą bramkę, a po chwili drużyna SVM nie wykorzystuje sporego zamieszania pod bramką Pawełka. Wisła mogła jednak dobić rywala golem do szatni, Jean Paulista z dobrej okazji trafił tylko w boczną siatkę.

I połowa żywa, ciekawa. Mogła się podobać, zwłaszcza po kiepskich występach wiślaków w bieżącym sezonie ligowym.

Szkoda tylko, że formy nie udało się podtrzymać w brzydkiej II części gry. Ta obfitowała w liczne faule, i toczona już była pod dyktando Austriaków.

Aktywny Naumoski szybko, bo już w 50. min., sprawdził Mariusza Pawełka, ale ten dobrze ustawiony pewnie łapie piłkę. 4 minuty później Austriacy protestują po ręce Clébera, którą zagrał przed polem karnym, zamiast rzutu wolnego, tylko rzut rożny. O dziwo, stałe fragmenty gry rośli Austriacy wykonywali bardzo słabo...

Wisła próbuje natomiast za sprawą Marka Zieńczuka (bramkarz łapie jego uderzenie po ziemi), a także Adama Kokoszki, któremu niewiele zabrakło, aby głową pokonać bramkarza (62. min.).

W końcu chyba decydujące minuty meczu. W 71. z kontrą wychodzą gospodarze, Burns przypadkowo zderza się z rywalem, za co - chyba niesłusznie - ogląda drugą żółtą kartkę. Musimy grać w "10". Mattersburg rzuca się do ataków, Pawełek paruje groźny strzał, chwilę później piłka ląduje na naszej poprzeczce... Wisła wychodzi jednak wtedy z kontrą, Paulista z szybkością odrzutowca mija Ratajczyka, a ten nie trafia w piłkę, lecz w nogi Brazylijczyka i także musi opuścić plac gry. Była 75. min.

Szanse wyrównane próbuje więc Wisła. Po kolejnym rogu zza pola karnego nad bramką Paulista, w 83. min. wprowadzony Paweł Kryszałowicz takż nie trafia w bramkę... ale końcówka meczu to jednak tylko groźne ataki gospodarzy.

Najgorzej było w min. 86., kiedy Mariusz Pawełek naprawdę uchronił nas od porażki, aż trzykrotnie powstrzymując strzały rywali! Jeszcze dwukrotnie w boczną siatkę trafia Hanikel, jeszcze z dystansu przymierza Fuchs i mecz się kończy. Remis jest chyba sprawiedliwym wynikiem i choć przed rewanżem nikt nie może być pewny awansu, to gol strzelony na wyjeździe - na dzisiaj - w lepszej sytuacji stawia Wisłę...

W tym miejscu warto wspomnieć o więcej niż udanym debiucie w Wiśle Branko Radovanovicia. Ten rosły Serb zagrał w koszulce z "Białą Gwiazdą" po raz pierwszy i musiał wywrzeć dobre wrażenie. Silny, ambitny, potrafił walczyć nawet o piłki, których nie miał prawa zdobyć. A jednak udawało mu się to. Przyjmował, zgrywał, oddawał, próbował strzałów, nie mogli sobie z nim poradzić piłkarze SVM. Zresztą o jego sile przekonał się szybko Patocka, który po wydawało się niegroźnym starciu z Branko musiał opuścić boisko. Jeżeli potrafi grać jeszcze lepiej, to Wisła będzie miała z niego duży pożytek!

Szkoda tylko, że do poziomu europejskich pucharów nie dorosła... nasza ławka rezerwowych. Dan Petrescu rzucający bidonami, przepychający się na ławce bramkarz Dolha z trenerem Stîngaciu... nie stawiają nas w Europie w najlepszym świetle...

Z plusów zaś przyznać możemy, że ze wszystkich polskich drużyn, które w tym tygodniu zagrały w pucharach, to właśnie krakowska Wisła zaprezentowała się najlepiej jako zespół, jako jedyni potrafiliśmy strzelić rywalowi gola. Oby ze szczęśliwym finałem za dwa tygodnie!

Dodał: Piotr (2006-08-10 20:32:48)

Źródło: wislaportal.pl

Trenerzy po meczu

Franz Lederer: Nadal mamy szansę

Trener SV Mattersburg Franz Lederer uważa, że wynik 1:1 w pierwszym meczu z Wisłą nie przekreśla szans jego drużyny na awans do dalszej fazy rozgrywek Pucharu UEFA.


Franz Lederer (trener SV Mattersburg):

- Dostaliśmy głupią bramkę w pierwszych minutach meczu. Nie można popełniać takich błędów, zostawiać zawodnika bez obstawienia na siódmym metrze. Na szczęście udało się szybko wyrównać. Pod koniec pierwszej połowy zaczęliśmy kontrolować przebieg gry. W przerwie kazałem moim piłkarzom zaatakować od początku, ale Wisła była na to przygotowana. Szybko odczytała nas sposób gry i ustawiła się defensywniej, częściej faulowała skutecznie stopując nasze ataki. Uważam, że pod koniec meczu przeważaliśmy i zasłużyliśmy na zwycięstwo 2:1.

- Gdy oglądałem sytuację z czerwoną kartkę na Ratajczyka na żywo, wydawało mi się, że mój zawodnik dotknął piłkę. Później jednak zobaczyłem powtórkę i uważam, że można było ukarać mojego gracza w ten sposób. Ratajczyk to dla nas bardzo ważny i doświadczony piłkarz, na pewno będzie nam go brakować w defensywie. To nasz podstawowy gracz, będziemy się zastanawiać nad jego skutecznym zastąpieniem.

- Uważam, że ten wynik nadal daje nam duże szanse na awans. Nadal przyznaję 60 procent szans Wiśle a nam 40. Ale my też możemy zdobyć gola na wyjeździe i wtedy Wisła będzie musiała strzelić dwie bramki.

- W ustawieniu Wisły najbardziej zaskoczył mnie brak Kryszałowicza. Z tego co widziałem rozgrywał w barwach Wisły dobre spotkania. Po 25 minutach moja drużyna przyzwyczaiła się do stylu gry Wisły i dobrze się prezentowała.

Rozmowa z Danem Petrescu odbyła się w tzw. "mix zone". Ekipa Wisły i przestawiciele Mattersburga nie mogli dojść do porozumienia w kwestiach organizacyjnych. Wypowiedź trenera Wisły zaprezentujemy za niespełna 30 minut.

Źródło: wislakrakow.com

Dan Petrescu: Przed meczem wziąłbym remis w ciemno

Jak już informowaliśmy, rozmowa z trenerem Danem Petrescu została przeprowadzona przez wysłanników z Polski w "polowych" warunkach. Trener "Białej Gwiazdy" jest zadowolony z wyniku wywiezionego z Wiednia.

Dan Petrescu.
Dan Petrescu.

Dan Petrescu (trener Wisły):

- Przed meczem wziąłbym ten remis w ciemno. Przed nami jeszcze drugi mecz i nie jest to najgorszy wynik. Gorzej zagraliśmy w drugiej połowie. Nie zgadzam się z czerwoną kartką dla Burnsa. Pod koniec meczu rywale stworzyli sobie okazje, ale uratował nas bramkarz. Mam nadzieję, że w drugim meczu gotów do gry będzie Sobolewski i Głowacki.

Występ Radovanovicia to duża niespodzianka. Z powodu kontuzji nie grał i nie trenował przez długi czas, ma za sobą siedem dni treningu. Byłem zadowolony z jego gry i walki.

Zaryzykowałem dziś inne ustawienie, które rzadko ćwiczyliśmy. Ale moi zawodnicy teraz więcej biegają i są w coraz lepszej formie fizycznej.

Kibiców było 2 tysiące? Myślę, że trochę więcej. Bardzo im dziękuję że tu przyjechali i nas wspomagali dopingiem.

Szerszą wypowiedź trenera Petrescu, jak i rozmowy pomeczowe z innymi zawodnikami Wisły zaprezentujemy w dniu jutrzejszym.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Marek Zieńczuk: Bramka to dobry prognostyk

Grający w czwartek wieczorem bardziej na środku pomocy niż lewym skrzydle, Marek Zieńczuk zdołał dojść do idealnej piłki posłanej przez Clebera i zdobyć prowadzenie dla Wisły. Przedstawiamy pomeczową wypowiedź strzelca pierwszej europejskiej bramki w tym sezonie.

Marek Zieńczuk strzela gola dla Wisły.
Marek Zieńczuk strzela gola dla Wisły.

- Już nie pamiętam kiedy ostatnio strzeliłem bramkę głową. Chyba jeszcze za kadencji trenera Kasperczaka w meczu z Odrą, wtedy też padła ładna bramka. W tej sytuacji duża była zasługa Clebera, który zagrał mi piękną piłkę. Graliśmy w innym ustawieniu niż zawsze i dzięki temu mogłem się znaleźć w polu karnym, jest to zasługa systemu, w którym graliśmy. Cieszy mnie strzelona bramka. Myślę, że dobrze, że ją zdobyliśmy na wyjeździe.

- Piłka jest właśnie taka, że czasem nie strzela się w łatwych sytuacjach, a w trudnych piłka wpada do siatki. Na pewno trzeba mieć trochę szczęścia, mam nadzieję, że nie jest to moja ostatnia bramka w europejskich pucharach w barwach Wisły. Mam nadzieję, że jest to prognostyk na dobry początek.

- Na pewno szkoda, że tak szybko straciliśmy prowadzenie. Bramka dawała nam przewagę psychologiczną, a straciliśmy tego gola po krótkim czasie i w sumie z niegroźnej sytuacji, bo po rzucie z autu. Na pewno lepszy jest wynik 1:1 niż 0:0. Jesteśmy w połowie drogi i myślę, że szanse cały czas są wyrównane.

- Czego brakło do zwycięstwa? Czasami jest tak, że się strzela jedną bramkę i można ten wynik dowieźć do końca. Na pewno zabrakło troszkę koncentracji przy straconej bramce.

Czym było spowodowane twe zejście z boiska, trener dał ci odpocząć?

- Trener na pewno miał ułożony plan taktyczny i na pewno chciał wzmocnić też linię defensywną. Absolutnie nie było to spowodowane żadnym urazem z mojej strony.

Nie było żal, że na tak wielkim obiekcie nie było kompletu kibiców?

- Na pewno lepiej by było, gdyby było tutaj 50 tysięcy ludzi, a w tym 25 tysięcy kibiców Wisły. Jednakże nasi kibice stawili się w dużej grupie. Trzeba im podziękować, bo naprawdę stanęli na wysokości zadania. Mamy najlepszych kibiców w Polsce.

Już w niedzielę kolejny ligowy mecz, z Wisłą Płock, która w pucharze zremisowała 0:0.

- Na pewno nie będzie to spacerek, bo oglądaliśmy mecze Wisły w tym sezonie i wiemy, że jej piłkarze są w niezłej formie, prezentują zupełnie inny styl. Na pewno nie będzie łatwo, jednak u siebie zawsze gramy o zwycięstwo i będziemy chcieli wygrać. Każdy mecz jest inny, teraz będziemy myśleli już tylko o niedzielnym spotkaniu. Zobaczymy jak będzie, życie pisze różne scenariusze.

Szanse jednak będą wyrównane - i wy i płocczanie graliście w czwartek.

- Na pewno, jednak nie ma co mówić o zmęczeniu na początku sezonu. Gra w europejskich pucharach nie może być żadnym wytłumaczeniem w sytuacji, gdy za trzy dni gra się mecz ligowy. Nie będzie mowy o jakimkolwiek zmęczeniu.

Źródło: wislakrakow.com

Udane debiuty

Aż trzech debiutantów wystawił Dan Petrescu przeciwko SV Mattersburgowi w europejskich pucharach. Pawełek, Kokoszka, Radovanović zaprezentowali się całkiem przyzwoicie, z dobrymi prognostykami na przyszłość.

Radość po strzelonej bramce.
Radość po strzelonej bramce.

Po meczu, nasz bramkarz wciąż rozpamiętywał sytuację po której Mattersburg zdobył wyrównującą bramkę. Nie mógł sobie darować, że nie wyszedł do piłki po wyrzucie z autu. - Choć czuję się niewinny, pozostaje świadomość, że ten gol nie musiał paść. Generalnie, jestem zadowolony z występu na Praterze i debiutu w Pucharze UEFA. Znów niepotrzebnie dostałem żółtą kartkę pod koniec meczu. Sędzia pokazał najpierw, że będzie zmiana, spokojnie więc ułożyłem piłkę, gdy chciałem grać, arbiter podbiegł do mnie i pokazał mi kartkę. Po raz drugi zostałem ukarany niepotrzebnie, poprzednio w spotkaniu z Górnikiem Zabrze. Za nami dopiero pierwsza część rywalizacji z Mattersburgiem. U siebie nie możemy być za bardzo spokojni. – ostrzega Pawełek.

Z kolei młody obrońca, nie może zapomnieć o swojej sytuacji bramkowej, był bardzo bliski zdobycia zwycięskiej bramki w debiucie - Nie widziałem, niestety, piłki i zabrakło mi kilku centymetrów, żeby uderzyć ją głową. Zagraliśmy trzema środkowymi obrońcami, trener przekonał nas do tego, mówiąc, że grał w różnych systemach i zawsze trzeba się do tego dostosować. Podobnie się grało, jak czwórką. Myślę, że nawet było lepiej, bo oni zagrali 3-5-2 i każdy z nas wiedział, że ma pilnować jednego zawodnika. A trzeci był do asekuracji. W miarę dobrze radziliśmy sobie w powietrznych pojedynkach, choć przy straconej bramce, mogliśmy się wszyscy lepiej zachować. Ogólnie, myślę, że nie ustępowaliśmy rosłym przeciwnikom. Duża liczba naszych kibiców sprawiła, że na Praterze czuliśmy się jak przy Reymonta. Mam nadzieję, że pójdę za ciosem i wywalczę stałe miejsce w zespole. – planuje Adam Kokoszka.

- Przyszło nam walczyć z mocnym przeciwnikiem, ale uzyskaliśmy pozytywny rezultat - uważa Branko Radovanović. - W Krakowie na 100 procent zapewnimy sobie awans. Trener wyznaczył mnie do gry w podstawowym składzie i byłem oczywiście z tego powodu bardzo szczęśliwy. Nie byłem zaskoczony decyzją trenera, bo krok po kroku dochodzę do wyższej formy. Nie czułem się komfortowo, gdy miałem przerwę z powodu kontuzji. Mam nadzieję, że teraz wszystko zmieni się na korzyść.

"Dziennik Polski" (Pawcjo)

Źródło: wislakrakow.com

Analiza meczu z Mattersburgiem

Wisła nie zdobyła Wiednia, ale po bardzo zaciętym meczu przywozi cenny remis 1-1, stawiający ją w dobrej sytuacji przed rewanżowym spotkaniem na Reymonta. Pięknie dopingujący swoją drużynę kibice „Białej Gwiazdy” mieli powody do zadowolenia, choć w grze naszego zespołu były i słabsze punkty.

Zapraszam do lektury analizy boiskowej postawy Wisły Kraków.

PIŁKARZE I FORMACJE

Bramkarz – Mariusz Pawełek. Zaliczył udany występ, ratując zespół w końcówce meczu przed utratą drugiego gola. Bardzo dobrze ustawiał się „na linii”, blokując wszystkie strzały z dystansu, oczywiście poza rykoszetem przy golu na 1-1. Był czujny również na przedpolu, dobrze wychodząc do źle wrzucanych, górnych piłek. Nie ustrzegł się kilku drobnych błędów, miał momenty zawahania – przykładowo w drugiej połowie spotkania, kiedy nie zdołał wygarnąć piłki spod nóg napastnika gospodarzy, choć była w jego zasięgu. Widać bał się o odgwizdanie rzutu karnego. Na szczęście futbolówka uciekała Austriakowi do boku, dlatego nie straciliśmy wówczas kolejnego gola.


Obrona:

Kokoszka, Dudka, Cleber, Mijailović

W zestawieniu wymieniam czwórkę defensorów, choć Mijailović był niejako „zawieszony” po lewej stronie między obroną, a drugą linią. Momentami Wisła grała też piątką z tyłu, gdy do formacji cofał się Błaszczykowski. Trener Petrescu zdecydował się na dużą elastyczność taktyczną, zmieniając dotychczasową organizację gry defensywnej. Przebieg meczu potwierdził słuszność tej decyzji, bo „Biała Gwiazda” szczególnie w pierwszej połowie rzadko dopuszczała rywali do dogodnych sytuacji strzeleckich.

Znów najpewniejszym piłkarzem formacji mimo błędu przy utracie gola był Cleber, dobrym ustawianiem się kasujący większość akcji i podań gospodarzy. Ładnie skracał dystans do napastników, grał bez ryzyka, starając się szybko ekspediować piłkę w bezpieczny rejon boiska lub poza nie. Nie przegrywał pojedynków indywidualnych, zaliczył jakże ważną asystę w 14 minicue.

Udany mecz rozgrywał również Nikola Mijailović, któremu wyraźnie pasowała nowa, bardziej ofensywna rola w taktycznym planie naszego trenera. Aktywnie udzielał się w ofensywie, choć niestety tradycyjnie bardzo schematycznie, prezentując tylko jeden zwód i za bardzo holując piłkę. Musi szybciej podawać. W efekcie zaliczył kilka niepotrzebnych i groźnych strat, dających rywalom okazję do kontrakcji. Niemniej, walczył, podążał za linią piłki, zostawił na boisku dużo zdrowia. Wywiązał się z obowiązków w destrukcji, zwykle skutecznie blokując lewą stronę i notując kilka wygranych pojedynków 1 na 1. Nie dawał się łatwo mijać i nie pozwalał rywalom na dośrodkowania ze „swojego” skrzydła.

W roli prawego obrońcy mogliśmy oglądać Adama Kokoszkę, który grał mecz o dwóch obliczach – niezłym w ustawianiu się i przeszkadzaniu rywalom, nieporadnym w wyprowadzaniu piłki i atakowaniu. Miał kilka udanych interwencji, potrafił blokować przeciwników, zaliczył kilka wybić. Niestety, nie ustrzegł się poważnych błędów – największego w chwili utraty bramki, gdzie stracił kontrolę, wraz z Dudką i Cleberem skacząc do jednej piłki. Odpuścił w ten sposób Moerza, dając mu okazję do oddania strzału. Musi mocno pracować nad ofensywą, bo nie może zachowywać się tak, jak np.: w 86 minucie, kiedy Wisła wychodziła z kontrą „trzech na dwóch”. Miał piłkę przy nodze, wolne pole, czas, był nie atakowany, a mimo to tragicznie podał do biegnącego środkiem Penksy, marnując szansę.

Osobne słowo trzeba poświęcić jeszcze Dariuszowi Dudce, równie nieporadnemu jak Kokoszka w ofensywie. Słabo wyprowadzał piłki, zmarnował dwie szanse na zdobycie gola w pierwszej połowie po stałych fragmentach gry dla naszego zespołu – raz strzelając zbyt lekko wprost w bramkarza, drugi przenosząc piłkę nad bramką. Lepiej prezentował się w obronie, gdzie drużyna mogła liczyć na udane blokowanie rywali. Austriacy nie należeli do piłkarzy wybitnie wyszkolonych technicznie i nie operowali piłką w dużym tempie, więc przeważnie nadążał z interwencjami i odczytywaniem ich zamiarów.


Druga linia

Błaszczykowski, Penksa, Burns, Zieńczuk (74-Mauro Cantoro)

Wobec kontuzji Sobolewskiego trener Petrescu zdecydował o obsadzeniu w roli środkowych pomocników Marka Penksę i Jacoba Burnsa. Ten pierwszy miał „podłączać się” pod akcje ofensywne, wchodząc na szybkości z drugiej linii, drugi tradycyjnie „czyścić przedpole” przed linią obrony. Słowak, któremu trudno odmówić ambicji, walczył jak potrafił, ale ze swych zadań wywiązał się najwyżej przeciętnie. Na początku meczu mógł zostać bohaterem, niestety nie zdołał pokonać bramkarza gospodarzy. Później już ani razu nie zagroził ich bramce. Nie rzucał dobrych prostopadłych podań i słabo rozgrywał, skupiając się głownie na bieganiu za piłką i szybkim oddawaniu jej kolegom, najczęściej „wszerz”.

Efektywniejszy był Burns, nie udzielający się w ofensywie, ale bardzo mocno pracujący w destrukcji. Zaliczył sporo odbiorów, umiejętnym ustawianiem się dobrze spowalniał akcje rywali, utrudniał im konstrukcję. Udanie asekurował kolegów. Niestety, nie ustrzegł się częstych fauli, z których dwa zakończyły się żółtymi kartkami i relegacją z boiska. Tu błąd popełnił trener Petrescu, który powinien wcześniej zdjąć Australijczyka z murawy widząc rozwój wypadków: zaostrzenie gry w drugiej połowie i ubytek sił zawodników sprzyjający częstszym faulom. W przeszłości za sprawą Sobolewskiego wielokrotnie boleśnie doświadczaliśmy jak bardzo pozycja defensywnego pomocnika narażona jest na „wykartkowanie”. Szkoda, że brak odpowiedniej trenerskiej reakcji znów skutkował kończeniem meczu w dziesiątkę.

Spory postęp w porównaniu do pojedynku z Arką zaliczył Błaszczykowski. Wprawdzie tradycyjnie nie rzucił ani jednego dobrego dośrodkowania, ale był dużo aktywniejszy niż ostatnio, walczył, biegał, starał się utrzymywać przy piłce. Czasem aż do przesady, niepotrzebnie ją tracąc lub marnując szansę na szybsze rozegranie. Musi szybciej podejmować decyzje w ofensywie.

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na pochwały zasłużył też Zieńczuk i to nie tylko z uwagi na strzelenie ważnego gola. Najbardziej udany miał pierwszy kwadrans, w którym dwukrotnie zagrał w niewidzianym przynajmniej od 2-3 lat stylu, nie uciekając od pojedynków indywidualnych z obrońcami. Przyjęcie, krotki zwód, „odejście” do przodu na lewą nogę, przyspieszenie i dobre dośrodkowanie z niej w biegu – nie pamiętam kiedy ostatnio mogliśmy oglądać w takiej akcji naszego lewego pomocnika, wreszcie „prącego” do przodu, a nie w bok, czy do tyłu, nie pozbywającego się w strachliwym pośpiechu piłki. Zdobył bardzo ładnego gola, uderzając futbolówkę mocno głową „w kozioł”, precyzyjnie, nie do obrony. Później było nieco gorzej, błędów więcej i mało aktywności w destrukcji. Niemniej, spełnił swoją rolę.

Szansę gry od 74 minuty otrzymał także Cantoro, który nie zawiódł, dobrze zastępując Burnsa w roli defensywnego pomocnika. Nie popełnił większych błędów, utrzymywał się przy piłce. Miejmy nadzieję, że wobec absencji Australijczyka w spotkaniu rewanżowym, trener Petrescu będzie częściej korzystał z usług „El Toro” w najbliższych meczach ligowych.

Atak:

Paulista (78 Chiacu), Radovanovic (65 Kryszałowicz)

Chyba największą niespodzianką, którą zafundował wszystkim szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” było wystawienie Serba Radovanovica. Wysoki napastnik rozgrywał dopiero pierwszy oficjalny mecz w naszym zespole i jak na debiut wypadł bardzo pozytywnie. Nie miał większych problemów ze zrozumieniem się z partnerami, a dzięki świetnym warunkom fizycznym i twardej grze w niczym nie ustępował rosłym zawodnikom gospodarzy. Potrafił wygrywać bój o górne piłki, dobrze zastawiał futbolówkę, sprawiał problemy obronie, dawał czas na nadbiegnięcie kolegom. Szkoda, że tak rzadko udanie z tego korzystali. Umiał indywidualną akcją zgubić krycie i wypracować pozycję strzelecką. Fizycznie i pod względem dynamiki wyraźnie przewyższał dotychczasowego etatowego napastnika, Pawła Kryszałowicza. To dobry prognostyk na przyszłość.

Natomiast Jean Paulista znów był najgroźniejszym i najlepszym piłkarzem naszego zespołu. Dzięki ogromnej szybkości dochodził do wielu podań na wolne pole i sprawiał rywalom mnóstwo problemów podczas kontr. „Zarobił” czerwoną kartkę Ratajczyka. Niestety ciągle potwierdza, że nie jest typowym napastnikiem, bo brak mu elementarnej skuteczności pod bramką rywali, gdzie bieganie już nie wystarcza, a liczy się spryt i strzał. Musi nad tym mocno pracować. Nie miał prawa zmarnować 200% sytuacji bramkowej z 44 minuty spotkania, źle trafiając w piłkę. Szkoda, bo wynik 2-1 dla Wisły praktycznie przesądzałby już sprawę awansu.


PODSUMOWANIE

W Wiedniu zmierzyły się dwa wyrównane zespoły, o zbliżonych możliwościach. Wiśle udało się osiągnąć korzystny wynik w postaci bramkowego remisu głównie dzięki ogromnej waleczności, aktywnej postawie w grze bez piłki i bardzo dobrej, elastycznej taktyce Dana Petrescu, który świetnie dopasował ją do stylu gry przeciwnika i skromnych atutów naszego zespołu. Dlatego nawet mimo ciągle rażącego i szkodliwego dla drużyny braku kreatywnego ofensywnego pomocnika w środku pola, rasowych skrzydłowych oraz skutecznych napastników, udało się wbić arcyważnego gola. Taktyka trenera Petrescu sprawiła, że momentami środek zagęszczało aż 6 graczy, będąc solidną przeciwwagą dla drugiej linii Mattersburga. Ponieważ siłowo grający Austriacy także nie mieli w niej wielu kreatywnych i dobrze wyszkolonych technicznie zawodników zdolnych do szybkiego operowania piłką na małej przestrzeni, zagęszczenie środka pola i rejonu naszej „szesnastki” sprawiało im wielki kłopot. W defensywie organizacja gry Wisły i szczęśliwie interweniujący w końcówce bramkarz wystarczyły na powstrzymanie gospodarzy, nie licząc fatalnego, niewymuszonego błędu w 20 minucie. Funkcjonowało szybkie przejście z ataku do obrony, odbiór, skracanie pola. Brakowało jeszcze dynamiki w ustawianiu pressingu, ale Wisła nie grała nim, woląc przyjmować rywali na własnej połowie.

Losy dwumeczu jeszcze nie zostały rozstrzygnięte, w rewanżu nasz zespół chcąc awansować, będzie musiał zaprezentować przynajmniej taką samą waleczność, agresywność, konsekwencję taktyczną i wytrzymałość. To niełatwe zadanie, ale Wiślacy na pewno mogą mu podołać. A później zarząd będzie musiał postarać się o dawno oczekiwane przez trenerów wzmocnienia w ofensywie, jeśli chce udanej gry zespołu w fazie grupowej PUEFA, bo w starciu z jeszcze silniejszym rywalem niż Mattersburg, nasz obecny potencjał ofensywny nawet poparty heroiczną walecznością nie wystarczy.

wislakrakow.com (Markus)

Źródło: wislakrakow.com

Liczby meczu Mattersburg - Wisła

Przedstawiamy kilkanaście liczb, które charakteryzują czwartkową wyjazdową konfrontację Wisły z SV Mattersburg, która odbyła się w ramach pierwszego meczu II rundy eliminacyjnej Pucharu UEFA.

1 - pierwszy mecz Dana Petrescu jako trenera Wisły w europejskich pucharach

2 - remisami zakończyły się dwie konfrontacje wiślacko-austriackie

3 - tyle bramek stracił Mariusz Pawełek broniąc w Wiśle

5 - tyle meczów rozegrała Wisła w swej pucharowej historii z austriackimi zespołami

6 - tylu zawodników zadebiutowało w europejskich pucharach grając w barwach Wisły 7 - tyle bramek straciła Wisła w meczach z austriackimi drużynami

10 - tyle europejskich meczów zagrał Marek Zieńczuk w barwach Wisły

13 - tyle meczów rozegrał Dariusz Dudka w europejskich pucharach

21 - tyle bramek dla Wisły we wszystkich rozgrywkach zdobył Marek Zieńczuk

30 - tyle razy w barwach Wisły zagrał Marek Penksa (we wszystkich rozgrywkach)

40 - tyle meczów dla Wisły ma na swym koncie Dariusz Dudka (we wszystkich rozgrywkach)


PS: Jako debiutujących z Wisłą w Europie uznajemy Kokoszkę, Clebera, Radovanovicia, Pawełka, Burnsa i Chiacu.

Źródło: wislakrakow.com

Gdyby nas tu nie było w 1683...

Blisko 2500 fanów „Białej Gwiazdy” zjawiło się na stadionie im. Ernsta Happela by dopingować swoją ukochaną drużynę w czwartkowy wieczór.

Kibice Wisły na Praterze - 2006.
Kibice Wisły na Praterze - 2006.

Wiślacy do stolicy Austrii przybyli w większości w grupach zorganizowanych, wynajętymi wcześniej autokarami. Liczne grono stanowiły również osoby, które wybrały się w podróż swoimi prywatnymi samochodami.

Niewielka odległość od Krakowa oraz atrakcyjne ceny noclegów w sąsiedniej Bratysławie sprawiły, że wielu Polaków zawitało do Wiednia już we wtorek. Jak zdradzili w przedmeczowych rozmowach, wolny czas wykorzystali na zwiedzanie licznych zabytków oraz na zakupy. Niektórzy wybrali się również na mecz Austrii Wiedeń z Benficą Lizbona.

Jak mogliśmy się przekonać, wśród miejscowych panowało przekonanie, że polski kibic to nieobliczalna bestia, która zdolna jest do wszystkiego. Trudno jednak dziwić się takiemu postrzeganiu skoro tamtejsza prasa systematycznie przypominała o zamieszkach, jakie miały miejsce kilkanaście miesięcy wcześniej przy okazji meczu warszawskiej Legii z Austrią Wiedeń.

Dlatego też nie dziwiły słowa jednego z pracowników Austriackiego Związku Piłkarskiego, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo na austriackich stadionach: - Na granice wysyłane są patrole, mają sprawdzać każdy autokar i jeśli znajdą coś podejrzanego, to cała ekipa wróci do domu – przestrzegał nieco na wyrost pan Jarek. Ostatecznie wiślackie wycieczki były sprawdzane, ale najczęściej jeszcze w Polsce przez naszych funkcjonariuszy.

Każdy kto w środę wybrał się na spacer po Wiedniu, czy to na zabytkowym Stefansplatz czy też w wesołym miasteczku na Praterze spotkał tych „bestii” niemało. Ubrani najczęściej w czerwone koszulki i zaopatrzeni w szaliki Wiślacy oglądali zabytki, raczyli się piwem w wielu pubach i ogródkach czy też korzystali z wymyślnych karuzeli.

Z tego, co mówili Polacy mieszkający w Wiedniu wynikało, że liczba umundurowanych funkcjonariuszy zabezpieczających imprezę była znacznie większa niż podczas wtorkowego meczu Austrii z mistrzem Portugalii. Na mniej doświadczonych wyjazdowiczach wrażenie mogły zrobić służby pilnujące porządku na parkingu oraz przed wejściem na sektor gości. Ich wygląd bardziej kojarzył się z realiami stanu wojennego niż ze sportowym świętem.

Na trzy godziny przed meczem próżno było szukać sympatyków gospodarzy. Nie brakowało natomiast czerwonych koszulek z gwiazdą na piersi. Można było odnieść wrażenie, że jesteśmy w Krakowie. Znajome twarze co chwilę przewijały się w okolicy sąsiadującej ze stadionem.

Jeśli chodzi o sam obiekt, to z zewnątrz prezentował się dosyć skromnie. Wysoka betonowa budowla raczej nie sprawiała tak dużego wrażenia jak inne znane piłkarskie areny. Widać, że wiedeński stadion ma już swoje lata. Znacznie korzystniejszy widok czekał nas w środku. Kolorowe krzesełka, zielona murawa sprawiały, że przybyli kibice z jeszcze większą niecierpliwością oczekiwali na początek meczu.

Sektor dla kibiców Wisły został udostępniony o godzinie 19. Po odbyciu skrupulatnej kontroli wiślacy stopniowo zapełniali wolne miejsca. Ogrodzenie oddzielające sąsiadujące sektory powoli znikało zakrywane naszymi flagami. Z każdą upływającą minutą śpiewy zachęcające piłkarzy stawały się bardziej intensywne i żywiołowe.

Atmosfera przedmeczowa była znakomita. Wiślacy, mimo, że czuli trudy podróży (we znaki dała się szczególnie wczesna pobudka w kraju) byli w znakomitych nastrojach. Jakże blado na naszym tle zaprezentowali się gospodarze. Gdyby nie fakt, że mają na sobie zielone koszulki ulubionego klubu, to można było odnieść wrażenie, że na trybunach zasiedli przypadkowi widzowie.

Regularny doping „Białej Gwiazdy” rozpoczął się około 20 minut przed pierwszym gwizdkiem. Znakomita akustyka stadionu oraz zdumiewająca aktywność wszystkich przybyłych sprawiły, że czuliśmy się jak na „swoich śmieciach”...

„Gamy u siebie, Wisełko gramy u siebie” rozbrzmiewało na całym Praterze. W tym czasie liczyła się tylko nasza Wisła. Wydaje się, że nawet zawodnicy byli mile zaskoczeni naszą postawą. Co chwilę, któryś z piłkarzy, rozgrzewając się, zerkał na nasz czerwony balkon.

Początek meczu mógł się podobać. Wisła atakowała i była bardzo blisko zdobycia bramki. W 2 minucie znakomitej sytuacji nie wykorzystał jednak Penksa. Będąc sam na sam z bramkarzem trafił w rywala. Co nie udało się sympatycznemu Słowakowi, udało się „Zieniowi”. Po pięknym dograniu Clebera nasz pomocnik strzałem głową umieścił piłkę w siatce.

Radość jaka zapanowała wówczas na naszym sektorze jest nie do opisania. Tysiące wirujących w dłoniach szalików, radość, krzyk... to wszystko złożyło się na chwilę, dla której warto było poświecić „parę złotych” i odwiedzić stolicę Austrii.

Głośny do tej pory doping stał się jeszcze bardziej przekonywujący. Kolejne minuty od trafienia Zieńczuka to prawdziwy festiwal w wykonaniu krakowskiej publiczności. „Jazda jazda jazda ...” czy chociażby popularne „wszyscy za bary...” sprawiły, że Austriacy z jeszcze większym uznaniem zerkali na nasz krakowski sektor.

Zapału fanów „Białej Gwiazdy” nie ostudził nawet wyrównujący gol rywali. Narastająca przewaga przeciwników czy chociażby czerwona kartka dla Burnsa sprawiły, że nikt z nas nie pamiętał o zmęczeniu. Każdy wiedział, że w tych trudnych momentach trzeba być razem z drużyną Dana Petrescu.

W drugiej połowie spotkania nie obejrzeliśmy bramek. Nie brakowało natomiast brutalnych fauli i prowokacji. W środkach nie przebierali ani Ratajczyk ani Kuehbauer. Pierwszy z nich, po bezpardonowym ataku na Paulistę, został wyrzucony z boiska.

Były legionista to bardzo nerwowy człowiek. Nie wytrzymując presji spotkania postanowił odreagować na naszych kibicach. Przed tunelem prowadzącym do szatni piłkarz odwrócił się w stron przyjezdnych i żywiołowo gestykulując, środkowym palcem, pozdrowił wiślacką publiczność. Mimo wielu emocji wynik, w drugiej połowie, nie uległ już zmianie. Wydaje się, że bramkowy remis jest dla nas korzystny. Stawia on piłkarzy w minimalnie lepszej sytuacji przed rewanżem.

Usatysfakcjonowani powinni być również kibice. Mogli przecież zobaczyć bramki i przede wszystkim współtworzyć rewelacyjny doping, który był główną ozdobą czwartkowego meczu. Po ostatnim gwizdku, zgodnie z tradycją, do sektora Polaków podeszli piłkarze i podziękowali za wsparcie śpiewając wspólnie „Jazda jazda jazda Biała Gwiazda”.

Nadszedł czas powrotu do domu. W przeciągu kilkunastu minut żywiołowy do tej pory sektor opustoszał. Wymarsz „Armii Białej Gwiazdy” odbył się stosunkowo szybko i bez żadnych incydentów. Nasz wyjazd uważnie nadzorowały służby ochroniarskie. Warto odnotować, że wśród funkcjonariuszy znajdowali się również Polacy, którzy podjęli w Austrii pracę.

Na zakończenie dodam od siebie, że nie wiem jak potoczyłyby się losy Europy gdyby Sobieski przegrał pod Wiedniem w 1683 roku. Wiem jednak, że w ubiegły czwartek Wiedeń znów należał do Polaków i że nasz naród znów pokazał siłę swojego oręża... tego wiślackiego ;-)

wislakrakow.com (Vinci, rav)

Źródło: wislakrakow.com

Relacja kibicowska z meczu:

Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2006/2007