2006.09.10 Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 0:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 05:40, 11 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Majdanowi nie strzelali. Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 0-0

Po meczu I kolejki, gdy Wisła w kiepskim stylu ograła Górnika Zabrze, kibice "Białej Gwiazdy" liczyli, że słabszego meczu przy Reymonta zobaczyć już się nie da. Podopieczni Dana Petrescu udowodnili dzisiaj, że... wszystko jest możliwe. Z Pogonią zagrali jeszcze gorzej i choć przez większą część meczu goście nie stwarzali zagrożenia pod naszą bramką, to mecz ten - na własne życzenie - moglismy nawet przegrać. Skończyło się bezbramkowym remisem i... narzekaniem na pogodę. Samym zaś fanom Wisły większe "show" dali Dziadek Marian z wnuczkiem, którzy w przerwie wygrali konkurs "Tigera", niż piłkarze obydwu drużyn...


Kraków, ul. Reymonta10.09.2006 r., godz. 14.30 VI kolejka Orange Ekstraklasy, sezon 2006/07Widzów: 7 000 Sędzia: Jacek Granat (Katowice)


WISŁA KRAKÓW

Pawełek

Dudka

(46. Penksa)

Głowacki

Cléber

Mijailović

Błaszczykowski

Cantoro

Paulista

(63. Burns )

Zieńczuk

(85. Małecki)

Piotr Brożek

Paweł Brożek

Majdan

Zé Roberto

(80. Júnior)

Julcimar

Batata

Daniel

Leandro

Celeban

Łabędzki

Anderson I

Trałka

(61. Lilo)

Andradina

(90. Élton)


Piłkarz meczu: nikt


Spotkanie rozpoczęło się od miłej uroczystości, podziękowania za grę w Wiśle od prezesa Miętty i dyrektora Jarosza otrzymał Radek Majdan. Nie zapomnieli o bramkarzu także kibice, którzy wyraz temu dali skandując imię bramkarza, a także wywieszając transparent: "Radek Majdan - szacunek". Potem zaś zaczął się mecz...

Dość nieliczna krakowska publiczność solidnie się na nim wynudziła, Ci zaś, którzy się nie nudzili nasłuchiwali wieści z Włoch, gdzie w Formule 1 świetnie jechał Robert Kubica (3. pozycja i pierwszy raz w karierze na podium!), reszta zaś fanów solidnie poirytowana co rusz gwizdała na poczynania wiślaków. I choć to nie do końca ładne zachowanie, to momentami... ciężko było się temu dziwić.

Pierwsza irytacja fanów Wisły mogła mieć miejsce zaraz na początku spotkania, w 4. min., kiedy to błąd popełnił sędzia odgwizdując spalonego Pawła Brożka, którego na pewno nie było. Druga irytacja - już minutę później, gdy nasi obrońcy pozwolili uderzyć z dystansu Leonardo. Mariusz Pawełek pewnie jednak piłkę złapał.

W odpowiedzi na szarżę zdecydował sie Kuba Błaszczykowski, ale zamiast podawać, piłkę stracił. W poprzednim meczu obydwu drużyn w Krakowie najlepszym strzelcem Wisły był Marek Zieńczuk, i to właśnie "Zieniu" był tym graczem "Białej Gwiazdy", który najczęściej niepokoił Majdana, szkoda zwłaszcza uderzenia, które zablokował przed polem karnym Julcimar.

Szczecinianie ustawili solidne zasieki przed własną bramką, ale też groźnie kontrowali. Po jednej z takich akcji przed polem karnym fauluje Arek Głowacki (żółta kartka), a uderzenie z rzutu wolnego Andersona, Mariusz Pawełek z trudem (w I poł. bronił pod słońce) wybija w pole. Gra Wisły nie klei się, jest zbyt wolna, ale mógł to zmienić Paweł Brożek. Przed meczem Dan Petrescu mówił, że marzy mu się sytuacja sam na sam Pawła z Majdanem. No i taka też miała miejsce, niestety Brożek zamiast lobować byłego bramkarza Wisły próbował go obiegać i szansa przepadła. Dodatkowo zmobilizowany Majdan bronił dzisiaj prawie bezbłędnie.

Tak właśnie było w 41. min., kiedy po podaniu Pawła Brożka Marek Zieńczuk mógł pokonać Majdana, ale piłka odbita przez bramkarza poszybowała na róg.

W 43. min. Majdan popełnia jednak błąd, po wrzutce w pole karne fatalnie mija się z piłką, a ta trafia wprost pod nogi Pawła Brożka, wiślak z prezentu nie skorzystał i szansa przepadła! Chyba najlepsza w tym meczu.

Lepszą mogło być kolejne wyjście Pawła sam na sam z bramkarzem, ale znów sędzia niesłusznie odgwizdał spalonego.

Jak I połowa była... zła. Tak II okazała się jeszcze gorsza. Choć Dan Petrescu obawiał się właśnie I części gry z Pogonią, to jak się okazało niesłusznie. Powinien obawiać się II. Rumuński internacjonał dokonał w przerwie jednej zmiany. Narzekającego na uraz Darka Dudkę zastąpił Marek Penksa, i tym razem była to zmiana totalnie nietrafiona. Słowak nic nie wniósł bowiem do i tak słabej gry Wisły.

Tą podciągnąć - przynajmniej strzałami - próbował Marek Zieńczuk, ale najpierw jego uderzenie Majdan wybronił (59. min.), a chwilę później piłka przeleciała nad poprzeczką. Pogoń próbowała nadal kontrataków, ale poza jednym uderzeniem Leonardo, znów zresztą wyłapanym przez Pawełka, nic nie mogła zdziałać. Groźniej zrobiło się za to po akcji braci Brożków, ale do podania Piotra nie doszedł Paweł, i kolejna dobra okazja przepadła. Został kwadrans do końca i chyba nikt nie wierzył już, że Wisła będzie w stanie cokolwiek zdziałać. Zwłaszcza gdy zobaczyliśmy kolejną akcję braci Brożków. Na pięć minut przed końcem Piotr wywalczył piłkę, ale tak odegrał do Pawła, że ten nie miał szans nic zdziałać! Co gorsze bracia wychodzili z tą akcją we dwóch na jednego obrońcę! To był obraz prawdziwej nędzy w naszej grze w dniu dzisiejszym...

Jeszcze większa mogła nas dopaść w doliczonym czasie gry! Dośrodkowanie szczecinian, niepewne wyjście Pawełka, który tak niefortunnie łapał piłkę, że ta odbiła się od nóg Clébera i mogła wpaść do bramki! Przed linią stał jednak Kuba Błaszczykowski i piłkę wybił z linii bramkowej! Zamiast więc punktu i 70 meczu bez porażki, porażka być mogła. Na własne życzenie.

Skończyło się na 0-0 i trzeba mieć nadzieję tylko na jedno, że po tak kiepskiej grze już w czwartek wiślacy zagrają zupełnie inaczej. Petrescu narzekał na wczesną porę rozgrywania meczu oraz na pogodę (czym chyba po raz pierwszy solidnie zirytował). Żadne to tłumaczenie, bo w takim meczu jak dzisiaj punktów szkoda szczególnie. Oby w czwartek tłumaczyć nie było się z czego! • Dodał: prz3m (2006-09-10 17:41:56)

Komentarz pomeczowy

Po meczu z Lechem Poznań wydawało się, że Wisła Kraków osiągnęła formę, dzięki której będzie imponować nie tylko efektywnością gry, ale i efektownością. Mimo, że w Poznaniu "Biała Gwiazda" uratowała jeden punkt w samej końcówce, to jej występ napawał optymizmem. Co prawda, Dan Petrescu na przedmeczowej konferencji przyznawał, że obawia się konfrontacji z "Portowcami", ale chyba i on nie spodziewał się aż tak marnej postawy swoich podopiecznych.

W ostatnich latach dość często zdarzało się, że Wisła męczyła się z Pogonią, choć na ogół wygrywała. Rzadko jednak owe męki były tak dolegliwe, i dla samych piłkarzy, i dla kibiców. Owszem, przez cały mecz Wisła miała przewagę, a "Portowcy" tylko sporadycznie zbliżali się do pola karnego gospodarzy. Co z tego jednak, skoro wiślacy bardzo rzadko potrafili przeprowadzić składną akcję, a nawet jeżeli udało im się w końcu stworzyć groźną okazję, to marnowali ją, zwykle w skandaliczny sposób. To, co irytowało w ich grze, to wstrząsająca czasem nieporadność. Potrafili zepsuć najprostsze zagranie, nawet zwykle podanie do stojącego w miarę blisko kolegi. Do tego fatalnie wybierali rozwiązania w poszczególnych kluczowych sytuacjach. Gdy trzeba było strzelać – podawali (na ogół niecelnie…), gdy trzeba było podawać – dryblowali (zwykle nieudanie…). Niestety, brylowali w tym piłkarze, którzy powinni byli ciągnąć grę ofensywną "Białej Gwiazdy" – Paweł Brożek, Jakub Błaszczykowski i Jean Paulista. Zwłaszcza dyspozycja pierwszego z nich jest zatrważająca. Przyzwyczailiśmy się co prawda do tego, że Brożek nie zachwyca skutecznością, ale od piłkarza mającego aspiracje do gry w reprezentacji i odgrywania w Wiśle wiodącej roli, trzeba wymagać, by przynajmniej połowę tak dogodnych okazji, jakie ma, wykorzystywał. Już w Poznaniu dwukrotnie fatalnie skiksował – w meczu z Pogonią dołożył do tej listy kolejne sytuacje. Oczywiście, nie sposób czynić Pawła Brożka głównym winowajcą remisu, trzeba też pamiętać, że przez parę tygodni nie trenował, mimo wszystko jednak wiele z jego wpadek to złe zagrania na poziomie piłkarskiego abecadła. A tak być nie powinno. Niemal równie źle wypadł Jakub Błaszczykowski. O ile jeszcze na początku meczu raz czy drugi ładnie szarpnął, to potem niemal zniknął. Co gorsza, Kubie można zasadnie wytknąć bezmyślność w wielu dobrych sytuacjach. Symptomatyczna była jego szarża na początku meczu. Po bardzo dobrym dryblingu mknął ku bramce Radosława Majdana, mając wiele czasu na dobre dogranie do dobrze ustawionych kolegów. Podania zabrakło, był natomiast zdecydowanie spóźniony strzał – kwintesencja taktycznych braków skrzydłowego. To duży talent, ale masa pracy przed nim. Jean Paulista zawinił głównie pasywnością w grze. Inna sprawa, że i koledzy rzadko go dostrzegali. Był to w każdym razie zupełnie bezproduktywny występ Brazylijczyka, który dotąd na ogół nie zawodził, a bywał nawet motorem napędowym ataków "Białej Gwiazdy". Pozostali dwaj piłkarze przednich formacji – Marek Zieńczuk i Piotr Brożek – wypadli nieco lepiej od kolegów, przede wszystkim potrafili czasem nieźle podać, a Zieńczuk – jako bodaj jedyny z wiślaków - groźnie strzelał, ale i tak ich dyspozycja była daleko od zadowalającej. W każdym razie i oni nie potrafili zadać decydującego ciosu.

Czasem jest tak, że gdy napastnicy i ofensywni pomocnicy zawodzą, z powodzeniem zastępują ich obrońcy. Nie tym razem. Słabo bite rzuty wolne i rożne nie dawały ani Arkadiuszowi Głowackiemu, ani Cléberowi okazji, by poważnie postraszyć Radosława Majdana. W obronie spisywali się poprawnie, czego dobrym dowodem jest fakt, iż z akcji Pogoń praktycznie nie stworzyła żadnej czystej sytuacji (miała je natomiast po stałych fragmentach gry). Nie można jednak też pominąć w analizie kilku bardzo niecelnych podań Clébera, a przecież dotąd właśnie dobre wyprowadzanie akcji spod własnego pola karnego było atutem Brazylijczyka. Inna sprawa, że niezwykle pasywnie grający napastnicy i boczni pomocnicy nie ułatwiali zadania graczom środka pola i defensywy, którzy często nie mieli komu podać. Przez cały niemal mecz brakowało dramatycznie gry bez piłki, ruchliwości i zgrania – ponury obraz jak na mecz, w którym Wisła była zdecydowanym faworytem… Kontrast z występem w Poznaniu stanowi to wręcz rażący. O ile jednak w meczu z Lechem – choć nie od początku – widać było determinację wiślaków, o tyle w spotkaniu z Pogonią sprawiali wrażenie, jakby zbyt szybko spasowali i pogodzili się z własną bezradnością. Nie widać było po nich woli zwycięstwa – może to krzywdząca opinia, ale nie sposób było nie mieć takiego wrażenia, gdy patrzyło się na niektórych z nich…

Woli walki nie zabrakło z pewnością Mauro Cantoro. Powrót Argentyńczyka do pierwszego składu stał się zresztą nie lada wydarzeniem, zważywszy na znane jego trudności z przekonaniem do siebie Dana Petrescu i wielką sympatię, jaką darzą go kibice. Cantoro wypadł przyzwoicie. Widać było, że stara się nie holować piłki, co zarzuca mu Petrescu, i na ogół umiejętnie rozbijał ataki "Portowców". Kilka razy próbował prostopadłym podaniem uruchomić partnerów, ale bez efektu. Czy zdołał wywalczyć miejsce w wyjściowym składzie w kolejnych meczach? Aż tak daleko idących wniosków lepiej teraz nie wysnuwać. Nie był to bowiem na tyle słaby występ, by tej szansy nie mógł otrzymać, ale nie grał też na tyle dobrze, by jego pozycja miała nagle stać się niepodważalna. Jakob Burns i Marek Penksa – rywale do miejsca w środku pola – wypadli przeciętnie: pod tym względem zespół był niestety bardzo zgrany…

Dopełniając obraz występów poszczególnych Wiślaków, trzeba wytknąć kiepską formę Dariusza Dudka, pochwalić Mariusza Pawełka za obronę rzutu wolnego w pierwszej połowie i zganić za niepewną interwencję w ostatniej minucie, przyznać, że Nikola Mijailović grywał w tym sezonie dużo lepiej i cieszyć się z debiutu Patryka Małeckiego, choć niczego ciekawego nie zdążył ten zdolny napastnik pokazać.

Gdyby na podstawie meczu z Pogonią oceniać szanse Wiślaków w rywalizacji z Iraklísem, można by się na serio zatroskać. Taka dyspozycja "Białej Gwiazdy" nie rokuje dobrze na wywalczenie sobie we czwartek solidnej zaliczki przed zapewne trudnym rewanżem. Z drugiej strony, mecz meczowi nierówny, i równie dobrze w boju pucharowym wiślacy mogą zagrać na wysokim poziomie. Że ich na to stać, nie mam wątpliwości. Muszą jednak zdecydowanie bardziej się zmobilizować. Także w lidze mobilizacja jest nieodzowna. Bez niej kolejne straty punktów mogą bardzo nieprzyjemnie odbić się na miejscu Wisły w tabeli. Na razie, konkurenci na ogół także łatwo tracą punkty. Nie można jednak liczyć, że wciąż tak będzie. Póki co Wisła zremisowała już trzeci mecz na sześć rozegranych. Jak na możliwości tego zespołu, to o przynajmniej jeden remis za dużo, a raczej o jedno zwycięstwo za mało...