2014.02.07 Wisła Krakbet Kraków - GKS Futsal Tychy 6:2

Z Historia Wisły

2014.02.07, Ekstraklasa, 14. kolejka, Kraków, Hala Wisły,
Wisła Krakbet Kraków 6:2 GKS Tychy
widzów:
sędzia:
Bramki
Wisła Krakbet Kraków
GKS Tychy

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

Seria trwa

Futsalowcy Białej Gwiazdy w dalszym ciągu podążają zwycięską ścieżką. W meczu 14. kolejki Futsal Ekstraklasy wiślacy pokonali we własnej hali GKS Tychy 6:2. Było to ich piąte zwycięstwo ligowe z rzędu.

Mecz rozpoczął się tak, jak tego oczekiwaliśmy. Wiślacy zaatakowali od pierwszych sekund i już w pierwszej minucie stworzyli dwie stuprocentowe sytuacje podbramkowe (nie wykorzystali ich Lebiedziński i Douglas). W następnych minutach przewaga krakowian była przygniatająca, a kibiców martwiło jedynie to, że pomimo licznych, dogodnych okazji, jakoś nic nie chciało wpaść do bramki gości.

W 8. minucie nasi fani odetchnęli wreszcie z ulgą. Piękną akcję w trójkącie Douglas-Korczyński-Lebiedziński skutecznie wykończył ten ostatni i Biała Gwiazda objęła prowadzenie.

1:0 to – co oczywiste – zbyt mało, by osiąść na laurach. Z takiego założenia wyszli wiślacy i nacierali w dalszym ciągu. Szczęścia jakby jednak nadal im nieco brakowało. Było tak chociażby w 9. minucie, kiedy to Vakhula wrzucił mięciutko piłkę do Jonczyka. Ten ładnie przymierzył głową, lecz minimalnie chybił. Podobnie było – dwukrotnie – w przypadku debiutującego w naszych barwach Pawła Budniaka. Za pierwszym razem, w 10. minucie, Paweł, zaskakując wszystkich, kapitalnie uderzył z połowy boiska, lecz piłka o milimetry minęła okienko tyskiej bramki. W drugim przypadku, po koronkowej akcji całego zespołu, strzelał z bliskiej odległości, lecz także nie trafił.

Niespełna minutę po drugiej okazji Pawła Budniaka stało się to, co często zdarza się po paśmie niewykorzystanych szans – bramkę zdobyli rywale. Wiślacy nieco anemicznie zachowali się w środku pola, z piłką tuż przed nasze pole karne przedarł się Włoch i strzałem nie do obrony w lewe okienko naszej bramki zdobył wyrównanie.

Następne cztery minuty były najsłabszym fragmentem w dniu dzisiejszym w wykonaniu wiślaków. Nasi zawodnicy, co prawda, w dalszym ciągu prowadzili grę, jednak była ona dosyć nieuporządkowana. Nieuporządkowana na tyle, że o mały włos nie zakończyła się utratą bramki. Na szczęście strata piłki w środku pola w 15. minucie i kontratak gości zakończył się jedynie strzałem tyszan w słupek.

Wisła nadal zdecydowanie przeważała. W 18. minucie Douglas, będąc na środku boiska, zdecydował się na szybkie podanie na prawo do Lebiedzińskiego. Ten błyskawicznie odegrał na drugą stronę do Morawskiego, który, mając przed sobą pustą bramkę, bez problemu umieścił piłkę w siatce. 2:1.

W ostatnich dwóch minutach pierwszej połowy nasi zawodnicy mogli co najmniej trzy razy podwyższyć rezultat, lecz bez powodzenia.

Druga połowa zaczęła się dość niespodziewanie – goście dość ostro zaatakowali. Trwało to jednak raptem sześćdziesiąt sekund. Potem obraz gry wyglądał tak, jak w pierwszych dwudziestu minutach. Gra toczyła się głównie na połowie przyjezdnych, a okazji do zdobycia trzeciego gola nie brakowało. Podobnie jednak jak w pierwszej połowie, nic nie chciało wpaść.

Wreszcie w 26. minucie Biała Gwiazda dopięła swego. Lebiedziński ładnie przeszedł lewą stroną boiska. Jego strzał sparował bramkarz gości. Piłka trafiła do Morawskiego, którego strzał głową zatrzymał ręką jeden z obrońców tyskich. A więc rzut karny. Do piłki podszedł Douglas i precyzyjnym, a przy tym bardzo mocnym uderzeniem w prawy dolny róg dał nam prowadzenie 3:1.

Wiślacy grali coraz swobodniej. A co za tym idzie, bardzo efektownie. W 29. minucie Czech podał z wolnego do Jonczyka. Ten lekko kopnął piłkę piętą i już prawie cieszył się ze zdobycia bramki. Niestety, futbolówka trafiła w słupek.

Kolejną cudowną akcję obejrzeliśmy w 32. minucie. Vakhula przerzucił piłkę prawie przez całe boisko do Morawskiego. Piotrek idealnie złożył się z półobrotu i huknął jak z armaty. Chybił o milimetry.

Mecz definitywnie rozstrzygnął się pod koniec 32. i na początku 33. minuty. Najpierw Vakhula wykończył kolejną, bardzo dopracowaną akcję naszej drużyny i było 4:1. Po wznowieniu gry przez gości, piłkę przejął Jonczyk, przedarł się lewym skrzydłem i podał do Czecha. A „Czesiowi” nie pozostało już nic innego, jak tylko podwyższyć prowadzenie na 5:1.

Końcówkę meczu nasz trener rozegrał bardzo mądrze. Chcąc, aby wiślacy byli jak najdłużej w posiadaniu piłki, a przy tym aby nie eksploatowali się już tak mocno jak wcześniej, zdecydował się na grę z Danielem Lebiedzińskim jako lotnym bramkarzem. I rzeczywiściem gra wyglądała tak, jak zaplanował Błażej Korczyński. Wiślacy spokojnie rozgrywali piłkę, a goście nie za bardzo mieli już ochotę, by mocniej zaangażować się w jej odbiór. W 39. minucie jednak im się to powiodło. Wyprowadzili kontrę, i mimo dobrej postawy Lebiedzińskiego w naszej bramce, strzelili drugiego gola. Ostatnie słowo należało jednak do nas. Na czternaście sekund przed końcem meczu Korczyński idealnie obsłużył stojącego na długim słupku Lebiedzińskiego i Wisła wygrała 6:2.

Wisła Krakbet Kraków – GKS Tychy 6:2 (2:1)

1:0 Daniel LEBIEDZIŃSKI 7:39

1:1 Jacek WŁOCH 10:58

2:1 Piotr MORAWSKI 17:43

3:1 Douglas ALVARALHAO DOS SANTOS 25:45

4:1 Roman VAKHULA 31:55

5:1 Marcin CZECH 32:06

5:2 Dawid WIŚNIEWSKI 38:20

6:2 Daniel LEBIEDZIŃSKI 39:46

Źródło: wislafutsal.pl