Artykuły prasowe. Piłka nożna 1908

Z Historia Wisły

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1908

O sytuacji w lwowskiej piłce nożnej:

Piłka nożna we Lwowie
PZD, 15.07.1908
Zamknięty właśnie sezon wiosenny piłki nożnej był tak ożywiony, jak nigdy przedtem. Jak grzyby po deszczu powyrastały nowe kluby, niektóre z nich operujące kilkoma drużynami, a wszystkie prawie obiecujący pomyślny rozwój. Ośrodkiem ruchu stal się młody klub „Pogoń” rozporządzający nietylko pierwszorzędnym materyałem graczy, ale i najlepszem dziś we Lwowie boiskiem. Dwie pierwsze drużyny „Pogoń” w tym sezonie wyłącznie reprezentowały Lwów w czterokrotnych harcach z Krakowem („Cracovia” i „Wisła”), osiągając raz zwycięstwo, raz ponosząc klęskę, dwa razy zaś bez wyniku, jak już zresztą wiadomo czytelnikom „Przeglądu”. Największa ilość walk stoczyła drużyna III („Błękitni”), bo 8 i to wszystkie zwycięskie. 24 maja bije ona Stryj (7 : 2), 8-go czerwca Sambor (11 : 1); z lwowskich klubów zwyciężyła „Hasmoneę” (żyd. tow. gimn.) 22 maja 4 : 3, 21 czerwca 5 : 1 „Marsa” (1/VI 3 : 0, 1/VII tak soamo) 24/VI „Lechię I” 3 : 2 26/VI „Maraton I” 1 : 0 – Drużyna czwarta „Pogoni” („Sparta”) na wstępie poniosła porażkę od „Maraton II” (3 : 2, 22/V); 2/6 jednak pobija go (4 : 1), 17 VI zaś „Lechię II” (7 : )). „Pogoń V.” złożona z małych chłopców, międzyklubową walkę wykonuje tylko jednę, a to z „Mataronem” III.”, którego pobija (15/VI, 5 : 2). Ogółem zatem „Pogoń” odbyła 16 zawodów z 8 klubami, a 11 drużynami, z tego 12 zwycięskich, 2 nierozegrane, a 2 przegrane. Bramek zdobyła 56, straciła 17.

Tow. zabaw ruchowych, nie rozporządzające w tym sezonie boiskiem, musiało silą rzeczy zejść na plan drugi. Z Drużyn jego walczyli 24/v. (na boisku „Sokoła”) – „Czarni” z „Laudą”, bijąc ją (7 : 1). „Juniorzy” zaś (31/V na placu powystawowym) zwyciężyli drużynę V. gimnazyum (1 : 0). Pozatem doszła nas wiadomość o zawodach „Laudy” z „Maratonem I” (zwyc. „Lauda” 1 : 0) i „Lechii I” z „Hasmoneą” (zwyc. „Lechia” 5 : 3.
Zapał do gry tej u młodzieży , jak również zrozumienie jej i popularność w publiczności, wrosły tej wiosny ogromnie na gruncie lwowskim. Jest to uzasadniona nadzieja, że do zawodów jesiennych przystąpi nasza młodzież w jeszcze większej liczbie drużyn i klubów i ze zdwojonym zapałem.


Old Boy


Prasa po latach

Przegląd prasy z przed 20 laty
Stadjon, 15.05.1928
Nie każdy zdaje sobie sprawę z ewolucji jaką przeszedł sport od chwili swego powstania, aż do chwili obecnej. A zmieniło się wszystko. Zmieniły się poglądy na teorię sportu, zniknęli z widowni ludzie, których nazwiska były związane z historią sportu, dużym przeobrażeniom uległ język sportowy; Wyspecjalizowała się prasa sportowa.

Prasa była i jest zawsze zwierciadłem życia codziennego. Jest fotografja aktualności utrwalającą ze szczególną pilnością negatywy życia. Jej camera obscura jest ciekawą dla każdego, kto chce poznać dążenia i ducha danej epoki. Czytając wyrzekanie, artykuły polemiczne, „sprostowania” z przedhistorycznych czasów naszego sportu, zapoznajemy się z mizerjami ówczesnego życia sportowego, dzielimy święte oburzenie lub bawimy się wesoło jego naiwnością.
Dziś gdy różni uczeni (w gimnazjum) mężowie piszą fachowe artykuły w fachowych pismach, nie możemy sobie wyobrazić jak wyglądała prasa sportowa przed 20-tu laty. Wówczas nie było jeszcze fachowców, język sportowy nie był jeszcze wykształcony, a o teorji sportu pisano takie brednie, że dziś po przeczytaniu ich cala Centralna Szkoła Gimnastyki i Sportu w Poznaniu zemdlałaby, jak na komendę.
Jakże inaczej miano pisać, skoro instruktor piłkarski z Parku Jordana jedyny mąż uczony w ofsaidach zawsze uczył: „górą chłopcy, górą, nie kopać się po nogach”. Zupełnie zgodnem z ówczesnemi pojęciami o teorji sportu było sprawozdanie ś. p. Bocz…, który komentując gazetkę „Czerwonych” przypisywał klęskę kapitanowi drużyny, który nie miał na boisku dowodzić swymi graczami i zkończył recenzję wyrzutem:
„Zresztą tak to zawsze bywa, kiedy w klubie nawet krowy nie ma, żeby gracze na pauzie ciepłego mleka mogli się napić”.
Dla dzisiejszego czytelnika rubryk sportowych niektóre sprawozdania sportowe z przed dwudziestu laty byłyby wręcz niezrozumiale. Coby sobie pomyślał o mnie dzisiejszy czytelnik, gdyby wyczytał, że:
„na walnym zebraniu p. Stanisław Mielech został wybrany matka i natychmiast przystąpił do spełniania swych funkcyj”.
Otóż matką nazywano wówczas kapitana drużyny. Z niwy pierwiosnków słownictwa sportowego przytoczę takie słowa jak obóz (bramka) uliczka (przebój), chwyt górą (główka), zawody na boksy (pięściarstwo), zapasy na tułów, wyścigi na ski (narty) i t. p.
Trzeba dodać, iż poza Kłośnikiem (Słowo Polskie, Lwów), nie było wówczas dziennikarzy zawodowych, którzyby się zniżyli do tego, by pisać o sporcie,. Sprawozdania pisali członkowie klubów (przeważnie gimnazjaliści). Pisali o tem, co widzieli, słowami, których w potocznej mowie na boisku używali. Leży przedemną stos sprawozdań ze Słowa Polskiego, Wieku Nowego (Lwów), Nowin, Czasu, N. Reformy, Il. Kurjera Codziennego z Krakowa i innych ówczesnych dzienników. Oto jak za dawnych dobrych czasów opisywano zawody piłkarskie:
Zaczynano od pogody:
„Wczoraj odbyły się wielkie wiosenne zawody piłką nożną między Tow. Sp. Wisła przy krajowym Związku Turystycznym a Cracovią. Wspaniała pogada wywabiła na błonia tłumy publiczności, wśród której widzieliśmy wiele pań w kostiumach wiosennych i poważnych obywateli”.
Albo:
„Wiele pań, zwolenniczek piłki nożnej mokło pod parasolkami z ogromnem zaparciem się własnego zdrowia”. (Mecz 1.V 1910 Cracovia – Diana 7:1).
Niestety dziś już nie widzimy na deszczowych zawodach „ogromnego zaparcia” pięknych pań.
Kobieta zmienną jest!
Następnie opisywano graczy. „Dzielni, smukli i silni” to najczęstsze przymiotniki.
„Hana z Kromieryża w czasie gry używa stjumów z płótna grubego, białych z wyszytym na lewej stronie piersi wielkim inicjałem (…) klubu. Nasi w nowych spodenkach i biało…. nych koszulach z wkładanym kołnierzem (…)”.
Czytelnik miał dokładny obraz niczem z (…) zabrakło tylko ceny z metr.
W grze zwłaszcza zagranicznych gości domyślano się wielkiej chytrości i zgóry ją (…).
Czytamy:
„Po przygotowawczym treningu zaczęła się … (gra?). Wisła nie atakuje z początku sławnego przeciwnika, lecz próbuje go obroną. Coraz zaciętsza gonitwa przykuwa uwagę widzów; piłka w (…) podskokach krąży po boisku. Dzielny bramkarz Wisły zręcznemi odbiciami niweczy t. zw. (…).
Czarni napadają dzielnie, pewnie (…) ataki przeciwnika, kombinują rzuty pomocnicy, a zwinnie, ale i Cracovia odpiera napady (…) śmiało i równie dzielnie atakuje”.
„Jadą, jadą! krzyk wielotysięcznego … (tłumu?) targnął słucham i oto z tumanów kurzu wyłoniły się postaci w białoczerwonych kostjumach”.
Jak i Sienkiewicza. A gdy jeszcze (…) „dzielne” ataki Laudy, jednej z najlepszej przedwojennych drużyn, recenzja nie była naśladowaniem Trylogii, a samą Trylogią.
Ów słynny mecz z Cricketerami wiedeńskimi, których pobyt w Krakowie stanowi punkt przełomowy w rozwoju piłkarstwa polskiego …(tak?) wyglądał w oświetleniu prasy:
„Krykieterzy, to drużyna footbalowa (…) zgrana i mistrzowsko wyćwiczona. Co do (…) strzału i zwinności ataków przewyższali …(naszych?) o głowę. Wszystkie ich rzuty są trudne. Gdzie nie upadla piłka jest Krykieter, aby ją …mać i następnym rzutem posunąć ku bramce przeciwnika. W ciągu gry rzucają sobie (…) rozkazy, tych się trzymają i ściśle według nich postępują. Dla Krykieterów boisko jest (…) znaczenie tego słowa szachownicą, na której prowadzi się z góry na kilka pociągnięć (….) określonym planom. Olśniewała u nich głęboka myśl uszlachetniająca całą grę. Goście wiedeńscy nauczyli krakowskich sportsmenów jak spełniać przyjęte na siebie obowiązki, bez wysuwania siebie, z świadomem zatraceniem swych indywidualnych aspiracji. Wzorem takiego gracza jest bezwarunkowo „mały wunderstierem” zwany p. Preiss (środkowy pomocnik), który od 7 lat gra już tylko w reprezentacyjnych drużynach, a zaledwie raz – jak się otwarcie chlubi – „strzelał” i „strzelił” do bramki i to tylko dlatego, że był do tego zmuszony. Krykieterzy dowiedli, że gra ich to kombinacja, którą nawet przyzwyczajeni do ciągłych międzynarodowych zawodów Wiedeńczycy określają specjalnie stworzonym wyrazem „Ueberkombination”.
I dziwić się tu, że jak potem Kałuża zaczął gadać na bisku, to dotychczas rzuca hasła –rozkazy. W międzyczasie natomiast zmieniły się poglądy na Ueberkombination i wylano z reprezentacji wszystkich pomocników, którzy się chlubili, że nie strzelają do bramki.
Już po tych zamierzchłych czasach znano „moralne zwycięstwo” i t. p. po generalnem laniu pokrzepiające i usprawiedliwiające środki. Przytaczano, że pomimo całego mistrzostwa, Krykieterzy grali w drugim dniu wzmocnieni „świeżą siłą jednego gracza” i że „tempo gry podane przez przeciwnika było dla naszych niepodziewanie szybkie, a napad gwałtowny”. Za to „bramka strzelona przez Cracovię jest tem cenniejsza, że pod słońce”. Narzekano, że przeciwnicy „Wiśle nieznacznie podkładali nogi, że Wisła ma zarody na klub dobry, grę jej cechuje zwinność i pomysłowość, brak tylko wprawy i kierownika”. Ostatecznie pocieszano się, że „bramkę Wisły zdobywali Czesi nieefektownie”.
Jak już wspominałem drużyny zagraniczne miały duży kredyt u publiczności, ale musiały zwyciężać. Vae victis! w 1910 roku umiano już wyśmiewać się z słabych przeciwników. „Nie wystarczy uganiać się za piłką, jeździć dobrze „wózkiem” i bawić się w dawanie efektownych „(…)”, ale należy dążyć do kombinacji rzutów. Przyczyną przegranej Wrocławiaków (Ks. Breslau – Wisła 1:7) było słabe ich wyćwiczenie. Toż oni dopiero w czasie gry uczyli się od Wisły podawań, chwytów głową, a nawet kopnięć. Szybkością w biegu, użyciem lewej nogi przewyższali nasi o całe niebo gości, z których wyróżniał się jedynie pierwszy „back”. Drugi obrońca bramkarza słabo orjentował się w grze”.
Tak dawniej lekceważono obrońcę bramkarza, który nie uczył się chwytów głową.
Bardzo wielką uwagę zwracano na zachowanie się na boisku.
„Grę Wisły wyzyskaniu ostatecznym cechuje pewna nieśmiałość, co niektórzy sportsmeni uważają za wielką zaletę gry, jako gry intelignetnej”.
„W drugiej połowie z powodu przejścia Czechów w tak zw. „Gewaltspiel” gra agresywna Wisły przeszła w grę chwilami nawet „zamkniętą”. Ten sposób gry nie przynosi Sparcie zaszczytu”.
„Gdy Wisła na zaproszenie przybyła, Bielitz-Bialaer F. C. poranił kilka Polaków w czasie gry, a sędzia jego obraził członka „Wisły” w ten sposób, że ten zażądał honorowej satysfakcji”.
„Nietaktem krakowskich graczy ich pełną lekceważenia grą, Czesi tak byli zniechęceni, że grali później tylko dlatego żeby grę skończyć. Znających grę mogły uderzyć następujące rzeczy: back p. Calder prowadzi piłkę pod samą bramkę przeciwnika, gdy napad przygląda się temu z zalożonemi rękami z tyłu, p. Muller daje znaki rękami i głosem, gdzie piłkę kierować. Bramkarz Lustgarten bawi się piłką, która pod własną bramkę prowadzi tylko jeden z krakowskich backów. Tak gra dobry klub?”
Tak to za dawnych dobrych czasów, gdy nie było Wydziału Gier i Dyscypliny o obrazie sędziego decydował sąd boży – pojedynek – nieśmiałość w grze uchodziła za inteligencję, a lekceważenie okryte było pogardą.
Gdy jednak mecz przeszedł bez awantur odbywał się bankiet, a przegrywający klub wyzywał przeciwnika uroczyście na rewanż.
Dobrym, dziś zarzuconym, był zwyczaj gratisowego rozdawania programów. Koszta pokrywały firmy, które się na nich reklamowały. W programach tych podawane były krótkie widomości i składy drużyn. Z uwagi na władze szkolne, tępiące sportowców, gracze występowali pod cudacznemi pseudonimami np. E. G. Day, Polluks, Czarny, Litle, Dominus, Kusy; ja sam grałem pod nazwiskiem Wieruskiego. Raz pomocnicy Wisły grali pod pseudonimami: Lewy Prawy i Środkowy. Pewien student znów występował na bieżni pod imieniem narzeczonej „Aneri” (wspak). Pomysłów nie brakło.
Pomimo, że w Małopolsce język sportowy już się przed wojną ustalił, skutkiem braku kontaktu z innemi dzielnicami, zachowały się w innych zaborach miejscowe określenia i wyrażenia sportowe aż do naszych czasów.
Niedawno w poznańskiem pisano, że „Warta grała na Posnanię. Posnania na Ostrowię” i tak jeden na drugiego grał.
W Katowicach gracze chodzili „w jaczkach i spodzienkach”, a grali o „kropki”. „Ruch zdobył mistrzostwo 15-tu kropkami”.
W Warszawie napastnicy „robili uliczki” i kopali „fałszerzami”.
Curiosa stylu sportowego w Tygodniku Sportowym wyłapywał w swoim czasie Garczyński, który w Stadjonie redagował przegląd pracy. Były tam piękne kwiatki.
„Po pauzie nie gra już Makkabi z tą werwą i popuszcza w tempie”. to styl… dwuznacznikowy.
Jak widzimy pojęcia o sporcie uległy zmianie, które jednak z dzisiejszych dogmatów wytrzymają próbę 20-tu lat. Kto wie, czy za 20 lat jaki dziennikarz sportowy nie udowodni, że większość dzisiejszych dziennikarzy i publicystów sportowych miała wodę w głowie? Teoria sportu zmienia się co dzień, a warunki, w których żyjemy również.
Na ciągłej bowiem zmianie polega postęp ludzkości.


Dr. St. Mielech.