Filip Wroński

Z Historia Wisły

Fragmenty wywiadu dla Dziennika Polskiego z 11 sierpnia 1998:

  • "W tym roku 19-letni pływak Wisły Filip Wroński znów wrócił z mistrzostw Polski z kilkoma medalami.
    • Zdobyłem srebrny medal na 100 m stylem klasycznym wśród seniorów, a w kategorii młodzieżowej na tym dystansie byłem pierwszy. Na 200 m klasykiem byłem wśród seniorów trzeci z czasem 2.19,66 za Markiem Krawczykiem i Arturem Paczyńskim. Na 200 m zmiennym zdobyłem młodzieżowe srebro, wśród seniorów byłem 5. Poprawiłem w tej ostatniej konkurencji rekord życiowy na 2.09,49.
    • Z medali jestem zadowolony, ale z wyników nie. Były słabsze niż zakładaliśmy z moim trenerem Jerzym Bujakiem. Prawdopodobnie wiąże się to z ryzykiem, jakie podjęliśmy decydując się na wyjazd na zgrupowanie wysokogórskie krótko przed mistrzostwami Polski. Mogliśmy nie jechać, ale chcieliśmy spróbować przygotować się w ten sposób. Pierwszy raz byłem na takim zgrupowaniu, trenowaliśmy we Francji na wysokości 1800 m. Panujące tam warunki powodują, że trening jest bardzo trudny. Zazwyczaj po takim obozie następuje najpierw spadek formy, a za jakiś tydzień jej zwyżka. Start na mistrzostwach przypadł właśnie na czas spadku. Zastanawiamy się z trenerem czy za jakiś tydzień forma nie byłaby wysoka, ale mistrzostwa już się odbyły. Po prostu nie udało się, następnym razem weźmiemy to doświadczenie pod uwagę.
    • O szansach na wyjazd na mistrzostwa Europy w Sheffield. Minimum na 200 m klasycznym, czyli na moim koronnym dystansie wynosiło 2.17,30. W planach miałem start na 2.17,00, nie wyszło, więc do Sheffield raczej nie pojadę. Czasami Polski Związek Pływacki wysyła wprawdzie kogoś "na kredyt , ale nie wiem, czy teraz tak zadecyduje.
    • O rywalizacji z Krawczykiem i Paczyńskim: Marek jest ode mnie 3 czy 4 lata starszy, Artur sporo więcej. Mam od nich więcej czasu, jestem rozwojowym zawodnikiem. Myślę, że wkrótce zbliżę się do ich poziomu. Jestem na dobrej drodze. Wybiłem się już ponad średnią, teraz staram się dojść do czołówki. Jestem blisko, a za sobą nie mam konkurentów.
    • O szansach na Sydney: We wrześniu PZP oceni wyniki kadrowiczów i zweryfikuje skład kadry na nowo, ale myślę, że nadal w niej będę. Związek może zmienić jedynie stawki stypendium olimpijskiego. Myśl o starcie na olimpiadzie traktuję bardzo poważnie. Wszyscy w rodzinie trzymają za mnie kciuki. Bardzo ważny będzie dla spełnienia marzenia o olimpiadzie przyszły rok. Już na zimowych mistrzostwach Polski, które ze względu na olimpiadę i konieczność wypełnienie minimów olimpijskich rozegrane zostaną wyjątkowo na długim basenie, podejmę próbę zakwalifikowania się do reprezentacji. Zdecydowałem się skoncentrować na starcie na 200 m klasykiem, jestem w tej konkurencji bardziej zaawansowany niż w stylu zmiennym. Minimum ustalono na 2.16,54. Mój rekord życiowy z poprzedniego roku wynosi 2.18,55. Różnica wydaje się spora, ale myślę, że stać mnie na taki wynik.
    • O sobie: Ja lubię pływać, trenować. Rzeczywiście zdarzają się chwile, kiedy ma się dość pływania, w tym roku przepłynąłem przecież około 2300 km. Pokonywanie chwil kryzysu stało się dla mnie rutyną. Nieraz czuje się ból, niechęć, może nawet nie chce się żyć, ale po prostu trzeba trenować. Od początku, kiedy przyszedłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i zacząłem pracę z trenerem Bujakiem, przyzwyczaiłem się do dyscypliny. Pływanie ma zresztą wiele zalet, uczy systematyczności, obowiązkowości, jest zdrowsze niż inne sporty. Gorąco je polecam.


?4.10.1998. Pływackie GP Polski w Puławach. Najlepszymi zawodnikami okazali się Anna Uryniuk (Wisła Puławy) 1629 pkt oraz Mariusz Siembida (Lublinianka) 1751 pkt. Wśród mężczyzn drugi był Filip Wroński (Wisła) 1620 pkt.

  • "Filip nie miał łatwego dzieciństwa. Już w wieku siedmiu lat stracił ojca. Odtąd najważniejsze decyzje musiał podejmować sam albo z matką. Do klasy sportowej w Szkole Podstawowej nr 5 wysłali go jeszcze rodzice. Dlaczego? Zawodnik do końca nie wie, bo ani ojciec, ani matka sportu wyczynowo nie uprawiali. Myśleli pewnie, że z syna coś w przyszłości będzie, bo na tym etapie trudno jeszcze przecież wyrokować o talencie. W Wiśle istniała już wtedy minisekcja pływacka. W klasie sportowej, ale innej, ćwiczyły oprócz pływaków gimnastyczki. Na tle rówieśników Filip niczym specjalnym się nie wyróżniał. - Mogę powiedzieć, że byłem nawet jednym ze słabszych - mówi dzisiaj. Pomogło mu wówczas własne nastawienie, graniczące z determinacją w kontynuowaniu pływania i, paradoksalnie, rówieśnicy albo... ich brak. W klasie piątej z trzydziestu uczniów zostało ledwie trzech, a w klasie siódmej Filip był już sam. Przyczyny wydają się naturalne. - Myślę, że kolegom brakło wytrwałości. Od poniedziałku do piątku trzeba było chodzić zawsze na jeden trening, a czasami na dwa. Nie wszyscy to wytrzymywali. To wcale nie znaczy, że Wroński podchodził do treningu z wielkim entuzjazmem. Ćwiczył chętnie, ale bez przesady. - Scenariusz był mniej więcej podobny: po całym roku przychodziło zmęczenie, na wakacjach trochę odpocząłem i znów chciałem pływać. Nieraz zastanawiałem się, czy nie przerwać wszystkiego, ale wtedy szkoda mi było włożonej pracy i wyrzeczeń - mówi" Fragment artykułu z Dziennika Polskiego: zobacz
  • 24.10. Wypowiedzi po Grand Prix Polski w pływaniu "Kraków - Jesień 99":
    • "Liczę na przetarcie podczas grudniowych mistrzostw Europy w Lizbonie, potem są starty w Pucharze Świata, a na marcowych mistrzostwach Polski, by myśleć o Sydney, muszę na 200 metrów stylem klasycznym urwać z rekordu życiowego aż 2 sekundy".
    • "Wroński zaprezentował się na pływalni w czepku z amerykańską flagą. - Nie, nie reprezentuję żadnego klubu ani uczelni z tamtej części świata - śmiał się po zawodach student II roku krakowskiej AWF. - Po prostu podczas Uniwersjady zamieniłem się czepkiem z Amerykaninem Countem, pływakiem, z którym się zaprzyjaźniłem".
    • "20-letni zawodnik występuje w barwach Wisły, ale na co dzień trenuje z Jerzym Bujakiem, szkoleniowcem Jordana zatrudnionym w Szkole Mistrzostwa Sportowego. - Grzecznościowo korzystam z jego pomocy - mówi Wroński. Pływa od 14 lat, stopniowo trenował coraz częściej, najpierw u Włodzimierza Kękusia, obecnie koordynatora w sekcji pływackiej Wisły. - Nie widzę powodu, by zmieniać barwy klubowe. Otrzymuję wszystko, co jest mi potrzebne do podnoszenia poziomu sportowego - twierdzi pływak i dodaje: - Pływanie stało się już dla mnie zawodem. Nie mogę powiedzieć, że mnie bawi, albo że jest ciężką pracą. Po prostu żyć bez pływania bym nie mógł. Cele ma ambitne. Liczy na występ w grudniu podczas mistrzostw Europy w Lizbonie na krótkim basenie, a potem na dobre rezultaty w startach o Puchar Świata. Podczas marcowych mistrzostw kraju chce zrobić minimum olimpijskie na koronnym dla siebie dystansie 200 metrów stylem klasycznym. Jego rokord życiowy to 2.17,68, a trzeba osiagnąć 2.15,96. By lecieć do Australii, musi więc wykonać kangurzy skok. - Uważam, że to realne, choć, gdy tego nie osiągnę, świat się nie zawali. Mam przed sobą perspektywę wielu lat pływania - wyjaśnia. Na AWF ciągle nie zaliczył pierwszego roku, ale rozpoczął już drugi: - Nie chciałem tracić czasu, bo b3rakuje mi tylko kilku uzupełnień z pierwszego roku. Czy będę trenerem? Nie wiem. Ale trzeba się uczyć, by osiągnąć też coś po zakończeniu kariery". Dziennik Polski z 27 października.