Izabela Maj
Z Historia Wisły
Izabela Maj (ur. 20 września 1963 roku w Krakowie) koszykarka, wychowanka Wisły, z którą dwa razy wywalczyła mistrzostwo Polski (1985, 1988), mierząca 177 cm wzrostu.
Izabela Maj reprezentowała Polskę w drużynach różnych kategorii wiekowych.
Spis treści |
Przebieg kariery
- 1980/1981 – Wisła Kraków
- 1981/1982 – Wisła Kraków
- 1982/1983 – Wisła Kraków
- 1983/1984 – Wisła Kraków
- 1984/1985 – Wisła Kraków
- 1985/1986 – Wisła Kraków
- 1986/1987 – Wisła Kraków
- 1987/1988 – Wisła Kraków
- 1988/1989 – ŁKS Łódź
- 1989/1990 – ŁKS Łódź
- 1990/1991 – ŁKS Łódź
- 1991/1992 – ŁKS Łódź
- 1994/1995 – ŁKS Łódź
- 1995/1996 – ŁKS Łódź
- 1996/1997 – Widzew Łódź
Źródło statystyk i danych do biogramu
- informacje własne
- doniesienia medialne
- http://www.plkhistory.ugu.pl
- http://www.pzkosz.pl
- "Pod wiślackim koszem kobiet i mężczyzn 1928-2006", Roman Pyjos, Artur Pyjos (2006)
Relacje prasowe
Echo Krakowa. 1987, nr 33 (17 II) nr 12333
PRZYKRA kontuzja, jakiej podczas meczu koszykarek Wisły z Lechem nabawiła się IZABELA MAJ, wywołała spore poruszenie w zespole, bowiem p.
Iza jest bardzo łubiana. Nic więc dziwnego, że w drodze do Wrocławia na, jak się później okazało, zwycięski mecz ze Ślęzą, wiślaczki wstąpiły do Piekar Śląskich, gdzie dzień wcześniej ich koleżanka została poddana operacji zerwanych wiązadeł kolanowych.
„Iza ucieszyła się ogromnie naszą wizytą — opowiadała mi po powrocie z wrocławskiej wyprawy Marta Starowicz. — Powiedziała nawet, iż marzyła o tym, abyśmy jadąc wpadły do niej.
Zastałyśmy ją w kiepskim stanie psychicznym. Jest załamana.
Długie lata pozostawała w cieniu, z uporem przebijała się do pierwszej piątki i teraz, kiedy dopięła celu, kontuzja znów przekreśliła jej nadzieje, szanse.
Doktor Widuchowski, który operował Izę stwierdził, że zabieg się udał, ale musi mieć, nogę w gipsie przez najbliższych sześć tygodni.
Pocieszałyśmy Izę, starałyśmy się natchnąć ją otuchą, ale rozumiemy co dla niej znaczy ta kontuzja w takim właśnie momencie. Lecz cóż, tak w sporcie się zdarza, mamy to wkalkulowane w nasze życie. Zamierzamy wkrótce wybrać się znów do Piekar, być może po jakimś czasie Iza będzie mogła zostać prze wieziona do Krakowa, do domu".
Życząc p. Izabeli szybkiego powrotu do zdrowia, mamy nadzieje, że leczenie i rehabilitacja przebiegną dobrze i w nowym sezonie zobaczymy tę utalentowaną koszykarkę znów na boisku.
Echo Krakowa. 1987, nr 59 (25 III) nr 12359
TEN sezon w koszykarskiej karierze IZABELI MAJ zapowiadał się. jako wyjątkowo udany. Przebojem wywalczyła sobie miejsce w pierwszej „piątce” wiślackiego zespołu, zyskując w szybkim czasie uznanie fachowców i sympatię kibiców Otrzymała nawet powołanie do kadry. Była szczęśliwa i pełna optymizmu. Aż do feralnego dla niej meczu z poznańskim Lechem w Krakowie, kiedy, to doznała poważnej kontuzji kolana, która na dłuższy czas wyeliminowała ją z gry.
Najgorsze ma już poza sobą.
Pobyt w szpitalu w Piekarach Śląskich, samotność, operacje.
Wróciła do domu, odzyskała zachwianą przykrymi doświadczeniami równowagę psychiczną. Ale na boisku już jej w tym sezonie nie zobaczymy Tę prawdę z całą bezwzględnością uświadamia gips założony na nogę, kule, dzięki którym może się po ruszać.
Postanowiliśmy odsiedzieć p. Izabelę. Zobaczyć co porabia obecnie. Oto zapisy tej wizyty: — Przed kontuzją rytm dnia wyznaczały Pani pory treningów mecze, wyjazdy. Jak to wygląda teraz? — Mam teraz czas, by nadrobić zaległości wychowawcze, zająć się córeczką. Ostatnio nauczyłam się nawet kilku dziecięcych wierszyków. Sporo uwagi poświęcam także własnej edukacji, przygotowuję się do egzaminów. Właśnie dziś, na „czwórkę” zdałam teoretyczny egzamin z pływania i ratownictwa wodnego. W wolnych chwilach słucham muzyki, szydełkuję.
— Koszykówka nie przestała Pani jednak absorbować? — Oczywiście. W dniu meczu nie potrafię sobie znaleźć miejsca, nie mogę skoncentrować uwagi Rzucam książki w kąt i jeśli dziewczyny grają na wyjeździe, z niecierpliwością oczekuję na wieści. A jeżeli mecz jest w Krakowie, to nie może mnie zabraknąć w hali przy ul. Reymonta. W domu nie mogłabym spokojnie usiedzieć — A jak Pani odbiera mecz z pozycji widza? — Zupełnie inaczej, niż gdybym sama znajdowała się na parkiecie. Jako kibic o wiele bardziej się denerwuję, zastanawiam, analizuję, jakbym postąpiła w tej konkretnej sytuacji.
Najgorsza jest jednak bezradność, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę. że nie jest w stanie pomóc koleżankom.
— A one o Pani pamiętają? — Odwiedziły mnie w szpitalu. w drodze na mecz do Wrocławia. Pamiętam, że jak je zobaczyłam i później, gdy odjeżdżały. to mięłam łzy w oczach.
Po powrocie do Krakowa w naszym domu nie zamykają się drzwi. Ciągle ktoś składa wizytę, a to koleżanki, znajomi, rodzina.
To bardzo miłe. Najczęściej bywa u mnie Regina Kwak, mieszkająca najbliżej, bo dosłownie dwa bloki dalej.
— Powroty do czynnego uprawiania sportu po kontuzjach bywają często bardzo trudne, — Zdaję sobie z tego sprawę.
A jednocześnie wierzę to, co powiedział mi jeden z lekarzy, że „wszystko zależy ode mnie”, od mojej wytrwałości, uporu.
Staram się jak najwięcej ćwiczyć, gimnastykować nogę, do czego goni mnie nawet mąż. Cieszę się, że nareszcie zrobiła się pogoda. Będę mogła częściej wychodzić Dotąd musiałam dreptać po korytarzu.
— Pani koleżanki z drużyny toczą teraz walkę o mistrzowski tytuł. Dzisiaj w pierwszym meczu zmierzą się we Wrocławiu, z tamtejszą Ślęzą. Jaki jest Pani typ? — Nigdy nie lubiłam bawić się w typowanie wyników, ale wierzę, że złoty medal przypadanie wiślaczkom.
PIOTR PŁATEK