Jacek Sulowski

Z Historia Wisły

Jacek Sulowski
Jacek Sulowski

Jacek Sulowski (ur. 15 marca 1979 r.) - koszykarz Wisły. Mierzący 191 cm wzrostu zawodnik występuje na pozycji rzucającego obrońcy.

Do drużyny Wawelskich Smoków przychodził trzykrotnie, reprezentując ją w latach 1998–2000, 2001-2004 oraz w sezonie 2012/13. Na boisku ustawiany na pozycji obrońcy (tzw. „dwójka”) bezkompromisowy i twardy, niebojący się podejmować trudnych decyzji, jednocześnie poświęcający się dla drużyny, zwolennik gry zespołowej i kombinacyjnej.

Kariera klubowa

  • 1996/1997: Unia Tarnów
  • 1997/1998: Wisła Kraków
  • 1998/1999: Wisła Kraków
  • 1999/2000: Wisła Kraków
  • 2000/2001: Bobry Bytom
  • 2001/2002: Wisła Kraków
  • 2002/2002: Azoty Unia Tarnów
  • 2002/2003: Wisła Kraków
  • 2003/2004: Unia/Wisła
  • 2004/2005: Wisła Kraków
  • 2004/2005: Anwil Włocławek
  • 2005/2006: Unia Tarnów
  • 2005/2006: Polonia Warszawa
  • 2006/2007: Sokołów Znicz Jarosław
  • 2006/2007: Atlas Ostrów Wielkopolski
  • 2007/2008: Politechnika Poznań
  • 2008/2009: Polpharma Starogard Gdański
  • 2009/2010: Czarni Słupsk
  • 2010/2011: Sportino Inowrocław
  • 2011/2012: Basket Poznań
  • 2011/2012 Open Pleszew
  • 2012/2013: Wisła Kraków

Jacek Sulowski po wygranym 83:75 meczu ze Śląskiem Wrocław

2005-01-23

Pod nieobecność kontuzjowanego Pawła Szcześniaka rolę rozgrywającego w meczu Wisły ze Śląskiem musiał przejąć Jacek Sulowski. I poradził sobie.

Waldemar Kordyl:Jak poszło Panu rozgrywanie? Jest Pan z siebie zadowolony?

Jacek Sulowski: Było fajnie, gdy w trzeciej kwarcie oddałem trzy rzuty i trzy wpadły. Jeżeli chodzi o prowadzenie gry, to słowa uznania należą się też Williemu [Andersonowi - red.] i pozostałym. "Muki" [Tuljković - red.] pierwszą połowę zagrał znakomicie i to miało wpływ na wynik. Na pewno brakowało Pawła [Szcześniaka - red.]. Nie ukrywam, że lepiej się czuję na pozycji numer dwa, ale dzisiaj taka była potrzeba. Można powiedzieć, że ten mecz był w sumie za cztery punkty, bo Śląsk miał tyle wygranych co my.

Chyba pierwszy mecz ze Śląskiem był łatwiejszy, choć na wyjeździe.

- Tak, we Wrocławiu wygraliśmy dużo łatwiej. Tutaj, po bardzo dobrym początku trzeciej kwarty, trochę gorzej rozegraliśmy początek czwartej. Myślę jednak, że właśnie ta wypracowana wcześniej przewaga pozwoliła nam odskoczyć od rywala i kontrolować końcówkę meczu.

Osiem minut bez punktu, doliczając minuty z trzeciej kwarty, to tylko brak koncentracji?

- Trudno powiedzieć. Są takie chwile, gdy zespół gra troszeczkę gorzej. Kiedy Śląsk odrobił straty i doszedł nas, wzięliśmy się do roboty.

Był moment zwątpienia?

- Przy remisie [było 65:65 - red.] nie myśli się o porażce.

Radosław Hyży nie przebierał w słowach, oceniając pracę sędziów.

- Radek lubi dużo mówić, czasami może nawet za dużo. Mówi się, że gospodarzom nawet ściany pomagają, ale poza tą decyzją, kiedy Radkowi sędzia odgwizdał kroki, praca arbitrów nie miała wpływu na wynik. To był mecz walki z obu stron. Śląsk też nie przebierał w środkach i wielu przewinień pod koszem sędziowie nie wyłapali. Pozwolili na walkę i o to Radek nie może mieć pretensji.

To o co się Pan pokłócił z Ryanem Randle?

- Tylko po to, by zdekoncentrować przeciwnika. Powiedział coś, ale wszystko dobrze się skończyło i na koniec meczu przybiliśmy sobie piątki.

Jak się wam podobała atmosfera na trybunach?

- Było rewelacyjnie! Jak gra się dla pełnej hali, która całą czwartą kwartę ogląda na stojąco, to jest wspaniale. Tak jak Wojtek [Żurawski - red.] w szatni powiedział: Zupełnie inaczej się gra dla pełnej hali, niż kiedy przychodzi tylko kilkaset osób.

www.sport.pl

Galeria zdjęć