Marek Motyka

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 250: Linia 250:
*'''1980.11.19 Polska – Algieria 5–1 (od 45 minuty), mecz towarzyski
*'''1980.11.19 Polska – Algieria 5–1 (od 45 minuty), mecz towarzyski
''Pogrubiono występy Motyki jako Wiślaka.
''Pogrubiono występy Motyki jako Wiślaka.
 +
==Kącik poetycki==
 +
 +
{{Cytat
 +
|tekst = Na Marka M.
 +
<br>Nawet po dwukrotnym obiegnięciu równika
 +
<br>Grał na najwyższych obrotach „Marcyś” Motyka.
 +
<br>
 +
|autor = Dariusz Zastawny
 +
|źródło = [[Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach]]
 +
|położenie=bez opływu
 +
}}
 +
==Materiały prasowe do biografii==
==Materiały prasowe do biografii==
*[[:Grafika:Echo 1979-08-09.jpg|Motyka i złote buty]]
*[[:Grafika:Echo 1979-08-09.jpg|Motyka i złote buty]]

Wersja z dnia 12:11, 27 kwi 2010

Marek Motyka
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim Marcyś
urodzony 17.04.1958, Żywiec
wzost/waga 183/80
pozycja obrońca
reprezentacja 8A
sukcesy MP 1978
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
Soła Żywiec
Koszarawa Żywiec
1977/78 Hutnik Kraków
1977/78 Wisła Kraków 10 0
1978/79 Wisła Kraków 26 0
1979/80 Wisła Kraków 29 2
1980/81 Wisła Kraków 25 0
1981/82 Wisła Kraków 24 1
1982/83 Wisła Kraków 30 2
1983/84 Wisła Kraków 27 0
1984/85 Wisła Kraków 17 0
1985/86 (2L) Wisła Kraków 29 4
1986/87 (2L) Wisła Kraków 30 4
1987/88 (2L) Wisła Kraków 30 2
1988/89 Wisła Kraków 29 1
1989/90 Wisła Kraków 15 0
1990 SK Brann
1991/92 Hetman Zamość
1991/92 Cracovia
1992/93 Cracovia
1993/94 Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska
1994/95 Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska
1995/96 Kalwarianka Kalwaria Zebrzydowska
1996/97 Garbarz Zembrzyce
1997/98 Garbarz Zembrzyce
1998/99 Raba Dobczyce
1999/00 Raba Dobczyce
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


Marek „Marcyś” Motyka urodził się 17 kwietnia 1958 w Żywcu. Góralska natura pozwoliła mu przetrwać czas rozpaczy po śmierci matki. Miał 12 lat, gdy odeszła, zostawiając go jego samotności - ojciec nie wykazywał zainteresowania synem. Do dziś "Marcyś" wspomina smutne wieczory - gdy wracał wśród oświetlonych domów do swojego, jedynego ciemnego w okolicy. W wychłodzonych ścianach czekał na niego tylko mały piesek.

Piłkarskie początki

Uganiając się za piłką po ulicach, podwórkach i okolicznych pastwiskach, Marek Motyka odnalazł pasję swego życia; pasję, której pozostał wierny do dziś.

W miejscowej Sole stawiał pierwsze piłkarskie kroki, ale zdolnego chłopca pozyskała wkrótce żywiecka Koszarawa - za dwadzieścia piłek. W pamięci pozostał mu obraz nastolatków skupionych przed telewizorem podczas MŚ 1974. Każdy z nich chciał być wtedy jednym z Orłów Górskiego, śnili o tym, marzyli. Młody Motyka nie mógł wówczas przypuszczać, że wkrótce znajdzie się wśród tychże gwiazd nie tylko jako ich wielbiciel, lecz jako partner na boisku.

Hutnik i kara Boża

Z Koszarawy trafił do Hutnika, gdzie grał w latach 1976-77. Przejście do krakowskiego klubu nastąpiło w niecodziennych okolicznościach. Młody, przebojowy zawodnik miał propozycje z kilku innych klubów, ale to Hutnik jako jedyny zaproponował mu pomoc w leczeniu skutków pewnej boiskowej kolizji - niezależnie od dalszego rozwoju zdarzeń. Tym działacze Hutnika tak ujęli Motykę, że bez wahania podpisał z nimi umowę.

Samej "kolizji" również warto poświęcić kilka słów. Była majowa niedziela, siostra Marka szykowała się do przyjęcia pierwszej komunii, a on, jako brat, miał oczywiście obowiązek uczestniczyć w tej ważnej ceremonii. Problem w tym, że "Marcyś" tego samego dnia i mniej więcej o tej samej porze grał mecz z Victorią Jaworzno. Z punktu widzenia młodzieńca wybór był oczywisty - "Marcyś" zamiast w kościele zameldował się w klubie i wziął udział w meczu. Pech chciał, że w trakcie spotkania uległ wypadkowi. Kolizja z rywalem wyglądała dramatycznie, by nie powiedzieć - przerażająco. Chłopaka zabrano do szpitala, a o zdarzeniu powiadomiono jego bliskich. Rodzina uznała, że kontuzja to ewidentna kara Boża za niesubordynację i ucieczkę z komunii siostry. Na szczęście, wbrew pierwotnym przypuszczeniom, nie ucierpiały nogi młodego piłkarza. Okazało się, że "Marcyś" miał jedynie połamane i popękane żebra.

Wiślak mimo woli

Rok później, wiosną 1978 roku Motyka został zawodnikiem Wisły Kraków, choć wcale nie miał na to ochoty. Aż trudno uwierzyć, że ten, o którym w encyklopedii Fuji czytamy, że "za Wisłę dałby się pokroić" nie uwzględniał "Białej Gwiazdy" w swoich planach.

Dlaczego? Zespół z Reymonta był wówczas naszpikowany gwiazdami, wielkimi nazwiskami w każdej formacji, idolami skromnego górala... I oto nagle kazano nieśmiałemu chłopakowi wejść z nimi do tej samej szatni, wspólnie trenować z tymi, których znał tylko z telewizji. Bracia Szymanowscy, Maculewicz, Kmiecik, Kapka, Nawałka, Iwan ... Same nazwiska przyprawiały o zawrót głowy. "Marcyś" był pewien, że w tak silnym zespole nigdy nie zdoła sobie wywalczyć miejsca w składzie, bał się ławki, a nade wszystko pragnął grać.

Okazało się, że nie miał wyboru, a właściwie z prawa wyboru nie pozwolono mu skorzystać. Mimo że otrzymał oferty z innych klubów, a nawet był już dogadany z Ruchem, musiał wolą sił wyższych przenieść się do Wisły. I od razu ... wskoczył do pierwszej jedenastki. Miał 20 lat i wielkie serce do gry a dobre warunki fizyczne i boiskowa inteligencja sprawiły, że znalazł się wśród tych, od których ówczesny szkoleniowiec, Orest Lenczyk zaczynał ustalanie składu.

Miłość na imię ma Wisła

W barwach Wisły „Marcyś” zadebiutował w lidze 5. marca 1978 roku w wyjazdowym spotkaniu przeciw Polonii Bytom. Od tej pory grał właściwie zawsze. Nie imały się go kontuzje i urazy, odznaczał się końskim zdrowiem i ogromną wytrzymałością fizyczną. Grał twardo, lecz czysto, kartki nie eliminowały go z rozgrywek zbyt często. Dlatego przez kilka sezonów pojawiał się na boisku w każdym meczu ligowym! Zmieniali się trenerzy (Lenczyk, Franczak, Durniok, Zientara, Chemicz, Cygan, Brożyniak, Musiał, Hajdas), Wisła spadała i awansowała, a „Marcyś” niezmiennie występował w pierwszym składzie, nigdy nie schodząc poniżej pewnego poziomu.

Z meczu na mecz, z dnia na dzień, coraz bardziej zakochiwał się w Wiśle. Początkowe zauroczenie z czasem przerodziło się w dojrzałą, pełną oddania miłość. Każdy występ był dla "Marcysia" świętem, a wszystkie rozgrywki traktował z niezwykłą powagą.

"Odczuwałem ogromną dumę i satysfakcję grając dla Wisły. Wtedy, w tamtych czasach, Wisła była bardzo lubiana. Na nasze mecze przychodziły tłumy w całej Polsce. Był to zespół techniczny, grający widowiskową piłkę, z kadrą pełną świetnych piłkarzy. To był zaszczyt, być jednym z nich, nosić tę samą koszulkę. Sam nigdy nie byłem gwiazdą, co najwyżej przyzwoitym rzemieślnikiem, ale zdobyłem sobie sympatię kibiców, którzy widzieli, że żadnego meczu nie odpuszczam, że z boiska zawsze schodzę z czarną koszulką" - opowiadał nam Marek Motyka w niedawnym wywiadzie.

Spadek

Podczas 12 lat pobytu Motyki przy Reymonta, Wisła na trzy lata spadła do II ligi. Najlepsi, w tym Motyka, otrzymali natychmiast propozycje gry w innych klubach. Zapytany, czy nie rozważał wówczas zmiany barw, Motyka odpowiada:

„Uważałem, że skoro Wisła ze mną w składzie spadła, to ja muszę przywrócić jej blask. Pamiętałem dumę po mistrzostwie, tym bardziej nie mogłem odejść, gdy było źle. Czułem się odpowiedzialny za powrót Wisły na właściwe jej miejsce.”

Pożegnanie

Łącznie Marek Motyka zagrał dla Wisły 321 meczów w samej tylko I i II lidze, a przecież trenerzy korzystali z usług niezmordowanego obrońcy również w meczach PP i rozgrywkach europejskich. Pełnił też zaszczytną funkcję kapitana Wisły.

Swój pożegnalny występ w barwach Białej Gwiazdy zanotował w meczu ostatniej jesiennej kolejki sezonu 1989/1990, 25 listopada 1989 roku w Krakowie, przeciwko Zagłębiu Lubin (2:1). Żegnając się z Wisłą po 12 latach, jako pan po trzydziestce, powiedział: „Odchodzę z czystym sumieniem, opuszczam Wisłę, gdy nic jej nie grozi”.

Koszmar powraca

Wydarzeniem z czasów gry w Wiśle, które "Marcyś" wspomina niemal codziennie; które prześladuje i dręczy go jak zły sen, jest ćwierćfinałowy mecz PEMK z Malmo, 21 marca 1979 roku. Szwedzi zdemolowali wówczas Wisłę 4:1, chociaż jeszcze 20 minut przed końcem to Biała Gwiazda prowadziła. "Do dziś nie wiem, jak to się stało, nie potrafię tego pojąć" - wspomina Motyka. Andrzej Gowarzewski tak opisuje tamto spotkanie: "... to, co nagle zaczęli wyprawiać wiślacy, trudno ująć w racjonalne ramy. Po prostu przeistoczyli się w grupkę zupełnych futbolowych nowicjuszy."

Zagraniczny epizod

Rok 1990 „Marcyś” spędził w Skandynawii, reprezentując barwy norweskiego Brann Bergen. Klub po roku zbankrutował i Motyka wrócił do Polski jako wolny zawodnik z kartą na ręku. Natychmiast po powrocie udał się do swego ukochanego klubu, na Reymonta, oferując swe usługi. Był w wyśmienitej formie, pełen zapału, w dodatku za darmo. Ku jego rozczarowaniu, okazał się niepotrzebny - w Wiśle wprowadzano właśnie politykę odmładzania składu.

Przy Kałuży

Niechciany przy Reymonta, pograł trochę w III. lidze dla Hetmana Zamość a potem trafił do... Cracovii, występującej wówczas w II. lidze. Pierwsza pogniewała się o to żona. Swoją dezaprobatę wyrazili też niektórzy kibice.

"Paliłem się do gry, usychałem bez piłki, a tylko Cracovia była gotowa mnie zatrudnić. Wahałem się, chociaż między piłkarzami obu drużyn nie było takich antagonizmów jak między kibicami. W tamtych czasach kończący kariery wiślacy przed emeryturą często wzmacniali tułającą się po niższych ligach Cracovię, której nie wiodło się najlepiej, taka sąsiedzka pomoc. Zresztą, trenerem Pasów był wtedy Franczak, wiślak z krwi i kości, znałem go doskonale, to też był mocny argument za przyjęciem oferty. Kibice Cracovii nigdy nie okazali mi sympatii, wiedzieli że w moim sercu jest tylko Wisła, ale okazywali mi szacunek za uczciwe wykonywanie obowiązków" - opowiadał nam Marek Motyka.

"Szanuję każdy klub, w którym pracuję, bo zapewnia mojej rodzinie utrzymanie, ale w każdym z nich już na wstępie otwarcie mówię, że miłością darzę tylko ten jeden jedyny, Wisłę Kraków".

Motyka z bólem opowiada o antagonizmach kibiców. "Kiedy grałem w Norwegii, na meczu derbowym było 16 tysięcy kibiców obu drużyn i tylko dwóch policjantów do ich pilnowania. Zawsze mi się marzyło, że u nas będzie tak samo. Proszę sobie wyobrazić, że ja naprawdę wierzyłem w pojednanie dla Papieża! Kiedyś, dawno temu, odbywały się takie fajne turnieje, z udziałem wszystkich krakowskich klubów, wspólnie można było wiele zdziałać i dobrze się przy tym bawić. Niestety, z uwagi na konflikty między kibicami, ze względów bezpieczeństwa trzeba było tę piękną tradycję zarzucić."

Pierwsze trenerskie doświadczenia

W 1993 roku Motyka trafił do MKS Kalwarianka, gdzie jednocześnie z sukcesami pełnił funkcję grającego trenera, doprowadzając Kalwariankę do III ligi.

Od sierpnia 1996 pracował jako trener LKS Garbarz Zembrzyce, przyczyniając się do awansu klubu z V do IV ligi. Dwa lata później na pół roku trafił do II-ligowego WKS Wawel. W sierpniu 1999 roku podjął pracę w V-ligowym klubie KS Raba Dobrzyce. Minął miesiąc i Motyka znów zmienił pracodawcę - tym razem był to Hutnik. Z Krakowa już po trzech miesiącach przeniósł się do Bochni trenować tamtejszy IV-ligowy BKS.

Po zakończeniu sezonu 1999/2000 wrócił do swej ukochanej Wisełki, podejmując pracę z zespołem rezerw Białej Gwiazdy. Był szczęśliwy z powrotu na Reymonta, choć z czasem zapał nieco gasł, gdy zorientował się, że w klubie tak naprawdę mało kogo interesowały wówczas losy drugiej drużyny, podobnie jak grup juniorskich...

Wyzwanie z ekstraklasy - Szczakowianka

21 maja 2002 roku Marek Motyka podjął wyzwanie - został nowym trenerem beniaminka piłkarskiej ekstraklasy, Garbarni Szczakowianki Jaworzno. "Zdaję sobie sprawę z tego, że w nowym sezonie, przy zmniejszaniu ligi Garbarnia będzie przez niektórych skazywana na spadek, ale to nie oznacza, że złożymy broń. Będziemy walczyć. Wyzwanie jest duże. Będę debiutantem, podobnie jak zespół. Zdaję sobie sprawę, że kibice Szczakowianki przyzwyczaili się do sukcesów i awansów. Mamy jednak też wiele do zyskania. Wszyscy jesteśmy głodni sukcesów" - powiedział Gazecie.pl po otrzymaniu nominacji.

Los chciał, że Szczakowianka Marka Motyki rozpoczęła sezon 2002/2003 od meczu z Wisłą u siebie. W pierwszą niedzielę sierpnia 2002 jako debiutujący w ekstraklasie szkoleniowiec mógł pochwalić się remisem z drużyną Henryka Kasperczaka. "Jestem sympatykiem Wisły, ale cieszę się, że nas nie pokonała" - powiedział po meczu. Dodajmy, że wiosenny rewanż przy Reymonta również zakończył się remisem.

"Mieliśmy udaną rundę wiosenną, zajmowaliśmy dziesiąte miejsce w ekstraklasie. Później przydarzyły się nam trzy porażki z rzędu i po przegranej z Groclinem 0:5 poinformowano mnie telefonicznie, że jestem zwolniony. To było nieprzyjemne, bo miałem umowę z zarządem, że pracuję do końca bez względu na wyniki. Podczas baraży, które zakończyły się słynną aferą, już mnie jednak w klubie nie było" - wspominał Motyka okoliczności przedwczesnego rozstania się z klubem z Jaworzna, kontrakt obowiązywał rok.

Zakaz stadionowy

Po meczu Szczakowianki z Wisłą Motyce zarzucano, że jego podopieczni prezentowali zbyt agresywny futbol, "polowali" na kości Wiślaków. Stało się to pretekstem do załamania stosunków na linii Bogusław Cupiał - Marek Motyka i młody trener przez kilka lat miał zakaz wstępu na stadion przy Reymonta. Jak sam twierdzi, przyczyny tego bolesnego wydarzenia w rzeczywistości były inne i nie miały nic wspólnego z grą jego podopiecznych.

"Byli wówczas w klubie ludzie - niestety, między innymi moi byli koledzy - którzy rozpowszechniali nieprawdziwe informacje, panu Cupiałowi przekazano kłamstwa, a ja nie miałem możliwości spotkania i wytłumaczenia. Aż przez sześć lat nie wolno mi było wracać do miejsca, które ukochałem najbardziej na świecie. Bolało, bardzo bolało. Dopiero niedawno wszystko zostało wyjaśnione, gdy mogłem osobiście porozmawiać z prezesem Cupiałem. Od tej pory jestem przy Reymonta kiedy tylko mogę, w tym również na zaproszenie pana Cupiała".

Przez Gorzyce do stolicy

Latem 2003 roku Motyka objął II-ligowe Tłoki Gorzyce, które o utrzymanie walczyć musiały w barażach. Pierwszy mecz w Radomiu Tłoki przegrały 1:3. Rewanżu u siebie Motyka nie doczekał. Został zwolniony, a Tłoki spadły do III ligi.

W lipcu 2004 roku przyjął propozycję pracy w Polonii Warszawa. "Jestem trochę jak ci nowi młodzi piłkarze, którzy pojawiają się w klubie. Taki młody, głodny sukcesu wilk. Zrobię wszystko, aby nie zmarnować tej szansy" - zadeklarował tuż po objęciu posady przy Konwiktorskiej. Motyka wprawdzie zrealizował postawiony mu cel i utrzymał zespół w ekstraklasie, ale naraził się kibicom po klęsce 0:5 z Legią. Było to najwyższe w dziejach zwycięstwo Legii na Konwiktorskiej. Wówczas wiadomo było, że Motyka nie zakotwiczy w Warszawie na dłużej. Kontrakt wygasł z końcem czerwca 2005 roku i trener opuścił Warszawę.

Do Górnika, z Górnika, do Górnika...

10 listopada 2005 roku podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze. W styczniu 2006 roku nieoczekiwanie na trenerskiej ławce zastąpił go Ryszard Komornicki. W kwietniu Motyka powrócił jednak do Zabrza, a Górnik szczęśliwie uchronił się przed spadkiem. Sezon 2006/2007 był również burzliwy. W grudniu 2006 roku Motykę zwolniono, zatrudniając Zdzisława Podedwornego, który miał "tchnąć nowego ducha w drużynę". Efekty były przeciwne do oczekiwanych i w marcu 2007 roku prezes Ryszard Szuster zadecydował o ponownym zatrudnieniu Motyki, który pozostał w Zabrzu do końca czerwca 2007 roku. O jednym z etapów pracy w Górniku Motyka opowiadał:

"Kiedy przychodziłem do Zabrza, to prezes Zbigniew Koźmiński nie miał dużych możliwości finansowych. Potem przyszedł do klubu prezes Jerzy Frenkiel i jego pierwszą decyzją było zwolnienie mnie. Wróciłem, utrzymałem zespół i znów nastąpiła zmiana prezesa. Eugeniusz Postolski startował jednak w wyborach na prezydenta miasta i poprzez Górnika lansował głównie swoją osobę. Jeździliśmy na kopalnię, do kardynała Stanisława Dziwisza, a piłka była na drugim miejscu. Potem zarzucono mi, że zrobiłem grupę objazdową, a to przecież nie była moja wina. Nie było wtedy z kim rozmawiać o piłce, bo każdy tylko próbował coś ugrać dla siebie."

Po opuszczeniu Zabrza Motykę czekał rok przerwy. "Pracuję w nocy, kiedy moja rodzina śpi, siedząc przed komputerem czy telewizorem. Wstaję po 9 rano, pochłaniam wszystkie gazety, a potem zaczyna się pustka. Planowanie dnia bez piłki jest strasznie bolesne. Po raz pierwszy zdarzyła mi się taka sytuacja, że byłem rok bez pracy. Owszem, pojawiały się oferty z niższych klas, ale ja już przecież przez te szczeble przeszedłem i nie chciałem do tego wracać. Człowiek czeka i czeka na ciekawą propozycję i nie może się doczekać. Trochę mnie to rozładowało" - wspominał.

W Bytomiu

Po roku, przed sezonem 2008/2009 Motyka został trenerem Polonii Bytom, lecz mimo osiągnięcia przyzwoitych wyników, został zwolniony 15 marca 2009 roku.

Od sezonu 2009/10 jest trenerem Korony Kielce [aktualizacja 20.09.2009]


Ciekawostka: Nazwisko trenera Motyki zapewne długo kojarzyć się będzie kibicom z tzw. szarańczą, czyli specyficznym sposobem rozegrania rzutów rożnych. "Nazwa szarańcza to mój pomysł. Samą zagrywkę zaczerpnąłem jednak z ligi hiszpańskiej. Nawet już nie pamiętam z jakiego klubu. Najważniejsze w szarańczy jest to, że okazała się skuteczna, już kilka goli przyniosła"

Źródła: wislakrakow.com; marekmotyka.pl; gazeta.pl; Andrzej Gowarzewski - Piłkarska Encyklopedia Fuji, wywiad z Markiem Motyką


wislakrakow.com (dorotja)


Mecze w Reprezentacji Polski

Motyka wystąpił w barwach narodowych osiem razy, wyłącznie w meczach towarzyskich. Wszystkie mecze odbyły się w 1980 roku.

  • 1980.02.17 Maroko – Polska 1–0, mecz towarzyski
  • 1980.02.27 Irak – Polska 1–1, mecz towarzyski
  • 1980.02.29 Irak – Polska 1–0 (od 4 minuty), mecz towarzyski
  • 1980.03.26 Węgry – Polska 2–1, mecz towarzyski
  • 1980.04.02 Belgia – Polska 2–1, mecz towarzyski
  • 1980.05.13 RFN – Polska 3–1 (od 18 minuty), mecz towarzyski
  • 1980.07.02 Boliwia – Polska 0–1, mecz towarzyski
  • 1980.11.19 Polska – Algieria 5–1 (od 45 minuty), mecz towarzyski

Pogrubiono występy Motyki jako Wiślaka.

Kącik poetycki

Na Marka M.


Nawet po dwukrotnym obiegnięciu równika
Grał na najwyższych obrotach „Marcyś” Motyka.

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach


Materiały prasowe do biografii