Marian Wacławik

Z Historia Wisły

Marian Wacławik - ur. 05.06.1932, zm. 04.03.1987, kibic Wisły od 1944 roku, autor wspomnień "Wiślacki chrzest" w książce "Wiślacy już przyszli".

Wspomnienia Anny Falkowskiej, siostry Mariana Wacławika

Rodzina przyjechała do Krakowa w 1935 roku z Sosnowca. Ja miałam miesiąc, Marian 3 lata. W czasie okupacji moja babcia pieszo stamtąd przyszła do Krakowa, przepuścili ją przez granicę Generalnego Gubernatorstwa, zamieszkała z nami. To było na Chodkiewicza pod numerem 19, w kamienicy Woźniakowskich - rodziny krakowskich adwokatów. Kamienica miała pięknie zdobioną bramę wejściową z monogramem WM. Marian kolegom chwalił się, że to jego kamienica - „Wacławik Marian”. Pod numerem 18 była stolarnia, brat stamtąd wióry przynosił, w worku dostawał skrawki i tym paliliśmy w piecu. Tak było. W czasie okupacji było ciężko, bieda. Ojciec pracował na poczcie. Matka jeździła na wieś, na przykład do Kocmyrzowa, po produkty spożywcze. Pewnego razu kupiła Marianowi buty z zembrzyckiej skóry. We wsi Zembrzyce pokątnie robili skórę, a szewc na ulicy Prochowej zrobił Marianowi buty. On pierwsze co zrobił, to w tych butach poszedł kopać piłkę. Wrócił z urwaną zelówką - tym butem od matki dostał po łbie. Matka się wysiliła, zdobyła dla niego buty, a on poszedł kopać, bo od małego tak tę piłkę kochał, grał w nią ciągle. Mój pierwszy zegarek wygrał za 800 kapek. Założył się z kimś, zrobił 800 kapek i wygrał dla mnie zegarek.

W czasie okupacji nie było Ronda Mogilskiego, tylko był Fort. Mało kto ma prawo dzisiaj go pamiętać. Tam była arena - tak to nazywaliśmy. Tam były rowerki dziecięce, można było na nich jeździć. Marian potrafił się wszędzie wkręcić, pomagał przy tym i w zamian ja za darmo mogłam się uczyć jeździć. Na Olszy z kolei były korty tenisowe, nie pamiętam, jak nazywał się tamtejszy gospodarz, ale tam Marian też pomagał, na przykład w zamiataniu terenu, podawaniu piłek. Zimą te korty zamieniano na lodowisko, to Marian pożyczał łyżwy, tam nauczył mnie jeździć. Byłam trzy lata młodsza od niego, byliśmy bardzo zżyci, on był bardzo opiekuńczy. Czasami jednak piłka przeważała. W czasie okupacji zaczęłam naukę w szkole podstawowej, Marian odprowadzał mnie. Poszedł ze mną ulicą Miodową do Krakowskiej, powiedział mi „pójdziesz prosto i drugą w prawo” i tak mnie zostawił - bo mu się spieszyło w piłę grać.

Marian po wojnie grał w Grzegórzeckim KS w trampkarzach. Nie wiem, jak długo, nie pamiętam tego. Później poszedł do wojska, chyba w 1952 roku. Był w Łodzi, nie pamiętam nazwy jednostki, ale tam grał w piłkę. I było mu świetnie, bo de facto nie był w wojsku, tylko był piłkarzem. Jak już pracowałam w 1954 roku z pracy pojechałam w delegację - tylko po to, żeby go odwiedzić. Tego dnia grali mecz. Ja miałam 19 lat, młoda dziewczyna przyjechała, wszyscy jego koledzy chcieli mi zaimponować. A Marian strzelił gola, mi go zadedykował. Po powrocie z wojska poszedł do klubu Wanda, dostał mieszkanie przy klubie i tam grał do końca kariery, ale nie wiem, jak długo.

Po tylu latach pamiętam Giergiela i Gracza. Mieczysław Gracz mieszkał na ulicy Gęsiej. Giergiel nawet na barana mnie nosił dla żartów. Tam było jeszcze kilku kolegów Mariana, kolegował się z piłkarzami Wisły - ale żaden mi się nie podobał. Wszyscy tylko w piłkę chcieli grać. Ja byłam młoda dziewczyna, chłopcy mi się podobali, ale nie koledzy brata!

Marian ożenił się kilka dni przed pójściem do wojska, z dziewczyną trochę starszą od siebie. To małżeństwo nie było dobrze przyjęte przez rodzinę. W dorosłym życiu nasze kontakty poluzowały się. W dzieciństwie byliśmy bardzo bliscy sobie, potem nasze drogi się rozeszły. Mój mąż był na przykład sporo starszy od niego. Wiem jednak, że pracował dalej w Wandzie, prowadził tam magazyn, był gospodarzem. Skończył zawodówkę w zakresie mechaniki precyzyjnej. Naprawiał maszyny do pisania i do liczenia. Pracował na Krowoderskiej, wspierał mamę finansowo. Ciekawostka - siostra żony Mariana była mamą Jerzego Płonki, piłkarza Wisły w latach 70. Dwóch jej synów grało w piłkę, ale Jerzy dalej zaszedł. Był z resztą wychowankiem Wandy.

Marian dużo czytał, był bardzo towarzyski. Pamiętam, że na jego pogrzebie były sztandary z klubu Wanda. Zmarł w 1987.