Piotr Piecuch

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 18:28, 17 lis 2019; Tomy (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
Piotr Piecuch, 2013r.
Piotr Piecuch, 2013r.

Piotr Piecuch - trener zespołów koszykarskich TS Wisła oraz koordynator sekcji.

Trener pierwszej klasy. W Wiśle Kraków od 1996 roku. Trener Roku 2011 w Małopolsce. Kilkukrotnie jego drużyny w kategorii młodzików, kadetów i juniorów rywalizowały w finałach mistrzostw Polski. W 2008 roku prowadzona przez niego drużyna juniorów zajęła II miejsce w kraju. Ostatnim sukcesem było VI miejsce mistrzostw Polski kadetów Wisły w 2011 roku i VIII miejsce mistrzostw Polski młodzików Wisły w 2013 roku.

Spis treści

Wywiady

Piotr Piecuch - Koordynator Sekcji Młodzieżowej Mężczyzn

30 października 2012

Przede wszystkim gratulacje! Został Pan trenerem reprezentacji woj. Małopolskiego rocznika 1999. Proszę nam powiedzieć jak do tego doszło i jakie emocje towarzyszyły Panu przy tej nominacji?

Zostałem trenerem kadry rocznika 1999 reprezentacji Małopolski. Krakowski Okręgowy Związek Koszykówki ogłosił konkurs do którego przystąpiłem i tydzień temu otrzymałem nominację. Moim asystentem został trener zespołu Cracovii-Mateusz Bukała.

Jak Pan wyobraża sobie tą kadrę?

Kadra będzie oparta na wyróżniających się chłopcach z rocznika 99. Prowadząc zespół Wisły mam możliwość na bieżąco obserwować wszystkich zawodników biorących udział w rozgrywkach dlatego na pewno będzie mi łatwiej dokonać właściwych wyborów. Na pewno już teraz można założyć, że kadra bazować będzie przede wszystkim na zawodnikach z trzech wiodących zespołów w rozgrywkach czyli chłopcach z Korony, Wisły i Cracovii. Oczywiście szansę otrzymają również wyróżniający się zawodnicy z pozostałych drużyn.

Jakieś cele już zanotował sobie Pan w notesie?

Celem na pewno jest przygotowanie reprezentacji do Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w 2014 roku. Mamy to szczęście , że w przeciwieństwie do poprzednich lat będziemy mieć aż dwa sezony na to aby jak najlepiej przygotować się do głównej imprezy. Jednak głównym celem, dla nas trenerów, jest praca z chłopcami nad wyszkoleniem indywidualnym. Prawdziwym sukcesem będzie nominacja któregoś z chłopców do reprezentacji narodowej U-15,U-16 itd. Jeśli tych nominacji będzie więcej satysfakcja będzie podwójna.

Wróćmy jednak na parkiet domowy. Szkoli Pan zawodników U-16 i U-14. Jak oceni Pan rozwój tych chłopców?

Tak rzeczywiście prowadzę w tym sezonie dwa zespoły. Kadetów U-16 oraz młodzików U-14. Jestem bardzo zadowolony z faktu, że pracuję z tymi chłopcami. Po pierwsze dlatego, że świetnie pracują ,są bardzo zaangażowani w to co robią a to stanowi podstawę do postępu i rozwoju. Po drugie dlatego, że w obydwóch drużynach są zawodnicy utalentowani. Moim zadaniem jest teraz takie prowadzenie tych chłopców, aby w niedalekiej przyszłości zasilili kadrę pierwszego zespołu seniorów a być może grali na poziomie I ligi oraz Ekstraklasy.

Kadra U-16 we wrześniu rozegrała sporo meczy kontrolnych. Pierwszy turniej to "Puchar Wawelskich Smoków" w dniach 07-09.09. Odnieśliście tam cztery zwycięstwa i tylko jedną porażkę. Kolejno był "WKK Krasnal Cup" (21-23.09)- trzy wygrane oraz dwie porażki i na sam koniec w dniach 28-30.09 zagraliście w Wieliczce. Tam bilans jak w poprzednim teście. Zadowolony jest Pan z tych wyników?

Tak jestem zadowolony z wyników ale jeszcze bardziej ze stylu jaki prezentuje zespół. Nie ukrywam, że turniej w Krakowie na własnej sali potraktowaliśmy bardzo prestiżowo chcąc go wygrać i to się nam udało. Pozostałe turnieje potraktowałem typowo pod kątem szkoleniowym. Sprawdzałem różne ustawienia oraz dawałem szansę gry chłopcom, którzy na co dzień nie są graczami pierwszej piątki.

U-14 również bardzo dobrze się sprawuje: w lidze dwa zwycięstwa odniesione nad MKS PM Tarnów i Cracovią. W turniejach: "Cracow Cup" cztery zwycięstwa i jedna porażka, "Puchar Gorlic"- trzy wygrane oraz jeden mecz na minus.

Drużyna U-14 jest dopiero na początku przygody z koszykówką. Tutaj wyniki turniejów naprawdę nie są najważniejsze. Ci chłopcy potrzebują dużej ilości gier i częstych konfrontacji z rówieśnikami z kraju i zagranicy. Dlatego przez cały sezon planuję udział wraz z zespołem w kilku imprezach. Najbliższe to turniej w Zabrzu 9-11.11.12, Katowicach 29.11 -02.12.12 oraz turniej Kadr Wojewódzkich w terminie 25-27.11.2012.

W lidze rozegraliście dwa spotkania z Niwą Oświęcim oraz Koroną Kraków. Zanotowaliście dwa zwycięstwa. Bardzo udany start, oby tak dalej.

Tak zanotowaliśmy udany start. Ale nie będę ukrywał, że celem jaki postawiłem zespołowi kadetów to wygranie wszystkich meczy w sezonie. Nie jest to z mojej strony wyraz zarozumialstwa tylko realna ocena potencjału jakim dysponuję. Poza tym uważam, że trzeba sobie stawiać wysokie wymagania bo tylko takie podejście rodzi postęp. Czy się uda to się okaże bo przecież to sport a tu nieodzownymi składowymi są zwycięstwa i porażki.

Już czwartego listopada przyjdzie się Wam zmierzyć w derbach Krakowa. Spotkanie z Cracovią rozegracie w samo południe, na własnym boisku. Czy motywacja na to spotkanie już jest?

Oczywiście derby to derby. Ale nie traktuję tego meczu w kategorii meczu sezonu bo mam nadzieję, że takie nadejdą w drugiej części sezonu kiedy będziemy walczyć o awans do Finałów Mistrzostw Polski. Chłopaki mają wyjść na parkiet skoncentrowani i realizować założenia nakreślone w szatni.

Jaki jest Pana największy cel na ten sezon?

Chciałbym żeby obydwa moje zespoły powalczyły o awans do turniejów finałowych Mistrzostw Polski w swoich kategoriach wiekowych bo wiem,że bardzo im na tym zależy. Natomiast moim celem jest podniesienie umiejętności indywidualnych moich podopiecznych do poziomu, który pozwoli im zrealizować swoje marzenia nie tylko w bieżącym sezonie ale także w następnych latach.

Czego można życzyć na koniec?

Moim chłopakom wytrwałości w dążeniu do wyznaczonego celu oraz sezonu bez kontuzji a mnie zdrowia i trochę trenerskiego szczęścia, które w pracy trenera jest nieodzowne.

Rozmowę przeprowadziła Natalia Wątroba

Źródło: http://www.wawelskiesmoki.pl

Piotr Piecuch: Przyjęta przez nas droga jest słuszna

2014-06-23
Paweł / WislaLive.pl

Piotr Piecuch.
Piotr Piecuch.

Koszykówka męska w krakowskiej Wiśle to nie tylko pierwsza drużyna seniorów, występująca w II-ligowych rozgrywkach. Można nawet stwierdzić, iż - pomimo trudności z finansowaniem działalności - praca w sekcji opiera się przede wszystkim na szkoleniu w niższych kategoriach wiekowych. Na temat pracy z młodymi koszykarzami, osiągniętych przez nich wynikach w sezonie 2013/2014, a także o perspektywach na przyszłość, nasz serwis rozmawiał z koordynatorem sekcji - Piotrem Piecuchem.

Jak mógłby podsumować Pan niedawno zakończony sezon w wykonaniu młodzieżowych zespołów koszykarzy Wisły?

Na wstępie podkreślę, że jest dość ciężko, jeśli chodzi o finansowanie treningów i meczów. Środki musimy zabezpieczać głównie we własnym zakresie, za pomocą sponsorów i rodziców. Jeśli chodzi o wyniki, nie ukrywam, iż jest pewien niedosyt. Liczyliśmy na awans do co najmniej do jednego turnieju finałowego Mistrzostw Polski – w kategorii juniorów starszych (U-20) lub juniorów (U-18). W tej pierwszej kategorii kontuzja jednego z naszych czołowych zawodników – Rafała Zgłobickiego miała duży wpływ na to, że w rozgrywanym w naszej hali turnieju półfinałowym przegraliśmy kilkoma punktami z Treflem Sopot i Polonią Warszawa. W juniorach trochę zadecydowało pechowe losowanie – potem okazało się, że trafiliśmy do najtrudniejszej grupy. Przegraliśmy różnicą 6 pkt. z Sopotem i 8 pkt. z gospodarzami z Włocławka. Pierwszy z tych zespołów zdobył później złoty medal, a drugi zajął czwarte miejsce. Właśnie Trefl opierał się wyłącznie na koszykarzach pozyskiwanych z zewnątrz. Natomiast w Śląsku Wrocław wszyscy juniorzy grali w II lidze, dzięki czemu późniejsza gra z rówieśnikami była o wiele łatwiejsza. U nas, w drużynie juniorów starszych, jedynie wspomniany Zgłobicki i Kacper Majka nie byli wychowankami Wisły – pierwszy jest z Tarnowa, drugi z Przemyśla. Natomiast w kategorii U-18 jedynie Majka nie był wychowankiem. Gdybyśmy wprowadzili zasadę, że można grać tylko wychowankami, w obu kategoriach pewnie bilibyśmy się o złoty medal.

Jak dużą rolę przykłada Pan do wyników?

Uważam, że fajnie byłoby awansować do turniejów finałowych MP, jednak nie wyniki były w naszym przypadku sprawą najważniejszą. Po pewnym czasie zapomina się, kto zdobył medal w danej kategorii wiekowej. Najistotniejsza jest możliwość rozwoju. Wielu chłopaków z juniorskich zespołów grało w II lidze, jeszcze więcej w III-ligowych rezerwach. W ligowych rozgrywkach mogli zdobywać bezcenne doświadczenie, walcząc ze starszymi, silniejszymi przeciwnikami. Brak awansu był istotny, w kontekście naliczanych przez Ministerstwo Sportu punktów, za którymi idą przyznawane środki finansowe. Jednak powtórzę – gdybyśmy mieli warunki umożliwiające sprowadzenie co roku kilku młodych koszykarzy z innych klubów, to rozmawialibyśmy dziś z innych pozycji, bo na pewno bardzo liczylibyśmy się w walce o medale. Uważam jednak, że klub wraz z sekcją prowadzi słuszną politykę. Oczywiście, jeśli pojawi się ciekawy chłopak, który przyjedzie do Krakowa na studia czy do liceum i będzie zainteresowany grą w Wiśle, to chętnie go przyjmiemy. Jednak na dzień dzisiejszy mamy takie, a nie inne warunki finansowe. Gdybyśmy postawili jako cel sukces za wszelką cenę i oparli skład na przyjezdnych, byłoby to niesprawiedliwe wobec miejscowych chłopaków. Można powiedzieć, że sport nie ma litości i słabsi muszą odpaść, jednak jestem zwolennikiem poglądu, że gdy ktoś nawet nie jest bardzo zdolny, ale chodzi na treningi i sumiennie pracuje, ciągle podnosząc swoje umiejętności, to przede wszystkim ten chłopiec ma grać. Chłopaki są poza tym związani i przywiązani do barw klubowych i za to też trzeba ich cenić. Powiedzmy sobie szczerze – niewielu z Nich po kilku latach treningów przebije się do pierwszej drużyny. Wiadomo jednak, że każdy z tych zawodników w przyszłości może zostać sędzią, trenerem, działaczem sportowym, a jeśli przebije się do wyższej ligi, wystawia jak najlepsze świadectwo o szkoleniu w sekcji.

Proszę powiedzieć coś więcej na temat drużyn w sekcji. Ile jest drużyn, ilu zawodników?

W mijającym sezonie zgłosiliśmy zespoły do każdej kategorii: druga drużyna, juniorzy starsi U-20, juniorzy (U-18), kadeci (U-16), młodzicy (U-14) i chłopcy (U-12). Łącznie trenowało 80 chłopaków. Poza tym mamy otwartą sieć szkół w Krakowie – w tej chwili siedem lub osiem. W tych szkołach pod okiem naszych trenerów ćwiczy ponad 200 dzieci. Dwa razy w tygodniu prowadzimy zajęcia z klasami 1-3 lub 4-6. Posiadamy klasy sportowe w Szkołach Podstawowych Nr 100 i 113. Kolejny już rok prowadzimy nabór do pierwszej klasy o profilu sportowym w Gimnazjum Nr 86 przy ul. Kijowskiej, dzięki czemu w każdym roczniku w tym gimnazjum będzie już klasa koszykarska. Zaletą jest to, że jest blisko do hali – dzieci chodzą najpierw do szkoły, a potem na trening albo odwrotnie, są w zasadzie na miejscu i nie muszą dojeżdżać z domu, dzięki czemu mają więcej czasu na naukę i dodatkowe zajęcia.

Wspomniał Pan na wstępie, że funkcjonowanie grup młodzieżowych bez rodziców i sponsorów byłoby bardzo utrudnione.

Zgadza się. Główne środki pochodzą ze składek opłacanych przez rodziców. Możemy liczyć na przychylność sponsorów, których udało nam się pozyskać, w czym na pewno duża zasługa trenera Marcina Kękusia, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Klub również pomaga nam w miarę swoich możliwości. Niestety, Kraków nie jest miastem przychylnym sportowi. Dotacje, które otrzymujemy, są bardzo niskie. Jako przykład mogę podać, że w Dąbrowie Górniczej władze miasta przeznaczają na młodzieżową koszykówkę 500 000 zł rocznie. Natomiast Wisła na wszystkie czternaście sekcji otrzymuje z miasta kwotę mniej więcej dwukrotnie niższą. Przy większych pieniądzach można zajmować się tym młodzieżowym sportem w bardziej profesjonalny i dający dużo lepsze efekty sposób. Oczywiście, staramy się działać profesjonalnie, ale w naszej sytuacji robimy tylko tyle, ile możemy.

Wróćmy na chwilę do drugiej drużyny. Jakie wyniki osiągnęła w zakończonym sezonie?

Zajęliśmy szóste miejsce, wygrywając 5 meczów, a przegrywając 9-krotnie. To był dla chłopaków znakomity poligon. Początkowo byli trochę przestraszeni, ale potem było już coraz lepiej. Jako przykład podam, że z drużyną z Wieliczki, która pozostawała bez porażki, przegraliśmy różnicą tylko 2 pkt.

Jakie są plany na przyszły sezon, jeśli chodzi o młodzieżowe zespoły?

W juniorach zapowiada się fajny sezon, chociaż trochę brakuje nam wysokich zawodników. Zostaje jednak Kacper Majka, który chce w Krakowie skończyć liceum. Dużo obiecuję sobie po roczniku 1999, który prowadzę. W mijających rozgrywkach, będąc o rok młodsi od rywali – a to w tym wieku kolosalna różnica pod względem fizycznym – awansowali do ćwierćfinału MP. W turnieju na tym szczeblu wygrali nawet jeden mecz, nie odstając od innych zespołów. Z Koroną Kraków, która była w finale w tej kategorii wiekowej, wygraliśmy w lidze regionalnej różnicą 1 pkt., a w ich hali przegraliśmy 9 pkt. Będę chciał, aby z tej drużyny 4-5 chłopaków grało już w kategorii juniorów. Dwóch zostało powołanych na lipiec na zgrupowanie reprezentacji Polski, jest jeden bardzo sprawny o wzroście 204 cm – Maksymilian Jakubek. Nie ukrywam, że celem dla tej drużyny będzie awans do turnieju finałowego MP. Jeśli udałoby się awansować w kategorii juniorów czy juniorów starszych, to byłoby super. W tej starszej grupie więcej chłopaków będzie grać w przyszłym sezonie w drugiej lidze, co zwiększa nasze szanse. Cieszy mnie to, że dobrze pracują i nie sprawiają problemów wychowawczych. Wiadomo, zawsze coś może się wydarzyć, ale młody wiek ma swoje prawa, a w koszykówkę nie grają tylko grzeczni chłopcy, muszą mieć trochę „sportowych jaj”. Jeśli uda się nam utrzymać sponsorów oraz liczbę chłopców ćwiczących w poszczególnych kategoriach i szkołach, to nie powinno być źle.

Jeśli chodzi o pierwszą drużynę, to nie udało się zrealizować założenia, jakim była pierwsza „ósemka”. Jak oceniłby Pan sezon 2013/2014?

Na początku minionych rozgrywek byłem asystentem Marcina Kękusia, jednak nie mogłem pogodzić wszystkich pełnionych obowiązków. Awans do „ósemki” był według mnie zbyt optymistycznym celem, porównując naszą kadrę z potencjałem innych zespołów, chociaż było kilka spotkań, które skończyły się minimalnymi kilkupunktowymi porażkami. Do pozytywów należy zaliczyć dużo minut na parkiecie spędzonych przez młodych zawodników – Kacpra Majkę, Mateusza Góralskiego czy Jakuba Żaczka za co należą się brawa dla trenerów Marcina Kękusia i Łukasza Kasperca.

A jakie są perspektywy przed tym teamem?

Czeka nas typowo doświadczalny sezon. Myślę, że utrzymanie się w drugiej lidze będzie sukcesem. Drużyna będzie oparta na naszych wychowankach - chłopakach 17, 18, 19-letnich, do tego dojdzie nie więcej niż trzech czy czterech doświadczonych koszykarzy. Trener Kasperzec zostanie na swoim stanowisku. Prowadzi zajęcia z chłopakami przez cały czerwiec, pracując nad techniką i siłą. Poszukiwani są zawodnicy wysocy – jeden lub dwóch, bowiem o ile obwód prezentował się w miarę nieźle, to pod koszem były problemy. Dojdą jeszcze: Sebastian Dąbek, który świetnie zaprezentował się w moim zespole w rozgrywkach U-18 oraz 17-letni Janek Rerak (192 cm, pozycja 1-2). Bardzo ważne będzie dobre przepracowanie okresu przygotowawczego, podobnie jak udany początek sezonu. Wygrywanie większości meczów u siebie plus wyrwanie jakiegoś sukcesu na wyjeździe powinno dać awans do „ósemki”. Druga runda powinna być lepsza od pierwszej, która będzie szczególnie dla nowych młodych graczy bardzo trudna.

Czy uważa Pan, że taki sposób budowy zespołu przyniesie efekty?

Tak. Przyjęta koncepcja jest jedyną słuszną drogą. Jeśli mamy stawiać na swoich zawodników i ich promować, to niech grają w II i III lidze. Dzięki ograniu na tych szczeblach, zwiększa się szansa na dobre wyniki w kategoriach młodzieżowych. Gdy taki chłopak będzie walczyć przeciwko otrzaskanym ligowcom, nie boi się później podjąć trudnych decyzji w najważniejszym momencie meczu. Wzięcie odpowiedzialności na siebie jest ważne, nawet jeżeli akcja się nie uda. Podsumowując - nie widzę innego rozwiązania. Sprowadzanie ludzi z zewnątrz nie ma sensu – oni przychodzą i odchodzą, zwłaszcza kiedy klub nie ma pieniędzy. Zawodnicy, którzy tutaj grają, są związani emocjonalnie z klubem, z Białą Gwiazdą. Dla nich gra w Wiśle jest zaszczytem. Ostatnio inne kluby złożyły propozycje chłopakom z ekipy U-18, jednak chcą zostać tutaj. Wiedzą, że mogą dostać tutaj swoją szansę na grę w II lidze, bez jakichś wielkich stypendiów, a gdzie indziej z minutami na parkiecie może być różnie, ponieważ nie są jeszcze ograni. Jeżeli zaliczą dobry sezon w Krakowie, to inne kluby same będą dzwonić do nich z propozycjami. Wtedy nie będziemy robić im problemów w dalszym rozwoju, o ile nie będzie odpowiednich środków na ich dalszy rozwój u nas. Taka jest rola trenerów drużyn młodzieżowych, aby – mówiąc brzydko – produkowali zawodników do tego lepszego grania. Z optymizmem patrzę w przyszłość. Chłopaki mają dobre warunki do treningu – klub zapewnia im mieszkanie i wyżywienie, mają blisko do szkoły i na uczelnię. Nie pozostaje nic innego jak ciężka praca nas trenerów i chłopaków, a sukcesy przyjdą na pewno.

Rozmawiał:

Paweł

Źródło: wislalive.pl

"...zostań synku stolarzem, księdzem lub prawnikiem........"

Kilka pytań do trenera, koordynatora sekcji koszykówki męskiej Piotra Piecucha.

Czym dla Pana jest koszykówka i kiedy się to zaczęło?

Zaczęło się bardzo przypadkowo, bo w piątej klasie szkoły podstawowej. Budzący postrach wśród uczniów, były komandos, potężnie zbudowany i prawie dwumetrowy Pan Maciej Baran, mój wuefista, wszedł pewnego dnia do klasy, kazał wstać wszystkim chłopakom i tonem nieznoszącym sprzeciwu zakomunikował "ty, ty, ty i ty dziś jesteście na treningu o 17 30". Tak to się zaczęło a pierwsze kilka zajęć prowadził z nami Arkadiusz Koniecki, późniejszy trener drużyn ekstraklasowych a także Reprezentacji Polski seniorów, z którą odnosił spore sukcesy. Ale to Pan Maciej był tym prawdziwym tym pierwszym i bardzo ważnym dla mnie człowiekiem i trenerem, od którego nauczyłem się, że trener ma być szczery, sprawiedliwy i całkowicie oddany temu, co robi.

Kto zaszczepił w Panu miłość do basketu, czy można tak to nazwać?

Koszykówka i miłość? hahaha… chyba tak to można nazwać. Moja żona często mi powtarza w formie żartów, (choć nie zawsze), że na pierwszym miejscu w moim sercu jest basket, na drugim i trzecim też, a potem dopiero reszta. Oczywiście trochę przesadza, ale racji też jest w tym stwierdzeniu sporo. Bez wątpienia jest to moja życiowa pasja, której poświęciłem się bez reszty, niestety często kosztem życia rodzinnego i prywatnego, ale dokonałem świadomego wyboru, którego nigdy nie żałowałem, choć bywały trudne momenty.

Od kiedy pracuje Pan w Wiśle Kraków, co było przed?

W Wiśle pracuje od września 1996 roku. Na początku prowadziłem dwie grupy naborowe (chłopcy R 1985 i dziewczęta R 1986) w Szkole Podstawowej nr 113. Po dwóch latach otrzymałem propozycję stałej pracy zarówno z sekcji żeńskiej jak i męskiej. Wybrałem chłopaków i tak zostało do dziś. A przed? Długie studiowanie i praca w przerwach na uczelni. Byłem i kelnerem i barmanem, robotnikiem na budowie i gościem, który liczył na ruchliwym skrzyżowaniu liczbę przejeżdżających samochodów zresztą za bardzo dobre jak na te czasy pieniądze. Nie chciałem być zależny od ciężko pracujących na liczną rodzinę rodziców.

Pracuje Pan również w szkole z klasami zintegrowanymi, jak Pan łączy pracę nauczyciela z pracą trenera? Czy czerpie Pan jakieś inspiracje do pracy trenerskiej z pracy w szkole i odwrotnie? Tak, pracuję w szkole z klasami integracyjnymi. Są to uczniowie z zespołem Aspergera oraz z niedosłuchem i problemami ruchowymi. Jest to zupełnie inna specyfika pracy, ale wiele z tego, co robię i obserwuję w szkole przydaje mi się do pracy w klubie i odwrotnie. Mam szczęście, że Dyrekcja i koledzy oraz koleżanki w pracy idą mi na rękę w układaniu mojego podziału godzin tak, żebym mógł pogodzić wszystko z pracą w klubie.

Wychował już Pan trochę pokoleń koszykarskich, czy wie trener, co się z nimi dzieje, kto gra dalej i z jakim rezultatem?

Kilku chłopaków realizuje się dalej w koszykówce. Szymon Łukasiak (1987) gra w ekstraklasie w Koszalinie, Artur Włodarczyk również ma za sobą występy w ekstraklasie w drużynie Trefla Sopot, obecnie leczy kontuzję i odbudowuje formę w Gliwicach (I liga). Sebastian Dąbek zaliczył bardzo udany sezon w Wiśle i odchodzi do pierwszej ligi, bo dostał propozycję i trudno żeby z niej nie skorzystał. Kilku moich byłych zawodników jest sędziami koszykówki, Szymek Czepiec tak jak ja jest trenerem, ale wiem, że też moi byli zawodnicy są i prawnikami, inżynierami i lekarzami a także policjantami. To chyba najważniejsze w pracy trenera - wiedzieć, że ktoś, z kim się pracowało i miało w jakimś stopniu wpływ na jego rozwój osobisty jest porządnym człowiekiem i realizuje się w jakiejś dziedzinie.

Jakie są największe sukcesy Pana w pracy trenerskiej?

Największe sukcesy? Chciałbym żeby były dopiero przede mną, jeśli mówimy o tych sportowych. A tak naprawdę największy sukces to bieżąca działalność sekcji. Pomimo bardzo ciężkich momentów, jakie dotknęły na przestrzeni tych dwudziestu lat młodzieżową męską koszykówkę, udało się dotrwać do dnia dzisiejszego. Bez pomocy wielu życzliwych ludzi nie byłoby to możliwe. Cieszę się też z tego, że bardzo pomagają nam rodzice i naprawdę mam wśród nich osoby, o których wiem, że kiedy będę potrzebował poprosić Ich o pomoc - nigdy nie odmówią. To wielki sukces.

Pytaliśmy o sukcesy, a co może Pan uznać za największą swoją porażkę? Kiedyś bardzo przeżywałem każdą porażkę, zresztą zdarza mi się to, (choć rzadziej) do dziś. Nienawidzę przegrywać, ale nauczyłem się, że z każdej porażki można wyciągnąć coś pozytywnego, coś, co można wykorzystać w swojej dalszej pracy. Myślę, że o wiele bardziej bolesne bywają porażki w życiu osobistym, ale sport uczy, że nie należy się poddawać nawet w sytuacjach, które wydają się beznadziejne. Poza trenerem młodzieży jest Pan też koordynatorem sekcji koszykówki męskiej, jak się układa współpraca z pozostałymi trenerami, władzami klubu? Współpraca z trenerami w sekcji układa się nam bardzo dobrze. Andrzej Suda, Przemek Biliński, Maciej Giza oraz pracujący z grupami w szkołach Mateusz Piech wiedzą jak pracować a ja staram się, jako koordynator nie nakazywać im niczego. Sprawy szkoleniowe czy wychowawcze konsultujemy na bieżąco i trenerzy rozwiązują je w swoich drużynach. W klubie również panuje atmosfera przychylna koszykówce i absolutnie nie mogę narzekać na współpracę z zarządem. Od 01.01.2016 roku objął Pan drużynę seniorów grającą w II lidze, czy były jakieś obawy, jakie są relacje Pan, jako trener - drużyna?

Obawy były, bo po pierwsze, sytuacja w momencie objęcia zespołu była naprawdę mało ciekawa, a po drugie to mój pierwszy kontakt w roli pierwszego trenera z zespołem seniorskim. Relacje miedzy mną a zespołem? Już o tym mówiłem. Mam zasadę w swojej pracy, że zawsze jestem szczery i nawet bolesne i niewygodne tematy załatwiam bezpośrednio z drużyną lub zawodnikiem -nigdy poza nim. Kolegą dla swoich podopiecznych nigdy nie będę, bo uważam, że pewna hierarchia w każdej grupie ludzi musi obowiązywać a w sporcie tym bardziej, jednak zawsze otwarty jestem na konstruktywną dyskusję i dialog z zawodnikami, byle nie w czasie treningu i meczu.

Jest też Pan asystentem trenera kadry Polski U-15, czy są korzyści w codziennej pracy trenerskiej z bycia asystentem?

Często bywa tak, że rola asystenta ogranicza się jedynie do robienia rozgrzewki i pomocy w organizacji meczów. Michał Mróz, który jest pierwszym trenerem w kadrze U-15, pozwala nam jednak pracować i każdy ma ściśle przydzielone zadania i funkcje. To buduje bardzo fajną atmosferę w grupie trenerów i każdy z nas czuje się potrzebny. Podobnie jest w naszym zespole drugoligowym. Przemek wykonuje mnóstwo pożytecznej i dobrej pracy, która na pewno daje mu szansę na rozwijanie swoich umiejętności a także sprawia satysfakcję a o to ma chyba w tym przede wszystkim chodzić.

Kadra Polski była w Francji na turnieju, jak minęła podróż, wrażenia z pobytu?

Nie ukrywam, że nie jestem fanem lotów samolotem, ale podróż i sam pobyt przebiegły szczęśliwie i udanie. Sam turniej to kolejny etap selekcji pod kątem przyszłorocznych Mistrzostw Europy U-16. Mogliśmy skonfrontować nasze umiejętności z mocnymi przeciwnikami z Serbii, Francji, Litwy, Anglii, Bośni i Hercegowiny i przekonać się jak jeszcze wiele pracy nas czeka podczas konsultacji i zgrupowań kadry. Duża ilość obowiązków w klubie i poza nim, jak znosi to rodzina?

Żona też kiedyś była sportowcem (pływanie, siatkówka), więc wie, z czym wiąże się praca trenera i choć czasem zżyma się na moje bardzo późne powroty do domu nie mogę narzekać. Jedyne, z czym mogę się z nią niestety zgodzić to stwierdzenie, że poświęcam więcej czasu moim wychowankom niż własnej córce, ale mam nadzieję to nadrobić i zrekompensować kiedyś w roli dziadka hahaha.

Jakie są Pana plany na przyszłość dotyczące sekcji (II ligi, grup młodzieżowych)?

Właśnie kwiecień będzie decydującym miesiącem, co do przyszłości drugoligowego zespołu Wisły. Usiądziemy z prezesami i poważnie porozmawiamy o przyszłym sezonie. Chcę żeby ten zespół był oparty głównie na naszych chłopakach, wzmocnionych dwoma, góra trzema doświadczonymi graczami a funkcjonowanie jego oparte było na jasnych i klarownych zasadach. Amatorszczyzna nie wchodzi w rachubę, a jeśli tak to niestety beze mnie. Mamy super chłopaków i zasługują na poważne i w pełni profesjonalne traktowanie. Co do funkcjonowania sekcji młodzieżowej to marzy mi się znalezienie strategicznego sponsora dla młodzieży. Pracują naprawdę świetnie, jednak często brakuje im ogrania i doświadczenia a to może im tylko zapewnić konfrontacja z mocnymi drużynami. Rodzice inwestują mnóstwo pieniędzy a i tak nie stać nas na dalekie wyjazdy na turnieje w kraju i za granicę. Chciałbym żeby chłopaki byli jednakowo ubrani, mieli porządny nowoczesny sprzęt treningowy, monitoring medyczny polegający na regularnych badaniach wykonywanych przez specjalistyczne firmy i nie musieli się martwić o nic, oprócz własnego rozwoju zarówno sportowego oraz intelektualnego (szkoła)

Czy chciałby coś coach zmienić, poprawić w funkcjonowaniu sekcji koszykówki?

Chciałbym powiększyć kadrę trenerską, na stałe zatrudnić na etacie trenera przygotowania motorycznego a także fizjoterapeutę. Idealnym dla funkcjonowania i rozwoju sekcji byłaby sytuacja, kiedy jeden trener zajmuje się tylko jedną grupą. Szukam nowych i perspektywicznych chłopców, otrzymuje wsparcie i pomoc od rodziców. Niestety na dzień dzisiejszy to nierealne, więc musimy być i trenerem, psychologiem, kierownikiem, pielęgniarką, menagerem, sprzątaczką itd. Jako koordynator sekcji czy ma Pan plany zachęcające dzieci do podjęcia treningów koszykówki w klubie lub szkołach współpracujących z klubem? Sekcja współpracuje z czterema szkołami podstawowymi w szkoleniu koszykówki, czy są plany na współpracę z innymi szkołami? Czy sekcja zorganizuje turniej, camp w związku z zbliżającym się dniem dziecka? - może coś wspólnego z sekcją żeńską?

Jeśli chodzi o grupy naborowe odpowiedzialną osobą w sekcji za ten obszar jest Przemysław Biliński. W dwóch szkołach (100 i 113) posiadamy klasy sportowe. Planujemy podjęcie rozmów z Panią Dyrektor w SP 95 i utworzenie również w tej placówce kolejnych klas o profilu - koszykówka. Tych szkół, w których trenują chłopcy jest dużo więcej, ponieważ współpracujemy z sekcją żeńską, która również prowadzi szkolenie w podstawówkach. Jednak klasy sportowe to najlepsze na dzień dzisiejszy rozwiązanie. Przez trzy lata dzieciaki pod okiem wykształconych trenerów zdobywają umiejętności, by potem, znowu w klasie sportowej w Gimnazjum 76, doskonalić je już w klubie. Campy i turnieje koszykarskie odbywają się regularnie pod patronatem firmy Can Pack, która jest generalnym sponsorem sekcji żeńskiej, ale grają w nich i uczestniczą zarówno dziewczęta jak i chłopcy. Na pewno duży turniej z udziałem wszystkich naszych szkół odbędzie się z okazji Dnia Dziecka na początku czerwca.

Gdyby nie koszykówka to, co...???

Powiem szczerze, że nie bardzo wiem, co odpowiedzieć. Pewnie praca w szkole i jakaś działalność związana ze sportem. Choć mama zawsze mówiła - "zostań synku stolarzem, księdzem lub prawnikiem. Ze szkoły i trenerki siwych włosów Ci przybędzie" Mi wszystkie wypadły hahahahaha. Ulubiony sport, dyscyplina poza koszykówką?

Tenis, piłka ręczna, lekka atletyka, piłka nożna, hokej na lodzie.

Co można życzyć trenerowi na przyszłość?

Wielu rzeczy bym sobie chciał życzyć. Po kolei wymieniając startu w kolejnym sezonie w rozgrywkach drugoligowych i awansu do fazy play off, znalezienia strategicznego sponsora dla naszej młodzieży, sytuacji, że kiedyś na parkiety w seniorskim meczu wybiegną sami nasi wychowankowie a Wisła znowu awansuje do ekstraklasy, dobrego i prawidłowego rozwoju naszych młodych wychowanków. Nie boimy się pracy z trenerami, wręcz ją uwielbiamy, dlatego i sobie i Im życzę zdrowia. Jeśli będzie -damy radę.



Źródło: wawelskiesmoki.pl

Piotr Piecuch: Wychowankowie Wisły zawsze oddadzą całe serce

2016-04-27
Paweł / WislaLive.pl

Piotr Piecuch, 2012 r.
Piotr Piecuch, 2012 r.

Miesiąc temu koszykarze krakowskiej Wisły zapewnili sobie utrzymanie w II lidze. Na temat zakończonych rozgrywek, planach na kolejny sezon, a także innych kwestii związanych z wiślackim basketem nasz serwis rozmawiał z trenerem pierwszej druzyny Wawelskich Smoków, a zarazem koordynatorem sekcji - Piotrem Piecuchem.

Czy długo zastanawiał się Pan nad objęciem posady pierwszego trenera II-ligowego zespołu?

Prawdę mówiąc, to… nie miałem innego wyjścia niż przyjąć propozycję władz klubu. Wiadomo, że trochę komplikowało to moją sytuację, jeśli chodzi o funkcję koordynatora drużyn młodzieżowych, skoro jednak zarząd uznał, że trzeba coś zmienić w grze zespołu, którego wyniki w tamtym czasie (2 zwycięstwa, 10 porażek i przedostatnie miejsce w tabeli – przyp. autor) były mocno niepokojące i powierzył mi to zadanie, to nie mogłem odmówić. Dodam, że propozycja przejęcia przeze mnie pierwszej drużyny nie padła po raz pierwszy. Taka opcja istniała już kilka lat temu, jednak wtedy trenerem został Dawid Mazur – uznałem, że poradzi sobie odpowiednio w tej roli i tak też było.

Co było przyczyną niepowodzeń w pierwszej części sezonu?

Niby nie było najgorzej, bo kilka porażek zostało odniesionych małą różnicą punktów, ale pojawiły się problemy, marazm i brak wiary w powodzenie. Przejąłem zespół dobrze przygotowany pod względem wytrzymałościowym, siłowym i szybkościowym. Najważniejsze było zatem poukładać samą grę w ataku i obronie. Zadziałał też trochę efekt nowej miotły, wprowadziłem nieco zmian w składzie, dając szansę kilku zawodnikom, którzy wcześniej grali mniej.

Bardzo dobra passa w drugiej fazie sezonu zasadniczego spowodowała, że niewiele zabrakło do 8. miejsca, dającego start w play-off.

Myślę, że gdybyśmy od początku sezonu grali w takim stylu, to „ósemkę” udałoby się osiągnąć bez większych problemów. Można gdybać czy ten cel mógł zostać osiągnięty, gdyby udało się wygrać w moim debiucie, przeciwko Politechnice Częstochowskiej, gdzie w ostatnich sekundach frajersko straciliśmy trzypunktową przewagę, a może zwalić winę na pierwszą część sezonu i kilka przegranych minimalnie spotkań, myślę jednak, że nie to jest najważniejsze. Poza zasięgiem były z pewnością AGH Kraków i Polonia Bytom, które przewyższają nas pod względem personalnym i finansowym. Mieliśmy jednak szansę wygrać na przykład z Zagłębiem Sosnowiec ale zagraliśmy słabiutkie zawody... Trzeba podkreślić, że wyjątkowo dobrze spisywaliśmy się na wyjazdach.

Kiedy uwierzył Pan, że pozostanie w lidze jest w pełni realne?

Takim pierwszym momentem było zwycięstwo w Rudzie Śląskiej z Pogonią. To trudny teren, drużyna wyżej od nas notowana, zawodnicy jednak zagrali świetne zawody. Uwierzyli, że można wygrywać z silniejszymi od siebie, bez względu na to, czy u siebie, czy na wyjeździe. Dzięki takiemu podejściu udało się wygrać w Chorzowie z Albą. Dwie kluczowe potyczki, decydujące o utrzymaniu, stoczyliśmy w fazie play-out z MOSiR-em Cieszyn. Moi koszykarze dali z siebie wszystko, wiedząc, że dwa zwycięstwa zapewnią im II-ligowy byt.

Czy mógłby Pan wskazać kluczowego zawodnika w swojej ekipie?

Odpowiem w ten sposób – bardzo wiele zależało od podstawowych sześciu-siedmiu graczy. Mam tutaj na myśli Sebastiana Dąbka, Rafała Zgłobickiego, Kamila Kameckiego, Jakuba Żaczka, Jakuba Natkańca, Wojtka Gorgonia i Mateusza Piotrowskiego. Bardzo dobrze spisywał się Dąbek, który sprawdził się jako podstawowa „jedynka”. Szczególnie dobre występy zanotował na wyjazdach, w najważniejszych meczach, brał na siebie odpowiedzialność. Nie przypominam sobie, aby w jakimś spotkaniu wypadł bardzo słabo – może oprócz derbów z AGH, ale wtedy to wszyscy zagrali zdecydowanie poniżej oczekiwań. Zgłobicki gra jeszcze nierówno, ale to bardzo ważny zawodnik. Kamecki jest różnie odbierany, ale swoją grą na tablicach, doświadczeniem i podpowiedziami na boisku sporo pomagał chłopakom. Ogromny postęp w porównaniu do pierwszej części sezonu zrobił Żaczek, który zdecydowanie poprawił swoje osiągnięcia, notując serię pięciu sześciu rewelacyjnych występów. Odkryciem jest Natkaniec, który wcześniej prawie w ogóle nie grał. Postawiłem na niego i wykorzystał swoją szansę bardzo dobrze, regularnie zdobywając w ważnych meczach kilkanaście punktów, często trafiając z dystansu.

Czy któregoś z Pana podopiecznych stać było na więcej?

Wojtek Gorgoń może nie tyle zawiódł, ale widzę, że tkwią w nim dość duże rezerwy. To bardzo inteligentny zawodnik, który umie przewidzieć rozwój wydarzeń na boisku i odpowiednio się zachować. Jeśli zostanie na kolejny sezon, na pewno będę chciał lepiej wykorzystać jego umiejętności. Inaczej sprawa wygląda z Michałem Chrabotą, którego brakowało przez sporą część sezonu z powodu kontuzji pleców. Wracał do treningów, potem znów wypadał, i tak kilka razy. Ostatecznie stwierdziliśmy z jego ojcem, że to nie ma sensu i Michał powinien całkowicie się wyleczyć. Poddał się rehabilitacji, trenował z juniorami. Jeśli z jego zdrowiem będzie już wszystko w porządku, to również w kolejnym sezonie bardzo na niego liczę, bo to chłopak z papierami na duże granie..

Można zauważyć, że koszykarze Wisły pod Pana kierunkiem częściej niż wcześniej trafiali zza linii 675 cm.

Wynika to z tego, że moi podopieczni zaczęli grać bardziej zespołowo. Dzielenie się piłką powoduje, że łatwiej tworzą się czyste pozycje do rzutów za 3 pkt. Wcześniej ta gra wyglądała inaczej – była bardziej ustawiana pod jednego lub dwóch zawodników, więcej było akcji indywidualnych. Taki styl nie przynosił jednak efektów. Na boisko wychodzi pięciu zawodników i muszą ze sobą odpowiednio współpracować, mając przekonanie, że najważniejszy jest zespół i zwycięstwo, a te były szczególnie ważne w naszej sytuacji. Poza tym trzeba zauważyć, że na tle innych całkiem nieźle broniliśmy - za mojej kadencji spadła średnia liczba traconych punktów. Chyba nie muszę mówić, jak duże ma to znaczenie w koszykówce. Od dobrej defensywy zaczynają się dobre rzeczy w baskecie, można wyprowadzać szybkie akcje, i zdobywać łatwe punkty. Bez wątpienia powodzenie w tym elemencie napędza drużynę. Jeśli tylko po kolejnych akcjach rywali wyciąga się piłkę z siatki, to głowa jest coraz niżej i ciężko liczyć na sukces.

Jak ocenia Pan poziom II-ligowej grupy C, w której grała Wisła?

Niezwykle ciężko gra się przeciwko klubom ze Śląska, które stanowiły zdecydowaną większość naszych rywali. Te zespoły mają charakter, walczą przez całe 40 minut, bez względu na to, czy wysoko wygrywają, czy przegrywają. Dlatego wygranie każdego meczu, zwłaszcza na wyjeździe, wymagało od nas pełnego zaangażowania. Większość ekip prezentowało wyrównany poziom, nad resztą stawki dominowały najsilniejsze kadrowo AGH i Polonia Bytom. Dla krakowskiej koszykówki awans do pierwszej ligi AGH byłby ważnym wydarzeniem, przyciągającym zainteresowanie mediów i sponsorów. W tym mieście powinien być jeden klub przynajmniej na tym poziomie rozgrywkowym. Niech najpierw zrobi to AGH a w przyszłości marzy mi się tam miejsce i dla naszego zespołu.

Jak wyglądają perspektywy na przyszły sezon?

Na razie trudno cokolwiek powiedzieć. Wola ze strony zarządu klubu, aby poukładać sprawy organizacyjne, jest bardzo duża. Szczególne zainteresowanie wykazują wiceprezes - Robert Szymański i członek zarządu - Łukasz Kwaśniewski. Nie ma co ukrywać, że jeśli znajdziemy sponsora, który zapewniłby nam kwotę choćby 150 tys. zł na cały sezon, to udałoby się zbudować fajną drużynę, która funkcjonowałaby na normalnych zasadach. W zakończonym sezonie moi zawodnicy grali praktycznie za darmo – to była wyjątkowa sytuacja, która nie powinna się już zdarzyć. Ci chłopcy uczą się, studiują, mają swoje życie prywatne, tak jak normalni ludzie mają prawo gdzieś wyjść w wolnym czasie i spędzić czas w towarzystwie przyjaciół czy dziewczyny. Powinni mieć zatem zapewnione niewielkie stypendium, które mogliby przeznaczyć na własne potrzeby. Nie byłaby to oszałamiająca kwota, ale na pewno motywowałaby ich do jeszcze lepszej pracy. Oni nie zasługują na to, aby grać i trenować za darmo. Robią to już któryś kolejny sezon.

Czyli obecnie trwają poszukiwania sponsora?

Tak, cały czas szukamy sponsora. Jeśli nie znajdziemy nikogo do połowy maja, to wówczas zawodnicy dostaną wolną rękę w wyborze innych klubów. Jestem optymistą i wierzę, że na przełomie maja i czerwca podpiszemy z nimi kontrakty obowiązujące od sierpnia lub września. Chciałbym, aby w przyszłym sezonie było coś więcej niż tylko kosztująca wiele nerwów walka o utrzymanie, co jest niejako tradycją od dziesięciu sezonów - z wyjątkiem 2014/2015, gdy pod wodzą Łukasza Kasperca zespół uplasował się w górnej połowie tabeli. Dlatego – jeśli wszystko się ułoży – będziemy walczyć o awans do play-off. Czy odpadniemy tam w pierwszej rundzie, czy zajdziemy wysoko, jest już mniej istotne. Mechanizm jest prosty – jeśli drużyna wygrywa i jest wysoko w tabeli, kibice będą przychodzić na mecze w większej ilości, w ślad za tym pojawi się także zainteresowanie ze strony mediów, być może pojawi się wówczas sponsor. To oczywiste, bo kto chce wspierać ekipę, która plasuje się na przedostatnim lub ostatnim miejscu w tabeli?

Z tego, co Pan mówi, wynika, że chciałby Pan oprzeć skład na kolejny sezon na graczach, którzy do tej pory występowali w Wiśle.

Zgadza się. Odejdzie Dąbek, który otrzymał propozycję z I-ligowej Astorii Bydgoszcz. To dla niego awans sportowy i życzymy mu jak najlepiej. Będziemy musieli zatem poszukać rozgrywającego. Gdyby udało się utrzymać trzon tej drużyny, dorzucając do niej dwóch-trzech doświadczonych zawodników, to spokojnie moglibyśmy grać w play-offach o wyższe cele. Bardzo istotne, że zdecydowaną większość składu stanowią wychowankowie klubu. Trzeba zatem promować ich i stworzyć jak najlepsze warunki do grania. W przeciwieństwie do „zaciężnych”, którzy przy opóźnieniu w wypłacie mogą nawet odmówić gry, wychowankowie zawsze oddadzą całe swoje serce. Po pierwsze – kochają koszykówkę i swoje towarzystwo, a po drugie - okazują przywiązanie do swojego klubu. Takich ludzi klub powinien szanować i doceniać, bo to jest najważniejsze.

Jak wygląda w chwili obecnej szkolenie młodzieży?

Mamy zachowaną ciągłość szkolenia, począwszy od rocznika 2000 do 2005. W każdej grupie są perspektywiczni chłopcy. Zakładając, że uda nam się uzyskać stabilność finansową, to przy zasilaniu pierwszego zespołu co roku jednym lub dwoma chłopakami z roczników juniorskich, możemy na bazie wychowanków mieć solidną ekipę II-ligową. Najlepsi mogą wówczas odchodzić do silniejszych klubów, mając zawsze zapewniony powrót, a ich następcy będą zajmować ich miejsca i rozwijać swoje umiejętności. Takie rozwiązanie w aktualnej sytuacji uważam za optymalne.

Jest Pan asystentem trenera reprezentacji Polski do lat 15. Jak wygląda praca z kadrą? Czy wśród tych młodych zawodników można dostrzec talenty, które za kilka lat zabłysną w dorosłej koszykówce?

Trafiło nam się kilku fajnych chłopców, dwóch mierzących już dzisiaj ponad 2 metry. Są chętni do pracy, dobrze rokują na przyszłość. Byliśmy na turnieju we Francji - chłopcy trochę tam odstawali od tamtejszych drużyn klubowych, w których w większości grają zawodnicy czarnoskórzy, będący już na wyższym poziomie rozwoju fizycznego, sprawniejsi. Jestem naprawdę zadowolony z pracy z tą reprezentacją. Przede wszystkim pierwszy trener – Michał Mróz tak podzielił funkcje, że każdy z asystentów jest za coś odpowiedzialny, każdy wie, co ma robić, dużo dyskutujemy, możemy sugerować pewne rozwiązania. Dzięki temu współpraca wygląda pozytywnie. Podobne zasady wprowadziłem w klubie, jeśli chodzi o mojego asystenta – Przemka Bilińskiego. Warunkiem jest oczywiście absolutna lojalność i zaufanie. Praca z kadrą U-15 jest dla mnie bardzo dobrym doświadczeniem.

Rozmawiał: Paweł

Źródło: wislalive.pl

QUIZ NA WESOŁO

Trener młodych wawelskich smoków "piecyk/sęp" odpowiada.......

Imię i Nazwisko: Piotr Piecuch

Nr na koszulce w czasach gry: 12

Pseudonim na ławce/boisku: piecyk / sęp

Pozycja: 2

Ulubiony zespół (TBL, FGE, NBA): Turów Zgorzelec / Barcelona / Oklahoma Thunder

Ulubiony zawodnik/ zawodniczka: Michael Jordan, Milos Teodosic, Krzysztof Szubarga, Ewelina Kobryn

Gdyby nie koszykówka to.... tylko koszykówka

Lubię/ nie lubię: pracowitych / leni

W wolnym czasie... jeśli mam to lubię czytać

Przed meczem... koncentruję się

Na bezludną wyspę zabrałbym... masę książek

Ulubiony gadżet: telefon

Szczęśliwa liczba: 23

Miło wspominam... czas kiedy grałem, urodziny córki

Ulubiona piosenka/ film: Stevie Wonder - I Just Called to Say I Love You / Zielona mila

Zainteresowania poza koszykówka: książki, squash, pływanie, rower

Cele do zrealizowania? każdy cel można osiągnąć, raczej powiedziałbym że życzę sobie zdrowia

Źródło: http://www.wawelskiesmoki.pl

Galeria zdjęć