Tadeusz Paudyn

Z Historia Wisły

Srebrny Krzyż Zasługi, 1939 rok
Srebrny Krzyż Zasługi, 1939 rok

Tadeusz Paudyn - (ur. 16 grudnia 1899 roku w Radomiu, zmarł 3 września 1965 roku), członek zarządu TS „Wisła" w Krakowie, działacz zakopiańskiej Wisły, narciarz, taternik, bramkarz hokejowej drużyny Wisły. W latach 1948-1950 był kierownikiem sekcji piłki nożnej TS Wisła.


Serdeczna przyjaźń Paudyna z Kornelem Makuszyńskim zaowocowała cennym związkiem popularnego pisarza z Wisłą. W 1933 roku Paudyn namówił Makuszyńskiego do zainteresowania się zakopiańską Wisłą i wreszcie zaraził go swoim entuzjazmem do Białej Gwiazdy.

Kapitan sportowy Polskiego Związku Narciarskiego.

Działacz PTTK - organizator sieci szlaków turystycznych na południu województwa.

Spis treści

Wojenne losy

Uczestnik konspiracji. Przeżył Auschwitz (w obozie od 15 grudnia 1941 r. do 30 listopada 1944 r, nr obozowy 24687). Następnie przebywał w obozach KL Dachau, KL Buchenwald, KL Mittelbau-Dora i KL Flossenbürg.

W Auschwitz prowadził działalność konspiracyjną u boku Józefa Cyrankiewicza i Lucjana Motyki.


Świadectwo

Dnia 27 sierpnia 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719/47), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Aresztowany zostałem przez gestapo 9 czerwca 1941 r. w swoim mieszkaniu w Zakopanem. Od 24 lipca 1941 r. byłem więziony w Zakopanem, w więzieniu „Palace”. Z Zakopanego przetransportowano mnie do więzienia w Tarnowie, gdzie przebywałem do 14 grudnia 1941 r., po czym przewieziono mnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W Oświęcimiu przebywałem od 15 grudnia 1941 r. do 30 listopada 1944 r., po czym kolejno przebywałem w obozach Dachau, Buchenwald, Dora i Flossenbürg.

W obozie oświęcimskim pracowałem kolejno w następujących komandach: Tischlerei, na Industriehofie, około sześciu tygodni przebywałem w szpitalu (KB [Krankenblock]), gdzie po ciężkiej pracy obozowej i z niedostatecznego odżywienia doszedłem do stanu „zmuzułmanienia” i ważyłem zaledwie 49 kg, dalej Kartoffelschellerei, kuchnia dla więźniów (Häftlingsküche), Kartoffelfahrerkommando, Bauhof i w końcu Schlachthaus.

Z okresu mej pracy w kuchni dla więźniów pamiętam ówczesnego Rottenführera, Schumachera. Był to wrzesień 1942 r., gdy ja pracowałem jako sprzątacz (Reiniger) przy kuchni dla więźniów. Schumacher był wówczas kierownikiem (Kommandoführer) Brotabladerkommando. Od tego czasu stykałem się bezpośrednio i prawie codziennie z Schumacherem, a od kwietnia 1943 r. aż do września 1944 r. pracowałem już bezpośrednio w jego komandzie, Kartoffelfahrer, którego był kierownikiem. Miałem zatem możność bliższego poznania Schumachera i jego działalności przez dłuższy czas. Znam go dobrze i z nazwiska i z widzenia. Wśród więźniów znany on był pod przydomkiem „Długi”, albowiem był wysokim, szczupłym mężczyzną. Jak się sam chwalił był z zawodu górnikiem, a przy tym bokserem.

Bezpośrednim przełożonym Schumachera był Unterscharführer Schebeck, któremu podlegały wszystkie magazyny żywnościowe dla więźniów. Pod kierunkiem Schebecka pracował Schumacher i jeszcze dalszych pięciu SS-manów. Schumacher pełnił zarazem różne funkcje, zlecone mu przez Schebecka, np. brał udział przy odbieraniu transportów żydowskich i wtedy udawał się z Rollwagen I na tzw. rampę żydowską, tor 21, a później do Brzezinki. Tam brał udział przy wyładowaniu Żydów, a wszystkie produkty żywnościowe, odebrane Żydom, przewoził do magazynu Schebecka. W ciągu 1944 r. magazyny żywnościowe, położone wewnątrz obozu, okazały się za szczupłe, dlatego też w obrębie dużej Postenketty przeznaczono jeden z bunkrów kartoflanych, długości 70 m a szerokości ok. 15 m, na sortownię artykułów żywnościowych, odebranych Żydom. Kierownikiem tej sortowni był Schumacher. Więźniowie pod nadzorem Schumachera sortowali tam i przeglądali dokładnie artykuły żywnościowe i znajdywali bardzo często kosztowności, jak dolary, biżuterie itp., w chlebie, marmeladzie, tłuszczach, mące itp. Po skończonej pracy odnosiło się wszystkie te kosztowności do położonej obok kancelarii Schumachera, który chował je do skrzynki pod zamknięciem. Po napełnieniu tej skrzyni odwoził ją Schumacher do komanda kanada i oddawał tam ją bez żadnego potwierdzenia. Schumacher miał zatem możność zabierania dla siebie kosztowności. Przy mnie nie chował ani nie zabierał Schumacher kosztowności, był bowiem bardzo ostrożny, a przy tym sprytny.

Po skończonej pracy w sortowni Schumacher przeprowadzał u więźniów pracujących tam bardzo ścisłą rewizję, a czasem wyręczał się w tej funkcji starszymi więźniami, do których należałem ja lub kolega obozowy Łojas. W wypadku, gdy Schumacher znalazł przy rewizji u więźnia kosztowności, bił więźnia doraźnie ręką lub kijem, przeważnie jednak kijem, nadto składał meldunek Schebeckowi. Pamiętam wypadek, gdy Schumacher wpadł do bunkra, w którym ja byłem zatrudniony, z pokaleczonymi i pokrwawionymi rękami i polecił szybko podać mu jodyny i spirytusu, celem zmycia rąk, przy czym mówił, że pobił rękami więźnia i przy tym pokaleczył się, a ręce musi zdezynfekować, bo „od takiego psa mógłby się zarazić” (miał tu na myśli pobitego przez siebie więźnia).

Schumacher był postrachem dla więźniów, gdyż stale krzyczał na więźniów i codziennie bił ich kijem przy lada okazji, bez najmniejszego powodu. Poza tym był bezwzględny, bardzo służbowy, a zarazem bojaźliwy w stosunku do swoich przełożonych. Przez swoją gorliwość, a w stosunku do więźniów bezwzględność i surowość, chciał przypodobać się swoim przełożonym, a zarazem utrzymać się na korzystnym dla siebie stanowisku i uniknąć przeniesienia do służby frontowej, co w stosunku do innych SS-manów często się zdarzało. Lubił pić wódkę, a jak się upił czasem był szczególnie niebezpieczny. Z kolei gdy się nie napił któregoś dnia, to chodził zły i podenerwowany. W czasie pracy nosił stale laskę, którą bił więźniów. Szczególnie znęcał się nad Żydami, a miał sposobność ku temu, zwłaszcza przy wyładowywaniu z wagonów ziemniaków i jarzyn oraz przy ładowaniu [żywności] z bunkrów na auta dla podobozów. Nasze komando liczyło ok. 50 osób, a przy takich wyładowaniach lub załadowaniach pracowało nieraz do 200 więźniów, przydzielonych dorywczo z innych komand. Na przykład wyładowanie 30 wagonów ziemniaków i zniesienie ich do bunkrów i kopców trwało przy obsadzie ok. 120 więźniów pół dnia. Jedni więźniowie z wagonów zsypywali ziemniaki na tak zwane tragi, inni zaś znosili ziemniaki do bunkrów, przy czym każdą tragę niosło dwu więźniów, a ciężar tragi wynosił ok. 60 kg. Pracę tę musieli wykonywać więźniowie z napełnionymi tragami bardzo szybkim krokiem, zaś z pustymi tragami biegiem. Ppilnowywał tego osobiście Schumacher, goniąc za więźniami i bijąc kijem, gdzie popadło. Nadto, gdy przyłapał więźnia na kradzieży ziemniaków lub na jedzeniu, wymierzał doraźnie karę, nieraz 25 razy. Najmniejsza porcja razów u Schumachera wynosiła dziesięć uderzeń. W stosunku do więźniów, zatrudnionych w jego komandzie, był trochę względniejszy, zaś więźniów z innych komand nie oszczędzał.

Szczególnym okrucieństwem odznaczył się Schumacher na jesieni 1942 r. przy znoszeniu ziemniaków z wagonów do kopców, która to praca trwała [przez] około trzy tygodnie, a była bardzo ciężka i wykonywano ją w grząskim błocie i wśród deszczu. Przywieziono wtedy kilkaset wagonów ziemniaków na tzw. rampę żydowską, a ustawione kopce z ziemniakami zajmowały przestrzeń kilku kilometrów. Schumacher był jednym z dozorujących SS-manów z ramienia Schebecka. Przydziału do tej pracy, nawet na jeden dzień, obawiali się więźniowie jak ognia i tak jak karnego komanda, albowiem każdego dnia przy pracy tej ginęło kilkunastu więźniów, albo pobitych, albo pogryzionych przez psy, albo wreszcie zastrzelonych. Pracowało tam nieraz ok. 500 więźniów. Schumacher w tym czasie specjalnie znęcał się nad więźniami, poganiał w pracy i bił, tak że na pewno z tego okresu ma na sumieniu szereg ofiar ludzkich. Jedynie przez kilka tygodni, gdy powrócił na swoje stanowisko ze szpitala, był łagodniejszy w stosunku do więźniów, lecz stan ten trwał niedługo. Na wiadomość o jakichś niepowodzeniach armii niemieckiej, specjalnie krzyczał na więźniów, a zwłaszcza na Żydów, których obarczał odpowiedzialnością za wywołanie wojny i klęski. Był on zagorzałym partyjnikiem.

Zdarzały się również wypadki, że [gdy] Schumacher zauważył więźnia odpoczywającego w pracy, to wtedy bił takiego więźnia. Więźniom żydowskim groził krzykiem, że ich wyśle do krematorium. Pamiętam wypadek ciężkiego pobicia przez Schumachera więźnia żydowskiego, jakoś w lecie 1944 r., był to adwokat z transportu Żydów węgierskich, który odmówił pracy fizycznej, twierdząc, że według zapewnień miał być przydzielony w obozie tylko do pracy umysłowej. Był to więzień przebywający zaledwie kilka dni w obozie i nie znający jeszcze warunków życia obozowego. Mnie Schumacher pobił tylko raz. Gdy przyłapał więźnia na kradzieży ziemniaków, to pobił go, a następnie kazał zjeść na surowo znaleziony u niego zapas ziemniaków, co niejednokrotnie kończyło się chorobą więźnia.

O działalności Schumachera może udzielić informacji Franciszek Łojas, zam. w Zakopanem, Urząd Skarbowy, który był pisarzem w komandzie Schumachera.

Odczytano. Na tym protokół przesłuchania zakończono i podpisano.

Źródło: chroniclesofterror.pl



Dwunasty dzień rozprawy, 6 grudnia 1947 r.


Przewodniczący: Proszę następnego świadka, Tadeusza Paudyna.

Świadek Tadeusz Paudyn, 47 lat, handlowiec, wyznanie rzymskokatolickie, w stosunku do oskarżonych obcy.


Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku mówienia prawdy. Za składanie fałszywych zeznań grozi kara do pięciu lat więzienia. Czy strony zgłaszają jakieś wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy i obrońcy: Zwalniamy świadka od przysięgi.


Przewodniczący: Świadek będzie zeznawał bez przysięgi. Proszę, niech świadek powie, co wie o sprawie, a w szczególności, jakie fakty są mu znane w związku z pobytem poszczególnych oskarżonych w Oświęcimiu. Proszę dobrze się przyjrzeć oskarżonym, żeby nie było pomyłki w rozpoznaniu.

Świadek: Spośród oskarżonych rozpoznaję dokładnie Liebehenschela, Aumeiera, Grabnera, Kirschnera, Jostena, Müllera, Lorenza, Szczurka, Schumachera.


Przewodniczący: Co świadek może powiedzieć w odniesieniu do oskarżonego Schumachera?

Świadek: Z oskarżonym Schumacherem zetknąłem się w 1942 r., kiedy pracowałem pod kuchnią. Wtedy nie byłem bezpośrednio w jego komandzie. Natomiast w 1943, do 1944 r., do końca lipca, względnie sierpnia, przebywałem bezpośrednio pod komendą Schumachera. Pracowałem wtedy w komandzie Kartoffelfahren. Początkowo wraz z kolegami przewoziłem ziemniaki z Oświęcimia do poszczególnych komand, nawet do znajdujących się poza terenem właściwego obozu, np. do Rajska, lub odwrotnie – z Rajska do obozu macierzystego. Wiele razy spotykałem oskarżonego Schumachera przy przejeździe przez rampę żydowską, wówczas, kiedy nie był jeszcze wybudowany bezpośredni tor do Brzezinki, tylko za dworcem kolejowym znajdował się tor XXI, rampa żydowska, gdzie oskarżony często przebywał przy transportach żydowskich, które przychodziły do gazu. Funkcją jego było przeważnie zabieranie żywności po zagazowanych transportach i odwożenie jej do magazynów w obozie. W 1944 r., kiedy było największe nasilenie transportów z Węgier, w bunkrze kartoflanym, gdzie Schumacher był komendantem, została utworzona sortownia paczek po transportach żydowskich. Tak pracowałem kilka miesięcy pod komendą Schumachera.

Przypominam sobie jeszcze, że w 1942 r. jesienią, kiedy byłem obecny przy wyładowaniu ziemniaków z wagonów do kopców w Birkenau, oskarżony jako jeden z szefów magazynu żywnościowego brał udział w przenoszeniu tych ziemniaków z wagonów do kopców, jako nadzorca więźniów. Zachowywał się nie lepiej jak wszyscy znajdujący się tam SS-mani, czego dowodem było przynoszenie codziennie do obozu, z komanda liczącego paruset ludzi, po kilka trupów. Schumacher odnosił się mniej wrogo do nas, którzyśmy byli stale zatrudnieni w tym komandzie, natomiast do przybywających do pomocy różnych grup więźniów, dorywczo zatrudnionych przy wyładowaniu ziemniaków, odnosił się bestialsko, bijąc ich i maltretując.


Przewodniczący: To by było co do oskarżonego Schumachera. A czy w związku z innymi oskarżonymi świadek ma jakieś spostrzeżenia co do ich obchodzenia się z więźniami?

Świadek: Oskarżony Lorenz był szoferem. Przyjeżdżał do nas bardzo często, zabierając ziemniaki do komand znajdujących się na zewnątrz obozu jak Buna, Świętochłowice i różne inne. W stosunku do więźniów, którzy pracowali przy załadowaniu ziemniaków, czasem tylko pozwalał sobie na wybryki w postaci popędzania kijem, aby prędzej załadowali. Później spotykałem go często, jak przewoził pakunki po transportach żydowskich do bunkrów kartoflanych, gdzie była sortownia.

Oskarżony Dinges przyjeżdżał autem do bunkrów z kartoflami, przywożąc paczki.

Z oskarżonym Szczurkiem zetknąłem się w 1942 r., gdy był Blockführerem na bloku 25. Szczurek nie zachowywał się lepiej od innych Blockführerów.

Oskarżonego Müllera pamiętam jako Blockführera bloku 25. Często, jako Arbeitsdienstführer przychodził na nasze komando. W stosunku do więźniów był bardzo brutalny i groźny.

Oskarżonego Jostena pamiętam bardzo dobrze jako komendanta obrony przeciwlotniczej. Widziałem go na bramie, utrzymującego porządek wśród więźniów. W wypadku niewyrównania szeregu przez maszerującego więźnia, bił i kopał.

Gdy pracowałem w rzeźni w 1943 r., Josten zabronił wychodzenia z rzeźni w razie ewentualnego bombardowania. Inne komanda wówczas wychodziły z obozu. Dopiero po jednym bombardowaniu w lipcu, kiedy więźniowie wywalili drzwi w czasie bombardowania, zakaz ten został zniesiony.

Oskarżonego Kirschnera przypominam sobie jako przezywanego „Kaczką”, który [źle] odnosił się do więźniów, z całą premedytacją bijąc i utrudniając im pobyt w obozie.

Oskarżony Liebehenschel. Prawda, że po jego przyjściu zmieniło się bardzo dużo, odwołano rozkaz zdejmowania czapek, więźniom dano szereg udogodnień, uwolniono ich od kapów i szpiclów, ale to z tego powodu, że zostali oni zdekonspirowani na terenie obozu i nie przedstawiali żadnej wartości dla oddziału politycznego. Jako takiego szpicla wymienię Malornego, który w czasie swego pobytu w obozie bardzo dobrze się spisał.

W 1945 r. szpicel ten w drodze karnej został wysłany do Flossenbürga, tam jednak za swe usługi nie był w karnej kompanii, ale znalazł się w zarządzie obozu.

Wydział Polityczny bardzo często wykańczał niewygodnych ludzi, którzy byli na jego usługach. Znam z obozu Słowaka, Unterkapo na bloku 4. Człowiek ten był na usługach Wydziału Politycznego. Pewnego razu został wezwany przez Schreibstubę, aby się stawił w Oddziale Politycznym. Wówczas ten, przeczuwając, że coś się święci, zaczął się kręcić koło baraku. Przyszedł Läufer i zabrał go ze sobą. Następnie sanitarką został odwieziony przez Bogera do Brzezinki. Po jego wywiezieniu jeden z kolegów zrobił rewizję w jego rzeczach i znalazł list, pisany po słowacku do Bogera, że chciałby się wytłumaczyć z doniesień, które zrobił na kolegów. Podawał, że jako Słowak w 1941 r. na Słowacji wykrył wielkie zbiorowisko komunistów i w związku z tym około tysiąca ludzi zostało aresztowanych, twierdził, że działał w dobrej wierze, aby się przyczynić do „zwycięstwa wielkiej Rzeszy”. List ten zachował kolega Stefan Dedyk, a ja go tłumaczyłem.

Oskarżony Grabner był przeważnie przy każdym rozstrzeliwaniu na bloku 11. Miałem możność to obserwować, gdyż pracowałem pod kuchnią, jako Reiniger. Podjeżdżałem wówczas z taczkami i miotłą i widziałem bardzo często, jak Aumeier i Grabner wchodzili na blok. Słychać było ciche strzały, krzyki, a po skończonej egzekucji wychodzili.


Przewodniczący: A powodem egzekucji było?

Świadek: Egzekucje odbywały się przypadkowo. Fakt ten może potwierdzić postawienie pod sąd przez kapa więźnia z kartoflarni, Zagórskiego. Więzień ten następnego dnia wraz przeznaczonymi do rozstrzelania został dołączony do tej grupy.


Przewodniczący: Czy są pytania?

Prokurator Brandys: Oskarżony Schumacher bez powodu bił więźniów. Czy oprócz tego składał meldunki Schebeckowi?

Świadek: Owszem.


Prokurator Brandys: Jaki był skutek?

Świadek: Z komanda, które uchodziło za lepsze, więzień dostawał się do karnego komanda, otrzymywał karę chłosty, stójkę.


Prokurator Brandys: Z rampy przywożono do bunkrów w kartoflarni środki żywności. A czy tam znajdowały się też kosztowności?

Świadek: Kiedy nasilenie transportów było duże, przychodziło do kartoflarni 15–20 aut. Żywność szła do magazynu, a kosztowności odbierał osobiście Schumacher do Schreiberki i zamykał ją na kłódkę. Po pewnym czasie, gdy się nagromadziła większa ilość, odsyłał je.


Prokurator Brandys: Czy świadkowi wiadomo o pobiciu przez oskarżonego Schumachera na rampie w czasie przychodzenia transportów węgierskich jakiegoś adwokata żydowskiego?

Świadek: Na rampie bezpośrednio nie byłem, lecz przejeżdżaliśmy przez nią do kopców, które się tam znajdowały. Wiem jednak, że był taki wypadek.


Prokurator Brandys: Za co go pobił i jak ciężko?

Świadek: Więzień, ponieważ był pierwszy dzień w obozie, nie wiedział, co miał robić. Gdy Schumacher rozkazał mu pracować, powiedział, że on jest chory, a zresztą jest adwokatem i łopaty nigdy w ręce nie miał. Schumacher go zbił, więzień jednak obstawał dalej przy swoim. Po pobiciu leżał pod stertą słomy. Schumacher go straszył, że pośle go do krematorium. Za chwilę przyszedł nasz szef Schebeck, więzień został przeniesiony na inne komando i więcej go nie widziałem.


Przewodniczący: Czy są jakieś pytania obrony?

Obrońca Kossek: Świadek powiedział, że po ustąpieniu Hößa, Liebshenschel wprowadził w obozie pewne zmiany. Czy było to może na skutek sytuacji politycznej?

Świadek: Jest to możliwe, w każdym jednak razie to, co się działo przedtem, za czasów Hößa, działo się także później, tylko było zamaskowane. Rozebrano „ścianę śmierci”, lecz egzekucji dokonywano w krematoriach.


Obrońca Kossek: Czy auta, które woziły do krematoriów więźniów, różniły się czymś od aut wożących ziemniaki lub kapustę?

Świadek: To były te same auta, które w razie potrzeby podstawiano pod szpitale i stamtąd ładowano więźniów przeznaczonych do komór gazowych.


Przewodniczący: Czy są jakieś oświadczenia oskarżonych?

Oskarżony Josten: Wysoki Sądzie! Proszę o pozwolenie na postawienie świadkowi pytania. Świadek twierdzi, że nie pozwoliłem drużynie pracującej poza obozem wrócić na teren obozu podczas alarmu lotniczego. Chciałem co do tego oświadczyć, że w razie alarmu lotniczego wszystkie drużyny musiały jak najszybciej wrócić do obozu. Może to potwierdzić komendant Liebehenschel.

Świadek: Wiem, że komanda wracały do obozu, lecz niektóre musiały zostać, a jako dowód mogę podać, że zostali zabici więźniowie pracujący na nowym obozie, tak zwanym Landwirtschaft, oraz w Bekleidungswerkstätter. Komanda te musiały pozostać na miejscu, więźniom nie wolno było oddalić się z miejsca pracy.

Oskarżony Josten: Do tego chcę oświadczyć, że nowe budowle, w których znajdowały się magazyny ze sprzętem dla pomieszczeń, były poza obozem, gdzie 13 września 1943 r. zdarzył się ten nieszczęsny wypadek. Sufity i ściany były zabezpieczone żelaznymi sztabami. Nieszczęśliwy wypadek spowodowało to, że bomba spadła bardzo blisko ściany, powaliła ją, a ciężki betonowy dach [strop] spadł na więźniów. Nie mogę oczywiście być uważany za odpowiedzialnego za ten stan rzeczy. Mogłem również postąpić inaczej i polecić więźniom wrócić do obozu, a bomba mogłaby spaść na teren obozu i też ich zabić. Chcę jeszcze postawić pytanie, czy świadek widział mnie osobiście, jak tratowałem więźniów?

Świadek: Tak jest.

Oskarżony Szczurek: Chcę spytać świadka, czy ja pełniłem służbę na bloku 11.?

Świadek: Słyszałem, bezpośrednio jednak nie widziałem. Ja mówiłem, że widziałem oskarżonego na bloku 25. Chciałem jeszcze postawić pytanie oskarżonemu Ludwigowi, czy w 1942 r. był Kommandoführerem u kosiarzy?

Oskarżony Ludwig: Nie.

Świadek: Słyszałem od kolegów, którzy tam pracowali, że oskarżony Ludwig był Kommandoführerem i w bestialski sposób odnosił się do więźniów.


Przewodniczący: Czy są jeszcze jakieś pytania?

Prokuratorzy: Nie.

Obrońcy: Nie.


Przewodniczący: Wobec tego zwalniam świadka.

Źródło: chroniclesofterror.pl


Relacje prasowe

Gazeta Krakowska. 1960, nr 289 (5 XII) nr 3899

Nasz sprawozdawca p. Marian Nowak nie został wpuszczony na mecz Olsza—Unia, gdyż działacz Wisły p. Paudyn nie był łaskaw uznać zaświadczenia redakcyjnego.

Nie pozwolił mu również skorzystać z telefonu. W ten sposób TS Wisła ułatwia pracę dziennikarzom i to nawet na meczach, których nie jest gospodarzem. Dziwne także, że gospodarz tego spotkania KKS Olsza, która wynajęła halę Wisły, nie potrafi odpowiednio zareagować na sobiepaństwo działacza Wisły. Okazuje się, że niektórzy działacze Wisły utrudniają (i to nie pierwszy raz) pracę prasie.

Echo Krakowa. 1965, nr 207 (6 IX) nr 6250

W PIĄTEK zmarł nagle skarbnik TS Wisła — dyr. Tadeusz Paudyn. Zmarły należał do grona najstarszych i najbardziej oddanych działaczy w Towarzystwie Sportowym Wisła.

Był On odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i. medalem „Zasłużonego Działacza Kultury Fizycznej”. Znaliśmy go jako niezwykle prawego człowieka i przyjaciela młodzieży, który nit szczędził sił i czasu w pracy dla dobra ukochanego sportu i młodzieży. Pogrzeb odbędzie się 7 bm. o godz. 15.15 na.! cmentarzu. Rakowickim.

Gazeta Krakowska. 1965, nr 211 (6 IX) nr 5459

W ub. piątek zmarł nagle w wieku 66 lat członek prezydium TS Wisła, długoletni skarbnik tego klubu Tadeusz Paudyn. Zmarły położył wielkie zasługi dla Wisły, będąc m. in. w okresie przedwojennym współzałożycielem oddziału Wisły w Zakopanem, a w latach 1548—50 kier, sekcji piłkarskiej. Był on również aktywnym działaczem PTTK. Za swe zasługi otrzymał odznaczenie „Zasłużonego Działacza Kultury Fizycznej” oraz szereg odznaczeń państwowych.

Pogrzeb Tadeusza Paudyna odbędzie się we wtorek 7 bm. o godz. 15.15 na cmentarzu Rakowickim

Requiescat in pace

Grób Tadeusza Paudyna na Cmentarzu Rakowickim.

Kwatera LXXVIII, rząd 19, grób 50.