Tomasz Pasieczny

Z Historia Wisły

Tomasz Pasieczny - ur. 4 sierpnia 1985, dyrektor sportowy Wisły od 1 lipca 2021 roku. Informację o podpisaniu kontraktu pomiędzy Wisłą i Pasiecznym podano 31 maja 2021 roku.

Spis treści

Informacje prasowe

Tomasz Pasieczny dyrektorem sportowym Wisły Kraków

31.05.2021r.

Szeregi Wisły Kraków zasilił Tomasz Pasieczny, który obejmie stanowisko dyrektora sportowego 13-krotnego mistrza Polski. 35-latek będzie odpowiadał za politykę transferową Białej Gwiazdy, a jego umowa zacznie obowiązywać od 1 lipca 2021 roku.

Tomasz Pasieczny urodził się 4 sierpnia 1985 roku w Rudzie Śląskiej. Nowy dyrektor sportowy Wisły jest absolwentem prawa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Zdobytą wiedzę uzupełnił podczas studiów podyplomowych na kierunku Menedżer Sportu na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a dodatkowo może posługiwać się dyplomem FIFA Master w obszarze International Master in Humanities, Law and Sports Management na CIES.

Doświadczenie zawodowe zbierał zarówno w Polsce, pracując jako skaut warszawskiej Legii, jak i za granicą, gdzie odpowiadał za skauting zawodników z rejonu Europy Środkowo-Wschodniej do takich zespołów, jak West Bromwich Albion FC oraz Arsenal FC. Ponadto Pasieczny jest właścicielem firmy specjalizującej się w organizacji szkoleń skautingowych. W przeszłości pełnił także rolę dyrektora sportowego Cracovii.

Teraz Tomasz Pasieczny dołącza do Wisły Kraków, gdzie do jego głównych obowiązków należeć będzie koordynowanie i organizacja pionu sportowego Białej Gwiazdy. 
 Witamy przy R22 i życzymy powodzenia!

Źródło: wisla.krakow.pl

Pasieczny: Pracę przekuć w czyny, nie w słowa

Od 1 lipca za politykę transferową Wisły Kraków odpowiada Tomasz Pasieczny, który oficjalnie objął funkcję Dyrektora Sportowego Białej Gwiazdy. W rozmowie z nami 35-latek opowiedział o swoim doświadczeniu zawodowym i poruszył wiele ważnych kwestii dotyczących planów na rozwój pionu sportowego 13-krotnego mistrza Polski. Zapraszamy do lektury!


02.07.2021r.

J. Sumera

K. Biedrzycka

Jak to się stało, że futbol stał się częścią Pana życia?

Moja przygoda z piłką nożną rozpoczęła się tak naprawdę w latach 90-tych. Pamiętam, że wówczas z wielką uwagą śledziłem poczynania polskich zespołów w rozgrywkach Ligi Mistrzów. To zainteresowanie wzrastało z każdym kolejnym rokiem, aż w końcu stało się sposobem na życie.

Oficjalnie objął Pan stanowisko Dyrektora Sportowego Wisły Kraków. Jakie wrażenia towarzyszą Panu po pierwszych godzinach w tej roli?

Czuję wielką satysfakcję i radość, że mogę być częścią tego wielkiego klubu. Z wieloma osobami zatrudnionymi w Wiśle znałem się już wcześniej, więc nie jest to dla mnie nowe środowisko. Zostałem bardzo pozytywnie i serdecznie przyjęty, za co bardzo dziękuję, bo to zawsze miłe i budujące. Teraz przyszedł czas na to, żeby się zabrać do pracy.

Jak wygląda przykładowy dzień pracy Dyrektora Sportowego?

W pracy dyrektora każdy dzień jest inny i wiele zależy od okoliczności. W obecnym okresie, czyli w trakcie okienka transferowego, duża część moich obowiązków skupia się na obserwacji poszczególnych zawodników oraz na negocjacjach zarówno pod kątem potencjalnych transferów przychodzących, jak i wychodzących. Poza tym trzeba podkreślić aspekty zarządzania zespołem.

Czy w trakcie minionego miesiąca przygotowywał się Pan do objęcia stanowiska?

W pierwszej kolejności musiałem poukładać swoje sprawy i pozamykać kwestie związane z poprzednim klubem, choć nie ukrywam, że bacznie śledziłem to, co dzieje się w Wiśle i stopniowo wdrażałem się do powierzonej roli. Wraz z działem sportowym zdążyliśmy przez ten czas omówić kilka spraw, natomiast teraz zaczyna się praca na pełnych obrotach.

Jaką sportową wizję rozwoju klubu ma Dyrektor Tomasz Pasieczny?

Przyszedłem do klubu, który posiada dobrze rozwinięte struktury oraz prężnie funkcjonujący dział sportu. Nie chcę na ten moment dzielić się moim pomysłem oraz wizją, bo wolę skupić się na działaniu i na tym, by były widoczne jego efekty. Mamy swoje pomysły i stopniowo je wdrażamy, jednak trzeba pamiętać, że jest to długotrwały proces, którego owoce będziemy zbierać w dalszej przyszłości.

Na jakich działaniach obecnie skupia się Wasza największa uwaga?

Jesteśmy w trakcie okienka transferowego i to jest dla nas sprawa priorytetowa. Spoglądamy jednak przed siebie i podejmujemy działania, które pozwolą nam zbudować mocny i dobrze zorganizowany pion sportowy.

Jakie kwestie należy poprawić, aby zwiększyć efektywność pracy pionu sportowego?

Chcemy usprawnić proces skautingu zawodników, ale zdajemy sobie sprawę, że składa się na to wiele czynników. Jednym z nich są zasoby ludzkie, czyli liczba pracowników, która tak naprawdę w każdym klubie na świecie będzie zbyt mała i nieproporcjonalna do liczby piłkarzy godnych obserwacji. Trzeba więc wprowadzać odpowiednie procesy, aby sprawnie wyselekcjonować zawodników, których następnie poddamy weryfikacji. Skauting i rekrutacja to jedno, lecz chciałbym również podkreślić, iż mam zamiar doprowadzić do tego, aby klub funkcjonował jako jedna całość. Począwszy od pierwszego zespołu, poprzez ekipę na szczeblu CLJ, a skończywszy na zespole rezerw, który mamy w planach przywrócić. Trener Adrián Guľa znany jest z tego, że potrafi budować i tworzy duże projekty na lata, dlatego chcielibyśmy to wykorzystać i razem stworzyć coś trwałego. Jest to więc najlepszy moment i musimy go wykorzystać.

Przez ostatnie siedem lat pełnił Pan funkcję skauta Arsenalu F.C., gdzie odpowiadał za rynek Europy Środkowo-Wschodniej, a wcześniej miał okazję pracować w innych polskich klubach. Posiada Pan więc spore doświadczenie.

Pracowałem w różnych klubach, na różnych poziomach i w każdym z tych miejsc zyskałem nowe kontakty oraz zdobyłem cenne doświadczenie. Ostatnie siedem lat spędziłem w Arsenalu, co było dla mnie niezwykle wartościową lekcją. Mogłem wejść w struktury wielkiego klubu, którego organizacja stoi na najwyższym światowym poziomie, a poza tym poznać nową kulturę oraz sposób działania. W piłce bardzo ważną rolę odgrywają relacje międzyludzkie, które występują na niemal każdym szczeblu i bardzo często okazuje się kluczowe. Przekonałem się o tym też w Anglii, gdzie mogłem zaobserwować zachowania osób pracujących w futbolu. Są to wielcy profesjonaliści, a jednocześnie wspaniali ludzie, którzy darzą każdego człowieka szacunkiem i na tej podstawie budują swój autorytet.

Czy wyrobione kontakty umożliwią Panu sprawne działanie na stanowisku Dyrektora Sportowego?

Nie ma co ukrywać, że w tej branży kontakty są kwestią kluczową i zawsze będą, dlatego trzeba ich budować jak najwięcej. Każda z osób ze świata futbolu wie, jak to jest ważne i że ułatwia to naszą pracę.

Przed zbliżającym się sezonem na Reymonta trafiło kilku zawodników, a większość z nich podpisała z Białą Gwiazdą długoterminowe kontrakty. Czy oznacza to zmianę polityki transferowej klubu w tym zakresie?

Przy przeprowadzaniu transferów niezwykle ważnym elementem jest to, czego oczekujemy od danego zawodnika. Wzmocnienia są różne: jedni przychodzą jako wzmocnienie składu, natomiast drudzy jako jego uzupełnienie. Przed startem sezonu sprowadzonych zostało kilku zawodników, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani i w których klub pokłada spore nadzieje. Zdarzą się również piłkarze, którzy otrzymają krótsze umowy, bo będzie to korzystniejsze z punktu widzenia klubu i jego działań. Patrzymy długofalowo i układamy wszystko pod kątem nie tylko najbliższego sezonu, ale także następnych, bo wiemy, że w piłce nie wszystkie rzeczy da się przewidzieć. Trzeba być elastycznym i w razie potrzeby działać jak najszybciej.

W minionej edycji rozgrywek Centralnej Ligi Juniorów U-18 młodzi Wiślacy zaprezentowali się z bardzo dobrej strony i wywalczyli tytuł wicemistrza Polski. Wraz z końcem sezonu zespół dowodzony przez trenera Filipka opuści kilku kluczowych graczy, którzy mają ważny kontrakt z klubem, a właśnie zakończyli grę na szczeblu juniorskim. Jaki jest plan na ich dalszy rozwój?

Mamy plan na rozwój tych chłopaków. Część z nich regularnie trenuje wraz z pierwszym zespołem i są pod stałą obserwacją. W minionym sezonie pokazali się z bardzo dobrej strony, przez co wzbudzają na rynku spore zainteresowanie. Naszą rolą jest zapewnienie im jak najlepszych warunków do dalszych postępów. Wiemy, że do czasu przywrócenia zespołu rezerw nasze pole manewru jest ograniczone, dlatego kilku z tych zawodników trafi na wypożyczenie, by ogrywać się na szczeblu seniorskim. Wszystko po to, by po jakimś czasie wrócili do nas silniejsi i gotowi do rywalizacji na najwyższym poziomie.

Czego możemy życzyć Panu oraz całemu pionowi sportowemu?

Przede wszystkim tego, aby nasza praca opierała się przede wszystkim na czynach, a nie na słowach. Musimy działać w swoim określonym rytmie i skupić się głównie na zadaniach, które mamy do wykonania. Mam głęboką nadzieję, że za kilka lat kibice sami dostrzegą efekty naszej pracy, które przyniosą im wiele powodów do radości.

Dziękuję za rozmowę!



Źródło: wisla.krakow.pl

Tomasz Pasieczny: - Za dwa, trzy lata widzę Wisłę na podium

Piątek, 2 lipca 2021 r.

Nowy dyrektor sportowy Wisły Kraków - Tomasz Pasieczny, który właśnie rozpoczął swoją pracę w naszym klubie - spotkał się dziś z krakowskimi dziennikarzami, aby opowiedzieć o swojej pracy i wizji, z którą trafił na Reymonta. I choć swoją misję dopiero rozpoczyna, to ostatnie ruchy kadrowe, jak choćby ten Jana Klimenta, czy zatrudnienie trenera Adriána Guľi - było już z nim przez klub konsultowane.

- Staramy się myśleć daleko do przodu i w związku z tym transfery są na lata, więc byłem pytany o opinie - nie dało się tego uniknąć - mówił Pasieczny. - Trenera Guľę na swojej drodze spotkałem, jest to topowej klasy fachowiec i człowiek, który buduje długofalowe projekty i świetnie rozwija młodzież oraz gra fajną dla oka piłkę, więc trudno żebym takiego trenera nie chciał. Jeśli więc chodzi o budowę czegoś na lata, to jest to idealny trener - uważa nowy dyrektor Wisły, który został zapytany o swoją nową funkcję, wszak wcześniej pracował głównie jako skaut.

- Zagranicą są szkolenia, certyfikacja i robią to głównie federacje. Na pewno jest coś takiego w Hiszpanii, wydaje się też, że we Włoszech. Są kursy i szkolenia, jest to natomiast zawód, w którym mamy wszystkiego po trochę - bo i negocjacji i zarządzania ludźmi, a także trzeba znać też przepisy. Choćby przy transferach, więc czerpiemy z różnych dziedzin. A kto mnie inspiruje? Problem jest taki, że ta funkcja w różnych klubach wygląda inaczej, bo inaczej wygląda poziom odpowiedzialności oraz decyzyjności, a także struktura. Każdy powie, że inspiruje go Monchi [dyrektor sportowy Sevilla FC], bo jest to jeden z topowych dyrektorów sportowych na świecie, ale trzeba też sobie pomyśleć kto działa w jakich warunkach i kto ma jaką władzę w klubie i jak to się przekłada na jego możliwość w projekcie. Powiem, że Monchi, a ktoś powie, że w Romie mu nie wyszło, ale też miał tam inną strukturę, inną decyzyjność. Nie chodzi więc o to, żeby się kimś inspirować, a codziennie powtarzać, że nie chodzi o to, że daną sprawę należy załatwić dzisiaj, ale chodzi o to, żeby załatwić coś na trzy lata. Bardziej więc myślę o tym, żeby coś było gotowe za dwa-trzy lata, a nie tylko teraz - mówił Pasieczny.

- Pion sportowy w Wiśle może nie jest potężny w skali światowej, ale też wcale nie jest taki mały. Jest też trochę kwestia priorytetów, bo mówiąc o pionie sportowym każdy w 90% myśli o skautingu i rekrutacji zawodników. I na to idzie najwięcej siły i działania. Nie powiedziałbym, że mamy tutaj za mało ludzi, ale chcemy zrobić to jeszcze bardziej efektywnie, a więc selekcję zawodników i przejście do procesu rekrutacji, a więc pozyskania ich. To będziemy chcieli przyśpieszyć i przefiltrować, natomiast liczbowo nie czuję, żeby nas było za mało. Choć może inaczej podzielimy zadania, ale też prawda jest taka, że nie czuję potrzeby sprowadzania zbyt wielu osób. Bardziej chcę się skupić na innych rzeczach - dodał.

- W Polsce do funkcji dyrektora sportowego jest bardzo różne podejście i bardzo różne jest też jej rozumienie. Prezesi są bowiem czasami właścicielami klubów, co zależy od struktury - i trzeba zrozumieć, że są to ich prywatne pieniądze i jakimś przeskokiem oraz problemem jest to, że ktoś musi oddać władze nad ich wydawaniem komuś innemu. Jest to więc zrozumiałe, że jest do tego dystans. Są kluby, w których władza dyrektora sportowego jest taka, jaka być powinna lub bliska tego, ale też są kluby, gdzie to raczkuje - ale na nazwy mnie nie naciągniecie. Trochę jest też jednak tak samo na świecie. Są państwa, gdzie od A do Z jest to tak, jak powinno być, a są takie, gdzie również to raczkuje, albo ta rola jest sprowadzona do administrowania, a pozbawiona decyzyjności - tłumaczył.

- Skauting naszej Akademii działa sprawnie, a ja nie planuję w niego ingerować. Dobrze to funkcjonuje, ale jak trzeba będzie im pomóc, to oczywiście pomożemy. Jeśli chodzi o pion skautingu pierwszej drużyny, to mamy paru ludzi w klubie oraz paru, którzy działają na odległość. Mając 8-10, czy nawet 20 osób - wiadomo, że nie przejrzymy wszystkich zawodników, których sami znajdziemy, czy których ktoś poleci. Trzeba więc opracować jakiś pierwszy filtr, który pozwoli nam się skupić na zawodnikach, których chcemy i którzy do nas pasują. Trochę bawimy się z danymi, żeby ten pierwszy filtr wskazał nam profil zawodnika, którego poszukujemy. Wtedy odpada dużo wstępnej i bezsensownej roboty. I wtedy ta liczba piłkarzy do prawdziwej weryfikacji staje się powoli akceptowalna, jeśli chodzi o siłę, którą dysponujemy - opowiadał Pasieczny.

Co zrozumiałe każdy chciałby, aby efekty jego pracy były jak najszybsze, ale jak to w piłce jest niemal zawsze - kluczem do sukcesu może okazać się... cierpliwość włodarzy.

- Jest to dla wszystkich bardzo prosta kalkulacja - w sytuacji, gdy działamy na bieżąco, działamy ad hoc i w sytuacji, gdy przetrwaliśmy pół roku i jest ok, a potem kolejne pół roku i również jest ok, ale nie ma postępu, to po jakimś czasie następuje potrzeba zrobienia prawdziwego kroku do góry, ale nie tymczasowego, a prawdziwego. I po mojemu - w tej mojej wizji piłki i organizacji klubu to tylko poprzez planowanie z jakimś wyprzedzeniem można to osiągnąć. Też żebyśmy się dobrze zrozumieli, że ktoś dziś zapisze co ma tutaj być za trzy lata i to będzie, bo to tak nie działa. Trzeba reagować na bieżąco i coś zmieniać, ale trzeba mieć jakiś plan. Nie da się napisać planu na 2035 rok, choć oczywiście fajnie by było, ale też wiadomo, że rzeczy, które wydarzą się po drodze sprawią, że do tego czasu tematów, które trzeba będzie zmienić - będzie milion. Ważna jest wizja, jakiś pomysł - i choć droga będzie wyboista, to ważne żebyśmy wiedzieli gdzie chcemy dojść - przyznał Pasieczny.

Kolejne pytanie dotyczyło trenera Adriána Guľi.

- Klub interesując się trenerem dość dobrze znał jego możliwości oraz styl. Jego styl i wizja piłki wymagają nauczenia się tego. Siłą rzeczy nie zawsze w pełni zadziała to od pierwszego dnia, bo jak w każdej innej dziedzinie - gdy wprowadza się jakąś bardzo konkretną wizję, która wymaga bardzo konkretnych ruchów i zagrań na boisku - to ten proces nauki może trwać. A jako że patrzymy dwa-trzy lata do przodu, to nikogo to nie martwi i nie przeraża, choć wierzymy, że to odpali od razu. I nawet jak się tak stanie, to też to co chcemy widzieć w 100% - to będzie za chwilę. Czy będą od początku punkty? Wiadomo, że każdy chce wygrywać. To jest oczywiste. A my chcemy i wygrywać i fajnie grać w piłkę. Dając radość kibicom. Liczymy się jednak z tym, że może tak się dziać dopiero w 3., czy 5. kolejce, że wejdziemy na swój poziom. Czy nawet w 10., ale interesuje nas to, żebyśmy za dwa-trzy lata byli tam, gdzie chcemy, ale niekoniecznie byli tam jutro - mówił.

Następne z pytań związane było z najsłabszymi ogniwami obecnej pierwszej drużyny Wisły.

- Na pewno chcielibyśmy ściągnąć lewego obrońcę. To nie jest tajemnica, bo tak naprawdę Maciej Sadlok rozpatrywany jest głównie pod kątem środka obrony, co oznacza, że mamy jednego lewego obrońcę, więc zwyczajnie potrzebujemy tam mieć drugiego. Myślę jednak, że będzie więcej transferów. Myślę, że będzie jeszcze transfer ofensywny, bo układamy sobie te rzeczy, gdzie będzie najbardziej pilna potrzeba wzmocnień. A jeśli chodzi o inne pozycje, to będziemy reagowali na bieżąco, w zależności od tego, czy coś się wydarzy, czy nie - przyznał.

Oczywiście gdy padła deklaracja odnośnie transferu do ofensywy - ten temat chciano poruszyć głębiej.

- W ofensywie mamy kilku zawodników, których można fajnie poprzesuwać - czy to jeśli chodzi o skrzydło, czy o pozycje 8-10, czy nawet atak. Przesuwamy ich i odpowiadamy na pytanie - jakie jest ich optymalne ustawienie. Myślę, że gdy będziemy pewni w 100%, a jeden, dwa lub trzy sparingi - dadzą odpowiedź na to pytanie - to wtedy podejmiemy decyzje odnośnie tego, gdzie jest luka. W zależności od przesunięć ta luka może być gdzieś indziej, więc dajemy też trenerowi czas, żeby poznał drużynę i zdecydował kogo i gdzie widzi. Na tej podstawie będziemy działali. Liczbowo w ofensywie wyglądamy ok. Tych zawodników jest dużo, są jakościowi i będzie rywalizacja, więc sprowadzanie żeby "sprowadzić" - nie ma sensu. Próbujemy dookreślić gdzie potrzebne byłoby wzmocnienie i myślę, że jeden-dwa sparingi dadzą nam odpowiedź i wtedy będzie reakcja - zapewnił.

- Jesteśmy w fazie okienka transferowego i jasne, że wtedy jest najlepiej podpisać piłkarzy i oczywiście, że tego byśmy chcieli. Ale na tym etapie oczekiwania niektórych zawodników lekko przewyższają akceptowalny dla nas stosunek jakości do ceny. Zawsze jest ryzyko, że ktoś zainwestuje pieniądze, bo uzna je za właściwe. Jest to kwestia znalezienia tego momentu, w którym stosunek jakości do ceny jest ok oraz właściwej reakcji. Szukamy tych momentów i możliwe, że nastąpi to jutro, a może być tak, że nastąpi to później. Z naszej perspektywy wiadomo, że chcielibyśmy żeby trener miał piłkarzy jak najszybciej, żeby trener miał piłkarzy przed pierwszym meczem. Wiadomo że marzeniem byłoby, żeby trener miał piłkarzy przed obozem, albo na początku przygotowań. To są nasze marzenia, ale czasami trzeba odnieść je do rzeczywistości, więc nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Chcielibyśmy zrobić to jak najszybciej, ale w niektórych sytuacjach musimy poczekać na reakcję rynku, żeby się wpasować, bo jak się domyślacie i wiecie - nie jesteśmy najbogatszym klubem, żeby wszystkich przelicytować - mówił Pasieczny.

Oczywiście nie mogło też zabraknąć pytania o szeroko rozumianą "swobodę działań", którą otrzymał on od włodarzy klubu.

- Struktura naszego klubu jest wiadomo jaka. Jeśli dogadamy się z zawodnikiem, na odpowiednie warunki, to muszę przedstawić to zarządowi. Wiadome jest, że nawet jak powiem, że kogoś bierzemy, bo jest odpowiedni, to ktoś musi to jeszcze zaakceptować. Mamy zarząd i radę nadzorczą. Ja więc negocjuję, wiem jakim dysponujemy budżetem, wiemy jaki jest budżet płacowy, wiemy co możemy plus-minus zapłacić. Przedstawiam ofertę oraz moją rekomendację - na zasadzie ten jest wynegocjowany za tyle i uważam, że to jest uczciwa cena i chciałbym go mieć, natomiast wiadomo, że koniec-końców musi być "zielone światło" na górze. Bo taka jest struktura klubu i takie są przepisy. Na bieżąco rozmawiam z zarządem, więc znają wszystkie pomysły i ruchy i jest to im przedstawiane, więc plus-minus wiemy w którą stronę idziemy. Mam też swobodę, bo pomysły wychodzą od nas i próbujemy je zrealizować, natomiast na koniec to zarząd musi się pod tym podpisać - tłumaczył nowy dyrektor.

Kolejne pytanie związane było z kolei z rolą trenera w procesie zatrudniania zawodników oraz kandydatur, które każdy szkoleniowiec ma - można powiedzieć - w zanadrzu.

- Jest to bardzo ludzkie. Wszyscy trenerzy, których znam i nie jest to ocena negatywna - lubią i wolą współpracować z piłkarzami, których wcześniej poznali. Dla trenera nie jest ważne tylko to co zawodnik robi na boisku, ale także to, co robi w szatni i to jaki jest. I tak ma każdy trener, który ma swoje pomysły. I nie jest to nic złego, że trener lubi współpracować z piłkarzami, których zna, bo nie są dla niego niespodzianką. Wiedząc na jakich pozycjach chcemy się wzmocnić - wiadomo że trener rzuca jakieś pomysły, które "mielimy" i coś z nimi robimy lub nie - sprawdzając czy są realne, albo nam się podobają lub nam się nie podobają. Wiadomo, że z tej strony jakieś pomysły wychodzą. Z trenerem określamy czego szukamy - jaki profil zawodnika jest potrzebny na danej pozycji. Szukamy piłkarzy i konsultujemy to z trenerem. Koniec, końców - żaden dyrektor sportowy nie chce sprowadzić do klubu piłkarza, którego trener nie chce, choć można to zrobić, ale nie ma to sensu. Mając więc zawodnika, który nam się podoba, który chce przyjść za te pieniądze, które chcemy wydać - rozmawiamy z trenerem, przedstawiamy swoje racje i czekamy na jego reakcję. A potem idziemy dalej - stwierdził Pasieczny.

Co zrozumiałe nie mogło też zabraknąć pytania o Fatosa Bećiraja, który wrócił do Wisły z wypożyczenia i rozpoczął wprawdzie treningi, ale trudno spodziewać się, że w naszym zespole będzie nadal grać. Podobnie zresztą ma się temat Hiszpana - Chuki.

- Szukamy rozwiązań. On także ich szuka. Został mu rok umowy, jest ambitnym chłopakiem, więc liczymy na to, że znajdziemy jakieś rozwiązanie, w którym jego ambicje zostaną spełnione. A jeśli chodzi o Chukę, to także ma roczną umowę, a w grze trenera Guľi on powinien się sprawdzić, bo jest piłkarzem posiadający umiejętności techniczne, które predysponują go do poradzenia sobie w takiej grze. Jest to do oceny trenera, który oglądał mecze Wisły, natomiast niekoniecznie Chuka grał ostatnio na tyle, żeby trener wyrobił sobie o nim zdanie. Trener spokojnie poznaje więc tych paru piłkarzy, bo nie dotyczy to tylko jego i potem będziemy rozmawiali o tym, jak to wygląda - mówił Pasieczny, który został jednocześnie zapytany o to, co w przypadku, gdyby Bećiraj jednak w letnim okresie przygotowawczym odnalazł swoje miejsce w Wiśle. - To jest piłka i w niej w teorii wszystko jest możliwe, ale prawda jest taka, że rozmowy ze środowiskiem Fatosa - a więc jego agentami - toczyły się już od dłuższego czasu, jeszcze przed moim przyjściem, a dotyczą one tego, że jest bez szans na grę. Są też sygnały, że on również liczy na występy, chciałby grać, bo dla niego ważna jest reprezentacja. On liczy na dużą liczbę minut w klubie, więc zmierza to do tego, abyśmy jakieś rozwiązanie znaleźli. Jakieś kluby w jego temacie się odzywają, więc jeśli uda nam się jakieś porozumienie osiągnąć, to znajdziemy rozwiązanie, które wszystkich satysfakcjonuje - stwierdził dyrektor Wisły.

Jako że we wcześniejszych wypowiedziach Tomasza Pasiecznego często przebijał się okres dwóch-trzech lat, to właśnie o niego został on zapytany, a dokładniej o to, gdzie widziałby wtedy Wisłę Kraków.

- W ostatnich latach klub był na dużym zakręcie i szereg problemów spowodował to, że się odbudowuje i startuje z pozycji, w której jest. Jak na te problemy i tak jest w pozycji ciekawej, ale też nie oszukujmy się - jest to jeden z największych klubów w Polsce, z ogromnym jak na polskie warunki potencjałem! Jak zastanowicie się - ile klubów może mieć go większy, a więc miasto, sponsorów i budżet, to tak naprawdę może wyliczycie dwa-trzy. Biorąc więc pod uwagę w teorii potencjał i jaka powinna być konkurencja, więc - widzę Wisłę na podium. To jest moja wizja i choć nie mówię, że na ścianie taki cel jest narysowany, ale fajnie byłoby wracać tam, gdzie jest miejsce tego klubu - mówił.

Co także zrozumiałe - nie mogło zabraknąć pytania o jego rozstanie z Arsenalem, gdzie do końca czerwca br. pracował jako skaut.

- Odejście z Arsenalu było trudne, nawet się wzruszyłem, bo to było siedem lat. Oczywiście nie byłem w tym klubie codziennie i nie rozmawiałem codziennie z tymi ludźmi, więc był to inny rodzaj relacji, ale zżyłem się z nimi. W Anglii jest inna kultura piłkarska. Oni tam każdego traktują z szacunkiem i każdy chce każdemu pomóc. Było to dla mnie ciężkie, bo to kawał czasu i kawał mojego życia. I nigdy o nikim nie byłbym w stanie powiedzieć czegoś złego. Było to więc ciężkie pożegnanie. Myślałem jednak o nim od jakiegoś czasu, więc układałem sobie to w głowie, że do tego dojrzałem, więc byłem przygotowany, wiedziałem czego chcę, ale i tak mocno to przeżyłem - zwierzył się Pasieczny.

Dalsza część rozmowy dotyczyła już jednak teraźniejszości i jego wizji pracy w Wiśle.

- Prawda jest taka, że każdy klub w Polsce jest klubem "sprzedażowym" - tak go nazwijmy - mówił Pasieczny. - Jasne, że fajnie jest promować chłopaków i ich sprzedawać, ale dla nas ważne jest, aby wzmocnić się sportowo, czyli rozwinąć tak piłkarza, żeby dawał nam wynik, a jak będziemy na nim w stanie zarobić to będzie ekstra. To jest też dobre dla niego, bo gdy ktoś odchodzi do lepszej ligi, za lepsze pieniądze - to sytuacja, w której każdy wygrywa. Nie może być jednak tak, że siadamy i mówimy, że będziemy tylko "produkowali chłopaków", bo wydaje mi się, że kluby piłkarskie istnieją też po to, aby spróbować coś wygrać, osiągnąć sukces, zdobyć trofeum, więc tutaj chciałbym żebyśmy szli w tym kierunku. Ale też jest rzeczą oczywistą, że jak będziemy mieli chłopaków, dla których będą oferty, to nie jest tak, że będziemy kogoś na siłę blokować. Znajdziemy porozumienie, znajdziemy odpowiednią kwotę i wszyscy będą szczęśliwi. Wiadomo, że wolimy tanio kupować i drogo sprzedawać, natomiast w klubie już jest - a co warto podkreślić, bo przyszedłem na gotowe i jestem bardzo z tego powodu szczęśliwy - cała rzesza bardzo fajnych młodych zawodników w pierwszej drużynie. Praktycznie na każdej pozycji jest młody chłopak, który puka do pierwszego składu. To wszystko jest i trzeba z tego korzystać. Chcemy grać w piłkę efektownie i tę piłkę mieć. Jak prześledzicie karierę trenera Guľi, to w każdym klubie chciał tę piłkę mieć, chciał nią operować i chciał grać widowiskowo dla kibiców. Wierzymy, że tutaj będzie to samo. Już na ostatnim sparingu widać było, że nastąpiła faza przemiany z tego co było grane, na to co ma być grane. Drużyna trochę zmienia styl gry i zmierza to w tym kierunku - uważa dyrektor Wisły, który został także zapytany o jego kontakty - właśnie choćby w Arsenalu oraz o być może pozyskiwanie na zasadzie wypożyczenia zawodników właśnie z takiego kierunku. - Pewnie dałoby się jakichś chłopaków wyciągnąć, choć żeby być fair - to nigdy nie będzie liga numer jeden, dwa, lub trzy - dla tych wielkich klubów, żeby ogrywać zawodników, bo topowe angielskie kluby ogrywają swoich piłkarzy w Bundeslidze. Wiadomo więc, że jeśli ma się taki wybór, to wiadomo co wybiorą. To jest jeden aspekt, a drugi - to czy coś nam to daje, że będziemy mieli na rok chłopaka, który ma super potencjał i ma się u nas rozwinąć? Sportowo może nam to coś dać, ale długofalowo raczej nic, więc jeżeli byłaby to sytuacja, że jest jakaś opcja, lub że kończy się umowa - to wiadomo, że można rozmawiać i mogą to być ciekawe tematy, ale co do zasady, to roczne ogranie chłopaka, który niekoniecznie będzie gotowy i nie będzie topowym z akademii - bo tacy idą gdzieś indziej - to jest to średni pomysł. Jeśli proponowany jest nam na przykład chłopak z Romy lub Liverpoolu - to nie jest to automatyczna gwarancja jakości, bo oni mają ich mnóstwo. Jak popatrzy się choćby na Juventus i na ich Primaverę, to tam były sezony, w których zagrało osiemdziesięciu kilku chłopaków w różnych rozgrywkach... "Grał w Primaverze Juventusu" - więc każdy sobie myśli, że super, bo tam grał, ale nie jest to żadna gwarancja. Nie jest więc tak, że ja te mecze oglądam, więc jestem ich w stanie ocenić. Trzeba więc przysiąść, sprawdzić, ale część tych chłopaków ma bardzo średni poziom, a nawet słaby. Jest to bowiem kwestia dalszej selekcji, więc czasami ktoś by nam dał chłopaka na wypożyczenie, który nie zagrał ani minuty w seniorskiej piłce, a to jest strasznie ciężkie do oceny, bo grał w juniorach. Czy więc taki zawodnik jest gotowy? Tego nikt nie wie. Czy ktoś chce zaryzykować? Jeśli nas bardzo nie przekona na wideo, to nie, więc wielu ruchów w tym stylu bym się nie spodziewał. Może być też taki moment, że przyjdzie trener i powie - potrzebujemy więcej siły, centymetrów, doświadczenia - i będziemy tego szukali. Gdy będzie potrzebował doświadczenia i centymetrów, to niekoniecznie będzie to zawodnik "sprzedażowy", ale będzie to zawodnik, który da nam wynik sportowy, da nam szatnię. Będą też może pewne ruchy, które "nie strzelą", ale może być taka potrzeba, aby zespół wzmocnić sportowo - na rok, czy dwa. Czasami też tak będzie, choć wiadomo, że chcielibyśmy piłkarzy sprawdzonych, którzy mają odpowiednią jakość, czyli żeby stosunek ceny do jakości zawsze się zgadzał. Oczywiście najlepiej mieć zawodnika, który się tutaj rozwinie, który da nam wynik sportowy, a na koniec pieniądze - natomiast będą też sytuacje, że postawimy na kogoś, kto w perspektywie nie da nam pieniędzy, ale da nam wynik. Czasami będzie działanie na bieżąco, choć mamy pomysł na to, kogo co do zasady chcemy ściągnąć. I tak to będzie wyglądało, choć jakieś odstępstwa od tego będą musiały być - przyznał Pasieczny.

Dyrektor sportowy Wisły został też zapytany o ewentualne transfery na krajowym podwórku.

- Polski rynek jest trudny, a każdy powie, że chce ściągać Polaków. I każdy chce ich ściągać, ale jeśli nie jest to "wolny piłkarz", to kupienie Polaka do polskiego klubu jest bardzo ciężkie - głównie ze względu na finanse. To nie jest tak, że ktoś nie patrzy na Polskę, tej Polski nie ogląda i my nie chcemy piłkarzy z Polski, ale od "chcemy piłkarzy z Polski" do "jesteśmy w stanie ich pozyskać" - często jest daleka droga. Często dużo dalsza, niż do pozyskania piłkarza o podobnej jakości z innego kraju. Jeśli będzie oczywiście Polak, który nam się podoba i jest realnym tematem, to jasne, że będzie to priorytet. Choć nie zawsze będzie to możliwe, bo jest to także kwestia "kasy". Jeśli się bowiem powie w takim porównaniu, że "stary Słowak" jest lepszy i tańszy niż "stary Polak" - to często będzie w tym racja. Choć może - nie będzie on lepszy, ale porównywalny - i za mniejsze pieniądze. Wiadomo, że chcecie Polaka, ja chcę, każdy w skautingu chce i jeśli będzie szansa takiego podpisać - to obiecuję, że takiego podpiszemy, ale jeśli dochodzimy do momentu, że jest dwóch zawodników o tej samej jakości, ale jeden jest o 50% droższy to wchodzą także inne kwestie. Patrzymy na Polaków i może się coś zdarzy, a może nie - bo tak jest z każdym transferem, ale jeśli będziemy mieli możliwość to jasne, że pójdziemy w tym kierunku. Odnośnie zaś tego powiedzenia, to gdyby zamienić Słowaka na Hiszpana, też będzie to prawda. Hiszpanie są może i z niższych lig, ale u nich jakość się zgadza - u niektórych bardzo, u innych mniej - ale każdy coś potrafi, a oni są tańsi niż Polacy. I trzeba mieć tego świadomość. Jak więc tylko będzie szansa na Polaka - to takiego obiecuję, ale może być też tak, że na jakiejś pozycji, czy w jakimś oknie - nie będzie takiego, bo nie będzie. Jak jednak popatrzymy na nasz skład, to na każdej pozycji mamy Polaka - mówił Pasieczny.

Na zakończenie poruszono jeszcze kwestię transferu do Wisły Mikołaja Biegańskiego - w kontekście być może odejścia Mateusza Lisa.

- Biegański nie przyszedł za Lisa, a przyszedł obok niego, by się rozwijać i w dłuższej perspektywie grać. Jeśli będzie jakiś ruch na dowolnej pozycji, która jest dla nas ważna, znacząca i która daje nam jakość - to będziemy się starali ten poziom jakości wyrównać - zapewnił dyrektor.

- Jeśli zaś chodzi o ofensywę, to są te słynne klocki, które sobie układamy i przesuwamy. Myślę, że ktoś do przednich formacji przyjdzie, ale np. Dor Hugi zagra na skrzydle, zagra powiedzmy na dziewiątce, czy cofniętego napastnika, a mamy paru piłkarzy, którzy również zagrają nam na skrzydle, a także na środku, więc jest to kwestia ustawienia. Można też policzyć to po swojemu, sprowadzić kogoś, a potem okaże się, że mamy sześciu zawodników, których trener widzi na jednej pozycji i kwestia nawet nie tego, by sobie to ładnie rozpisać, bo nie o to chodzi, ale aby zdecydować i podzielić i wtedy uzupełnić lukę jeśli ona jest - zakończył Pasieczny.

Źródło: wislaportal.pl

===Wisła Kraków kończy współpracę z Tomaszem Pasiecznym Tomasz Pasieczny przestał pełnić obowiązki Dyrektora Sportowego Wisły Kraków. Projekt rozpoczęty w lipcu 2021 roku - mający na celu realizację polityki transferowej, a także organizację oraz koordynację pracy pionu sportowego - nie będzie kontynuowany.


04.03.2022r.

Redakcja


Dziękujemy za czas spędzony przy Reymonta. Życzymy powodzenia w dalszej karierze!

Źródło: wisla.krakow.pl