1933.06.04 Polska - Belgia 0:1

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Józef Kotlarczyk; Jan Kotlarczyk.

Skład Reprezentacji Polski:

Spirydion Albański - Pogoń Lwów

Henryk Martyna - Legia Warszawa

Jerzy Bułanow - Polonia Warszawa

Jan Kotlarczyk - Wisła Kraków

Józef Kotlarczyk - Wisła Kraków Grafika:Zmiana.PNG (36' Władysław Szczepaniak - Polonia Warszawa)

Karol Dziwisz - Ruch Wielkie Hajduki

Ewald Urban - Ruch Wielkie Hajduki

Michał Matyas - Pogoń Lwów Grafika:Zmiana.PNG (32' Edmund Giemsa - Ruch Wielkie Hajduki)

Józef Nawrot - Legia Warszawa

Karol Pazurek - Garbarnia Kraków

Gerard Wodarz - Ruch Wielkie Hajduki


Miejsce/Stadion: Warszawa.

Strzelcy bramek: Jean Brichaut 39'.

Selekcjoner: Józef Kałuża.

Spis treści

Opis meczu

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Jan Kotlarczyk i Józef Kotlarczyk:
    • Bracia Kotlarczykowie „wnieśli do gry … rutynę, doświadczenie, technikę i styl”. „Pomoc z Kotlarczykami i Dziwiszem zadowoliła… Kotlarczykom można zarzucić nie zawsze zadawalające utrzymywanie kontaktu ze swym napadem. Kiedy jednak miejsce kontuzjowanego Kotlarczyka I-go zajął Szczepaniak, stała się katastrofa; na środku utworzyła się niczem niewypełniona luka”. Zmiana nastąpiła w 35’ gry.
    • W 35 min. następuje tragiczny moment dla drużyny polskiej, gdy traci ona Kotlarczyka I, który na skutek odnowienia się kontuzji, doznanej na meczu z Garbarnią, musi opuścić boisko…
    • Po przerwie, kiedy już nie było mowy o powrocie Kotlarczyka I na boisko i gdy Belgowie otrzymali połowę za wiatrem , kieska nasza była przesadzona.
    • Do najlepszych graczy zaliczyć należy z drużyny polskiej Urbana w linji napadu, braci Kotlarczyków.
    • Dobrze spisała się natomiast linja pomocy, zwłaszcza bracia Kotlarczykowie, z których Kotlarczyk II był bodaj najlepszym.

Relacje prasowe

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1933, nr 23

Przegrywamy w stolicy z Belgia 0:1 i remisujemy w Krakowie 3:3.

Warszawa, 4 czerwca.

Pierwsze spotkanie międzypaństwowe w b. r. miało wszelkie widoki na zdobycie jak największej wartości propagandowej dla piłki nożnej w stolicy. Brak poważniejszych bowiem zawodów w sezonie wiosennym w stolicy spowodował, że publiczność warszawska, złakniona pięknego meczu, wybrała się tłum nie na powyższą imprezę. Poza tern wiele zainteresowania wznieciły wyniki po ostatniej, wyprawie Wisły do Belgji tak, iż boisko Legji zaległy dawno niewidziane masy gości przyjezdnych ze wszystkich niemal miast Polski, z których uruchomiono liczne pociągi i zorganizowano liczne wycieczki. Ponadto zwycięstwo, uzyskane przez Belgje przed dwoma laty w Brukseli, sprawiło, iż sport polski domagał się koniecznie od swoich reprezentantów rewanżu. Jeśli dodać do tego przepiękną, pogodę, dalej oprawę w postaci pięknego stad jonu D. O. K. N r 1, który pomieścił około 18.000 widzów. to nietrudno zrozumieć, iż potężne wartości propagandowe nasuwały się same przez się. A szkoda przegranego meczu przy tak olbrzymich masach widzów, w tern wiele osobistości, jest niepowetowana. Niedopisała, niestety, strona boiskowa, a także i organizacyjna.

Drużyna niedopisała, w czem winę ponosi nietylko jej słabsza, niestety, obecnie forma, ale zeszły się tu i inne czynniki, o których piszemy gdzieindziej. Również i organizacja zawodów, nieodpowiedni przydział biletów, względnie odmowa ich tam, gdzie należało wydać, narobiły kwasów i wiele nieprzyjemności, o których zresztą nie warto wspominać, a które niewątpliwie będą przedmiotem obrad walnych zgromadzeń zainteresowanych władz sportowych.

Przebieg gry.

Punktualnie o godz. 5-tej w biegają na boisko obie drużyny, powitane odegraniem przez orkiestrę wojskową hymnów państwowych Belgji i Polski. Wybieramy boisko z wiatrem , co wzmaga nasze szanse na zwycięstwo. Z miejsca przechodzimy do ofensywy i to energicznej. Raz po raz ataki nasze suną, jak lawina na bramkę przeciwnika, bramkarz Braet, podobnie, jak i tyły Belgów, mają ciężkie chwile. A atak ich ogranicza się do groźnych wypadów i raz Albański musi dobrze interwenjować, aby obronić silny strzał Sayesa, idący na bramkę z odległości 16 m. Motorem akcji ofensywnych napadu Polski jest Nawrot, doskonały technik, rozdzielający początkowa dobrze piłkę na skrzydła, z których lepsze re prezentuje bezwzględnie Urban. Zwolna też atak nasz wytwarza sobie dogodne sytuacje podbramkowe, z których Nawrot raz trafia w słupek, drugi raz zaś marnuje dobrą centrę Włodarza. Skrzydłowi polscy nie umieją jednak w porę centrować, a z drugiej strony Nawrot zmienia grę skrzydłami na grę trójką środkową, co wobec słabej formy łączników nie może dać efektu. Niedługo też powolny Matjas (32 min.) ustępuje miejsca Gemzie, przyczem zmiana ta nie wychodzi na korzyść zespołowi polskiemu, gdyż lepsze były wolniejsze i celowe podania Lwowianina, niż energiczne, ale niedokładne i nieprzemyślane piłki mało rutynowanego Ślązaka.

Moment załamania.

W 35 min. następuje tragiczny moment dla drużyny polskiej, gdy traci ona Kotlarczyka I, który na skutek odnowienia się kontuzji, doznanej na meczu z Garbarnią, musi opuścić boisko, a jego miejsce zastępuje Szczepaniak. Zanim gracz ten potrafił oswoić się z warunkami gry, już pada pierwsza i ostatnia bramka dnia. Prawoskrzydłowy Torfs przejeżdża prawą stronę naszych tyłów i do- środkowuje do nieobstawionego zupełnie prawego łącznika Brichaufa, który celnym strzałem w sam róg zdobywa w 39 min. nieuchronnie punkt, decydujący o zwycięstwie. Na parę minut przed końcem lewoskrzydłowy Belgów miał jeszcze możność podwyższenia wyniku.

Po przerwie, kiedy już nie było mowy o powrocie Kotlarczyka I na boisko i gdy Belgowie otrzymali połowę za wiatrem , kieska nasza była przesadzona.

Zaznacza się teraz coraz większa przewaga gości. którzy górują specjalnie szybkością. A tak polski nie rozumie się i gra nieskładnie. Hamulcem akcyj są łącznicy, a także i Włodarz w tej części gry nie usprawiedliwił nadziei, jakie w nim pokładano. Najlepszy Urban jest niewykorzystywany. Mimo to Albański poza obroną silnego strzału Torfsa i nieszczęśliwym wybiegiem, kiedy to ratował naszą bramkę Dziwisz, nie m a sposobności do wykazania swej klasy. Nie ma jej i Braet, gdyż mało energiczny napad naszej jedenastki nie umie energicznie wkroczyć, a Pazurek marnuje naw et przy końcu meczu stuprocentową pozycje do wyrównania, strzelając z 4 metrów bramkarzowi w ręce.

To już nie pech, ale nieudolność. Czujemy już, że przegramy, ale wrażenie naszej kieski i niższości psuje fatalnie ordynarnym „faulem“ Pazurek, kopiąc obrońcę belgijskiego, co wywołuje niesmak na całej widowni. W ostatniej minucie znoszą kontuzjonowanego Nawrota poczem słaby zresztą sędzia p. Cejnar (Praga) kończy te mało interesują ce zawody.

Do najlepszych graczy zaliczyć należy z drużyny polskiej Urbana w linji napadu, braci Kotlarczyków i Dziwisza w pomocy, oraz Albańskiego. Dawna „żelazna“ obrona nie mogła tym razem zaimponować. U Belgów najlepszy gracz na boisku, obrońca Dedeken, następnie środkowy pomocnik Hellemans i boczny van Ingelghen, oraz bramkarz Braet.

Skład drużyn był nast.: Belgja: Braet, Dedeken, Hoydonckx, van Ingelghen, Hellemans, Claessens, Torfs, Saeys, Brichaut, Voorhoof i van den Eynde. — Polska: Albański, Martyna, Bułanow, Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Dziwisz, Urban, Matjas, Nawrot, Pazurek i Włodarz.

Wrażenia z meczu .

15.000 widzów oglądało zawody piłkarskie Polska—Belgja, ale ten tłum ludzi nie czynił większego zgiełku, jak tysiąc kibiców na przeciętnej ligowej kopaninie. Gra nie zdołała widzów porwać, publiczność nie doczekała się emocji, iskra entuzjazmu ani razu nie przeleciała przez tłumy. Gra szara, niedociągnięcia dla laika naw et widoczne, wytworzyły nastrój pesymistyczny, który na dobitkę. ostatni incydent z Pazurkiem jeszcze pogłębił. Nie był to mecz propagandowy. Takie mecze nie zjednają piłce nożnej nowych zwolenników.

Do głównych powodów słabej gry, naszej drużyny zaliczam:

1) Trafiliśmy na okres dobrej kondycji Belgów. Trzeba przyznać, iż ich kondycja fizyczna była lepsza, niż nasza. Belgowie lepiej przetrzymali zawody, niż my.

2) Skład Polski nie był najlepszy. M\ usieliśmy zrezygnować z Kossoka, którego zdolność trzymania piłki przy nodze i łatwość strzału mogły być decydujące dla wyniku. Kontuzja Kotlarczyka I była również poważnem osłabieniem drużyny. Gdyby on grał do końca — to, przypuszczalnie, utrzymalibyśmy w polu tę przewagę, którą mieliśmy do przerwy. Z wielu sytuacyj możeby się zrobił jakiś karny rzut, udały korner i moglibyśmy remisować.

Od Gemzy i Matjasa stanowczo lepszym byłby Przeżdziecki, zwłaszcza, iż jest zgrany z Nawrotem. Dodać trzeba, iż Belgowie również nie grali w najlepszym składzie. Ich środkowego napastnika Capellego nie było w Warszawie, jak również Desmeta, który grał przeciw Wiśle.

Dziwisz udał się Kałuży. Był to obok Kotlarczyka I jedyny nasz gracz, który grał tak dobrze, jak jeszcze nigdy. Wszyscy inni gracze osiągnęli co najwyżej swą przeciętna formę. O drużynie polskiej można powiedzieć: defensywa zadowalniająca, atak słaby. W tyłach łatwo dawano sobie rady z przeciwnikiem, w ataku nic się nie kleiło. Właściwie pełnowartościowych pozycyj do strzału nie było. Włodarz, acz niezawodnie wielu oceniało jego grę, jako dobrą, centrował zbyt wcześnie i w linji prostej. Ten sam błąd popełniał Urban, którego podania do prawego łącznika w sytuacjach, które się prosiły o długą centrę, były błędami taktycznemi. Pomimo to dwójka Ruchu spisywała się w ataku najlepiej.

Nawrot tylko przez pierwsze pół godziny grał doskonale. Zorjentowawszy się, iż z łącznikami nie nawiąże kontaktu, inicjował ataki skrzydłowe.

System ten mógł przynieść Polsce zwycięstwo, gdyby skrzydłowi dociągali z piłką jak najbliżej do autu bramkowego i stamtąd oddawali centry w tył. Ja k wspomniałem, center takich nie było, a w drugiej połowie zdenerwowanemu Nawrotowi wymknęło się z ręki kierownictwo ataku. Dlaczego przegraliśmy?

Przed meczem ogólnie spodziewano się naszego zwycięstwa, chociaż skład polskiej drużyny, wobec zmiennej formy naszych wybrańców, nie mógł być dobrym. Liczono się przecież z tern, że gra się na własnem boisku, przy własnej publiczności i że drużyna belgijska będzie zmęczona podróżą i zmianą otoczenia i że wreszcie zespół jej doznał w ostatniej chwili osłabienia wobec braku środkowego napastnika, którym nie był ani Capella, ani też występujący przeciw Wiśle Desmet. W tych warunkach zupełnie jest jasnem , iż spodziewano się wygranej narodowej jedenastki i rewanżu za poprzednią porażkę w Brukseli, skoro przecież niedawno Wisła, występująca nawet przeciw nieco silniejszej reprezentacji Belgji, do tego przy sztucznem oświetleniu wieczorem i w stadjonie Heyzel w Brukseli, uzyskała rezultat 0:3.

Były to zatem argumenty, silnie przemawiające za naszem zwycięstwem, a jednak skoro przegrano i to zupełnie niepotrzebnie, były widocznie jakieś powody tej porażki. Doszukać się ich nietrudno. Kto był na meczu, kto widział zdenerwowanie naszej drużyny, ten widział, że w decydujących momentach ani Nawrot, ani też Pazurek z powodu braku opanowania się nerwowego, zawiedli. Już niewiele brakło, by goal został zdobyty, a tymczasem zawsze nie starczyło w ostatniej chwili im sił do zwycięstwa.

Powodem tego atmosfera, wytworzona przez szereg pism warszawskich, które w przededniu niemal meczu rozpętały ordynarną kampanję przeciw Nawrotowi, oraz kapitanowi związkowemu, p. Kałuży w związku z wystawieniem wymienionego zawodnika do reprezentacji. Cały tydzień, poprzedzający mecz z Belgją, słyszało się wszędzie tylko rozmowy na temat, czy Naw rot będzie grał, czy nie.

Z zajścia, jakie miało miejsce między graczami Legji, z zajścia, które nie zostało dotąd nawet przez odpowiednie czynniki wy j a ś n i o n e , stworzono niebywałą aferę, wypisywano całe szpalty na temat, czy Naw rot jest godzien podać rękę ministrów i belgijskiemu i t. p., nie licząc się z tem, iż cały przebieg tej kampanji był dokładnie znany reprezentantom Belgji, którzy o naszym sporcie „dobrego“ nabrali wyobrażenia. Czyż nie było odpowiedniej zająć się tą sprawą po ukończonych zawodach?

Polski Związek Piłki Nożnej, który winien był zająć odpowiednie stanowisko i zbadać dokładnie całą sprawę, skoro rzecz poruszono publicznie i rozdmuchano do niebywałych rozmiarów, ograniczył się do „bojaźliwego" komunikatu, iż n i c o sprawie Nawrota i jego kolegów nie wie, ponieważ mu o tem... nie doniesiono. Zapomniał znać ten „najpotężniejszy“ Związek, iż jego obowiązkiem było z urzędu wkroczyć w tę sprawę i wyjaśnić ją przed szeroką opinją publiczną. Jasnem za to było, iż badanie tej sprawy nie należy do kompetencji kapitana związkowego, który w danym wypadku działał zgodnie ze statutem związku, jedynie dlań obowiązującym, a nie zgodnie z poleceniami brukowej prasy, łaknącej sensacji. A taki zatem na jego osobę były zwyczajną nagonką.

Tak więc winę przegranej meczu mogą sobie przypisać ci, którzy wprowadzili nerwowe nastroje w drużynie polskiej, Ci, którzy sensacjami sztucznemi usiłowali na temat sprawy Naw rota rozbić w niej jedność i prowadzili napiętnowania godną kampanję, nie przebierającą w środkach, gdy tylko szło o niemiłe im osoby. Wyraziło się to nawet w ordynarnych okrzykach na boisku przeciw Nawrotowi!! Dobra sportu polskiego, ani też zwycięstwa drużyny polskiej nie mieli oni na oku! Do sprawy tej jeszcze powrócimy.

Ao


Kurjer Polski. R. 35, 1933, no 154

Belgja-Polska 1:0 (1:0)

Słaba gra obu zespołów Belgja grając w tym uczenie szóste swoje spotkanie — tym razem z Polską — powiedzmy otwarcie — wygrała dzięki szczęściu Szczęście sprzyjało Belgom od samego początku gry, gdyż w 20 minucie zeszedł z boiska poturbowany Matjas. a w kilka minut później Kotlarczyk I.

Matjasa zastąpił Giemza, nie zgrany z sąsiadami i o pewnych niedociągnięciach taktycznych które w grze jego dominowały. Nie zepsuł on jednak niczego.

Inna rzecz z kontuzją Kotlarczyka po której zrobiła się w… polskiej wielka luka. Szczepaniak, gra jacy w jego miejsce, był tylko z nazwiska środkowym pomocnikiem — i nic więcej.

Kapitan związkowy p. Kałuża nie miał co do tej obsady „szczęśliwej ręki”, mając do dyspozycji innych o wiele lepszych. Szczepaniak wykazał zupełną nieznajomość gry na tej pozycji.

Gdy te dwa filary naszej reprezentacji z boiska musiały się usunąć, kościec jej został bardzo silnie osłabiony. Gdy jeszcze do tego doda i my, że Nawrot grał niżej swej zwykłej formy, leniwie, bez serca do gry, to nie dziw, że nasze ataki się ni; kleiły i w konsekwencji mecz przegraliśmy z tego powodu.

Bodźcem, który naszą jedenastkę podciągnął był Kotlarczyk II, oraz skrzydła Włodarz i Urban, których centry dobrze mierzone i oddawane na polec przed bramką Belgów, nie znajdowały odbiorców, którzyby kierowali je do bramki przeciwników.

Najlepszymi na boisku byli Dziursz, który zupełnie zlikwidował skrzydło gości, wygrywając wszystkie pojedynki, następnie Albański, który stanął zupełnie na poziomie reprezentacyjnym — unicestwiając kilka groźnych strzałów belgijskiego napadu.

Jedynej bramki, którą puścił w pierwszej połowie, nie mógł obronić, gdyż obrona mu to zasłoniła.

Obrona nasza Martyna — Bułanow miała znacznie lepsze dnie od wczorajszego.

Drużyna Belgów okazała się wysoce przereklamowaną. Goście odznaczali się dobrym startem i przeciętną techniką Gdyby nasza drużyna grała w komplecie do końca, wynik byłby stanowczo dla nich niekorzystny.

Sędzia Cejnar jak zwykle prowadził zawody spokojnie , naogół bez zarzutu.

Zawody urządzono na stadjonie Legji, na którym zgromadziło się — mimo konkurencji zawodów hippicznych i wyścigów konnych — zgórą 12.000 widzów.

Przy wejściu drużyn na boisko odegrano hymny państwowe belgijski i polski.

Na zawodach obecny był poseł belgijski i wiele osób ze sfer dyplomatyczny