1934.07.03 Kraków - Vienna 0:1

Z Historia Wisły

Mecz rozegrano 4 lipca...

Grać mieli z Wisły: Aleksander Pychowski, Józef Kotlarczyk, Artur Woźniak, Antoni Łyko.

Doniesienia prasowe

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1934, nr 28

Vienna zwycięża Kraków 1:0 (0:0).

Kraków, 3 lipca.

Wiele obiecywano sobie ze spotkania sławnej drużyny wiedeńskiej z teamem Krakowa i słusznie, bo to, co publiczności krakowskiej zademonstrowali przed dwoma laty goście, było pokazem najpiękniejszego piłkarstwa w każdym kierunku. Niestety oczekiwania spełniły się tylko w malej mierze, a obserwacje nasuwają konieczność zajęcia się pewnemi czynnikami, które na meczu tym wybitnie zaznaczyły się.

Dla każdego, orjentującego się choćby tylko pobieżnie w jakości gry drużyn wiedeńskich, powadze spotkania drużyny reprezentacyjnej miasta z zawodowcami, dla których wynik jest kwestją ich wartości finansowej na przyszłość — łatwem do przewidzenia było, że spotkanie to łatwem do prowadzenia nie będzie.

Tymczasem krakowskie OKS, mające do dyspozycji doświadczonych na terenie międzynarodowym i w spotkaniach międzynarodowych sędziów, desygnuje człowieka nierutynowanego, pierwszy raz postawionego wobec poważnej drużyny zagranicznej i reprezentacji. Dobra wola i uczciwość tego sędziego ani na chwilę nie mogą ulegać wątpliwości, ale faktem jest, że na meczu tym nawet rutynowany sędzia miałby ciężkie zadanie, nic więc dziwne go, iż rozstrzygnięcia sędziego były jedną wielką pomyłką.

wynikającą z braku opanowania nerwowego i rutyny. W efekcie nietylko obie drużyny, ale cała dosłownie publiczność protestowała przeciw sposobowi prowadzenia gry Tylko zła wola lub lekkomyślność mogły zarządzie obsadę. która najwięcej szkody przynosi samemu Kolegium Sędziów, mającem przecież do dyspozycji wielu wytrawnych sędziów o renomie międzynarodowej. Trudno dziwić się potem temu, iż zagranicą tak kiepsko o naszych sędziach mówią.

Wracając do samych zawodów, stwierdzić należy, że piękne one nic były. Przedewszystkiem od samego początku zaznaczyła się twarda gra gości, którzy nie poprzestali na zwyciężaniu przeciwnika jakością samej gry, ale uciekali się do przemocy fizycznej, czego dawniej u Vienny nie widzieliśmy. Machu zasłużył solidnie na wykluczenie z tego powodu kilkakrotnie.

Fizyczna gra gości przestraszyła naszych napastników, którzy z respektem uchylali się od walki o piłkę szczególnie w pobliżu bramki Vienny. Dlatego też mimo częstego dochodzenia do bramki, pod nią możliwości nasze gwałtownie malały. Pojedyncze zawiązywanie walki nie dawały, rzecz oczyWisła , pożądanego rezultatu.

Gra głową u Vienny przerastała nas o klasę. Nietylko kondycja fizyczna o tem decydowała, ale także odważne pójście na piłkę, a nam tego brakowało.

Natomiast znacznie więcej spodziewano się od gości w grze kombinacyjnej. Coprawda piłka chodziła więcej celowo niż u naszych, pomocnicy także oddawali ją planowo naprzód, jednakże w sumie było tego mało, a nic porywającego i emocjonującego. Przy tym pokazie Wiedeńczyków mogliśmy wygrać, gdyby drużyna krakowska jako całość, osiągnęła trochę więcej nad przeciętność. Niestety, formacje ofenzywne posiadały takie luki, że w rezultacie nie były zdolne do zmuszenia przeciwnika do kapitulacji, tem więcej, że szczęścia też nie mieliśmy. Przewaga Krakowa w ostatnim kwadransie i wówczas zaistniałe pozycje do wyrównania wyniku, świadczyły wyraźnie, że przegrać nie powinno się było. W drużynie wiedeńskiej nie było słabych, ale też wybitnych punktów. Maszynowo współgrająca całość, tą właśnie współpracą górowała nad przeciwnikiem, słabszym także pod względem kondycyjnym Iepsi fizycznie goście, biegali lepiej i byli szybsi, a przedewszystkiem zwrotniejsi. W bramce grający Horeschofsky rzadko zmuszany był do wykazania swej prawdziwej klasy, natomiast posiadał dużo szczęścia przy strzałach z najbliższej odległości. Obrońcy Rainer i Kaller grali dobrze. Szczególnie Rainer mógł podobać się pewnością wykopu z każdej pozycji i świetnem ustawianiem się. Kaller — pomocnik, zastępujący jedynego nieobecnego Schmausa — przypominał z gry dobrego pomocnika.

Linja pomocy posiadała w Hofmannie podporę akcyj ofenzywnych, najlepszego gracza głową. Machu jak już zaznaczyliśmy — skuteczność przypisać mógł swej brutalności. Rezerwowy Necina dobry. W ataku wycofano Tagla, a w jego miejsce na środek wsławiono Maibecka. Mimo to akcjami ataku kierował, grający na prawym łączniku Geschweidl, doskonały dribler i taktyk, słabszy zato strzelec. Brosenbauer łącznie z Geschweidlem byli lepiej zgraną dwójką i tylko oni przypominali czasy chwały. Przesunięty na lewego łącznika Adelbrecht mniej korzystnie utrzymywał kontakt z Ertlem. Grze ataku brakowało tej finezji podań, niespodziewanych tricków, a wreszcie strzału. Austria i«)d tym względem okazała się lepszą. Drużyna krakowska nie zadowoliła.

Brakło jej spoistości, zdecydowanie. w walce o piłkę, a także szwankowała kondycja. Bez zarzutu grała tylko trójka obronna. Koszowski pracował spokojnie, lecz nerwowych skoków, wykazując wiele dobrej inicjatywy w grze przed bramką i w tłoku. Również i obrońcy zasłużyli na pochwałę, bo nie stracili opanowania do końca gry, nie bali się przyjąć walki z ostrym przeciwnikiem.

Do trójki omówionej dodać jeszcze trzeba obu skrajnych pomocników. Kotlarczyk II i Żiżka spełnili swe zadanie lepiej niż dobrze tak, że brak Mysiaka nie dał się nawet odczuć. Natomiast pokazuje się, że trudno będzie nadal znaleźć zastępcę dla Kotlarczyka Z na środku, jeżeli chce się utrzymać tę linję na poziomie międzynarodowym. Cebulak, grający do przerwy, nie czul się dobrze, za wolno dochodził do piłki, przegrywał pojedynki. Wymiana na Kreta okazała się jeszcze mniej wartościową, bo ten — grający ostatnio b. dobrze w swej drużynie — stracił wogóle kontakt z piłką, wyczekując na nią. zamiast atakować i szukać jej u przeciwnika.

Luka powstała w środku, musiała się odbić na grze ataku. Jednakże absolutnie nie może ona usprawiedliwić tego, z czem pokazał się atak krakowski. Ten nie potrafił utrzymać piłki oni na chwilę, nie zdobył się na zespolenie choćby 3 ludzi do wspólnej akcji, a już w pobliżu bramki był fatalny.

Dużo winy ponosi kierownik ataku, który nie miał zupełnie władzy nad nim, a także nad swemi niewątpliwemi umiejętnościami. Pazurek wyglądał mniej więcej podobnie, a Malczyk tylko do przerwy pożytecznie pracował dla Riesnera. Cała trójka zawiodła, a jeszcze większa jej wina leży w tem, że nie wyzyskała zupełnie skrzydłowych.

Skład drużyn i przebieg gry:

Vienna: Horeschofsky, Rainer, Kaller, Machu, Hofmann, Nasina, Brownbauer, Geschweidl, Maibeck, Adelbrecht, Ertl. — Kraków: Koszowski, Pychowski, Pająk, Kotlarczyk 11, Cebulak (Kret), Żiżka, Riesner, Malczyk, Artur, Pazurek, Łyko.

Pierwsze chwile należą do Krakowa, który dochodzi w pobliże bramki Vienny. Powoli Vienna równoważy grę i sama atakuje, skrzydłami, z których prawe gra efektowniej, dzięki Geschweidlowi. Kraków uzyskuje korner, to znowu Koszowski dobrze broni. W 25 min. strzał Riesnera piąstkuje bramkarz, a poprawiony strzał Artura broni ponownie.

W międzyczasie dochodzi do nieporozumień na skutek mylnych decyzyj sędziego, co jeszcze bardziej obniża jakość gry, dotąd nieświetnej. Po przerwie Kret nie istnieje dla ataku Vienny, który z łatwością dochodzi do strzałów, bronionych przez Hoszowskiego. Przez dłuższy czas Vienna jest w przewadze, a nasz atak wogóle nie gra. Ostra gra powoduje kontuzje. W 19 min. po targach uzyskuje Vienna korner, po którym w tłoku Adelbrecht szczęśliwie wpycha piłkę do siatki Teraz dopiero Kraków poczyna być energiczniejszym. Atak stwarza wiele sytuacyj, jakie wyjaśnia szczęśliwa gra Horeschofskiego, broniącego raz 3-kiotnic z najbliższej odległości. Potem znowu Pazurek z kilku kroków nie trafia do bramki, to Artur volleyem strzela obok. Pazurek trafia w słupek itd. Piłka wogóle nie chce. wejść do bramki. Zdenerwowani goście zaostrzają jeszcze bardziej grę. Żiżka opuszcza boisko. Wolne Krakowa natrafiają na mur ciał. Mimo znacznej przewagi, wyrównanie nie pada. Widzów 3.5011 osób


„Ilustrowany Kuryer Codzienny”

1934, nr 184 (5 VII)

Kraków, 4 lipca.

Pomysł oprowadzenia Vienny był w zasadzie szczęśliwy, tylko że wypadł w okresie, kiedy drużyna wiedeńska przeżywa kryzys, spadek formy. I mimo, że przyjechała w silnym składzie ze swojemi sława mi, jak Geschweidl, Hoffmann, Adelbrecht i in. Dio mogła drużyna wiedeńska zadowolić wybrednej publiczności krakowskiej, która pragnęła zobaczyć tę Viennę, która gromiła swego czasu na jubileuszu Cracovię białoczerwonych i Garbarnię.

Nietylko jednak goście byli tą stroną, która swą grą sprawiła pewien zawód publiczności krakowskiej, w większym może stopniu niedopisała swoja drużyna, choć ten ostatni fakt dla obserwującego drużyny krakowskie w obecnym sezonie nie powinien być specjalną niespodzianką. Kraków bowiem przyzwyczaił się do tego, że dzierżył zawsze prymat, a conajmniej walczył o niego usilnie i najwyżej mu go odbierano w decydującej ostatniej chwili.

Dziś tymczasem oswaja się każdy niemal z myślą, iż Ruch nie da sobie wyrwać mistrzostwa i że ma nań szanse „murowane”, stąd też drużyny krakowskie, nie mając silniejszego bodźca do pracy, nie idą naprzód w rozwoju, a w parze z tem idzie za stój, spadek formy, frekwencji itd. Publiczność bowiem lubi dobrą grę i żąda od odpowiedzialnych kierownictw klubów, zawodników, ażeby mu dostarczyli odpowiedniego widowiska, inaczej odwraca się od niego.

Przechodząc do przebiegu gry, stwierdzić trzeba, iż zawody należały do kategorii t. zw. „sennych” meczów, w szczególności w pierwszej połowie, kiedy i goście nie wysilali się zbytnio. Tempo było słabe, gra toczyła się bardzo często na środku, a pięknych kombinacyj z naszej strony niemal żadnych nie można było dostrzec. Bo chyba dwie piękne kombinacje między Arturem i Riesnerem, którzy podjechali niemal od połowy boiska aż ku bramce Wiedeńczyków, to jak na 45 mim. gry — to trochę zamało na reprezentacyjny atak Krakowa. Trzeba tu jednak z miejsca podkreślić, iż i obrona i likwidacja tych wypadów ze strony bramkarza wiedeńskiego była wspaniała. Zatrzymanie strzału Riesnera, a następnie obrona na samej linji piłki skierowanej głową przez Artura były naprawdę kapitalne.

Wiedeńczycy górowali nad naszym zespołem grą głową, kondycją fizyczną i przedewszystkiem temi zaletami, które cechują piłkę nożną, jako grę zespołową. Tam była współpraca między linjami, poszczególnymi graczami, wzajemne ustawianie się na pozycję zasłona napastników przez obronę w chwili prób atakowania bramkarza itp. — u nas za to gra egoistyczna w linji napadu, nieumiejętność ustawiania się, przegrywania pojedynków w grze głową, brak zrozumienia dla kombinacji, zdobywającej teren, za to dużo podawań do tylu i okręcanie się z piłką w najważniejszych momentach podbramkowych, kiedy się nie wie, co z piłką zrobić — oto krótki pobieżny obraz gry naszych zawodników w danym meczu. Najlepszym graczem gości w napadzie był środkowy Malbald, który stwarzał ustawicznie groźne sytuacje naszą bramką i dostarczał wiele kłopotu Koszewskiemu, który wywiązał się doskonale ze swego zadania. Ponadto wybijał się lewy pomocnik Machu (dalekie wyrzuty piłki z autu), obrońca Rainer, środkowy pomocnik Hoffmann i bramkarz Geschweidl wydaje się już za stary, ociężały.

Z naszej strony dopisali obrońcy, boczni pomocnicy, reszta słaba, a wymiana w drugiej połowie Cebulaka na Kreta, nie przyniosła korzyści zapewne z powodu tremy ostatniego, gdyż był to jego debjut w reprezentacji Krakowa. Linja napadu w całości nie dopisała, a Pazurkowi nie udało się żadnej, nadarzającej się mu częściej od innych sytuacji pod bramkowej wykorzystać.

W drugiej połowie gra była ciekawsza, gdyż Wiedeńczycy zaczęli od początku energiczniej atakować. Pomimo to team krakowski miał parokrotne wspaniałe sposobności do zdobycia prowadzenia. Przedewszystkiem kiedy wypad Łyki zakończył się w 10 min. kornerem — po rzucie rożnym nastąpiło niebywale zamieszanie pod bramką gości, którzy bronią się następnym kornerem, teraz jednak Artur przestrzeliwuje voleyem.

Decydująca o zwycięstwie Wiedeńczyków bramka padła w 20 min. po rzucie rożnym ze strzału Adelbrechta w zamieszaniu podbramkowem. Rzut rożny był następstwem paru błędnych rozstrzygnięć sędziego p. Knobla, przeciw którego decyzjom publiczność dość często energicznie demonstrowała. W przyszłości Krakowskie Kolegjum Sędziów winno wyznaczać na poważniejsze międzynarodowe zawody bardziej rutynowanego arbitra.

Na kwadrans przed końcem Żiżka doznaje kontuzji przy wyskoku do górnej piłki, opuszcza boisko, a jego miejsce zajmuje Jezierski. Im bliżej końca, tem goście bronią się energiczniej i ograniczają się do utrzymania wyniku. Ich system obronny okazał się skutecznym, gdyż opuszczają boisko, jako zwycięzcy. A przecież można było tym razem tak łatwo z nimi wygrać...

Skład drużyn walczących przedstawiał się nast.: Vienna — Horeschofsky, Rainer, Kaller, Nizina, Hoffmann, Machu, Brosenbauer, Geschweidl, Malbald, Adelbrecht i Ertl. Kraków — Hoszowski, Pychowski, Pająk, Kotłarczyk II, Cebulak, (Kret), Żiżka, Riesner, Malczyk, Artur, Pazurek I. t Łyko. Widzów 3.000.


Relacje: [1] [2] [3]