1935.12.01 Warszawianka - Wisła Kraków 1:3

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 21: Linia 21:
[[Grafika:IKC 1935-12-03a1.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:IKC 1935-12-03a1.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:IKC 1935-12-03a2.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:IKC 1935-12-03a2.JPG|thumb|right|200 px]]
 +
[[Grafika:Raz, Dwa, Trzy 1935-12-03a.jpg‎|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:Polonia 1935-12-02.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:Polonia 1935-12-02.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:Ilustrowana Republika 1935-12-02.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:Ilustrowana Republika 1935-12-02.JPG|thumb|right|200 px]]

Wersja z dnia 13:17, 19 sty 2015

1935.12.01, I Liga, 20.kolejka, Warszawa, Stadion Warszawianki,
Warszawianka Warszawa 1:3 (0:0) Wisła Kraków
widzów: 3.000
sędzia: Franciszek Krukowski z Warszawy
Bramki



Pirych 89'
0:1
0:2
0:3
1:3
48' Antoni Łyko
78' Artur Woźniak
82' Henryk Kopeć

Warszawianka Warszawa
2-3-5
Rudnicki
Zarzycki
Ziemian
Sochan
Sroczyński
Metteraich
Stollenwerk
Kniota
Smoczek
Pirych
Wieczorek

trener:
Wisła Kraków
2-3-5
Maksymilian Koźmin
Stanisław Szczepanik
Władysław Szumilas
Józef Kotlarczyk
Jan Kotlarczyk
Mieczysław Jezierski
Bolesław Habowski
Henryk Kopeć
Artur Woźniak
Kazimierz Sołtysik
Antoni Łyko

trener: brak

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

Przegląd Sportowy numer 130/1935 strona 3

Ładny finisz Wisły Warszawianka przegrywa na własnem boisku 1:3 (0:0)

Warszawa, 1.12. - Wisła - Warszawianka 3:1 (0:0). Bramki dla Wisły: Łyko, Artur, Kopeć; dla Warszawianki: Pirych. Sędziował p. Krukowski.

Należy się

Wisła pięknym finiszem wywindowała się na czwarte miejsce. Po meczu niedzielnym przyznajemy, że zaszczytna lokata ta jest w zupełności zasłużona! Grą swą przypomniała nam Wisła dobre czasy podwawelskiego futbolu. Było w niej tyle wartościowych pierwiastków, że zaczynamy wierzyć w renesans krakowskiego piłkarstwa.

Koźmin, Łyko i Habowski
Koźmin, Łyko i Habowski

Wyliczamy więc: dobra technika, dobra gra głową, pomysłowość akcyj, daleko posunięte zrozumienie gry pozycyjnej (krycie i racjonalne wybieganie), młodzieńczy zapał i ambicja w połączeniu z rutyną i spokojem.

Wisła grała w pełnem tego słowa znaczeniu. Była nie jedenastką luźnych piłkarzy, lecz wyrównanym jednolitym zespołem, w którym sprawnie zazębiały się wszystkie [?]czka.

Pozatem: gracze Wisły myśleli. Myśleli przez cały czas zarówno pod własną bramką, jak i w okolicy sanktuarjum przeciwnika. Każdy krok był celowy, a wybiegano tam, dokąd dojść mogła piłka, nie rzucano się na oślep w wir walki.

Przed i po przerwie

W pierwszej połowie, walcząc z wiatrem i silnym naporem Warszawianki umiano doskonale rozłożyć pracę i pracę to samo w zarodku już paraliżować groźniejsze zamysły przeciwnika.

Przykładowa była współpraca pomocy z obroną. Sukurs jakie formacje te otrzymywały bardzo często ze strony napadu, przedewszystkiem łączników, nie miał przytem nigdy charakteru gry wybitnie defensywnej. Każde cofnięcie się Kopecia, Sołtysika, lub nawet Artura było równoznaczne z natychmiastowem przeniesieniem akcji do przodu. Było to umiejętne odciążanie defensywy bez równoczesnego osłabienia swej siły ofensywnej.

Po przerwie, gdy warunki były sprzyjające (gra z wiatrem), ciężar pracy przeniósł się na pierwszą linję, która skolei liczyć mogła zawsze na wsparcie ze strony własnych rezerw.

Gdy dwu robi to samo...

Warszawianka grała również ambitnie, pracowała i biegała. Łącznicy niemniej pilnie cofali się do tyłu, a jednak... A jednak efekt nie był taki sam! Gra Warszawianki miała zawsze charakter improwizacji, akcje rozwijały się przy wielkiej dozie przypadku, piłka szła niezawsze tam, dokąd chciano ją właściwie ekspedjować.

Pirych strzela gola
Pirych strzela gola

Warszawianka miała w pierwszej połowie znacznie więcej z gry, miała i po przerwie okresy przewagi, uzyskiwano ją jednak nakładem żmudnej "harówki", nakładem nadmiernych biegów i nadmiernego wysiłku fizycznego. Dlaczego? Ponieważ Warszawianka była w całości technicznie słabsza, a stąd nie mogła poświęcać tyle uwagi koncepcji gry. Była mniej wyrównana i mniej lotna w pomysłach.

Na usprawiedliwienie podać można: luki w składzie, mniej wybalansowany zespół, a zatem i trudność utrzymania gry na jednolitym poziomie.

Rekapitulujemy

Wisła wygrała zasłużenie, będąc zespołem lepszym! Przewyższała Warszawiankę w linji napadu i pomocy, a bramkarz był conajmniej równorzędny! Obrona...

Z obroną już inna sprawa! Nie była ona u wiślaków tak zła, jak przypuszczaliśmy, jednak biorąc nawet pod uwagę silny wiatr, wypaczający wykopy - stwierdzamy: obrona czerwonych nie dorównuje klasą innym linjom.

Warszawianka nie osiągnęła najlepszego swego poziomu. Miała wprawdzie kilku doskonałych pozycyh, jednak zabrakło szczęścia, by mecz wygrać czy uzyskać korzystniejszy wynik z... silniejszym przeciwnikiem.

W rezultacie: sprawiedliwości stało się zadość.

Składy i krytyka

Drużyny wystąpiły w następujących składach:
Wisła: Koźmin, Szczepanik, Szumilas, Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Jezierski, Habowski, Kopeć, Artur, Sołtysik, Łyko.
Warszawianka: Rudnicki, Zarzycki, Ziemian, Sochan, Sroczyński, Metteraich, Stollenwerk, Kniota, Smoczek, Pirych, Wieczorek.

Bramkarze wywiązali się ze swego zadania. Bramkarz Wisły miał kilka efektownych momentów przy wyłapywaniu górnych piłek. Niepotrzebnie wybiegł w ostatniej minucie. Kosztowało to bramkę. Jachimek był w utracie punktów bez winy.

Madejski ustąpił miejsca w bramce Koźminowi
Madejski ustąpił miejsca w bramce Koźminowi

Obrońcy nie reprezentowali poważniejszej klasy. Ziemian i Zarzycki rzucali na szalę szybkość i energję, natomiast Szumilas i Szczepanik lepiej się ustawiali. Wykopy wszystkich pozostawiały wiele do życzenia.

Z bocznych pomocników najlepiej wypadli Kotlarczyk II. Grał spokojnie, dojrzale. Nie denerwował się, czując swą wyższość. Jezierski spisywał się zupełnie dobrze i nie odbiegał zbytnio od poziomu swych kolegów. Czasami odkrywał skrzydłowego.

Metternich był bardziej agresywny, niż Sochan, który ograniczał się prawie wyłącznie do defensywy.

Poważne zastrzeżenia nasuwa natomiast zachowanie się Metteraicha, który nietylko wykazywał afirmację do nieczystej gry, ale pozwalał sobie na niesportowe wyrzucanie piłki (przy rzutach wolnych dla Wisły), co należało bezwzględnie skarcić.

Środkowi pomocnicy: Kotlarczyk I górował o klasę nad Sroczyńskim. Podania jego są zawsze jeszcze bez konkurencji, gra jednak już ostrożniej, nie szluje lekkomyślnie atakami, nie wysuwa się zbyt daleko do przodu. Dobrze się ustawia i umiejętnie dyryguje sąsiadami.

Sroczyński pracował jak umiał, prymitywnie i surowo z wielką dozą ambicji.

Środkowi napastnicy: Pierwszeństwo należy się Arturowi. Uwijał się przez 90 minut po całem boisku, dyrygował mądrze i dowcipnie kolegami, wypracował doskonale pierwszą bramkę i ładnie strzelił drugą; Wady: przeciąganie dribblingów, gra ze skrzydłowymi udaje się jedynie wówczas gdy sam zapędzi się na pozycję łącznika, podania bezpośrednio na flankę należą do rzadkości, łajanie kolegów!

Smoczek miał tylko momenty. Były czasami naprawdę wysokiej marki, ale w sumie znalazło się ich zbyt mało, by grę w całości uznać za dobrą.

Łącznicy: Wszyscy bardzo pracowici. Wiślacy technicznie dokładniejsi ze zrozumieniem nieszablonowej gry kombinacyjnej. Podania równoległe szły w parze z wybiegami do przodu. Często pracowano pomiędzy pomocą a atakiem. Kniota i Pirych bardzo agresywni, przeważnie ograniczali się do akcyj indywidualnych i dalekich strzałów. U Pirycha były one silniejsze, niż u Knioty.

Z czterech skrzydłowych na miano pełnowartościowego zasłużył tylko Łyko. Z przyjemnością oglądało się go w akcji. Dobrze uciekał, umiejętnie mylił przeciwnika i centrował w biegu. Poważne zadatki na stylowego skrzydłowego! Habowski znacznie słabszy. Na dalszem miejscu Stollenwerk i zupełnie niezdarny Wieczorek.

Gra

W pierwszej połowie przewaga Warszawianki, grającej z wiatrem, w drugiej atakuje więcej Wisła, Warszawianka ma jednak kilka niebezpieczniejszych okresów. Pod koniec krakowanie panują na boisku.

Pierwsza bramka w 3-ej min. po przerwie ze strzały Łyki po ładnie przeprowadzonem zagraniu Artura, druga w 33-ej ze strzału Artura, który przejął centrę Habowskiego, trzecia z przeboju przykładnie wypuszczonego Kopecia w 39-ej min.

Punkt honorowy dla Warszawianki był dziełem nieporozumienia obrońcy i bramkarza. Autor - Pirych w 44-ej min.

Sędzia

P. Krukowski spisywał się słabo, mimo, że mecz był łatwy. Odgwizdywał stoprocent nastrzelone ręce, ślepo szedł za wskazówkami bocznych, mimo, że były one często błędne (spalone), również ocena faulów niezawsze słuszna.

Publiczność w skromnej ilości, naogół spokojna, pod koniec doppingowała wyraźnie Wisłę.


[źródło]: http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1935/numer130/imagepages/image3.htm