1936.06.14 Wisła Kraków - ŁKS Łódź 3:1

Z Historia Wisły

1936.06.14, I Liga, 8. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:45
Wisła Kraków 3:1 (2:1) ŁKS Łódź
widzów: 1.500-2.500
sędzia: Arnold Haussmann ze Lwowa
Bramki
Antoni Łyko (k) 10'

Antoni Łyko (k) 35'
Zatorski / Filek (g) 85'
1:0
1:1
2:1
3:1

14' Henryk Koczewski "Wolski"

Wisła Kraków
2-3-5
Edward Madejski
Stanisław Cholewa
Władysław Szumilas
Józef Kotlarczyk
Jan Kotlarczyk
Mieczysław Jezierski
Bolesław Habowski
Henryk Kopeć
"Władysławski" - Zatorski / Filek
Kazimierz Sołtysik
Antoni Łyko

trener: brak
ŁKS Łódź
2-3-5
Stanisław Andrzejewski
Władysław Karasiak
Stefan Fliegel
Władysław Pegza I
Alojzy Welnitz
Eugeniusz Tadeusiewicz
Edmund Gątkiewicz
Henryk Koczewski "Wolski"
Antoni Lewandowski
Stefan Sowiak
Władysław Król

trener: Lajos Czeisler
Władysławski - Władysław Filek (1935-49) lub Henryk Zatorski (1933-36). Spore wątpliwości, Gowarzewski twierdzi, że "Władysławskim" nazywano Zatorskiego, Władysław Filek zarzeka się, że był to on. Skłaniałbym się ku tej drugiej wersji.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

Zgubiły ich ręce!
Dwa karne przeciw ŁKS-owi w Krakowie



Kraków, 14.6. - Tel. wł. - Wisła - ŁKS 3:1 (2:1). Bramki dla Wisły uzyskał Łyko z karnego 2 i Władysławski, dla ŁKS: Wolski. Sędzia p. Hausman ze Lwowa. Publiczności 2.500.

Wisła: Madejski; Cholewa, Szumilas; Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Jezierski; Habowski, Kopeć, Władysławski, Sołtysik, Łyko.

ŁKS: Andrzejewski; Karasiak, Fliegel; Pegza I, Welnitz, Tadeusiewicz; Gątkiewicz, Wolski, Lewandowski, Sowiak, Król.

Gdy jedenastka ŁKS zastanawiać się będzie kiedyś nad przyczyną tej przegranej, będzie mogła ją wówczas krótko zdefinjować "to dzieło naszych rąk". Dzieło dwu rąk Karasiaka i Pegzy, które w ułamku sekundy zahamowały bieg piłki na polu karnem i skierowały ją temsamem w formie rzutów karnych do własnej bramki. Trudno filozofować, co by było - gdyby, ale trudno też przyjąć, że w normalnych warunkach, to jest bez tych karnych, wynik opiewałby inaczej, aniżeli 1:1 lub 0:0. Raczej przyjąć należałoby tę drugą ewentualność, biorąc za podstawę fakt, że w wyniku zademonstrowanych na boisku akcyj obie strony nie zdobyłyby się na normalne strzelenie bramek.

Nie zapowiadało się to z samego początku. Formacje ŁKS pracowały przez pierwszych 20 minut zupełnie sprawnie. Pomoc utrzymywała kontakt z własną bramką i atakiem. Ofenzywa bez trudności zdobywała teren. Szczególnie łatwo szło to Gątkiewiczowi, któy w tym okresie przewyższał nawet renomowanego Króla i wraz z Wolskim i Lewandowskim ciekawemi przyziemnemi posunięciami przedostawał się pod bramkę przeciwnika. Na tem kończyły się jednak zapędy łodzian, któzy z odległości 16 m. od bramki tracili pęd i kończyli akcję słabemi strzałami. Po 20 minutach i to się urwało. Atak opadł na siłach, by odezwać się znów w pierwszym kwadransie po przerwie. Widać było dalej w akcji pomoc, grawitującą coraz bardziej ku ostrej grze, w czem celował szczególnie Welnitz.

Wisła cierpi - na brak Artura! Madejski w bramce zagrał doprawdy wspaniale, a rezerwowy towarzysz Szumilasa - Cholewa popełnił kilka błędów, mogących zakończyć się gorszemi konsekwencjami. Również wybitna poprawa Jezierskiego nie zmieniła formy ataku, któremu brak kierownika. Młody Władysławski nie umie jeszcze utrzymać kierowniczej batuty. Nie potrafi realizować nawet prostych pozycyj, jak strzał z 1 metra do pustej bramki. Atak Wisły idzie więc do przodu dzięki Łyce i Habowskiemu, którym od czasu do czasu akompanjują łącznicy. Że jednak ten akompanjament jest słaby, więc ogólny ton kwintetu wypada również słabo.

Sam przebieg spotkania nadawałby się raczej do "udźwiękowienia". Dużo było gadania, targowania się, lamentów i przeraźliwych gwizdów, które tu i ówdzie przerywały monotonję gry. Sędzia mylił się sporo, doprowadzając i tak już gorące temperamenty do jeszcze większego wrzenia. Na szczęście skończyło się na mniej lub bardziej pokonanych kostkach.

Prowadzenie przychodzi dość niespodziewanie. Wysoką centrę Habowskiego Karasiak chwyta zupełnie niepotrzebnie ręką. Resztę załatwia Łyko. Podniecony tem ŁKS rusza naprzód jak lawina i momentalnie uzyskuje wyrównanie z akcji Wolskiego. Znów trochę gry zmiennej i w 35 minucie sytuacja się powtarza. Tym razem grzeszy ręka Pegzy, a Łyko jest znów celnym egzekutorem.

Po pauzie Król idzie na łąćznika i łodzianie przeważają przez pierwszy kwadrans. Kończy się jednak na tem, iż wśród gry coraz bardziej monotonnej wzrasta przewaga gospodarzy i Władysławski po kilku zaprzepaszczonych sytuacjach ustala wynik w 40-ej minucie na 3:1.


źródło: http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1936/numer050/imagepages/image2.htm