1938.05.01 Wisła Kraków - Cracovia 2:2

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 77: Linia 77:
Jeśli chodzi o grę, jej przebieg i poziom, to jest rzeczą zrozumiała, że pod wpływem ciężaru psychicznego ucierpiała jakość. Byliśmy więc świadkami zmagań chwilami ciekawych, ale chwilami wpadających w schemat. Środki były różnorakie. Początkowo grano szybko, później wskazówka opadła. Cracovia wytrzymała lepiej pod względem kondycyjnym i miała przewagę w drugiej połowie.
Jeśli chodzi o grę, jej przebieg i poziom, to jest rzeczą zrozumiała, że pod wpływem ciężaru psychicznego ucierpiała jakość. Byliśmy więc świadkami zmagań chwilami ciekawych, ale chwilami wpadających w schemat. Środki były różnorakie. Początkowo grano szybko, później wskazówka opadła. Cracovia wytrzymała lepiej pod względem kondycyjnym i miała przewagę w drugiej połowie.
Bramki zaczęły się sypać od czwartej minuty, gdy Gracz minąwszy obrońców niespodziewanie strzelił w róg. Cracovia podekscytowana przeszła do kontrofensywy i wyrównała niebawem przez Szeligę. Ale znów starcie Gracza z Pawłowskim i Wisła prowadzi w 21-ej minucie 2:1. Już w cztery minuty później Majeran bije wolnego, a Roczniak w ostatniej chwili dopełnia reszty. Do przerwy ataki zmieniają się szybko, przy czym Wisła jest groźniejsza, gdyż Gracz stwarza niebezpieczne sytuacje. Po przerwie jeszcze 15 minut gry równej, potem Cracovia coraz częściej jest przy głosie. Mecz mógł wygrać Szeliga gdy w 33-ej minucie znalazł się pod bramką. Strzelił jednak w bramkarza i wynik pozostał 2:2.
Bramki zaczęły się sypać od czwartej minuty, gdy Gracz minąwszy obrońców niespodziewanie strzelił w róg. Cracovia podekscytowana przeszła do kontrofensywy i wyrównała niebawem przez Szeligę. Ale znów starcie Gracza z Pawłowskim i Wisła prowadzi w 21-ej minucie 2:1. Już w cztery minuty później Majeran bije wolnego, a Roczniak w ostatniej chwili dopełnia reszty. Do przerwy ataki zmieniają się szybko, przy czym Wisła jest groźniejsza, gdyż Gracz stwarza niebezpieczne sytuacje. Po przerwie jeszcze 15 minut gry równej, potem Cracovia coraz częściej jest przy głosie. Mecz mógł wygrać Szeliga gdy w 33-ej minucie znalazł się pod bramką. Strzelił jednak w bramkarza i wynik pozostał 2:2.
 +
 +
==Wspomnienia==
 +
===Jerzy Jurowicz===
 +
Następnej niedzieli czekał nas mecz z Cracovią, do którego biało-czerwoni przystępowali jako mistrz Polski. Wielkie derby miały być dla mnie nowym, poważnym
 +
egzaminem. Wcześniej niż zwykle przyszedłem tego dnia do szatni. Stadion huczał już gwarem rozmów. Byłem początkowo spokojny, ale później nastrój przedmeczowej tremy udzielił się i mnie. Siedząc na ławce pod ścianą małej, ciemnej szatni koledzy przebierali się, narzekając na niedopasowane buty i
 +
rzekomo ciasne koszulki. Były to oczywiście urojone wymysły, w zdenerwowaniu urastające jednak do problemów. Każdy z graczy starał się ubierać w rzeczy już używane – nowe według tradycji piłkarskiej nie przynosiły bowiem szczęścia. W myśl tej samej niepisanej, ale konsekwentnie zachowywanej tradycji wstrzymywałem się zawsze z podpisywaniem listy zawodników. Czyniłem to dopiero jako trzeci lub czwarty z kolei, mimo że pozycja bramkarza figurowała na początku protokołu.
 +
 +
Po przebraniu wybiegliśmy przed szatnię i następował teraz ceremoniał próbowania piłek, których kilka znajdowało się zawsze w zapasie. Najlepiej grać było piłką już raz poprzednio użytą – ale wybór zależał również od pogody, wiatru i terenu. Powróciwszy do szatni skupiliśmy się wokół trenera. Był nim wtedy były lewoskrzydłowy praskiej Sparty, znany internacjonał – Mazal. Krótko streścił nam taktykę gry, jakiej winniśmy się trzymać i rozdzielił zadania. Jeszcze kierownik rzucił kilka uwag o fair grze – i dobijając buty o framugę drzwi wybiegliśmy na boisko.
 +
 +
Po chwili na zielonej murawie pojawili się piłkarze biało-czerwonych, witani z trybun skandowanymi wierszami:
 +
 +
''Korbas strzeli gola, bo już taka nasza wola''
 +
 +
Lub
 +
 +
''Już Cracovii idzie składnie, zaraz pewnie bramka padnie''
 +
 +
Mimo gorącego dopingu, zawody nie przyniosły jednak biało-czerwonym oczekiwanego sukcesu. Mecz, jak to się najczęściej w historii „świętych wojen” zdarzało, zakończył się wynikiem remisowym.
 +

Wersja z dnia 08:49, 16 wrz 2015

1938.05.01, I ligi, 3. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:00
Wisła Kraków 2:2 (2:2) Cracovia
widzów: 8.000
sędzia: Wacław Kuchar ze Lwowa
Bramki
Mieczysław Gracz 4'

Mieczysław Gracz 21'

1:0
1:1
2:1
2:2

8' Czesław Strąk Szeliga

25' Tadeusz Roczniak
Wisła Kraków
2-3-5
Jerzy Jurowicz
Władysław Szumilas
Alojzy Sitko
Kotlarczyk lub Filek
Franciszek Gierczyński
Grafika:Kontuzja.pngAntoni Dzierwa
Bolesław Habowski
Antoni Ogrodziński
Mieczysław Gracz
Artur Woźniak
Antoni Łyko

trener: brak
Cracovia
2-3-5
Władysław Pawłowski
Stefan Lasota
Jan Pająk
Wilhelm Góra
Roman Grünberg
Klemens Majeran
Zdzisław Skalski
Tadeusz Roczniak
Józef Korbas
Czesław Strąk Szeliga
Bolesław Płachta

trener: Ferenc Plattkó
Ostatni ligowy mecz Antoniego Dzierwy
Według "IKC" grał w pomocy Michał Filek, a nie Józef Kotlarczyk - to samo twierdzi "Głos Narodu" pisząc wręcz o zastąpieniu Kotlarczyka przez Filka w tym meczu...

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Spis treści

Relacje prasowe

"Przegląd Sportowy" z 1938.05.02

Kraków. 1.5. – Tel. wł. – Cracovia-Wisła 2:2 (2:2). Bramki strzelili dla Wisły: Gracz w dla Cracovii Szeliga i Roczniak. Sędzia p. Kuchar ze Lwowa. Widzów 7.000. Cracovia: Pawłowski; Lasota, Pająk; Góra, Grünberg, Majeran; Skalski, Roczniak, Korbas, Szeliga, Płachta.

Wisła: Jurowicz; Szumilas, Sitko; Kotlarczyk, Gierczyński, Dzierwa; Habowski, Ogrodziński, Gracz, Artur, Łyko. Można było właściwie wyjść z meczu na kwadrans przed pauzą. Od tej chwili wynik nie uległ już bowiem zmianie.

Kto nie był jednak świadkiem walki Cracovia - Wisła, kto nie umiał wczuć się we fluid unoszący nad trybunami, ten meczu tego nigdy nie zrozumie.

Mecz Cracovia - Wisła to widowisko specyficzne, pełnie wielkich napięć i wyładowań. Dzisiejsze spotkanie miało jednak jeszcze jeden moment, który przyczynił się wybitnie do spotęgowania napięcia. Czynnikiem tym były bramki. Padały one od samego początku. Padały ze zmiennym szczęściem. Przez 25 minut ważyły się losy to w jedną to w drugą stronę. Trybuna falowała, to znów zamierała w bezruchu. Zależnie którą stronę darzyła sympatiami.

Później bramek zabrakło, pozostały tylko dobre chęci. Po pauzie sytuacja zmieniła się. Początkowo obustronne zmagania, a później lepsza gra Cracovii. Znów wzmógł się moment napięcia. Jedni czekali z drżeniem serca na "realizację", drudzy, "modlili się", by chłopcy ich dali z siebie wszystko i nie dopuścili do klęski. Tak płynęły długie minuty, które... nie przyniosły zmiany. Widz oddychał z ulgą i wychodził za bramę. Miał dość naprężenia, pozostał czas na spokojną analizę i krytykę.

Cracovia tym razem szczególnie dobrze wytrzymała próbę psychiczną. Już w czwartej minucie przeciwnik jej prowadził 1:0, a w meczu Wisła - Cracovia zdobyć prowadzenie, to - połowa sukcesu. Ledwie udało się "białoczerwonym" wyrównać, a już Wisła znów prowadziła. Jednak i to nie załamało Cracovii. Nie dała jednak drugiego dowodu - bitności. Nie potrafiła zebrać owoców, które wyrastały z jej poczynań. Nie wystarczy bowiem podjeżdżać pod bramkę. Kto nie strzela, ten nie wygrywa.

Przyczyn impotencji strzałowej nie trzeba szukać daleko. Tkwią one w braku Zembaczyńskiego na lewym skrzydle i prawego łącznika, już chociażby takiego, jak ostatnio Stępień. Praca dwójki Korbas - Szeliga, nie wystarcza, gdyż nie ma ona możności rozszerzenia swych poczynań, szczególnie gdy bojowy Skalski marnuje się na skrzydle.

Reszta drużyny nie odbiegła od normalnego poziomu. Pomoc rozegrała się na dobre po pauzie, przy czym zanotować należy poprawę Majerana.

W obozie Wisły widzimy poprawę na dwóch ważnych pozycjach. Przesunięcie Gracza na środek okazało się trafną decyzją, gdyż trójka nabrała rozmachu. Artur jest ostatnio wolny, brak mu zaciętości. Walory te posiada natomiast Gracz. Odbiło się to oczywiście korzystnie na grze reszty i gdyby nie wypompowanie się Artura w drugiej połowie, atak Wisły wytrzymałby tempo.

Drugim silnym punktem jest Gierczyński, u którego znać poprawę. Dodajmy do tego parę twardych i pewnych obrońców, a uzyskamy całość, której można zarzucić jedynie to, że w ostatnich 30 minutach nie wytrzymała tempa.

Jeśli chodzi o grę, jej przebieg i poziom, to jest rzeczą zrozumiała, że pod wpływem ciężaru psychicznego ucierpiała jakość. Byliśmy więc świadkami zmagań chwilami ciekawych, ale chwilami wpadających w schemat. Środki były różnorakie. Początkowo grano szybko, później wskazówka opadła. Cracovia wytrzymała lepiej pod względem kondycyjnym i miała przewagę w drugiej połowie. Bramki zaczęły się sypać od czwartej minuty, gdy Gracz minąwszy obrońców niespodziewanie strzelił w róg. Cracovia podekscytowana przeszła do kontrofensywy i wyrównała niebawem przez Szeligę. Ale znów starcie Gracza z Pawłowskim i Wisła prowadzi w 21-ej minucie 2:1. Już w cztery minuty później Majeran bije wolnego, a Roczniak w ostatniej chwili dopełnia reszty. Do przerwy ataki zmieniają się szybko, przy czym Wisła jest groźniejsza, gdyż Gracz stwarza niebezpieczne sytuacje. Po przerwie jeszcze 15 minut gry równej, potem Cracovia coraz częściej jest przy głosie. Mecz mógł wygrać Szeliga gdy w 33-ej minucie znalazł się pod bramką. Strzelił jednak w bramkarza i wynik pozostał 2:2.

Wspomnienia

Jerzy Jurowicz

Następnej niedzieli czekał nas mecz z Cracovią, do którego biało-czerwoni przystępowali jako mistrz Polski. Wielkie derby miały być dla mnie nowym, poważnym egzaminem. Wcześniej niż zwykle przyszedłem tego dnia do szatni. Stadion huczał już gwarem rozmów. Byłem początkowo spokojny, ale później nastrój przedmeczowej tremy udzielił się i mnie. Siedząc na ławce pod ścianą małej, ciemnej szatni koledzy przebierali się, narzekając na niedopasowane buty i rzekomo ciasne koszulki. Były to oczywiście urojone wymysły, w zdenerwowaniu urastające jednak do problemów. Każdy z graczy starał się ubierać w rzeczy już używane – nowe według tradycji piłkarskiej nie przynosiły bowiem szczęścia. W myśl tej samej niepisanej, ale konsekwentnie zachowywanej tradycji wstrzymywałem się zawsze z podpisywaniem listy zawodników. Czyniłem to dopiero jako trzeci lub czwarty z kolei, mimo że pozycja bramkarza figurowała na początku protokołu.

Po przebraniu wybiegliśmy przed szatnię i następował teraz ceremoniał próbowania piłek, których kilka znajdowało się zawsze w zapasie. Najlepiej grać było piłką już raz poprzednio użytą – ale wybór zależał również od pogody, wiatru i terenu. Powróciwszy do szatni skupiliśmy się wokół trenera. Był nim wtedy były lewoskrzydłowy praskiej Sparty, znany internacjonał – Mazal. Krótko streścił nam taktykę gry, jakiej winniśmy się trzymać i rozdzielił zadania. Jeszcze kierownik rzucił kilka uwag o fair grze – i dobijając buty o framugę drzwi wybiegliśmy na boisko.

Po chwili na zielonej murawie pojawili się piłkarze biało-czerwonych, witani z trybun skandowanymi wierszami:

Korbas strzeli gola, bo już taka nasza wola

Lub

Już Cracovii idzie składnie, zaraz pewnie bramka padnie

Mimo gorącego dopingu, zawody nie przyniosły jednak biało-czerwonym oczekiwanego sukcesu. Mecz, jak to się najczęściej w historii „świętych wojen” zdarzało, zakończył się wynikiem remisowym.