1960.07.30 Wisła Kraków - Polonia Bytom 0:5

Z Historia Wisły

1960.07.30, I Liga 1960, 14. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 0:5 (0:2) Polonia Bytom
widzów: 15.000
sędzia: Marcinkowski z łodzi
Bramki
0:1
0:2
0:3
0:4
0:5
15' Pierzyna
42' Apostel
68' Trampisz
85' Apostel
87' Liberda
Wisła Kraków
3-2-5
Bronisław Leśniak
Fryderyk Monica
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Adam Michel
Ryszard Jędrys
Marian Machowski
Andrzej Sykta
Stanisław Adamczyk
Stanisław Śmiałek
Kazimierz Kościelny

trener: Károly Kósa
Polonia Bytom
3-2-5
Szymkowiak
Dymatrczyk
Olejniczak
Widawski
Wieczorek
Grzegorczyk
Apostel
Trampisz
Pierzyna
Liberda
Jóźwiak

trener:

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

”Dziennik Polski” z 1960.07.31

http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=5644

Zwycięstwo Polonii Bytom 5:0 (2:0) mówi samo za siebie

Określenia: słaba gra, niedyspozycja zawodników, beznadziejny mecz gospodarzy nie odda tego co we wczorajszym spotkaniu z Polonią Bytom „wyprawiali" piłkarze Wisły. To był chaos, prymityw, brak serca do walki. Przecież pod bramką Szymkowiaka było kilka takich momentów, że wystarczyło po prostu dmuchnąć piłką do siatki, aby był gol — wówczas jednak „napastnicy" Wisły prześcigali się w bezładnej kopaninie, przeszkadzali sobie wzajemnie i oczywiście bytomski bramkarz mógł najspokojniej w świecie interweniować. Taki to był wczoraj w wiślacki „atak".

A obrona? Z pewnością najlepsza. O ile jeszcze początkowo atak Polonii miał niejakie trudności z dostaniem się pod bramkę Leśniaka, o tyle po iluś tam strzelonych piłkach, nie było z tym najmniejszego kłopotu. Bezradna była tu cała trójka „obrońców" gospodarzy — właściwie wcale nie istniała, a ostatnie dwie bramki były po prostu formalnością, którą atak Polonii rozpoczynał już na połowie boiska. Nonszalancja, a może po prostu absolutna bezradność defensywnych formacji gospodarzy, w dużej mierze przyczyniła się do tak wysokiej porażki. Także i tu prześcigano się w popełnianiu błędów — bądźmy jednak sprawiedliwi — wszyscy poczynili ich jednakowo dużo. Za dużo o pięć.

Na tle tak słabej gry ataku i obrony, pomoc Wisły nie wypadła z pewnością lepiej. Ponieważ bezproduktywnym bieganiem po boisku jeszcze nikt meczu nie wygrał, nie inaczej było wczoraj. Co prawda koszulki większości zawodników gospodarzy były aż mokre od potu, nie było to jednak wynikiem ambitnej i gorącej gry. Po prostu biegało się dużo i w większości wypadków — niepotrzebnie. Brak było jakiejkolwiek myśli, zdecydowanej koncepcji — jak grać. A że to bardzo odpowiadało bytomianom, zaaplikowali Wiśle taką ilość bramek, że, mam wrażenie, krakowianie prędko tego nie zapomną...

Poloniści byli drużyną dojrzalszą i przede wszystkim doskonalszy technicznie. Widać to było zarówno w starciach bezpośrednich jak i w podaniach czy w strzelonych bramkach. Pierwszą z nich zdobył Pierzyna w 15 minucie, a na 2:0 podwyższył w 43 min. Apostel. Początek drugiej połowy zapowiadał grę żywą i przede wszystkim w wydaniu gospodarzy — lepszą. To złudzenie jednak szybko minęło, kiedy wiślacy zaprzepaścili takie pozycje, z których w A-klasowych meczach padają bramki. Te padły, owszem, ale po drugiej stronie boiska. I tak w 69 min. zdobył bramkę Trampisz, w 86 min. ponownie Apostel i na trzy minuty przed końcem spotkania — Liberda.

Pisałem przed tygodniem, że na wystawianie ,,cenzurek” graczom Wisły jest jeszcze za wcześnie. Widzą to chyba dziś dobrze ci wszyscy, którzy po szczecińskiej wiktorii, poszczególnych wiślaków odziewali w zwycięskie togi. Gdyby „cenzurki" trzeba było przygotowywać dzisiaj, dobre by one z pewnością nie były!...

A oto w jakich składach wystąpmy wczoraj obie drużyny:

WISŁA — Leśniak, Monica, Kawula, Budka, Michel, Jędrys, Machowski, Sykta, Adamczyk, Śmiałek, Kościelny.

POLONIA — Szymkowiak, Dymarczyk, Olejniczak, Widawski, Wieczorek, Gregorczyk, Apostel, Trampisz, Pierzyna, Liberda, Jóźwiak, Sędziował p. Marcinkowski z Łodzi. (ri)