1966.11.13 Wisła Kraków - Zagłębie Sosnowiec 0:4
Z Historia Wisły
(Nie pokazano jednej wersji pośredniej.) | |||
Linia 63: | Linia 63: | ||
(J.FJ | (J.FJ | ||
+ | |||
+ | |||
+ | ===Gazeta Krakowska. 1966, nr 270 (14 XI) nr 5826=== | ||
+ | [[Grafika:Gazeta Krakowska 1966-11-14.jpg|thumb|right|200 px]] | ||
+ | |||
+ | Ze wszystkich stadionów piłkarskich, na których występowały wczoraj krakowskie zespoły I i II ligi nadeszły niepomyślne wieści. | ||
+ | |||
+ | W Krakowie Wisła doznała wysokiej porażki z liderem — Zagłębiem. Nadal linia ataku krakowian nie przedstawia większej wartości, a i w defensywie coraz więcej luk. Cracovia nie potrafiła przywieźć punktu z Chorzowa. Jej przedostatnie miejsce w tabeli niepokoi kibiców drużyny „białoczerwonych”. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | |||
+ | Wisła — Zagłębie 0:4 (0:1) | ||
+ | |||
+ | Sporo kibiców z Sosnowca przybyło wczoraj na mecz I ligi piłki nożnej Wisła — Zagłębie do Krakowa. Doping tej grupy widzów był tak silny że zdawało się że mecz odbywał się w Sosnowcu a nie na stadionie Wisły. | ||
+ | |||
+ | Wygrało Zagłębie 4:0 (1:0), wygrało zasłużenie. Zespół sosnowiecki nie posiadał słabych punktów, akcje gości stanowiły niebezpieczeństwo utraty bramki przez krakowian. Gałeczka, Jarosik, Piecyk stwarzali groźne sytuacje pod bramką Wisły. | ||
+ | |||
+ | W pierwszej połowie pro wadzenie dla gości zdobył Piecyk w 38 min. Ładne dośrodkowanie Wąsa i Piecyk wolejem strzelił nieuchronnie. Krakowianie nie rezygnują z walki, Herod dwukrotnie miał dogodną sytuację do zdobycia bramek, Studnicki strzela główką ponad poprzeczkę i bramki jednak gospodarze nie zdobyli. | ||
+ | |||
+ | Przełomowym momentem tego meczu były 48 i 49 minuta gry. Fatalne rozegranie w obronie piłki pomiędzy Stroniarzem i Monicą sprytnie wykorzystał Piecyk zdobywając drugą bramkę. W minutę później pięknym strzałem ten sam piłkarz strzeli} trzecia bramkę dla Zagłębia. Jasne się stało, że losy meczu są przesądzone. Gra straciła na atrakcyjności, akcje stały się wolniejsze. | ||
+ | |||
+ | Szczytem niedołęstwa był „wyczyn” Studnickiego w 80 min. Będąc sam na sam z bramkarzem Studnicki nie potrafi} z paru metrów umieścić piłki w siatce. Na 5 minut przed końcem spotkania Jarosik ustalił wynik spotkania 4:0, Nie można mieć pretensji do przegranej Wisły z tak wyśmienitym przeciwnikiem. | ||
+ | |||
+ | Szkoda tylko, że stało się to w tak miernym stylu, że krakowianie akurat wczoraj zagrali tak słabo. | ||
+ | |||
+ | WISŁĄ: Stroniarz (Karczewski), Monica, Kawula, Budka, Polak, Wójcik, Sykta, Gach, Herod, Studnicki, Skupnik. | ||
+ | |||
+ | ZAGŁĘBIE: Szyguła, Leszczyński, Bazan, Śpiewak, Strzałkowski, Wąs, Gałeczka, Gzel, Myga, Jarosik, Piecyk. | ||
+ | |||
+ | Sędziował p. Sekuła (Olsztyn). Widzów 15 tys. | ||
+ | |||
+ | |||
+ | |||
+ | |||
+ | ===Gazeta Krakowska. 1966, nr 273 (17 XI) nr 5829=== | ||
+ | |||
+ | „Primadonny" z boiska | ||
+ | |||
+ | W sprawozdaniach z niedzielnego meczu: Zagłębie — Wisła zabrakło — moim zdaniem — jednego zasadniczego akcentu — drużyna krakowska zawdzięcza swą wysoką porażkę przede wszystkim brakowi ambicji u wielu zawodników. I nad tym trudno przejść do porządku dziennego. Nic bowiem tak nie oburza jak właśnie brak ambicji. A ta „choroba” dręczy niektórych zawodników „Wisły” już od dawna. I co? I nic. Mogą sobie na to pozwolić, ponieważ za patałaszenie na boisku nie grożą im żadne konsekwencje. Nikt ich nie pozbawi świadczeń z jakich korzystają, niezmiennie znajdą się w składzie drużyny na następny mecz. | ||
+ | |||
+ | A gdyby np. taki Sykta — w niedzielę był dla mnie przykładem nonszalancji, sprawiał wrażenie osobnika, który przypadkowo znalazł się na boisku — został odsunięty od udziału w zawodach może wyzbyłby się wysokiego a nieuzasadnionego mniemania o sobie, że jest niezastąpiony. | ||
+ | |||
+ | Czas skończyć z mitem rzekomo wielkich nazwisk, niech nie blokują miejsca młodym, którzy zaprezentują przynajmniej ambicję i wolę walki, dla których występ na zielonej murawie — w pierwszej drużynie — będzie zaszczytem i przyjemnością a nie odrabianiem pańszczyzny. To będzie na pewno bardziej wychowawcze niż tolerowanie i faworyzowanie zawodników, którzy prócz nazwiska niczego nie prezentują. Dlaczego kierownictwo drużyny boi się radykalnych decyzji? ile czasu potrzeba zawodnikom na osiągnięcie przeciętnego opanowania piłkarskich arkanów — 10—15 lat? Czy pod tym względem „Wisła” jest odosobnionym przypadkiem? Dlaczego takich problemów nie bierze się pod pręgierz opinii publicznej a próbuje mamić społeczeństwo hurraoptymistycznymi prognozami jak dzieje się to z zasady przed każdym meczem krakowskich drużyn? Pora wreszcie podnieść — zresztą nie po raz pierwszy i inną sprawę — zawodowstwa, istniejącego u nas w bardzo zakamuflowanej formie. Niechże wreszcie zostanie usankcjonowane a wówczas tysiące miłośników piłki nożnej będą miały przynajmniej tę satysfakcję, że piłkarz — partacz, pozbawiony ambicji zapłaci za partolenie na boisku z własnej kieszeni, mało — dla takiego nie będzie miejsca w drużynie. | ||
+ | |||
+ | WIELOLETNI KIBIC „WISŁY” | ||
+ | |||
Aktualna wersja
Wisła Kraków | 0:4 (0:1) | Zagłębie Sosnowiec | ||||||||
widzów: ok. 10-18.000 | ||||||||||
sędzia: Sekuła z Olsztyna | ||||||||||
| ||||||||||
| ||||||||||
O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl
Spis treści |
Relacje prasowe
Echo Krakowa. 1966, nr 264 (10 XI) nr 6612
Wisła podejmuje nie byle kogo, samego leadera — sosnowieckie Zagłębie. Goście w tegorocznych bojach już nie jednemu zalali sadła za skórę, chociaż ostatnio zdarzyło się im przykre potknięcie i to w meczu z nie najsilniejszym Zawiszą. Ale nie na tym należy budować plany, lecz na swej grze. Tak stawiają zresztą sprawę sami piłkarze Wisły którzy zapowiadają, że się nie dadzą leaderowi.
Mecz Wisła — Zagłębie będzie z pewnością interesującym widowiskiem. Nie od dziś wiadomo, że siła sosnowiczan tkwi w ataku, w którym prym wiodą Gałeczka, Jarosik, Piecyk a także rutynowany Myga. Czy Kawula wspólnie z partnerami: Monicą, Polakiem, Kotlarczykiem i Wójcikiem zagrodzą gościom drogę do bramki Stroniarza? Jeśli tak, to wówczas wszystko zależeć będzie od krakowskich napastników: Studnickiego, Skupnika i Sykty
Echo Krakowa. 1966, nr 267 (14 XI) nr 6615
Hat trick Piecyka i Zagłębie gromi Wisłę 4:0
WISŁA—ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC 0:4 (0:1). Bramki zdobyli: Piecyk w 38, 48 i 49 min. oraz Jarosik w 83 min. gry. Sędziował p. Sekuła z Olsztyna. Widzów ok.
18 tys.
WISŁA: Stroniarz (od 50 min. Karczewski), Monica, Kawula, Budka, Polak, Wójcik, Sykta, Gach, Herod, Studnicki, Skupnik.
ZAGŁĘBIE: Szyguła, Leszczyński, Bazan, Śpiewak, Strzałkowski, Wąs, Gałeczka, Gzel, Myga, Jarosik, Piecyk.
Trzeba stwierdzić na wstępie, że Zagłębie wygrało ten mecz zasłużenie. Tym niemniej zwycięstwo 4:0 jest zbyt wysokie i nie odzwierciedla tego co działo się na boisku. Wystarczy wspomnieć, iż w pierwszej części spotkania gospodarze mieli co najmniej 6 doskonałych pozycji do strzelenia bramki i byli stroną atakującą. Cóż z tego, jeśli napastnicy Wisły nawet w» najrealniejszych sytuacjach nie potrafią się zdobyć na celny, silny strzał.
Mało tego, wyczekują na podanie piłki od obrony,1 czy pomocy, zamiast szukać wolnego pola, zamiast w momencie podania wybiegać na pozycję. Jak się to robi pokazali goście. Właśnie w 38 min. nadarzyła się taka okazją Piecykowi, który w chwili dośrodkowania Wąsa błyskawicznie wyskoczył przed Polaka i nie wiele się namyślając z, półobrotu posłał piłkę z ogromną siłą w róg bramki Stroniarza.
Podczas przerwy wspomniano niewykorzystane pozycje wiślaków i byli tacy, którzy łudzili się, iż po przerwie atak krakowski zagrał z większym „zębem”. A tymczasem w 48 min. Stroniarz zamiast wybić piłkę podał ją do Monicy, ten przejął ją jeszcze w polu karnym (arbiter powinien nakazać powtórkę), ale stracił na korzyść szarżującego Piecyka.
Sosnowiczanin popędził z piłką wzdłuż końcowej linii, ograł wybiegającego Stroniarza i ulokował ją w pustej bramce. Za kilkadziesiąt 9ekund skrzydłowy Zagłębia oddał silny strzał z ok, 18 m i było już 3:0 dla gości. W tej sytuacji wiślacy już zupełnie stracili głowę, chociaż jednostajnym, niemrawym tempem biegali z piłką po boisku, chcąc sforsować linię obronną przeciwnika. Wynik spotkania ustalił w 83 min. Jarosik.
W zespole zwycięzców na pochwałę zasłużyli: „rozgrywający” Myga oraz Gałeczka, Jarosik i Piecyk. W Wiśle tylko Kawula oraz Polak i Herod zagrali na swym normalnym poziomie.
(J.FJ
Gazeta Krakowska. 1966, nr 270 (14 XI) nr 5826
Ze wszystkich stadionów piłkarskich, na których występowały wczoraj krakowskie zespoły I i II ligi nadeszły niepomyślne wieści.
W Krakowie Wisła doznała wysokiej porażki z liderem — Zagłębiem. Nadal linia ataku krakowian nie przedstawia większej wartości, a i w defensywie coraz więcej luk. Cracovia nie potrafiła przywieźć punktu z Chorzowa. Jej przedostatnie miejsce w tabeli niepokoi kibiców drużyny „białoczerwonych”.
Wisła — Zagłębie 0:4 (0:1)
Sporo kibiców z Sosnowca przybyło wczoraj na mecz I ligi piłki nożnej Wisła — Zagłębie do Krakowa. Doping tej grupy widzów był tak silny że zdawało się że mecz odbywał się w Sosnowcu a nie na stadionie Wisły.
Wygrało Zagłębie 4:0 (1:0), wygrało zasłużenie. Zespół sosnowiecki nie posiadał słabych punktów, akcje gości stanowiły niebezpieczeństwo utraty bramki przez krakowian. Gałeczka, Jarosik, Piecyk stwarzali groźne sytuacje pod bramką Wisły.
W pierwszej połowie pro wadzenie dla gości zdobył Piecyk w 38 min. Ładne dośrodkowanie Wąsa i Piecyk wolejem strzelił nieuchronnie. Krakowianie nie rezygnują z walki, Herod dwukrotnie miał dogodną sytuację do zdobycia bramek, Studnicki strzela główką ponad poprzeczkę i bramki jednak gospodarze nie zdobyli.
Przełomowym momentem tego meczu były 48 i 49 minuta gry. Fatalne rozegranie w obronie piłki pomiędzy Stroniarzem i Monicą sprytnie wykorzystał Piecyk zdobywając drugą bramkę. W minutę później pięknym strzałem ten sam piłkarz strzeli} trzecia bramkę dla Zagłębia. Jasne się stało, że losy meczu są przesądzone. Gra straciła na atrakcyjności, akcje stały się wolniejsze.
Szczytem niedołęstwa był „wyczyn” Studnickiego w 80 min. Będąc sam na sam z bramkarzem Studnicki nie potrafi} z paru metrów umieścić piłki w siatce. Na 5 minut przed końcem spotkania Jarosik ustalił wynik spotkania 4:0, Nie można mieć pretensji do przegranej Wisły z tak wyśmienitym przeciwnikiem.
Szkoda tylko, że stało się to w tak miernym stylu, że krakowianie akurat wczoraj zagrali tak słabo.
WISŁĄ: Stroniarz (Karczewski), Monica, Kawula, Budka, Polak, Wójcik, Sykta, Gach, Herod, Studnicki, Skupnik.
ZAGŁĘBIE: Szyguła, Leszczyński, Bazan, Śpiewak, Strzałkowski, Wąs, Gałeczka, Gzel, Myga, Jarosik, Piecyk.
Sędziował p. Sekuła (Olsztyn). Widzów 15 tys.
Gazeta Krakowska. 1966, nr 273 (17 XI) nr 5829
„Primadonny" z boiska
W sprawozdaniach z niedzielnego meczu: Zagłębie — Wisła zabrakło — moim zdaniem — jednego zasadniczego akcentu — drużyna krakowska zawdzięcza swą wysoką porażkę przede wszystkim brakowi ambicji u wielu zawodników. I nad tym trudno przejść do porządku dziennego. Nic bowiem tak nie oburza jak właśnie brak ambicji. A ta „choroba” dręczy niektórych zawodników „Wisły” już od dawna. I co? I nic. Mogą sobie na to pozwolić, ponieważ za patałaszenie na boisku nie grożą im żadne konsekwencje. Nikt ich nie pozbawi świadczeń z jakich korzystają, niezmiennie znajdą się w składzie drużyny na następny mecz.
A gdyby np. taki Sykta — w niedzielę był dla mnie przykładem nonszalancji, sprawiał wrażenie osobnika, który przypadkowo znalazł się na boisku — został odsunięty od udziału w zawodach może wyzbyłby się wysokiego a nieuzasadnionego mniemania o sobie, że jest niezastąpiony.
Czas skończyć z mitem rzekomo wielkich nazwisk, niech nie blokują miejsca młodym, którzy zaprezentują przynajmniej ambicję i wolę walki, dla których występ na zielonej murawie — w pierwszej drużynie — będzie zaszczytem i przyjemnością a nie odrabianiem pańszczyzny. To będzie na pewno bardziej wychowawcze niż tolerowanie i faworyzowanie zawodników, którzy prócz nazwiska niczego nie prezentują. Dlaczego kierownictwo drużyny boi się radykalnych decyzji? ile czasu potrzeba zawodnikom na osiągnięcie przeciętnego opanowania piłkarskich arkanów — 10—15 lat? Czy pod tym względem „Wisła” jest odosobnionym przypadkiem? Dlaczego takich problemów nie bierze się pod pręgierz opinii publicznej a próbuje mamić społeczeństwo hurraoptymistycznymi prognozami jak dzieje się to z zasady przed każdym meczem krakowskich drużyn? Pora wreszcie podnieść — zresztą nie po raz pierwszy i inną sprawę — zawodowstwa, istniejącego u nas w bardzo zakamuflowanej formie. Niechże wreszcie zostanie usankcjonowane a wówczas tysiące miłośników piłki nożnej będą miały przynajmniej tę satysfakcję, że piłkarz — partacz, pozbawiony ambicji zapłaci za partolenie na boisku z własnej kieszeni, mało — dla takiego nie będzie miejsca w drużynie.
WIELOLETNI KIBIC „WISŁY”