1999.11.07 Wisła Kraków - Legia Warszawa 1:1

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 9: Linia 9:
| wynik = 1:1 (1:0)
| wynik = 1:1 (1:0)
| goście = [[Legia Warszawa]]
| goście = [[Legia Warszawa]]
-
| ilość widzów = 8.000
+
| ilość widzów = 10.000
| sędzia = Marek Mikołajewski (Ciechanów)
| sędzia = Marek Mikołajewski (Ciechanów)
| strzelcy bramek gospodarze = [[Radosław Kałużny]] 31’<br><br>
| strzelcy bramek gospodarze = [[Radosław Kałużny]] 31’<br><br>
Linia 18: Linia 18:
| statystyki =
| statystyki =
}}
}}
 +
 +
==Opis meczu==
 +
====Biała Gwiazda nr 1/2000====
 +
Był to mecz, na który miłośnicy futbolu ostrzyli sobie żeby od dawna. Zawodnicy wychodzą z szatni. Powiewają flagi i szaliki. W górę lecą balony. Z głośników płynie głośna muzyka. Kibice czekają na hymn Wisły. Śpiewają. Sędzia gwiżdże po raz pierwszy... Niby wszystko przebiegało zgodnie z tradycją, ale... można było odnieść wrażenie, że nie jest to zwyczajne spotkanie dwóch futbolowych drużyn. Wokół panowało święto. Piłkarskie święto. Z każdą chwilą atmosfera stawała się bardziej podniosła.
 +
 +
Na stadion przybyło prawie 10 tys. kibiców, którzy od dawna czekali na konfrontację Wisły z Legią, na spotkanie okrzyknięte jeszcze przed jego rozpoczęciem jako mecz jesieni. Wśród miejsc przeznaczonych dla CIP-ów zasiedli m.in. Jacek Dębski, Michał Listkiewicz, Zbigniew Boniek, Andrzej Strejlau, Olaf Lubaszenko, Marek Sierocki. Stadion wypełniony po brzegi, chciałoby się napisać - do ostatniego miejsca... Niestety, jedno miejsce pozostało wolne. Miejsce szalenie ważne, wręcz strategiczne. Miejsce Miejsce, które znajduje się zwykle w centrum zainteresowania kibiców i operatorów telewizyjnych kamer. Miejsce przeznaczone dla jednego z trenerów było puste! Na próżno więc zgromadzeni na stadionie wytężali wzrok w poszukiwaniu Franciszka Smudy...
 +
 +
 +
Wisła miała w tym spotkaniu przewagę. Nasi zawodnicy zagrali naprawdę dobre spotkanie. Byli wyraźnie szybsi i świeżsi od legionistów, którzy czuli jeszcze w nogach potyczkę z Udinese. Od początku przejęli inicjatywę i nie oddali jej prawie do końca. Niestety - prawie. Gdy na boiskowym zegarze pojawiła się cyfra 31 nikt jeszcze nie wiedział, jak zakończy się ten wyjątkowy mecz. Wtedy to stadion eksplodował. Wystrzeliły w powietrze kolorowe race, dym przesłonił piłkarzom widoczność. Sędzia upomniał za pośrednictwem Tomasza Kulawika najzagorzalszych fanów, że istnieje możliwość przerwania spotkania. Jaka była przyczyna tego wybuchu radości - nietrudno odgadnąć. '''Rzut rożny wykonywał Ryszard Czerwiec, w polu karnym piłkę przedłużył głową Marek Zając, a wbiegający na długi słupek Radosław Kałużny strzelł bardzo potężnie. A że w parze z siłą szła precyzja - piłka wylądowała pod poprzeczką bramki Szamotulskiego.''' '''Gdy na początku drugiej połowy boisko karnie opuścił Karwan, wydawało się, że grająca w dziesiątkę Legia nie będzie w stanie zagrozić mistrzom Polski. Tym bardziej, że nasi gracze dążyli do zdobycia drugiego gola. Szkoda, że Marek Zając chciał chyba za bardzo. Za próbę pokonania Szamotulskiego strzałem... ręką podążył w ślady Karwana. Siły się wyrównały, ale ton na boisku nadal nadawali wiślacy. nie udało się jednak wykorzystać stworzonych okazji. Spotkanie - ku zaskoczeniu wszystkich kibiców - zakończyło się podziałem punktów, gdyż tuż przed końcem po dokładnym dośrodkowaniu Majewskiego - Mięciel (nie upilnował go Kałużny) strzałem głową zdołał wyrównać.''' Jeszcze raz wypada westchnąć - szkoda.
 +
 +
Tym sposobem rywale zdobyli po jednym punkcie i zakończyli pierwszą rundę za plecami Ruchu i Polonii. Końcowy akord piłkarskiej jesieni był więc pechowy dla naszej drużyny. Mimo, że niektórzy oglądali mecz w jednej z komercyjnych telewizji z telefonem komórkowym przy uchu...
 +
 +
 +
Po meczu miał miejsce całkiem niepotrzebny i wręcz żenujący incydent. Fani Legii znaleźli się na trybunie prasowej i wewnątrz budynku klubowego (a tak swoją drogą - jakim cudem?!), do którego próbowali się dostać kibice Wisły. Krótkie spięcie zakończyło się stratami: lekko pobity został jeden z warszawiaków, nie przetrwała także pokaźnych rozmiarów donica. Jeżeli chcemy budować dobry wizerunek naszego klubu - z pewnością nie tędy droga...
 +
 +
 +
'''(DB)'''

Wersja z dnia 15:32, 6 maj 2009

1999.11.07, I Liga 1999/2000. 15. kolejka, Stadion Wisły, 13:30
Wisła Kraków 1:1 (1:0) Legia Warszawa
widzów: 10.000
sędzia: Marek Mikołajewski (Ciechanów)
Bramki
Radosław Kałużny 31’

1:0
1:1

Marcin Mięciel 90’
Wisła Kraków
Artur Sarnat
Grafika:Zk.jpg Grafika:Zk.jpg Grafika:Cz.jpg 66’ Marek Zając
Bogdan Zając
Kazimierz Węgrzyn
Brasília
Grafika: Zmiana.PNG 74’ Kazimierz Moskal
Radosław Kałużny
Ryszard Czerwiec
grafika: Zmiana.PNG 63’ Olgierd Moskalewicz
Tomasz Kulawik
grafika: Zmiana.PNG 87’ Mariusz Jop
Kamil Kosowski
Grafika:Zk.jpg Maciej Żurawski
Tomasz Frankowski
Legia Warszawa
Grzegorz Szamotulski
Piotr Mosór Grafika:Zk.jpg
Jacek Zieliński II
Maciej Murawski
Jacek Bednarz
Grafika: Zmiana.PNG 80’ Mariusz Śrutwa
Bartosz Karwan Grafika:Zk.jpg Grafika:Zk.jpg Grafika:Cz.jpg 49’
Adam Majewski
Sylwester Czereszewski
Tomasz Sokołowski I
Marcin Mięciel
Grafika: Zmiana.PNG 90’ Jacek Magiera
Radosław Wróblewski
Grafika: Zmiana.PNG 60’ Sergiusz Wiechowski

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Opis meczu

Biała Gwiazda nr 1/2000

Był to mecz, na który miłośnicy futbolu ostrzyli sobie żeby od dawna. Zawodnicy wychodzą z szatni. Powiewają flagi i szaliki. W górę lecą balony. Z głośników płynie głośna muzyka. Kibice czekają na hymn Wisły. Śpiewają. Sędzia gwiżdże po raz pierwszy... Niby wszystko przebiegało zgodnie z tradycją, ale... można było odnieść wrażenie, że nie jest to zwyczajne spotkanie dwóch futbolowych drużyn. Wokół panowało święto. Piłkarskie święto. Z każdą chwilą atmosfera stawała się bardziej podniosła.

Na stadion przybyło prawie 10 tys. kibiców, którzy od dawna czekali na konfrontację Wisły z Legią, na spotkanie okrzyknięte jeszcze przed jego rozpoczęciem jako mecz jesieni. Wśród miejsc przeznaczonych dla CIP-ów zasiedli m.in. Jacek Dębski, Michał Listkiewicz, Zbigniew Boniek, Andrzej Strejlau, Olaf Lubaszenko, Marek Sierocki. Stadion wypełniony po brzegi, chciałoby się napisać - do ostatniego miejsca... Niestety, jedno miejsce pozostało wolne. Miejsce szalenie ważne, wręcz strategiczne. Miejsce Miejsce, które znajduje się zwykle w centrum zainteresowania kibiców i operatorów telewizyjnych kamer. Miejsce przeznaczone dla jednego z trenerów było puste! Na próżno więc zgromadzeni na stadionie wytężali wzrok w poszukiwaniu Franciszka Smudy...


Wisła miała w tym spotkaniu przewagę. Nasi zawodnicy zagrali naprawdę dobre spotkanie. Byli wyraźnie szybsi i świeżsi od legionistów, którzy czuli jeszcze w nogach potyczkę z Udinese. Od początku przejęli inicjatywę i nie oddali jej prawie do końca. Niestety - prawie. Gdy na boiskowym zegarze pojawiła się cyfra 31 nikt jeszcze nie wiedział, jak zakończy się ten wyjątkowy mecz. Wtedy to stadion eksplodował. Wystrzeliły w powietrze kolorowe race, dym przesłonił piłkarzom widoczność. Sędzia upomniał za pośrednictwem Tomasza Kulawika najzagorzalszych fanów, że istnieje możliwość przerwania spotkania. Jaka była przyczyna tego wybuchu radości - nietrudno odgadnąć. Rzut rożny wykonywał Ryszard Czerwiec, w polu karnym piłkę przedłużył głową Marek Zając, a wbiegający na długi słupek Radosław Kałużny strzelł bardzo potężnie. A że w parze z siłą szła precyzja - piłka wylądowała pod poprzeczką bramki Szamotulskiego. Gdy na początku drugiej połowy boisko karnie opuścił Karwan, wydawało się, że grająca w dziesiątkę Legia nie będzie w stanie zagrozić mistrzom Polski. Tym bardziej, że nasi gracze dążyli do zdobycia drugiego gola. Szkoda, że Marek Zając chciał chyba za bardzo. Za próbę pokonania Szamotulskiego strzałem... ręką podążył w ślady Karwana. Siły się wyrównały, ale ton na boisku nadal nadawali wiślacy. nie udało się jednak wykorzystać stworzonych okazji. Spotkanie - ku zaskoczeniu wszystkich kibiców - zakończyło się podziałem punktów, gdyż tuż przed końcem po dokładnym dośrodkowaniu Majewskiego - Mięciel (nie upilnował go Kałużny) strzałem głową zdołał wyrównać. Jeszcze raz wypada westchnąć - szkoda.

Tym sposobem rywale zdobyli po jednym punkcie i zakończyli pierwszą rundę za plecami Ruchu i Polonii. Końcowy akord piłkarskiej jesieni był więc pechowy dla naszej drużyny. Mimo, że niektórzy oglądali mecz w jednej z komercyjnych telewizji z telefonem komórkowym przy uchu...


Po meczu miał miejsce całkiem niepotrzebny i wręcz żenujący incydent. Fani Legii znaleźli się na trybunie prasowej i wewnątrz budynku klubowego (a tak swoją drogą - jakim cudem?!), do którego próbowali się dostać kibice Wisły. Krótkie spięcie zakończyło się stratami: lekko pobity został jeden z warszawiaków, nie przetrwała także pokaźnych rozmiarów donica. Jeżeli chcemy budować dobry wizerunek naszego klubu - z pewnością nie tędy droga...


(DB)