2005.02.26 Wisła Kraków - ŠK Žilina 3:1

Z Historia Wisły

2005.02.26, mecz towarzyski, Stadion Wisły, 18:30
Wisła Kraków 3:1 (3:0) MŠK Žilina
widzów: 7.000
sędzia: Grzegorz Dubiel z Krakowa
Bramki
Tomasz Frankowski 4'
Benjamín Vomáčka (sam.) 23'
Maciej Żurawski 35'

1:0
2:0
3:0
3:1



70’ (g) Marian Čišovský
Wisła Kraków
4-4-2
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Arkadiusz Głowacki
Tomasz Kłos
Maciej Stolarczyk
Marek Zieńczuk grafika: Zmiana.PNG (46’ Nikola Mijailović)
Radosław Sobolewski
Mauro Cantoro
Jakub Błaszczykowski grafika: Zmiana.PNG (46’ Paweł Brożek)
Tomasz Frankowski grafika: Zmiana.PNG (83’ Martins Ekwueme)
Maciej Żurawski

trener: Werner Lička
MŠK Žilina

Miroslav König
Marián Čišovský
Miloš Krško
Benjamín Vomáčka
Mário Pečalka
Ivan Belák
Zdeno Štrba grafika: Zmiana.PNG (46' Peter Doležaj)
Tomáš Ďurica grafika: Zmiana.PNG (46' Miroslav Barčík Grafika:Kontuzja.png) grafika: Zmiana.PNG (82' Ján Mucha)
Martin Minarčík grafika: Zmiana.PNG (46' Michal Gottwald)
Marek Bažík grafika: Zmiana.PNG (69' Peter Bašista)
Ivan Bartoš

trener: Ladislav Jurkemik
Ławka rezerwowych: Michał Wróbel II, Jacek Kowalczyk, Jacek Paszulewicz, Aleksander Kwiek, Bartosz Iwan
W przerwie trener Liczka zmienił system gry na 4-3-3

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Wisła lepsza od Słowaków, czas na ligę polską

Bilet na trybunę D
Bilet na trybunę D
Bilet na trybunę C
Bilet na trybunę C
Bilet na trybunę A
Bilet na trybunę A
Bilet na trybunę B
Bilet na trybunę B

Wisła Kraków udanie zaprezentowała się swoim kibicom pokonując mistrza Słowacji MSK Żilina 3:1. Po jednej bramce zdobyli Żurawski i Frankowski, jeden gol dla Wisły padł po samobójczym strzale.

Sobotnie spotkanie mimo chłodnego wieczoru zgromadziło na trybunach ponad 7 tys. kibiców. Obejrzeli oni ciekawy mecz i niezłą grę obu drużyn. W Wiśle widać niestety brak reżysera gry z prawdziwego zdarzenia, ale dobra skuteczność krakowskiego zespołu wystarczyła do pokonania odważnie i szybko grającej słowackiej drużyny.

Przed spotkaniem odbyła się krótka prezentacja drużyny. Nad stadionem zgasły światła, zaś poszczególni zawodnicy wybiegali oświetleni przez punktowe reflektory. Później fani "Białej Gwiazdy" odśpiewali a capella "Jak długo na Wawelu".

Już trzy minuty później podniosły nastrój przekształcił się w dużą radość z powodu bramki zdobytej przez Tomasza Frankowskiego. "Frankowi" pięknie piłkę zagrał Mauro Cantoro, a napastnik Wisły miał dużo miejsca by spokojnie podciąć ją nad wybiegającym bramkarzem Żiliny (asysta: CANTORO). Goście szybko próbowali wyrównać. Najpierw Belak strzelił w boczną siatkę a po chwili piłka przeleciała nad poprzeczką po uderzeniu Bazika. W odpowiedzi pojedynek główkowy na polu karnym Żiliny wygrał Tomasz Frankowski, który jednak zbyt wiele energii włożył w sam wysok i nie miał już siły by dokładnie uderzyć na bramkę rywala.

Kolejne dziesięć minut należało do rywali ze Słowacji, którzy lepiej operowali piłką w środku pola, odważnie atakowali głównie prawym skrzydłem, gdzie szalał Ivan Belak. Po jednej z sytuacji w polu karnym Wisły bardzo dobrą okazję do pokonania Majdana miał Minarcik, ale chybił.

Tymczasem przykrą niespodziankę naszym gościom sprawił ich obrońca Vomacka. W 22 minucie dośrodkowywał z rzutu wolnego Marek Zieńczuk a Vomacka skierował piłkę głową do własnej bramki. Stały fragment gry w okolicach linii końcowej boiska podyktowany został za faul na debiutującym przed krakowską publicznością 19-letnim pomocniku Jakubie Błaszczykowskim.

Uspokojeni dwubramkowym prowadzeniem wiślacy znów oddali inicjatywę rywalowi. Dwukrotnie bronić strzały rywala musiał Radosław Majdan - najpierw zaskoczyć go próbował Durić a po chwili Belak. W 33 minucie goście zdobyli nawet bramkę, ale nie uznał jej arbiter, ponieważ dośrodkowujący Belak wyjechał wcześniej z piłką za linię końcową.

Sytuacja ta zemściła się na Słowakach po 60 sekundach: Piłkę po podaniu z lewej strony otrzymał Maciej Żurawski, podciągnął z nią kilkanaście metrów po czym potężnie uderzył z 25 metrów. Rykoszet od obrońcy dodatkowo zmylił broniącego bramki Żiliny Miroslava Koniga, futbolówka wpadła do siatki przy prawym dolnym rogu jego bramki.

Kibice widząc prowadzenie 3:0 swoich pupili mogli już rozpocząć małą fetę. Przez trybuny przeszła meksykańska fala. Jednak o swoim istnieniu przypomniał Ivan Belak, który znalazł się w dobrej pozycji strzeleckiej na 10. metrze, ale źle trafił w piłkę.

W przerwie trener Liczka zmienił system gry na 4-3-3, wprowadzając za Kubę Błaszczykowskiego Pawła Brożka. Marka Zieńczuka zmienił natomiast Nikola Mijailović. Lepiej jednak rozpoczęli drugą część gry Słowacy, mający optyczną przewagę w środku boiska. Podobać się mogła natomiast jedna z niewielu akcji Wisły, w której Brożek strzelił wolejem nad bramką Koniga.

W odpowiedzi ładnym technicznym uderzeniem popisał się rezerwista Barcik, piłkę nad poprzeczkę musiał wybić Radosław Majdan.

W 66 minucie miała miejsca akcja, jaką chcielibyśmy częściej oglądać: "Franek" z "Żurawiem" rozklepali obronę Słowaków, ten drugi zagrał do Stolarczyka, który mógł strzelać ale zobaczył lepiej ustawionego Pawła Brożka. Niestety podanie "Stolara" zostało przecięte. 120 sekund później o obronie przypomniał Wiślakom Gottwald, który po rzucie rożnym zupełnie nieobstawiony oddał strzał nad poprzeczkę.

20 minut przed końcem meczu padła całkowicie zasłużona bramka dla Żiliny. Ivan Bartoš dośrodkował z lewej strony z rzutu wolnego a centrę na gola uderzeniem głową zamienił Marian Čišovský.

Wisła ostatnią poważną szansę na bramkę miała pięć minut później. Nikola Mijailović pięknie ograł jednego z obrońców w polu karnym Żiliny, wystawił piłkę "Frankowi", ten jednak źle ułożył stopę przy strzale. Tyle, że interweniujący obrońca słowacki zagrał do własnego bramkarza, który złapał piłkę. Arbiter zarządził rzut wolny pośredni 7 metrów od bramki Miroslava Koniga. Słowacki golkiper popisał się jednak instynktowną interwencją po uderzeniu Maćka Żurawskiego.

W końcówce meczu nasi goście grali przez dość długi czas w "dziesiątkę", ponieważ kontuzji ręki doznał Miroslav Barcik. Trener gości Ladislav Jurkemik wprowadził na ostatnie minuty... rezerwowego bramkarza, który pojawił się na boisku w koszulce z numerem 11, należącej do Marka Bażika.

Trzeba przyznać, że krakowski arbiter dzisiejszego meczu Grzegorz Dubiel łagodnie traktował obu sparingpartnerów. Wylecieć z boiska mogli Mauro Cantoro a także Benjamin Vomacka, który brutalnie sfaulował pod koniec meczu Sobolewskiego. Z uwagi na charakter spotkania sędzia tylko upominał słownie zawodników.

Dobrze, że drużyna Wernera Liczki wygrała swój pierwszy krakowski mecz. Trzeba jednak przyznać, że przed czeskim szkoleniowcem "Białej Gwiazdy" jeszcze sporo pracy. Szczególnie widać spore luki przy rozegraniu piłki, czym wcześniej często zachwycał krakowski zespół. Obyśmy po zakończeniu tego sezonu oglądali równie efektowne, mistrzowskie sztuczne ognie jak w tym dzisiejszym, pierwszym meczu rundy wiosennej.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Werner Liczka: Brakuje automatyzmów

Trener Werner Liczka był zadowolony z wyniku dzisiejszego sparingu z MSK Żilina. Zależało mu dziś na dalszym zgrywaniu środkowych pomocników, którym, według szkoleniowca Wisły, nadal brakuje automatyzmów w grze. Zwycięstwa "Białej Gwieździe" pogratulował trener gości.

Ladislav Jurkemik:

- Uważam, że Wisła wygrała zasłużenie. Z tego meczu wyciągniemy naukę, którą mam nadzieje spożytkujemy. W drugiej połowie moja drużyna grała dużo lepiej, próbowała nawiązać walkę, ale strata trzech goli z pierwszej połowy okazała się być nie do odrobienia. Chciałem jeszcze raz serdecznie pogratulować Wiśle.

Werner Liczka:

- Mecz miał trzy etapy. Bardzo dobrze graliśmy przez pierwsze 45 minut. Z dobrej strony pokazała się także Żilina, byli nieźle zorganizowani w ustawieniu 4-4-1-1. Ciężko było sforsować to ustawienie, gdyż trochę zawodziło u nas rozegranie, ale byliśmy bardzo skuteczni. Stworzyliśmy pięć sytuacji i zdobyliśmy trzy gole.

Po przerwie zaczęliśmy grać ustawienie 4-3-3 i spowodowało to chaos w naszych szeregach, zwłaszcza w grze w defensywie. 15-20 minut w drugiej połowie było nieudanych w naszym wykonaniu. Po tym czasie moi zawodnicy złapali więcej automatyzmu w swojej grze i wyglądało to dużo lepiej, choć szwankowało jeszcze przejście z obrony do ataku.

Z dobrej strony pokazała się dziś defensywa. Gorzej obrońcy spisywali się przy wyprowadzaniu piłki spod własnej bramki, szło to zbyt wolno. Pomocnicy natomiast mieli grać więcej piłek między obrońców.

Zrobiłem tylko trzy zmiany, bo był to ostatni sparing. Chciałem dziś wypróbować w pierwszej połowie klasyczne ustawienie 4-4-2, natomiast w drugiej spróbować gry schematem 4-3-3. Od pierwszych minut dałem szansę gry Błaszczykowskiemu. Mam dwie wizje gry i po tym sparingu mogę je przeanalizować. Brakuje nam jeszcze zgrania. Mauro Cantoro i Radek Sobolewski grali dopiero czwarty raz razem. Chcę, aby w grze było więcej automatyzmu, dlatego uznałem, że więcej zmian nie było potrzebnych.

Nie podjąłem jeszcze decyzji, kto będzie grał w meczach ligowych na prawej pomocy. Jeśli będziemy grać ustawieniem 4-4-2 i na środku postawię Sobolewskiego i Cantoro to wówczas na prawym skrzydle będą grać Błaszczykowski lub Kwiek. Istnieje też wariant z Sobolewskim jako prawoskrzydłowym. Wtedy w środku pola występowałby Ekwueme. W kadrze mamy jednak czterech wartościowych napastników i uważam, że musimy nauczyć się szybkiej zmiany organizacji gry na 4-3-1-2. Potrzebujemy jednak do tego czasu. Widać to było dziś, kiedy w drugiej połowie zmieniłem ustawienie na boisku panował bałagan.

Trochę za mało w grę angażowali się boczni obrońcy. Żilinie udało się wyeliminować ich właściwie z gry ofensywnej. Baszczyński i Stolarczyk za długo trzymali piłkę przy nogach, nie podejmowali szybkich decyzji.

Dziś dałem także szansę gry na lewej pomocy Mijailoviciowi. Na Cyprze próbowaliśmy tego wariantu. Na prawym skrzydle grał wtedy Marek Zieńczuk, ale miał dość dużą dowolność w grze, mógł łamać ustawienie 4-4-2 i schodzić na lewe skrzydło. Być może będziemy jeszcze próbować tego wariantu. W moim przekonaniu sercem drużyny jest pomoc. Obrońcy mogą zgrać się już po miesiącu wspólnych treningów, u pomocników o automatyzm gry jest trudniej.

Największy problem w naszej grze tkwił w szybkim przejściu z obrony do ataku. Boisko było dziś śliskie, należało grać na jeden, dwa kontakty, a my za długo trzymaliśmy piłkę przy nodze. Żilina była dobrze zorganizowana w defensywie, dlatego ciężko nam szło stwarzanie sytuacji.

Źródło: wislakrakow.com

Wisła - Żilina: Analiza pomeczowa

Pierwszy mecz Wisły pod trenerskim kierownictwem Wernera Liczki na Reymotna już za nami. Przyniósł zwycięstwo 3-1 nad słowacką Ziliną i odpowiedział na kilka najpilniejszych pytań dotyczących stylu gry i możliwości dzisiejszej, poważnie osłabionej zimą drużyny „Białej Gwiazdy”.

Swoje subiektywne odczucia dotyczące meczu przedstawię w analizie największych pozytywów i negatywów sobotniego pojedynku. Zanim jednak przejdę do konkretnych elementów gry, trzeba wyraźnie zaznaczyć coś, co już od dawna nie stanowi tajemnicy - zarówno styl, jak i ustawienie Wisły wbrew grudniowym zapowiedziom Wernera Liczki uległy istotnym zmianom, Drużyna jest zorientowana bardziej defensywnie, środek mamy znacznie słabszy, bardziej statyczny i mniej kreatywny, różnorodność wariantów w ofensywie którymi dysponuje obecnie zespół pozostaje wyraźnie uboższa, a jakość ataku pozycyjnego uległa drastycznemu załamaniu, o czym za chwilę. Na szczęście warto też pamiętać, że sparing z Ziliną był dopiero wstępem do rundy i na obecnym etapie nasi piłkarze z pewnością nie prezentują jeszcze optymalnej formy, czucia piłki, czy zgrania. Dlatego o ile wyprzedaż najważniejszych zawodników nie będzie dalej postępować, i dojdą zapowiadani od 2,5 miesiąca nowi, istnieje nadzieja na postęp jakościowy.

Osobne słowo należy się też Zilinie, która okazała się słabiutkim zespołem, mało agresywnym, chaotycznym w tyłach i konstrukcji, o słabym indywidualnym wyszkoleniu zawodników. Słowacy wolno operowali piłką, nie rzucali groźnych prostopadłych podań, atakowali czytelnie. A w defensywie nie stosowali wydajnego pressingu. Na to też trzeba wziąć poprawkę przy ocenia wartości gry naszych piłkarzy.

Negatywy

a) Wolne tempo gry – cały mecz nie toczył się w wysokim rytmie, akcje sunęły dość wolno, nie były organizowane i przeprowadzanie na dużej szybkości. Operowanie piłką z obu stron pozostawało wiele do życzenia, nie było dużo gry na 1-2 kontakty. Powód stanowiła przeciętna ruchliwość piłkarzy, wolne reakcje zwłaszcza w grze bez piłki, brak dobrze opanowanych automatyzmów i aktywnego szukania pozycji. Oraz w naszym zespole deficyt piłkarzy potrafiących jak Szymkowiak natychmiast podjąć decyzję, dostrzec rozwiązania, poprowadzić akcje.

b) Słabiutka postawa Pawła Brożka, który stanowił wczoraj chyba największe rozczarowanie. Zupełnie nie umiał się odnaleźć w realiach gry trójką napastników, źle reagował, był ogromnie pasywny, nie szukał wolnego pola, nie pokazywał się do podań. Mimo potężnej medialnej promocji, która trwa wokół niego od kilkunastu tygodni, pokazał, że musi jeszcze bardzo wiele się nauczyć, by kiedykolwiek dojść do poziomu sportowego „Franka”, „Żurawia” czy Kuźby. Wciąż, obok talentu i zalet ma też liczne i niestety poważne wady, jak reakcje taktyczne, grę tyłem do bramki rywala, walkę kontaktową, grę na małej przestrzeni, postawę obronną, dokładność podań. Wczoraj nie oddal ani jednego strzału, nie zaliczył ani jednej udanej akcji. Z pewnością warto trochę przystopować z „Brożkomanią”, by nie zaszkodziła piłkarzowi, wkładając nań zbyt duże brzemię presji i oczekiwań, oraz grożąc uderzeniem popularnej wody sodowej... Bo z tym pierwszym wyraźnie sobie na razie jeszcze nie radzi.

c) Atak pozycyjny – z przykrością trzeba stwierdzić, że to, co jesienią po latach ciężkiej pracy uczyniono w końcu jednym z największych atutów zespołu, dziś, w meczu z Ziliną zostało zupełnie zatracone. Atak pozycyjny praktycznie nie istniał, w każdym razie na pewno nie w poprzedniej, jesiennej jakości. Powód bardzo prosty – utrata dwóch reprezentacyjnych pomocników, z których zwłaszcza „Szymek” miał kluczowe znaczenie dla tego elementu gry.

d) Krycie strefowe. Nie było dobre – za pasywne i bierne. Brakowało ruchliwości i odpowiedniej szybkości reakcji na ruchy rywali. Podobnie jak stałego, wysokiego i agresywnego pressingu. Nasi piłkarze za wolno się przemieszczali, za późno dostosowywali do sytuacji w której stawiali ich przeciwnicy. Pilnowali swoich „stref odpowiedzialności” bardzo statycznie. W efekcie kilkakrotnie piłkarze ze Słowacji stwarzali zagrożenie, zwłaszcza gdy odważniej ruszyli do przodu większą ilością zawodników, lub po prostu zagrali odrobinę szybciej piłką. Zanim Wiślacy zareagowali, przesunęli się, zaasekurowali, akcja wymykała się spod kontroli. By krycie było dobre, piłkarz nie może stać jak kołek z rękami na biodrach, powinien cały czas być w ruchu, gotów do zmiany pozycji, wyjścia wprzód, bok lub do tyłu, przyspieszenia.

e) Asekuracja przy stałych fragmentach gry dla rywali. Tu też nic się nie zmieniło na lepsze – dalej krycie w polu karnym przy kornerach jest bardzo luźne, a każdy róg pachnie ogromnym zagrożeniem. Nie ma agresywnego odcinania rywali od piłki, zastawiania, przepychania się, niedopuszczania do wyskoku. A do zbitej piłki przed pole karne piłki Wiślacy wychodzą chaotycznie, przesuwając strefę wedle powiedzenia „kupą mości panowie”. Tu trzeba planu, dostosowanego do ustawienia przeciwników w „szesnastce” i jej rejonie.

f) Gra bez piłki. O ile w wydaniu napastników można było zaobserwować pewną poprawę (Frankowski), bo momentami w pierwszej połowie starali się prowokować podania, „żyć” jeszcze zanim zostali obsłużeni przez kolegów, to u innych piłkarzy jeszcze często szwankowało, odpuszczali aktywność, potrzebę dynamiczniejszego powrotu, szybszej asekuracji, zaabsorbowania wolnego pola itd. Ale tu akurat praca Liczki daje się powoli zauważać.

g) Zaangażowanie i nonszalancja. Problemy z nimi nie odeszły w zapomnienie, o czym najlepiej przypominał Paweł Brożek, chwilami Frankowski oraz Zieńczuk. W drugiej połowie także Stolarczyk niekiedy „szedł na łatwiznę” i wybierał lekceważące przeciwnika rozwiązanie, np.: zostawiając mu za wiele miejsca.

h) Ustawianie się Majdana. Było stanowczo zbyt głębokie, nasz bramkarz kurczowo trzymał się rejonu „piątki” jakby dalej znajdowała się jakaś przepaść. W efekcie nie ubezpieczał obrońców na wypadek prostopadłych podań z głębi pola, ograniczał sobie szanse na przecinanie dośrodkowań, zmuszał defensorów do trzymania się rejonu własnego pola karnego, co z kolei skutkowało np.: ograniczeniem możliwości skracania pola i łapania przeciwników na spalone.

i) Niedokładność, błędy indywidualne i w podaniach – momentami były szczególnie frustrujące, jak zawsze, gdy podanie nawet na ledwie parę metrów okazywało się zbyt mocne, czy rzucone nie w tempo. Tutaj znów dawał o sobie znak brak automatyzmów i wadliwa gra bez piłki. Piłkarzy tłumaczy trochę początek rundy, ale też nie można przesadzać.

j) Brak gry kombinacyjnej. Następna sprawa która uległa wyraźnemu pogorszeniu w odniesieniu do jesieni. Szybkich, pomysłowych wymian piłek w wysokim rytmie było jak na lekarstwo, tyle, ile udanych transferów Mielcarskiego. k) Postawa drugiej linii. Pomoc niestety nie kreowała gry w dobrym stopniu, skrzydła nie dawały dośrodkowań, środek prostopadłych piłek. Jedno naprawdę udane zagranie Cantoro przy golu na 1-0 to stanowczo za mało. Brakuje jednak zawodników, którzy mogliby podźwignąć jakość ofensywnej postawy drugiej linii – obecnie potrzeba przynajmniej dwóch nowych piłkarzy, jednego na prawą stronę, drugiego na środek, o stylu podobnym do Szymkowiaka.

l) Gra systemem 1-4-3-3 w drugiej połowie. Zupełnie nie wyszła, z uwagi na chaos wśród napastników, brak kreatywnych pomocników i słabość Brożka.

ł) Przejście z obrony do ataku i na odwrót. To o czym mówił Liczka – było zbyt wolne, chaotyczne i czytelne dla rywali. Trzeba wyprowadzać piłkę i zawiązywać akcję szybciej i w zdecydowanie bardziej uporządkowany, oraz różnorodny sposób. Podobnie przy powrocie do defensywy, gdzie trzeba szybciej się ustawiać i dynamiczniej reagować.

m) Brak gry 1 na 1. Tylko Mijailovic, Cantoro i momentami Żurawski próbowali wykorzystać swe wyższe wyszkolenie od Słowaków w sięganiu po akcje 1 na 1. A czasem właśnie w ten sposób trzeba gubić krycie i wywalczać sobie miejsce na strzał lub podanie.

Pozytywy

a) Wynik, stanowiący udaną inauguracje rundy w Krakowie.

b) Medialna oprawa meczu, okraszona efektowną prezentacja drużyny, którą z pewnością trzeba podkreślić osobnym punktem.

c) Skuteczność. Dopisała, bo w całym meczu Wiślacy stworzyli sobie ledwie 4-5 sytuacji bramkowych, z tego tylko jedną w drugiej połowie (!). Jeszcze niedawno, było to nie do pomyślenia...

d) Debiuty Błaszczykowskiego i Sobolewskiego. Obaj nie zawiedli. Mile zaskoczył zwłaszcza Błaszczykowski, który choć z pewnością nie pokazał nic nadzwyczajnego i zagrał dość przeciętnie, jak na przeskok z IV do I ligi zaprezentował się bardzo udanie. Widać, że jest szybki, ambitny, ładnie kopie piłkę nawet zewnętrzną częścią stopy (w Polsce to niestety nie norma), ma talent. Jednak nie zapominajmy, że jeszcze wiele czasu upłynie, nim będzie mógł zaoferować Wiśle jakość godną walki o najwyższe cele na swojej pozycji. To dopiero obiecujący materiał na klasowego zawodnika, nie taki zawodnik. Dlatego nadal pilnie potrzeba zakupu nowego wartościowego prawego pomocnika, by chronić jakość prawej pomocy.

e) Dynamika Mijailovica. Zaprezentował się nam w nowej roli lewego pomocnika. Nie wypadł w niej szczególnie okazale, ale w jednej akcji w drugiej połowie pokazał, że nie zapomniał techniki, jak się kiwać i dynamicznie kręcić rywalami. Widać, ze jest dobrze przygotowany do rundy.

f) Spokojna gra Żurawskiego. Wbrew niektórym obawom, Maciek pokazał że jest profesjonalistą – choć nie kipiał wybitnym zaangażowaniem i nie rozgrywał świetnego meczu, to z pewnością nie symulował również gry.

g) Forma Frankowskiego, który był moim zdaniem najlepszy na boisku. Dużo walczył, próbował rozgrywać, schodził do boków, szukał pozycji, a „podcinka” na 1-0 sprawiała, że ręce same składały się do oklasków. Tylko największy idiota lub krótkowzroczny głupiec sprzedawałby w obecnej sytuacji Wisły tego zawodnika – bo jego znaczenie dla drużyny jest ogromne.

h) Próby rozegrania z głębi pola, posługiwanie się długą piłką – Wiślacy częściej niż dawniej sięgali po kilkudziesięciometrowy przerzut z własnej połowy bezpośrednio do napastników.

i) Forma Cantoro. Argentyńczyk nic nie stracił ze swoich walorów – nadal świetnie osłania piłkę, trzyma równowagę, walczy w destrukcji i potrafi sensownie zagrać.

j) Węższe ustawienie wyjściowe formacji niż jesienią – Widać, że Liczka kładzie nacisk na poprawę asekuracji i zawężanie pola gry. Piłkarze starają się pilnować odległości między sobą, choć nie zawsze im to jeszcze właściwie wychodzi. To dobrze, ale do poprawy jest tu nadal sporo.

Wypada wierzyć, ze w przyszłości piłkarze sprawią, iż pozytywy w ich grze zdecydowanie przeważą nad negatywami. Pamiętajmy też, że nie wszystko zależy tylko od nich, czy trenerów – działacze również mają sporo do zrobienia. Zwłaszcza Grzegorz Mielcarski, który na razie wespół z Januszem Basałajem powoli pracuje na tytuł „największego zwodziciela” i hipokryty w historii polskiej piłki. Bo choć niczym rząd Milera naobiecywał mnóstwo, szastając uspokajającymi hasłami na lewo i prawo, nie zrealizował ani jednego naprawdę istotnego transferu do klubu. Wszyscy czekają na zapowiadane wzmocnienia, a czas błyskawicznie się kończy. Wartościowe zakupy są bardzo potrzebne.

(Markus)

Źródło: wislakrakow.com