Jan Tabor

Z Historia Wisły

Jan Tabor - ur. 10 kwietnia 1912 w Krakowie (Dębniki), zm. 24 czerwca 1940, zawodnik zespołów juniorskich w okresie międzywojennym.

Jan Tabor urodził się 10 kwietnia 1912 roku w Dębnikach, dzielnicy Krakowa trzy lata wcześniej włączonej do granic administracyjnych miasta. Z Dębnikami był związany przez niemal całe swoje życie. Był bardzo wysportowany, słynął jako doskonały pływak. Z Wisłą związał się przed rokiem 1936 jako piłkarz drużyn młodszych (i następnie prawdopodobnie rezerw) Towarzystwa Sportowego.

W latach 30. Jan Tabor rozpoczął pracę jako technik w Wodociągach Miejskich - organizacji mocno "wiślackiej", gdyż prezesem Wodociągów był Tadeusz Orzelski, a zatrudnienie tam znalazło wielu członków Wisły. Okres pomiędzy wrześniem 1939 a początkiem roku 1940 Jan Tabor spędził w Rumunii, wrócił jednak do okupowanego Krakowa i kontynuował pracę w Wodociągach. W maju 1940 roku został zatrzymany w niemieckiej łapance. Dokumenty pracownika miejskiej jednostki sprawiły, że został przez Niemców wypuszczony na wolność, wcześniej jednak został przez nich dotkliwie pobity. W czerwcu tego samego roku Tabor zmarł.

Spoczywa na Cmentarzu Rakowickim (Kwatera VIII, Rząd 6, Miejsce 23).

Biogram

Biogram Jana Tabora autorstwa prawnuka, Macieja Piróga, 16 stycznia 2023
Niewiele wspomnień o pradziadku Janie Taborze zachowało się w mojej rodzinie, bowiem jakiś czas po jego śmierci wdowa, prababcia Stefania, wyszła powtórnie za mąż. Jedynym potomkiem Jana była córka Danuta, moja Babcia, która wychowywana była przez matkę i ojczyma. Zapewne utrata ojca w bardzo młodym wieku (niecałe 5 lat) była tragicznym wspomnieniem, mogła spowodować wręcz traumę, toteż Babcia była znana z niechęci do powracania do przeszłości, nigdy sama nie inicjowała stereotypowych „wspomnień przy rodzinnym stole". Na ile była to właśnie trauma, na ile po prostu cecha charakteru, nie wiem, ale podobna z natury była jej matka, czyli prababcia Stefania, wdowa po Janie – jej zresztą nigdy nie miałem okazji dokładnie wypytać o dawne dzieje, bowiem po wylewie miała znacznie ograniczoną świadomość (a miałem 8 lat, gdy została nim dotknięta). Podobno kontakty z krewnymi pierwszego męża – rodziną Taborów – zostały mocno ograniczone, gdy wyszła drugi raz za mąż. Relacje są zatem skąpe, poznałem jedynie kilka opowieści, niektóre dzięki mężowi Danuty (czyli formalnie zięciowi Jana, choć ten zmarł, nim mógł go poznać), mojemu dziadkowi Aleksandrowi – ów bowiem lubił wspominki i swoją żonę oraz jej krewnych nieraz o takie rzeczy „podpytywał”. Pewne fakty udało mi się ustalić po latach dzięki dostępnym źródłom i genealogicznej pasji.

Rodzicami Jana Tabora byli Wojciech Tabor (ur. 1884), pochodzący z Góry Świętego Jana w powiecie limanowskim, oraz jego żona, Anna z domu Banach (ur. 1881), urodzona w Rożnowie. Oboje urodzili się i wychowali na wsi, a do podkrakowskich Dębnik (włączonych w granice administracyjne miasta w 1909 r.) wywędrowali zapewne w poszukiwaniu pracy i możliwości zarobkowania, ograniczonych na przeludnionej a ubogiej prowincji. Razem doczekali się szóstki dzieci: Stefanii, Władysława, Jana, Stanisława, Tadeusza i Bolesława.


Otoczenie rodzinne i społeczne, w którym wychowywali się młodzi Taborowie, to środowisko typowo robotnicze, raczej ubogie. Dębniki, Zakrzówek, Ludwinów - były w znacznym stopniu naonczas "sypialnią" dla robotników Krakowa i Podgórza, którzy wynajmowali tam mieszkania (a najczęściej po prostu "izby", pojedyncze pokoje).

Wojciech Tabor pracował wpierw jako stróż (źródło: spis mieszkańców Krakowa z 1910 r.), w księgach metrykalnych funkcjonuje też po prostu jako "robotnik", w innych także jako "robotnik gminny" (spis mieszkańców Krakowa z 1921 r.), natomiast w akcie chrztu najmłodszego syna Bolesława z 1923 r. po raz pierwszy pojawia się jako "funkcjonariusz Wodociągów Miejskich". Z ksiąg adresowych miasta Krakowa wiemy, że pełnił w Wodociągach funkcję dozorcy (tak występuje np. w księdze adresowej miasta Krakowa z 1932 r.). Był też członkiem Polskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizycznych i Umysłowych w Krakowie oraz działaczem organizacji samopomocowej tegoż PZZ – był to w Polsce lat 30. związek zawodowy zdecydowanie prorządowy, prosanacyjny, natomiast ideowo raczej katolicko-społeczny, w każdym razie promujący solidaryzm społeczny zamiast „walki klas” – a z racji protekcji władz silny w instytucjach i zakładach publicznych (Wojciecha Tabora pożegnano krótkim komunikatem o śmierci i pogrzebie w związkowym piśmie "Świat Pracy" z 10 grudnia 1938 r., zamieszczono także podziękowania od rodziny za zasiłek pogrzebowy i udział delegacji Związku w pogrzebowych uroczystościach). 

Rodzina początkowo dość często zmieniała miejsce zamieszkania (choć generalnie pozostawała w obrębie Dębnik, wyjąwszy może okres 1914-1916), co mogło być związane z sytuacją finansową, brakiem stabilizacji zawodowej lub powiększaniem się liczby dzieci – na dłużej osiedlili się Taborowie (od około 1916) przy ul. Pułaskiego, wpierw pod numerem 3, następnie zaś pod 4-ką. Tam też wychowywał się Jan i jego rodzeństwo. Mój pradziadek przyszedł na świat jako Jan Michał Tabor w 1912 roku (z datą narodzin jest kłopot – księgi metrykalne parafii św. Stanisława Kostki, teoretycznie najbardziej wiarygodne źródło, bo pisane "na świeżo", podają datę 19 września 1912 roku! Skąd zatem data na nagrobku, czyli kwiecień, i to 1913 roku? Zamieszanie powiększa spis ludności z 1921, w którym – wszak na podstawie deklaracji rodziny – rachmistrz zanotował datę 13 sierpnia 1912!)


Niewiele mogę powiedzieć o życiu Jana Tabora w dzieciństwie i młodości. O umiejętnościach pływackich wspominałem, podobno był z nich znany w całych Dębnikach, a nawet co najmniej raz wzywany do pomocy dla jakiegoś topielca. Są w naszych zbiorach zdjęcia z wypoczynku rodziny nad Wisłą (zdaje się, że na plaży przy moście Dębnickim), w strojach kąpielowych, co wydaje się potwierdzać, że lubił ten rodzaj aktywności fizycznej. Nie wiem, kiedy rozpoczął pracę w Wodociągach Miejskich, przypuszczam jedynie, że mógł tam trafić za pośrednictwem swojego ojca, jak wyjaśniłem wyżej – dozorcy w tejże instytucji. W źródłach Jan Tabor funkcjonuje jako "mechanik" (w swoim akcie ślubu z 1935 i we wpisie do ksiąg zmarłych Urzędu Zdrowia w Krakowie z 1940). Być może to za pośrednictwem Wodociągów pradziadek trafił do drużyny Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków (dyrektor Tadeusz Orzelski był wszak wówczas równocześnie prezesem Towarzystwa). W każdym razie fakt jego gry dla „Białej Gwiazdy” nigdy nie dotarł do mnie drogą przekazu ustnego, rodzinnego, zachowało się jedynie jedno zdjęcie grupy mężczyzn w koszulkach Wisły, na którym widoczny jest pradziadek. Dopiero identyfikacja innych piłkarzy i działaczy obecnych na tym zdjęciu przez redaktorów portalu historiawisly.pl (z p. Zdzisławem Skupieniem na czele) pozwoliła mi odkryć ten, nieznany wcześniej, aspekt jego społecznej i sportowej aktywności.

22 kwietnia 1935 r. Jan zawarł małżeństwo ze Stefanią Honoratą z domu Grzyb (ur. 1917 w Krakowie–Zakrzówku), córką nieżyjącego już wówczas robotnika kolejowego Józefa Grzyba i Cecylii z domu Majcher. Małżeństwo zamieszkało "przy rodzinie" żony (wpierw w wynajętym mieszkaniu przy ul. Mieszczańskiej 2, a po paru latach przy ul. Szwedzkiej 90, w domu wybudowanym przez szwagra Stefanii, Stanisława Wiśniowskiego, z pomocą finansową jej matki, Cecylii). Obecnie wszystkie te budynki nie istnieją, dom przy Szwedzkiej 90 przejęto w latach 60. pod budowę osiedli bloków (tzw. "osiedle przy Komandosów"). W 1935 r. urodziło się też jedyne dziecko Jana i Stefanii, ochrzczone jako Danuta Klementyna Cecylia – moja Babcia.


We wrześniu 1939 r. Jan Tabor wraz z przyjacielem udał się na wschód, podobnie jak wielu młodych mężczyzn, kierowanych w tamtym kierunku m.in. przez władze wojskowe, w celu odtworzenia armii z dala od linii frontu. Wiem jedynie z relacji rodzinnych, że dotarli gdzieś na teren dawnej tzw. Galicji Wschodniej, podróżując na rowerach. Tam zapewne zastał ich nieszczęsny 17 września. Następnie przekroczyli granicę z Rumunią – jako niezmobilizowani nie zostali internowani, lecz umieszczeni w obozie dla uchodźców, gdzie spędzili co najmniej parę miesięcy (na pewno przebywali w Rumunii jeszcze w okresie Bożego Narodzenia 1939 r.). Nie zostali tzw. "turystami Sikorskiego" i nie dołączyli do tych, którzy przedzierali się na zachód, do odtwarzanej we Francji i Wielkiej Brytanii armii. Tradycja rodzinna mówi, że Jan nie mógł znieść rozłąki z żoną i małą córeczką, ale nie wiem, ile w tym prawdy. W każdym razie zdecydował się wrócić do okupowanego Krakowa.


Przekazane mi relacje mówią też, że po powrocie do kraju – szacuję, że gdzieś na początku 1940 r. – Jan włączył się w działalność konspiracyjną, w czym bardzo użyteczny miał być jego powrót do pracy w Wodociągach Miejskich, wówczas podporządkowanych już niemieckiemu zarządowi miasta. Papiery pracownika tej instytucji miały jakoby ułatwiać poruszanie się po mieście bez wzbudzania podejrzeń, odwiedziny rozmaitych lokali pod pretekstem napraw i kontroli instalacji etc. Wiązanie jego powrotu z Rumunii do okupowanego kraju z jakąś misją dla Państwa Podziemnego byłoby już jednak czystą spekulacją. Co do członkostwa w podziemiu – dowodów brak, wszystko opiera się na ustnym przekazie rodziny, czasami bardzo uproszczonym (mówiono mi np. o działalności Jana w Armii Krajowej, co oczywiście jest niemożliwe, bo ta wówczas jeszcze nie istniała – podejrzewam, że w powszechnej świadomości osób mniej szczegółowo znających dzieje II wojny światowej termin "Armia Krajowa" zlał się po prostu z całością podziemia niepodległościowego, antyniemieckiego i niekomunistycznego). Organizacje konspiracyjne generalnie w tym okresie były we wczesnej fazie rozwoju, ale tworzyły się, zresztą – jak przeczytałem na stronie historiawisly.pl – dyrektor Wodociągów, Tadeusz Orzelski, uczestniczył w działalności konspiracyjnej w ramach Organizacji Orła Białego oraz w podziemnej PPS i niejako "wciągał" do tego również zaufanych pracowników. Idąc tym tropem, można uznać za pewnik, że Jan Tabor posiadał co najmniej nieformalne kontakty z podziemiem. Kwestię formalnego członkostwa i bardziej aktywnej działalności w jakiejś organizacji pozostawiam jako hipotezę, opartą o tradycję rodzinną. 

Na początku maja 1940 r. (czy nie 3 maja?) Niemcy zorganizowali w dystrykcie krakowskim dużą akcję pacyfikacyjną, mającą na celu uderzenie w tworzące się podziemie. Przeprowadzono aresztowania, a także łapanki – nierzadko przypadkowych – młodych mężczyzn, mogących potencjalnie stanowić największe zagrożenie. Tego dnia Jan Tabor wraz z braćmi Władysławem i Stanisławem oraz kilkoma przyjaciółmi prowadził rozmowę na Rynku Głównym. Grupa ta wzbudzić miała zainteresowanie i podejrzenia niemieckich tajniaków. Wedle relacji Władysława Tabora, jednym z tematów rozmowy miało być przedostanie się na Węgry (źródło: relacja Władysława Tabora w ramach projektu "Pierwsi więźniowie K.L. Auschwitz", dostępna on-line na serwisie Youtube pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=rUEwPjKDzwg ). Nawiasem mówiąc, miejsce spotkania było mało "konspiracyjne", ale z drugiej strony był to jeszcze czas, zanim niemiecki terror rozpętał się na pełną skalę, znaną z dalszych lat okupacji. W każdym razie grupa została zatrzymana przez tajniaków i przeprowadzona na ulicę Bracką, gdzie czekali już żandarmi bądź SS-mani oraz przygotowane do transportu więźniów samochody.


To właśnie tam Jan Tabor miał zostać zwolniony – ponoć właśnie dzięki papierom pracownika Wodociągów, czyli osoby formalnie pracującej dla władz okupacyjnych – niemieckiego zarządu Stadt Krakau. W pewnym momencie – czy to podczas wyciągania dokumentów, czy podczas próby jakiejś dyskusji, czy stawiania oporu – został bardzo mocno uderzony przez jednego z Niemców kolbą karabinu. Prawdopodobnie jako jedyny z grupy zatrzymanych został puszczony wolno – dwaj jego bracia trafili bowiem do więzienia dla „politycznych” w Tarnowie, skąd pojechali pierwszym transportem polskich więźniów do Auschwitz. Stanisław – numer obozowy 57 – zmarł tam w 1941 roku, ale Władysława – nr obozowy 557 – udało się z tego piekła wydostać (jakąś rolę odegrać tu miała zaprzyjaźniona rodzina niemiecka, zamieszkała w Krakowie jeszcze od czasów austriackich).

Otrzymany cios pozostawił u Jana – człowieka wszak sprawnego i wysportowanego – silny ból i narastające problemy z oddychaniem. Nie przyznał się do tego żonie, podobno – znowu przekaz rodzinny – by jej nie denerwować, tym bardziej, że ze strachu przed ewentualnymi konsekwencjami miała go przestrzegać przed zbytnim zaangażowaniem w konspiracyjną działalność. Z czasem problemy z oddychaniem powiększyły się, pojawiła się gorączka. Kiedy hospitalizację podjęto, było już za późno – uderzenie kolbą spowodowało połamanie żeber i wbicie się jednego z nich w płuco. Jan Tabor trafił do szpitala św. Łazarza w złym stanie. Wiem, że regularnie odwiedzała go tam prababcia Stefania, aż pewnego dnia przybywszy z wizytą zastała puste łóżko. Według akt Urzędu Zdrowia w Krakowie, Jan Tabor zmarł 24 czerwca 1940 r. o godzinie 5:30 w szpitalu św. Łazarza, a przyczyną były: zapalenie płuc, złamanie żebra, zapalenie ropne piersi (pneumonia cruposa, fractum costarum, phlegmone thoracis). Miał wówczas 28 lat. 

Spoczywa na Cmentarzu Rakowickim (kwatera: VIII, rząd: 6, miejsce: 23). Początkowo był to najzwyklejszy grób ziemny z krzyżem, ale w latach 60. lub 70. rodzina ekshumowała szczątki Jana i zbudowała na tym miejscu rodzinny grobowiec, w którym złożono ponownie jego doczesne szczątki. Na tablicy, chyba w wyniku błędu kamieniarza, widnieje jako jego data narodzin rok 1913. W grobie tym spoczywa również jego żona, Stefania, jej drugi mąż, a także córka Danuta z mężem Aleksandrem Lisem – moi dziadkowie.


Maciej Piróg




Galeria

Requiescat in pace