Tomasz Suski
Z Historia Wisły
Tomasz Suski (ur. 26 stycznia 1975 r.) - koszykarz, wychowanek Wisły. Mierzący 192 cm wzrostu zawodnik występował na pozycji obrońcy.
Tomasz Suski rozegrał dwa mecze w Reprezentacji Polski (1998/99).
Żoną Tomasza Suskiego jest Katarzyna Starowicz, córka Marty i Macieja Starowiczów, siostra Anny.
Przebieg kariery
- 1992-1995 - Wisła Kraków
- 1995-2002 - MKS Pruszków
- 2003/2004 - Unia/Wisła
- 2004/2005 - Platinum Wisła Kraków
- 2006-2009 - Basket Kraków
- 2009-2010 - STACO Niepołomice
- 2012/2013 - AZS AWF ggmedia.pl Kraków
Kibice oglądający obiecującego juniora w zespole Białej Gwiazdy i widząc jego efektowne wsady, wróżyli mu dużą karierę, a Suski w składzie miał pomóc w odbudowie legendy Wawelskich Smoków.
Niestety, większą część kariery spędził w Pruszkowie. Niewielu wiślackim koszykarskim wychowankom w ostatnich latach udało się zagrać w koszulce z orłem na piersi, nawet jeśli nastąpiło to tylko dwukrotnie. Już to winno świadczyć o skali talentu tego 190 centymetrowego obrońcy. Na boisku poza nieustępliwością w obronie cechowała go fantazja. Lubił popisywać się niekonwencjonalnymi zagraniami. Niestety, nie zawsze podobało się to trenerom, gdyż efektownie nie zawsze znaczyło efektywnie. Po wyrobieniu sobie marki w zespole spod stolicy wrócił do Krakowa już jako znany koszykarz. Spędził w Wiśle sezony 2003 do 2005 aby odejść z klubu, gdy ten znikał z Polskiej Ligi Koszykówki.
>>> "Slam dunk Tomasza Suskiego" (video):
Tomasz Suski po porażce 88:61 w Warszawie
Tomasz Suski po porażce 88:61 w Warszawie
2004-12-19
Gdybyśmy chcieli strajkować, to po prostu nie przyjechalibyśmy tutaj na mecz - mówi Tomasz Suski, koszykarz Unii/Wisły. Ale zastrzega, że nie będzie komentował spraw organizacyjnych w swoim klubie.
Filip Goździewicz: Dlaczego przegraliście aż tak wysoko?
Tomasz Suski: Trenowaliśmy mało, mało intensywnie. Nie oszuka się meczu, tym bardziej z tak poukładaną drużyną jak Polonia. Daliśmy sobie narzucić styl gry rywala, agresywnego w obronie, a po przechwycie szybko wyprowadzającego kontry. My mieliśmy tylko siedmiu zawodników do gry, nie mogliśmy sobie na to samo pozwolić, bo wcześniej czy później nie wytrzymalibyśmy kondycyjnie.
Można nie być w reżimie treningowym, ale jeśli zespół zdobywa tylko 22 punkty w pierwszej połowie, to musi być coś nie w porządku.
- Zgadza się. Nie jesteśmy amatorami, większość z nas wiele lat grała w ekstraklasie. Oczywiście, nie szukam przyczyny wyłącznie w tym, że źle trenowaliśmy. Na pewno też źle podeszliśmy do tego meczu.
Zawodnicy boją się komentować sprawy pozasportowe, ale czy one miały wpływ na Waszą dzisiejszą postawę w meczu?
- Na pewno. Wiadomo, że denerwujemy się i czekamy na jakieś nowe informacje na temat tego, co dzieje się w klubie. Mamy nadzieję, że będzie dobrze, ja najbardziej, bo jestem z Krakowa, i bardzo się cieszę, że po latach w końcu koszykówka się u nas odrodziła. Jestem dobrej myśli.
Kibic oglądający dziś Wasze poczynania mógł jednak odnieść wrażenie, że trochę to wyglądało jak strajk.
- Na pewno nie był to strajk, bo każdy z zawodników sobie by tylko zaszkodził. Mecz był transmitowany i trudno przed kamerami wyjść i coś manifestować, mając nadzieję, że coś można w ten sposób osiągnąć. Zrobienie czegoś takiego byłoby bezsensowne i w niczym by nie pomogło. Gdybyśmy chcieli strajkować, to po prostu nie przyjechalibyśmy tutaj na mecz. Przyjechaliśmy, żeby pokazać, że zależy nam na grze w tym klubie i chcemy, żeby koszykówka w Krakowie mogła istnieć.
www.sport.pl