1922.05.14 Polska - Węgry 0:3

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali Henryk Reyman, Stefan Śliwa.

Pierwszy mecz reprezentacji Polski z udziałem Wiślaków.

Pierwszy mecz reprezentacji Polski przed własną publicznością.

Drugi mecz w historii reprezentacji Polski.


Skład reprezentacji Polski:

Jan Loth - Polonia Warszawa

Ludwik Gintel - Cracovia

Józef Klotz - Jutrzenka Kraków

Stanisław Cikowski - Cracovia

Stefan Śliwa - Wisła Kraków

Tadeusz Synowiec - Cracovia

Henryk Reyman - Wisła Kraków

Józef Kałuża - Cracovia

Zygmunt Krumholz - Jutrzenka Kraków

Wacław Kuchar - Pogoń Lwów

Leon Sperling - Cracovia

Miejsce/Stadion: Kraków. Stadion Cracovii.

Strzelcy bramek: 4' (sam.) Ludwik Gintel (0:1), 43' Michály Solti (0:2), 79' Michály Solti (0:3).

Selekcjoner: Józef Lustgarten

Spis treści

Opis meczu

Komisja Trzech powołała na zgrupowanie przed meczem z Węgrami szeroką grupę graczy. Wcześniej dzięki decyzjom Zjazdu PZPN uzyskała pewną kwotę pieniędzy, by móc podróżować po miastach i przekonać się kto jest wart wystawienia do kadry narodowej. Mimo to (co z sarkazmem podkreślano w prasie warszawskiej) poza Kraków prawie nie wyjeżdżała: w Poznaniu nie była, we Lwowie zaledwie raz. Ponieważ w przekonaniu prasy forma Cracovii i Wisły opadała, dziwiono się, że znowu skład reprezentacji oparto na graczach krakowskich. Przewidywano więc, że w konfrontacji z Węgrami przegramy pewnie i dość wysoko.

Podczas zgrupowania przed meczem z Węgrami w zawodach próbnych miały się zmierzyć Team A i Team B. Reymana wystawiono w Teamie B na pozycji środkowego napadu. Jego vis a vis był Kałuża. Ta swoista rywalizacja wypadła zdecydowanie na korzyść Reymana. Mecz rozegrano 3.05 na boisku Cracovii. Dzień uchwalenia Konstytucji 3 Maja stał się do 1925 r. tzw. dniem PZPN, podczas którego rozgrywano mecze towarzyskie. Dochód z nich zasilał potem kasę związku. Niespodziewanie mecz wygrał Team B 4:3. Reyman był bardzo aktywny od początku spotkania i już w 4’ wystawił piłkę Kogutowi, a ten na raty pokonał Wiśniewskiego. Gracze z obu stron imponowali ambicją, jakby chcieli pokazać, że to im właśnie należy się miejsce w podstawowej jedenastce na mecz z Węgrami. Gra prowadzona była w szybkim tempie: „W teamie B na pierwszy plan wybija się Reyman, któremu dzielnie sekundują łącznicy”. Do przerwy gole strzelili: Kowalski II w 11’ dla Teamu A i Krumholz w 20’ dla B. Po przerwie nadal trwała otwarta gra z obu stron. W efekcie Kuchar wykorzystał dokładne podanie kolegi klubowego Batscha i w 14’ wyrównał. Drużyna Reymana odpowiedziała już po czterech minutach. Atak prawym skrzydłem przyniósł centrę Klotza. Strzał Koguta sparował wprawdzie bramkarz, ale przy dobitce Reymana był bezradny. W odpowiedzi Kałuża ponownie wyrównał stan meczu. Team B umiejętnie prowadzony przez swego centra napadu grał z kontry i podczas jednego z wypadów „uzyskuje niebawem nawet zwycięskiego gola, strzelonego przez Reymana”. Wynik (4:3 dla Teamu B) nie zmienił się już do końca spotkania mimo ataków Teamu A. Prasowi komentatorzy chwalili grę Reymana. Oceniali, że zawiódł Kuchar i „miejsce prawego łącznika powinien zająć bezsprzecznie Reyman, gracz o dobrej technice, a co ważniejsze posiadający silne oraz celne strzały na bramkę”.

„Sport” lwowski skrytykował zestawienie drużyn przez selekcjonerów, m.in. grę 3 środkowych z różnych klubów i pomijanie Garbienia i innych graczy lwowskich. Dwie bramki strzelone w tym sparingu i dobra gra stały się dla snajpera Wisły przepustką do gry w reprezentacji Polski. Reyman obok Śliwy byli pierwszymi Wiślakami, którzy dostąpili zaszczytu gry w reprezentacji Polski. Zresztą w 14 osobowej kadrze na ten mecz znalazło się po 5 zawodników Cracovii i Wisły. Jeśli dodamy do tego 2 piłkarzy Jutrzenki, to dominacja graczy krakowskich była zupełna. Obecność tej samej ilości graczy Wisły co Cracovii wynikała z faktu, że w Komisji Trzech zasiadało dwóch Wiślaków. Jednak skład podstawowej jedenastki na ten mecz i postawienie na rezerwie tylko zawodników Wisły: Kaczora, Kowalskiego i Wiśniewskiego świadczyło wymownie, że to Lustgarten miał najwięcej do powiedzenia w tym tercecie. Węgrzy nie wystawili najsilniejszego składu, więc liczono się z lepszą grą i wynikiem polskiej drużyny niż to było w Budapeszcie. Okazało się, że były to nadzieje na wyrost. Tak naprawdę to dopiero po tych pierwszych sprawdzianach reprezentacji na arenie międzynarodowej można było określić na jakim poziomie znajdowała się nasza piłka nożna. Wydaje się, że niemożliwy był szybki skok w poziomie gry naszej reprezentacji. Wojenny czas (1914-1921) w zdecydowany sposób zahamował rozwój polskiej piłki, która przecież i w okresie zaborów nie miała poza Galicją dobrych warunków rozwoju. Węgrzy byli naprawdę wymagającym przeciwnikiem i liczącą się drużyną europejską w tym czasie i każdy wynik lepszy niż wysoka wygrana Madziarów byłby naszym sukcesem. A że było to możliwe potwierdzał pierwszy mecz w Budapeszcie. Przygotowania do ubiegłorocznego spotkania były jednak o wiele lepiej przeprowadzone. Grano wówczas nie tylko sparingi między kadrą A i B, ale także mecze z reprezentacjami miast polskich, co pozwoliło na o wiele lepsze zgranie drużyny. Tym razem po sparingu zdecydowano się na zestawienie drużyny niemal po połowie z Teamu A i B, a więc w składzie eksperymentalnym i niesprawdzonym w próbnym meczu.

Pierwszy mecz reprezentacji na ziemiach polskich rozegrany w Krakowie miał być świętem piłkarskim. 14 maja boisko Cracovii wypełniło się po brzegi 16000 widownią już na długo przed rozpoczęciem meczu. Było to możliwe dzięki usypaniu ziemnego wału na stadionie Cracovii. Oczekiwania widowni były duże, może nawet zbyt duże i jeszcze podsycane przez prasę. Reymana w debiucie najzwyczajniej zjadła trema - podobnie zresztą jak i pozostałych polskich graczy. Ustawiony obok Kałuży na prawym łączniku nie potrafił wykazać swoich walorów. Grywali już obok siebie na tych samych zresztą pozycjach na początku swych karier w uczniowskiej Polonii. Nazwa tej drużyny jakby antycypowała ich występy w reprezentacji Polski z tym, że teraz ich przeciwnikiem nie była drużyna z Bieżanowa, ale reprezentacja Węgier. Mecz rozpoczął się fatalnie dla Polaków, gdyż już w 4 minucie Gintel po niefortunnej interwencji przelobował własnego bramkarza i strzelił samobójczego gola. Zdeprymowało to naszych zawodników i początek meczu należał zdecydowanie do Węgrów, górujących technicznie nad Polakami. Mimo wszystko polscy gracze starali się atakować: w 11’ po starciu Neuhausa z Kucharem piłkę przejął Reyman, „który strzela niepewnie i słabo do zupełnie otwartej bramki” i obrońcy zdążyli wybić ją w pole; w 31’ „strzela Reyman z podania Kałuży w róg, Neuhaus chwyta niespodziewanie”; w 35’ wspaniała kombinacja Kałuża-Krumholz-Reyman-Kałuża i strzał obok słupka; chwilę potem nastąpiła kolejna akcja Kałuża-Reyman (z górnego podania Kałuży Reyman „głową oddaje rzut w prawy róg bramki, obroniony przez Neuhausa”). Przeczyło to nieco ocenie, że „prawa strona Reyman-Krumholz” była „zbyt nieruchliwa”. Węgrzy w końcówce pierwszej części gry ostudzili zapały polskich graczy i na trzy minuty przed jej końcem Solti głową podwyższył wynik meczu. Jeszcze przed zejściem piłkarzy do szatani kontuzji doznał Śliwa (próbując wybić piłkę z bramki po strzale Soltiego, wpadł na słupek) i właściwie już do końca spotkania statystował na boisku, co musiało mieć wpływ na grę całej drużyny (zmian w trakcie meczu wówczas nie przewidywano). Zmiany w ustawieniu graczy po przerwie (Cikowski przeszedł na środek pomocy, Śliwa na prawą pomoc) zaowocowały lepszą grą pomocy i reprezentacji. Nasi przeważali przez pierwszych 20 minut gry. Groźnie strzelali Kuchar (z podania Reymana), Reyman i Krumholz. Potem gra się wyrównała. W 28’ po przeboju Kuchara „centrę chwyta Reyman, strzał ostry, piękny, ponad poprzeczkę”. Skuteczniejsi byli Węgrzy, a szczególnie będący w dobrej dyspozycji Solti, który w 34’ strzelił 3. gola w zamieszaniu pod bramką Lotha. Ataki Polski do końca spotkania nie przyniosły zmiany rezultatu, choć szczęścia próbowali: Kuchar, Krumholz (z podania Reymana), Kałuża i sam Reyman, strzelając na 3 minuty przed końcem meczu „ponad poprzeczkę”.

  • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Stefan Śliwa:
    • „Śliwa był tylko cieniem tego, co zazwyczaj w swych walkach klubowych dokazywał. W następstwie tego zbyt prędko wypompowała się reszta pomocy... Przestawienie po pauzie Cikowskiego na środek, a Śliwę na prawego pomocnika okazało się korzystne". Według Lustgartena Śliwa „nie miał nawet swoich początkowych 15. minut” ***Źródło: Raz, Dwa, Trzy nr 39 i Cikowski musiał go wyręczać w obowiązkach...
    • Przed najtrudniejszym zadaniem stoi nasza pomoc. Trzymać ten żywy i z pełnym temperamentem grający napad Węgrów jest sztuką nielada. Na tem stanowisku pokładamy całą naszą nadzieję na Śliwie, który przecież częściowo może napad Węgrów potrafi kryć, powinien się on ale nie ograniczać tylko do pracy destruktywnej, gdyż wiadomo przecież, że kwalifikacje środkowego pomocnika a zwłaszcza takiego jak Śliwa wymagają również i umiejętności pracowania w sposób konstruktywny.
    • Śliwa grał na skrzydle bez zarzutu.
    • W środku grał Śliwa, który grą swą wystarczająco chyba udowodnił, iż nie ma żadnych warunków na gracza reprezentacyjnego.
    • Śliwa był bardzo niepewny, również i Synowiec nie dopisał, Śliwa, który grał do pauzy na środku pomocy, zmienił swe stanowisko z Cikowskim, prawym pomocnikiem. I to niezbyt poprawiło grę całej pomocy.
    • Śliwa na środku lepszy przed pauza, po pauzie na prawej pomocy kiepski, nie można też było od niego wymagać, by na nieswojej pozycji był nadzwyczajnym.
    • pomoc Polski najsłabszą częścią drużyny, tylko Śliwa miał jasne chwile.
  • Sędzia p. Karol Em. Gratz, przewodniczący niemiecko-czeskiego Kollegium Sędziów
    • Śliwa był na matchu z Węgrami nie najgorszy.
    • Kto do pomocy wstawia dwóch środkowych pomocy — Śliwa, Cikowski — do tego Śliwa fizycznie upośledzony? To też po przerwie zmienili się ci dwaj, lecz czy to co pomogło?
    • Śliwa był najsłabszym graczem na boisku, jakkolwiek poświęcenia i najlepszych chęci w grze nikt bezstronny odmówić mu nie może. Natomiast technicznie i taktycznie, w wybijaniu i biegu nie dorósł zadania. Przykro mi poruszać tę sprawę, Śliwa jest mi bowiem osobiście i jako sportowiec bardzo sympatyczny, ale jest to obowiązkiem sprawozdawcy i muszę zapytać, czy inwalida wojenny powinien być wstawiany do reprezentacji? Mojem zdaniem reprezentacja sportowa narodu ma okazywać co ten naród posiada najzdrowszego, najlepszego, najbardziej kwitnącego w materjale ludzkim, nie nieszczęśliwego inwalidę wojennego, zwłaszcza, że aż krańcowej konieczności wstawiania Śliwy nie było.
  • Henryk Reyman:
    • Spekulacje przed meczem - na pozycji prawego łącznika kandydują Kuchar i Reyman. „Technicznie i taktycznie Reyman przewyższa Kuchara stanowczo. Jest też ostatnio w bardzo dobrej formie”.
      • Źródło: "Tygodnik Sportowy" nr 53.
    • „miejsce prawego łącznika powinien zająć bezsprzecznie Reyman, gracz o dobrej technice, a co ważniejsze posiadający silne, oraz celne strzały na bramkę”.
      • Źródło: (Elka) "Wiadomości Sportowe" nr 9.
    • Komentarze pomeczowe: "„Sport” lwowski krytykował za zbyt miękką grę Kałużę i Reymana. Szczególnie ten drugi: „Silny i rosły i osobiście zapewne nie tchórz, przecież długoletni oficer w pierwszej linii bojowej, nigdy nie użył swych walorów cielesnych, nie atakował ciałem Węgrów... Technicznie dobry, poza tem jednak jeszcze bez biegu i startu, w rzutach pechowiec, był najsłabszym naszym napastnikiem”. Stołeczna „Rzeczpospolita” krytykowała wystawienie Reymana, gdyż zagrał „poniżej krytyki” i „nie nadaje się do drużyny reprezentacyjnej. Ani umysłu kombinacyjnego, ani strzału” nie posiada. Podobnie krytycznie spoglądano na występ Krumholza i innych krakowskich graczy, którzy wystąpili w tym meczu, bo - jak pisano z przekąsem - są z Krakowa i cierpią widocznie na „wiedeńską chorobę”, która wg pozakrakowskiej prasy charakteryzuje się hyperkombinacją, słabym strzałem, nie odpychaniem przeciwnika piersiami i barkiem. Po prostu zbyt miękką grą wobec rywala. Ogólnie ocena gry Reymana wypadła dość krytycznie. Nawet sympatyzujące z Wisłą „Wiadomości Sportowe” napisały, że zagrał „gorzej niż zwykle”. Krytykowano również zestawienie składu i grę aż 5 graczy Cracovii, która „w tym sezonie jest bez formy”. „Przegląd Sportowy” nie był już tak krytyczny wobec debiutanta, dostrzegając jego nieco lepszą grę w II połowie meczu. Wynik ocenił jako zbyt wysoki, a grę Polski jako „hyperkombinacyjną”. Potwierdzała to publikowana statystyka oddanych strzałów na bramkę: Polska 20, Węgry 13. Lustgarten odpowiedzialny za zestawienie drużyny w pomeczowym komentarzu chwalił Kałużę, a krytykował Reymana".
      • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.
    • miejsce prawego łącznika powinien zająć bezsprzecznie Reyman, gracz o dobrej technice, a co ważniejsza posiadający silne, oraz celne strzały na bramkę.

Nr 9. Kraków, wtorek 9 maja 1922. Rok I.

    • Reyman grał gorzej niż zwykle.
    • Atak pracował nie najgorzej, mimo, iż Reyman i Krumholz okazali się zbyt niepewnymi graczami.
    • Atak Polski cierpiał na „wiedeńską chorobę”. Wzorem Wiednia, niestety do nas przeszczepionym, grał prócz Kuchara za miękko, bez żadnego nacisku fizycznego pod bramką, nie szedł na przeciwnika. Tyczy się to głównie Kałuży i Reymana. O ile pierwszy jest wytłumaczony swą małą wagą, a braki te nadrabiał szybkością i zwinnością przy braku strzałów, o tyle drugi jest nie do wytłumaczenia. Silny i rosły i osobiście napewne nie tchórz, przecież długoletni oficer w pierwszej linji bojowej, nigdy nie użył swoich walorów cielesnych, nie atakował ciałem Węgrów. Tak jak on mógł był grać napastnik 0 pięćdziesięciu kilogramach wagi. Technicznie dobry, pozatem jednak jeszcze bez biegu i startu, w rzutach pechowiec, był najsłabszym naszym napastnikiem.
    • Warszawska „Rzeczpospolita". Wina PZPN jest wprost ogromna. Dalej w zlekceważeniu Polski iść było niepodobna. Reyman (Wisła) i Krumholz (Jutrzenka) grali poniżej krytyki, ale obaj byli z Krakowa. Nietrafianie z paru kroków do pustej bramki było na porządku dziennym.
    • Nadzieje pokładane w Kucharze i Rejmanie zawiodły. Ich przeboje kończyły się autami lub strzałami w ręce bramkarza. Pozartem u Rejmana słaby start do piłki; przeważnie czekał, kiedy piłka mu pod nogi wpadła.

Galeria

Relacje prasowe

Wiadomości Sportowe


Nr 7. Kraków, Poniedziałek 24 kwietnia 1922. Rok I.



Komisja Wydz. G. i D. P. Z. P. N. wybrana przez P. Z. P. N. złożona z pp. Ziemiańskiego, Obrubańskiego i Dr Lustgartena celem złożenia teamu na mecz Polska-Węgry w dniu 19 bm. ustawiła teamy następująco: A. Loth II (Polonia), Gintel (Cracovia), Cepurski (Wisła), Styczeń (Cracovia), Cikowski (Cracovia), Synowiec (Cracovia), Bacz (Pogoń lwowska), Kotapka (Cracovia), Kałuża (Cracovia), Kuchar (Pogoń lwowska), Szperling (Cracovia). B. Wiśniewski (Wisła), Klotz (Jutrzenka), Fryc (Cracovia), Loth I (Polonia), Śliwa (Wisła), Gieras (Wisła), Krumholz (Jutrzenka), Einbacher (Warta), Reyman (Wisła), Kowalski (Wisła), Schneider i (Makkabi), Rezerwa Schneider II (Makkabi), Szporna (Wisła), Kaczor (Wisła).

Jak się dowiadujemy P. Z. P. N. na posiedzeniu w dniu 21 b. m. powziął uchwałę, iż mecz Polska- Węgry odbędzie się na boisku Cracovii z tem, iż 5% obrotu brutta przeznaczony zostanie na kluby klasy B K. Z. O. P. N. Następny mecz międzypaństwowy odbyć się ma na boisku Wisły.

Mieczysław Wiśniewski. Polska—Węgry.

Wiadomości Sportowe


Nr 8. Kraków, wtorek 2 maja 1922. Rok I.


Już w najbliższym czasie, bo w miesiącu maju będzie miała sposobność publiczność sportowa Krakowa zobaczenia dwóch reprezentatywnych drużyn polskich, w zawodach treningowych na mecz międzypaństwowy Polska-Węgry. Zainteresowanie jednak treningami jest słabsze, niż ubiegłego roku; wszyscy oczekują wyniku z ciekawością, ale jakoś apatycznie i już teraz daje się wyczuwać brak zaufania do zwycięstwa naszej reprezentatywnej drużyny, wyczuwa się nastrój, iż Polska przegra. A tak być nie powinno, Kraków przecież to ośrodek najlepszych drużyn piłki nożnej, a wyrobiona sportowo publiczność swojem zachowaniem powinna dodawać otuchy i pobudzać do wysiłków, celem zwycięstwa.

Gdyby nawet nasza drużyna reprezentatywna doznała porażki, to i tak nie należy jej potępiać, ponieważ w zapasach międzypaństwowych jesteśmy nowicjuszami, a długoletnia wojna odciąwszy nas od zagranicy nie dała nam sposobności do zmierzenia naszych sił. Znając jednak ofiarność i chęć osiągnięcia jak najlepszych wyników przez graczy, powinno- naszej publiczności to dodawać otuchy, że może mimo przegranej okażemy wysoki poziom gry.

W skład drużyny reprezentatywnej wejdą gracze krakowscy, lwowscy i warszawscy. Jest faktem niezaprzeczonym, iż Wydział Gier i Dyscypliny P. Z. P. N. trochę zapóźno zabrał się do ustawienia drużyny reprezentatywnej i że ten team nie będzie należycie wybranym. Pojedynczy bowiem gracze rozmaitych drużyn nie będą mieli sposobności w tak krótkim czasie zgrać się ze sobą. Treningi powinny trwać czas dłuższy, jednakowoż skoro tak się stało, to za ewentualne złe skutki poniesie w dużej mierze winę Zarząd, a nie członkowie drużyny. Również nie wyznaczono dotychczas trenera, któryby miał teamy odpowiednio przygotować do spotkania. Więc jak z tego widzimy, przygotowanie nasze do międzypaństwowych zawodów nie jest takiem, jakiem ono być powinno i należy tylko wyrazić kolosalne zdziwienie, iż P. Z. P. N. zajął się tą sprawą tak późno, zaniedbując odpowiednie przygotowanie swych drużyn. O upadku sportu piłki nożnej u nas mowy być nie może, bo jak z załączonej tablicy widać i inne państwa walcząc z Węgrami nie odniosły przygniatającego zwycięstwa.

Węgry — Polska.

Wiadomości Sportowe


Nr 9. Kraków, wtorek 9 maja 1922. Rok I.


1. Znaczenie zawodów. Już bardzo krótki czas dzieli nas od naszego drugiego egzaminu w piłce nożnej t. j. przed meczem Węgry—Polska. A egzamin to dla nas ciężki, gdyż egzaminatorami są Węgrzy, którzy należą do narodów przodujących pod względem piłki nożnej na kontynencie, a jurą w tym wypadku będzie cała cywilizowana Europa, o której też opinję dobrą musimy się postarać.

Musimy światu udowodnić, że ostatni chlubny dla nas wynik 0 :1 nie był przypadkowym. A potem należy się oczyścić z wrażenia jakie zrobiły na zagranicy wyniki mistrza naszego w Pradze, .i w Krakowie z Morawską Slavią. Zadanie to nie łatwe, gdyż trzeba wziąść pod uwagę, iż Węgrzy z całą pewnością chcą się zrehabilitować, z wyniku poprzedniego uzyskanego z nami, a którego dla nich zbyt pochlebnym nazwać nie można. Dlatego nasi wybrańcy muszą grać z nadzwyczajną ambicją, gdyż w takich wypadkach obok treningu głównie ambicja ma dominujące znaczenie. Jak więc widzimy zawody te zwłaszcza dla nas są nadzwyczaj ważne.

2. Drużyny.

Reprezentacja Polski została przez pp. Ziemiańskiego, Obrubańskiego i dr. Lustgartena w ten sposób ułożona, że szkielet reprezentacji z pierwszego meczu pozostał ten sam. Jest to przedsięwzięcie szczęśliwe.

Skład Węgier będzie z pewnością starannie ułożony. Tyły, których M. d. Sz. już nie zmienia od dłuższego czasu, z pewnością i tym razem nie będą zmienione. Napad wystąpi zapewne w tej obsadzie w jakim wystąpił na meczu z Austrją. A zatem skład reprezentacji Węgier będzie prawdopodobnie następujący: Neuhaus (III Ker. T. V. E.), Vogl II (U. T. E.), Mandl (M. T. K.), Kertesz II (M. T. K-), Obitz (F. T. C.), Blum (M. T. K-), Opała (M. T. K-), Molnar (M. T. K.), Orth (M. T. K-), Seidner (U. T. S. C.), Toth (F. T. C.). Przez taką obronę jak Vogel II i Mandl nie będzie naszym zbyt łatwo się przedostać, a i pomoc Węgrów jest znakomitą. Czy kombinacją ala Cracovia, dużo wobec takich znakomitych tyłów, napastnicy nasi zdołają, należy wątpić. Będą oni musieli się zatem więcej ograniczać do przebojów. Kałuża dobry taktyk i technik mając obok siebie silnych przebojowców będzie musiał na nich całą grę ataku koncentrować, gdyż tylko tacy strzelcy i zarazem przebojowcy zapewnią nam sukcesy. Przed najtrudniejszym zadaniem stoi nasza pomoc. Trzymać ten żywy i z pełnym temperamentem grający napad Węgrów jest sztuką nielada. Na tem stanowisku pokładamy całą naszą nadzieję na Śliwie, który przecież częściowo może napad Węgrów potrafi kryć, powinien się on ale nie ograniczać tylko do pracy destruktywnej, gdyż wiadomo przecież, że kwalifikacje środkowego pomocnika a zwłaszcza takiego jak Śliwa wymagają również i umiejętności pracowania w sposób konstruktywny. Wogóle nie powinni nasi ograniczać się wyłącznie do defenzywy, gdyż defenzywa może się czasem udać ale częściej zwłaszcza gdy się ma do czynienia z takim napadem jakim rozporządzają Węgry, może się zakończyć zupełnym blaskiem. W każdym razie pewnem jest, że tempo (jak zwykle) będzie iście węgierskie, i tu obawiam się czy gracze słabi (zwłaszcza z K. S. „Cracovia“) wytrzymają tempo nadane przez Węgrów, gdyż głównie tym morderczym tempem Węgrzy pokonywują przeciwnika.

3. Szanse.

Prawie każdemu się zdaje, że Węgrzy mają zwycięstwo już w kieszeni i ja też należę do tych pesymistów, jednak musimy tu wziąść pod uwagę tą niepewność jaką się futball cieszy, tak że nie mylimy się jeśli twierdzimy, że zwycięstwo Polski leży w granicach możliwości. Jednak stanowczo lepsze szanse mają Węgrzy, i tak przy spokojnej grze należy się liczyć z małem zwycięstwem Węgrów. Miecz. Hesch.


Team A—Team B 3:4


Wiadomości Sportowe


Nr 9. Kraków, wtorek 9 maja 1922. Rok I.



Zawody reprezentacyjnych drużyn na mecz Polska — Węgry. Team A—Team B 3:4 (1:2).

Dnia 3 maja odbyły się na boisku K. S. „Cracovia“ zawody przygotowawcze dwu reprezentacyjnych drużyn Polski. Zawody te, które miały być wykładnikiem naszych sił przed niedalekim już meczem międzypaństwowym Polska-Węgry, wzbudziły zrozumiałe zainteresowanie wśród kół sportowych polskich. Dowodem tego była liczna frekwencja obecnej na zawodach publiczności. Obie drużyny wystąpiły w następujących składach:

Team A.

Wiśniewski (W.)

Cepurski (W.), Gintel (Cr.)

Synowiec (Cr.), Cikowski (Cr), Styczeń (Cr.) Sperling (Cr.),

Kowalski II (W.), Kałuża (Cr.), Kuchar (Pog.), Bacz (Pog.).

Team B.

Loth (Pol.)

Fryc (Cr.), Klotz I (Jutrz.)

Gieras (W.), Śliwa (W.), Mróz I (W.)

Schneider I (M.), Kogut (Cr.), Reymann (W.), Krumholz (J.), Klotz II (J.),

Grę rozpoczyna Team A, rychło jednak piłkę odbierają mu napastnicy Teamu B. Już w 4-tej minucie przeprowadzają oni należycie skombinowany atak. Reymann podaje piłkę dobrze ustawionemu Kogutowi, a ten oddaje niebawem silny rzut na bramkę. Wiśniewski paruje strzał i odbija piłkę pod nogi Koguta, który strzela powtórnie w lewy róg bramki, zdobywając pierwszego gola. Zaraz po rozpoczęciu ze środka stwarza napad Teamu A niebezpieczną sytuację pod bramką przeciwnika. Broni Fryc przez wbicie piłki w korner, tuż nad górnym drążkiem bramki. Gra staje się otwartą. Obie strony pracują ambitnie i przeprowadzają naprzemian szereg ładnych ataków. W Teamie A popisuje się biegami Kuchar, któremu Kałuża wypuszcza precyzyjnie piłkę na „vor“, oraz Sperling ładnym prowadzeniem piłki i dobremi centrami. W napadzie Teamu B na pierwszy plan wybija się Reymann, któremu dzielnie sekundują łącznicy, szczególnie zaś Kogut. Szereg obustronnych ataków idzie jednak na marne, dzięki dobrze grającym tyłom obu .drużyn. — Dopiero w 11 minucie po kombinacji Kuchar-Kałuża- Kowalski II — uzyskuje Team A wyrównującego gola. Strzela go Kowalski II. a piłka grzęźnie w siatce, mimo ładnej robinzonady Lotha. — Gra przybiera na tempie. Błyskawiczne obustronne ataki pozostają przez parę minut bez rezultatu. Żadna ze stron niema znaczniejszej nad przeciwnikiem przewagi. W 20 minucie przeprowadza Team B atak. Kombinację przeciwnika usiłuje udaremnić Cepurski, co mu się jednak nie udaje. Podana na prawą stronę piłka, toczy się zwolna. Wiśniewski wybiega niezdecydowanie, by ratować zagrożoną bramkę. Do piłki dobiega jednak wcześniej Krumholz i ostrym przyziemnym strzałem w prawy róg bramki, zdobywa drugiego gola. — Teraz Team A zaczyna pracować; uzyskuje on nawet zwolna nieznaczną przewagę. Napad jego przeprowadza cały szereg ataków i stwarza groźne dla Teamu B sytuacje, które wyjaśnia najczęściej doskonale grający i szybko orjentujący się Loth. Team B rzadko już teraz gości na połowie przeciwnika. W 40 min. strzela Kowalski silnie w górny drążek bramki, piłkę odbitą łapie Kuchar i oddaje słaby strzał, który broni pewnie Loth. Ten sam gracz udaremnia niebawem wspaniałą robinzonadą niebezpieczny atak Kałuża-Kuchar. Wynik do pauzy nie ulega zmianie.

Po przerwie przechodzi Krumholz do Teamu A na prawego łącznika, Kuchar zaś zajmuje miejsce na lewym łączniku. Kowalski gra w Teamie B. Tempo silne, gra otwarta. Z początku atakuje nawet częściej Team B, napad jego strzela atoli za lekko. Niebawem jednak przejmuje inicjatywę Team A. W 14 min. oddaje Bacz ładną centrę z prawego skrzydła, Piłkę przepuszcza Kałuża, chwyta ją zaś Kuchar i strzałem w prawy róg bramki zdobywa gola. 18 min. przynosi atak prawego skrzydła Teamu B. Centrę Klotza łapie Kogut i strzela. Piłkę odbija Wiśniewski pod nogi Reymanna, który strzela powtórnie do bramki. Wiśniewski przy parowaniu ostrego strzału wbija teraz piłkę we własną bramkę. Z kolei przechodzi do ofenzywy Team A, szereg jednak ostrych jego strzałów, chwyta pewnie Loth. Dopiero po rzucie z prawego rogu, wbija Kałuża piłkę poraź ostatni w prawy róg bramki przeciwnika. Gra odtąd toczy się pod nieznaczną przewagą Teamu A. Team B broni się jednak dzielnie, a od czasu do czasu przeprowadza niebezpieczne wypady, z których uzyskuje niebawem nawet zwycięskiego gola, strzelonego przez Reymanna. Team A mimo przewagi nie może do końca zawodów wyniku wyrównać, a uzyskuje jedynie parę niewyzyskanych rzutów z rogu. Wreszcie sędzia odgwizduje koniec zawodów przy stanie bramek 4 : 3 na korzyść teamu B, rzutów zaś z rogu 5 :5.

Sędziował bardzo dobrze p. Fiedler.

Zawody zatem powyższe zakończyły się nadspodziewanem, a jednak rzetelnie wypracowanem zwycięstwem Teamu B i wykazały konieczność zmiany naszej reprezentatywnej drużyny. Odnosi się to przedewszystkiem do napadu, którego obaj łącznicy, grali bardzo słabo. Kuchar mimo, że okazywał pewne zgranie z Kałużą, zawiódł jednak zupełnie w rzutach do bramki. Strzały jego były jużto bardzo słabe, jużto niecelne, szły bowiem najczęściej w aut. Kowalski technicznie stoi jeszcze trochę nisko i brak mu należytej orentacji. Podobnie Krumholz, jest graczem zbyt młodym i mało doświadczonym, aby mógł wydatnie na tem stanowisku pracować. Dlatego miejsce prawego łącznika powinien zająć bezsprzecznie Reyman, gracz o dobrej technice, a co ważniejsza posiadający silne, oraz celne strzały na bramkę.— Skrzydła napadu dobre, szczególnie Sperling, który grał bez zarzutu. Podobnie wydatnie pracował Bacz, centry jednak tego gracza padają cokolwiek za blisko bramki i stają się wskutek tego najczęściej łupem bramkarza. Pomoc względnie dobra. Na pierwszy plan wybijał się tutaj Cikowski, gracz technicznie wysoko stojący a pracujący przytem ofiarnie i niezmordowanie. W obronie stanowczo słabym okazał się Cepurski, którego zastąpić należałoby Klotzem I. Bramkarz Loth pewny i spokojny, wypełniał w zupełności swoje zadanie.

Elka.

Zawody międzynarodowe Węgry - Polska.

Wiadomości Sportowe


Nr 10 Kraków, poniedziałek 15 maja 1922.


Przyjazd reprezentacji węgierskiej. W piątek o godz. 7'30 przyjechała reprezentacja węgierska, prowadzona przez pp. Hajosa, Vertesa, Vida i Klementa, członków Zarządu Węg. Zw. Piłki Nożnej. Naprzeciw gości wyjechał do Trzebini p. Ziemiański, na dworcu zaś krakowskim przywitali ich delegaci P. Z. P. N. pp. Dembiński, por. Obrubański i inż. Śliwiński, dalej reprezentanci prasy sportowej, oraz wielu przyjaciół i miłośników sportu. Po serdecznem powitaniu odjechali goście przygotowanymi automobilami i powozami do hotelu Pollera, gdzie na nich czekał Dr Cetnarowski, prezes P. Z. P. N.

Przyjęcie. W sobotę zwiedzili goście przedpołudniem kościół N. M. Panny, Muzeum Narodowe i Wawel. Popołudniu udali się powozami na Panieńskie Skały, poczem byli obecni na meczu Makkabi - Union, Gościom towarzyszyli z ramienia P. Z. P. N . : prezes Dr Cetnarowski, pp. Dr A. Lustgarten, por. Obrubański, Dembiński, Śliwiński, Fiedler, Blicharski, prezes Wisły Wojas, Dr Margulies i Dr Gleisner. W niedzielę o godz. 11 przedpoł. udali się Węgrzy wespół z delegatami P. Z. P. N. na cmentarz rakowicki, gdzie złożono wieńce na grobie ś. p. Bolesława Kotapki po przemowie p. Hajosa i Śliwińskiego. Potem udali się oni popołudniu o godz. 4-30 na boisko Cracovii, prowadzeni przez Dr Cetnarowskiego i por. Obrubańskiego, gdzie następnie rozegrali zawody. Węgry—Polska 3:0 (2:0). Podniosłą chwilę przeżywał wczoraj polski świat sportowy. Oto po raz pierwszy na wolnej naszej ziemi stanęliśmy do zawodów międzynarodowych z bratnim. narodem węgierskim, aby w ambitnej walce, okazać naszą tężyznę i wyrobienie sportowe. Wczoraj mieliśmy zdać przed zagranicą sprawę z tego, co się u nas w dziedzinie sportu i wychowania fizycznego działo i dzieje. I trzeba przyznać, że z próby tej nie wyszliśmy ze wstydem. Bo chociaż osiągnęliśmy w zawodach niezbyt zaszczytny wynik i ponieśliśmy niestosunkowo wysoką klęskę, to jednak śmiało powiedzieć możemy, że klasa naszych wybrańców nie ustępuje bynajmniej klasie wybrańców węgierskich, którzy przecież w sporcie europejskim zajmują jedno z pierwszych miejsc. Stwierdził to dowodnie przebieg wczorajszego naszego spotkania; od początku bowiem do końca prowadziła nasza reprezentacja grę otwartą, a od czasu do czasu, szczególnie zaś przez całą niemal drugą połowę zawodów miała n ad przeciwnikiem znaczną przewagę. Przewagi tej nie umieli nasi jednak wykorzystać, a to dzięki znanemu niezdecydowaniu przed bramką gości, oraz brakowi celnych i silnych strzałów.

Przebieg zawodów. Witani gromkimi oklaskami przez zebrane wielotysięczne tłumy (ok. 16.000 widzów) wchodzą Węgrzy na boisko w czerwonych koszulkach, z herbem państwowym na lewej piersi.— Niedługo potem spieszą i nasi w białych kostjumach, z orłem polskim na czerwonej tarczy. Po przywitaniu gości przez kapitana drużyny polskiej Synowca i wręczeniu kwiatów wiceprezesowi Węgierskiego Związku Footbalowego p. Hajosowi, drużyny wznoszą powitalne okrzyki. Następuje wspólna fotograf ja, poczem sędzia p. Ernest Graetz, prezes kolegium sędziów niem.-czeskiego Związku Footbalowego, wzywa do siebie kapitanów drużyn, dla wylosowania boiska. Los pada na korzyść Węgrów, wobec czego drużyna polska staje przeciw słońcu. Urząd sędziów linjowych sprawują pp. Ziemiański i Auerbach. Drużyny stają przeciw sobie w następujących składach :

Węgry:

Neuhaus (III Ker.)

Zatyko (Vasas), Kovacs (VII Ker.)

Szabo (F. T. C.), Kleber (III Ker), Tomecsko (Vasas)

Katzer (Vasas), Razso (Juvel), Priboj (U. T. E.), Seiden (U. T. S. E.),

Solti (Szegedi A. C.),

Polska:

Szperling (Crac.), Kuchar (Pogoń), Kałuża (Crac.), Reyman (Wisła), Krumholz (Jutrz.)

Synowiec (Crac.), Śliwa (Wisła), Cikowski (Cr.)

Gintel( Crac.), Klotz (Jutrz.)

Loth (Polonia).

Grę rozpoczyna Polska, nadając zawodom z miejsca ostre tempo. Przeprowadza ona atak prawą stroną swego napadu, a Krumholz oddaje ze skrzydła strzał na bramkę, który grzęźnie w rękach Neuhausa. Węgrzy natychmiast rewanżują się, — kolejne zaś dwa ich ataki unicestwia Cikowski i Gintel. Następujący niebezpieczny wypad Priboja niweczy Loth. Węgrzy napierają dalej. W 5-tej minucie oddaje lewy łącznik Węgrów Seiden słaby strzał na bramkę. Gintel chce odparować, piłka jednak schodzi mu niefortunnie z nogi i niebawem wpada do bramki, ponad głową Lotha, który całkiem niepotrzebnie wybiegł i opuścił swe stanowisko. Po rozpoczęciu ze środka, Polska atakuje, pragnąc za wszelką cenę utracony punkt odzyskać. Krumholz objeżdża doskonale kilku przeciwników następnie centruje, lecz Neuhaus chwyta piłkę tuż przed nogami nadbiegającego Kuchara. Gra powoli staje się otwartą. Groźną sytuację pod bramką Polski ratuje znów Cikowski. Za chwilę silny strzał lewego obrońcy Węgrów Kovacsa, oddany na bramkę z połowy niemal boiska przechodzi tuż koło słupka. Nasi wyzbywają się powoli gry nerwowej i zaczynają pracować spokojnie i celowo. 11 minuta przynosi ładny atak Polski lewym skrzydłem. Szperling doskonale centruje; bramkarz Neuhaus, chcąc chwycić piłkę, wybiega z bramki i pada przy zderzeniu się z Kucharem; piłkę dostaje pod nogi Reyman, który strzela niepewnie i słabo do zupełnie otwartej bramki, dając w ten sposób obronie przeciwnika czas do wyjaśnienia sytuacji. Polska naciska dalej, grając przeważnie lewym swym skrzydłem. Szperling wywiązuje się doskonale ze zadania i wybija się na czoło naszego ataku swoją ładną grą. Bez zarzutu pracuje również Kuchar, oraz Kałuża, który wspaniale rozdziela piłkę. Węgrzy otrząsają się niebawem z lekkiej przewagi przeciwnika i przeprowadzają szereg ataków, załamanych przeważnie na obronie Gintla. A i pomoc nasza nie próżnuje. Synowiec obstawia dobrze niebezpieczne prawe skrzydło Węgrów, Katzera, doskonałego biegacza. Podobnie, a nawet lepiej sprawia się Cikowski, który nadto wspiera wydatnie małoruchliwego Śliwę, nie mogącego utrzymać sprężystego Priboja i dwu jego łączników Seidena i Razsó. — Kilka ostrych strzałów Węgrów paruje Loth. Z kolei gra otwarta. Szereg obustronnych ataków. Reyman wypuszcza naprzód piłkę Kucharowi; ten ostatni dobiega, lecz sędzia gwizda nieuzasadniony zresztą „spalony”. Następuje ładny „wózek“ Szperlinga, którym podjeżdża on pod bramkę gości i oddaje silny, przyziemny strzał, mierzony w lewy róg; piłka idzie tuż koło słupka w aut. Polska znów przez jakiś czas lekko przeważa. Dobrze mierzoną centrę Szperlinga, łapie Neuhaus, tuż przed nadbiegającym Kucharem. Ładne „vor“ Kałuży, przepuszcza Krumholz na aut. Kombinacja Kuchar-Kałuża kończy się strzałem tego ostatniego ponad bramką. W 31 min. uzyskują Węgrzy rzut z rogu, z winy słabo zresztą grającego Klotza, ale rzut głową Priboja idzie niebawem w aut. — Po kombinacji Kuchar-Kałuża-Reyman strzela ten ostatni w lewy róg bramki, lecz Neuhaus broni. -— Kolejny ostry, przyziemny strzał łącznika Węgrów, Razsó, w lewy róg bramki, chwyta pewnie Loth. — Atak Reyman-Kałuża kończy się strzałem ostatniego ponad bramkę. Niebawem uzyskuje Polska z połowy boiska rzut wolny przeciw Węgrom. Bije go silnie Cikowski, piłkę łapie Kałuża i podaje ją górą Reymanowi, który głową oddaje rzut w prawy róg bramki, obroniony przez Neuhausa. W 40 min. Kombinacja Szperling-Kałuźa-Kuchar kończy się kornerem niewyzyskanym. — Pod koniec pierwszej połowy goszczą Węgrzy znów na połowie naszych. Niezdecydowana obrona Klotza dopuszcza do ostrego strzału, oddanego przez Priboja, a schwyconego świetnie przez Lotha. — Atak Kuchar-Kałuźa-Szperling kończy się strzałem ostatniego lekko koło bramki. — W 43 min. atak Węgrów. Prawe skrzydło po dobrem objechaniu Klotza przenosi centrą piłkę na lewą stronę. Loth wybiega, piłki jednak nie może chwycić, z czego korzysta lewy skrzydłowy Solti i bije głową drugą bramkę, przy wydatnej zresztą pomocy Śliwy. — Po rozpoczęciu ze środka jeszcze jeden niewykorzystany atak Węgrów i sędzia odgwizduje przerwę.

W czasie pauzy wręczono kosze z kwiatami Kałuży i Cikowskiemu, oraz Neuhausowi (bramkarz Węgrów) za wybitną grę.

Po pauzie zachodzi korzystna zmiana w składzie naszej reprezentacji. Cikowski zajmuje miejsce środkowego pomocnika, Śliwa gra; na prawej pomocy. Odbija się to dodatnio na przebiegu gry. Atak Polski, zasilany odpowiednio piłkami dzierży odtąd niemal przez cały czas zawodów inicjatywę w swoich rękach, Węgrzy natomiast stają się dla naszej bramki mniej groźni. — Zaczynają Węgrzy, lecz napad ich łamie się na Synowcu. Z kolei przeprowadza Polska atak prawem swem skrzydłem. Centrę Krumholza łapie Kałuża i podaje piłkę dobrze ustawionemu Kucharowi, który jednak z najbliższej odległości bije wprost w ręce Neuhausa. Bramkarz Węgrów niweczy niebawem dwie dogodne dla naszych pozycje, a mianowicie wypad Kuchara i następną dobrą centrę Reymana z prawego skrzydła. Atak Węgrów: kombinacja Priboj-Katzer zakończona autem. Rewanż Polski unicestwia Zatyko przez wbicie piłki w aut boczny. — W końcu wypuszcza Cikowski piłkę Kucharowi, któremu zabiera ją następnie Neuhaus. Przewaga Polski rośnie, gra toczy się przeważnie na połowie Węgrów. Dobrze mierzoną centrę Szperlinga chwyta pewnie bramkarz. Groźną sytuację wytworzoną kombinacją Kałuża - Kuchar - Reyman ratuje prawy pomocnik Węgrów Szabo przez podanie piłki bramkarzowi. — Luźny wypad Węgrów, zakończony strzałem Katzera tuż koło słupka bramkowego. W 16 min. wbija obrona gości piłkę w korner, ratując przez to niebezpieczną sytuację podbramkową. Następną sumiennie wypracowaną pozycję psuje Reyman, strzelając piłkę z najbliższej odległości w aut. Węgrzy przychodzą niebawem do głosu, wskutek czego gra staje się otwartą. Następuje szereg licznych, obustronnych ataków. Po polskiej stronie wybija się teraz Klotz, który w drugiej połowie gra nadspodziewanie dobrze, niwecząc wszystkie niemal wysiłki gości. U Węgrów doskonały bramkarz, obaj obrońcy i prawy pomocnik Szabo. Polska gra przeważnie prawą stroną ataku. W 23 min. wbija Loth ostry strzał Priboja na korner, przez Węgrów niewyzyskany. Kombinacja Szperling - Kałuża kończy się strzałem tego ostatniego w aut z dogodnej pozycji. Niebawem dobrą centrę Kuchara łapie Reyman i strzela ostro i pewnie, niestety tuż ponad słupek. Wolny z przedpola karnego Polski, niewyzyskany przez Węgrów w 32 min. Kombinacja środka napadu Priboja z lewym łącznikiem Seidenem, kończy się golem, uzyskanym przez Węgrów ze słabego strzału Seidena. Teraz Polska znów napiera. Ostry strzał Krumholza ze skrzydła łapie Neuhaus. Kałuża usiłuje wybić piłkę z rąk bramkarza, jednak napróżno. Kolejna kombinacja Szperling-Kuchar. Obrona wybija piłkę Kucharowi tuż pod bramką i wbija ją następnie w korner (40 min.). Niedługo potem centrę Szperlinga marnuje Krumholz, strzelając ponad bramkę. Dwa wypady Węgrów unicestwione przez Lotha i znowu atak Polski. Centrę Sperlinga chwyta głową Kałuża i bije piłkę dołem w lewy róg, lecz Neuhaus fenomenalnie odbija. Polska gości teraz przez chwilę na polu karnem Węgrów, których obrona odbija nawet piłkę ręką, czego jednak daleko stojący sędzia nie widzi. Niebawem strzela Reyman ponad bramkę. Ostatnia minuta przynosi jeszcze dwa ataki Węgrów, jeden zakończony ręką Seidena, drugi „spalonym“ Priboja i sędzia odgwizduje koniec zawodów.

Stosunek rzutów z rogu 3 : 2 na korzyść Polski.

Ocena zawodów i drużyn. Zawody stały na wysokim poziomie sportowym i przyniosły widzom wiele emocji. Obie strony grały niezmiernie ambitnie i poprawnie. Przewagę i to bezwzględną mieli Polacy, dotkliwa ich klęska jest zatem zupełnie niezasłużona.

Drużyna Węgrów mimo, że nie była to pierwsza reprezentacja, nie zawiodła pokładanych nadziei. Gracze technicznie wysoko stojący, pracowali ofiarnie. Na pierwszy plan wybijał się tutaj doskonały bramkarz Neuhaus, który ze zdumiewającą techniką chwytał wszystkie rzuty, zarówno płaskie, jak i górne. Spokojny i pewny umiał wybrnąć zwycięsko z każdej, nieuchronnej niemal sytuacji. Dzielnie pracowała również obrona gości, szczególnie prawy obrońca Zatyko, który stanowił zaporę nie do przebycia. W pomocy najkorzystniej wyróżniał się prawy pomocnik Szabo, trzymając dobrze takich przeciwników, jak Szperling i Kuchar. Całość napadu pracowała sprężyście, prowadzona przez Priboja. Krótkie, celowe „passingi“, dobry start do piłki, a co najważniejsze celne i silne rzuty na bramkę (choć wszystkie obronione przez Lotha) cechowały atak gości. Na wzmiankę zasługuje tu doskonały biegacz, prawoskrzydłowy Katzer, który centrami swemi przyczynił się niemało do zwycięstwa swoich.— A i całości naszej reprezentacji nie można nic zarzucić. Nasi bowiem gracze dawali z siebie wszystko, na co ich stać było. Loth w bramce, chociaż gorszy jak zwykle, odparował jednak wiele wolnych i niebezpiecznych rzutów. Szkoda tylko, że wypady tego gracza z bramki są często nieobliczone i nieobliczalne. W obronie Gintel grą swoją budził ogólne uznanie i powetował w zupełności błąd, który zresztą niezupełnie sam zawinił. Drugi obrońca Klotz do pauzy bardzo słaby, po przerwie w zupełności wypełnił swe zadanie.— W pomocy najlepszym bezsprzecznie był Cikowski. Gracz ten był nietylko doskonałym hamulcem dla niebezpiecznej środkowej trójki napadu przeciwnika, ale także wspierał wydatnio piłkami własny atak. Synowiec robił wrażenie gracza zupełnie odmłodzonego. Podobnie Śliwa grał na skrzydle bez zarzutu.— W napadzie zawiodła prawa strona, grająca zbyt niepewnie i nerwowo. Krumholz na gracza reprezentatywnego stanowczo jeszcze za młody i za słaby. Reyman grał gorzej niż zwykle. Kałuża wypracował wiele pięknych pozycyj. Kuchar kombinacyjnie bardzo dobry, zawiódł zupełnie w rzutach na bramkę, podobnie zresztą jak i reszta napadu. Na skrzydle doskonałym przez cały czas zawodów był Szperling.

S ę d z i a p. Ernest Graetz zawiódł całkowicie. Z natury rzeczy mało ruchliwy popełnił on wiele poważnych błędów, przeoczając kilka rażących spalonych, lub też widząc je tam, gdzie ich zupełnie nie było.

Zawody Węgry — Polska poprzedził mecz: Reprezentacja klubów kl. B .R e p r e z e n t a c j a rezerw klubów kl. A. 3 : 2 (2 :1 ). Elka.



Bankiet.

Po zawodach o godzinie 9 wieczorem odbył się w salach Towarzystwa Strzeleckiego bankiet, na którym zauważyliśmy oprócz obu drużyn i gości węgierskich, konsula węgierskiego p. Lewińskyego, członków zarządu P. Z. P. N. i K. Z. O. P. N. delegatów kolegjum sędziów, drużyn i towarzystw sportowych i reprezentantów prasy.

Pierwszy przemówił p. Dr Cetnarowski, prezes P. Z. P. N. witając w gorących słowach gości węgierskich, z którymi właśnie Polska po uzyskaniu niepodległości rozegrała pierwsze dwa mecze międzynarodowe, mówiąc, że mecze te potwierdzają i gruntują wiekową przyjaźń obu narodów. W końcu zwrócił się p. Cetnarowski do drużyny polskiej, — dziękując jej za pracę i trudy, oraz zachęcając, by nie opuszczała rąk po przegranej, lecz by starała się usilnie dalej pracować. Mowę przerywaną kilkakrotnie oklaskami zakończył Dr Cetnarowski toastem „Niech żyją Węgry”. Po odegraniu przez muzykę hymnów węgierskiego i polskiego w krótkich słowach podziękował za serdeczne przyjęcie P. Z. P. N-owi wiceprezes węgierskiego związku P. N. p. Hajos.

Następnie w dłuższem przemówieniu p. Fischer prezes Torekvesu, referent spraw zagranicznych węg. związku, podniósł długoletnią przyjaźń jaka łączy naród węgierski i polski, a która właśnie niedawno rozegranym meczem jeszcze bardziej ugruntowaną została. W serdecznych słowach podziękował mówca Drowi Cetnarowskiemu za niezwykle miłe i gościnne przyjęcie, jakiego Węgrzy doznali.

W imieniu Węg. Związku jako pamiątkę ofiarował p. Fischer Dr Cetnarowskiemu płaskorzeźbę na marmurze. W Imieniu Związku Związków p. mjr. Bobkowski składa podziękowanie towarzystwom, których gracze brali udział w zawodach ; — następnie dziękuje członkom P. Z. P. N. i wyraża nadzieję, iż inne miasta wezmą sobie przykład ze sprężystej organizacji całej uroczystości.

Por. Obrubański w imieniu Krakowskiego Kolegjum Sędziów, zaś Dr Polakiewicz (Sport, Lwów) w imieniu prasy sportowej polskiej przesyłają bratniemu narodowi serdeczne pozdrowienia.

Sędzia p. Graetz dziękuje za gościnne przyjęcie jakiego doznał w Krakowie. Jako kapitan reprezentacyjnej polskiej przemawiał p. Synowiec, zaznaczając, iż niezaszczytny dla nas wynik przypisać należy głównie młodości naszego sportu, ale zaznaczył mówca, że gdy do pracy weźmiemy się ochoczo, dalsze wyniki będą i muszą być inne.

Imieniem Poznańskiego Zw. P. N. p. Sroka wniósł toast na pomyślność Węgier. Wśród miłego nastroju przeciągnął się bankiet do 1 w nocy. Z



Echa zawodów Polska-Węgry w prasie codziennej krakowskiej.

„Ilustrowany Kurjer Codzienny”: Dzień wczorajszy był dla polskiego sportu futbalowego dniem kląski.

Reprezentacyjna drużyna Polski przegrała z drużyną węgierską w wysokim stosunku, bo 3 :0. A przegrana ta tem dotkliwsza, iż w skład węgierskiej reprezentacji nie wchodzili bynajmniej wybitni gracze, natomiast z małymi wyjątkami tworzyli ją członkowie klubów, zajmujących w Budapeszcie prawie że ostatnie miejsca.

Wysłanie takiej drużyny do Polski tłumaczyć należy jedynie lekceważeniem sportu polskiego przez związek węgierski, co tem jaskrawiej jeszcze uwypukla się, iż daleko silniejszą drużynę, złożoną ze starych i wytrawnych graczy, wysłano na zawody międzymiastowe do Bratisławy. Czy związek węgierski postąpił po sportowemu, ustalając na ten sam dzień dwa, względnie trzy mecze o charakterze międzynarodowym — pozostawiamy to jemu do rozstrzygnięcia. W każdym razie takie postępowanie nie może wpłynąć na silniejsze zacieśnienie się węzłów sportowych między Polską a Węgrami. I o tem powinny pamiętać nasze kluby, jak i nasza publiczność.

Marny ten zespół drużyny węgierskiej znany był oddawna naszym „wielkim ludziom” z P. Z. P. N. i zamiast skupić w polskiej jedenastce siły faktycznie pierwszorzędne, któreby były zdolne zbić na kwaśne jabłko braci Węgrów — ściągnięto do kupy jedenastu ludzi, szeregując ich nie wedle jakości, lecz wedle sympatji czy antypatji, jaką się cieszył dany gracz u zestawiających drużynę. System ten fatalnie też odbił się na całości. Prawe skrzydło polskie to szczyt nieudolności — a obsadzono to stanowisko graczem, który nigdy skrzydłowym nie był, ponadto nie grał dotychczas ani razu w ciężkich zawodach. Lewy łącznik był b. słaby — niestety, mimo, że można było to stanowisko obsadzić innym graczem, daleko lepszym, wołano wstawić do drużyny miernotę. Linja pomocy fatalnie była zestawioną. W środku grał Śliwa, który grą swą wystarczająco chyba udowodnił, iż nie ma żadnych warunków na gracza reprezentacyjnego. Cikowskiego przestawiono na prawą stronę — mimo, że gra on od kilku lat jako środkowy pomocnik. Również i lewy obrońca nie nadaje się zupełnie do reprezentacji polskiego sportu futbalowego i t. d. Jak więc widzimy drużyna polska w najistotniejszych punktach była zupełnie fałszywie zestawioną — mimo, że w Polsce mamy dość graczy, którzy absolutnie powinni byli się znaleść w polskim zespole. Odpowiedzialność za zestawienie drużyny ponoszą wyłącznie pp. Dr Lustgarten, kap. Obrubański i Ziemiański.

Przewagę bezwzględną miała drużyna polska, a klęskę poniosła zupełnie niezasłużenie.

Gracze nasi atakowali prawie ustawicznie, przeprowadzając nawet nieźle skombinowane ataki, tuż prawie pod bramką węgierską — brak jednak ostrych i celnych strzałów nie zezwolił im na zaznaczenie swej przewagi. Bramki uzyskane przez Węgrów były wynikiem przedewszystkiem błędu obrońcy polskiego (własnej drużynie strzela gola), jak również i bramkarza Lotha, doskonałego naogół, jednak zupełnie niepotrzebnie wybiegającego z bramki. Zawody prowadził p, Graetz z Pragi — niezbyt sumiennie.

Jedyną korzyść z wczorajszych zawodów wyniósł sam sport. Zainteresowały bowiem się futbalem szerokie koła publiczności, która w liczbie ponad 16 tysięcy wypełniła boisko Cracovii. —

Zawody te były wielką propagandą sportową — niestety spaczoną.

„Goniec Krakowski”. Mimo najlepszych horoskopów ponieśliśmy znaczną klęskę, która mimo wszystko nie jest wykładnikiem rzeczywistego stanu sił. Złożyły się na to różne czynniki, jak: zbyt późne bo dokonane dopiero przed kilku dniami zestawienie drużyny, wskutek czego drużynie brakło zgrania, następnie — zestawienie nieumiejętnie.

Grę całą cechowała przewaga Polski, której jednak słaby atak nie umiał wykorzystać, brakło mu bowiem dobrych strzelców. Oddane strzały bądź stawały się łupem doskonałego bramkarza Węgier Neuhausera, bądź szły na aut i w ten sposób zaprzepaszczono kilka doskonałych pozycji, mogących sprowadzić wynik odpowiedni do naszej gry.

Gra drużyny Polskiej. Analizując grę naszej drużyny reprezentacyjnej musimy podnieść kolosalne braki u pomocy; zwłaszcza Śliwa był bardzo niepewny, również i Synowiec nie dopisał, Śliwa, który grał do pauzy na środku pomocy, zmienił swe stanowisko z Cikowskim, prawym pomocnikiem. I to niezbyt poprawiło grę całej pomocy, gdyż Cikowski nie był w swym żywiole. W obronie Klotz do pauzy nie stał na wysokości zadania, dopiero po pauzie wykazał lepsze momenty. Najbardziej z całej drużyny przed meczem pewny Loth, nieco zawiódł bronił bowiem słabiej, niż zazwyczaj; drugiego gola puścił, wybiegłszy niepotrzebnie z bramki, co samo dałoby się powiedzieć i o dwóch innych golach.

Atak pracował nie najgorzej, mimo, iż Reyman i Krumholz okazali się zbyt niepewnymi graczami. Kałuża prawie bez zarzutu. Widoczny brak zgrania był jednym z najważniejszych powodów naszej porażki. Drużyna węgierska nie wykazała ładnej gry, przewyższając naszych tylko zgraniem i startem do piłki.

Przebieg zawodów. Tempo z początku zawodów dość wolne, potęguje się po pauzie. Gra przeważnie otwarta i fair, Pierwszą bramkę uzyskują Węgry przez Gintla, który z powodu zamieszania pod bramką niepotrzebnie pakuje piłkę w siatkę, chcąc ją podać bramkarzowi, nie spodziewającemu się tego strzału, drugą, z powodu wybiegnięcia Lotha z bramki, trzecią z powodu Śliwy. Wczorajszy match będzie dla P. Z. P. N. nauką na przyszłość, iż na podobne zawody należy drużynę odpowiednio wytrenować, zwłaszcza dobrać graczy niezależnie od względów klubowych, wchodzi tu bowiem w rachubę czynnik dla sportu polskiego bardzo ważny mianowicie opinia o nas zagranicą.

Sędziował p. Graetz z Pragi.

„Nowy Dziennik” : Mimo niebywałego napływu publiczności porządek wzorowy. Administracja dopisała w zupełności — natomiast nie dopisała drużyna reprezentacyjna. Przykra klęska w tak wysokim stosunku jest dla nas nauką na przyszłość, że:

Primo) drużynę winien ustawiać dyktator-kapitan związkowy, a nie żadne komisje,

Secundo) wszelkie względy klubowe i polityka przysparzają tylko goli i wstydu,

Tertio) więcej przygotowania i trainingu, a w końcu należałoby również brać pod uwagę głosy prasy i znawców w ustawianiu reprezentacji. Dalszy ciąg głosów prasy zamieścimy w następnym numerze.


Refleksje po zawodach międzynarodow. Węgry-Polska.


Wiadomości Sportowe


Nr 11. Kraków, poniedziałek 22 maja 1922. Rok I.


Bezpowrotnie minęło już pierwsze na naszej ziemi spotkanie reprezentacyjnych drużyn futbalowych Węgier i Polski. Doniosłość tego nadzwyczajnego wydarzenia w rozwoju naszego sportu piłki nożnej jest kolosalna. Albowiem 18 grudnia ub. roku zdawaliśmy przed światem sportowem egzamin ze stanu dojrzałości naszego futbalu. Mniejsza o to, czy zagranica zawody te poważnie traktowała i interesowała się niemi bardzo. — Mieliśmy wszelkie dane ku przypuszczeniu, iż i w tej dziedzinie życia sportowego, staniemy się aktywnym członkiem koncertu europejskiego. — Miano jednakże wówczas do nas mało zaufania. Jako kontrargument bowiem z różnych stron wysuwano niedyspozycję naszej egzaminatorki, a mianowicie drużyny węgierskiej. Jednakże lody zostały przełamane, a stosunki z Europą^ nawiązane. Potrzeba było jeszcze czegoś, aby świat nas obdarzył pełnem zaufaniem. Tem czemś miało być wydobycie z siebie całego heroizmu na rewanżowem spotkaniu polsko-węgierskiem, by osiągnąć wynik zwycięski lub przynajmniej remisowy. Wszystko przemawiało za podobnem. Poznaliśmy już bowiem naszego przeciwnika, poznaliśmy jego wady i zalety; mieliśmy sporo czasu na ustalenie drużyny reprezentacyjnej, któraby przystąpiła pod dobrem kierownictwem do czynienia przygotowań. Nie myślę bynajmniej przygotowań co do ułożenia planu przyjęcia gości węgierskich, gdyż te można było sporządzić w ostatniej chwili, — i jak teraz widzimy — te zupełnie nie zawiodły. Myślę atoli o treningu. Niestety! Ułożenie drużyny, któraby była prawdziwym wykładnikiem naszych sił i nietylko wyznaczenie, ale i przeprowadzenie dla niej racjonalnego treningu w zupełności zawiodło. Z czyjejż to się stało winy? Czy rzeczywiście tak trudnem zadaniem było ustalenie drużyny i przeprowadzenie porządnego treningu? Czy niema kogo o to obwiniać? Zbyt poważną i bolesną jest ta sprawa, iżby miano względem tych, którzy z niej karykaturę zrobili, zastosować złoty środek milczenia, pobłażliwie machnąć ręką i puścić ją mimo uszu. Winę ponoszą ci, którzy na swe barki wzięli ten trud, a tymi jest — jak wszystkim wiadomo — „święta trójka” P. Z. P. N-u.

Być może iż ci panowie z różnych przyczyn rzeczywiście nie mogli podołać swemu zadaniu. W takim razie należało złożyć mandaty. — Skoro ci panowie tego nie uczynili, to znaczy, iż uświadamiając sobie ogrom odpowiedzialności, jaką na siebie wzięli — pracy podołają.

Nie śmiem twierdzić, iż „Trójka P. Z. P. N-u“ działała tu świadomie z ukrytą tendencją, ale mniemam, iż opieszałość zrobiła tu swoje. Czyż nie należało skład ustalić na początku kwietnia i w tymże czasie trening rozpocząć? Jeśli powie ktoś, iż termin jest przedwczesny temu odpowiem, iż nasi internacjonali mają za sobą aż jedno podobne spotkanie. Powiem też, iż zgranie takich graczy (nieznajomość) wymagać musi dłuższego czasu. Jednakże kierownicy naszej nawy piłkarskiej chcieli inaczej. Chcieli skład w końcu kwietnia ustalić, a trening rozpocząć dopiero 1 maja. — Oczywista rzecz, iż przy tak spóźnionej porze nie można było nawet marzyć o ustaleniu składu drużyny polskiej, przedstawiającej w całej pełni naszą piłkę nożną. Musianoby tedy wziąć graczy z Warszawy, Lwowa i innych miast. A to wymagałoby zgrania, które domagałoby się znowu czasu. A czas już naglił.

A jakby się przedstawiała nasza drużyna, gdyby uwzględniono wszystkie miasta, nie gwoli uczynienia zadość apetytom dzielnicowym, lecz celem uzyskania prawdziwie dobrej reprezentatywki. Nie moją sprawą jest ustalenie składu jedynastki. Nie moją sprawą jest ustalenie składu jedynastki. Zwracam tylko mimochodem uwagę, iż kandydatów odpowiednich nie brak. Należało sobie zadać odrobinę trudu. I oto teraz już cały świat wie o porażce, zadanej nam przez Węgrów. Już druty telegraficzne rozniosły tę hjobową dla nas wieść. Wynika z tego, iż nie potrafiliśmy obronić naszego honoru, iż ulegliśmy słabemu wprost przeciwnikowi. A to wszystko działo się z powodu braku zgrania, treningu i prawdziwej reprezentacji, a winę ponosi tylko komisja trzech. Mamy nadzieję, iż 14-ty maj będzie służył za przykład, którym wytykać się będzie podobne postępowanie naczelnych władz. Albowiem P. Z. P. N. po tem gorzkiem doświadczeniu otrząśnie się chyba ze śpiączki i ze swą pracą pełną zrozumienia i energji — wprowadzi nas w sportowy koncert europejski na należne miejsce. Warszawa. R. V.

Echo zawodów Węgry-Polska w prasie.

a) Pisma krakowskie. (Vidi Nr 10 „Wiadomości Sportowych”).

„Naprzód”: Grę rozpoczynają Polacy ładnym atakiem odpartym przez bramkarza. W parę minut potem uzyskują Węgrzy pierwszy punkt wskutek nieporozumienia Gintla z Lothem. Odtąd gra toczy się na całem boisku bez wielkiego tempa i nie obfituje wcale w ciekawe momenty. Pod koniec pierwszej połowy uzyskują Węgrzy drugi punkt strzałem w pustą bramkę.

Druga połowa rozstrzyga się w tempie daleko żywszem, które nadają Polacy, atakując bramkę węgierską. Napad Polski, a zwłaszcza jego prawa strona, nie wyzyskuje jednak szeregu korzystnych sytuacyj. Pod koniec gry Węgrzy przeprowadzają znów, parę ataków, które wieńczy bramka, strzelona z winy Śliwy. Stosunek rzutów z rogu 3 :2 na korzyść Polski. Sędziował p. Karol Graetz z Pragi, pominąwszy kilka przeoczeń, dobrze.

Wysoka przegrana Polaków nie odpowiada stosunkowi s i ł : drużyna polska grała nie gorzej jak węgierska i miała nawet przewagę chwilami wybitną, której nie umiała wyzyskać wskutek braku zgrania i nietrafnego obsadzenia prawej strony napadu.

„Głos Narodu”: Organizacja zawodów, poza nieuniknionemi drobiazgami, stanęła na wysokości zadania. Węgrów podejmowano należycie, pokazano zabytki kultury Krakowa, tak, że wywieźli jak najlepsze wrażenie i wspomnienia.

Sam wynik zawodów nie odpowiada przebiegowi gry. Drużyna polska, aczkolwiek wadliwie zestawiona grała ambitnie i częściej wypracowywała doskonałe pozycje do strzału; oddano ich wielką liczbę, lecz albo piłka grzęzła w rękach doskonałego bramkarza Węgier, albo szła na „aut”.

Już w pierwszej minucie zaatakował polski napad bramkę węgierską. Ataki przenoszą się błyskawicznie — w minucie czwartej zdobywają Węgrzy przypadkową bramkę. Ostro strzelona piłka schodzi z buta doskonałego zresztą obrońcy Gintla i wpada do naszej bramki. Powstałe stąd przygnębienie mija — drużyna polska atakuje częściej. Wypady Kuchara nie dają rezultatu; atak nasz załamuje się na zupełnie słabym i zbyt powolnym Reymanie i Krumholzu. Klotz (lewy obrońca) chybia głową piłkę, którą przenosi prawy łącznik węgierski na lewą stronę, a mylny wybieg Lotha z bramki pozwala gościom zdobyć drugiego gola, strzelonego do pustej siatki. Po pauzie gra w środku pomocy Cikowski — Śliwa wyczerpany przepuszcza swą stroną ataki Węgrów — słaby dotychczas Klotz broni dobrze i pewniej aniżeli w pierwszej połowie gry. Węgrzy jednak trzymają się dzielnie: pomoc ich paraliżuje usiłowania naszego napadu, grającego chwilami dobrze; brak pewnych strzałów a przytem i szczęścia stanął na przeszkodzie w uzyskaniu honorowego punktu.

Drużyna nasza zeszła z boiska pokonaną ; na wynik ten jednak goście nie zasłużyli, gdyż mimo niezbyt szczęśliwego zestawienia drużyny polskiej ta ostatnia nie była na tyle gorszą od węgierskiej. Związek odniesie z tych zawodów tę korzyść, że w statucie swoim odda ustawianie drużyny w ręce jednej osoby a nie trzech. Będzie większa odpowiedzialność jednostki to prawda, lecz uniknie się polityki kompromisu, jak to ostatnim razem — łatwiej będzie można urzeczywistnić pewien pomysł i kombinację w ustawieniu, aniżeli przy głosowaniu trzech osób. W każdym razie mecz ten pozostawił wrażenie, a sceptykom zaimponował olbrzymiem zainteresowaniem się tysięcy. Futbal rozwija się u nas z żywiołową siłą, której nie zagasi już wstecznictwo niektórych jednostek ; parę lat pracy a zrównamy się z naszymi nauczycielami.

b) Pisma zamiejscowe.

„Gazeta Warszawska” : W ubiegłym roku, kiedy termin rozgrywki był wyznaczony w grudniu i to w Budapeszcie. P. Z. P. N. twierdził, że pora jest dla nas spóźniona, wskutek czego nie można przygotować należycie reprezentacji, a następnie po meczu, którego wynik był 1 :0 dla Węgrów twierdzono, że nasza drużyna była przemęczona podróżą. Przypatrzmy się teraz przygotowaniom tegorocznym. Pora rozgrywki wspaniała, reprezentacja nasza na miejscu, o przemęczeniu podróżą niema mowy. Drużyna węgierska w o wiele gorszym składzie niż roku ubiegłego. Cóż więc za przyczyna przegranej ? Lekceważenie i zła wola P. Z. P. N. jedyna na to odpowiedź. P. Z. P. N. bawi się tego roku w „najwyższe rady sportowe” jak n. p. „rada trzech”, złożona z Krakowiaków, która miała zestawić skład naszej reprezentacji.

Do ostatniej chwili zwlekano z ułożeniem składu, a co zatem idzie, absolutna niemożebność zgrania się reprezentacji. Dalej przemawiał tu szowinizm międzymiastowy, panom z rady trzech, którzy chyba bardzo dobrze wiedzieli o spadku formy graczy krakowskich w ostatnich tygodniach, podobało się ułożyć skład reprezentacji Krakowa, a nie Polski, wstawiając do drużyny jedynie dla formy Lotha I z Polonji warszawskiej oraz Kuchara z Pogoni lwowskiej, 7 graczy było z Cracovii i z Wisły, a dwóch z żydowskiej Jutrzenki, której gracze, mimo tężyzny rasy semickiej, nie dorośli jeszcze do reprezentowania Polski. Przekonaliśmy się, że mecz przegrał Kraków, a nie Polska.

„Kurjer Polski” (Warszawa): Wynik międzypaństwowego meczu piłki nożnej Polska—Węgry, rozegranego d. 14. IV, w Krakowie jest 3 : 0 (2:0) dla Węgier. Reprezentacja tego państwa, wskutek równoczesnego meczu Budapeszt — Berlin w Berlinie składała się z wcale nie najlepszych graczy węgierskich, czego dowodem ogólna nieznaczna przewaga Polaków, wyrażona choćby stosunkiem rzutów z rogu 4 :2 (2:1) dla Polski, Nieuzyskanie ani jednej bramki przez drużynę polską tłómaczyć należy fenomenalną grą bramkarza Węgrów Neuhaus’a, który poza szeregiem słabych strzałów obronił kilka sytuacji, zdawałoby się bez wyjścia. Pozatem napad Polaków wogóle wcale dobry, nie umiał wykorzystać szeregu najdogodniejszych pozycyj, wskutek niedyspozycji strzałowej wszystkich graczy. Lewa jego strona specjalnie Kałuża i Kuchar była b. dobra, natomiast prawa zawiodła. Taksamo słaby był Śliwa i Cikowski w pomocy, podczas gdy Synowiec przeszedł wszelkie oczekiwania. Po przerwie Cikowski grał na środku pomocy, co na grę wpłynęło b. dodatnio. Z obrony najlepszy Gintel, jakkolwiek z jego winy została strzelona pierwsza bramka. Natomiast na Locie II w bramce znać było brak treningu i niepewność. Poza bramką strzeloną przy pomocy Gintla przez Seidena, dwie pozostałe uzyskali Węgrzy przez doskonale usposobionego dnia tego na lewem skrzydle Solti’ego.

W drużynie węgierskiej na pierwszy plan poza bramkarzem wybili się obaj obrońcy, podczas gdy pomoc była najsłabszą częścią drużyny.

„Kurjer Warszawski": Drużyna polska rozpoczyna zawody w wielkiem podnieceniu nerwowym, skutkiem czego w 5-tej min. Gintel (obrońca) pakuje sam piłkę do własnej bramki. Ataki jednak idą obustronnie, a gra jest zupełnie otwarta. Atak Polski zestawiony dość niefortunnie (zwłaszcza prawa strona), nie potrafi jednak wyzyskać wielu korzystnych sytuacji. Pod koniec połowy w 42 min. centruje ślicznie prawoskrzydłowy Węgrów, Loth wybiega z bramki, jednakże mając słońce w oczy nie trafia kułakiem piłki, którą głową kieruje do bramki Katzer.

Po przerwie znać pewną przewagę naszych, lecz wszelkie podania Kałuży marnują bezpowrotnie Reyman i Kuchar, kilkakrotnie nie trafiając do pustej bramki.

Węgrzy tymczasem pracują nadal w skupieniu i korzystając z krytycznej sytuacji, wytworzonej po kilku strzałach. Tenże Katzer dobija piłkę po raz trzeci w siatkę. Rogów 3 :2 dla Polaków. Rezultat gry wykazał zupełnie nieudolne zestawienie drużyny, która z przeciwnikiem tym mogła łatwo wygrać. Najkorzystniej prezentował się Gintel i Kałuża. Lothowi w bramce nie sprzyjało dawne szczęście, choć nie można mu nic zarzucić. Natomiast cała pomoc i prawa strona była niżej krytyki. Węgrzy reprezentowali się jako bardzo zgrany zespół i sympatyczni przeciwnicy.

„Głos lubelski”: Polski świat sportowy jest pod wrażeniem wysokiej klasy spotkania futbalowego, które miało miejsce w Krakowie dnia 14 b. m. Przegraną naszą należy zawdzięczać „pechowi” dnia, nie zaś niedyspozycji polskich graczów.

Węgrzy wyzyskali jeden tylko błąd Gintla (najlepszego z obrony), który podał piłkę w swoją bramkę (gdyby nie to, stosunek przegr. były 2:0). Pozatem często drużyna polska okazywała nawet przewagę nad przeciwnikiem, na co wskazuje chociażby stosunek rogów 4 :2 na korzyść Polski. Nieuzyskanie żadnej bramki przez drużynę polską w dużym stopniu trzeba położyć na karb fenomenalnej gry Neuhausa, bramkarza Węgrów, i prawego ich pomocnika, Szabo. Pozatem klasa gry obu drużyn była wysoka, wobec czego nasza przegrana nie jest znowu tak haniebna.

Drużyna polska górowała nad przeciwnikiem, mimo słabej pomocy i niepowodzenia prawego skrzydłowego. Zawodom przyglądało się około 16 tys. widzów; porządek, organizacja i karność drużyn wzorowa. Prasa stołeczna zwala odpowiedzialność za przegraną na N. Z. P. N., (zapewne P. Z. P. N. przyp. Red.), który wykazał parę błędów zasadniczych w doborze polskiej reprezentacji.

„Sport-TagbIatt“ : Węgrzy zaczynają grę, mając słońce i wiatr za sobą, muszą jednak pozwolić, by pierwsze ataki skie- Z meczu Węgry=Polska. Bramkarz Loth przygotowuje się do chwytu. Łódzkie Two Gimn.-Sportowe. rowane były przeciw nim. Powoli przecież przychodzą goście do głosu i po 20 min. gry uzyskują przez prawego łącznika, Seidena pierwszą bramkę. Był to strzał z odległości 20 metrów, piłka uderzyła bramkarza w nogę ( ? ) i wpadła do bramki. Następnie Polacy uzyskują przewagę, a Neuhaus w bramce Węgrów rozpoczyna pracować. Drugi punkt pada w 44 minucie, Katzer centruje Scholti kieruje głową piłkę do bramki. Druga połowa rozpoczyna się atakiem Polaków. Wspaniały strzał Kuchara ratuje Neuhaus. Po ostrych zmaganiach się pada 3-cia bramka, która jest dziełem Scholtiego. Koniec zawodów wypełniają ataki Polaków, te jednak odpierała obrona, w której szczególnie odznaczał się Kovacz.

Drużyna węgierska chociaż uzyskała zwycięstwo nie mogła w zupełności zadowolić, albowiem należy uwzględnić, że była zmęczona podróżą. Specjalnie pomoc była słabą, zaś dobra tylko obrona zwłaszcza Kovacz. Wogóle najlepszym graczem węgierskim był bramkarz Neuhaus. W ataku Rączo i Scholti byli nienajgorsi. Polacy pokazali dobrą grę kombinacyjną, tylko ich zdolność strzelania wiele pozostawia do życzenia. Pomoc była o klasę lepszą, niż węgierska. Po zawodach urządzono obu drużynom wielką owację.

Przechodząc powyższe głosy prasy krakowskiej i warszawskiej uderzy każdego jeden wspólny ton, a mianowicie narzekanie na zapóźne i nieodpowiednie ustawienie drużyny reprezentacyjnej polskiej. Nie ulega kwestji, iż jest to jednym z powodów poniesionej przez nas klęski, na co, (zwłaszcza późne ustawienie drużyny). Wiadomości Sportowe zwróciły uwagę w Nr. 8 w artykule naszego współpracownika M. Wiśniewskiego. Winę za to ponosi tylko P. Z. P. N. wraz ze swym tryumwiratem pp. Dr. Lustgartenem, Obrubańskim i Ziemiańskim. Reprezentacja nasza na meczu Węgry — Polska, to owoc kompromisowej polityki „tygrysów klubowych nie mówiąc już o względach partykularyzmu miastowego, — który niedopuścił nawet graczy z innych miast do próbnych treningów, których zresztą nawiasem mówiąc wcale nie było. -— Może zgodne głosy całej prawie Polski o przygotowaniu zawodów Węgry- Polska, trafią do „tygrysich” serc panów z najwyższej futbalowej instancji, i potrafią je zmienić w kierunku więcej demokratycznym, by władza P. Z. P. N. sięgnęła poza opłotki Rzeczypospolitej Krakowskiej, i by naprawdę na przyszłość reprezentacja nasza składała się z graczy wstawianych na podstawie uzdolnień, a nie na mocy popularności klubowej, czy posiadaniu większości głosów w magistraturach sportowych. Oset.

Tygodnik Sportowy

ROK II KRAKÓW, DNIA 14 MAJA 1922 ROKU NR. 55


WĘGRY-POLSKA.

14 maja 1922 dniem przełomowym. —Zawody międzypaństwowe, czy międzymiastowe. —Fachowość, czy kuluary, —Walka o nasze prestige sportowe —Propaganda międzynar. sportu.

Dzień 14 maja br. stanowi przełom w historji polskiego sportu footballowego. Poraź pierwszy rozegra re ­ prezentacja nasza międzypaństwowy match na swojej własnej ziemi. Poraź pierwszy udowodnić mamy światu sportowemu faktyczną naszą siłę, prawdziwy nasz poziom, rzeczywisty skutek naszej pracy. Gdy przed 5 miesiącami stawaliśmy 18 grudnia do „pierwszego egzaminu” footballowego, gdy zaszczytnym, jak na pierwszy raz, wynikiem „zdobyliśmy drogę na zachód” i prześliśmy pierwszą próbę ogniową — obecnie złożyć mamy dowody naszej wartości, naszego poziomu sportowego. 18 grudnia 1921 był próbą, szkołą, pomostem, wstępem do koncernu footballu światowego, 14 maja 1922 jest już dniem walki, rywalizacji, budowania sobie drogi na zdobytym torze. Dzień przełomowy. Rozstrzygnie on 0 tem, czy stoimy w miejscu, cofamy się wstecz, czy też idziemy naprzód.

Zawody międzypaństwowe mają być i są zwyczajnie wykładnikiem zbiorowej pracy społeczno sportowej, emanacją tężyzny i siły, ucieleśnieniem rozwoju i poziomu sportowego. Dlatego też do zawodów międzypaństwowych gotują się organizacje sportowe z największą energją i zapobiegliwością i obsyłają je zawsze najlepszymi, do dyspozycji będącymi, siłami danej gałęzi sportu. Jest to kategorycznym imperatywem rywalizacji międzynarodowej. — Gdy ubiegłego roku odpowiedzialne instancje nasze, działając wedle swej najlepszej wiedzy 1 sumienia, wybrały reprezentację polską na 18 grudnia, opinja nasza sportowa była z tego wyboru mniejwięcej i prawieże zadowoloną. Niezadowolonymi byli sportowcy węgierscy z powodu braku kilku tylko gwiazd reprezentatywnych, niezadowolonymi również i z wyniku, aczkolwiek zwycięskiego, oraz ze swojej wypróbowanej w bojach międzynarodowych jedenastki, w stosunku do nieznanego nowicjusza reprezentatywnego Polski. — Toteż wszystko z największem zainteresowaniem i naprężeniem czekało na rewanż z 14 maja, a wybór i obesłanie teamów reprezentatywnych stanowił od dłuższego czasu przedmiot dociekań i dyskusji. I oto doczekaliśmy się —rozczarowania w całej pełni — obustronnego.

Nie naszą jest rzeczą pouczać naszych przyjaciół sportowych z poza Karpat, jak powinna wyglądać ich elita państwowa footballowa, przekonywać ich, z jakiem pragnieniem i tęsknotą cała młódź sportowa Polski czekała szereg lat na biesiadę i emocję gry rzeczywistych wybrańców Węgier we footballu i czy słusznem jest urządzenie równocześnie matchu międzymiastowego Budapeszt-Berlin z odbyciem zawodów Węgry-Polska, oraz które z tych zawodów z punktu widzenia państwowego, a nawet sportowego są ważniejszemi — przecież zawody międzymiastowe są czemś zupełnie innem od matchów reprezentacyjnych międzypaństwowych — jest to ich rzeczą. Odpowiedzialność i konsekwencje historycznosportowe ponoszą w tym wypadku nasi goście. — Ale od naszej odpowiedzialnej instancji — komisji trzech — mieliśmy prawo żądać sumienniejszego i fachowszego wyboru reprezentacji naszej. Nie chcieliśmy tej kwestji poruszać bezpośrednio przed zawodami, ale ustalenie składu reprezentatywnego nastąpiło dopiero we środę, a więc nie mieliśmy możności wypowiedzenia się. Od czasu ogłoszenia uchwalonego teamu polskiego redakcja nasza szturmowaną jest wprost telefonicznymi, pisemnymi i osobistymi interpelacjami, a wszystkie bezwzględnie są bardzo niezadowolone z niektórych pozycji teamu. Szczególnie wyrażali wszyscy swoje zdziwienie, dlaczego pominięto takich graczy, jak Styczeń, Kogut (Crac.), Schneider (Pogoń) i Schneider I (Makkabi). Odpowiedzialność i konsekwencje za wystawienie takiego teamu, z którego cała nasza opinja sportowa, fachowa i niefachowa, a nawet sama reprezentacja, jest mocno niezadowoloną — poniesie prześwietny „trjumwirat” P. Z. P. N. Poco nam fachowość — niech żyją kuluary.

Abstrahujemy jednak od obustronnych błędów, pomińmy naiwność i nieroztropność zawartego kontraktu z Węgrami bez warunku wzajemnego nadesłania pierwszych garniturów i spryt, oraz lekceważenie Ii Węgrów, którzy się zdobyli na ekspedycję drugiego, czy nawet trzeciego garnituru. Stoimy przed faktem dokonanym. Chodzi o nasze prestige sportowe. W imię więc honor i godności naszego sportu, jako zupełnie niezależna prasa sportowa — podnosimy tuż przed zawodami donośny nasz głos ostrzegawczy. Nie wolno, ani naszym gospodarzom, ani naszym gościom, lekceważyć naszego sportu. Stoimy jeszcze może nisko pod względem faktycznego poziomu sportowego w stosunku do zagranicy, ale wysoko cenimy naszą godność, naszą nieskażoną dotąd pracę i usiłowania rozwoju sportu w naszym kraju.

I my witamy serdecznie naszych wybrańców i przyjaciół — gości, którzy swe najlepsze siły łożyć będą dla zamanifestowania i propagandy sportu footbalowego. Witamy ich nietylko formalistycznie, ale szczerze, gdyż oni, ci gracze, nie odpowiadają za czyny i postępowanie kierowników. Spodziewamy się od nich właśnie uzewnętrznienia w pełnej mierze swych wysiłków, starań, energji i umiejętności. 14 maja miał być dniem rywalizacji reprezentacyj narodowych, probieżem wzajemnego stosunku sił. Nie będzie nim jednak. Będzie natomiast wspaniałą propagandą międzynarodowego sportu. Ta rekompenzata reprezentacyjnych drużyn, zmaże winy reprezentacyjnych kierowników. Dr. Henryk Leser.

Przyjazd reprezentacji Węgier.

W piątek o godz. 730 nastąpił przyjazd reprezentatywki węgierskiej, prowadzonej przez reprezentantów Węg. Zw. F. pp. Hajosa, Vida, Vertesa i Klementa. Naprzeciw gości wyjechał do Trzebinji p. St. Ziemiański, a na peronie krakowskim przywitali ich imieniem P. Z. P. N. delegaci pp. Dembiński, inż Śliwiński i por. Obrubański, oraz olbrzymia rzesza pracowników i miłośników sportu wszystkich instytucji i towarzystw sportowych, jak również i prasy sportowej. Przygotowanymi samochodami i wspaniałymi powozami odjechali następnie goście do hotelu Pollera, gdzie ich oczekiwał prezes P. Z. P. N. Dr. Cetnarowski. W sobotę przyjeżdża inż. Fischer z Budapesztu (referent zagraniczny), oraz sędzia p. Gratz z Pragi.

Przyjęcie Węgrów.

Wedle programu P. Z. P. N. goście zwiedzają w sobotę kościół Marjacki i Muzeum Narodowe. Wedle naszych informacji przywieźli Węgrzy dar Muzeum Narodowego w Budapeszcie dla Muzeum Narodowego Krakowa. Popołudniu odbędą goście wycieczkę na Panieńskie Skały ewentualnie wieczorem udadzą się nast. na match Union (Łódź) — Makkabi na boisko Makkabi, następnie na festival śpiewacki na Wawel wzgl. do Opery. Gościom towarzyszą :pp,, Dembiński, Margulies L., Śliwiński, Blicharski, Fiedler Dr. A. Lustgarten, Wojas, Dr. Margulies, Dr. Gleisner, por. Obrubański

W niedzielę wyjadą goście o godz. 4’45 prowadzeni przez pp. Dr. Cetnarowskiego i Obrubańskiego na boisko Cracovii na zawody.




WĘGRY - POLSKA 3 :0 (2:0).

Tygodnik Sportowy


ROK II. KRAKÓW, DNIA 19 MAJA 1922 ROKU. NR. 56

Wynik odbytych 14 maja br. międzypaństwowych zawodów footballowych Węgry—Polska w Krakowie jest wielkim ciosem dla polskiego footballu. Bądźmy szczerzy, nie spodziewaliśmy się takiego katastrofalnego wyniku na własnym gruncie nawet z I. garniturem reprezentacji Węgier, a już zupełnie nie z II. garniturem. Wszelkie papierowe i niepapierowe obliczenia i horoskopy uprawniały nas, mimo fałszywego w niektórych pozycjach ustawienia składu naszej reprezentacji, do optymistyczniej szych nadziei. 18 grudnia 1921 w Budapeszcie przy gorszej i pod względem kombinacji niższej grze naszego teamu, przy wielkiem zmęczeniu podróżą i niedyspozycji graczy, ze składem węgierskim o więcej niż klasę lepszym od obecnego węgierskiego teamu, na obcym gruncie, w pierwszych zawodach międzynarodowych — wyszliśmy z nieznaczną klęską 1 : 0 dla Węgrów. Mimo pewnego spadku formy naszej mistrzowskiej drużyny, Cracovii, wyniki obecnego sezonu Cracovii, Wisły, Pogoni, Jutrzenki (bo wszak te kluby złożyły się na reprezentację) były wcale niezłe. Rozgrywki z Unionem Żiżkov, Tórekvesem, Kispesti, Viktorią Żiżkov jako jednolitymi bardzo dobremi drużynami, nie mogły spowodować przypuszczenia wysokiej klęski nawet z prawdziwą reprezentacją Węgier, a cóż dopiero z drugorzędną reprezentacją. Dlatego wynik powyższy jest ciosem. Wszelkie fakta i uboczne momenty, ogłaszane nawet w całej prasie sportowej naszej i zagranicznej, nie mogą tego smutnego, bolesnego i zawstydzającego faktu zmazać. Pocieszającym jest właśnie tylko ten fakt, że się tego wyniku wstydzimy, jest to dowodem, że czujemy się na siłach stawić silniejszy i skuteczniejszy opór, że walkę odbytą uważamy za niedostateczną, a skład teamu i grę naszych wybrańców nie możemy uznać za wyraz i wypadkową naszych faktycznych możliwości kwalitatywnych we footballu.

Stało się. Wyciągnijmy więc konsekwencje i naukę. Przynajmniej to. Przedewszystkiem ustawienie składu. Już przed 18. XII. ub. r. w czasie odbywających się treningów teamowych, zwróciliśmy uwagę, iż ustalenie i wyznaczenie składu nie powinno należeć do żadnych komisji, albowiem quod capita, tot census (ile głów, tyle zdań). Musimy za przykładem zagranicy stworzyć instytucję kapitana związkowego, zupełnie nieograniczonego władcy w sprawie wystawiania teamów reprezentacyjnych i odpowiedzialnego za tę ważną funkcję (naturalnie — moralnie). Zagranica też miała komisje i przecież zdecydowała się na orzeczenie jednostki. Tylko bowiem jeden mózg, fachowy i objektywny mózg, jedna wola, jeden punkt widzenia, — musi decydować, liczne głosy, zdania, rady, kombinacje, decyzje, stanowiska, są konglomeratem z natury rzeczy kompromisowym, a każdy kompromis jest wprawdzie wygodny i łatwy, ale również słaby i chwiejny. — Druga rzecz to jest wybór tej osoby — kapitana związkowego, rzecz głównie bezwzględnego zaufania. Musi to być przedewszystkiem pierwszorzędny, objektywny i sprawiedliwy fachowiec, nietylko sam o tem [przeświadczony, ani przez garstkę ludzi za takiego uznany, ale przez communis opinio sportową bezpośrednio, instynktownie, wyczuty. Musi to być człowiek, cieszący się ogólnem zaufaniem, szanowany i uznawany, co do którego fachowości i sprawiedliwości nikt nie będzie miał a priori żadnej wątpliwości. Czy posiadamy taką jednostkę? Szukajmy, a może znajdziemy. Należy to do P. Z. P. N. — Trzecia rzecz, to odpowiedni trening, przygotowywanie, należyty plan i organizacja międzynarodowych rozgrywek, przegląd dokładny i stały materjałów graczy, próba tychże etc. — co już wszystko należałoby do odpowiednich instancji, działających w porozumieniu z kapitanem związkowym. Dalej jeszcze wchodziłyby w rachubę, skrupulatniejsze i roztropniejsze kontraktowanie matchów międzynarodowych, usunięcie dorywczości w przygotowaniach technicznych i organizacyjnych, oraz niesympatycznych, a deprymujących dysonansów międzyklubowych na tle właśnie obsady teamów, wyboru placu, sprężysta organizacja i administracja przed i na samych zawodach, a głównie zabezpieczenie należytej komunikacji (wejścia i wyjścia) i wreszcie propaganda prasowa.

A teraz przejdźmy do opisu przebiegu gry.

Skład reprezentacji Węgier; Neuhaus, Zatyko, Kovacs, Szabo, Kleber, Tomecsko, Katzer, Razso, Priboy, Seiden, Solti.

Skład reprezentacji Polski-. Loth II, Gintel, Klotz, Synowiec, Cikowski, Śliwa, Szperling, Kuchar, Kałuża, Reyman, Krumholz.

Zaczyna Polska. Atak. Śliwa podaje Krumholzowi, strzał togoż chwyta bramkarz Węgrów, Neuhaus. Atak Węgrów, rozbija go Cikowski. Gra na połowie Polski, chaosy podbramkowe. Klotz, widocznie stremowany, wysuwa się zbytnio naprzód.

4 min. własny goal Polski.

W 4 min. atak Seiden-Solti, Gintel popełnia błąd i w usiłowaniu szybkiego podania piłki Lothowi, powoduje odbicie piłki od niego do własnej bramki. Konsternacja wśród graczy i publiczności. Węgrzy prowadzą już na początku 1 :0 . W dalszym ciągu ataki Węgrów, niedołężną defenzywa Polski. Piłkę wydostaje zręcznie dwukrotnie Krumholz, centruje, Kuchar jednak nie wykorzystuje. W tej fazie silna przewaga Węgrów, którzy technicznie są lepsi i atakują prawą stroną, wyczuwając lukę w bardzo słabym i nierutynowanym Klotzu. W 8 m. zaczynają się opanowywać Gintel i Cikowski. Oni też jedyni ratują niebezpieczne sytuacje. Także i atak Polski otrząsnął się, prze naprzód, w 10 m. Kuchar podaje Sperlingowi, który tuż koło linji kornerowej centruje, wywołując chaos pod bramką Węgrów, wyjaśniony przez Kovacsa. Wypad Węgrówniweczy Gintel. Znowu atakuje lewa strona P., strzał Kałuży idzie ponad bramkę. Gra toczy się już na środku boiska Klotz ciągle jeszcze zbyt naprzód wysunięty. Cikowski ratuje kilkakrotnie. W 14 m. strzela Razso, ale Loth chwyta. Tempo się ożywia. Gintel wspaniale rozbija ataki Węgrów. — Atak Polski w 15 m. lewą stroną powstrzymany. Prawa strona Reyman-Krumholz zbyt nieruchliwa. W 16 m. Seiden znajduje się w sytuacji strzału, w ostatniej chwili odbierają mu piłkę Gintel i Cikowski. Pass Kałuży do Krumholza, ten jednak nie stoi na swojem miejscu. Gra się nieco staje ospałą. Węgrzy grają dołem, spokojnie i są technicznie lepsi. W 19 m. przebój Katzera z prawego skrzydła, strzał ostry chwyta Loth. W 21 m. podaje pięknie Kałuża Sperlingowi, strzał tegoż tuż koło słupka. Atak Węgrów w 22 m. kończy się of side Priboya. Centrę Sperlinga chwyta Kałuża pięknym podskokiem głową, podając Reymanowi, który jednak nie chwyta piłki. Następny atak Węgrów rozbija Synowiec. W 23 m. kombinacja Kuchar-Sperling, centrę tegoż chwyta znakomicie Neuhaus. Dalsze ataki Polski unicestwia obrona Węgrów. Wzajemne ataki Węgrów również powstrzymuje Polska. Kałuża ślicznie rozdaje piłki. Krumholz pudłuje, nie wykorzystując sytuacyj do centrów. Kilka ataków Węgrów oswobadza Gintel. W 29 m. strzał Kałuży z podania Kuchara ponad poprzeczkę. Przebój prawoskrzydłowego, Klotz odbija na korner w 30 m., którego rzut Priboy chwyta na głowę, przestrzeliwując jednakże. — Gintel wspaniale pracuje. W 31 m. strzela Reyman z podania Kałuży w róg, Neuhaus chwyta niespodziewanie. Atak Węgrów mija Gintla, centrę odbija Klotz. Kombinacja Sperling-Kałuża, pass do środka, niema nikogo, Neuhaus z łatwością chwyta. W 33 m. wzajemne ataki. W 34 m. przebija się Katzer mimo Synowca i Klotza, centruje do Seidena, strzał placowany voleyem w lewy róg, robinzonadą broni brawurowo Loth. Wspaniała kombinacja Polski w 35 m., Kałuża-Krumholz-Reyman Kałuża, strzał tuż obok słupka. Sprytnie, choć niebezpiecznie przerywa głową Cikowski kombinację Seiden-Solti. Ponowny atak prawej strony Polski unicestwiony przez Kovacsa. Rzut wolny dla Polski bije Cikowski, kombinacja Kałuż a-Kuch ar, back Węgrów ratuje. W 38 m. tempo się bardzo ożywia obustronnie, przebój Kuchara, centra, obrońca Węgrów odbija głową na korner, niewyzyskany przez Polskę Następuje wypad prawej strony ataku Węgrów, Klotz ociąga się z natychmiastowem odparciem, bawiąc się niepotrzebnie, stąd powstaje niebezpieczna sytuacja, strzał chwyta Loth. W 41 m. atak Polski z podania Kałuży, przebój Kuchara, centra unicestwiona. Rzut autowy tuż przy rogu, niebezpieczny dla W., sytuację wyjaśnia przytomny i zwinny Neuhaus.

W 42 m. Solti zdobywa 2. g o la dla Węgrów .

W 42 m. przebój Katzera, który mija Synowca i Klotza, centra tuż koło poprzeczki, Loth niepotrzebnie i zbyt późno wylatuje, jednak szybciej znalazł się przy piłce Solti i główką fałszem ponad Lothem pakuje piłkę w siatkę, którą momentalnie chciał jeszcze głową odbić Śliwa, uderzył jednakże głową w słupek, uszkodziwszy się. Jeszcze jeden atak gości w 45 m., strzał z kombinacji trójki wewnętrznej chwyta Loth. Do przerwy rogów 1 : 1 , goali 2 :0 dla Węgrów. Pauza.

Po pauzie występuje P. z Cikowskim w środkowej pomocy, a Śliwą na prawej. Rozpoczynają Węgrzy, Cikowski odbiera piłkę. Następuje momentalna piękna kombinacja Kałuża—Reyman - Kuchar w 1 m , strzał Wacka w ręce bramkarza zbliska. Najpewniejsza sytuacja minęła bez efektu. Pass Cikowskiego do Krumholza puszcza tenże na out. Przewaga Polski stała. Ataki Polski są znacznie precyzyjniejsze. Od 3 — 5 min. kilkakrotne ataki Polski. Przebój Kuchara unicestwia wylotem stanowczym świetny Neuhaus. Dalsze ataki niewykorzystane. Neuhaus często i wszystko broni. Cikowski ożywia atak i zaopatruje go piłkami, Śliwa natomiast niepotrzebnie się bawi. Następują ataki Węgrów 7 — 10 m. Solti centruje w out, dalsza kombinacja, of-side Priboya. Kałuża znowu podaje Kucharowi na przebój, back z trudem odbija na out. I znowu Cikowski forsuje Wacka, znakomicie po pauzie dysponowanego, sytuacja niebezpieczna pod bramką Węgrów w l l m. niewyzyskana. Gra przeważnie na połowie gości. — Piękne i planowe ataki Polski w 13 min. Centra Sperlinga, piękny chwyt Neuhausa. W 14 min. atak Priboy —Seiden, Loth wyjaśnia. Wspaniale i z brawurą gra Kovacs, pass do Katzera na prawe skrzydło, strzał koło bramki. Centra Sperlinga, jakoteż i następny jego strzał bez rezultatu. Atak P. w 16 min., korner niewyzyskany. W 17 min. linja ataku W. ofside. Cikowski pracuje niezmordowanie. W 18 min. mija Razso Klotza, jednak tenże biegiem bierze go i naprawia błąd popełniony. Odtąd forma Klotza stale się poprawia, gra on pewniej, nie wysuwając się już do linji pomocy, co korzystnie odbija się na partji defenzywnej. W 19 min. piękna kombinacja Węgrów od prawego skrzydła, aż do lewego łącznika, kończy się outem. W 20 min. ostry atak P., centra Sperlinga wywołuje bardzo niebezpieczną sytuację podbramkową, Reyman i Krumholz jednak pudłują. Również pod bramka Polski niebezpieczny moment, Klotz ratuje. W 21 m. kombinacja główkowa P., — Neuhaus fenomenalnie broni. Od 22 — 25 m. znowu atakują Węgrzy, korner idzie w out. Centrę Soltiego odbija Klotz. Krumholz pudłuje stale wytwarzane mu sytuacje. Wzajemne ataki. W 26 min. pass Sperlinga do Kałuży, lekki strzał. 27 min. piękne ataki Polski od gracza do gracza, pod bramką brak siły przebojowej. W 28 min. przebój Kuchara, centrę chwyta Reyman, strzał ostry, piękny, ponad poprzeczkę. W 29 m. ataki W., z winy Klotza rzut wolny przeciw P. bez rezultatu. Pass Priboya do Soltiego, broni Loth. 30 m. bardzo niebezpieczna sytuacja dla P., z prawej strony ataku W. omal nie następuje goal, Loth broni. Znowu strzał niebezpieczny w 32 m. i ciągłe ataki Węgrów przez kilka minut. Śliwa w dezorjentacji wywołuje dwukrotnie panikę, na szczęście bez skutku.

3. goal dla Węgrów (Solti, 34 min.).

Ataki W. trwają i w 34 m. w chaotycznej sytuacji zdobywa Solti niespodziewanie 3 goala dla Węgrów. Teraz zrywa się P. do energicznych ataków. Szczególnie Kuchar gra z nadzwyczajną ambicją. Strzał Kuchara bez rezultatu. W 35 m. kombinacja Reyman-Krumholz, strzał ostatniego ostry „szpitzem“ chwyta przecież Neuhaus. W 36 m. kombinacja Sperling-Kałuża-Kuchar, strzał spudłowany. Znów atakują Węgrzy w 39 m , tempo żywe, niebezpieczny moment pod bramką Polski, atak W. unicestwia Loth. Ataki Polski. Z centry Sperlinga, bije Kałuża głową tuż koło słupka. Przebój dla Kuchara taktycznie uniemożliwiony. W 41 m. centruje Krumholz, dwa strzały bez rezultatu. W 42 m. strzela Reyman ponad poprzeczkę. Szereg ataków Polski, w 43, 44 i 45 m., wszystkie bez decyzji strzału. W ostatniej min. atak lewej strony W. rozbija Gintel. Rogów po pauzie 1 2, łącznie 3 : 2 dla Polski. Wynik 3 : 0 dla Węgrów.

Sędzia p. Gratz z Pragi

prowadził zawody spokojnie, poważnie, dokładnie i naj zupełniej sprawiedliwie. Z powodu gry zupełnie „fair” i nienadzwyczajnego obustronnie poziomu, roboty wielkiej nie miał, nie mógł też wykazać tej umiejętności, którą podziwialiśmy w Budapeszcie. Niemniej jego rozstrzygnięcia, wbrew opinji niektórych zboczonych reporterów i neurastenicznych fanatyków, znamionowały właśnie wybitną rutynę i wysoką klasę sędziowską.

O g ó l n a charakterystyka i krytyka.

Naogół mieli Węgrzy pewne plus techniczne i pod względem rutyny. Nadto bramkarz ich, Neuhaus, bronił fenomenalnie i on nie dopuścił właściwie do wyrównania punktów, któryto wynik byłby najwłaściwszym. — Kombinacyjnie mieli przewagę Polacy, których atak, szczególnie po pauzie, szedł znakomicie, o wiele lepiej, niż węgierski. Podczas jednak, gdy Węgrzy wyzyskali mniej liczne sytuacje aż do 3 punktów — nasi niezliczonej ilości strzałów i dogodnych pozycji nie umieli zamienić efektywnie w punkty. Loth w bramce był mniej pewnym, niż w Budapeszcie. Gdyby miał więcej treningu, niezawodnie nie dopuściłby do 2 ostatnich bramek. Z backów Gintel i Kovacs byli znakomitymi. . Ci dwaj byli też wraz z Neuhausem najlepszymi na placu. Klotz do pauzy stremowany, grał niżej krytyki i grał raczej w pomocy, niż w obronie, po pauzie poprawił się znacznie i uratował kilkakrotnie bardzo pięknie niebezpieczne nadzwyczaj sytuacje. Brak rutyny i pierwsza gra reprezentacyjna usprawiedliwiają tego gracza, który technicznie dobry, taktycznie jeszcze na reprezentatywnego gracza przecież jest za słaby. Pomoce obydwie były najsłabszą częścią drużyn. Szabo z F. T. C. stosunkowo najlepszy. Tomeczko miał łatwą pracę, gdyż prawa strona ataku P. była najsłabszą częścią teamu polskiego. Kleber, mimo zapowiadanych jego zdolności, ani w przybliżeniu nie przypominał nam Obitza z 18/12. Cikowski, był tak przed pauzą na prawej pomocy, jak i po pauzie na środku pomocy, jeszcze najlepszym, ku końcowi nie wytrzymał tempa. Brak treningu widoczny. Synowiec robił swoje, ale był przeciętnym pomocnikiem, w biegu słabym. Śliwa na środku lepszy przed pauza, po pauzie na prawej pomocy kiepski, nie można też było od niego wymagać, by na nieswojej pozycji był nadzwyczajnym, Z ataków obie lewe strony wraz ze środkiem ataku lepsze, prawe strony słabsze, w polskim teamie beznadziejnie tchórzliwe wobec Kovaćsa. Kałuża w rozdawaniu piłki był klasycznym i znacznie lepszym, niż Priboy, szkoda tylko, że co do strzału niespecjalnie dysponowanym. Seiden i Kuchar, obaj lewi łącznicy, byli najgroźniejszymi napastnikami, szczególnie Kuchar po pauzie grał z wyjątkową ambicją i zapałem. Z przyjemnością konstatujemy, iż był on znacznie lepszym, niż się wedle jego ostatniej formy od niego spodziewać mogliśmy. — Sperling i Solti spełnili w zupełności swe zadanie. Sperling nawet przewyższał go. Solti jednak miał szczęście i okazał decyzję w wykorzystywaniu dogodnych momentów. Pod względem całości gry musimy przyznać pewną nieznaczną przewagę przed i zupełną przewagę Połsk1 po pauzie. Węgrzy mieli szczęście, nasi zaś mieli wielkiego pecha, obok wielkiej nieudolności w strzale i brawurowej obronie Neuhausa. — Sama gra nie dawała specjalnych footballowych emocji, acz była dość interesującą. Obie reprezentacje grały stanowczo gorzej, niż jednolita drużyna pierwszoklasowa.

Wywiady naszego naczelnego redaktora Dra Henryka Lesera.

Inż. M. F is c h e r z Budapesztu, przewodniczący Wydziału zagranicznego Węg. Związk. Footb. udzielił mi kilkugodzinnego interwiewu (w którym omówiliśmy również cały szereg problemów sportowych) wyświetlając wszelkie kwestje stosunku sportowego węgiersko-polskiego, a w szczególności podając fachową subjektywną ocenę odbytych zawodów. Węzły, łączące mnie z p. inż. Fischerem, a zadzierżgnięte jeszcze w Budapeszcie 18 grudnia ub. r., obecnie zostały mocno utrwalone. Szkoda tylko, iż tak mało miałem sposobności dla omówienia szczegółowego tylu pięknych i przyszłościowych planów dla sportu polskiego, węgierskiego i wogóle międzynarodowego. W każdym razie z tego miejsca dziękuję mu gorąco za piękne chwile, spędzone przy wspólnej pogawędce i witam w nim szermierza tego kierunku ideowosportowego, który jest platformą naszej pracy. Na liczne moje zapytania wypowiedział się p. inż. Fischer w sposób następujący :

„Atak Polski był dla oka znacznie piękniejszym, jednolitszym, od Węgier i mnie osobiście jest ogromnie przykro, żeśmy, służąc celom propagandystycznym, nie mogli pokazać publiczności polskiej piękna gry footballowej, gdyż tylko piękna gra służy propagandzie sportowej. Następnym razem nie rozegramy już więcej w jednym dniu dwóch zawodów równocześnie. Atak Węgrów był dziełem niewykończonem, robotą kawałkową (Stuckwerk), pozostawiony swojej własnej inicjatywie i bardzo rzadko widziano wykonywanie jakiegoś przemyślanego planu. Żeśmy mimo to wyszli zwycięsko z takim atakiem, zawdzięczyć należy temu, iż lewy skrzydłowy Solti, który wprawdzie nie wiele pokazał w czasie gry, nie znał bowiem swego sąsiada i był jedynym graczem z prowincji, w decydujących i najważniejszych momentach wykazał nadzwyczajny spryt, wyzyskując korzystnie sytuację. Bramkarz Neuhaus udowodnił w Krakowie, że wystawienie go dwa tygodnie temu przeciw Austrji było zupełnie słusznem i uzasadnionem. Neuhausowi i Kovacsowi mamy do zawdzięczenia wspaniałą obronę naszej bramki, wszyscy inni byli szarzy, ale również godni pochwały, gdyż przejęci ważnością zawodów mieli wolę zwycięstwa, co we footballu często zastępuje umiejętność. Najsłabszą częścią naszą była pomoc, która nas zawiodła i w odbytym egzaminie dojrzałości udowodniła, iż narazie nie może jeszcze zastępować nas w międzynarodowych spotkaniach.

Drużyna polska grała obecnie lepiej, niż w Budapeszcie i gdy bogini Fortuna była dla Polaków w Budapeszcie łaskawą, co wszak nasi goście naówczas przyznali, a pierwsza międzynarodowa klęska oznaczała właściwie zwycięstwo Polaków (na krótko przedtem przegrali Szwedzi 4 :2 ), to obecnie zapewne musiała sobie pomyśleć: „na własnym gruncie muszą oni sami sobie pomóc”. Pięknej grze Polaków brak w olbrzymim stopniu siły przebojowej i grali oni zbyt miękko, a napastnicy na tych zawodach nie grali z największem poświęceniem nie bacząc nawet na niebezpieczeństwa, tak że Kovacs przy swojem nadzwyczajnem poświęceniu i siłę woli miał łatwą robotę. Psychiczne bowiem momenty zdziałały, że on się na wszystko ważył, podczas gdy Polacy nie wykazali pełnej odwagi. Więcej energji, więcej odwagi i siły musi mieć atak Polski do ukoronowania wszystkich pięknych akcji. Wstawienie kapitana polskiej jedenastki było zupełnie uzasadnionem, Gintel w obronie był znakomitym, obydwaj obrońcy Gintel i Kovacs wykazali grę czystą i pewną. Pierwszej bramki nie mógł Loth uchronić. Druga bramka powstała z nieprawdopodobnej sytuacji, przyczem Śliwa doznał kontuzji, a obaj nie byli temu winni.

Nam się wszystko udało, Polakom zaś nic.

Zarzuty z powodu niewysłania pierwszej reprezentacyjnej drużyny nie są uzasadnione, gdyż w październiku ub. r. w pertraktacjach z P. Z. P. N. wyraźnie zaznaczyliśmy, że w r. 1922 jesteśmy w międzynarodowych imprezach tak zaabsorbowani, że mamy tylko termin 14. V. do dyspozycji, kiedy równocześnie gramy z Berlinem. Każdy polski sportsmen musi też nam przyznać słuszność i uznać, że nasz kapitan związkowy, do którego jedynie i wyłącznie, wedle jego uznania, wystawienie drużyn reprezentacyjnych należy i nikt nie może, ani nie śmie mu się w tę sprawę wtrącać (mieliśmy już bardzo kiepskie doświadczenia z komisjami wyborczemi), na moje osobiste zapytanie (wiedziałem bowiem, że będę musiał jechać do Polski] jak swoje drużyny złoży, odpowiedział, że odpowiednio do stosunku sił obu przeciwników. Wynik obu matchów reprezentacyjnych (Budapeszt—Berlin 4 : 2) udowodnił też w pełni słuszność jego wyboru. Jak chętnie byłbym moich 3 graczy z Tórekvesu (p. Fischer jest prezesem tego klubu), którzy pojechali do Berlina, zabrał ze sobą do Krakowa, nie odważyłem się jednakże wpłynąć na kapitana związkowego, albowiem przy takich zawodach, na które patrzy cały świat sportowy, nie wolno zupełnie kierować się sentymentami. Suche daty statystyczne zostają uwiecznione, tak samo byłoby, gdyby odwrotny wypadek, zwycięstwo Polski, było nastąpiło. Nie wolno zapominać, że Węgry były zastąpione przez drugą z rzędu najlepszą drużynę reprezentacyjną, z których wszyscy prawie mogli tak samo wejść do pierwszej reprezentacji, z wyjątkiem niektórych gwiazd, jak Orth, Molnar Vogl, Mandl, Blum, Pataky. F. T. C. nie może oprócz Patakyego i Bluma nikogo dostarczyć. Są przecież w drużynach, znajdujących się na niższem miejscu tabeli, indywidualności lepsze od przeciętnych graczy najlepszych klubów. Przy pomocy ostrych zarządzeń (jeden rok pauzy) przeszkodzi liśmy temu, aby lepsi gracze słabszych klubów łatwo połykani byli przez silniejsze towarzystwa. Skutki już są widoczne, że i małe kluby posiadają dobrych graczy, rozwijają się i dlatego przeciętna klasa Węgier się poprawia. Cieszymy się, iż posiadamy drużyny, przynoszące nam sławę, ale chcemy je zmusić do wychowania samodzielnego swych graczy, a nie kosztem innych tow., które lata pracowały nad wyszkoleniem swych członków.

Gdy przed dwoma laty w matchu Berlin —Budapeszt w Berlinie, Berlin zwyciężył, byli Berlińczycy dumni twierdząc, że Berlin to jeszcze nie Niemcy, ale Budapeszt Sędzia Gratz (Praga) wylosowuje wybór połowy boiska li początek gry pomiędzy kpt. Polski — Synowcem , a kpt. Węgier Szabo. cia, jakie żywimy dla gościnności Polaków. Przyjęcia takiego wspaniałego nie spodziewaliśmy się wcale. Pobyt w Krakowie pozostanie niezatartą pamiątką dla mnie, tembardziej, że charakter architektoniczny starego grodu nadzwyczajnie mi się podobał i zrobił na mnie wielkie wrażenie, które też utrwaliłem w wielkiej ilości zdjęć, jakie zabieram ze sobą dla uzupełnienia mojej olbrzymiej kollekcji architektonicznej z całego świata. Co do samej gry, to muszę powiedzieć, że Polacy grali o klasę lepiej, niż w Budapeszcie i że obecnie na taką klęskę wcale nie zasłużyli. Jeżeli rozwój poziomu sportowego pójdzie dalej w Polsce w tem tempie, to za dwa lata na Olimpjadzie paryskiej będą się wszystkie reprezentacje musiały liczyć poważnie z Polską, jako przeciwnikiem równorzędnym. W każdym razie gra niedzielna dowiodła nam, iż musimy następnym razem wysłać najlepszą jedenastkę, gdyż inaczej moglibyśmy łatwo wyjść pokonanymi”.

W końcu, jako redaktor „Sporthirlap” zapewnił mnie o przyjacielskich zamiarach prasy sportowej węgierskiej dla naszego sportu i prosił o stałą wymianę myśli z naszą prasą. Wręczyliśmy p. inż. Hajosowi komplet „Tygodnika Sportowego” i prosiliśmy o stałe informowanie nas o ruchu sportowym na Węgrzech, co nam też przyrzeczono.

Sędzia p. Karol Em. Gratz, przewodniczący niemiecko-czeskiego Kollegium Sędziów udzielił nam następujących fachowych uwag o odbytych zawodach: „Międzypaństwowe zawody Polska — Węgry z 18. XII. ub. r. w Budapeszcie podobały mi się znacznie lepiej, gdyż polska jedenastka walczyła tam goręcej (herzhafter). Z tego też powodu było tempo przy stanie 2 : 0 dla Węgrów po pauzie dość słabem. Przewaga zwycięsców opierała się głównie na linji pomocy, gdzie specjalnie Tomecsko (Vasas), spełniał najproduktywniejsze zadanie. Że Polakom nie udało się zdobyć bramki, było to głównie zasługą czystej obrony bramkarza Neuhausa, który, mimo swej młodości, wykazał wspaniały styl. Jak już wspomniałem, była pomoc Polski najsłabszą częścią drużyny, tylko Śliwa miał jasne chwile. W ataku byli Kałuża i Sperling najlepszymi. Team węgierski, w któ­ to Węgry. I nie wolno zapomnieć, żeśmy mieli coś do naprawienia, gdyż zostaliśmy zwyciężeni i od wyniku zawodów w Berlinie zależała obecnie dobra sława węgierskiego footballu w świecie sportowym. I dlatego nie zasłużyliśmy wcale na zarzuty, ale raczej na uznanie, żeśmy, mimo wielkich przeszkód, nie bacząc na olbrzymie koszta, przecież obydwa matche do skutku doprowadzili. Zarzuty zatem i ataki prasy polskiej są tylko o tyle zrozumiałe, iż panowie, którzy to pisali, nie znali powyższych szczegółów.

Gra fair naszej drużyny i dążenie naszego Związku oraz jego postępowanie dowodzą, iż pragniemy przyjaźni w obopólnym interesie. Pragniemy nie tylko we footballu, ale i wszystkich innych gałęziach sportu, przyjść Polakom z bratnią pomocą w dążeniu do rozwoju ich sportu, a ataki ze strony prasy nie mogą nas zachęcić na tej drodze.

Następnym razem przyjeżdżamy jednak z najpierwszorzędniejszym naszym garniturem !

Wyjaśnienia p. inż. Fischera są dla nas nadzwyczaj cennemi, wskazują one pośrednio właściwych winowajców nieudałej międzypaństwowej imprezy, których należałoby szukać raczej we własnym obozie. Nasz artykuł w nadzwyczajnem wydaniu z 14 bm. wywołał odruchowy, ogólny aplauz.

Odebraliśmy niezliczone gratulacje z tej okazji. — Cała prawie prasa sportowa i codzienna, naszym śladem powtarza dosłownie nasze sentencje, nie mając odwagi publicystycznej cytowania źródła. Nikt z odważnych bohaterównie umiał przed zawodami zająć godnego stanowiska, dopiero po klęsce, bohaterskim gestem rzucają anatemę na wsze strony, przeholowując niepotrzebnie 1 dotykając sfer i działów, nic ze sportem wspólnego nie mających. Dla nas ostatnie zdanie czcigodnego reprezentanta Węgrów jest zupełnie wystarczającym dowodem słuszności naszego tenoru zasadniczego we wspomnianym artykule. — Pierwsi podnieśliśmy oskarżenie i ostrzeżenie. Sami wręczyliśmy nasze zarzuty kierownictwu ekspedycji węgierskiej i zażądaliśmy odpowiedzi. Otrzymaliśmy wyjaśnienia i zapewnienia, które dla nas są zupełnie wystarczającemi. Rozstaliśmy się w największej i wzmocnionej jeszcze przyjaźni. Niechaj więc nie mącą wody czystej intruzy. Obejdzie się bez ich pomocy. Sami cel wywalczymy, bo z nami prawda i czysty, ideowy sport,

Inż. Hajos, wiceprezes Węg. Zw. Footb. wypowiedział się następująco:

„Niemam wprost słów, nie tylko w języku niemieckim, którym tak dobrze nie władam, ale i w moim ojczystym języku węgierskim, na wyrażenie tego uczucia, jakie żywimy dla gościnności Polaków. Przyjęcia takiego wspaniałego nie spodziewaliśmy się wcale. Pobyt w Krakowie pozostanie niezatartą pamiątką dla mnie, tembardziej, że charakter architektoniczny starego grodu nadzwyczajnie mi się podobał i zrobił na mnie wielkie wrażenie, które też utrwaliłem w wielkiej ilości zdjęć, jakie zabieram ze sobą dla uzupełnienia mojej olbrzymiej kollekcji architektonicznej z całego świata.

Co do samej gry, to muszę powiedzieć, że Polacy grali o klasę lepiej, niż w Budapeszcie i że obecnie na taką klęskę wcale nie zasłużyli. Jeżeli rozwój poziomu sportowego pójdzie dalej w Polsce w tem tempie, to za dwa lata na Olimpjadzie paryskiej będą się wszystkie reprezentacje musiały liczyć poważnie z Polską, jako przeciwnikiem równorzędnym. W każdym razie gra niedzielna dowiodła nam, iż musimy następnym razem wysłać najlepszą jedenastkę, gdyż inaczej moglibyśmy łatwo wyjść pokonanymi”.

W końcu, jako redaktor „Sporthirlap” zapewnił mnie o przyjacielskich zamiarach prasy sportowej węgierskiej dla naszego sportu i prosił o stałą wymianę myśli z naszą prasą. Wręczyliśmy p. inż. Hajosowi komplet „Tygodnika Sportowego” i prosiliśmy o stałe informowanie nas o ruchu sportowym na Węgrzech, co nam też przyrzeczono.

Sędzia p. Karol Em. Gratz, przewodniczący niemiecko-czeskiego Kollegium Sędziów udzielił nam następujących fachowych uwag o odbytych zawodach: „Międzypaństwowe zawody Polska — Węgry z 18. XII. ub. r. w Budapeszcie podobały mi się znacznie le ­ piej, gdyż polska jedenastka walczyła tam goręcej (herzhafter). Z tego też powodu było tempo przy stanie 2 : 0 dla Węgrów po pauzie dość słabem. Przewaga zwycięsców opierała się głównie na linji pomocy, gdzie specjalnie Tomecsko (Vasas), spełniał najproduktywniejsze zadanie. Że Polakom nie udało się zdobyć bramki, było to głównie zasługą czystej obrony bramkarza Neuhausa, który, mimo swej młodości, wykazał wspaniały styl. Jak już wspomniałem, była pomoc Polski najsłabszą częścią drużyny, tylko Śliwa miał jasne chwile. W ataku byli Kałuża i Sperling najlepszymi. Team węgierski, w którym na szczególną wzmiankę zasługują Neuhaus, Tomecsko, Szabo i Seiden, zasłużył w zupełności na zwycięstwo, aczkolwiek wynik cyfrowy 3 : 0 danemu poziomowi i stosunkowi nie odpowiada. Obie drużyny wykazały znakomitą dyscyplinę, a także publiczność zachowywała się wzorowo, była jednak z powodu bezskuteczności wysiłków swoich ulubieńców silnie zdeprymowaną. Sukcesy gości znalazły słaby aplauz. Nadzwyczajnie miłą niespodzianką było dla mnie w Krakowie kolosalne zainteresowanie i uczestnictwo wszystkich klas społecznych.”

Dr. Cetnarowski prezes P.Z.P.N.:

„Wyczytawszy skład reprezentacyjnej drużyny węgierskiej — przyznaję, byłem niemile dotknięty brakiem w niej nazwisk głośnych w footbalu węgierskim. Mojem zdaniem był to wielki błąd dyplomatyczny Węgierskiego Związku Piłki Nożnej — wystawiać na jeden dzień dwie drużyny reprezentacyjne i słabszą posyłać na zawody międzypaństwowe do Polski. Nie przypuszczam chęci zlekceważenia nas, lecz tylko zbytnią ufność w swoje siły, która to ufność przy bardziej szczęśliwej grze naszej Reprezentatywki mogła się snadnie smutno dla nich skończyć.

A szczęścia to już naprawdę nasi w grze nie mieli, gdyż dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości, że nasza Reprezentatywka od początku do końca była w przewadze. Z drużyny naszej najbardziej podobali mi się Gintel, Cikowski, Synowiec, Kałuża i Speriing — dobre momenty miał Kuchar i Klotz.

Z Węgrów podobał mi się Neuhaus w bramce i lewy obrońca — reszta grała przeciętnie, chwilami bardzo słabo. Przyznam się otwarcie, że lękałem się bardzo, czy urządzenie tych zawodów pod względem technicznym wypadnie dobrze, boć to przecież był nasz pierwszy egzamin przed oczami Europy.

Według mego zdania urządzenie zawodów wypadło bez zarzutu.”

Kap. drużyny reprezent. Polski Synowiec:

„Tym razem nie mieliśmy szczęścia, jakie nam sprzyjało w Budapeszcie, gdzie graliśmy o klasę gorzej. Porażkę przypisuję brakowi strzelców w dobrym zresztą naszym napadzie, niedyspozycji Lotha (wyłącznie tylko z powoda braku treningu) no i — zachowaniu się naszej publiczności, która niczem nie zachęcała graczy do wzmożenia wysiłków. Gdybyśmy zdobyli byli choć jedną bramkę, wygrana byłaby po naszej stronie. Była to walka dwu równorzędnych przeciwników, walka poprawna, której przebieg przyczynił się ogromnie do propagandy sportu piłki nożnej.”

Kimpton (Anglik), trener warszawskiej Polonii, oświadczył, że imponujące wrażenie zrobiła nań ta olbrzymia masa publiczności sportowej, która z całej Polski zjechała się na ten ważny match. Poraź pierwszy miał sposobność oglądania pozawarszawskich sił i szczególnie podobał mu się Kuchar w ataku i Gintel w obronie. W samej organizacji szwankowało nieco, gdyż dostęp do takiego matchu winien być stanowczo lepiej uregulowanym i szereg wejść i wyjść przygotowanych. Dziękujemy z tego miejsca p. Edwardowi Kieinadlowi z Warszawy za chętne spełnienie funkcji dolmetcha angielskiego i życzymy mu szczęśliwej podróży do Ameryki, dokąd się w najbliższym czasie wybiera, oraz powodzenia w treningu tenisowym. Prosimy go o podanie nam adresu z Ameryki, dokąd stale wysyłać będziemy nasze pismo, prosząc również o pamięć o nas.

Bankiet

urządzony przez P. Z. P. N. w sali Związku Strzeleckiego, zgromadził oprócz drużyn reprezentacyjnych, oficjalnych reprezentantów obydwu Związków Piłki Nożnej, także zast. konsula i sekretarza konsulatu węg., przedstawiciel Eli Z. P. Z. S., klubów sportowych, prasy sportowej L. codziennej, sędziego Gratza i członków tut. Koli. Sędziów. W śród bardzo serdecznego nastroju wygłoszono szereg przemówień i toastów.

Dr. Cetnarowski wita im. P. Z. P. N. poraź pierwszy w naszym kraju goszczącą reprezentację Węgier. Dnia 18. XII. ub. r. otrzymała nasza reprezentacja chrzest w Budapeszcie, który był równocześnie naszym egzaminem. Czekaliśmy z utęsknieniem 14 maja, który miał być miarą sił. Usprawiedliwia klęskę rutyną i starszeństwem footballu węg. Drużyna węg., zwana drużyną talentów, bez głośnych nazwisk, grała jednak ofiarnie i celowo i może się uzyskanym wynikiem poszczycić. Dziękuje następnie sędziemu Gratzowi i swojej jedenastce. Droga do doskonałości i praca jest jeszcze długa, rezultaty są z każdym rokiem lepsze (?!). Gdy dowiedział się o składzie, miał horoskopy kiepskie, ale zaznaczyć musi, że graliśmy z wielkim pechem. Wnosi toast na cześć gości. Wszystko śpiewa hymn węgierski. Goście odwzajemniają się polskim. Inż. Hajos zwraca się najpierw języku węg. do konsula węg., swej drużyny, poczem w języku polskim wnosi imieniem W. Z. F. toast na cześć P. Z. P. N.

inż. M. F is c h e r, w dłuższem przemówieniu wskazuje na silny węzeł przyjaźni polsko-węgierskiej, która trwała od wieków i ostała się mimo światowej zawieruchy do dziś dnia. Zaszczytem dla Węgrów jest właśnie, iż pierwszy wybór do rozgrywki międzynarodowej padł właśnie na nich.

Ta przyjaźń jest rękojmią, iż obydwa państwa w chwilach losu i przeznaczenia pójdą razem. Silniejszym węzłem od słów jest uczucie i przyjaźń zapisana w sercach pomiędzy ludami i państwami. Do tego dąży właśnie sport. Dążę do tego, aby nasze sporty szły , razem, ramię przy ramieniu. Zostaliśmy przyjęci gościnnie i bratersko, jak przed 12 laty. Z wielką miłością i zadowoleniem patrzymy na rozwój sportu polskiego. Nie zasłużyliśmy sobie na zwycięstwo wedle gry, zawdzięczamy je jedynie najlepszemu obecnie bramkarzowi Węgier. Zapewniamy Was, iż nie wystąpimy więcej w tymsamym dniu w innem mieście. - Wyślemy do Was w przyszłości naszą I. najlepszą jedenastkę. Gratuluję Wam do takiego prezydenta, jakim jest Dr. Cetnarowski, którego zasługą jest dojście do skutku rozegranych zawodów. Dziękujemy sędziemu p. Gratzowi, który był faktycznie zupełnie neutralnym i nie miał ciężkiego zadania, gdyż gra była fair, ale znać było, że dorósł i do cięższego zadania. Składa w ręce dra Cetnarowskiego statuę marmurową z mosiężnym footbalistą i napisem : „Węg. Zw. Footb. — Polskiemu Zw. P. N.“ i oświadcza, iż W. Z. F. składa 30.000 Mp. na cegiełkę na Wawelu, dla uwiecznienia swego tutaj pobytu i doznanej gościnności.

Mjr. Bobkowski, przemawia imieniem Zw. P: Z. S. i stolicy. Zawody nie przyniosły wprawdzie zwycięstwa, tak jak i w Zakopanem, ale były dowodem postępu organizacji naszego sportu. Zawdzięczamy to P. Z. P. N. i pracującemu towarzystwu sportowemu, na którego placu match rozegrano Niech inne kluby wezmą sobie przykład z krakowskiej organizacji. Wnosi toast na cześć P. Z. P. N imieniem kol. Sędziów przemawia por. Obrubański, dziękując sędziemu p. Gratzowi za umiejętne i bezstronne prowadzenie zawodów.

Odpowiada następnie p. Gratz z Pragi. Już 18 grudnia po zawodach w Budapeszcie, uproszony zostałem przez Dra Cetnarowskiego na dzień 14. maja do Krakowa. Już wówczas cieszyłem się z przybycia do Krakowa. Zawody nie wymagały odemnie wielkich wysiłków fizycznych, ale były wspaniałym sukcesem propagandystycznym. Również podobała mi się znakomita dyscyplina obu drużyn. Gracze robili co mogli, muszą się jeszcze nauczyć potrzebnej międzynarodowej rutyny. Oświadcza swą gotowość do dalszych usług dla obu Zw. P. N.

Imieniem prasy sportowej przemawia Dr. Polakiewicz. Sport jest potężnym czynnikiem, również i prasa sportowa. Wnosi toast na braterstw o polsko węgierskie.

Przemawiali jeszcze p. Synowiec i Priboj imieniem reprezentacyjnych drużyn, zast. konsula węg., który sądził, że dzień ten powinien być utrwaleniem przyjaźni nie tylko w sporcie, ale i poza sportem, oraz p. Sroka imieniem Pozn. Zw. O. P. N.

Refleksje po ostatnich zawodach Polska—Węgry.

Wspaniała okazja do wsławienia się w oczach państw Europy i wielka nadzieja zwycięstwa nad, o wiele słabszą, niż zwykle, drużyną Węgier — prysła w dniu 14 maja. Zostawiono nas z wielką porażką. Ponosi tu winę przedewszystkiem t. zw. „rada trzech”, która, układając skład drużyny, zdecydowała się na obstawienie prawej strony napadu młodym Krumholzem i ciężkim Reymanem. Czyż niema bardziej rutynowanych graczy, niż Krumholz? Na najbliższe zawody międzypaństwowe (ze Szwecją) skład naszej reprezentatywki powinien uledz kilku zmianom. Przedewszystkiem trzeba stworzyć atak, któryby zdolny był niebezpiecznie strzelać. To było naszą bolączką z dnia 18. grudnia roku ubiegłego i uwydatniło się ostatnio w dniu 14 b. m., gdzie uderzał fatalny procent niecelnych, lub nieśmiałych strzałów. Jedynie Wacek dał kilka ostrzejszych strzałów. Zacznijmy więc od linji napadu. Powinni tam zostać Sperling, -Kuchar i Kałuża. Na pozostałe miejsca kandydują: Bacz, Garbień, Kogut, Schneider (Mak.), Einbacher, Staliński i . . . nasz bramkarz reprezentatywny Janek Loth II. Według mnie najlepszem byłoby ustawienie: Janek (pr. łącznik) i Schneider (pr. skrzydło), względnie: Kogut (łącznik), Wacek (pr. łącznik), a Loth (pr. skrzydło). — Obstaję jednak przy pierwszej kombinacji, gdyż Schneider ze swemi centrami i pierwszorzędną taktyką, a Janek przebojowiec ze wspaniałym biegiem, urodzoną energją i nadzwyczaj niebezpiecznymi strzałami, mogliby wiele zdziałać. Trawie wszystkim czytelnikom wyda się dziwnem wstawienie Lotha II. do ataku, jednak ja (no i wielu z Warszawy), który widzę jakiego ducha i ile życia daje Polonii Janek Loth, grając w napadzie i jak wtedy atak o wiele składniej idzie, a z drugiej strony obserwując 14 maja grę Reymana i Krumholza, uważam, iż eksperyment z Jankiem, będzie skutecznym. Co do pomocy, to sądzę, że pomimo^ wszystko, .trzeba wrócić do pomocy Cracovii, chociaż Śliwa był na matchu z Węgrami nie najgorszy, a Synowiec trochę za powolny, to jednak rozwiązanie Styczeń, Cikowski, Synowiec wydaje mi się najlepszem, jako jednolita całość. Schneider (Pogoń) byłby doskonały, jednak rozporządza on zbyt małą siłą fizyczną, co jest wielkim atutem. Obrońcy na ostatnich zawodach byli zupełnie dobrzy (szczególnie Gintel). Możnaby jednak, czasami niepewnego, Klotza zastąpić bardziej rutynowanym Marczewskim, który znów od pewnego czasu trenuje i znajduje się obecnie w formie. Do bramki mamy jedynie dwu kandydatów : Loth II. i Wiśniewski. Chociaż Loth jest lepszy od Wiśniewskiego, to jednak wstawienie Wiśniewskiego do bramki, a Lotha do napadu, będzie dla drużyny lepszem.

Ostatecznie więc proponuję skład następujący : Wiśniewski, Gintel, Marczewski, Styczeń, Cikowski, Synowiec, Schneider (Mak.), Loth II, Kałuża, Wacek, Sperling. Jeżeliby zaś Janek miał zostać w bramce, to proponuję wstawić Koguta na lewego łącznika, a Kuchara na prawego.

W takim składzie powinna wystąpić w Sztokholmie Polska przeciw jedenastce szwedzkiej (w dniu 28. maja). Ponieważ także mają się odbyć zawody międzymiastowe Kraków-Sztokholm, więc jako rezerwowi reprezentatywki Polskiej, mogliby pojechać gracze teamu Krakowa. Warszawa. Aleksander Szenajch.

Przyczyny klęski naszej reprezentatywki przeciw Węgrom.

Tygodnik Sportowy


ROK II. KRAKÓW, DNIA 26 MAJA 1922 ROKU. NR. 57.


Przyczyny klęski naszej reprezentatywki przeciw Węgrom.

Jako miłośnik sportu, któremu sport nasz i jego stanowisko bardzo na sercu leży, ubolewam mocno nad tem, że P. Z. P. N. składając drużynę reprezentatywną Polski, kierował się snać lokalnym patrjotyzmem, czy innymi względami, w których istotę wdawać się nie myślę. Jednym grubym błędem, jaki tu popełniono, było wstawienie na modłę tamtegoroczną, w rozgrywce z Węgrami, aż pięciu graczy z Cracovii. Jeśli zeszłego roku przy doskonałej formie Cracovii, było wstawienie nawet siedmiu graczy usprawiedliwionem, to tego roku sprawa ma się zupełnie inaczej. Cracovia, ów mistrz Polski, owa w poprzednim roku u nas niezwyciężona drużyna, okazuje spadek formy, a zupełnie brak przebojowej siły na całej linji. Widziałem ją zeszłego roku, widziałem ją też we Lwowie i nie poznałem jej. Nie jak „Przegląd Sportowy” w przedostatnim num. się wyraża „okazała Cracovia grę i technikę tak piękną, że publiczność z zadowoleniem śledziła prawie przez cały czas przez Cracovię prowadzoną grę”. Albo w innem miejscu: „przecież to wydaje się niemożliwem, by gracze Cracovii (skończeni technicy (i), o ślicznym systemie gry, u których każdy ruch i podanie piłki jest celowe, nie mieli wygrywać, „ze znacznie słabszemi drużynami”. (Czy „ta znacznie słabsza drużyna” to nie Pogoń lwowska przypadkiem ?). Takie słowa zachwytu podyktować mogło autorowi sprawozdania „Pogoń —Cracovia” w Przeglądzie Sportowym chyba tylko zaślepienie, lokalny patrjotyzm, czy obawa, że ukochana mu drużyna utraci może tego roku palmę pierwszeństwa w Polsce i stąd wynikła chęć i dążność usprawiedliwienia coraz to bardziej walących się na głowę Cracovii i piętrzących się porażek (z Makkabi, z Pogonią, przedtem ze Slavią praską, także częściowe porażki z Tórekves, ze Slavią berneńską, nieszczególny wynik ostatnio z Jutrzenką).

Sport nie zna litości, uczestnicy dwu przeciwnych drużyn, co dziś przy bankiecie się ściskają, jutro przy rozgrywce rozbijają się w niemiłosierny sposób. I nam tu nie wolno, ani sympatją, ani tradycją, a zgoła już dawnym urokiem niezwyciężoności dawnej drużyny mistrzowskiej sia powodować. Przy składzie reprezentatywnej drużyny powinni być o sąd zapytani i mieć głos równoważny i sędziowie z innych centr Polski, a nie ze samego Krakowa, dlatego też cała wina i odpowiedzialność za wynik spada na nich.

Wspomniałem już, że tego roku na rozgrywce Cracovia-Pogoń pierwszej nie poznałem. Kałuży — temu mistrzowi piłki przyziemnej — brakło mistrza Kotapki, tak, iż były chwile, gdzie on wprawdzie dostał się aż pod bramkę, ale strzelić nie mógł. Jego siła fizyczna, mimo wysokiej techniki, jest stanowczo przeciw fizycznie silnym, a technicznie wysoko stojącym Węgrom, za słaba, dlatego — gdy Kotapki nie stało, w miejsce Kałuży wstawiłbym Wacka Kuchara. Ponieważ Garbień jest doskonale zgrany z Wackiem, jakto mieliśmy sposobność się niejednokrotnie przekonać na meczu Cracovia Pogoń, postawiłbym go u boku Wacka na łączniku, na drugim R e p rez e n ta c ja Austrji zaś łączniku dodałbym mu Lotha II., który tego roku jako napastnik okazuje wysoką klasę, a o klasę jest jako bramkarz niższy, niż zeszłego roku. Na bramce najlepszym jest bezsprzecznie Wiśniewski; w miejsce Synowca, przeciw któremu przy jego wysokiej technice chyba wiek tylko przemawia, powinien był w reprezentatywce stanąć Schneider z Pogoni lwowskiej.

Nasuwa mi się mimowoli myśl, czy koniecznie do reprezentatywki rozglądać się trzeba za graczami miast stołecznych, czy tu i tam w prowincjonalnej drużynie w razie konieczności nie możnaby poszukać gracza, godnego grać w drużynie reprezentacyjnej. Nie ulega też wątpliwości, że przy dobrej woli i zupełnie bezstronnym sądzie, wybór paść mógłby na tego, czy owego gracza z drużyny prowincjonalnej. Ale jak w innych dziedzinach — tak niestety i w sporcie, odnoszą się „miarodajne” czynniki do wszystkiego, co „pachnie” (czytaj cuchnie) prowincją, z przekąsem, z niemałą dozą lekceważenia, z pewnym nawet rodzajem politowania, a nie chcą przyznać, że i tu perła znaleźć się może.

Przychodzę do ostatniego punktu: do braku dobrego zgrania drużyny reprezentatywnej przez liczny trening. Ta strona, ten ważny czynnik, decydujący wprost 0 wynikach każdej drużyny, nadający jej formę i wygląd na zewnątrz, dziwnym trafem nie zdaje się grać roli w drużynie reprezentacyjnej, nie bywa też brany w Krakowie bardzo w rachubę. Widzieliśmy ten objaw w grudniu r. 21 w pierwszej rozgrywce z Węgrami, gdzie bodaj kilka zespolonych treningów poprzedziło, w tegorocznej drużynie objaw ten w skutkach — jak w niedzielę widzieliśmy — bardzo nieszczęsny, tem jaskrawiej 1 bodaj czy nie w ostatnim tygodniu „po długich a ciężkich” ustawiono komplet. Przyznaję, że każdy z graczy jest dobrym dla siebie, że może każdy z osobna godzien jest reprezentować poziom Sportu całego narodu, ale gracz choćby najlepszy musi mieć swego partnera — Kałuża mieć musi Kotapkę — i z nim dopiero okazać się może w pełnej formie, nie zaś - jak tam w Krakowie sądzą — sam gracz, choćby o wysokim poziomie gry i technice.

Walka o honor sportu polskiego z drużyną Węgier już się odbyła, zakończona smutno, nader smutno, bo nawet honorowej bramki brakło. Poziom gry naszej reprezentatywki okazał się tem niższy, że pobitą ona została nie przez właściwą reprezentację Węgier, ale przez graczy, nie należących wcale do pierwszoklasowych drużyn (nikt z MTK., jeden tylko Szabo z FTC), a więc wcale nie przez elitę footballową węgierską, lecz przez przysłany przez nich może nawet „trzeci garnitur”. Tem większa nasza porażka, tem dotkliwsza klęska.

Nie czas na treny obecnie, na ubolewania, może nawet na usprawiedliwianie tym, czy owym momentem, ale pora obudzić się z letargu, porzucić stronniczość, zerwać raz już przy wyborze reprezentatywki z nierozsądnym patrjotyzmem lokalnym, czas „otworzyć oczy” i widzieć, a nie patrzeć przed siebie bezmyślnie. Z tej półpracy muszą wszystkie kluby sportowe przejść do nader intenzywnej pracy; trening ciągły, częsty i bez przerw i bez usprawiedliwienia tego czy owego z brakujących jest konieczny, jest conditio sine qua non. — Sezon dopiero się począł, stoimy przed rozgrywką ze Szwecją, z Jugosławią, kwalifikacje poszczególnych graczy. „reprazentatywki” należy prędko i dobrze rozważyć, ustalić raz stały zespół, boć chyba dodawać nie potrzebuję, że tu chodzi o honor sportu całego państwa, którego niski poziom wykazaliśmy. Stanisławów. Dr. Maksymilian Mondschein.


Przegląd Sportowy : 1922, nr 20

1922.05.19

WĘGRY—POLSKA 3:0

Niezasłużona porażka Polski. — Wspaniały przebieg gry. — Dobra organizacja zawodów. — Wszystkie rekordy co do ilości widzów i dochodu pobite. Boisko Cracovii było ostatniej niedzieli mekką wszystkich zwolenników sportu footballowego. Przybyło z górą 16.000 widzów i to z najrozmaitszych okolic Polski. Wielu gości musiało również wracać wzgl. zadowolić się jakiemś lichem miejscem, gdyż cała trybuna była już dawno przed zawodami wysprzedana. Jedno więc z największych boisk sportowych w Polsce, nawet przebudowane; okazało się za szczupłe dla pomieszczenia widzów na zawodach międzypaństwowych. Fakt ten podkreślamy na wstępie, ponieważ wydaje on się nam najważniejszym i świadczy o kolosalnem zainteresowaniu sportem piłki nożnej. Popularność jego rośnie w szybkiem tempie z dnia na dzień; zbliża się również czas, w którym i u nas osiągać będziemy ilości, jakie stale spotykamy za granicą. Rekordowa ilość widzów dała w następstwie i rekordowy dochód: przeszło 5 milionów Mp. w kasie było finansowym wynikiem dnia. Sumienny krytyk, który przyzwyczajony jest wszystko surową miarą osądzać, mógłby tu i ówdzie znaleźć pewne mankamenty i niejeden patrjota lokalny odczuł to boleśnie, że tym razem nie było danem nam zwyciężyć. Obok sportowych jakości są jednak zawody międzypaństwowe z wszystkiemi towarzyszącemi im zjawiskami widowiskiem, są półtorej godziny trwającym filmem, pełnym porywających i nerwy targających scen, w których czynny udział biorą i e tysiączne tłumy publiczności. Ale ta nasza publiczność, sportowo wspaniale wychowana, zdradziła mało serca. Nauczona podczas zawodów międzyklubowych tylko szydzić i nagrawać się z przeciwnika, nie myślała nigdy o tem, jak swoją drużynę zachęcać do walki, dodawać jej werwy i życia, gdy nadzieja zwycięstwa i siły zdają się ją opuszczać. Nie tak głucho jest na placach sportowych za granicą. Publiczność nasza „głodną“ była bramek, bramek przez naszych uzyskiwanych. Czyż uczyniła ona cokolwiek, by z powodu nieszczęśliwie prowadzonej walki, zrezygnowanych nieco swoich ulubieńców jeszcze raz porwać do walki? :— Fakt ten niechaj będzie nauką dla naszych sportowców z widowni. Drużyna nie chce słyszeć wyzwisk ni trywialnych okrzyków, pod adresem przeciwnika zwróconych: domaga się ona ciepłych i serdecznych okrzyków zachęty i wytrwałości w ciężkich chwilach zawodów. Ale mimo ogólnego przygnębienia, uznawała publiczność sukcesy naszych gości i przyjmowała je serdecznymi oklaskami. Szczególnie owacje, czynione drużynie węgierskiej przy opuszczaniu boiska i podczas drogi powrotnej do hotelu po zawodach, pozostaną napewno długo w pamięci naszych przyjaciół-Węgrów.

Jeszcze jedna okoliczność jest szczególnie godną uwagi. Mianowicie chęć uczęszczania na zawody w piłkę nożną wdziera się i w te sfery, które dotychczas zdała stały od wszelkiego ruchu sportowego. W honorowych lożach i krzesłach widzieliśmy wiele znakomitych osobistości. Prócz tego niebywały ruch na ulicach, prowadzących na boisko Cracovii, jazda w otwartych powozach na zawody i z zawodów przez główne ulice miasta, sprawiły również potężną rolę propagandystyczną. To popołudnie niedzielne było nielada wydarzeniem dla każdego, który brał w niem udział. Sam obraz napływającej ciągle publiczności był imponujący, a im bliżej boiska, tem bardziej wzmagały się tłumy. Mała armja policji, poparta przez oddział kawalerji oraz cywilnych funkcjonarjuszy, utrzymywała porządek. A skoro wszystko odbyło się gładko i bez awantur, to jest to zasługą przedewszystkiem wspaniałej organizacji, która tutaj odniosła pełny sukces. Wspaniałyi widok przedstawiała gęsto zapełniona publicznością widownia. Obraz pełen najróżnorodniejszych ruchów. Już w pierwszych godzinach popołudniowych zjawili się pierwsi goście, którzy przedewszystkiem „obsadzali“ miejsca stojące. Interesującem było obserwować, jak się te góry widzów tworzyły, jak się te masy skupiały i znowu rozluźniały, jak coraz to świeże powierzchnie zajmowały i dla siebie okupowały. Także i otaczające boisko wysokie drzewa i dachy miały swoich amatorów, przyczem młodzież nasza zdradziła wielki talent odkrywania miejsc, chociaż może nieco niewygodnych, ale takich, skąd można było objąć wzrokiem całe boisko. Na niem toczyły się w międzyczasie bardzo interesujące zawody między reprezentacją klubów klasy B. a reprezentacją rezerw drużyn pierwszoklasowych, prowadzone pewnie i sprężyście przez p. Fischera. Po pięknej i obfitującej we wspaniałe momenty walce zwyciężyli pierwsi w stosunku 3:2. Zbliżała się godzina 5. Boisko było do ostatniego miejsca obsadzone. Niepewna od samego rana pogoda i silny wiatr ustąpiły miejsca wymarzonej aurze footballowej. Podniecenie ogólne i gorączka wzrastały z każdą chwilą. Wreszcie ukazują się na boisku czerwonawe kostjumy Węgrów, witane burzliwemi oklaskami. Odzywają się świeże salwy powitania w chwili zjawienia się na boisku naszych. Operator kinematograficzny i cała rzesza fotografów zaczynają swą czynność. Za chwilę zjawia się i sędzia p. Gratz wraz z sędziami bocznymi pp. Ziemiańskim i Auerbachem. Krótki trening, powitanie wzajemne graczy, wręczenie pięknego bukietu kapitanowi drużyny węgierskiej przez Synowca, losowanie miejsc, ustawienie drużyn, przeciągły gwizd sędziego i gra się rozpoczyna.

Niezasłużona klęska. Jakkolwiek wystawiona przez Komisję Trzech drużyna nie posiadała zaufania wszystkich, to jednak liczono na nią w tej mierze, że w każdym razie osiągnie honorowy rezultat. 1 przyznać trzeba, że drużyna ta grała pięknie — ale bezskutecznie, Naprzeciw niej zaś stał przeciwnik, który mniej kładł nacisku na formę zewnętrzną, a głównie na dopięcie celu, na uzyskanie bramek. Kombinacyjna gra naszego ataku przeradzała się pod bramką przeciwnika w hyperkombinację i zawsze brakło celnego strzału, gdy sytuacja tego wymagała. Mając przeciw sobie słabą pomoc, dostawali się nasi napastnicy często na pole karne przeciwnika, ale tutaj mimo oddanej większej ilości strzałów nie mogli zmusić do kapitulacji doskonale dysponowanego Neuhausa w bramce i w obronie Kovacsa. Mimo wszystko przyznać trzeba, że ataki naszych prześladował ustawicznie pech. Do pola karnego posuwali się nasi szybko i rezolutnie, ale doszedłszy tutaj, stawali jakby za dotknięciem różdżki i zapominali nagle o potrzebnym starcie, decyzji i oddaniu strzału w odpowiedniej chwili. Ustawicznie powtarzały się te same sceny. Gorzej przedstawiała się linja pomocy drużyny polskiej. Śliwa był tylko cieniem tego, co zazwyczaj w swych walkach klubowych dokazywał. W następstwie tego zbyt prędko wypompowała się reszta pomocy, a i obrońcy często zadanie pomocników spełniać musieli. Wszyscy trzej pomocnicy za mało współpracowali z atakiem, ograniczając się tylko do krycia napastników przeciwnych. Przestawienie po pauzie Cikowskiego na środek, a Śliwę na prawego pomocnika okazało się korzystne. Dobrze biła się linja obrony. Tutaj olśnił przed pauzą Gintel swą grą, a po pauzie Klotz. Gintel odrazu zdradził swoją wysoką klasę; Klotz po pozbyciu się tremy zdał egzamin dojrzałości reprezentacyjnej. Lotha tym razem opuściło szczęście. Wprawdzie odparował on po mistrzowsku szereg ciężkich rzutów przed pauzą, ale widoczny był u niego brak treningu i spokoju. Przez niepotrzebne opuszczanie bramki stwarzał on groźne dla swoich sytuacje i drugą bramkę musimy zapisać wyłącznie na jego konto. Mimo tego nieszczęśliwego wyniku, nie ustępowali nasi technicznie a czasem nawet i taktycznie swoim przeciwnikom, i ztąd też wypływa nasza stała przewaga w polu. Prawie dwie trzecie zawodów spędzili Polacy pod bramką Węgrów, jednak wtedy, gdy należało działać, upadali. W ę g r z y zwyciężyli wprawdzie, ale nas nie pokonali. Atak ich nie wytrzymuje porównania z naszym. Złożony z samych solistów, nie stworzył on żadnej jednolitej akcji, umiał jednak wykorzystać odpowiednio te nieliczne sytuacje, jakie mu się nadarzyły. Uzyskane przez nich bramki nie były następstwem celowo prowadzonej kombinacji, ale mimo to wystarczyły do zapewnienia zwycięstwa. Najlepiej podobał się tutaj Katzer ze swoimi pięknymi biegami i centrami z trudnego położenia. Również Priboj oddał szereg ostrych strzałów na bramkę. I pomoc gości nie mogła nam niczem zaimponować; wszyscy trzej przedstawili średnią klasę. Mając dobrą obronę za sobą, nie wypadli z roli i błędy ich ti^hodziły im bezkarnie. Główna ich praca polegała na pilnowaniu Kałuży i Kuchara, dlatego też błędem było, że za mało posyłano do walki mało obstawionego Szperlinga. Obrona pewna, rozporządzała dalekim i pewnym rzutem. Kovacs, grający więcej efektownie, podobał się lepiej, choć i Zatyko spełniał swe zadanie bez zarzutu. Bohaterem dnia był Neuhaus w bramce, który nie miał wprawdzie żadnych ciężkich strzałów do obrony, ale wkraczaniem swoim w porę, szybką orjentacją i decyzją nie dopuszczał przeciwnika do pewnej sytuacji podbramkowej. Sędzia Gratz z Pragi nie zareprezentował nam bynajmniej międzynarodowej klasy. Miał on zresztą łatwe zadanie, gdyż gra toczyła się w dozwolonych granicach. Prowadził zawody pewnie i bezstronnie, ale nie bez błędu. Przebieg gry. |Węgry: Neuhaus (Ill. ker. TVE); Zatyko, (Vasas), Kovacs (111. ker. S. C.); Szabo (F. T. C.) kapitan, Kleber (III. ker.). Tomecsko (Vasas); Katzer (Vasas), Razsó (Ekszeresz), Priboj (U, T. E.), Seiden (U. T. S. E.), Solti (Szegedi A. C.). Rezerwa: Szendró (B. A. K.). Polska: Loth II. (Polonia); Gintel (Cracovia), Klotz I. (Jutrzenka); Cikowski (Cracovia), Śliwa (Wisła), Synowiec (Cracovii kapitan) kapitan; Krumholz (Jutrzenka), Reyman (Wisła), Kałuża (Cracovia), W. Kuchar (Pogoń), Szperling (Cracovia). Rezerwa: Wiśniewski, Kaczor, Kowalski II. (wszyscy Wisła). Węgrzy wygrywają los. Polacy grają przeciw słońcu i lekkiemu wiatrowi. Pierwszy strzał Krumholza w pierwszej minucie chwyta Neuhaus. Po ładnym przeboju Krumholza Szabo podaję swojemu bramkarzowi. Lekka przewaga Węgrów. Kovacs broni skutecznie. Gintel głową odbijając piłkę, odpiera atak gości. Gra pod bramką Polski. W 4 min. strzela Solti, piłka ześlizguje się z buta Gintla i wpada do bramki. Węgrzy powadzą 1 : 0. Wacek wyrywa sie, podaję Szperlingowi, który centruje, powstaje zamieszanie pod bramką, które nie zostaje wyzyskane. Znowu Szperling centruje, Kałuża strzela, piłka odbija się o obrońcę. Atak Węgrów załamuje Gintel. Solti wyrywa się. Cik°wski wyjaśnia sytuację. Klotz zanadto wysuwa się naprzód. Ataki polskie mijają bez rezultatów. Cikowski bardzo dobry. Reyman zdaje się być mało w grze zainteresowany. Strzał Katzera chwyta Loth. Atak polski przerywa sędzia fałszywem rozstrzygnięciem off-side. Rzut Szperlinga z przeboju idzie obok bramki. Gintel w pojedynkach z przeciwnikiem wychodzi często zwycięsko. Reyman psuje piękny atak. Neuhaus wkracza przy ładnem przebiciu się Kałuży. Kałuża rozdaje pięknie piłki, Szabo jednak jest zawsze na miejscu. Atak Węgrów odpiera Gintel, następny atak kończy foul na korzyść Polski. Znowu Gintel walczy w pojedynkę i wychodzi zwycięsko. — Strzał Kałuży idzie ponad poprzeczkę. — Polacy znajdują się więcej w ataku. 31. min. przynosi pierwszy rzut z rogu dla Węgrów, który podany Pribojowi idzie w aut. Strzał Reymana i centrę Kałuży chwyta bramkarz. Gintel doskonale dysponowany. Piękny rzut w róg broni Loth w 32 min. Po kombinacji strzał Kałuży idzie w aut. - Sędzia przerywa z powodu foula na korzyść Polski, sytuację wielce dla naszych korzystną. Z wolnego centruje Krumholz, momentalnie Reyman uderza głową, bramkarz chwyta. — Centrę Kuchara odbija Kovacs w 40 min. na korner. Ten sam gracz rzut z rogu odpiera dalekim odkopem. W 43. m. centruje Katzer, Loth wybiega z bramki, Solti nadbiega i prawie z linji pakuje głową piłkę w pustą bramkę. Śliwa chce ratować, wpada na słupek i rozbija sobie nos. Drugi punkt na korzyść Węgrów. Strzał na bramkę lewego łącznika chwyta Loth. Gintel jest w doskonałej formie. Centrę Kuchara strzela Szperling po splasowaniu w aut. Strzał Priboja tuż przed bramką chwyta Loth. Po pauzie Cikowski i Śliwa zmieniają pozycję. Strzał Kuchara broni Neuhaus w l-szej minucie. — Priboj podaję piłkę na lewe skrzydło, Solti centruje, Cikowski odbija. Kuchar wyrywa się, strzela, ale Neuhaus jest na stanowisku. Atak Polski kończy się na korzyść Węgrów. — Gintel znowu broni szereg niebezpiecznych sytuacyj. — Lewe skrzydło nasze niekryte. — Piękna centra Krumholza niewyzyskana. Śliwa na skrajnej pomocy lepszy niż w środku. Rzut Soltiego idzie w aut. — Centra lewego skrzydła gości idzie na prawe, ale piłkę odbija Klotz. Przebój Polski paruje Kovacs. Rzut boczny, po którym Kuchar strzela w aut. — Sędzia znowu wstrzymuje grę, odgwizdując w dogodnej sytuacji foul dla Polski. — Strzał Szperlinga na bramkę chwyta pięknie Neuhaus. — Lewe skrzydło strzela lekko na bramkę. Znowu piękny przebój Kuchara kończy się w rękach bramkarza. Lekki strzał trzyma Loth. Rzut prawego skrzydłowego idzie w aut. Loth niepotrzebnie wybiega. Szperling ciągnie, centrę jego chwyta bramkarz. Neuhaus wybiegł, pusta bramka, Szperling strzela w aut. Z przeboju wynika w 16. min. korner dla Polski, niewyzyskany. Klotz ratuje w ciężkiej sytuacji. Z dogodnej sytuacji strzela Reyman z podania Krumholza w aut. Klotz po raz drugi pięknie broni. Atak Polski za dużo kombinuje; nie może zdobyć się na odpowiedni strzał. Klotz broni w ciężkiej sytuacji. Piękny atak Polski bez pozytywnego efektu. Strzał prawego skrzydła ześlizguje się po górnej poprzeczce (22 minuta). Ostry strzał Priboja zamienia Loth w róg, zakończony strzałem w aut. Klotz, a za chwilę Synowiec wyjaśniają trudną sytuację. Rzut wolny strzela Kovacs, chwyta pewnie Loth. Atak Polski kończy się strzałem Kałuży w aut. Węgrzy grają ze szczęściem i strzelają z każdej sytuacji. Piękna akcja obronna Lotha. Pomoc polska nie idzie za atakiem. Loth znowu niepotrzebnie wybiega. Błąd Śliwy wykorzystuje Solti, strzelając trzecią i ostatnią bramkę dla Węgrów. Synowiec wyjaśnia niebezpieczną sytuację. Strzał Krumholza broni Neuhaus. 36. min. róg na korzyść Polski; kopie go dobrze Szperling, piłka, musnąwszy lekko głowę obrońcy, dostaje się niespodziewanie pod nogi Krumholzowi, który z paru kroków strzela tuż nad poprzeczkę. Centrę Szperlinga wpycha Kałuża w sam róg głową, Neuhaus broni końcami palców. Nawet w ostatniej minucie Polska przyciska. Strzał Kałuży z podania Reymana paruje bramkarz. Jeszcze jeden atak Węgrów, który łamie Gintel i gra się kończy. Rzutów z rogu 3 : 2 na korzyść Polski.

Szereg wywiadów. Vertes, skarbnik Związku Węg. Drużyna polska grała o 2—3. bramek lepiej jak w zimie w Budapeszcie. Zdradziła szczególnie więcej zmysłu do kombinacji, która tworzy piękno sportu footballowego. Loth bardzo mi się podobał, Synowiec dobrze się ustawia i pięknie gra głową, poznać że posiada rutynę. W ataku najlepsi Kałuża i Szperling. Drużyna węgierska sprawiła mi miłą niespodziankę. Neuhaus miał dzisiaj swój najlepszy dzień. Byłem też zadowolony z gry obu obrońców. Najsłabszą była pomoc ; nie pokazała ona tego zupełnie, co w swoich grach klubowych, grała niepewnie, nie jak na graczy reprezentacyjnych przystało. Przy końcu była lepszą, ale było już za późno. Najlepszym w ataku był Seiden, za dużo jednak „wózkował“. Solti zadowolił; zrobił dwie bramki i tem poprawił swe błędy. Posiada mało rutyny, ale pokazał, że ma talent. Prawa strona mniej się produkowała, chociaż Katzer miał piękne momenty. Z rezultatu jestem zadowolony i mam nadzieję, że w przyszłości zawsze spotykać się będziecie z naszą najsilniejszą drużyną. Publiczność mi zaimponowała; jest elegancką i dyscyplinowaną, darzyła naszych owacjami przed i po zawodach. Sędzia zadowolił, bo spełnił swój urząd bezstronnie i według swej najlepszej wiedzy. Zrobił kilka błędów obustonnie, ale bez nich niema sędziego. Dla przyjęcia, oraz troskliwości o nas podczas całego naszego pobytu w Krakowie nie mamy słów uznania. Hajós, wiceprezes Związku Węg.

Do tego, co p. Vertes powiedział, dużo dodać nie jestem w stanie. Rezultat mnie zadowolił. Drużyna polska jest o klasę lepsza jak ubiegłej zimy w Budapeszcie ; szczególnie uderzyła mnie piękna gra kombinacyjna napadu, Pomoc lepsza od naszej. Zachwycony jestem publicznością; elegancka i ma ciepłe serce. Nigdzie jeszcze tak nas nie przyjęto. Sędzia bezstronny, nie miał dużo do roboty, t. zn. że obie drużyny grały nie jak nieprzyjacielskie, ale jak szlachetni współzawodnicy.

Inż. Fischer, wiceprezes Związku węg., prezes Wydziału zagranicznego Zw. Węg. i prezes Tórekvesu. Tym razem trudno nam było z powodu dwunastu międzynarodowych spotkań, jakie mamy w r. bieżącym, podać Polsce inny termin do dyspozycji. Stało się to zresztą za zgodą P. Z. P. N. Zapewniam jednak,, że w przyszłości wystawiać będziemy przeciw Polsce zawsze najlepszą drużynę i jakkolwiek różnica bramek będzie może duża, ale od bardziej wyszkolonego przeciwnika można się więcej nauczyć. Statystycznie jest to niemiłe, ale pod względem propagandy silna drużyna więcej zdziała. Uderzyła mnie publiczność krakowska, która okazała dużo zrozumienia sportowego. Zauważyłem, że oklaskiwała ona piękne akcje Węgrów i to jest dowodem, że się na grze rozumie. Publiczność ta dowiodła, że umie cenić nie tylko zwycięstwo, ale i piękną grę. Nasz napad składał się z samych „solistów“, graczy rutynowanych, którzy umieli w odpowiedniej chwili działać, ale gra kombinacyjna była raczej u Polaków. Obrona Węgrów była na wysokości. Pomocy węgierskiej nigdzie nie było, więc o niej mówić nie można, mimo że w drugiej połowie była lepsza niż w pierwszej. Szczęściem naszem było, że bramkarz Neuhaus grał lepiej, aniżeli przeciw Austrji; mojem zdaniem jest on obecnie najlepszym bramkarzem Węgier. On miał więcej do roboty niż Loth, to dowodzi, że atak Polski był lepszy. U Polaków jeszcze ciągle wyróżniał się stary Synowiec swojem ustawianiem się i rutyną. Był on do końca gry świeży, to dowodzi, że z mniejszym nakładem sił robi to samo, co jego sąsiedzi z największym wysiłkiem. Oto właśnie rutyna, której trzeba Polakom; nie łatwe zwycięstwa ze słabemi drużynami, ale trzeba Wam szukać jaknajsilniejszych przeciwników i trzeba się nauczyć z początku z silnem sercem duże klęski ponosić, gdyż to prowadzi do wysokości. To droga, którą każdy młody naród w sporcie footballowym przejść musi, a takim jest jeszcze naród polski. Szabo, kapitan drużyny węgierskiej. Polska nie zasłużyła na taką porażkę. Węgrzy mogą swojej ambicji ten wynik zawdzięczyć. Również szczęście było naszym udziałem. W drużynie polskiej podobały mi się lewa strona napadu wraz z Kałużą, obaj obrońcy i bramkarz. Można ich wstawić do każdej drużyny reprezentatywnej. Mają tę wadę, że pod bramką tracą tempo i brak im celnych strzałów. Jak długo nie nauczą się strzelania, tak długo same porażki będą ponosić. W imieniu całej drużyny dziękuję za przyjęcie i gościnę, której nigdy nie zapomnimy. Mam nadzieję, że o ile atak pozbędzie się powyższych błędów, to nawet w Budapeszcie osiągnie lepszy wynik. Do widzenia w Budapeszcie! Gratz, sędzia zawodów. Team polski bił się dobrze, Węgrzy zdradzili więcej międzynarodowej rutyny. Słabość Polaków tkwiła w pomocy, która więcej grała dla obrony aniżeli dla napadu. Rezultat nie odpowiada przebiegowi gry. Polacy zasłużyli na 1—2. bramek. U zwycięzców podobał mi się najlepiej Neuhaus w bramce, który grał świetnie, dalej Szabo, Tomecsko, Kovacs i Seiden. Polacy mieli w Gintlu, Szperlingu i Kałuży swych najlepszych graczy. Dyscyplina drużyn i publiczności była wzorowa.

Dr. Lustgarten Józef. Loth zrobił słabe wrażenie. Drugą bramkę zawinił, wybiegając niepotrzebnie. Klotz przyjemnie mnie zadziwił, a w drugiej połowie był nawet lepszy od Gintla, co nie jest rzeczą dziwną, skoro Śliwa przeszedł na prawego pomocnika. Ten ostatni nie miał nawet swoich początkowych 15. minut. Cikowski był dobry, ale prędko się wypompował, gdyż często rnusiał pomagać Śliwie przed pauzą. Synowiec po pauzie najlepszy. Ponad spodziewanie grał Kuchar; pokazało się bowiem, że i kombinacyjnie jest dobry. Kałuża był słabszy w drugiej połowie. Reyman za ciężki. Krumholz nic nie psuł, ale za powolny. Stosunek 3 :0 nie odpowiada stosunkowi sił. Winą napadu jest, żeśmy przegrali ; nie umie on strzelać. U Węgrów podobał mi się Katzer, Priboj oddał szereg silnych strzałów, Kleber i Szabo unieruchomili Kałużę, i Kuchara. Najlepszy na boisku był Kovacs. Neuhaus dobry, miał łatwe zadanie. Po Gratzu więcej się spodziewałem.

P. Obrubański. Zwyciężyło szczęście i — rutyna węgierska. Przegraliśmy przez brak siły przebojowej i umiejętności strzelania u napastników. Pierwsze dwie bramki, które decydujące były dla wyniku (wobec charakteru i usposobienia naszych drużyn) padły wskutek solowych, przypadkowych błędów poszczególnych graczy tyłowych. O poszczególnych graczach można powiedzieć, że dali z siebie wszystko co mogli — jednak dał się zauważyć brak treningu u Lotha II. U Węgrów słaba pomoc, lewy back i bramkarz najlepsi. Spadek formy mistrza Polski Cracovii, a zarazem mała ilość zawodów rozegranych z zagranicznemi drużynami przez nasze kluby powoduje trudności w ustawieniu drużyny. Match dzisiejszy to pierwsza próba, która dała podstawę dla oceny sił przy wyborze drużyny na spotkanie z reprezentacją Szwecji. Synowiec, kapitan drużyny polskiej. W Budapeszcie ponieśliśmy niezasłużenie znikomą tylko porażkę, w Krakowie niezasłużenie wysoką klęskę. Tam szczęście sprzyjało Lothowi, tu go opuściło. Drużyna nasza zaczyna nabierać rutyny w spotkaniach międzypaństwowych, gdyż grała spokojnie i wskutek tego bez porównania lepiej niż w Budapeszcie. W czasie przerwy byłem przekonany, że zdołamy wyrównać, a nawet wygrać.. Niestety nie mamy wśród napastników naszych dobrych strzelców w rodzaju choćby śp. Poznańskiego. Nie mam zwyczaju krytykować swych współtowarzyszy, gdyż wiem, że każdy z nich w grę włożył cały swój zasób energji i umiejętności. Co się tyczy drużyny węgierskiej, to brak w jej składzie wielkich nazwisk bynajmniej nie ułatwiał naszego zadania. Spodziewałem się tego, że przeciwnik w tym składzie będzie grał z większą ambicją niż stare „internacjonały“ i będzie dla nas niebezpieczniejszy. Musimy się jeszcze dużo uczyć, by dorównać zagranicy. Wielce pocieszającym objawem jest fakt, że czynimy szybkie postępy. Przyjazd gości. Serdecznego przyjęcia doznali Węgrzy po przyjeździe do Krakowa, który nastąpił w piątek około 72 godz. wieczorem. Drużyna przybyła w towarzystwie wiceprezesa Zw. Węg. Hajósa, zastępcy kapitana Związkowego Klementa, skarbnika Zw. Vertesa i redaktora „Sport Hirlap“ Vida. Wiceprezes Związku inż. Fischer przybył dopiero w sobotę wieczorem. Gości powitali w imieniu P. Z. P. N. wiceprezesi tegoż pp. Dembiński i inż. Śliwiński; prócz tego oczekiwali Węgrów na dworcu przedstawicele K. Z. O. P. N.. Kol.-Sędziów, prasy sportowej oraz wielki tłum miłośników sportu footballowego. Przygotowane automobile i wspaniałe karety zawiozły gości do hotelu Pollera, gdzie oczekiwał ich prezes dr. Cetnarowski. W sobotę przedpołudniem zwiedzali Węgrzy nasze miasto. Towarzyszyli im pp. Dembiński i Śliwiński oraz dwóch reprezentantów prasy („Przeglądu Sportowego“ i „Sportu“). Byli między innemi na Wawelu i w grobach królewskich, gdzie szczególnie zainteresowali się miejscem wiecznego spoczynku Stefana Batorego i jego małżonki. Po południu odbyli wycieczkę na Panieńskie Skały, poczem byli na meczu Union (Łódź)—Makkabi. W niedzielę przedpołudniem złożyli goście wieniec na grobie śp. Bolka Kotapki, dokąd gremjalnie się udali. Na cmentarzu uczcił pamięć zmarłego w serdecznych słowach wiceprezes Hajos, dziękował mu inż. Śliwiński. Po południu odwieźli dr. Cetnarowski i por. Obrubański gości na boisko Cracovii. Przez cały czas pobytu Węgrów w Krakowie towarzyszyli im prócz wyżej wymienionych: pp. Blicharski, dr. Gleisner, dr. Margulies, dr. Al. Lustgarten, Fiedler, Wojas i inni. Sędzia Karol Grâtz przybył do Krakowa wraz z małżonką w sobotę o godz. 11 '5 w nocy. Przywitali go w imieniu P. Z. P. N. inź. Rosenstock i Choczner, w imieniu Kol. Sędziów por. Obrubański, Fiedler, Fischer i podpisany. P. Grâtz zamieszkał w hotelu Francuskim. Uroczysty bankiet. Po zawodach odbył się w świątecznie przystrojonej sali strzeleckiej uroczysty bankiet, który zgromadził przy stole reprezentantów obu Związków P. N.. wicekonsula węg., obie drużyny, przedstawicieli Związku Związków, Z. O. P. N.. prasy oraz wielu działaczy sportowych. Doskonała orkiestra napełniała salę sympatycznymi dźwiękami, a i doskonały tak pod względem jakości jak i ilości wybór potraw złożyły się w harmoniczno-gastronomiczny akord, który sprowadził wkrótce serdeczny i ciepły nastrój, zatrzymując zgromadzonych razem aż do 1. po północy. Prezes Cetnarowski przywitał serdecznie obecnych. Wyraził swą radość, że właśnie z bratnimi Węgrami nawiązaliśmy pierwsze spotkania międzypaństwowe. Czekał z utęsknieniem na 14. maja, na nasz egzamin. Jeśli on się nie udał, to przypisać to należy jedynie naszemu niewyrobieniu ua arenie spotkań międzynarodowych. Drużyna węgierska jest naprawdę drużyną talentów. Wita sędziego Grâtza i dziękuje mu za prowadzenie zawodów. Podobnie dziękuje i naszej drużynie za trud i pracę; wzywa, by w pracy swej wytrwała 1 jest pewien, że następny nasz występ będzie lepszy. Kończy Po węgiersku toastem na cześć gości. Muzyka gra hymn Węgierski. Odpowiedział mu wiceprezes Hajos, zaczynając swą mowę po węgiersku. Następnie czyta po polsku. Przesyła pozdrowienie całemu narodowi polskiemu i wyraża radość z powodu nawiązania stosunków sportowych. Kończy: «Niech żyje Polska !“. Następnie wygłosił dłuższe przemówienie inż. Fischer, frzed 12 laty, mówił on, bawiła w Krakowie pierwsza drużyna węgierska (Torekves), dzisiaj gości w murach Krakowa Po raz pierwszy drużyna reprezentacyjna Węgier. Obydwa razy był on tutaj z Węgrami. Cieszy się z nawiązania stosunków sportowych, niech będzie co chce, przyszłość zawsze widzieć będzie Węgrów przy boku Polaków, bo przyjaźń !cb jest w sercach wypisana. Uczynić ją jeszcze silniejszą Jest zadaniem sportu i on popiera tą akcję. Chwali gościnność Nrakowa. Zwycięstwo dzisiejsze Węgrów jest niezasłużone; Pech Polaków, był szczęściem Węgrów. Gratuluje Neuhousowi i Synowcowi za ich najlepszą grę. Gratuluje na ręce dr. Cetnarowskiego publiczności krakowskiej za jej wyrobienie sportowe i zapewnia, że w przyszłości Węgry, występując przeciw Polsce, nigdy równocześnie przeciw innym Państwom drużyny reprezent. wystawiać nie będą. Gratuluje Z. P. N.. że ma jako prezesa dr. Cetnarowskiego. który Jak bardzo stara się o nawiązanie stosunków z zagranicą, dziękuje Grâtzowi. Następnie oznajmia, że Węg. Związek funduje cegiełkę wawelską, by także przyczynić się w ten sposób do odbudowy najdroższego każdemu Polakowi miejsca, i na zakończenie wręcza wspaniałą płaskorzeźbę na Jparmurze dr. Cetnarowskiemu dla polskiego Związku i wznosi ^-krotne „Eljen“ dla P. Z. P. N. W imieniu Związku Związków przemawiał mjr. Bobkowski, Wita gości w imieniu stolicy. Mimo klęski widzi postępy w organizacji dzięki P. Z. P. N. i życzy sobie, by te miasta, a szczególnie stolica, uczyły się, jak urządzać takie imprezy. Por. Obrubański wzniósł toast na cześć sędziego Grâtza, «tóry w odpowiedzi swojej zaznaczył, że sprawowanie urzędu Sędziego było tym razem dlań prawdziwą przyjemnością, dziękuje za przyjęcie i gościnę i życzy P. Z. P. N. pomyślności w dalszej pracy. W imieniu prasy sportowej przemawiał p. dr. Polakiewicz ze Lwowa. Następnie zabierali głos jeszcze Synowiec, tfiboj, wicekonsul węgierski oraz delegat poznańskiego okręgu m Sroka. Goście węgierscy opuścili Kraków w poniedziałek w południe. ... Rzutów na bramkę Polski oddano 13, z tego 3. były celne. Na bramkę Węgrów padło 20. strzałów, z których ani jeden nie przeszedł linji bramkowej. Głosy prasy zagranicznej i szereg uwag w numerze najbliższym. Henryk Brand.


Sport lwowski

Nr. 10. Piątek, 19. maja 1922. Rok I

Nasza klęska 14. maja.

Przegraliśmy — do tego haniebnie. Reprezentatywka Węgier, złożona z graczy po większej części nieznanych na szerszej arenie sportowej, pokonała naszą reprezentacyjną drużynę w stosunku 3 : 0. Obcym, którzy się o tern z prasy dowiedzą, będzie się zdawało, iż to rzeczywiście było 11 najlepszych graczy Polski. Lepszego nic nie mamy — wszak gdybyśmy mieli, to przecież nie bylibyśmy tacy głupi i tych lepszych jedenastu nie wystawili. Tak sądzi zagranica. Patrzy na suchy wynik i z tego wyciąga wnioski. A wnioski te i konsekwencje są bardzo ciężkie. Taka klęska u progu naszego rozwoju sportowego rodzi u zagranicy lekceważenie nas, nie liczenie się z nami — i to tern gorsze — jeśli ta fachowa zagranica zorjentuje się, że tak poważne spotkanie, jak międzynarodowe, organizujemy w ostatniej chwili, beż przygotowania, a przy składzie drużyny odgrywa rolę zakulisowa partyjna polityka klubowa, zrodzona na podwórku krakowskiem.

Takiej sposobności do zwycięstwa Polska już mieć nie będzie i tern jaskrawiej występuje wina tych, którzy drużynę ułożyli. Czy może kto w Polsce łudzić się, iż pojedziemy do Budapesztu i tam dopiero im pokażemy, jak się to gra?! My wtedy tam będziemy mieli do czynienia z inną jedenastką Węgrów, z tymi — którzy równocześnie z zawodami w Krakowie, grali jako lepsza reprezentacja z Niemcami. I tern właśnie wspanialsze jest zwycięstwo Węgrów, a tern boleśniejsza nasza klęska. Pokonała nas jedenastka słabsza, dorywczo złożona, lepszą posłali Węgrzy do godniejszych przeciwników, na nas wystarczyli i ci, którzy byli w Krakowie — wystarczyli zupełnie.

Czasami trudno jest wyszukać winowajców klęski; dla mnie ci winowajcy niedzielnego pogromu są aż nazbyt dobrze znani i obowiązkiem moim oddać ich pod sąd opinji publicznej. Jak pewny byłem klęski naszej, dowodem nadzwyczajne wydanie „Sportu", w którem już w sobotę kazałem w drukarni złożyć słowa: „Węgry zwyciężają", a zostawiłem tylko miejsce na wynik, nadto kilka zakładów z moimi znajomymi. Dlaczego byłem pewny klęski ? Otóż ci, którzy drużynę ułożyli, popełnili fatalny błąd, który wynikł tylko z powodu ich zaciekłości klubowej, z powodu szowinizmu lokalnego — wreszcie z powodu tego, iż ci ludzie właściwie złożyli dowód, że albo na piłce nożnej nie rozumieją się, albo są bezdennie naiwni. Któż bowiem do ataku wstawia 5 graczy, z których nawet dwóch nie jest ze sobą zgranych, a jeśli należą do jednego klubu (Szperling, Kałuża), to ich obcym graczem przedzielono (Kucharem). Jeśli mi ktoś powie, że ci sami grali w Budapeszcie — odpowiem — że w Budapeszcie grał atak Cracovji z Kucharem i Einbacham dobrze zgrany a nie trzech środkowych napadu z trzech różnych klubów (Kuchar, Kałuża, Reyman). Kto do pomocy wstawia dwóch środkowych pomocy — Śliwa, Cikowski — do tego Śliwa fizycznie upośledzony? To też po przerwie zmienili się ci dwaj, lecz czy to co pomogło? Kto do obrony wstawia dwóch obrońców, którzy poraź pierwszy obok siebie grają? Tym trzem panom, którzy ułożyli taką najlepszą drużynę w Polsce, zupełnie nie chodziło o najlepszą drużynę w Polsce — im chodziło o podwórko Cracovji, Wisły nawet Jutrzenki; od biedy przyczepiono tam Kuchara ze Lwowa — bo ten za nadto w Polsce okrzyczany — wreszcie i Lotha z Warszawy — bo ten tak samo okrzyczany. Zatkano więc gębę Lwowowi i Warszawie, z Poznańskiem i Łodzią nawet się nie liczono a targ ubito przy misce soczewicy krakowskiej.

To jedna sprawa. A druga. Czy to nie lekceważenie sportu polskiego, naszej godności, naszego prestige, układać drużynę dopiero na trzy dni przed zawodami? Wszak jeszcze w środę nie było składu. Taka drużyna powinna być złożona miesiąc naprzód, zgrać się, rozegrać zawody nawet z jakąś drużyną zagraniczną, by dać możność wypowiedzenia się krytyce fachowej, opinji publiczności i t. p. Tu po kpił sprawę nasz Polski Związek Piłki Nożnej — to chyba ten nieomylny wszechwładny areopag zdaje sobie z tego sprawę i poważniej takie sprawy po tej lekcji traktować będzie.

Ubolewanie moje muszę wyrazić Dr. Lustgartenowi. Był we Lwowie na zawodach Cracovja-Pogoń i mógł bezwarunkowo starać się o inny skład drużyny reprezentacyjnej. Wszak ten słynny Szperling, jaki on był biedny wobec Schneidra, który potrafił z miejsca opanować go i unieszkodliwić. A tu trzeba było i to wziąć pod uwagę, że Schneider, to gracz defenzywny i potrafi doskonale i skrzydło przeciwnika trzymać w szachu i zająć opróżnione stanowisko obrońcy. A czy Garbienia Dr. Lustgarten nie widział a siły przebojowej Wacka jako środka ataku? A czyż Kałuża, jako prawy łącznik, nie byłby przy swej inteligencji wypełnił swego zadania dobrze? A Kukla z Łodzi, Karaś z Warszawy, Einbacher i Staliński z Poznania i wielu innych — czy tych spróbowano? Czy najlepsi gracze, to monopol Krakowa?

Jest w Krakowie jeden człowiek, który po zawodach Pogoni z Cracovją we Lwowie zgodził się ze mną zupełnie co do składu reprezentatywki Polski, jaką ja proponowałem w ostatnim numerze „Sportu“ — to p. Synowiec. Tak, lecz ten nie miał głosu.

Dostaliśmy dobrą nauczkę. Nie czas teraz kłócić się, zwalać winę jeden na drugiego, ze mną dysputować. Lepiej Panowie — Wy Trzej — zastanówcie się dobrze, kogo posłać do Szwecji. Przegrać możemy i tam, lecz nie tak haniebnie, jak 14 maja w Krakowie. O jedno proszę: podajcie skład drużyny jak najprędzej do wiadomości ogółu, by można ją było poddać rzeczowej krytyce. Prof. R. Wacek



Węgry—Polska

Sport lwowski Nr. 10. Piątek, 19. maja 1922. Rok I

Węgry—Polska.

Węgry biją Polskę 3:0 (2:0). — Niezasłużona przegrana. — Polska w przewadze. — Zawody wspaniałem świętem sportowem. — Przeszło 15.000 widzów. — Przyjęcie gości węgierskich. — Dokładny opis przebiegu gry. — Ocena drużyn. —Bankiet.

Pierwszy występ narodowej reprezentacji Polski na własnej ziemi, reprezentacji w piłce nożnej, miał przebieg, z wyjątkiem rezultatu gry, szczęśliwy. Było to naprawdę godne naszego narodu święto sportowe, w którem uczestniczyli sportowcy całego państwa, jak długie i szerokie, jeśli nie osobiście, to w każdym razie sercem. Nawet sfery specjalnie sportem nie zainteresowane brały w niem żywy udział. Znaczenie, wpływ i skutki wydarzeń w dniu 14-go maja 1922, sięgną daleko w przyszłość. Z tern większem też zadowoleniem podkreślam całkowite udanie się zawodów pod każdym względem. Organizacja przeprowadzona przez Polski Związek Piłki Nożnej była sprężysta i pomysłowa, przyjęcie miłych gości bez zarzutu, a nie zapominajmy, że był to pierwszy występ, pierwszy egzamin publicznie składany przez PZPN, nie poprzedzony wcale tradycją i doświadczeniem. Uznanie nasze dla naczelnej władzy piłkarskiej, wyrażamy szczerze i bez zastrzeżeń ! Zarekomendowaliśmy się zapewne przez Węgrów jak najlepiej na całą Europę. Nawet przyroda sprzyjała przedsięwzięciu. W sobotę niebo zaciągnęło się chmurami, nic dobrego nie wróżącemi, w powietrzu aż pachniało „trzydniówką" deszczową a przez kilka godzin lało bez ustanku, niezawodny barometr, nosy sportowców, opuściły się bardzo nisko, gdy oto w niedzielę rano przepiękne słońce oświetliło stare mury Krakowa i pogoda, poprostu wymarzona, bez zbytniego ciepła i bez wiatru, słoneczna, utrzymała się do końca dnia.

Jak przyjmowano Węgrów.

Przyjazd gości był oznaczony na siódmą wieczorem w piątek. Bez żadnych wezwań, samorzutnie, zjawił się na dworcu celem powitania ich, tysiączny tłum publiczności. Z oficjalnych osobistości sportowych, widzieliśmy między innemi wiceprezesów Związku pp. Dembińskiego, inż. Śliwińskiego, oraz sekretarza p. Obrubańskiego, którzy przyjąwszy Węgrów na dworcu w samochodach i powozach wśród ogólnej owacji, towarzyszyli im do kwater w hotelu Pollera. Tu powitał reprezentację węgierską prezes PZPN Dr. Cetnarowski. Po posiłku zmęczeni przeszło dwudziestogodzinną drogą goście natychmiast udali się na spoczynek. W sobotę od rana zwiedzano miasto (ważniejsze kościoły, Sukiennice i Wawel), przyczem zachwyceni zabytkami Węgrzy, dokonywali szeregu zdjęć fotograficznych. Po obiedzie przejażdżka na Panieńskie Skały, skąd o 6-tej przybyła cała wycieczka na boisko Makkabi celem przyjrzenia się zawodom Makkabi z łódzkim Unjonem. Publiczność powitała zjawiającą się reprezentację przeciągłymi oklaskami. Wieczór spędzono na przechadzkach i pogawędce. Przed południem w niedzielę udano się gremjalnie na cmentarz, gdzie u grobu śp. Bolesława Kotapki złożyli Węgrzy wspaniały wieniec i szarfami o narodowych barwach węgierskich z napisem: „W żałobie polskiego sportu bierze żywy udział Węgierski Związek Piłki Nożnej". Przed złożeniem przemówił inż. Hajos imieniem węgierskiej drużyny reprezentacyjnej. Poświęcając wspomnienie przedwcześnie i tragicznie zmarłemu, podkreślił, że był on chlubą polskiej piłki nożnej. Składając kwiaty pamięci na świeżą mogiłę zapewnił mówca, że jak w tym dniu spotkania tak i nadal on i jego towarzysze zachowają w sercach pamięć młodego członka reprezentacji polskiej. Inż. Śliwiński, wiceprezes PZPN, podziękował imieniem Związku za wyrazy współczucia t pamięć. Siostry śp. Kotapki, które przypadkowo w tej samej porze znalazły się na cmentarzu, przyjęły kondoIencje ze strony gości. Krok ten podniósł jeszcze i bez tego gorące sympatje do naszych „bratanków*. Po powrocie nastąpiła siesta, trwająca aż do zawodów, wieczorem odbył się w salach Strzelnicy ożywiony bankiet przy tłumnym współudziale sfer sportowych, gości i konsula węgierskiego w Krakowie.

O czem w ciągu dalszym. Wycieczka Węgrów liczyła siedmnaście osób.

Dwunastu graczy i pięciu przedstawicieli oficjalnych kół sportowych, a mianowicie: inż. Hajos, wiceprezes Węgierskiego Związku Piłki Nożnej, jedna z najpoważniejszych osobistości tamtejszego świata sportowego, zwycięzca w pływaniu na pierwszych Igrzyskach Olimpijskich w Atenach roku 1896; inż. Fischer, przewodniczący Wydziału Zagranicznego w Związku węgierskim, serdeczny i prawdziwy przyjaciel Polaków, za którego sprawą przedewszystkiem doszły do skutku spotkania reprezentacji obydwu narodów, a co było niełatwem zadaniem przy zupełnie zrozumiałej rezerwie Budapesztu wobec nas, w sporcie kontynentalnym prawie nieznanych; p. Vida, dyrektor Węg. Banku Eskontowego i właściciel popularnego czasopisma „Sporthirlap" ; p. Klement, zastępca kapitana związkowego i p. Vertes, skarbnik związku.

Przed zawodami.

W całem mieście ruch od niedzieli rano niezwykły. Setki grupek przyjezdnej młodzieży i zwolenników skórzanej piłki uwija się na każdym kroku, po plantach, ulicach i lokalach. Niektóre drużyny (Łódź, Warszawa i t. d.) ze swymi Zarządami in corpore. Znajome twarze z wszystkich krańców Polski spotyka się co chwila. Napewne nie było większego miasta w kraju całym, skądby choć kilka osób nie przybyło, od Brześcia i Wilna po Pomorze i Śląsk Górny. Zupełnie prawie ściśle mogę podać liczbę widzów z poza Krakowa według zamówień na bilety, jakie napłynęły do PZPN. Przyjechało na zawody około pięć tysięcy osób. Jeśli są jeszcze niedowiarkowie i krytycy na temat żywiołowości i trwałości ruchu sportowego oraz jego znaczenia dla dzisiejszego życia społecznego, niech się nad tern zastanowią i wysnują odpowiednie wnioski. Dodajmy przeszło dziesięć tysięcy widzów lokalnych, a otrzymamy imponujący obraz tłumów, które już od samego rana gromadziły się na boisku Cracovji, byle zdobyć jak najlepsze miejsca. Od trzeciej popołudniu płynęły tłumy nieprzerwaną falą. Przy bramach wchodowych panował tłok, chwilami wprost dla życia niebezpieczny. Była to jedyna usterka w organizacji, że urządzono tylko dwa wchody i to wąziutkie, znacznie później dopiero otworzono trzeci. Na przyszłość należy czegoś podobnego unikać. Przy wejściu i na samem boisku uderzały oko piękne przybrania bram i trybun flagami i barwami narodowemi Węgier i Polski. A następnie zdumiewało wszystkich i imponowało nieprzyzwyczajonym do takich widoków, dość częstych zresztą na Zachodzie, jedno falujące morze postaci ludzkich, kłębiących się na otaczających amfiteatralnie boisko nasypach. To już naprawdę znać było Europę — znać było szerszy świat. Pionierom sportu naszego rosły dusze, gdy przypominali sobie te pierwsze gry przed kilkunastu laty przy... setce widzów. I nie dziw, że w dniu tym obiecali sobie, jako muzykę niezbyt dalekiej przyszłości angielskie cyfry przypatrujących się, wyższe i ponad pięćdziesiąt tysięcy.

Ód godziny 3’30 rozgrywały się zawody reprezentacji drużyn klasy B podokręgu krakowskiego przeciw reprezentacji rezerwowych drużyn klasy A, zakończone zwycięstwem pierwszych w stosunku 3:2 (2:1), chociaż drudzy byli lepsi i mieli przewagę, jednak nie rozgrzały zbytnio publiczności, oczekującej z niesłychanem naprężeniem głównych zawodów. Naprężenie dochodzi punktu szczytowego po piątej, kiedy entuzjastycznie witane zjawiają się obie reprezentacje: węgierska w czerwonych koszulkach z herbem państwowym, a polska w białych (zapasowe, ponieważ właściwe są też czerwone) z białym orłem w czerwonem polu. Ołówki kilkudziesięciu sprawozdawców pism sportowych i codziennych zaczynają pracować, dziesiątki fotografów oblega obydwie drużyny, operator kinematografu kręci korbką (dzięki przedsiębiorczości młodej firmy kinematograficznej „Kinostudja" w Warszawie, która wysłała swego głównego reżysera, głośnego artystę dramatycznego, p. Wiktora Biegańskiego i pierwszorzędnego operatora, p. Leonarda Zawisławskiego — nieobecni w Krakowie na zawodach ujrzą w całej Polsce tymi dniami na ekranie dużo interesujących scen z tego wydarzenia), słowem ruch i życie. Drużyna polska wręcza gościom bukiet kwiecia z trójkolorowemi szarfami węgierskiemi.

Kiedy jeszcze, powitany oklaskami, zjawia się sędzia p. Karol Graetz z Pragi, przewodniczący niemieckiego kollegjum sędziowskiego w Czechach i zaprosiwszy kapitanów Węgier i Polski rzuca los, który wypada na korzyść gości, a ci wybrawszy połowę boiska pod słońce, ustawiają się naprzeciw naszej jedenastki — w tłumach zamiera oddech. O godzinie 5/22 rozlega się pierwszy gwizd i Polska zaczyna!

Przebieg zawodów.

Węgry: Neuhaus (Ul. obw.); Zatyko (Vasas), Kovacs (VII. obw.); Szabo (FTC), Kleber (III. obw.), Tomecsko (Vasas); Katzer (Vasas), Razso (Klub Jubilerów), Priboj (Ujpesti) Seiden (UTSE), Solti (Szegedi AC).

Polska: Loth II (Polonja, Warszawa); Gintel (Cracovja), Klotz I (Jutrzenka, Kraków); Cikowski (Cracovja), Śliwa (Wisła, Kraków), Synowiec (Cracovja); Krumholz (Jutrzenka), Reyman (Wisła), Kałuża (Cracovja), Kuchar IV (Pogoń, Lwów), Szperling (Cracovja).

Kapitan Węgrów Szabo, kapitan Polaków Synowiec.

Nasi z miejsca atakują. Trwa to jednak ledwie dwie minuty, w czasie których pada bezskuteczny strzał Krumholza. Cała drużyna jest w silnej tremie, akcje wszelkie nerwowo i niepewnie przeprowadzane. Loth wybija skutkiem tego niepotrzebnie piłkę w bok i ma słaby wykop, udaremnia jednak szczęśliwie wybieg Priboja w 3 min. Przy następnym ataku Węgrów Loth przy prawym słupie oczekuje strzału lewego łącznika Seidena, który jednak zamiast strzału centruje, a piłkę Gintel nieszczęśliwie kieruje we własną siatkę poza Lotha. Czwarta minuta. Ten połowiczny sukces gości przyjęty ogólną ciszą. Polacy ma się rozumieć w silnej depresji, więc Węgrzy mają przewagę, jednak nie jaskrawą, do strzału dochodzą rzadko. Natomiast Reyman bije na ich bramkę, Neuhaus łapie. Dopiero w 12 minucie Seiden chybia z dobrej pozycji. Polska pomału zaczyna nabierać spokoju i grać równiej i rozważniej. Omal też nie wyrównywa, gdy z flanki Szperlinga Kuchar oddaje ostry strzał. Neuhaus źle ustawiony, jednak Kovacs ratuje na linji bramkowej. I powtórnie mamy szansę, bo Kuchar pięknie podaje Kałuży, ale strzał tegoż przechodzi górą. Od 15 minuty Węgrzy znowu naciskają i osiągają lekką przewagę na krótki czas, do 21 minuty. W tym okresie Klotz źle się ustawia i gra za miękko, Śliwa również słaby, przeciwnik wytwarza groźne dla Polski sytuacje, z których Razso strzela obok słupka, a Seiden w słupek. Za Klotza i Śliwę pracuje doskonale Gintel, wynagradzając swój nieszczęśliwy moment własnej bramki.

W 21 min. Kuchar otrzymuje piłkę w doskonałej sytuacji, w jakiej zwykle robi bramkę, sędzia Graetz popełnia jednak ciężki błąd zatrzymując go gwizdem z powodu rzekomo spalonego, przeoczywszy trzeciego Węgra, stojącego z boku. Graetz popełnił bardzo mało błędów, ale ten zaważył silnie na ostatecznym wyniku. Sukces byłby Polskę niezawodnie natchnął pewnością siebie i pobudził do najwyższych wysiłków. Publiczność zaczyna demonstrować, ale wzgląd na gościa bierze górę i burza przycicha. W tej samej minucie Szperling przejeżdża obronę gości w pięknem solo, szykuje się do strzału, widzowie wstrzymują oddech... w rezultacie bramka chybiona o metr. Kałuża prowadzi grę wyśmienicie. Neuhaus broni w 26’ silny bardzo rzut Szperlinga. Węgrzy rewanżując się przechodzą na naszą połowę i w 27’ Cikowski odbija silny strzał Seidena. Odtąd Polska więcej w ofenzywie aż po pauzę i tylko słaba gra Reymana jest kulą u nogi dla innych naszych napastników. Za to Szperling-Kuchar-Kałuża brylują. W 8’ Kuchar podaje, lecz Kałuża pudluje, trzy minuty później Katzer wykonuje pierwszy róg bezskutecznie, a w cztery rzut Reymana Neuhaus chwyta robinzonadą. Klotz poprawia się, chociaż znać ciągle brak zgrania się z Gintlem. W 34’ Neuhaus chwyta piłkę Kałuży. Węgrzy przebijają się, półwysoki strzał bardzo trudny do obrony w lewą stronę bramki, jednak Loth paruje. 36’ Kałuża chybia. 37’ piękna flanka Krumholza niewyzyskana. 38’ Kuchara silny rzut z podania Szperlinga wybity za linję bramkową przez Węgry. Szperling wykonuje róg, bez skutku. 40’ Loth ma strzał Seidena. Gra otwarta, ataki zmieniają się błyskawicznie. Z polskiej strony Szperling podsuniętą mu przez Kuchara piłkę wysyła poza bramkę, Węgrzy są szczęśliwsi. Katzer centruje górą na przeciwne skrzydło, Loth wybiega w tym kierunku, źle oblicza odległość, zamiast chwycić piłkę, wyciąga ręce w powietrze, a Solti głową skierowuje ją do pustej bramki. Śliwa z całem poświęceniem chce jeszcze pocisk wytrącić głową, niestety zapóźno i tylko kontuzjonuje się o słup. 2:0 przeciw Polsce! W ostatniej minucie Loth odbija ostry strzał Priboja i pauza. Ogólne przygnębienie.

Po zmianie miejsc zaczynają Węgrzy, mając_ już do czynienia z Cikowskim na środku pomocy, a Śliwą na skrzydle. Atak Polski zaraz też lepiej funkcjonuje, zaopatrywany dobremi piłkami. Odrazu w 1 ’ Kuchar z podania Reymana niebezpiecznie strzela, ale Neuhaus jest mistrzem swego fachu. Polska przygniata Węgrów, którzy bronią się obstawieniem najgroźniejszych naszych napastników Kuchara i Kałuży. Szabo pilnuje tylko tego pierwszego, Szperlingowi zostawiając wolne pole. Kucharowi zatem nie udaje się zużytkować wspaniałego biegu w 3 ’ i wogóle naszemu napadowi psuje przeciwnik pozycje przed oddaniem strzału. 8’ Węgrzy na spalonym. 9 ’ Klotz ratuje w niebezpiecznym momencie. 10 ’ Reyman na spalonym. Chwilowo przemaga Polski maleje. Dopiero od 13’ i obronionego strzału Szperlinga, nasi górują. 15’ nieudany przebój Kuchara odrzucony przez obronę węgierską, Katzer jest już w posiadaniu piłki, pudłuje obok słupka. 16’ przynosi krytyczny moment dla gości. Dwa strzały Szperlinga, jeden złapany, drugi w bok, oraz rzut z rogu wykonany przez Krumholza bez skutku. Cikowski odznacza się w pojedynkach z przeciwnikami i popycha swoich naprzód. Kovacs atoli wyśmienity, trzyma Reymana i Krumholza na wodzy. Zresztą Reymana nie trudno unicestwić. 19 ’ Seiden chybia z pozycji wypracowanej przez Priboja, a w 20 ’ odpłaca się pięknem za nadobne Reyman z podania Krumholza. W 21 ’ doskonała kombinacja Kuchar—Kałuża— Reyman—Kałuża, rzut głową Kałuży kończący ją, broni Neuhaus. Klotz ratuje w tym okresie dwukrotnie, dorównuje obecnie Gintlowi, mimo to jego przeciwnik Katzer w 24 ’ strzela tuż nad bramką. Polska nieco słabnie po wysiłku początkowym, zwłaszcza Cikowski kilka razy się nie spisuje. Ta sama 24 ’ przynosi drugi i ostatni rzut z rogu Węgrów, Katzer wykonawcą, bez skutku. Kałuża i Synowiec operują ciągle teraz na Wacka, który odpowiadając temu zaufaniu, prze zawsze niebezpiecznie naprzód, a bajeczną jego flankę w 28’ Reyman z całym pechem przenosi nad bramkę węgierską. Po tych próbach ofenzywnych Polski Węgrzy wzmagają tempo, przechodzą na nasze pole, na szczęście bez skutku cyfrowego. Tylko w 28’ Gintel wyłapuje flankę Katzera, a w minutę Klotz jest zmuszony uciec się do foula. Z wolnego, bitego przez Klebera, Priboj chybia w 29’ nad bramkę. W 31’ Loth wybiega szczęśliwie do flanki Katzera, w moment potem Śeiden pudłuje. 33’ Katzer centruje bez powodzenia i aż dopiero w 33’ zostaje los polskiej reprezentacji przypieczętowany. Katzer flankuje ostro, Loth wybiega do piłki, Solti zawładnął nią atoli prędzej, Śliwa chce obronić, lecz potyka się, lekkie popchnięcie piłki przez Soltiego i pomalutku wjeżdża sobie ona w siatkę. 3 : 0.

Polaka z rozpaczą rzuca się do generalnego szturmu, aby przynajmniej honorowy punkt zdobyć. Ale fortuna nam nie sprzyja. W 35’ Kuchar mając dobrą szansę, nie trafia, w tej samej zaś minucie Neuhaus fenomenalnie broni strzał Krumholza. Bombardowanie węgierskiej bramki nie ustaje. Szperling strzela (36’), uratowano tylko przez zrobienie rogu. Świetnie uderzony przez Szperlinga, Krumholz z kilku kroków przenosi nad poprzeczkę. Pech? 39’ Węgry na spalonym, poczem zaraz foulują. 41’ Kałuża centrę Szperlinga skierowuje głową w róg, usta widzów otwierają się, by zawołać „bramka”, ale to z Neuhausem sprawa! Już piłka w jego ręku. Polska przyciska Węgrów całkiem. Jedyną realną korzyścią po nieudanym przeboju Kuchara w 42’, strzał Reymana nad poprzeczkę w 43’ i Kałuży w 44’ odparowany i smutny koniec 3 : 0.

Co mówi statystyka?

Statystyka mówi, że przegrana Polski była niezasłużona. Polsce wedle przebiegu gry należało się w najgorszym razie nierozstrzygnięta, a nawet zwycięstwo stosunkiem jednej bramki. Polska była więcej od Węgier w ataku, była drużyną, prócz technicznej strony, na ogół lepszą, bardziej zwartą i kombinacyjnie górującą. Tylko atak wykonywał za słabo nacisk w ostatecznych momentach pod bramką, a reszty dokonał pech.

Zwyciężyło szczęście i większa rutyna.

Nie jest to mówione pro domo sua i da się udowodnić statystycznie. Rzuty z rogu 3:2 dla Polski, do pauzy 1:1. Rzuty bramkowe biją: Węgrzy 17, Polska 14, do pauzy 7 :7. Polska była zatem częściej po stronie przeciwnika. Rzuty wolne biją: Węgrzy 13 (8 za foul, 3 za spalony, 2 za rękę), Polska 26 (13 za foul, 7 za spalony, 6 za rękę). Drużyna broniąca się i słabsza zawsze ma więcej wolnych przeciw sobie, czy to za foul, czy za spalony lub rękę. Outów Węgry wrzucają 37, Polska 22, do pauzy 21 : 11. To świadczy o technicznej wyższości Węgrów. Nakoniec strzałów Neuhaus obronił o wiele więcej od Lotha, to jest pewne i przyzna to każdy świadek spotkania, niestety zapomniałem zrobić tę statystykę.

Ocena drużyn.

Zaczynam od bramkarza. Tydzień temu, na tern samem miejscu, wyraziłem obawę, czy Lothowi nie zaszkodzi brak treningu i grywanie od początku sezonu na wszystkich stanowiskach, z wyjątkiem właśnie bramki. Obawy moje były dość uzasadnione. Loth w bramce tego roku, a roku zeszłego, to nie był ten sam gracz. Stracił na pewności siebie, na szybkości decyzji i orjentacji, wybiegał skutkiem tego w nieodpowiedniej chwili, jak przy drugiej i trzeciej bramce. A zatem właśnie objawy niedostatecznego ćwiczenia. Pozatem przy kilku okazjach zdradził swą wysoką klasę. W obronie Gintel był najlepszym z polskiej drużyny, zwłaszcza w pierwszej połowie. Czyste i pewne rzuty z obu nóg, dobre wybijanie i gra głową, przy słabym nieco biegu wytrawna taktyka, oto jego zalety. Klotz indywidualnie dobry, jednak niezgrany z Gintlem, czego się również obawiałem i co pociągało za sobą liczne braki w obronie. Przed pauzą wysyłany naprzód, kręcił się po boisku jak błędna owca i nie wiedział dobrze, co ze sobą robić. Synowiec musiał często za niego wkraczać. Po pauzie grając w tyle, dorównał już Gintlowi, ponieważ ten mając przed sobą Śliwę na skrzydle pomocy, kompletne zero, był w krytycznem położeniu i nie odznaczał się tak jak w pierwszej połowie. W całości mógł zadowolnić, chociaż na obrońcę jest stanowczo za miękki w grze. Z pomocników najlepszy Cikowski. Najpierw na skrzydle, obcem sobie miejscu, walczył nadspodziewanie dobrze, potem na środku w porównaniu z poprzednikiem swym do pauzy Śliwą był o klasę lepszy. Start do piłki, wybijanie, podawanie, ruchliwość i gra głową nie dadzą się nawet porównać. Dzięki niemu w głównej mierze Polska miała w drugich 45 minutach przewagę. Śliwa był najsłabszym graczem na boisku, jakkolwiek poświęcenia i najlepszych chęci w grze nikt bezstronny odmówić mu nie może. Natomiast technicznie i taktycznie, w wybijaniu i biegu nie dorósł zadania. Przykro mi poruszać tę sprawę, Śliwa jest mi bowiem osobiście i jako sportowiec bardzo sympatyczny, ale jest to obowiązkiem sprawozdawcy i muszę zapytać, czy inwalida wojenny powinien być wstawiany do reprezentacji? Mojem zdaniem reprezentacja sportowa narodu ma okazywać co ten naród posiada najzdrowszego, najlepszego, najbardziej kwitnącego w materjale ludzkim, nie nieszczęśliwego inwalidę wojennego, zwłaszcza, że aż krańcowej konieczności wstawiania Śliwy nie było. Synowiec przed pauzą najlepszy pomocnik Polski, później nie biegał już dobrze, nadrabiając rutyną wytrawnego taktyka. Na ogół stara, dobra klasa, ciągle jeszcze niezawodząca.

Atak Polski cierpiał na „wiedeńską chorobę". Wzorem Wiednia, niestety do nas przeszczepionym, grał prócz Kuchara za miękko, bez żadnego nacisku fizycznego pod bramką, nie szedł na przeciwnika. Tyczy się to głównie Kałuży i Reymana. O ile pierwszy jest wytłumaczony swą małą wagą, a braki te nadrabiał szybkością i zwinnością przy braku strzałów, o tyle drugi jest nie do wytłumaczenia. Silny i rosły i osobiście napewne nie tchórz, przecież długoletni oficer w pierwszej linji bojowej, nigdy nie użył swoich walorów cielesnych, nie atakował ciałem Węgrów. Tak jak on mógł był grać napastnik 0 pięćdziesięciu kilogramach wagi. Technicznie dobry, pozatem jednak jeszcze bez biegu i startu, w rzutach pechowiec, był najsłabszym naszym napastnikiem. Najniebezpieczniejszym dla Węgier był Kuchar. Dlaczego? Bo on jedyny szedł na przeciwników, używał swej siły, a przytem lepiej biegał i strzelał od wszystkich innych. Był najniebezpieczniejszym mimo, że technicznie przewyższali go Kałuża, Szperling a może i Reyman. A właśnie „wiedeńska choroba", to kombinowanie aż do samej siatki, słaby strzał, nie odpychanie przeciwnika piersiami 1 barkiem, dozwolone w regułach piłki nożnej, które to braki od stolicy Austrji przejął Kraków. Tymczasem najlepsi piłkarze pod słońcem, więc Anglicy, Czesi, Hiszpanie, Duńczycy, Belgowie, Holendrzy i Szwedzi obok uwzględniania technicznej i kombinacyjnej strony gry, zwracają uwagę w równej mierze na odpychanie (t. zw. po niemiecku „rempeln", po francusku „szarżowanie") bieg i wyrobiony strzał. Nie jako Lwowianin, ale jako Polak twierdzę, że z Garbieniem, rzadkim u nas typem gracza na modłę wyliczonych przed chwilą narodów, byłaby Polska napewne nie wyszła na zero. Ileż więc dogodnych pozycji można sobie wyrobić odtrącając przeciwnika przy bramce! Szperling bardzo dobry, miał jednak ułatwione zadanie, bo Szabo pilnował głównie Kuchara. Krumholz ledwie przeciętny. Wadą ataku polskiego była wreszcie okoliczność, że grało w nim trzech środkowych, z których każdy starał się przedewszystkiem prowadzić grę, a brakło specjalistów od robienia bramek, jakimi są zawsze łącznicy. Drużyna węgierska miała najlepszego człowieka w bramkarzu. Neuhaus uratował swoich od kilku pewnych bramek. Elastyczny i szybki, rzucał się do piłek jak stalowa sprężyna. Lewy obrońca, Kovacs, wyśmienity, prawy, Zatyko, dobry. Z pomocy najlepszy Szabo. W ataku lewy łącznik Seiden i środkowy Priboj, którzy kombinowali ze sobą składnie, a także prawy skrzydłowy Katzer, którego biegi i flanki były dla nas zawsze groźne.

Z głosów prasy codziennej wnioskuję, że poczytuje ona klęskę za tern większą, iż jakoby wystąpiła przeciw nam reprezentacja jakichś wybiórek węgierskich trzeciego rzędu. Chciałbym tę mylną opinję nieco sprostować. Węgrzy mają Lak dawną i liczną klasę graczy, że stać ich na więcej, niż nawet na dwudziestu dwu równorzędnych reprezentantów, którzy dnia 14. maja występowali przeciw Polsce i Berlinowi. Najlepszym dowodem jest na to fakt, że te dwie reprezentacje przed wyjazdem do Berlina i Krakowa rozegrały ze sobą próbne zawody, w których reprezentacja t. zw. „pierwsza" pobiła wyznaczoną przeciw Polsce ledwie 2:1, przyczem ta pokonana „druga" sama sobie zrobiła jedną bramkę. Jesteśmy w posiadaniu opinji pp. inż. Hajosa, inż. Fischera, Klementa, Vidy, sędziego Graetza i trenera Pozsonyego o grze drużyn. Te opinje wraz z głosami prasy naszej i zagranicznej umieścimy w następnym numerze. Bankiet i odjazd Węgrów.

Po zawodach odbył się w salach Towarzystwa Strzeleckiego wspaniały bankiet przy dźwiękach muzyki. Prócz przedstawicieli obydwu Związków, wszystkich graczy, sędziego i licznych innych gości, zjawił się na nim konsul węgierski pan Dr. Stefan Reviczky de Revisnye z małżonką i sekretarz pan Karol Attresz.

Wśród niezwykle serdecznego nastroju przemawiali kolejno: Dr. Cetnarowski imieniem PZPN, inż. Hajos i inż. Fischer imieniem Węgierskiego Związku, major Bobkowski imieniem Związku Polskich Związków Sportowych, por. Obrubański imieniem Krakowskiego Kollegjum Sędziów na cześć sędziego, sędzia pan Graetz w podziękowaniu, podpisany imieniem polskiej prasy sportowej, pan Synowiec imieniem polskiej reprezentacji i inni. W poniedziałek przed południem gorąco żegnani przez liczną publiczność i oficjalne sfery sportowe, opuścili goście węgierscy naszą ziemię.


Po zawodach Węgry-Polska

Sport lwowski Nr. 11. Piątek, 26. maja 1922. Rok I

Po zawodach Węgry-Polska.

Opinje i wrażenia.

Inż. Hajos, wiceprezes Węg. Zw. P. N. Gra była fair, interesująca i pełna wspaniałych momentów. Drużyna Polski grała o klasę lepiej, aniżeli 18. grudnia 1921 w Budapeszcie. Najlepszą jej częścią był atak, który pięknie podawał sobie piłkę; bardzo dobrym był środkowy pomocnik w drugiej połowie (Cikowski) i lewy; prawy obrońca dobry, lewy trochę niepewny i niedość energiczny. Bramkarz pierwszej klasy. W węgierskiej drużynie najlepszą była obrona, a bramkarz nigdy nie grał tak jak dzisiaj. Pomoc zawiodła i grała poniżej swej formy zwyczajnej, może dlatego, że polska pomoc doskonale funkcjonowała. Środkowa trójka grała dobrze tylko w drugiej połowie. Skrzydłowi nieco słabsi od reszty napastników.

Sędzia poprawny, miał mało do czynienia, albowiem przeciwnicy grali bardzo fair i szlachetnie. Publiczność fanatyczna dla swoich, ale karna. Byliśmy wzruszeni miłem przyjęciem i owacjami.

Jeśli polska piłka nożna będzie się w tern samem tempie rozwijała jak od grudnia 1921 do dzisiaj, to osiągnie za rok, dwa poziom kontynentalny.

Inż. Fischer, przewodniczący Wydziału Zagr. Węg. Zw. P. N. Polska nie zasłużyła na klęskę 3 : 0. Mieliśmy z sobą najlepszego bramkarza i jemu, jakoteż lewemu obrońcy Kovacsowi zawdzięczamy nasz sukces. Bramkarz nasz miał bardzo często sposobność wykazywać swą wysoką klasę — i to stwierdzenie zawiera największą pochwałę dla polskiego napadu, który grał 0 wiele jednoliciej od naszego i brakowało mu tylko rutyny w decydujących momentach. Posiadając tę rutynę, nasz lewy skrzydłowy Solti zrobił dwie bramki, w odpowiednim momencie odpowiednio działając. W dniu dzisiejszym poznaliśmy prawdziwy poziom polskiej piłki 1 następnym razem wystawimy najlepszą węgierską jedenastkę, gdyż... bramkarz może kiedy indziej mieć słaby dzień — zakończył dowcipnie inż. Fischer.

Al. Klement, zastępca kapitana związkowego Węgier. Dzisiejsze spotkanie było zacięte, ale już z góry muszę oświadczyć, że rezultat 3 :0 nie pokrywa w realny sposób różnicy poziomu między obydwiema drużynami. Wprawdzie byliśmy z góry przekonani, że zwyciężymy — mimo, że polska drużyna i cała opinja sportowa sądziła przeciwnie — jednak spodziewaliśmy się różnicy jednej bramki na naszą korzyść. O trzech bramkach różnicy nigdy nawet nie myśleliśmy, siły drużyn, okazane na boisku były inne, aniżeli ten rezultat by wskazywał.

Muszę przyznać, że polska piłka nożna od zeszłego roku — jest to nasze zgodne zdanie — postąpiła o klasę naprzód. To, cośmy wówczas widzieli, było początkiem, to, co dzisiaj Polacy okazali, można już nazwać znakomitą grą. Tylko węgierska obrona: Neuhaus i Kovacs uratowali Węgry przed innym rezultatem. Pomoc nasza (Szabo stanowi wyjątek) była kiepska. Z ataku mogę wyróżnić jedynie Priboja i Seidena. Solti — jedyny gracz reprezentacji, wzięty z drużyny prowincjonalnej — zrobił wprawdzie dwie bramki, ale pozatem nic odpowiedział swemu zadaniu. Także Katzer i Razso byli słabi. Polacy, jak powiedziałem, w porównaniu z zeszłym rokiem byli o wiele lepsi, szczególniej pod względem techniki. Loth II uratował, co było do uratowania. Prawy obrońca był lepszy od lewego. Pomoc była zadowalająca, przedewszystkiem Synowiec. W ataku tylko lewa strona była odpowiednia, prawa wogóle nie niebezpieczna, Szperling, Kuchar, Kałuża okazali się najlepszymi i jedynymi technicznie wykształconymi napastnikami Polski; brakowało wszystkim strzałów. Węgrzy wykorzystali wszystkie sytuacje, nadające się do zrobienia bramki, Polakom brakło w takich chwilach strzałów. Mimo tego braku Polacy mają przed sobą rychłą dobrą przyszłość. Przyjęcie, przyjacielskość i gościnność gospodarzy pozostaną dla nas niezapomnianemi wrażeniami; wiemy dobrze, że w całej Europie mamy jedynych braci —7 a nimi są Polacy. Przed niedawnym jeszcze czasem w naszych pieśniach i uczuciach wyrażaliśmy współczucie Polakom, dzisiaj rzecz ma się odwrotnie i jesteśmy dumni, że Was możemy nazwać naszymi przyjaciółmi. Mam nadzieję, iż kiedyś jeszcze nasze kraje zakwitną we wspólnej potędze, jak za czasów naszego wspólnego króla Ludwika. Redaktor Vida. Gra Polski nie była dla mnie niespodzianką, gdyż już w Budapeszcie widziałem, że je-t to drużyna o wielkiej przyszłości. Wówczas to zauważyłem szybki start do piłki, co w pierwszym rzędzie wskazuje na dobrą obronę, a dzisiaj też stwierdzam tę samą zaletę u polskiej drużyny. Obrona i pomoc pracowały sumiennie, jakkolwiek byłbym chętniej widział Cikowskiego przez cały czas na środku pomocy. Atak musi się jeszcze nauczyć wyrabiać pozycje do strzału, ale to można naprawić najłatwiej, gdy się wstawi rzeczywistych łączników, a nie trzech środkowych. Atak ten miał wprawdzie przeciw sobie nadzwyczajnego bramkarza, lecz choćby zagrał dzisiaj nawet sam Hardy z Aston Villa, byłby musiał przepuścić kilka bramek, gdyby polscy napastnicy byli plasowali piłki z dobrych pozycji. Na przyszłość powinna zatem Polska stanowiska łączników obsadzać łącznikami. Stąd też pochodzi, że doskonałe flanki Szperlinga i Krumholza nie zostały zużytkowane. Węgrzy nie byli wcale lepsi od Polaków, ba nawet odważywszy na wadze obydwie strony, przeważyłaby się szala na stronę Polski. Zawdzięczają zwycięstwo nietyle swej umiejętności, ile w pierwszym rzędzie ambicji i poświęceniu, czem chcieli doścignąć drużynę, grającą równocześnie w Berlinie. Atak nasz nie dał gry jednolitej. Pomoc była niewiele warta, a poszczególni pomocnicy w zawodach swoich klubów okazywali znacznie lepszą formę. Obrona dobra, zwłaszcza Kovacs; Neuhaus w bramce znakomity.

Sędzia Graetz. Polska drużyna biła się dzielnie, ale uległa rutynowanemu przeciwnikowi. Rezultat nie odpowiada rzeczywistemu stosunkowi sił, Polacy zasłużyli rzetelnie na jedną, dwie bramki. Słabą ich stronę stanowiła pomoc, ponieważ pracowała więcej dla obrony, niż w celach ofenzywnych. U zwycięzców bajeczny był Neuhaus w bramce, Szabo, Tomecsko i Seiden bardzo dobrzy. Z Polski podobali mi się najbardziej Kałuża, Kuchar i Gintel. Obydwie drużyny zdradzają dobrą dyscyplinę, tak fair gry nie prowadziłem jeszcze w ciągu całej mojej karjery sędziowskiej; publiczność zachowywała się wzorowo.

I. Pozsonyi, trener Cracovji. Zestawienie drużyny polskiej było nieco błędne. Ja byłbym ułożył pomoc następująco: Synowiec, Cikowski i Schneider (Pogoń), zamiast Klotza byłbym dał Fryca. Pomimo tak błędnego ustawienia Polacy grali bardzo dobrze, z ogromną ambicją, a jeszcze większym pechem. Pod bramką tracili głowę i byli zamało energiczni. Najlepszym z pośród nich był Gintel. Kałuża, Kuchar i Cikowski pracowali też wyśmienicie. Węgrzy górowali spokojem i rutyną, w polu jednak Polacy grali szybciej i ładniej. *

Głosy prasy.

Ostrawska „Morgenzeitun g“. „Rezultat nie odpowiada przebiegowi zawodów, albowiem Polacy tylko skutkiem nadzwyczajnej gry Neuhausa nie osiągnęli sukcesów. Spotkanie cale nad wyraz fair. U Polaków Kuchar (Pogoń, Lwów) i Gintel (Cracovja) najlepsi. U Węgrów Kovacs, Priboj i Seiden".

Wiedeński „S p o rt - Tagblatt“. Po pierwszych atakach Polski, Węgrzy zaznaczają swą przewagę. Polacy otrząsają się z niej, atoli Solti robi głową drugą bramkę. Do pauzy 2:0. Po pauzie zaczynają się ataki Polski. Wspaniały strzał Kuchara chwyta Neuhaus. Po zażartych zapasach pada w 34 minucie trzecia bramka dla gości. Reszta gry pod znakiem ofenzywy Polaków, jednak obrona węgierska jakkolwiek zwycięska nie mogła zadowolić. Specjalnie pomoc była bez życia. Obrona dobra. Najlepszym graczem na boisku Neuhaus w bramce Węgier. Polacy kombinowali dobrze i tylko strzały pozostawiały nieco do życzenia. Pomoc o klasę lepsza niż węgierska. Po grze zgotowano obydwu drużynom olbrzymią owację".

„Kurjer Polski" w Warszawie. „Nieuzyskanie ani jednej bramki przez drużynę polską tłumaczyć należy fenomenalną grą bramkarza Węgrów Neuhausa, który poza szeregiem słabych strzałów obronił kilka sytuacji, zdawałoby się bez wyjścia. Pozatem napad Polaków wogóle wcale dobry, nie umiał wykorzystać szeregu najdogodniejszych pozycji, wskutek niedyspozycji strzałowej wszystkich graczy. Lewa jego strona specjalnie Kałuża i Kuchar była b. dobra, natomiast prawa zawiodła. Taksamo słaby był Śliwa i Cikowski w pomocy, podczas gdy Synowiec przeszedł wszelkie oczekiwania. Po przerwie Cikowski grał na środku pomocy, co na grę wpłynęło b. dodatnio. Z obrony najlepszy był Gintel, jakkolwiek z jego winy została strzelona pierwsza bramka. Natomiast u Lotha II w bramce znać było brak treningu i niepewność.

Krakowski „Kurjer Ilustrowany". „Zamiast skupić w polskiej jedenastce siły faktycznie pierwszorzędne, ściągnięto do kupy jedenastu ludzi, szeregując ich nie wedle jakości, lecz wedle sympatji, czy antypatji, jaką się cieszył dany gracz u zestawiających drużynę. System ten fatalnie odbił się na całości. Odpowiedzialność za zestawienie drużyny ponoszą wyłącznie pp. Dr. Lustgarten, Obrubański i Ziemiański. Przewagę bezwzględną miała drużyna polska, a klęskę poniosła zupełnie niezasłużenie".

Krakowski „Goniec". Mimo najlepszych horoskopów ponieśliśmy znaczną klęskę, która mimo wszystko nie jest wykładnikiem rzeczywistego stanu sił. Złożyły się na to różne czynniki, jak zbyt późne, bo dokonane dopiero przed kilku dniami zestawienie drużyny. wskutek czego brakło jej zgrania, następnie nieumiejętne zestawienie. Grę całą cechowała przewaga Polski".

Warszawska „Rzeczpospolita". „Wina PZPN jest wprost ogromna. Dalej w zlekceważeniu Polski iść było niepodobna. Reyman (Wisła) i Krumholz (Jutrzenka) grali poniżej krytyki, ale obaj byli z Krakowa. Nietrafianie z paru kroków do pustej bramki było na porządku dziennym. Nasz poczciwy Tadek Grabowski lub Emchowicz, nigdy nie pretendujący do klasy „reprezentacyjnej" strzeliłby w tych warunkach po parę bramek. Ale „Komisja trzech" nie znała ich jako nie Krakowiaków, tak jak nie znała Poznańczyków i Lwowian",


99 lat od pierwszego meczu Henryka Reymana i Stefana Śliwy w reprezentacji Polski

99 lat temu - 14 maja 1922 roku – reprezentacja Polski rozegrała premierowy mecz przed własną publicznością, mierząc się z Węgrami. W składzie Biało-Czerwonych znalazło się wówczas miejsce dla dwóch zawodników krakowskiej Wisły - Henryka Reymana oraz Stefana Śliwy - którzy jako pierwsi zawodnicy krakowskiego klubu dostąpili zaszczytu reprezentowania Polski w międzynarodowym spotkaniu.


14.05.2021r.

A. Matoga/J. Sumera

14 maja 1922 roku to data związana z wydarzeniem, które na stałe zapisało się w dziejach polskiego futbolu. Właśnie wtedy pod Wawel zawitała reprezentacja Węgier, by na stadionie Cracovii stanąć w szranki z kadrą prowadzoną przez Józefa Lustgartena. Spotkanie wzbudzało wiele emocji wśród wszystkich zainteresowanych ze względu na fakt, że był to premierowy występ Polaków w roli gospodarza, a drugi w całej historii. Swój inauguracyjny mecz międzypaństwowy Polacy rozegrali 18 grudnia 1921 roku w Budapeszcie, gdzie zmierzyli się z tym samym rywalem. Po ostatnim gwizdku arbitra polscy zawodnicy musieli uznać wyższość gospodarzy, przegrywając 0:1. Nieznaczna porażka z zespołem, który w tamtych czasach uchodził piłkarskiego potentata Starego Kontynentu nie była postrzegana jednak w kategoriach rozczarowania. Oczekiwania widowni były więc spore, a dobra dyspozycja piłkarzy dawała nadzieję, że spotkanie w Grodzie Kraka będzie równie interesujące.

Węgrzy zbyt mocni

W dniu meczu licznie zgromadzeni kibice zasiedli na trybunach stadionu Cracovii, by zagrzewać Polaków do walki w starciu z Madziarami. W wyjściowej jedenastce zespołu dowodzonego przez trenera Józefa Lustgartena znaleźli się Henryk Reyman oraz Stefan Śliwa. Dla obu Wiślaków był to wyjątkowy moment, bowiem notowali swój debiut w drużynie narodowej. Od samego początku mecz nie układał się po myśli Polaków, a Węgrzy wyraźnie dominowali. Na otwarcie wyniku nie trzeba było długo czekać, bowiem już w 4. minucie niefortunnie interweniował Ludwik Gintel i zaskoczył własnego bramkarza. Mimo niesprzyjających okoliczności gospodarze starali się aktywnie reagować i atakować przeciwników. W polskich szeregach dużą aktywnością wykazywał się Henryk Reyman, który przejął piłkę i zdecydował się na uderzenie, które okazało się jednak zbyt lekkie, by zaskoczyć bramkarza gości. Dobrą sytuację Polacy stworzyli sobie również w 31. minucie, kiedy to ponownie szczęścia spróbował Reyman, ale skuteczną interwencją popisał się Neuhaus. Kilka chwil później Wiślak po raz kolejny zaznaczył swoją obecność na boisku, biorąc udział w trójkowej akcji z Józefem Kałużą oraz Zygmuntem Krumholzem, lecz i tym razem nie dało to efektu. Przed przerwą zawodnik Białej Gwiazdy próbował jeszcze zagrozić przeciwnikom, kiedy zagłówkował, ale nie zdołał posłać piłki do siatki. W ostatnich minutach pierwszej połowy Węgrzy powiększyli swoją przewagę za sprawą Soltiego, który strzałem głową skierował piłkę do bramki. Nie był to jednak koniec nieszczęść w szeregach Polaków, bo na domiar złego kontuzji doznał Stefan Śliwa, a przez fakt, że w trakcie meczu nie przewidywano zmian, to Wiślak był zmuszony dograć spotkanie do końca.

„Kropka nad i”

W trakcie przerwy selekcjoner Biało-Czerwonych zdecydował się na przeprowadzenie zmian w zestawieniu swojej drużyny. Stanisław Cikowski został przesunięty na środek pomocy, a Stefan Śliwa zajął miejsce na prawym skrzydle. Po zmianie stron widoczna była poprawa w grze gospodarzy, a wypracowana przewaga utrzymywała się przez kolejne minuty. Strzeleckie okazje mieli między innymi Kuchar, Reyman oraz Krumholz. W dalszej części meczu gra się wyrównała i do głosu po raz kolejny doszli rywale, co poskutkowało zdobyciem trzeciej bramki. W 79. minucie dobrą dyspozycją wykazał się Solti, który skutecznie wykorzystał zamieszanie pod bramką Lotha i podwyższył prowadzenie swojej drużyny. Biało-Czerwoni wciąż rozgrywali kolejne składne akcje i próbowali zagrozić przeciwnikom, jednak nie przyniosło to rezultatu, a spotkanie zakończyło się porażką Polaków, którzy ulegli Węgrom 0:3.

Polska – Węgry 0:3 (0:2)

0:1 Gintel (sam.) 4’

0:2 Solti 43’

0:3 Solti 79’

Polska: Loth - Gintel, Klotz, Cikowski, Śliwa, Synowiec, Reyman, Kałuża, Krumholz, Kuchar, Sperling

Węgry: Neuhaus - Zatyko, Kovacs, Szabo, Kleber, Tomecsko, Katzer, Razso, Priboj, Seiden, Solti


Źródło: wisla.krakow.pl

Biało-czerwona historia z Białą Gwiazdą w tle: Pierwszy mecz reprezentacji Polski z udziałem Wiślaków

Wisła Kraków stanowi nierozerwalną część historii polskiego futbolu. Na przestrzeni lat wielu zawodników krakowskiego klubu miało zaszczyt przywdziewać koszulkę z orzełkiem na piersi i reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej. Henryk Reyman i Stefan Śliwa jako pierwsi przedstawiciele Białej Gwiazdy wystąpili w narodowych barwach. Stało się to dokładnie 98 lat temu, podczas towarzyskiego spotkania pomiędzy Polską a Węgrami, które było również pierwszym oficjalnym meczem Biało-Czerwonych przed własną publicznością. Cofnijmy się pamięcią do tamtych wydarzeń!


14.05.2020r.

Jakub Sumera


Początek reprezentacyjnej piłki w Polsce datowany jest na 20 grudnia 1919 roku. Właśnie wtedy odbyło się założycielskie zgromadzenie Polskiego Związku Piłki Nożnej, jednak na pierwszy międzynarodowy mecz z udziałem Biało-Czerwonych przyszło poczekać niemal dwa lata. 18 grudnia 1921 roku na stadionie w Budapeszcie odbyło się towarzyskie spotkanie pomiędzy reprezentacjami Węgier i Polski, które zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 2:1. Niedługo później padł pomysł, by obie reprezentacje spotkały się ponownie, lecz tym razem na polskiej ziemi, co miało być debiutem reprezentacji Polski w oficjalnym spotkaniu przed własną publicznością. Ostatecznie ustalono, że rewanż odbędzie się 14 maja 1922 roku, a na miejsce spotkania wybrano Kraków.

Przygotowania do premierowego spotkania na własnej ziemi zaczęły się na długo przed jego rozpoczęciem, niosąc ze sobą wielkie i pozytywne emocje. 3 maja 1922 roku selekcjoner Józef Lustgarten postanowił zorganizować wewnętrzny mecz kontrolny, a zawodnicy podzieleni zostali na dwie osobne drużyny. Miało to dać odpowiedź, jaką formę prezentują poszczególni piłkarze. Jednym z zawodników, którzy najlepiej prezentowali się wówczas na placu gry był napastnik krakowskiej Wisły - Henryk Reyman. Dał on tym samym jasny sygnał trenerowi, że jest gotowy na występ przeciwko Węgrom od pierwszej minuty.

Polak, Węgier… i dwie bramki

W dniu meczowym dało się wyczuć atmosferę wielkiego piłkarskiego święta. Zainteresowanie spotkaniem było tak wielkie, że trybuny stadionu zapełniły się już kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego. W wyjściowej jedenastce Biało-Czerwonych po raz pierwszy znaleźli się zawodnicy Białej Gwiazdy: Henryk Reyman i Stefan Śliwa. Spotkanie rozpoczęło się jednak o wiele lepiej dla gości, którzy już w 4. minucie objęli prowadzenie, a piłkę do własnej bramki niefortunnie skierował Ludwik Gintel.

Szybko stracona bramka wybiła Polaków z rytmu, lecz ten stan nie trwał zbyt długo, bowiem z każdą kolejną minutą to gospodarze byli stroną dominującą, konstruowali groźne akcje i nękali obronę przyjezdnych. Wielką aktywność wykazywał Henryk Reyman, który bez większych problemów odnajdował się w grze kombinacyjnej. Wiślak również był tym zawodnikiem, który najczęściej sprawdzał czujność i refleks węgierskiego bramkarza. Goście jednak dobrze się bronili, a na dwie minuty przed końcem pierwszej części spotkania wyprowadzili kolejny cios. Tym razem Michály Solti najwyżej wyskoczył do piłki i głową skierował ją do siatki, podwyższając prowadzenie swojej drużyny. Nie był to jednak koniec nieszczęść w szeregach Polaków, bo na domiar złego kontuzji doznał Stefan Śliwa, a przez fakt, że w trakcie meczu nie przewidywano zmian, to Wiślak był zmuszony dograć spotkanie do końca.

Nieskuteczni Polacy, skuteczni Węgrzy

W przerwie meczu trener Józef Lustgarten zdecydował się dokonać przetasowań w ustawieniu swojej drużyny, skutkiem czego Stanisław Cikowski został przesunięty na środek pomocy, a kontuzjowany Stefan Śliwa na prawe skrzydło. Taktyczne roszady przyniosły efekt w postaci lepszej gry Biało-Czerwonych. Ponownie swoje strzeleckie okazje miał Reyman, lecz żadna z jego prób nie stworzyła większego zagrożenia pod bramką Jánosa Neuhausa. Szczęścia spróbowali także Wacław Kuchar i Zygmunt Krumholz, ale oni również nie znaleźli recepty na dobrze spisującego golkipera gości.

W 79. minucie sprawy w swoje ręce wziął Michály Solti, który wykorzystał zamieszanie w polu karnym i po raz drugi tego dnia wpisał się na listę strzelców, pokonując Jana Lotha i pieczętując zwycięstwo Madziarów. Polacy rzucili się do ofensywy w poszukiwaniu bramki honorowej, lecz musieli ostatecznie uznać wyższość rywali, a pierwsze oficjalne spotkanie reprezentacji Polski przed własną publicznością zakończyło się porażką 0:3.


Polska - Węgry 0:3 (0:2)

0:1 Gintel (sam.) 4’

0:2 Solti 43’

0:3 Solti 79’

Polska: Loth - Gintel, Klotz, Cikowski, Śliwa, Synowiec, Reyman, Kałuża, Krumholz, Kuchar, Sperling

Węgry: Neuhaus - Zatyko, Kovacs, Szabo, Kleber, Tomecsko, Katzer, Razso, Priboj, Seiden, Solti


Źródło: wisla.krakow.pl