1923.11.04 Pogoń Lwów - Wisła Kraków 2:1

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Rzeczpospolita nr 363)
Linia 23: Linia 23:
Decydujący mecz o mistrzostwo Polski stoczono w Warszawie.
Decydujący mecz o mistrzostwo Polski stoczono w Warszawie.
"Przegrała bowiem niezasłużenie drużyna lepsza, która przez cały czas pracowała, jak maszyna, grała we wszystkich liniach równo, a kombinacją w ataku, ogólnem zgraniem, a przytem grą fair, przewyższała Pogoń o całe niebo". Pierwsze 10 min. dla P, potem wyrównana gra, abustronne ataki zatrzymują się na obronie. Gol dla Pogoni padł 45 min. po przeboju Wacka. "Po przerwie zaraz w 1-szej min. Reyman wyrównuje". Ataki Wisły (niewykorzystane przez Kowalskiego), kontry Pogoni – to charakterystyka drugiej połowy meczu. W dogrywce "Reyman kilkakrotnie pudłuje". Ataki Pogoni zostały uwieńczone golem Garbienia na 2 min. przed końcem meczu.
"Przegrała bowiem niezasłużenie drużyna lepsza, która przez cały czas pracowała, jak maszyna, grała we wszystkich liniach równo, a kombinacją w ataku, ogólnem zgraniem, a przytem grą fair, przewyższała Pogoń o całe niebo". Pierwsze 10 min. dla P, potem wyrównana gra, abustronne ataki zatrzymują się na obronie. Gol dla Pogoni padł 45 min. po przeboju Wacka. "Po przerwie zaraz w 1-szej min. Reyman wyrównuje". Ataki Wisły (niewykorzystane przez Kowalskiego), kontry Pogoni – to charakterystyka drugiej połowy meczu. W dogrywce "Reyman kilkakrotnie pudłuje". Ataki Pogoni zostały uwieńczone golem Garbienia na 2 min. przed końcem meczu.
-
===Przegląd Sportowy nr 45===
+
===„Przegląd Sportowy” z 1923.11.09===
-
http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1923/numer045/imagepages/image10.htm do przepisania
+
http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1923/numer045/imagepages/image10.htm
-
Niedziela. Nerwowa gra przez pierwsze 30 minut, głównie na środku boiska. Brak zgrania i zbyt indywidualna gra zawodników. Rozmokła murawa utrudniała prowadzenie akcji. Atak Krakowian zawodził: "poza Reymanem, który daje z siebie co może, wszyscy inni nie stoją na normalnej wyżynie", Kowalski gra chaotycznie, Balcer niecelnie centruje, Danz wyczynia piruety. Dobra gra pomocy i Śliwy. W końcówce I. połowy szczęście uśmiecha się do Pogoni i Kuchar po podaniu Garbienia pakuje piłkę w siatkę obok wybiegającego Wiśniewskiego. Zaraz po przerwie rajd skrzydłem Balcera, centra - Reyman "dobiega i bije w kierunku bramki, obok M. Kuchara ... piłka toczy się wolno, więc dla pewności popycha ją jeszcze Kowalski i usadza w siatce". Od tej chwili gra żywa i składna, ale za ostra (Gulicz, Szneider i Danz celują w tej grze " i dają jej wyraz w postaci nieprawidłowego remplowania, podkładania nóg, stołeczków i innych podobnych objawów miłości bliźniego". Wisła przeważa nad Pogonią "technicznie i taktycznie" w tej części gry (w 18' po akcji Danz-Kowalski Reyman "strzela tuż koło słupka bramkowego"). W końcówce szansę dla Pogoni nie wykorzystuje Kuchar strzelając w 40' ponad bramką, a dla Wisły Kowalski. W dogrywce Wisła w ataku zagraża niebezpiecznie bramce Lwowiaków. "Ostry półgórny strzał Reymana po rzucie wolnym skierowuje M. Kuchar na róg". Ostatnich kilka minut jednak dla Pogoni i na dwie minuty przed końcem decydującą bramkę strzela Grabień. Rozpaczliwe ataki Wisły w końcówce nie przynoszą zmiany rezultatu (sędzia nie gwiżdże faulu Olearczyka w polu karnym). Zwycięzców zniesiono na rękach z boiskach, Wisłę nagrodzono oklaskami.
+
'''Pogoń (Lwów)—Wisła (Kraków) 2:1'''.
 +
<br>Ubiegłej niedzieli, oczy całego polskiego świata sportowego skierowane były na Warszawę, gdzie po raz trzeci zmierzyć się miały mistrzowskie drużyny grupy zachodniej i wschodniej i walczyć o zaszczytny, ale odpowiedzialny tytuł mistrza Rzeczypospolitej. Tam nareszcie paść miało rozstrzygnięcie i położyć kres szarpiącemu nerwy oczekiwaniu wszystkich, którzy się piłką nożną naprawdę interesują, oraz zakończyć żmudną i wytężoną pracę obu klubów, ku chlubnemu zmierzających celowi. A praca ta, trwająca rok cały, była ciężka, szczególnie dla Wisły, mistrza okręgu krakowskiego, gdzie między pierwszoklasowymi klubami istnieje niewielka różnica wartości i formy. Mimo wszystko, potrafiła Wisła wybić się na pierwsze miejsce, a to dzięki swej ofiarnej pracy i ambicji, oraz dodajmy otwarcie szczęściu, jakie czerwonym w bieżącym roku sprzyjało. Pierwsze decydujące niemal spotkanie z najgroźniejszym przeciwnikiem w okręgu Cracovią, wypadło Wiśle wtedy, gdy białoczerwoni przechodzili największy kryzys od początku swego istnienia, bo dzięki „opatrznościowemu" wyrokowi Wydziału Gier i Dyscypliny KZOPN, orać musieli zawody mistrzowskie bez kilku najlepszych graczy, po „ojcowsku" przez wspomnianą powyżej władzę ukaranych dyskwalifikacją.
-
===Rzeczpospolita nr 363===
+
Ponadto nie grał w tym czasie w Cracovii Kałuża z powodu choroby i Mielech, przeniesiony służbowo do Warszawy. Wtedy to odniosła Wisła nad Cracovią zwycięstwo 1:0 i uzyskała dwa cenne w mistrzostwie punkty. A kiedy w tydzień później Cracovia poniosła jeszcze jedną, nieoczekiwaną porażkę od Wawelu (0:1), pozycja Wisły umocniła się tak dalece, że nic jej nie potrafiło zachwiać, nawet klęska, poniesioną w ponownem spotkaniu z Cracovią 2:4. Gorętsze chwile przechodziła Wisła w rozgrywkach o mistrzostwo grupy zachodniej, gdzie oprócz niej było jeszcze dwóch poważnych kandydatów na czołowe stanowisko, Warta i ŁKS. Już pierwsze spotkanie przyniosło czerwonym wielkie niepowodzenie: na obcem boisku w Poznaniu. ponieśli dotkliwą porażkę, bo przegrali z Wartą w stosunku 2:4. Niedługo potem w zawodach z mistrzem Górnego Śląska, młodą i ambitną Iskrą uzyskali z trudem niezbyt pokaźne zwycięstwo 3:2. Mimo tego byli oni dalej faworytem, zwłaszcza gdy opuściła ich chwilowa niemoc, kiedy pobili lekko ŁKS, na jego własnym gruncie i zdobyli wysoki cyfrowo rezultat 6:1.
 +
 
 +
Ale nagle, jak grom z jasnego nieba, spadł na Wisłę w tydzień później dotkliwy cios, bo w Krakowie uzyskała z Wartą wynik remisowy i straciła punkt, który mógł mistrzostwo przesądzić na korzyść czołowej drużyny okręgu poznańskiego, gdyby ta nie była przegrała zawodów z ŁKS-em (2:5). Niespodziewana klęska Warty wysunęła Wisłę znów na pierwsze miejsce i oddała jej mistrzostwo grupy zachodniej. Ale i praca Pogoni w tym roku nielekka, zwłaszcza podczas mistrzostw okręgowych, w czasie których straciła Pogoń po raz pierwszy jeden punkt na rzecz Czarnych, uzyskawszy z nimi wynik remisowy 2:2. Podobnie w niektórych innych spotkaniach zwycięstwo mistrza do ostatniej chwili było niepewne i budziło poważne obawy; ostatecznie jednak zdołała Pogoń przezwyciężyć wszystkich rywali, których odsyłała niekiedy z rekordową klęską (jak n. p. porażka Rezerwy stanisławowskiej 1:21).
 +
 
 +
Lepiej wiodło się pogoni w rozgrywkach o mistrzostwo grupy wschodniej. Oprócz niej jedynym kandydatem na pierwsze miejsce była warszawska Polonia, z którą Pogoń przed 2 laty miała wiele kłopotu. Teraz stało się inaczej. Gładko odprawiła Pogoń swego współkonkurenta, odniosłszy nad nim dwa wysokie zwycięstwa, 5:1 i 6:1 i tym sposobem już bez trudu wzięła mistrzostwo grupy wschodniej. Tak doszło do finałów, które zapowiadały się b. interesująco, gdyż do walki stanąć miały dwie wybitne bojowe drużyny polskie, walczące twardo i z zapałem, fizycznie zaś może najlepiej wyposażone ze wszystkich klubów polskich.
 +
 
 +
Pierwszą walkę stoczono we Lwowie w dniu 14 z. m. Wisła miała wówczas bardzo słaby dzień, toteż Pogoń łatwo wpakowała jej trzy bramki i bez żadnego punktu odesłała ją do Krakowa. Szanse Wisły zmalały już wówczas do zera. Nawet najwięksi optymiści nie wierzyli poważnie w to, by Wisła mogła utracone walory jeszcze odzyskać choćby w spotkaniu na własnym gruncie, choć przecież Pogoni wystarczało już nierozegrana, aby mistrzostwo posiąść definitywnie. I oto zaszła rzecz nieoczekiwana. Wisła nie skapitulowała do samego końca, gracze jej chcieli walczyć do ostatka, jeżeli paść to z honorem. Pogoń zanadto była pewna siebie, wskutek czego może nawet zlekceważyła przeciwnika i poniosła zasłużoną karę. Na zawodach w Krakowie na ambitnej, poprawnej i szlachetnej walce przechyliła Wisła szalę zwycięstwa na swą stronę, bijąc przeciwnika zasłużenie w stosunku 2:1. Tym sposobem doszło do trzeciego decydującego spotkania na neutralnym gruncie. —
 +
 
 +
Na teren walki wybrał PZPN. Warszawę i słusznie, bo tam trzecie zawody między Wisłą a Pogonią obudziły naprawdę żywe zainteresowanie. Wszystkie niemal pisma stołeczne zajmowały się już od tygodnia kwestją przyszłego meczu i zagadnieniem, kto z zawodów wyjdzie zwycięsko. Snuto na ten temat różne przypuszczenia, lecz większość prasy, a także i publiczności liczyła się ze zwycięstwem lwowian, którzy mocno zaimponowali Warszawie dwukrotnem pokonaniem Polonii.
 +
 
 +
W dzień zawodów od samego rana padał drobny deszcz i wiał dość silny wicher, toteż pokup biletów w przedsprzedaży był stosunkowo słaby. Ale skoro tuż przed naznaczoną godziną spotkania kapryśne niebo odmieniło swe chmurne oblicze i z poza jesiennych chmur wyjrzało pogodne słońce, tłumy ludzi popłynęły do parku Agrykoli, gdzie miała się rozegrać interesująca walka. Rychło wypełniły się miejsca na trybunie, a i „stojących" widzów zebrała się spora liczba.
 +
 
 +
Punktualnie o godz. 1:45 weszła na boisko Pogoń, a w chwilę później Wisła. Obie drużyny powitała publiczność równie serdecznie, darząc je rzęsistymi oklaskami. Wisła stanęła bez Markiewicza, w obronie, bo ten po ostatnich zawodach nadwyrężył sobie ścięgno. Zastępował go Stopa I. Pogoń w pełnym składzie.
 +
 
 +
==="Rzeczpospolita" nr 363===
Początek spotkania nerwowy z obu stron. Potem gra się uspokaja i wyrównuje. Końcówka szczęśliwa dla Pogoni (44’ gol Kuchara, który wykorzystuje nieopatrzny wybieg bramkarza). Po pauzie w identycznej niemal sytuacji pada gola dla Wisły. Reyman korzysta z wybiegu bramkarza i oddaje „lekki strzał, który dobija lewy łącznik”. Gra się ożywia, obustronne ataki. Zarysowuje się lekka przewaga Wisły, która pod koniec spotkania jest już wyraźna i wydaje się, że gol dla „Czerwonych” musi paść. Tak się nie staje. Dogrywka - pierwsza w historii o MP. Pierwsza część doliczonego czasu gry przy przewadze Wisły, ale jej efektem są tylko bite nieskutecznie rzuty rożne. Druga część dla Pogoni, ale dobra obrona Wisły nie pozwala jej napadowi na zbyt wiele. Dopiero przebój Garbienia na 2 min. przed końcem meczu daje Pogoni zwycięskiego gola. Wisła rzuca się do ataku. Dochodzi nawet do incydentu pod bramjką Pogoni i „Czerwoni” domagają się rzutu karnego - bezskutecznie. Rogi 7:6 dla Wisły. 5000 widzów. Chwalony Śliwa, atak słabszy.
Początek spotkania nerwowy z obu stron. Potem gra się uspokaja i wyrównuje. Końcówka szczęśliwa dla Pogoni (44’ gol Kuchara, który wykorzystuje nieopatrzny wybieg bramkarza). Po pauzie w identycznej niemal sytuacji pada gola dla Wisły. Reyman korzysta z wybiegu bramkarza i oddaje „lekki strzał, który dobija lewy łącznik”. Gra się ożywia, obustronne ataki. Zarysowuje się lekka przewaga Wisły, która pod koniec spotkania jest już wyraźna i wydaje się, że gol dla „Czerwonych” musi paść. Tak się nie staje. Dogrywka - pierwsza w historii o MP. Pierwsza część doliczonego czasu gry przy przewadze Wisły, ale jej efektem są tylko bite nieskutecznie rzuty rożne. Druga część dla Pogoni, ale dobra obrona Wisły nie pozwala jej napadowi na zbyt wiele. Dopiero przebój Garbienia na 2 min. przed końcem meczu daje Pogoni zwycięskiego gola. Wisła rzuca się do ataku. Dochodzi nawet do incydentu pod bramjką Pogoni i „Czerwoni” domagają się rzutu karnego - bezskutecznie. Rogi 7:6 dla Wisły. 5000 widzów. Chwalony Śliwa, atak słabszy.

Wersja z dnia 13:21, 17 sty 2011

1923.11.04, Mecz dodatkowy o MP, Warszawa, boisko Agrykola,
Pogoń Lwów 2:1 (1:0, 1:1) Wisła Kraków
widzów: 5.000
sędzia: Artur Marczewski z Łodzi
Bramki
Wacław Kuchar 44'

Garbień 88'
1:0
1:1
2:1

46' Henryk Reyman lub Władysław Kowalski

Pogoń Lwów
2-3-5
Mieczysław Kuchar
Ignarowicz
Olearczyk
Gulicz
Fichtel
Szneider
Szabakiewicz
Garbień
Wacław Kuchar
Bacz
Słonecki (S.)

trener: Karl Fischer
Wisła Kraków
2-3-5
Mieczysław Wiśniewski
Stanisław Stopa
Kazimierz Kaczor
Władysław Krupa
Stefan Śliwa
Stefan Wójcik
Józef Adamek
Franciszek Danz
Henryk Reyman
Władysław Kowalski
Mieczysław Balcer

trener: brak
Rogi: 6:7

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Relacje prasowe

Tygodnik Sportowy nr 41

Decydujący mecz o mistrzostwo Polski stoczono w Warszawie. "Przegrała bowiem niezasłużenie drużyna lepsza, która przez cały czas pracowała, jak maszyna, grała we wszystkich liniach równo, a kombinacją w ataku, ogólnem zgraniem, a przytem grą fair, przewyższała Pogoń o całe niebo". Pierwsze 10 min. dla P, potem wyrównana gra, abustronne ataki zatrzymują się na obronie. Gol dla Pogoni padł 45 min. po przeboju Wacka. "Po przerwie zaraz w 1-szej min. Reyman wyrównuje". Ataki Wisły (niewykorzystane przez Kowalskiego), kontry Pogoni – to charakterystyka drugiej połowy meczu. W dogrywce "Reyman kilkakrotnie pudłuje". Ataki Pogoni zostały uwieńczone golem Garbienia na 2 min. przed końcem meczu.

„Przegląd Sportowy” z 1923.11.09

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1923/numer045/imagepages/image10.htm

Pogoń (Lwów)—Wisła (Kraków) 2:1.
Ubiegłej niedzieli, oczy całego polskiego świata sportowego skierowane były na Warszawę, gdzie po raz trzeci zmierzyć się miały mistrzowskie drużyny grupy zachodniej i wschodniej i walczyć o zaszczytny, ale odpowiedzialny tytuł mistrza Rzeczypospolitej. Tam nareszcie paść miało rozstrzygnięcie i położyć kres szarpiącemu nerwy oczekiwaniu wszystkich, którzy się piłką nożną naprawdę interesują, oraz zakończyć żmudną i wytężoną pracę obu klubów, ku chlubnemu zmierzających celowi. A praca ta, trwająca rok cały, była ciężka, szczególnie dla Wisły, mistrza okręgu krakowskiego, gdzie między pierwszoklasowymi klubami istnieje niewielka różnica wartości i formy. Mimo wszystko, potrafiła Wisła wybić się na pierwsze miejsce, a to dzięki swej ofiarnej pracy i ambicji, oraz dodajmy otwarcie szczęściu, jakie czerwonym w bieżącym roku sprzyjało. Pierwsze decydujące niemal spotkanie z najgroźniejszym przeciwnikiem w okręgu Cracovią, wypadło Wiśle wtedy, gdy białoczerwoni przechodzili największy kryzys od początku swego istnienia, bo dzięki „opatrznościowemu" wyrokowi Wydziału Gier i Dyscypliny KZOPN, orać musieli zawody mistrzowskie bez kilku najlepszych graczy, po „ojcowsku" przez wspomnianą powyżej władzę ukaranych dyskwalifikacją.

Ponadto nie grał w tym czasie w Cracovii Kałuża z powodu choroby i Mielech, przeniesiony służbowo do Warszawy. Wtedy to odniosła Wisła nad Cracovią zwycięstwo 1:0 i uzyskała dwa cenne w mistrzostwie punkty. A kiedy w tydzień później Cracovia poniosła jeszcze jedną, nieoczekiwaną porażkę od Wawelu (0:1), pozycja Wisły umocniła się tak dalece, że nic jej nie potrafiło zachwiać, nawet klęska, poniesioną w ponownem spotkaniu z Cracovią 2:4. Gorętsze chwile przechodziła Wisła w rozgrywkach o mistrzostwo grupy zachodniej, gdzie oprócz niej było jeszcze dwóch poważnych kandydatów na czołowe stanowisko, Warta i ŁKS. Już pierwsze spotkanie przyniosło czerwonym wielkie niepowodzenie: na obcem boisku w Poznaniu. ponieśli dotkliwą porażkę, bo przegrali z Wartą w stosunku 2:4. Niedługo potem w zawodach z mistrzem Górnego Śląska, młodą i ambitną Iskrą uzyskali z trudem niezbyt pokaźne zwycięstwo 3:2. Mimo tego byli oni dalej faworytem, zwłaszcza gdy opuściła ich chwilowa niemoc, kiedy pobili lekko ŁKS, na jego własnym gruncie i zdobyli wysoki cyfrowo rezultat 6:1.

Ale nagle, jak grom z jasnego nieba, spadł na Wisłę w tydzień później dotkliwy cios, bo w Krakowie uzyskała z Wartą wynik remisowy i straciła punkt, który mógł mistrzostwo przesądzić na korzyść czołowej drużyny okręgu poznańskiego, gdyby ta nie była przegrała zawodów z ŁKS-em (2:5). Niespodziewana klęska Warty wysunęła Wisłę znów na pierwsze miejsce i oddała jej mistrzostwo grupy zachodniej. Ale i praca Pogoni w tym roku nielekka, zwłaszcza podczas mistrzostw okręgowych, w czasie których straciła Pogoń po raz pierwszy jeden punkt na rzecz Czarnych, uzyskawszy z nimi wynik remisowy 2:2. Podobnie w niektórych innych spotkaniach zwycięstwo mistrza do ostatniej chwili było niepewne i budziło poważne obawy; ostatecznie jednak zdołała Pogoń przezwyciężyć wszystkich rywali, których odsyłała niekiedy z rekordową klęską (jak n. p. porażka Rezerwy stanisławowskiej 1:21).

Lepiej wiodło się pogoni w rozgrywkach o mistrzostwo grupy wschodniej. Oprócz niej jedynym kandydatem na pierwsze miejsce była warszawska Polonia, z którą Pogoń przed 2 laty miała wiele kłopotu. Teraz stało się inaczej. Gładko odprawiła Pogoń swego współkonkurenta, odniosłszy nad nim dwa wysokie zwycięstwa, 5:1 i 6:1 i tym sposobem już bez trudu wzięła mistrzostwo grupy wschodniej. Tak doszło do finałów, które zapowiadały się b. interesująco, gdyż do walki stanąć miały dwie wybitne bojowe drużyny polskie, walczące twardo i z zapałem, fizycznie zaś może najlepiej wyposażone ze wszystkich klubów polskich.

Pierwszą walkę stoczono we Lwowie w dniu 14 z. m. Wisła miała wówczas bardzo słaby dzień, toteż Pogoń łatwo wpakowała jej trzy bramki i bez żadnego punktu odesłała ją do Krakowa. Szanse Wisły zmalały już wówczas do zera. Nawet najwięksi optymiści nie wierzyli poważnie w to, by Wisła mogła utracone walory jeszcze odzyskać choćby w spotkaniu na własnym gruncie, choć przecież Pogoni wystarczało już nierozegrana, aby mistrzostwo posiąść definitywnie. I oto zaszła rzecz nieoczekiwana. Wisła nie skapitulowała do samego końca, gracze jej chcieli walczyć do ostatka, jeżeli paść to z honorem. Pogoń zanadto była pewna siebie, wskutek czego może nawet zlekceważyła przeciwnika i poniosła zasłużoną karę. Na zawodach w Krakowie na ambitnej, poprawnej i szlachetnej walce przechyliła Wisła szalę zwycięstwa na swą stronę, bijąc przeciwnika zasłużenie w stosunku 2:1. Tym sposobem doszło do trzeciego decydującego spotkania na neutralnym gruncie. —

Na teren walki wybrał PZPN. Warszawę i słusznie, bo tam trzecie zawody między Wisłą a Pogonią obudziły naprawdę żywe zainteresowanie. Wszystkie niemal pisma stołeczne zajmowały się już od tygodnia kwestją przyszłego meczu i zagadnieniem, kto z zawodów wyjdzie zwycięsko. Snuto na ten temat różne przypuszczenia, lecz większość prasy, a także i publiczności liczyła się ze zwycięstwem lwowian, którzy mocno zaimponowali Warszawie dwukrotnem pokonaniem Polonii.

W dzień zawodów od samego rana padał drobny deszcz i wiał dość silny wicher, toteż pokup biletów w przedsprzedaży był stosunkowo słaby. Ale skoro tuż przed naznaczoną godziną spotkania kapryśne niebo odmieniło swe chmurne oblicze i z poza jesiennych chmur wyjrzało pogodne słońce, tłumy ludzi popłynęły do parku Agrykoli, gdzie miała się rozegrać interesująca walka. Rychło wypełniły się miejsca na trybunie, a i „stojących" widzów zebrała się spora liczba.

Punktualnie o godz. 1:45 weszła na boisko Pogoń, a w chwilę później Wisła. Obie drużyny powitała publiczność równie serdecznie, darząc je rzęsistymi oklaskami. Wisła stanęła bez Markiewicza, w obronie, bo ten po ostatnich zawodach nadwyrężył sobie ścięgno. Zastępował go Stopa I. Pogoń w pełnym składzie.

"Rzeczpospolita" nr 363

Początek spotkania nerwowy z obu stron. Potem gra się uspokaja i wyrównuje. Końcówka szczęśliwa dla Pogoni (44’ gol Kuchara, który wykorzystuje nieopatrzny wybieg bramkarza). Po pauzie w identycznej niemal sytuacji pada gola dla Wisły. Reyman korzysta z wybiegu bramkarza i oddaje „lekki strzał, który dobija lewy łącznik”. Gra się ożywia, obustronne ataki. Zarysowuje się lekka przewaga Wisły, która pod koniec spotkania jest już wyraźna i wydaje się, że gol dla „Czerwonych” musi paść. Tak się nie staje. Dogrywka - pierwsza w historii o MP. Pierwsza część doliczonego czasu gry przy przewadze Wisły, ale jej efektem są tylko bite nieskutecznie rzuty rożne. Druga część dla Pogoni, ale dobra obrona Wisły nie pozwala jej napadowi na zbyt wiele. Dopiero przebój Garbienia na 2 min. przed końcem meczu daje Pogoni zwycięskiego gola. Wisła rzuca się do ataku. Dochodzi nawet do incydentu pod bramjką Pogoni i „Czerwoni” domagają się rzutu karnego - bezskutecznie. Rogi 7:6 dla Wisły. 5000 widzów. Chwalony Śliwa, atak słabszy.