1947.08.17 Warszawa - Kraków 3:3

Z Historia Wisły

Grali z Wisły: Jerzy Jurowicz, Stanisław Flanek, Władysław Giergiel, Mieczysław Gracz, Józef Kohut.

Galeria

Relacje: 1 4


Przegląd Sportowy, 4 Sierpnia 1947r. (Poniedziałek), Nr 62, strona 1

11-ka Krakowa przeciw Warszawie

KRAKÓW. 3. 8. (tel. wł.) – Kapitan krakowskiego OZPN, adw. Zastawniak, wyznaczył już skład Krakowa na mecz z Warszawą o puchar Kałuży w dniu 17 bm. w Warszawie. Wygląda on następująco: Jurowicz – Gędłek, Flanek – Jabłoński, Parpan i Jabłoński II – Giergiel lub Cisowski, Gracz, Nowak albo Szewczyk, Kohut, Bobula.


Przegląd Sportowy, 14 Sierpnia 1947r. (Czwartek), Nr 65, strona 2

Dwa spotkania o puchar J. Kałuży

Warszawa-Kraków i Łódź-Śląsk

NADCHODZĄCA niedziela jest wolna od nużących już spotkań o wej­ście do klasy Państwowej. Termin ten zarezerwowany przez Związki Zawodowe na imprezy sportowe członków Z. Z. we wszystkich prawie dziedzinach i w różnych miastach kraju, wykorzystany został przez PZPN na rozegranie trzeciej kolejki spotkań międzyokręgowych o puchar ś. p. J. Kałuży.

Grają więc zgodnie z ustalonym terminarzem w Warszawie Warszawa—Kra­ków, w Łodzi — Łódź — Śląsk.

Dotychczasowy stan tego turnieju jest następujący:

pkt. st. br

Warszawa 3:1 5:2

Kraków 2:0 5:2

Śląsk 2:0 6:3

Łódź 1:1 2:2

Poznań 0:4 3:9

Po spotkaniach niedzielnych tabelka rozgrywek może zmienić się prawie całkowicie. Zwycięstwa Krakowa w War­szawie i Śląska w Łodzi da prowadzenie któremukolwiek z tych okręgów, a War­szawa zepchnięta zostanie na 3-cje miejsce. Wyniki remisowe nie zmienią ukła­du tabeli, wygrana Łodzi ze Śląskiem przy równoczesnym sukcesie Warszawy nad Krakowem umocni pozycję stolicy i wysunie Łódź na drugie miejsce. Jakie są szanse poszczególnych zespo­łów?

Minimalna przewagę techniczną i nor­malnego poziomu, równoważy własny teren. Kraków, wykazujący dziś supre­mację drużynową w rozgrywkach elimi­nacyjnych ma teoretycznie większe szanse w Warszawie, aniżeli Śląsk w Łodzi.

Spotkanie warszawskie będzie praw­dopodobnie bardzo zacięte. Zdobycie prowadzenia, względnie utrzymanie się na czołowej pozycji w tabeli będzie do tego dostatecznym powodem. Prócz te­go Kraków będzie usiłował jeszcze raz podkreślić swą supremacje w piłkarstwie polskim, Warszawa włoży w spotkanie to wszystkie swe umiejętności i ambicje, by wykazać, że nie jest gorsza od reprezentacji z grodu podwawelskiego.

Prócz tych dwóch meczów rozegrane zostanie jeszcze w Gdańsku spotkanie z cyklu rozgrywek o puchar Ziem Odzyskanych – Gdańsk – Wrocław i dwa z cyklu mistrzstw międzyokręgowych: Polonia _ Lechia w Bydgoszczy i Jarosławski KS – Tarnovia w Jarosławiu.

NAJSILNIEJSZY SKŁAD WARSZAWY

Do meczu z Krakowem reprezentacja Warszawy występuje w swym najsilniejszym składzie. Ostatecznie ustalony on zostanie w czwartek wieczorem po zawodach treningowych między „Żonatymi” i „Kawalerami” (dwa teamy złożone z graczy Polonii i Legii). Najprawdopodobniej wyglądać on będzie następująco: Borucz, Szczepaniak, Gierwatowski, Wiśniewski, Szczurek, (Brzozowski). Waśko, Mordarski, Jaźnicki, Świcarz, Górski i Ochmański.

Trio obronne Warszawy, które ewent. uzupełniać będzie Skromny — nie pod­lega dyskusji, jeżeli chodzi o jej pierw­szeństwo w stolicy. W pomocy na wy­stawienie zasłużył bezwzględnie Wiśnie­wski na prawej stronie. Pozycja Waśki jest także bez zastrzeżeń. Z pary środ­kowych pomocników Szczurek — Brzo­zowski radzilibyśmy wystawić młodsze­go wiekiem.

Atak w podanym przez nas zestawie­niu gwarantować powinien płynność gry i strzał, który w tak poważnym spotka­niu będzie sprawą decydującą. Ewentu­alne przestawienie Górskiego ze Świcarzem nie powinno nastręczać żadnych trudności i może być dokonane już w czasie meczu, Uważamy tylko, że pozy­cje obu skrzydłowych nie powinny być potraktowane eksperymentalnie i że miejsce Ochmańskiego jest tylko na le­wym skrzydle, a nie w trójce środko­wej. Gdyby jednak kapitan zw. WOZPN poszedł na tę koncepcję, radzimy już zachowanie zawodników na pozycjach klubowych, tj. (od prawego) Jaźnicki, Ochmański, Świcarz, Górski, Mordarski).

Kraków nie przysłał jeszcze oficjalne­go składu drużyny, Wątpimy czy dla utrzymania go w tajemnicy. W każdym razie w 20-osobowej ekspedycji krakow­skiej znajdzie się również najsilniejsza jedenastka w składzie:

Jurowicz, Gędłek, Flanek (Barwiński na razie chory), Jabłoński I, Parpan, Jabłoński II, Giergiel, Gracz, Szewczyk, Kohut i Bobula.

Mecz rozpoczyna się o godz. 17.30 i poprzedzony zostanie spotkaniem dwu teamów juniorów stołecznych. Team A stanowić będą juniorzy, którzy przeszli obóz w Świdnicy — team B ci, którzy na obóz ten dostać się nie mogli. Istnie­je więc możność sprawdzenia, czy obozowicze dużo w Świdnicy skorzystali czy nie.(a)


Przegląd Sportowy, 18 Sierpnia 1947r. (Poniedziałek), Nr 66, strona 2

Kraków — Warszawa 3:3 (2:2)

Z OGROMNYM napięciem oczekiwano w stolicy spotkania z reprezen­tacją Krakowa o puchar im. Kałuży. Dobra forma, ostatnio sygnali­zowana, obu drużyn zapowiadała grę ciekawą. Nic przeto dziwnego, że na stadion W. P. stawiło się ok, 20 tys. widzów i raczej nie zawiodło, choć my osobiście spodziewaliśmy się po obu partnerach nieco więcej. Wy­nik 3:3 do przerwy 2:2 jest tym razem sprawiedliwy. Gdyby zespół sto­licy w końcowych fazach gry nie poszedł na śliską drogę tzw. gry na czas wygrałby spotkanie. Strzelona przez Kraków, wyrównująca bramka, dosłownie w ostatniej minucie była sprawiedliwym powtarzamy wyrokiem losu choć może nie wystarczającym dowodem umiejętności.

Do spotkania drużyny wystąpiły w składach:

Kraków: Jurowicz, Gędłek, Flanek, Jabłoński I, Parpan, Mazur, Giergiel, Gracz, Szewczyk, Kohut, Bobula.

Warszawa: Borucz (Skromny), Szczepaniak, Pruski, Waśko, Szczurek, Brzozowski, Jaźnicki, Ochmański, Świcarz, Górski, Mordarski.

Powtarzamy, przy takich zestawie­niach spodziewaliśmy się u obu part­nerów gry, na wyższym stojącej po­ziomie, niż to co oglądaliśmy. Nie znaczy to jednak, że mecz nie był cie­kawy.

W pierwszej połowie było nawet wcale dobre tempo, które raczej dyk­towała Warszawa, mając w tej czę­ści lekką przewagę.

Po przerwie, kiedy ogólnie Kraków lekko przeważał, efektowniej i składniej dla oka wypadła gra gości, pro­wadzona według systemów szkoły krakowskiej, misternej (niezupełnie zre­sztą) kombinacji, która często rwała się. Rwała, bo goście przeplatając swą niezłą robotę w polu psuli ją dziwnie nieskładnie jakiemiś nieobli­czalnymi wypuszczanymi (grubo za dużo) piłkami do przodu, które bez trudu stawały się z reguły łupem Skromnego. Tego „systemu" nie mogliśmy zrozumieć, zdaje się, że nie rozumieli go też napastnicy Krakowa. Zresztą nie mogli oni zachwycić.

Kierownik ataku gości — Szewczyk wypadł wyjątkowo blado. Gracz za­blokowany przez Brzozowskiego był zupełnie niewidoczny i dopiero w ostatnich minutach gry błysnął paro­ma złośliwymi zagraniami. Kohut był niebezpieczny, miał ciąg (aż nazbyt zresztą agresywny), dobry, jak zwy­kle, strzał. Ze skrzydłowych więcej nam się podobał Bobula, choć miał okresy bardzo mizerne.

PARPAN BEZ ZARZUTU

W pomocy błyszczał Parpan. Był niewątpliwie najlepszy w drużynie gości, inteligentnie pracowity i lepszy tym razem w akcjach ofensywnych, tym bardziej, że przecież Parpan też potrafi strzelać, jeśli... jego koledzy z ataku zawodzą. Parpan trzymał cały zespół, podtrzymał go nadto psychicznie swą nieustępliwą grą wówczas, kiedy Warszawa prowadziła już 2:0! Trzeba właśnie trafu, że wyszła mu wówczas kapitalna bomba, która po­prawiła nic tylko stan na 2:1, ale dodała otuchy ,.zgaszonym" trochę kolegom.

Boczni zawiedli. Gorzej, że zawiódł Jabłoński, kandydat przecież do re­prezentacji. Obawiamy się, że po tym meczu szanse Jabłońskiego mocno spadły. Mazur ograniczył się tylko do pilnowania Jaźnickiego.

Z obrońców lepszy bezsprzecznie Flanek, mało może widoczny i efek­towny, ale na ogół pracujący uważ­nie i roztropnie. Gędłek b blady. Jurowicz dość pewny.

DYNAMIKA — TO MAŁO

Zespół warszawski zwłaszcza do przer­wy miał jedna duża zaletę — dynamikę. Akcje ataku były z reguły groźniejsze, niż gości, przy czym pomoc miejsco­wych w tej części gry pracowała dosko­nałe w czym celował Szczurek doskona­łymi, pchającymi do przodu podaniami. Jego sąsiedzi Waśko i Brzozowski na poziomie. Była to najlepsza linia miejscowych. Linia ataku była dla oka niewąt­pliwie efektowniejsza, ale też miała wiele chwil drażniących.

Działo się to przede wszystkim dzię­ki unieruchomieniu Świcarza, bardzo troskliwie pilnowanego i podobnie Och­mańskiego. W związku z tym Jaźnicki został izolowany, a para Górski — Mor­darski grała (aż nazbyt egoistycznie) ze sobą. Nie było ciągłości i płynności akcji, ale jednak było dużo ciągu na bramkę i każda akcja była niebezpiecz­na, bo szybka i trochę... nieobliczalna.

Błąd, który popełniono jednak — ko­sztował zwycięstwo. Pod koniec zanie­chano ataku, ograniczając się do obro­ny. Dlaczego? Żeby utrzymać wynik 3:2? A, czy nie sprawdza się twierdze­nie, że jedyną skuteczną obroną jest właśnie atak? Drużyna warszawska mia­ła 2 pkt. w kieszeni i jeden przez nie­inteligentną końcówkę — straciła.

W obronie tym razem więcej nam się podobał Pruski, minio, że sąsiadem je­go z prawej był sam... Szczepaniak. Pan Władysław miał jednak w tym meczu, dużo grzechów na sumieniu (m. in. dru­gą utraconą bramkę). Parę zagrań, za­grań „prima" — to na Szczepaniaka za mało.

Borucz uległ kontuzji (nie bez winy Kohuta), zastąpił go doskonale Skrom­ny, mający, jak się okazuje, znakomity instynkt, co u bramkarza jest b. ważne.

PRZEBIEG GRY

Rozpoczyna Kraków, lecz piłkę szyb­ko przejmują miejscowi i już w 3 m. znakomitą centrę Jezuickiego, idącą na bramkę z trudem broni w pole Jurowicz — poprawia Ochmański. Warszawa pro­wadzi 1:0, i nadal przeważa, uzyskując rogi W 8, 14 i 20 min. Obrona gości nie­co chaotyczna, pomoc, poza Parpanem, gubiąca się i podająca niecelnie. Za szpetny faul Jabłońskiego na Górskim — karny. Strzela niezawodnie Świcarz. 2:0. Mimo, że akcje ataku krakowskie­go nadal kuleją, nabierają jednak zwol­na wyrazu dzięki niezmordowanej pra­cy Parpana, który ciągnie całą drużynę do przodu. Jedna z takich akcji zastaje środkowego pomocnika w dogodnej sy­tuacji do strzału Bomba: 16 m i stan meczu brzmi 2:1. (Na dobrą sprawę Borucz mógł zdaje się ten strzał zatrzymać).

Nowy duch wstępuje w szeregi nie­bieskich. Atak się trochę rozkręca (poco tylko tyle siły fizycznej?) — mimo, że Giergiel stale wjeżdża na spalony, W 40 m. kontuzjowanego Borucza zastępuje Skromny, ale w ostatniej minucie przed przerwą musi skapitulować przed strza­łem Kohuta, idącego z przeboju (wina Szczepaniaka).

MAJSTERSZTYK GÓRSKIEGO

Po przerwie tempo słabnie. Począt­kowo Warszawa atakuje i Kraków ma dużo szczęścia w niezdarnej i denerwu­jącej obronie. 10 minuta notuje piękny strzał Górskiego, a w dwie minuty póź­niej ten sani gracz pokazuje zachłyśniętej widowni nie lada sztukę, której być może sam się nie spodziewał.

Przejąwszy na połowie boiska dobre podanie Szczurka ciągnie sam przez pomoc gości, objeżdża jednego i drugie­go przeciwnika, zajeżdża na swej pozy­cji na samą niemal linię bramkową, mimo wysiłków Gędłka, Jabłońskigo i Parpana i pod niezwykłym kątem strzela ostro nad Jurowiczem, który w ogóle nie przypuszczał, żeby można już było z tej pozycji strzelić.

Kraków znów zrywa się do ofensywy. Dwa rogi — to wszystko. Odpowiedź Warszawy — też rogi. Dwa ładne, strza­ły Ochmańskiego i Mordarskiego. Wre­szcie końcowe fazy to przewaga Krako­wa (szczęśliwa poprzeczka broni bram­kę miejscowych).

Krakowianie się śpieszą i 44 minuta daje im upragnioną i zasłużoną zresztą bramkę z ładnego strzału Bobnii. Sprawiedliwości tym razem słało się za­dość — los uśmiechnął się w ostatniej chwili gościom, którzy nie zawsze po­trafili swe nerwy utrzymać na wodzy, zwłaszcza wtedy, gdy widmo przegranej zaglądało w oczy. Rogów 6:4 dla Warszawy.

Sędziował b. dobrze p. Kowalski z Łodzi. (sg)