1983.04.02 Pogoń Szczecin - Wisła Kraków 3:0
Z Historia Wisły
Pogoń Szczecin | 3:0 (3:0) | Wisła Kraków | ||||||||
widzów: 18.000 | ||||||||||
sędzia: Wit Żelazko z Warszawy | ||||||||||
| ||||||||||
| ||||||||||
O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl
Relacje prasowe
Echo Krakowa. 1983, nr 66 (5 IV) nr 11349
Morskie powietrze nie służyło wiślakom
POGOŃ — WISŁA 3:0 (3:0). Bramki dla portowców zdobyli: Kensy 2 — w 10 i 34 oraz Biernat w 35 min. Sędziował p. Wit Żelazko z Warszawy.
WISŁA: Adamczyk — Targosz, Budka, Motyka, Jałocha — Nawrocki, Nawałka, Kapka, Krupiński — Iwan, Wróbel.
Zdecydowanie poniżej planu wypadli w Szczecinie piłkarze „Białej gwiazdy”. Do spotkania z zawsze groźną Pogonią przystąpili w niemalże świątecznym nastroju, bez żadnej koncepcji gry i myśli przewodniej. Szczególnie wiele pretensji można mieć pod adresem drugiej linii, która nie dość, że nie potrafiła skutecznie rozegrać piłki w ataku, to jeszcze ze stoickim niemal spokojem przyglądała się ofensywnym poczynaniom gospodarzy.
Na efekty takiej postawy zespołu krakowskiego przyszło czekać bardzo krótko. Po groźnym strzale Urbanowicza z wolnego w 7 min, i „główce.” Kensego w poprzeczkę w 9 min., portowcy zdyskontowali swą przewagę bramkowo kilkadziesiąt sekund później. W 10 min. najsłabszy w Wiśle Adamczyk wypuścił piłkę z rąk po strzale Włocha z wolnego i Kensy bez problemów wpakował ją z 5 m pod poprzeczkę.
To, co nastąpiło od tego momentu aż do końca pierwszej połowy, można śmiało określić mianem koncertu Adama Kensego. Ten najlepszy na boisku zawodnik bezbłędnie dyrygował swymi kolegami, był zawsze tam, gdzie wymagała tego sytuacja, a w dodatku przejął jeszcze na siebie rolę egzekutora! Na nic zdało się indywidualne krycie tego zawodnika przez Krupińskiego — szczecinianin kilka razy strzelał groźnie na bramkę Adamczyka, aż wreszcie w 34 min. jego potężna „bomba” wylądowała w lewym górnym rogu krakowskiej bramki. W minutę później było już praktycznie po meczu: błyskawiczna kontra portowców prawą stroną zakończyła się centrą Stelmasiaka, znów źle interweniował Adamczyk i Biernat spokojnie wepchnął piłkę do siatki z 8 m. Krakowianie próbowali odgryzać się szybkimi atakami środkiem boiska, ale wobec uważnej postawy defensorów Pogoni poczynania te z góry skazane były na niepowodzenie. Efektem ofensywy Wisły w ostatnich minutach pierwszej połowy był zaledwie jeden celny strzał w światło bramki Szczecha (Jałocha w 43 min.).
Druga odsłona nie przyniosła już takich emocji, jak pierwsza, ale główna w tym wina krakowian. Gospodarze bowiem, mając w zapasie aż trzy bramki, szczelnie zaryglowali środek boiska i tylko w najbardziej sprzyjających okolicznościach przechodzili do błyskawicznych kontr skrzydłami. Wiślacy posiadali co prawda optyczną przewagę, ale grali futbol zbyt wolny i statyczny, aby myśleć o zaskoczeniu dobrze broniącego Szczecha.
ROBERT ZIMMERMAN