1923.10.14 Pogoń Lwów - Wisła Kraków 3:0

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 26: Linia 26:
[[Grafika:Głos Narodu 1923-10-17.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:Głos Narodu 1923-10-17.JPG|thumb|right|200 px]]
[[Grafika:Gazeta Lwowska 1923-10-16.JPG|thumb|right|200px]]
[[Grafika:Gazeta Lwowska 1923-10-16.JPG|thumb|right|200px]]
 +
[[Grafika:Słowo Polskie 1923-10-15.JPG|thumb|right|200 px]]
 +
[[Grafika:Słowo Polskie 1923-10-16.JPG|thumb|right|200 px]]
 +
[[Grafika:SportowiecT 1923-10-18b.JPG|thumb|right|200px]]
[[Grafika:SportowiecT 1923-10-18b.JPG|thumb|right|200px]]
==Relacje prasowe==
==Relacje prasowe==

Wersja z dnia 07:33, 17 sty 2013

1923.10.14, Finał Mistrzostw Polski, Lwów,
Pogoń Lwów 3:0 (1:0) Wisła Kraków
widzów:
sędzia: Rząsa
Bramki
Wacław Kuchar 39'
Józef Garbień 63'
Wacław Kuchar 64'
1:0
2:0
3:0
Pogoń Lwów
2-3-5
Mieczysław Kuchar
Władysław Olearczyk
Tadeusz Ignarowicz
Ludwik Schneider
Bronisław Fichtel
Edward Gulicz
Ludwik Szabakiewicz
Józef Garbień
Wacław Kuchar
Mieczysław Batsch
Józef Słonecki

trener: Karl Fischer
Wisła Kraków
2-3-5
Mieczysław Wiśniewski
Kazimierz Kaczor
Marian Markiewicz
Stefan Wójcik
Stefan Śliwa
Marian Majcherczyk
Józef Adamek
Władysław Krupa
Henryk Reyman
Władysław Kowalski
Mieczysław Balcer

trener: brak

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Spis treści

Relacje prasowe

"Tygodnik Sportowy" nr 38

14.10. Sędziował Rząsa (we Lwowie uważany za najlepszego arbitra!!!). Mecz potwierdził spadek formy Wisły. Gra na średnim poziomie, przy dużym zaangażowaniu Lwowian (dobra gra całej drużyny). "Wisła miała szalonego pecha w strzałach, atak, pracujący sprawnie pod flegmatycznym i niezawodnym Reymanem, grał skrzydłami, z których szczególnie niebezpiecznym był Adamek". Słabsza gra pomocy i niepewny Wiśniewski, którego obciążają zdobyte przez Lwowian gole. W I połowie gra wyrównana i otwarta z obu stron (gol Wacka w 39 min.); ataki Wisły i bomby Reymana nie przynoszą efektu bramkowego. W 62’ "tank Garbień" zdobywa 2. gola, a w 64’ ponownie Wacek wpisuje się na listę strzelców. Mimo ambitnych ataków Wisły wynik nie ulega zmianie.

„Przegląd Sportowy” z 1923.10.17

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1923/numer042/imagepages/image14.htm

14 października. Pogoń-Wisła 3:0 (1:0). Rogów 8:4.
Tym razem określenie „zasłużone zwycięstwo" Pogoni, najlepiej może charakteryzuje te ważne zawody. Zwycięzcy dołożyli wszelkich dodatnich starań — osiągnęli piękny rezultat. głównie grą szybszą, wymagającą większego nakładu pracy, lecz rokującą zawsze lepszy rezultat. A była też drużyna do tej walki dobrze usposobiona, a przedewszystkiem przygotowana i wybitnie odczuwająca odpowiedzialność, jakiej zadość uczynić powinna w tak ważnem spotkaniu. To też uzasadnioną i zrozumiałą dla wszystkich była ambicja, z jaką zawodnicy Pogoni przez cały czas gry, na zwycięstwo pracowali. Wykazała też zwycięska drużyna doskonałą formę, dzięki której wytrzymała szybkie tempo gry, przez siebie narzucone, w zupełności. Ułatwioną pracę miał napad, względnie środkowa trójka przez polepszenie formy u p. Garbienia, który tym razem wykazał już swoje dawniejsze zalety, wprawdzie jeszcze nie w zupełności, lecz wystarczająco, aby przyczynić się do zwycięstwa przez możność dodatniej współpracy z pp. Kucharem i Baczem, tymbardziej, że sąsiad na jego lewem skrzydle p. Szabakiewicz, był prawie zawsze przez swego przeciwnika dobrze i łatwo „trzymany” W pomocy Pogoni najintenzywniej pracował Fichtel. Bezpośrednie swe zadanie, „trzymanie" Reymana, wypełniał należycie, a może błądził w podawaniu piłki, która najczęściej trafiała przeciwnika. Radził sobie jednak i z tym mankamentem, przez podprowadzenie jej do linji ataku. Bardzo pewnie tym razem grał p. Olearczyk w obronie, podobnie jak i M. Kuchar w bramce.

Gra Wisły nie osiągnęła na tych zawodach tego stopnia, jaki wykazała na jubileuszowych zawodach Czarnych. Pewien spadek formy był widocznym. Możliwem, że objaw ten spowodowały ciężkie ostatnie jej walki z Wartą i ŁKS. i „mistrzostwa wojskowe". Odniosłem też wrażenie, że dawny system gry Wisły, oparty na wszystkich, zmienił się na mniej korzystną zasadę wyzyskiwania wybitniejszych jednostek, głównie p. Reymana, któremu ustawicznie podawano piłkę, nie dając chwili wypoczynku do zebrania sił na wykonanie przeboju, lub oddanie skutecznego strzału. Był to błąd, tem może znaczniejszy, że reszta napadu Wisły, grała jakoś „jałowo", a co dziwniejsze niedokładnie podawała. Jedynie p. Kowalski na lewym łączniku wykazał większą ochotę i skuteczniejszą współpracę. W pomocy pp. Siwa i Majcherczyk pracowali bez zarzutu, mniej jednak zadowolił p. Wójcik ofenzywnie, choć jak wspomniałem, dobrze „trzymał" lewe skrzydło Pogoni. Znacznie skuteczniej grał p. Kaczor, aniżeli jego towarzysz p. Markiewicz. Unieszkodliwił znaczną ilość niebezpiecznych ataków, wynagradzając w ten sposób małe zalety w grze kombinacyjnej. P. Wiśniewski nie mógł obronić drugiego i trzeciego strzału w ogólności wykazał wysoką klasę.

W odmiennych nastrojach weszły na boisko obie drużyny. Pogoń, po stosunkowo lekkich zawodach z Wilnem, Warszawą i Lublinem, wykazała większy zasób energji psychicznej i mniejsze wyczerpanie fizyczne, oba wysokocenne walory, zapewniające lepszy sukces. Przytem swoje boisko i publiczność, składały się na całość, podniecającą ambicję zawodników.
Odmienne wrażenie uczyniła Wisła. Wiszące do ostatniej chwili „na włosku" mistrzostwo zachodu, wywalczone wreszcie ze znacznie silniejszemi drużynami, jak na wschodzie, „oranie" Reymanem i Markiewiczem w mistrzostwach wojskowych, wywołać musiały w drużynie odmienne skutki, a więc najważniejsze po fizycznem, psychiczne wyczerpanie i brak wiary w swą wartość. Wysoka stawka w postaci możności utraty dwu prawie, że decydujących punktów, temsamem niepewność osiągnięcia wprawdzie tylko urzędowego, lecz mimoto wielce zaszczytnego tytułu mistrza Polski, niedozwoliły Wiśle na wydobycie takiej gry, jaką pokazała jeszcze w ostatnich dniach czerwca we Lwowie.

Bo pomimo, że krakowianie mieli sposobność do wyrównania, nawet prowadzenia gry, bałaby Pogoń, z powodów wyż wymienionych zwyciężyła. Takie odniosłem wrażenie i takie przekonanie wyrobił we mnie przebieg całej gry. A jeżeli uwzględnimy i ten stan faktyczny, że najmniejszy przypadek, lub inne uboczne, a często decydujące niemal w końcowy wynik względy, nie zaistniały ani w jednym wypadku, oraz, że bardzo krótki czas jaki dzieli najbliższą rozgrywkę obu drużyn w Krakowie, nie wpłynie już na wyrównanie się tych, jak wspomniałem wysokocennych walorów, któremi celuje obecnie Pogoń, a brak ich Wiśle, to mimo, że gra odbędzie się na krakowskim boisku, drużyna lwowska, najprawdopodobniej wywalczy ponowne zwycięstwo.

Gra omawiana, stwierdzam to z pełnem zadowoleniem, nie przypominała tych typowych, najczęściej bezwartościowych, a nierzadko wstrętnych walk o „dwa punkty". Cechowała ją przyzwoitość i rycerskość przez cały czas. Walczono umiejętnością gry, nieposuwając, zrozumiałego zresztą zapału, za daleko. Może cokolwiek Pogoń wyłamywała się chwilami swą krewkością z ram dozwolonych, powodując kilka niebezpiecznych rzutów wolnych, lecz w całości dała grę zupełnie fair. Wisła, szczególniej w napadzie grała za miękko, a tylko może środkowy i prawy pomocnik niezapominali, że przecież rozchodzi się o dwa punkty, a nie jedynie o zadowolenie barw klubowych.

„Strach ma wielkie oczy" było widoczną dewizą obu drużyn. A echa, jakie przyniosła prasa krakowska, o lubującym się w rzutach karnych p. Rząsie i odporność jego na protesty zawodników i publiczności, zrobiły swoje. Zobaczyliśmy grę ładną, interesującą widza przez cały czas, bogatą w piękne momenty kombinacyjne i techniczne. Szkoda tylko, że napad Wisły, dobrej zresztą grze przyziemnej w polu, niepodrażniał widza równą skutecznością swej pracy pod bramką lwowską w tym stopniu, jak napad Pogoni. To była może jedyna ciemna strona dla smakoszów meczowych. Sprzyjała pogoda jakby „zamówiona", a nieznaczny wiatr w pierwszej połowie i nierówne miejscami boisko, nie wpłynęło jednak na grę wybitniej.

Przez pierwsze dziesięć minut znaczna przewaga Pogoni, kilka bardzo ładnych ataków pierwszoklasowej wartości, udaremnia bardzo dobrze Kaczor. Napad Pogoni narzuca bardzo szybkie tempo, środkowa trójka przypomina swe najlepsze czasy. Garbień wykazuje polepszenie formy. W. Kuchar pełną swą sprawność fizyczną. Bacz doskonałą technikę. Srzydła słabe. Wisła przygnieciona, tylko sporadycznie wypada, gra nerwami. Dopiero od 10—30’ gra się wyrównuje. Pomoc Wisły łączy się do wspólnej pracy z atakiem, posługując się grą przyziemną, uchylając nią grożące niebezpieczeństwo. Gra w tym okresie prowadzona przeważnie „w polu”. Dopiero od 30 minuty tempo z powrotem żywsze. Wzajemne ataki dążą do widocznego rezultatu. Wisła dochodzi pewnie do pola karnego, dalej utyka, lub oddaje niepewne strzały. Pogoń atakuje intenzywniej, prze ku bramce skuteczniej, a w 41' W. Kuchar kończy udaną kombinację pewnym strzałem w bramkę Wisły. Sukces ten dodaje otuchy zawodnikom lwowskim. Wykorzystują depresję przeciwnika w 43' Garbień ładnie strzela, lecz nad poprzeczkę— w 44' Bacz, po rzucie z rogu. wyczynia najpiękniejszą „główkę" jaką tego roku widziałem, lecz tuż koło słupka. W 45’ podciąga Adamek i centruje wzorowo, powstaje zamieszanie i ścisk pod bramką Pogoni, wyrównanie „wisi w powietrzu", lecz drużyna lwowska jakoś szczęśliwie odchyla niebezpieczeństwo. Pauza 1:0.

Podobnie jak Pogoń 10 min. w pierwszej, opanowywuje Wisła z początkiem drugiej połowy sytuację w zupełności, już w 1 min. Kowalski pięknym przebojem, stwarza najpewniejszą sytuację, strzela ostro, lecz tuż koło słupka. Gra przenosi się na połowę Pogoni, Wisła przygniata, uzyskuje w 2 i 4 min rzuty z rogu, lecz bez skutku, w 3 i 7 min. wypady skrzydeł Pogoni unicestwiają skrajni pomocnicy Wisły. Krakowianie pracują „całą parą", ryzykują „spuchnięcie" aby tylko wyrównać, lecz szczęście niedopisuje, a co gorsza występuje już po kwadransie zmęczenie. Jeszcze w 15 min. jeden wysiłek, rzut z rogu — sytuacja dla gości korzystna — jednak znowu bez rezultatu. I znowu gra wyrównuje się chwilowo, poczem Pogoń stale w dobrej fizycznnej formie, dąży do zapewnienia sobie zwycięstwa. Bacz gra coraz piękniej. Kuchar szybko przerzuca piłkę na skrzydła a już w 18 min. wykorzystuje Garbień brak szybkiej decyzji u Kaczora i Wójcika (piłkę wybija się w takiej sytuacji zawsze na róg) strzela pewnie i ostro w bramkę Wisły, która detonuje się w zupełności, traci „głowę", przeciwnie Pogoń potraja wysiłki, wykorzystuje swój większy zasób pewności i już w następnej minucie strzela Kuchar po raz trzeci nieuchronnie. Następują coraz to liczniejsze i niebezpieczniejsze ataki Pogoni. W 20 min. Bacz pięknym strzałem nadwyręża poprzeczkę. Wisła zbiera siły i odpowiada kilkoma atakami. Uzyskuje w 21, 31 i 41 minucie trzy rzuty wolne, lecz bądź chwyta M. Kuchar dobre strzały Reymana, bądź Krupa przestrzeliwuje.

Pogoń ma jeszcze sposobność powiększyć sukces w 29 min., lecz z pewnej pozycji strzela Garbień górą. W ostatniej minucie jeszcze pragnie Wisła zdobyć t. zw. „honorowego goala" lecz i ten wysiłek nie powiódł się.
Ciekawy byłem, jak wywiąże się z zadania, tym razem trudnego p. Rząsa. Lecz spodziewane trudności nie wystąpiły, bo jak zaznaczyłem i zawodnicy i publiczność, przestrzegały zasad gry, więc jak dotąd, tak i nadal zasługuje p. Rząsa na najpochiebniejszą o sobie opinję.

L. Christetbauer

Pierwszy finał przyniósł Wiśle porażkę, na którą zresztą cały Kraków był przygotowany. Stwierdzić bowiem trzeba, że Wisła w sezonie jesiennym zmieniła się do niepoznania. Spadek formy daje się zauważyć we wszystkich jej linjach. Wysiłek, z jakim rzuciła się zdobywać mistrzostwo okręgowe, wydawanie z siebie na każdym meczu całego zasobu energji i ambicji, by się nie potknąć i utrzymać przewagę punktów nad Cracovią, musiały na dalszą metę osłabić psychicznie tę twardą, ambitną drużynę. I właśnie wtedy, kiedy należałoby być w najlepszej kondycji, widzimy u drużyny krakowskiej stan — niewątpliwie przejściowego, ale w danej chwili najmniej pożądanego — osłabienia. Może w najbliższą niedzielę Wisła jeszcze raz skupi wszystkie swe siły i enrgję, by wyjść ze spotkania zwycięsko i doprowadzić do trzeciego finału, któryby się odbył w obcem mieście zapewne w Warszawie.

Ponieważ i mistrz dotychczasowy, który w r. b. nie poniósł w mistrzostwie ani jednej porażki, dąży ze znaną swą ambicją do zdobycia po raz drugi z rzędu tytułu mistrza Polski, oczekiwać należy jednego z najciekawszych spotkań, roku bież. w Krakowie.

Zawodami kierować będzie p. Rząsa na propozycję klubów, co świadczy o wielkiem zaufaniu i uznaniu, jakie ten tak młody jeszcze sędzia zdobył sobie w naszym sporcie piłkarskim.

"Sport lwowski" nr 73

Przykra i wysoka porażka nie stawiała jednak Wisły na straconej pozycje przed rewanżem w Krakowie. Powodował to regulamin rozgrywek, który w wypadku równej ilości punktów zdobytych przez obie drużyny przewidywał rozegranie meczu dodatkowego na neutralnym terenie (niezależnie od zdobytych i straconych bramek w dwumeczu). Wystarczyło więc tylko wygrać (nawet w najskromniejszych rozmiarach), by doszło do trzeciego spotkania.