1923.11.25 Cracovia - Wisła Kraków 1:5

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 47: Linia 47:
[[Kategoria:Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi 1923 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi 1923 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Wszystkie mecze 1923 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Wszystkie mecze 1923 (piłka nożna)]]
 +
[[Kategoria:Cracovia]]
 +
[[Kategoria:Cracovia - Wszystkie mecze]]
[[Kategoria:Cracovia - Wszystkie mecze]]
[[Kategoria:Cracovia - Mecze wygrane]]
[[Kategoria:Cracovia - Mecze wygrane]]

Wersja z dnia 02:08, 12 sie 2009

1923.11.25, Mecz towarzyski, Kraków, Stadion Cracovii,
[[Grafika:|150px]] Cracovia 1:5 (0:1) Wisła Kraków [[Grafika:|150px]]
widzów:
sędzia: Alfred Konkiewicz z Krakowa
Bramki

Edward Węglowski 60'




0:1
1:1
1:2
1:3
1:4
1:5
(k) Stanisław Czulak

Stefan Reyman
Stefan Reyman
Henryk Reyman
90' Józef Adamek
Cracovia
2-3-5:
Latacz
Węglowski
Fryc
Alfus
Jan Reyman
Ciszewski
Wisła Kraków
2-3-5:
Mieczysław Wiśniewski
Kazimierz Kaczor [Markiewicz]
Stanisław Stopa
Władysław Krupa
Stefan Śliwa
Stefan Wójcik
Józef Adamek
Stanisław Czulak
Henryk Reyman
Stefan Reyman [Kowalski]
Mieczysław Balcer

trener: brak
Sędziować miał Rosenfeld, ale Cracovia nie wyraziła na to zgody.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Spis treści

Relacje prasowe

25.11. b. Cracovii. Wisła-Cracovia 5:1 (1:0). skład z relacji różni się od podanego przez Mastalskiego w SL: Wiśniewski - Kaczor [Markiewicz], Stopa - Krupa, Śliwa, Wójcik - Adamek, Czulak, Reyman, Reyman II [Kowalski], Balcer. Gole: Reyman II 2 (gole nr 2 i 3), Czulak z karnego (I połowa), Reyman, Adamek 90’. s. Konkiewicz.

Tygodnik Sportowy nr 43

Mecz mimo trudnych warunków do gry był od początku interesującym widowiskiem. Gra była ostra i ambitna z obu stron. Wisła od początku narzuciła ostre tempo gry i przez pierwszy kwadrans miała przygniatającą przewagę. Reyman parokrotnie próbował siły swoich strzałów z rzutów wolnych (bezskutecznie). Gol dla Wisły padł z karnego, gdy gra się nieco wyrównała. Po przerwie do ataku rzuciła się Cracovia, ale animuszu starczyło jej na kilkanaście minut. Dało jej to wprawdzie bramkę strzeloną przez Węglowskiego, ale to było wszystko na co było stać „biało-czerwonych” w tym meczu. Nie wytrzymała po prostu narzuconego tempa gry przez Wisłę, która od momentu utraty gola całkowicie dominowała na boisku. W efekcie dobrze grający Reyman II strzelił 2 kolejne bramki. Potem następowało już tylko dobijanie rozbitego psychicznie przeciwnika. Egzekutorami byli kolejno: Reyman I kiedy „pięknym strzałem” pokonał Fryca (zastępującego kontuzjowanego Latacza w bramce) oraz Adamek ustalający wynik spotkania w ostatniej minucie meczu (w bramce stał już ponownie Latacz). Mecz kończył się w mgle, pragnącej jak gdyby zakryć wstyd zawodników Cracovii. Na uwagę zasługiwało również skandaliczne zachowanie kibiców Cracovii. Nienawykli do oglądania tak dotkliwych porażek swoich pupili obrażali nienajlepiej prowadzącego to spotkanie jako sędzia Konkiewicza. Prowadzić to spotkanie miał s. Rosenfeld, ale Cracovia nie wyraziła na to zgody i chyba po meczu tego żałowała.

Przegląd Sportowy nr 48/1923:

Okręg krakowski. Kraków. Cracovia - Wisła 1:5 (0:1).

Bywają zawody, z których trudno napisać mniej więcej rzeczowe sprawozdanie. Spotkanie Wisła z Cracovią, zakończone niebywałą porażką Cracovii, należy do tych, wobec których sprawozdawca, o ile nie jest klubowym rekinem, staje bezradny lub conajmniej z tęgą zawieruchą w głowie. Śnieg, zalegający niemal całe boisko, mgła gęstniejąca ku końcowi zawodów w welon nieprzebity, za którym migały się tylko mistyczne sylwety graczów, stworzyły z góry warunki do niezwykłego widowiska. W mgle sędzia i jego niepojęte oznaczenia, za mgłą tłum i jego chorał nieprzerwany: kaaloosz. Następnie przebieg gry najzupełniej dziwacznej, a której jedyną niewątpliwą rzeczą było to, że Wisła wygrała. I wygrała uczciwie i zasłużenie. Że mimo tego mecz ten ani wynik nie okazuje istotnego stosunku sił, kwestji ulegać nie może.

Po dłuższej przerwie bohaterem zawodów był sędzia p. Konkiewicz. Nawet najdalej idąca wyrozumiałość nie może usprawiedliwić wielu błędów, które popełnił. Jeżeli rozdrażniony rykami publiczności chciał "pokazać", że sobie z niej nic nie robi - to nie musiał jeszcze robić jej na złość, kosztem Cracovii. Orzeczenia jego nie stały na tym bezstronnym poziomie, którego wymagać należy od przewodniczącego Kolegjum Sędziów PZPN. Szkoda! Widowisko zapowiadało się bowiem pięknie i obie drużyny stać było na wyższy poziom gry, niż to ujrzeliśmy. O dużem wyrobieniu graczy świadczy fakt, że prócz "utrącenia" Latacza, pozbawionego zresztą złośliwych intencyj. Żaden incydent nie zamącił przebiegu gry.

Wisła wystąpiła z małemi zmianami w komplecie t.j. ze Stopą zamiast Markiewicza, no i Reymanem II zamiast Kowalskiego. Cracovia bez Popiela, Stycznia, Kałuży, Zimowskiego, których zastępywali Latacz, Alfus, Reyman III i Ciszewski. Właściwie trudno mówić o zastępstwach w ataku Cracovii, bo żaden mędrzec nie wie, jaki jest jego skład stały. Dziwną jest doprawdy rzeczą, że kierownictwo sekcji piłkarskiej tego klubu nie może zdobyć się od roku już na jakieś cesarskie cięcie, w wyniku którego dowiemy się wreszcie, kto właściwie gra na tej i tamtej pozycji. Przed dwoma laty mieliśmy pięciu napastników Cracovii, dziś mamy ich bodaj dwa razy tyle. Efekt wiadomy.

Opis meczu

Pierwsza połowa gry przebiegła mniej więcej normalnie pomimo niezupełnie jasne orzeczenia sędziego. Pierwsze piętnaście minut należy do Wisły, a ostatnie do Cracovii. Bramka pada w pośrodku z rzutu karnego, który można było dać, a można było i nie dać. Jeżeli jednak "odzwyczajanie" graczy od remplowania na polu karnem może mieć to i owo za sobą -- to odzwyczajanie od systemu jednego obrońcy przez nieodgwizdywanie spalonych, nie ma za sobą nic. Niestety i Cracovia chciała "przyzwyczaić" sędziego do spalonych, pozostawiając spalonego przeciwnika wraz z piłką swojemu losowi. Kosztowało ją to coś niecoś z bramek w drugiej połowie, ta zaś rozpoczęła się zupełnem oblężeniem bramki Wisły, w rezultacie którego po 15-stu minutach gry Węglowski zdobywa w pięknym stylu bramkę. W pewien czas później Reyman II wybija piłkę z pod leżącego na niej Latacza i pakuje ją do bramki. Kontuzjowany Latacz leży w bramce, a sędzia zaczyna grę, aby dopiero pod huraganem ryków przerwać ją i wyczekać, aż na miejsce Latacza wstąpi do bramki ... Fryc. Z chwilą tą Cracovia upada na duchu i gra bez ładu do końca gry. Dwie bramki z pozycyj niekoniecznie czystych uzyskują Reyman II i Reyman I pięknym strzałem. Następnie, po powrocie niemrawego już Latacza, jeszcze jedną uzyskuje Adamek.

Wisła naogół lepiej czuła się na śniegu od Cracovii, ponadto przewyższała ją w linji ataku, który w Czulaku pozyskał cenną i zupełnie pierwszorzędną siłę. Kowalskiego zastępował Reyman III znakomicie. Wogóle atak Wisły przedstawia dziś dość zgraną linję bojową, która łatwo może się wybić jako całość na czołowe miejsce w Polsce. Zależeć to będzie w pierwszej linji od tego, czy obaj skrzydłowi rozwiną dość rychło swe niezaprzeczenie wielkie, acz surowe jeszcze talenty. Śliwa, posiadając zupełnie inny styl gry od Cikowskiego, niewiele mu ustępuje. Na pozycji tej nie ma w Polsce lotniejszego odeń gracza. Krupa zdobył już twardą klasę i tem samem trwałe miejsce w drużynie. Kaczor czuł się na śniegu jak w wodzie.

Cracovia aż do ustąpienia Latacza pokazała obyczną swoją grę, w której raz się wszystko udaje, a raz nic się nie udaje. Atak jej niezmiernie "płynny" nie może dojść do ładu bez tęgiego środkowego. Pojedynczo każdy z graczy, z wyjątkiem słabszego Reymana III, stanowi doskonałą jednostkę. Ciszewski robi postępy z zawodów na zawody.

Z linji pomocy i obrony wyróżnili się świetni Fryc i Cikowski. Latacz dopisał, łapiąc parę pięknych strzałów Czulaka. Synowcowi służy lepiej murawa od śniegu. Osobne życzenie należy się Frycowi, jako bramkarzowi. Mianowicie: oby zawsze pozostał obrońcą.

Jak wiadomo, 8 grudnia ma nastąpić rewanżowe spotkanie drużyn. Zwolennicy Cracovii obiecują sobie, że Cracovia "wsunie" pół tuzina, zwolennicy Wisły, że tyleż "właduje" Wisła. Spokojniejsi myślą: wsuwajcie panowie i ładujcie w imię Boże - ale nie psujcie tych dobrych i koleżeńskich stosunków, jakie ostatnimi czasy nawiązały się między obu drużynami, a z których dumny był pono Kraków.