1924.11.16 Wisła Kraków – Pogoń Lwów 2:3

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Relacje prasowe)
Linia 20: Linia 20:
==Relacje prasowe==
==Relacje prasowe==
-
Przegląd Sportowy nr. 46/1924 str. 11/12:
+
===Przegląd Sportowy nr. 46===
-
 
+
PIŁKA NOŻNA
PIŁKA NOŻNA
Linia 35: Linia 34:
[[Grafika:1924.11.16 Wisła Kraków – Pogoń Lwów.jpg|thumb|right|250px]]‎
[[Grafika:1924.11.16 Wisła Kraków – Pogoń Lwów.jpg|thumb|right|250px]]‎
[[Grafika:Stadjon 1924-11-13.JPG|thumb|right|250px]]‎
[[Grafika:Stadjon 1924-11-13.JPG|thumb|right|250px]]‎
-
[[Grafika:Stadjon 1924-11-13b.JPG|thumb|right|250px]]‎
 
-
[[Grafika:Stadjon 1924-11-13c.JPG|thumb|right|250px]]‎
 
-
 
Pomoc Pogoni nie stała na wysokości zadania. Hanke nie budzi grą zwą specjalnego zachwytu. Szczególnie psują mu reputację te nieustanne przydługie nieco jazdy z przeciwnikiem na plecach w stronę swego pola karnego, czem hamuje tempo gry. Przy tak słabej lewej stronie napadu Wisły, jak Balcer i Kowalski, można było więcej pokazać.
Pomoc Pogoni nie stała na wysokości zadania. Hanke nie budzi grą zwą specjalnego zachwytu. Szczególnie psują mu reputację te nieustanne przydługie nieco jazdy z przeciwnikiem na plecach w stronę swego pola karnego, czem hamuje tempo gry. Przy tak słabej lewej stronie napadu Wisły, jak Balcer i Kowalski, można było więcej pokazać.
Linia 48: Linia 44:
Mecz zaszczycił swoją obecnością marszałek Piłsudski, witany owacyjnie przez zgromadzoną publiczność i graczy J.Z.
Mecz zaszczycił swoją obecnością marszałek Piłsudski, witany owacyjnie przez zgromadzoną publiczność i graczy J.Z.
 +
===„Stadion” z 1924.11.13===
 +
[[Grafika:Stadjon 1924-11-13b.JPG|thumb|right|250px]]‎
 +
[[Grafika:Stadjon 1924-11-13c.JPG|thumb|right|250px]]‎
 +
'''Pogoń (Lwów) — Wisła 3:2 (2:1)'''. <br>Niedziela południe, boisko Wisły, spotkanie towarzyskie. Byli tacy, którzy spotkanie to uważali za próbę siły dwu poważnych pretendentów do wiosennego tytułu Mistrza Polski. Trudno mi być jednak podobnego zdania, bo Wisła z reguły, pod koniec każdego sezonu, niezwykle spada w formie a nadto, jak mi wiadomo, od ostatniego mistrzostwa, t. j. od trzech tygodni spoczęła na laurach i na jedenastu graczy drużyny siedmiu od tego czasu wogóle nie raczyło odwiedzić trenera Schlossera na boisku. To też wyznam szczerze, że po ostatnich wyczynach Pogoni, po jej tryumfach w Warszawie, liczyłem na wyższą klęskę mistrza Krakowa, no i.... na lepszą grę Pogoni. Jest to drużyna niezaprzeczenie, jeśli nie najlepsza, to jedna z najlepszych w Polsce, ale właśnie dlatego ma się prawo wymagać od niej rzeczy lepszych, niż od przeciętnej naszej czołowej klasy.
 +
 +
Pogoń posiada bezwzględnie pewne walory, jakim równych nie spotyka się u żadnej innej polskiej drużyny, a to wspaniałą ambicję, która doskonale zastępuje liczne braki techniczne i taktyczne, doskonały start, szybkość i bogactwo strzału, choć nie nazbyt celnego. Jest to natomiast drużyna w swej sile bardzo nierówna. Najlepszej linji napadu nie odpowiadają w małej mierze ani linja pomocy, ani obrońcy. W linji ataku dobre, szybkie skrzydła, z których Słonecki gra tylko chwilami dobrze, wykazując pozatem nieładną i szkodliwą manierę — dobry Bacz, niezły Kuchar (choć zdaniem mojem nierównie lepszy na środku pomocy) i całkiem słaby Garbień, który, mając przeciw sobie słabych Kaczora i Wójcika, niczem, mimo to, nie zdołał się zaznaczyć. W pomocy Fichtel niby dobry, ale jednak to nie typowy środkowy pomocnik i zdaje się nigdy nim nie będzie, Gulicz więcej foul niż dobry, Hanke jednostronny, bo tylko defensywny. Obrońcy bardzo niepewni, niezwykle odbijają w zestawieniu z klasą napadu. Anektowany katowicki Gorlitz oczywista jeden z najlepszych w Polsce, ale jak się mu dobrze strzeli to też puści. Już to trzeba przyznać, że klasa polskich bramkarzy grubo dalej odbiega od poziomu środkowoeuropejskiego, niż to ma miejsce w innych linjach naszych drużyn.
 +
 +
Przechodząc do przebiegu gry trzeba w pierwej jej połowie przyznać przewagę Lwowian, może w znacznej mierze spowodowaną grą za wiatrem. Wisła więcej w defensywie, chwilami jednak i naciera. Zaznacza się tu przewaga Pogoni w dyspozycji strzałowej, „poganiacze" strzelają trzy razy więcej od swych przeciwników. Atak Wisły dąży tylko do strzałów pewnych, cóż z tego jednak, kiedy na takie, dziwnie „nieżyczliwe" tyły Pogoni, nie pozwalają. Kolejkę dnia zaczyna ładnym strzałem Słonecki, niedługo potem z podania Adamka wyrównuje Czulak jeszcze ładniejszym i efektowniejszym. Prowadzenie zawdzięcza Pogoń trochę Baczowi a trochę sędziemu, który w pośpiechu miesza twarz obrońcy Wisły Markiewicza z jego ręką i za strzał w twarz dyktuje rzut wolny z pobliża pola karnego, zreferowany dokładnie przez Bacza.
 +
 +
Po przerwie obraz gry zmienia się niebywale. Jeżeli można mówić o przewadze Pogoni w pierwszej połowie, to zwłaszcza początkowe 30 minut drugiej części przynoszą kompletne zmiażdżenie Pogoni przez miejscowych. Zgnieceni Lwowianie bronią się niezwykle bezradnie, nie wykazując ani rutyny, ani zimnej krwi, jakiej przecież ma się prawo wymagać od mistrza Polski. To też, choćby za te trzydzieści kilka minut takiej zdecydowanej przewagi, należał się Wiśle wynik remisowy w nagrodę. W tym okresie gry przychodzi też chwilowe wyrównanie z rzutu wolnego Reymana I, który Gorlitz puszcza dosyć pospolicie, mimo zaczepienia o silną piłkę jedną ręką. Pozatym strzałem przewaga przynosi Wiśle tylko niezliczoną ilość rogów, bo aż 8, bitych dobrze przeważnie, których jednak napad Wisły notorycznie nie umie wyzyskiwać. Pod koniec jeden z ataków Pogoni, błąd Wójcika i Kaczora, piłkę dostaje Bacz, Markiewicz za późno startuje i... Pogoń zwycięzcą. Przechodząc do oceny gry miejscowych muszę zacząć od napiętnowania fatalnej formy Kaczora. Wolno graczowi być lepiej lub gorzej usposobionym, ale nie wolno backowi drużyny, która zdobyła mistrzostwo Krakowa, wykazywać wyczynów godnych klasy C, co miało miejsce zwłaszcza w pierwszej połowie gry. Zdaje się, że minęły już niepowrotnie te czasy, kiedy to pojawiało się raz na tydzień na boisku ii „kopało", dziś sport wymaga pracy nad sobą. Niedobrze wypadł też Wójcik, może trochę z przyczyny, że musiał łatać słabe strony Kaczora, ale także z powodu widocznego braku treningu. Gracz ten, niezbyt utalentowany, musi braki nadrabiać wielką pilnością i pracowitością. Aby skończyć z krytyką ujemną trzeba jeszcze zająć się osobą Kowalskiego. Można być graczem najbardziej utalentowanym, najlepiej fizycznie wyposażonym i technicznie wyszkolonym, ale mimo tego dawać ujemne wyczyny, jeśli się nie wykazuje ochoty do gry. Kowalski, gdyby mu się chciało, mógłby być jednym z najlepszych napastników w Polsce, posiada po temu wszelkie warunki, cóż kiedy chce mu się najwyżej trzy razy do roku.
 +
Reszta spełniła swe zadanie dobrze. A więc Kiliński w bramce spełnił swój obowiązek. Markiewicz jako obrońca mniej efektowny, ale pełen zalet, szybki, odważny przytomny i technicznie doskonały. Gieras na środku pomocy bez zarzutu. Krupa, po dłuższej niedyspozycji, może nieco za miękki, ale pełen rozumu. W napadzie Adamek zawsze jednaki, staranny i ofiarny, antyteza Kowalskiego. Czulak szybki, pracowity, odważny i pełen ofiarności. Reyman niezastąpiony jako „rozdzielacz” piłek. Balcer, jeżeli się nie wybija musi podziękować tylko swemu sąsiadowi, od którego prawie nigdy nie dostanie dobrej piłki, za to w wypadkach, gdy mu ją umiejętnie poda ze środka Reyman I, spełnia swe zadanie bez zarzutu.
 +
 +
Zawody prowadził, jak zwykle poprawnie, p Rutkowski, mając dosyć kłopotu z Pogonią, która zarządzenia jego krytykowała nie zawsze taktownie. Pod koniec gry Wisła nie wyzyskuje rzutu karnego, który Kowalski nie tyle strzelił, co podał do bramki. Rogi 8:1 dla Wisły. Zawodom przyglądał się Marszałek Piłsudski, witany przez Zarząd Wisły, obie drużyny i licznie, mimo zimna, zebraną publiczność.
[[Kategoria:Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi 1924 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi 1924 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Wszystkie mecze 1924 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Wszystkie mecze 1924 (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Pogoń Lwów]]
[[Kategoria:Pogoń Lwów]]
-
[[Kategoria:Artykuły wymagające przepisania]]
 

Wersja z dnia 08:30, 17 sty 2011

1924.11.16, Mecz towarzyski, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 2:3 (1:2) Pogoń Lwów
widzów:
sędzia: Andrzej Rutkowski z Krakowa
Bramki

Stanisław Czulak 12'

Henryk Reyman (w) 60'

0:1
1:1
1:2
2:2
2:3
8'

14' Bacz

73' Bacz
Wisła Kraków
skład niepełny:
Marian Kiliński
Marian Markiewicz
Stefan Wójcik
Józef Adamek
Stanisław Czulak
Henryk Reyman
Władysław Kowalski

trener: Imre Schlosser
Pogoń Lwów

trener: Karl Fischer
Mecz zaszczycił swoją obecnością marszałek Piłsudski.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Relacje prasowe

Przegląd Sportowy nr. 46

PIŁKA NOŻNA

Okręg krakowski. Kraków

16.XI. Pogoń (Lwów) - Wisła 3:2 (2:1).

Po sukcesach warszawskich i wspaniałej opinji prasy stołecznej spodziewano się, że Pogoń spadnie na Kraków niby meteoryt i niezwykłym blaskiem rozjaśni szary sezon jesienny. Sceptyków, co widzieli bardzo średnią formę Pogoni w jesiennem mistrzostwie Polski i którym rewolucyjna zmiana tej drużyny na zupełny plus nie bardzo zdała się możliwą, napewno nie było na trybunach Wisły. Dlatego też, mimo ładnie prowadzonej gry i kompletnej przewagi nad Wisłą przed pauzą, okres po niej, przypominający najdziksze czasy, kiedy to dr. Garbień również wciąż się złościł a Gulicz conajmniej chodził ludziom po piszczelach, rozczarował widzów i spowodował bardzo chłodne pożegnanie. Trudno sadzić po jednej grze: drużyna ma swoje dobre i złe dni i mogliśmy przypadkowo na taki właśnie nierówny dzień trafić. Dlatego też z niedzielnego sukcesu Lwowian wolę rozpatrywać bardziej prawdopodobną połowę z przed pauzy niż okrez po niej, kiedy w grze nie było zgoła nic godnego uwagi a widzowie, cokolwiek zdemoralizowani zimnem, narzekali na brak starań w kierunku wytworzenia ciepłych a bodaj, że i gorących sytuacyj na boisku.

Piłsudski z piłkarzami Wisły
Piłsudski z piłkarzami Wisły

Wracam do tych pierwszych 45 minut. Pogoń weszła na boisko wśród takiego zaciekawienia i nastroju, jakiem się wita mocno reklamowaną a poraz pierwszy widzianą extraklasę zagraniczną. Nastrój ten najwidoczniej udzielił się najwidoczniej całej drużynie gości, to też wszyscy starali się popisywać techniką, grac fair, kombinować szybko i celowo, a co najważniejsza, strzelać z każdej pozycji. Najlepiej zaprezentowali się pod tym względem Bacz i Słonecki. Bomba, jaką niepozorny prawoskrzydłowy gości umieścił w bramce Wisły, zdobywając punkt pierwszy, należał do rzędu nader rzadkich na naszych ubogich w porządny strzał, zawodach. Wolny Bacza był również bardzo dobrze bity, bo wprost nad głową ustawionego w bramce obrońcy, któremu pozostawało albo brać ten ostry rzut głową w podskoku albo przyjąć do wiadomości drugi punkt dla Pogoni, co się też stało. Ta strona napadu grała kombinacyjnie bez zarzutu, improwizując udane zmiany i groźne posunięcia ku bramce Wisły. jeżeli co można było zarzucić Słoneckiemu, to objętośc@ dla spraw swego właściwego stanowiska i ustawiczne zagrywanie na łączniku. Lewa strona napadu stanowi rażące przeciwstawienie prawej. Dr. Garbień był dawniej bardzo dobrym graczem; dzisiaj, kiedy zaniechał słynnego jeszcze przed rokiem "tankowania", pozostała mu tylko powolności i surowość techniczna. Dlatego też Szabakiewicz, choć lotny i bardzo chętny nie jest należycie wyzyskany i stale zawodzi. O W. Kucharze można powiedzieć, że jest centrem pomocy w napadzie i środkiem napadu w pomocy. Niezmęczony, wszędobylski, to wspiera napad, to znów zjawia się nagle pod swoją bramką i pomaga w opresji dosyć słabym obrońcom. Brak w tem jednak większego zmysłu orjentacyjnego, i zdolności opanowania całego napadu.

Pomoc Pogoni nie stała na wysokości zadania. Hanke nie budzi grą zwą specjalnego zachwytu. Szczególnie psują mu reputację te nieustanne przydługie nieco jazdy z przeciwnikiem na plecach w stronę swego pola karnego, czem hamuje tempo gry. Przy tak słabej lewej stronie napadu Wisły, jak Balcer i Kowalski, można było więcej pokazać.

Najsłabiej wypadła linja obrony, przez którą, jak pokazało się przy pierwszej bramce dla Wisły, nawet dosyć prymitywnie można przekombinować i włożyć potem piłkę niby łyżką do bramki tuż koło bramkarza, który zajęty myślami o swojej wielkości, nie miał czasu na racjonalny wybieg a la Przeworski. Ta olimpijska internacjonalna poza pozwoliła jednak Gorlitzowi puścić po pauzie bramkę łatwą do obrony. Jak na skromną liczbę ataków Wisły, takie 2 bramki to zadużo dla silnie reklamowanej firmy.

Dobrej, ale nierównej i naszpikowanej miernotami drużynie Pogoni przeciwstawiła Wisła zwykły skład ze zwykłemi wadami. Prymitywną kombinację i roztrzepanie lewej strony napadu łatała pracowitością strona prawa. Inaczej mówiąc, obie drużyny w słabości stron lewych były wyrównane. Reyman I prowadził atak przeciętnie i strzelał... tylko wolne. Z pomocy i z całej reszty drużyny wyróżniał się jak zawsze wzór pomocnika i gracza, Gieras. Jego rozumne, dokładne podania i spokojna, skupiona, pełna skromności gra, budzi szacunek i prawdziwą sympatię nawet wśród antagonistów tego klubu. Gdyby cała drużyna gwieździstych obrała sobie w grze za wzór Gierasa, to dla reklamy tricków i głęboko politycznie pomyślanych najmów z 10 proc. opustem. W obronie działo się nie nadzwyczajnie. Zwracał uwagę Kaczor, który czując złą formę, zastosował system "mistrzowski" i walił po autach, byle odsunąć, groźny napór Lwowian. Po pauzie, kiedy Pogoń przypuchła i straciwszy start nie umiała wydobyć poprzedniego ciągu, obrońcy wyglądają nieco lepiej i byliby zachowali tę "ulepszoną" opinję, gdyby nie zwycięska bramka Pogoni, zdobyta ładnie przez Bacza z jedynego groźnego w tej połowie ataku. Do wyrównania nie przyszło, chodź p. Rutkowski dał w ostatniej minucie rzut karny dla Wisły nie wiadomo za co i dlaczego, bo sam sytuacji początkowo nie zauważył.

Publiczność podbramkowa, chodź widziałem wśród niej i ciężkich atletów, nie powinna była p. Rutkowskiego tak dalece z równowagi wytrącać.

Mecz zaszczycił swoją obecnością marszałek Piłsudski, witany owacyjnie przez zgromadzoną publiczność i graczy J.Z.

„Stadion” z 1924.11.13

Pogoń (Lwów) — Wisła 3:2 (2:1).
Niedziela południe, boisko Wisły, spotkanie towarzyskie. Byli tacy, którzy spotkanie to uważali za próbę siły dwu poważnych pretendentów do wiosennego tytułu Mistrza Polski. Trudno mi być jednak podobnego zdania, bo Wisła z reguły, pod koniec każdego sezonu, niezwykle spada w formie a nadto, jak mi wiadomo, od ostatniego mistrzostwa, t. j. od trzech tygodni spoczęła na laurach i na jedenastu graczy drużyny siedmiu od tego czasu wogóle nie raczyło odwiedzić trenera Schlossera na boisku. To też wyznam szczerze, że po ostatnich wyczynach Pogoni, po jej tryumfach w Warszawie, liczyłem na wyższą klęskę mistrza Krakowa, no i.... na lepszą grę Pogoni. Jest to drużyna niezaprzeczenie, jeśli nie najlepsza, to jedna z najlepszych w Polsce, ale właśnie dlatego ma się prawo wymagać od niej rzeczy lepszych, niż od przeciętnej naszej czołowej klasy.

Pogoń posiada bezwzględnie pewne walory, jakim równych nie spotyka się u żadnej innej polskiej drużyny, a to wspaniałą ambicję, która doskonale zastępuje liczne braki techniczne i taktyczne, doskonały start, szybkość i bogactwo strzału, choć nie nazbyt celnego. Jest to natomiast drużyna w swej sile bardzo nierówna. Najlepszej linji napadu nie odpowiadają w małej mierze ani linja pomocy, ani obrońcy. W linji ataku dobre, szybkie skrzydła, z których Słonecki gra tylko chwilami dobrze, wykazując pozatem nieładną i szkodliwą manierę — dobry Bacz, niezły Kuchar (choć zdaniem mojem nierównie lepszy na środku pomocy) i całkiem słaby Garbień, który, mając przeciw sobie słabych Kaczora i Wójcika, niczem, mimo to, nie zdołał się zaznaczyć. W pomocy Fichtel niby dobry, ale jednak to nie typowy środkowy pomocnik i zdaje się nigdy nim nie będzie, Gulicz więcej foul niż dobry, Hanke jednostronny, bo tylko defensywny. Obrońcy bardzo niepewni, niezwykle odbijają w zestawieniu z klasą napadu. Anektowany katowicki Gorlitz oczywista jeden z najlepszych w Polsce, ale jak się mu dobrze strzeli to też puści. Już to trzeba przyznać, że klasa polskich bramkarzy grubo dalej odbiega od poziomu środkowoeuropejskiego, niż to ma miejsce w innych linjach naszych drużyn.

Przechodząc do przebiegu gry trzeba w pierwej jej połowie przyznać przewagę Lwowian, może w znacznej mierze spowodowaną grą za wiatrem. Wisła więcej w defensywie, chwilami jednak i naciera. Zaznacza się tu przewaga Pogoni w dyspozycji strzałowej, „poganiacze" strzelają trzy razy więcej od swych przeciwników. Atak Wisły dąży tylko do strzałów pewnych, cóż z tego jednak, kiedy na takie, dziwnie „nieżyczliwe" tyły Pogoni, nie pozwalają. Kolejkę dnia zaczyna ładnym strzałem Słonecki, niedługo potem z podania Adamka wyrównuje Czulak jeszcze ładniejszym i efektowniejszym. Prowadzenie zawdzięcza Pogoń trochę Baczowi a trochę sędziemu, który w pośpiechu miesza twarz obrońcy Wisły Markiewicza z jego ręką i za strzał w twarz dyktuje rzut wolny z pobliża pola karnego, zreferowany dokładnie przez Bacza.

Po przerwie obraz gry zmienia się niebywale. Jeżeli można mówić o przewadze Pogoni w pierwszej połowie, to zwłaszcza początkowe 30 minut drugiej części przynoszą kompletne zmiażdżenie Pogoni przez miejscowych. Zgnieceni Lwowianie bronią się niezwykle bezradnie, nie wykazując ani rutyny, ani zimnej krwi, jakiej przecież ma się prawo wymagać od mistrza Polski. To też, choćby za te trzydzieści kilka minut takiej zdecydowanej przewagi, należał się Wiśle wynik remisowy w nagrodę. W tym okresie gry przychodzi też chwilowe wyrównanie z rzutu wolnego Reymana I, który Gorlitz puszcza dosyć pospolicie, mimo zaczepienia o silną piłkę jedną ręką. Pozatym strzałem przewaga przynosi Wiśle tylko niezliczoną ilość rogów, bo aż 8, bitych dobrze przeważnie, których jednak napad Wisły notorycznie nie umie wyzyskiwać. Pod koniec jeden z ataków Pogoni, błąd Wójcika i Kaczora, piłkę dostaje Bacz, Markiewicz za późno startuje i... Pogoń zwycięzcą. Przechodząc do oceny gry miejscowych muszę zacząć od napiętnowania fatalnej formy Kaczora. Wolno graczowi być lepiej lub gorzej usposobionym, ale nie wolno backowi drużyny, która zdobyła mistrzostwo Krakowa, wykazywać wyczynów godnych klasy C, co miało miejsce zwłaszcza w pierwszej połowie gry. Zdaje się, że minęły już niepowrotnie te czasy, kiedy to pojawiało się raz na tydzień na boisku ii „kopało", dziś sport wymaga pracy nad sobą. Niedobrze wypadł też Wójcik, może trochę z przyczyny, że musiał łatać słabe strony Kaczora, ale także z powodu widocznego braku treningu. Gracz ten, niezbyt utalentowany, musi braki nadrabiać wielką pilnością i pracowitością. Aby skończyć z krytyką ujemną trzeba jeszcze zająć się osobą Kowalskiego. Można być graczem najbardziej utalentowanym, najlepiej fizycznie wyposażonym i technicznie wyszkolonym, ale mimo tego dawać ujemne wyczyny, jeśli się nie wykazuje ochoty do gry. Kowalski, gdyby mu się chciało, mógłby być jednym z najlepszych napastników w Polsce, posiada po temu wszelkie warunki, cóż kiedy chce mu się najwyżej trzy razy do roku. Reszta spełniła swe zadanie dobrze. A więc Kiliński w bramce spełnił swój obowiązek. Markiewicz jako obrońca mniej efektowny, ale pełen zalet, szybki, odważny przytomny i technicznie doskonały. Gieras na środku pomocy bez zarzutu. Krupa, po dłuższej niedyspozycji, może nieco za miękki, ale pełen rozumu. W napadzie Adamek zawsze jednaki, staranny i ofiarny, antyteza Kowalskiego. Czulak szybki, pracowity, odważny i pełen ofiarności. Reyman niezastąpiony jako „rozdzielacz” piłek. Balcer, jeżeli się nie wybija musi podziękować tylko swemu sąsiadowi, od którego prawie nigdy nie dostanie dobrej piłki, za to w wypadkach, gdy mu ją umiejętnie poda ze środka Reyman I, spełnia swe zadanie bez zarzutu.

Zawody prowadził, jak zwykle poprawnie, p Rutkowski, mając dosyć kłopotu z Pogonią, która zarządzenia jego krytykowała nie zawsze taktownie. Pod koniec gry Wisła nie wyzyskuje rzutu karnego, który Kowalski nie tyle strzelił, co podał do bramki. Rogi 8:1 dla Wisły. Zawodom przyglądał się Marszałek Piłsudski, witany przez Zarząd Wisły, obie drużyny i licznie, mimo zimna, zebraną publiczność.