1924.11.16 Wisła Kraków – Pogoń Lwów 2:3

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 4: Linia 4:
| stadion(miasto) = Kraków, [[Stadion Wisły]]
| stadion(miasto) = Kraków, [[Stadion Wisły]]
| godzina =
| godzina =
-
| herb gospodarzy =
+
| herb gospodarzy = Wisła Kraków herb1.jpg
| herb gości = Pogoń_Lwów_herb.jpg‎
| herb gości = Pogoń_Lwów_herb.jpg‎
| gospodarze = Wisła Kraków
| gospodarze = Wisła Kraków

Wersja z dnia 08:33, 18 sty 2010

1924.11.16, Mecz towarzyski, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 2:3 (1:2) Pogoń Lwów
widzów:
sędzia: Andrzej Rutkowski z Krakowa
Bramki

Stanisław Czulak 12'

Henryk Reyman (w) 60'

0:1
1:1
1:2
2:2
2:3
8'

14' Bacz

73' Bacz
Wisła Kraków
skład niepełny:
Marian Kiliński
Marian Markiewicz
Stefan Wójcik
Józef Adamek
Stanisław Czulak
Henryk Reyman
Władysław Kowalski

trener: Imre Schlosser
Pogoń Lwów

trener: Karl Fischer
Mecz zaszczycił swoją obecnością marszałek Piłsudski.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Relacje prasowe

Przegląd Sportowy nr. 46/1924 str. 11/12:

PIŁKA NOŻNA

Okręg krakowski. Kraków

16.XI. Pogoń (Lwów) - Wisła 3:2 (2:1).

Po sukcesach warszawskich i wspaniałej opinji prasy stołecznej spodziewano się, że Pogoń spadnie na Kraków niby meteoryt i niezwykłym blaskiem rozjaśni szary sezon jesienny. Sceptyków, co widzieli bardzo średnią formę Pogoni w jesiennem mistrzostwie Polski i którym rewolucyjna zmiana tej drużyny na zupełny plus nie bardzo zdała się możliwą, napewno nie było na trybunach Wisły. Dlatego też, mimo ładnie prowadzonej gry i kompletnej przewagi nad Wisłą przed pauzą, okres po niej, przypominający najdziksze czasy, kiedy to dr. Garbień również wciąż się złościł a Gulicz conajmniej chodził ludziom po piszczelach, rozczarował widzów i spowodował bardzo chłodne pożegnanie. Trudno sadzić po jednej grze: drużyna ma swoje dobre i złe dni i mogliśmy przypadkowo na taki właśnie nierówny dzień trafić. Dlatego też z niedzielnego sukcesu Lwowian wolę rozpatrywać bardziej prawdopodobną połowę z przed pauzy niż okrez po niej, kiedy w grze nie było zgoła nic godnego uwagi a widzowie, cokolwiek zdemoralizowani zimnem, narzekali na brak starań w kierunku wytworzenia ciepłych a bodaj, że i gorących sytuacyj na boisku.

Wracam do tych pierwszych 45 minut. Pogoń weszła na boisko wśród takiego zaciekawienia i nastroju, jakiem się wita mocno reklamowaną a poraz pierwszy widzianą extraklasę zagraniczną. Nastrój ten najwidoczniej udzielił się najwidoczniej całej drużynie gości, to też wszyscy starali się popisywać techniką, grac fair, kombinować szybko i celowo, a co najważniejsza, strzelać z każdej pozycji. Najlepiej zaprezentowali się pod tym względem Bacz i Słonecki. Bomba, jaką niepozorny prawoskrzydłowy gości umieścił w bramce Wisły, zdobywając punkt pierwszy, należał do rzędu nader rzadkich na naszych ubogich w porządny strzał, zawodach. Wolny Bacza był również bardzo dobrze bity, bo wprost nad głową ustawionego w bramce obrońcy, któremu pozostawało albo brać ten ostry rzut głową w podskoku albo przyjąć do wiadomości drugi punkt dla Pogoni, co się też stało. Ta strona napadu grała kombinacyjnie bez zarzutu, improwizując udane zmiany i groźne posunięcia ku bramce Wisły. jeżeli co można było zarzucić Słoneckiemu, to objętośc@ dla spraw swego właściwego stanowiska i ustawiczne zagrywanie na łączniku. Lewa strona napadu stanowi rażące przeciwstawienie prawej. Dr. Garbień był dawniej bardzo dobrym graczem; dzisiaj, kiedy zaniechał słynnego jeszcze przed rokiem "tankowania", pozostała mu tylko powolności i surowość techniczna. Dlatego też Szabakiewicz, choć lotny i bardzo chętny nie jest należycie wyzyskany i stale zawodzi. O W. Kucharze można powiedzieć, że jest centrem pomocy w napadzie i środkiem napadu w pomocy. Niezmęczony, wszędobylski, to wspiera napad, to znów zjawia się nagle pod swoją bramką i pomaga w opresji dosyć słabym obrońcom. Brak w tem jednak większego zmysłu orjentacyjnego, i zdolności opanowania całego napadu.

Pomoc Pogoni nie stała na wysokości zadania. Hanke nie budzi grą zwą specjalnego zachwytu. Szczególnie psują mu reputację te nieustanne przydługie nieco jazdy z przeciwnikiem na plecach w stronę swego pola karnego, czem hamuje tempo gry. Przy tak słabej lewej stronie napadu Wisły, jak Balcer i Kowalski, można było więcej pokazać.

Najsłabiej wypadła linja obrony, przez którą, jak pokazało się przy pierwszej bramce dla Wisły, nawet dosyć prymitywnie można przekombinować i włożyć potem piłkę niby łyżką do bramki tuż koło bramkarza, który zajęty myślami o swojej wielkości, nie miał czasu na racjonalny wybieg a la Przeworski. Ta olimpijska internacjonalna poza pozwoliła jednak Gorlitzowi puścić po pauzie bramkę łatwą do obrony. Jak na skromną liczbę ataków Wisły, takie 2 bramki to zadużo dla silnie reklamowanej firmy.

Dobrej, ale nierównej i naszpikowanej miernotami drużynie Pogoni przeciwstawiła Wisła zwykły skład ze zwykłemi wadami. Prymitywną kombinację i roztrzepanie lewej strony napadu łatała pracowitością strona prawa. Inaczej mówiąc, obie drużyny w słabości stron lewych były wyrównane. Reyman I prowadził atak przeciętnie i strzelał... tylko wolne. Z pomocy i z całej reszty drużyny wyróżniał się jak zawsze wzór pomocnika i gracza, Gieras. Jego rozumne, dokładne podania i spokojna, skupiona, pełna skromności gra, budzi szacunek i prawdziwą sympatię nawet wśród antagonistów tego klubu. Gdyby cała drużyna gwieździstych obrała sobie w grze za wzór Gierasa, to dla reklamy tricków i głęboko politycznie pomyślanych najmów z 10 proc. opustem. W obronie działo się nie nadzwyczajnie. Zwracał uwagę Kaczor, który czując złą formę, zastosował system "mistrzowski" i walił po autach, byle odsunąć, groźny napór Lwowian. Po pauzie, kiedy Pogoń przypuchła i straciwszy start nie umiała wydobyć poprzedniego ciągu, obrońcy wyglądają nieco lepiej i byliby zachowali tę "ulepszoną" opinję, gdyby nie zwycięska bramka Pogoni, zdobyta ładnie przez Bacza z jedynego groźnego w tej połowie ataku. Do wyrównania nie przyszło, chodź p. Rutkowski dał w ostatniej minucie rzut karny dla Wisły nie wiadomo za co i dlaczego, bo sam sytuacji początkowo nie zauważył.

Publiczność podbramkowa, chodź widziałem wśród niej i ciężkich atletów, nie powinna była p. Rutkowskiego tak dalece z równowagi wytrącać.

Mecz zaszczycił swoją obecnością marszałek Piłsudski, witany owacyjnie przez zgromadzoną publiczność i graczy J.Z.