1925.05.03 Wisła Kraków - Cracovia 5:5

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 58: Linia 58:
[[Kategoria:Cracovia - Mecze nieoficjalne zremisowane - dom]]
[[Kategoria:Cracovia - Mecze nieoficjalne zremisowane - dom]]
[[Kategoria:Legendarne mecze (piłka nożna)]]
[[Kategoria:Legendarne mecze (piłka nożna)]]
 +
[[Kategoria: "Husarskie kawały"]]

Wersja z dnia 11:18, 1 lut 2010

1925.05.03, Mecz towarzyski, Kraków, Stadion Wisły,
[[Grafika:|150px]] Wisła Kraków 5:5 (1:5) Cracovia [[Grafika:|150px]]
widzów: 4.000-6.000
sędzia: Zygmunt Rosenfeld z Bielska
Bramki
Henryk Reyman 27'





Henryk Reyman 56'
Mieczysław Balcer 62'
Henryk Reyman 67'
Henryk Reyman 79'
1:0
1:1
1:2
1:3
1:4
1:5
2:5
3:5
4:5
5:5

Zygmunt Chruściński
Józef Ciszewski
Zygmunt Chruściński
Józef Ciszewski
Józef Kubiński




Wisła Kraków
2-3-5
Tadeusz Łukiewicz
Kazimierz Kaczor
Marian Markiewicz
Stefan Wójcik
Witold Gieras
Jan Kotlarczyk
Mieczysław Balcer
Władysław Kowalski
Henryk Reyman
Stanisław Czulak
Józef Adamek

trener: Imre Schlosser
Cracovia
Kurier Sportowy i Stadion przypisuje gola w 79' Reymanowi, inne źródła Kowalskiemu.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Relacje prasowe

W 1925 r. odbył się tylko jeden pojedynek derbowy między Wisłą i Cracovią. Legendarny i najbardziej dramatyczny w historii wszystkich spotkań toczonych w ramach „świętej wojny”. Sam Reyman wielokrotnie wracał wspomnieniami do tego pojedynku: „Białoczerwoni znajdowali się wówczas w szczytowej formie, zwyciężając nie tylko krajowe zespoły (np. Polonię 8:1), ale także zagraniczne: Wacker, Floridsdorfer i inne. Po meczu z węgierską drużyną VIVO odniosłem kontuzję nogi i właściwie nie powinienem był grać”. "Miałem wówczas nogę w gipsie, a derby zbliżały się z nieubłaganą szybkością. Chciałem zrezygnować z udziału w meczu”. „Na skutek usilnych próśb kierownictwa i trenera Schlossera wyszedłem na boisko z zamiarem asystowanie. Obecność moja miała jedynie wpłynąć na lepsze samopoczucie kolegów” i „podtrzymywać ducha bojowego kolegów”. „Zdjąłem więc w piątek rano opatrunek i niedzielnego popołudnia wykusztykałem na boisko”. Grano na boisku Wisły w obecności 4-6000 widzów. Murawa była błotnista, grząska i pod wodą stojąca. Do tego siąpił deszcz. Z tego też powodu krótka gra kombinacyjna wzięła w łeb. Otoczka meczu wobec toczącej się wojny działaczy obu klubów dodawała dodatkowych pozasportowych emocji temu pojedynkowi. Stąd pierwsze minuty meczu były nerwowe z obu stron. Wisła atakowała od początku spotkania, ale pierwsza nerwy opanowała Cracovia i po kwadransie gry prowadziła ze strzału Chruścińskiego 1:0. Wisła ambitnie starała się wyrównać i udało jej się to "w 28 minucie przez Reymana, z przeboju". Piłka wprawdzie ugrzęzła na krok od linii bramkowej, ale niefortunnie interweniujący Strycharz i Fryc wpakowali ją do siatki. Następuje teraz dla Wisły najczarniejszy kwadrans w historii wszystkich pojedynków derbowych. Kolejno: Ciszewski, Chruściński (oba gole głową) i ponownie Ciszewski oraz Kubiński zmuszają do kapitulacji bramkarza gospodarzy. "Trybuny [zajmowane przez zwolenników „Pasów”] szaleją z upojenia". Kibice i gracze Cracovii w euforii obcałowują się "pijani radością". Sędzia Rosenfeld kończy pierwszą połowę meczu, która zapowiada pogrom Wisły i najwyższą przegraną w historii wszystkich dotychczasowych pojedynków derbowych.

Nikt na stadionie nie wątpił, że wygrać ten mecz może tylko drużyna Cracovii. Nawet najzagorzalsi kibice” Czerwonych” siedzieli ze spuszczonymi głowami. „Co będzie po pauzie? - zadawali sobie pytanie zwolennicy obu drużyn. No cóż - odpowiadali rozpromienieni kibice Cracovii - Wisła dostanie drugą piątkę” - Zobaczymy - odpowiadali Wiślacy, ale w głębi serca nie przypuszczali, by ich drużyna mogła odrobić różnicę bramkową”.

Jak pisano później w prasie w takiej sytuacji jaka była po pierwszej połowie każda inna drużyna by się już poddała. W szatni Wisły dokonał się jednak cud. Narzędziem opatrzności stał się Reyman, któremu przypadła rola mobilizatora całej drużyny. Jak sam skromnie wspominał po latach: „W szatni palnąłem do chłopców mówkę, po której mieli łzy w oczach”. Jakich argumentów użył wówczas mobilizując kolegów i jak mocne słowa padły do końca nie wiadomo. Wiadomo natomiast na pewno, że zwrócił się do nich: „kto z was nie czuje się na siłach, aby w drugiej połowie meczu wydać z siebie wszystkie siły dla zmazania hańby. jaka w tej chwili wisi nad nami - to niech lepiej nie wychodzi na boisko”. „Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych ... podania ręki”. Wiadomo też jaki był efekt tej męskiej rozmowy. „Postanowiliśmy grać do upadłego. Walczyliśmy jak lwy, dochodziło się do każdej piłki, nie czułem bólu ... wyrównaliśmy”. Na drugą połowę wyszła już zupełnie inna drużyna Wisły. Drużyna, która pokazała swój charakter. Zespołu ludzi, których łączyło coś więcej niż tylko wspólna gra w piłkę. Dla których honor i obrona barw klubowych ukochanej drużyny nie były pustymi pojęciami. Drużyny walczącej do końca z pełnym zaangażowaniem, ostro (ale w ramach przepisów). Nie załamującej się mimo niesprzyjających okoliczności i wydawało by się beznadziejnej sytuacji. Gracze Cracovii wyszli na boisko pewni swego i zaczęli grę nonszalancko popisując się niepotrzebnym wózkowaniem. Gra początkowo była otwarta i zmienna z obu stron. Szybko jednak okazało się, że biało-czerwoni nie wytrzymują meczu kondycyjnie. Receptą Reymana na zniwelowanie strat w tym meczu okazało się umiejętne wykorzystywanie skrzydłowych. Raz za razem Reyman posyła "swe skrzydła w bój". Balcer i Adamek szaleją na boisku i obok bohatera naszej opowieści mieli 3.05 swój wielki dzień. Pomoc Cracovii nie była w stanie ich powstrzymać. Na efekty nie przyszło długo czekać. Wisła udowodniła, „że jest drużyną przede wszystkim kapitalnie postawioną duchowo”. Już w 11' Reyman "podwyższa skromną hipotekę swej drużyny". Kilka minut później strzela swojego gola Balcer. Gracze Cracovii zaczynają tracić nerwy, choć nikt jeszcze nie wierzył, że Wisła jest w stanie wyrównać stan meczu. A jednak to co niemożliwe stało się faktem. „Reyman pracował wyśmienicie” w tym spotkaniu i fortuna nagrodziła jego wysiłki zapisując na jego konto 2 ostatnie gole w tym meczu (ostatniego na 10 minut przed „końcem meczu, wśród niesłychanego entuzjazmu zwolenników Wisły”. Mecz kończył się w zapadających ciemnościach, litościwie zakrywających wstyd malujący się na twarzach graczy Cracovii, którzy zamiast niebywałego triumfu musieli w ostatnich minutach gry walczyć o utrzymanie remisu w tym dramatycznym spotkaniu. Jak pisano w pomeczowych komentarzach: pobić w drugich 45 min. "tak wysoko zwycięskiego i poważnego przeciwnika 4:0, to wyczyn stokrotnie jeszcze wyższy" niż wyczyn Cracovii z I połowy. W Wiśle wszyscy zasłużyli na pochwałę. "Reyman I pracował z niebywałem poświęceniem, nagrodziła go przynajmniej hojnie fortuna aż czterema strzelonymi bramkami" - dodajmy strzelonymi chorą nogą. Jak twierdził potem sam Reyman „nie było ... w Polsce piłkarza, który strzeliłby białoczerwonym 'czwórkę'„. „Opuszczając szatnię po meczu Reyman miał powiedzieć do swych kolegów: Uratowaliście honor Wisły”. W komentarzach prasowych żałowano, że Wisła tak nie gra w MP . W tej beczce miodu nie brakło i łyżki dziegciu. Wojujące z działaczami TS Wisła gazety nie omieszkały zarzucić graczom Wisły nadmierną ostrość, a nawet brutalność w grze do czego ponoć przyczynia się nieliczna, ale sfanatyzowana publika, która swym pupilom wybacza wszystko. Włodarze zaś klubu nie reagują na ostrą grę swych graczy kierując się dewizą: "cel uświęca środki" . Faktem jest, że podczas meczu doszło do paru nieprzyjemnych scysji między piłkarzami obu klubów. Ofiarą jednej z nich padł Cikowski uderzony w twarz przez Kowalskiego, który w ten naganny sposób sam wymierzył „sprawiedliwość” za wcześniejszy faul Cikowskiego. Do słownej utarczki doszło także między Reymanem a Zastawniakiem.

Na podstawie: Sportowiec nr 41 z 10.10 1956; Kurier Sportowy nr 9; Sport lwowski nr 133. Cytaty z książki: „Z białą gwiazdą w sercu”.


Przegląd Sportowy nr 18(207) środa, 06.05.1925 ss. 14-15:

KRAKÓW.

Cracovia – Wisła 5:5 (5:1). Wynik zaiste sensacyjny i niemniej sensacyjną też okazała się sama rozgrywka. Dostarczyła ona emocji zwolennikom tak jednej jak i drugiej drużyny i to w stopniu bardzo wysokim. Mimo rzęsistego deszczu, który zamienił trawniki boisk na błotniste mokradła, derby krakowskie Cracovia – Wisła odbyły się przy olbrzymim napływie publiczności.

Przechodząc do samej gry, stwierdzić należy, że poza zadowoleniem głodu bramek, nie przyniosła ona pięknego pokazu piłki nożnej. Złożyły się na to zły stan boiska no i naelektryzowana, jak zawsze w takich spotkaniach, atmosfera. Niemniej jednak publiczność żądna sensacji znalazła ją w dużej mierze i na meczu nie nudziła się z pewnością. Cracovia wystąpiła do gry w składzie osłabionym brakiem Kałuży. Wbrew pesymistycznym jednak nastrojom zwolenników tego klubu, pierwsza połowa gry przybrała wygląd zgoła niespodziewany: ze strony Cracovii sypnął się prawdziwy deszcz bramek, wróżąc Wiśle klęskę, i to jedną z największych, jakie od Cracovii poniosła. Przyjemną dla zwolenników biało-czerwonych serję bramek rozpoczął Chruściński ostrym plasowanym strzałem. Wisła wyrównuje jednak w kilku minutach i losy ważą się na dwie strony. Następuje jednak„kwadrans” Cracovii, w którym ta osiąga cztery dalsze bramki, przez Ciszewskiego (3) i Kubińskiego (1). Zaprzeczyć nie można, że część zasługi ponosi bramkarz Wisły, który dwie przynajmniej bramki mógł trzymać.

Po pauzie losy odmieniają się zupełnie. Wisła w beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła, sytuacji, w której każda inna drużyna musiałaby upaść psychicznie, zdobyła się na wynik nierozstrzygnięty. Ciekawem jest niewątpliwie pytanie, która z tych drużyn okazała się lepszą. Odpowiedź objektywna jest trudna. Przed pauzą była Cracovia lepsza, po pauzie lepszą była Wisła. Tyły Cracovii okazały się mocniejsze od defenzywy Wisły, aczkolwiek zaznaczyć wypada, że Fryc wykazuje duży spadek na Gintla, który jest doskonały. Pomoc Cracovii jest w znaczeniu konstrukcyjnem i ofenzywnem znacznie lepsza od przeciwnika, natomiast w obronnej akcji pewniejszą jest pomoc Wisły, zwłaszcza Gieras jest dziś jednym z najlepszych pomocników Krakowa. W Cracovii Cikowski powraca do formy, a Strycharz w poświęceniu i wytrwałości nie ma równych. O atakach najtrudniej jest coś powiedzieć, zwłaszcza po ostatniej grze. Atak Cracovii był niekompletny a atak Wisły poza lotnością i zdolnością przebojową specjalnie usposobiony nie był. Trudno zresztą spodziewać się było czego innego, skoro krótkiego podania z powodu błota stosować nie było można, a na planową grę skrzydłami nie chciały się drużyny wyraźnie decydować. Błąd ten zemścił się na Cracovii, która zwłaszcza w drugiej połowie nie operowała skrzydłami prawie zupełnie. Wisła natomiast po pauzie zawdzięcza swój sukces akcji skrzydłami, z których zwłaszcza Balcer okazał się najbardziej skutecznym. Osobny ustęp, niestety poświęcić należy porównaniu zachowania się zawodników. Tu Cracovia, choć jej zawodnicy są też piłkarzami i nic piłkarskiego nie jest im obcem, wytrzymuje to porównanie znacznie korzystniej. Gdy zaobserwować, z jak ciężkim trudem dorabia się drużyna Wisły sympatji publiczności, która dotychczas jest dla niej tak znikomą, zadziwić musi postępowanie niektórych zawodników, który wszelkie starania swych towarzyszy obracają w niwecz. Rozumieć można dobrze gorączkę gry, wściekłość i fanatyzm dla swoich barw, ale właściwości te muszą mieć swe granice, których przekroczenie mści się srodze. Incydent, którego ofiarą padł Cikowski, jest zjawiskiem zatrważającym. Odnośne władze dyscyplinarne zajmą się niewątpliwie tą sprawą, której zlikwidowanie stać się winno odstraszającym przykładem. Zawody prowadził p. Rosenfeld z Bielska, z bardzo trudnego zadania wywiązał się doskonale. Publiczności, mimo bardzo brzydkiej pogody, około 6000. (f)