1935.08.18 Polska - Jugosławia 2:3

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Józef Kotlarczyk; Jan Kotlarczyk; Artur Woźniak.

Skład Reprezentacji Polski:

Spirydion Albański - Pogoń Lwów

Henryk Martyna - Legia Warszawa Grafika:Zmiana.PNG (45' Erwin Michalski - Naprzód Lipiny Świętochłowice)

Jerzy Bułanow - Polonia Warszawa

Józef Kotlarczyk - Wisła Kraków

Jan Kotlarczyk - Wisła Kraków

Ewald Dytko - Dąb Katowice

Ryszard Piec - Naprzód Lipiny

Michał Matyas - Pogoń Lwów

Teodor Peterek - Ruch Wielkie Hajduki

Artur Woźniak - Wisła Kraków

Walerian Kisieliński - Cracovia

Miejsce/Stadion: Katowice.

Strzelcy bramek: Michał Matyas 24' (1:0) Teodor Peterek 35' (2:0), Aleksandar Živković 60' (2:1), Aleksandar Živković 61' (2:2), Branislav Sekulić 81' (2:3).

Selekcjoner: Józef Kałuża.

Spis treści

Opis meczu

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Jan Kotlarczyk i Józef Kotlarczyk:
    • Po meczu z Jugosławią śródtytuł: „Słaba gra Kotlarczyków”. „Bracia Kotlarczykowie, którzy w tylu trudnych przeprawach brali na swe barki główny ciężar walki, dziś niestety nie stanęli na wysokości zadania. Od pierwszej chwili zawodził starszy na środku pomocy. Daleki również bardzo od normalnej formy był brat jego z prawej strony. W zwykłych warunkach osłabienie dwu tak ważnych punktów musiałoby podważyć wartość bojową zespołu, a cóż dopiero dzisiaj, kiedy napad nie umiał zaabsorbować sił przeciwnika. I na pomoc spadnie automatycznie podwójna ilość pracy. Złe zestawienie napadu było więc w konsekwencjach swych jeszcze gorsze i zaważyło silnie na szali”.
    • „Kotlarczyk II-gi nie dawał sobie rady z dobrą parą” szybkich napastników jugosłowiańskich.
    • Kałuża mimo to chwalił pomoc.
    • Kotlarczyk I nie czuł się widocznie fizycznie najlepiej. Od pierwszej chwili trzymał się w głębi, niechętnie podchodził do przodu i dawał się stosunkowo łatwo ogrywać. W centrum istniała więc luka, którą bez trudu przechodziły ataki przeciwnika i tylko szczęściu można było zawdzięczać, że już w pierwszej połowie obeszło się bez straty bramki.
    • Krytyka sprawozdawcy podań pomocników na boki, a nie do przodu: „Zwolennikiem kombinowania z bocznymi asystentami swymi jest Kotlarczyk I. Trudno wymagać od starszego gracza, by nagle zmienił swój sposób gry, nie chcielibyśmy jednak, przejął go w dobrej wierze młodszy narybek…”
    • „Niezawodny dotychczas Kotlarczyk II, tym razem wyraźnie zawodził. Wpadał na dość proste zresztą kawały Sekulica, który parokrotnie w identyczny sposób ekspediował piłkę do lewoskrzydłowego Olisovica. Również i on trzymał się więcej, niż zazwyczaj tyłów”.
    • Trener PZPN Otto ocenia graczy i postuluje zmiany: „Przedewszystkiem zmiana na środku pomocy. Kotlarczyk I nie może grać więcej w drużynie. Jest on członkiem reprezentacji od roku 1926, był podporą drużyny, ale dziś system jego jest raczej zgubny dla drużyny. Nie chcę być źle zrozumiany. Obaj Kotlarczykowie należeli do moich najsolidniejszych uczniów, byli miłymi i karnymi kolegami, ale to jeszcze za mała legitymacja, środek pomocy musi pchać napad naprzód, musi być inicjatorem poczynań ofensywnych. Kotlarczyk I nie podał ani jednaj piłki do przodu. Uprawiał sobie grę wszerz, trzymał się przesadnie z tyłu i nie zdobywał terenu. Kiedy napad polski był pod bramką jugosłowiańską, cofający się środek ataku jugosłowiańskiego był bliżej Peterka, niż Kotlarczyk I”. Postuluje wymianę pokoleniową i skończenie z systemem gry Kotlarczyka I. „Trudno mi powiedzieć, czy brat jego będzie się dobrze czuł bez niego”.
    • Nic dziwnego, że komentarz i propozycje dziennikarskie przed następnym meczem z Belgią były zgodne z wnioskami Otto. Widziano jeszcze miejsce w reprezentacji dla Kotlarczyka II: „Słabszą grę „Wiślaka” oceniamy jako chwilową niedyspozycję, która ustąpić powinna miejsca normalnej formie". „Gorzej jest z Kotlarczykiem I. Zmienność formy obserwujemy u gracza tego już od dłuższego czasu. Ma on dnie w których siły zawodzą. Zjawisko normalne u graczy, przekraczających pewien punkt swej karjery sportowej” – Stąd konieczne „wypróbowanie nowych sił”.
    • Jugosłowianie bowiem prawie nie istnieją na boisku, ich akcje ofensywne kończą się zazwyczaj na Kotlarczykach.
    • Atak wspomagany ustawicznie piłkami przez braci Kotlarczyków, poczyna znów naciskać.
    • Pomoc grała dobrze do pauzy, choć zbyt defensywnie, ale zato całkiem słabo po przerwie, nie wspomagała ona ataku, który ze swej strony nie umiał też utrzymać piłki przez dłuższą chwilę. O ile Kotlarczykowie górowali nad Dytką pod względem rutyny i techniki, to ten ostatni nadrabiał te braki swą niezwykłą pracowitością i ofiarnością.
    • Linja pomocy była najlepszą częścią drużyny polskiej. Kotlarczykowie pracowali niezmordowanie do końca…
  • Artur Woźniak:
    • Po meczu z Jugosławią śródtytuł: „Ciężar gry w pierwszej połowie przeniósł się przedewszystkiem na lewą stronę, gdzie Artur grał wyśmienicie. Dobry technicznie, szybo orientujący się zwodził umiejętnie przeciwników i zatrudniał Kisielińskiego, z którym raz po raz parł do przodu… Cóż z tego jednak. Gra tylko lewą stroną nie pozostała bez konsekwencji, gdyż w drugiej połowie Artur był wyraźnie przemęczony i grał już w tym okresie znacznie gorzej”.
    • Kałuża chwalił Artura.
    • „Pierwsze skrzypce w polskim napadzie grał bezsprzecznie Artur. Rzucił on z miejsca na szalę multum ambicji i ofiarności, co przy dobrych walorach technicznych dało też odpowiedni efekt. Błędem była tylko zbytnia rozrzutność sił, która dała się też we znaki po przerwie. Zrodziła się ona przytem nie tylko na tle konieczności nadrabiania niedociągnięć partnerów, ale też z własnej pilności. Artur zapamiętale dryblował, jeździł czasami wszerz przez całe boisko, mimo że nadarzała się sposobność wcześniejszego oddania piłki. Było to stanowczo niepraktyczne i wyczerpujące, to też Artur nie oddał w konsekwencji ani jednego strzału na bramkę, mimo że dochodził do odpowiednich pozycyj. Inklinacje na lewo zaobserwowaliśmy również u zawodnika Wisły. Podobnie jak w meczu z Rapidem, Artur najchętniej oddawał piłkę na lewo, dlatego też posądzanie go o jakąś specjalną tendencję jest zupełnie niesłuszne”.
    • Ponad poziom wszystkich graczy polskich wybił się Artur, który stanowił przyjemną niespodziankę dla publiczności podziwiającej jego dzielne zachowanie się w polu i rozumną grę.
    • Zaraz bezpośrednio uzyskujemy dzięki akcjom Artura dwa kornery, które bije Kisieliński i Piec, napastnicy nasi jednak nie wykorzystali ich.
  • 8W ciągu ustawicznego forsowania bramki Jugosławji, coraz bardziej uwydatniał się wojowniczy temperament Artura, który stał się motorem w tym okresie gry wszystkich naszych ataków. Wracając zawsze do tyłu po piłkę, z niezwykłą łatwością przechodził linję pomocy Jugosławji i wykładał pod bramką doskonale swym partnerom…
    • Niezwykły entuzjazm wywołuje solowy przebieg Artura przez całe boisko, który w rezultacie przynosi nam znów niewykorzystany rzut z rogu. Pierwszy goal Polaków:
    • Polacy odpowiadają pięknie przemyślanym atakiem Artur Matjas, przyczem ten ostatni strzela niespodziewanie z podania głową Artura z przed pola karnego w przeciwny róg, uzyskując dla Polski pierwszą bramkę i prowadzenie.
    • Kisieliński wystawiony klasycznie przez Artura po pięknym biegu oddaje piłkę do środka, gdzie Peterek woleyem ładuje ją niespodziewanie w bramkę Jugosławji. Stan meczu 2:0.
    • Po krótkim okresie gry naszego ataku, w czasie której znów pierwsze skrzypce odgrywa Artur, zaprzepaszczamy cały szereg sytuacyj podbramkowych, które mogły nam (podwyższyć i ostatecznie ugruntować zwycięstwo. Kilkakrotnie bowiem Kisieliński wystawiany pięknie przez Artura i Peterka marnuje idealne wprost sytuacje bramkowe.
    • Na pierwszem miejscu trzeba postawić Artura, który zdał swój egzamin reprezentacyjny bez zarzutu. On był właściwie kierownikiem napadu, on stworzył swoim współpartnerom, grając bez cienia egoizmu, największą ilość sytuacyj podbramkowych. On wreszcie rwał napad naprzód, przechodził przez linję przeciwnika niemal bez przeszkody, a pod względem techniki wybijał się na pierwszy plan.

Relacje prasowe

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1935, nr 34

Przebieg zawodów

Na godzinę przed zawodami zapanowała idealna pogoda, to też radość wśród licznej publiczności, jak też i wśród graczy zapanowała niesłychana.

Wszystkim też odrazu wypogodziły .się humory. Wobec szczelnie wypełnionych trybun, specjalnie przygotowanych bloków do miejsc stojących, wybiegły obie drużyny na boisko. Jugosławja w niebieskich kostjumach, a Polska, w białoczerwonych barwach. Tym razem nie urządzono na boisku żadnych oficjalnych powitań, ani nie wygłoszono żadnych przemówień. Orkiestra policyjna odegrała tylko oba hymny państwowe. Podczas losowania Polacy wybrali boisko za słońcem, Jugosławja zaś rozpoczęła grę. Od pierwszej chwili w tym okresie dała się zauważyć w czasie gry widoczna przewaga Polaków.

Każda z akcji ofensywnych, przeprowadzonych na bramkę Jugosławji, nosiła momenty niebezpieczne. W pierwszych minutach tej gry Polacy widocznie zaskoczyli tempem gości, dzięki przedewszystkiem dobrej grze ataku. Zaraz, na początku Matjas wystawia pięknie Kisielińskiemu, który przejechawszy linję pomocy i obrony gości strzela niebezpieczniej (jednak nad bramką. Identyczną sytuację wypracowuje znów Kisielińskiemu Peterek, ten jednak minąwszy Arsenievica, upada z piłką na parę kroków przed bramką Jugosławji. Zaraz bezpośrednio uzyskujemy dzięki akcjom Artura dwa kornery, które bije Kisieliński i Piec, napastnicy nasi jednak nie wykorzystali ich.

W ciągu ustawicznego forsowania bramki Jugosławji, coraz bardziej uwydatniał się wojowniczy temperament Artura, który stał się motorem w tym okresie gry wszystkich naszych ataków. Wracając zawsze do tyłu po piłkę, z niezwykłą łatwością przechodził linję pomocy Jugosławji i wykładał pod bramką doskonale swym partnerom, Z jego podań strzela dwukrotnie Matjas, jednak bez celu. Wśród publiczności niezwykle podniecenie, Jugosłowianie bowiem prawie nie istnieją na boisku, ich akcje ofensywne kończą się zazwyczaj na Kotlarczykach względnie na Martynie, który nie pozwala im dwukrotnie dojść do strzału. Przewaga Polski jest wprost niespodziewana.

Niezwykły entuzjazm wywołuje solowy przebieg Artura przez całe boisko, który w rezultacie przynosi nam znów niewykorzystany rzut z rogu. Pierwszy goal Polaków.

W tym okresie Albański broni pierwszy dopiero strzał Marianowicza po rzucie bitym z rogu przez Kisielińskiego. Bezpośrednio jednak Polacy odpowiadają pięknie przemyślanym atakiem Artur Matjas, przyczem ten ostatni strzela niespodziewanie z podania głową Artura z przed pola karnego w przeciwny róg, uzyskując dla Polski pierwszą bramkę i prowadzenie. Bramkarz Jugosławji Glaser ani nie drgnął przy tym strzale.

Dopingowani teraz przez uradowaną publiczność gracze polscy naciskają coraz bardziej. Jednak i goście zaczynają odzyskiwać równowagę i spokój ducha, widząc grożące im niebezpieczeństwo. Podają oni niemal wszystkie piłki swemu najlepszemu napastnikowi Sekulicovi, który zwolna stara się wprowadzić ład w swych szeregach. Wynikiem riposty Jugosłowian jest zaledwie jeden korner oraz dwa strzały Marianowicza i Sekulica na bramkę Albańskiego. Strzał ostatni trafia niespodziewanie w słupek bramki Polski. Polacy jednak nie rezygnują z chęci podwyższenia wyniku. Atak wspomagany ustawicznie piłkami przez braci Kotlarczyków, poczyna znów naciskać. Dwie akcje przynoszą Polsce znów dwa kornery i tym razem niewykorzystane. Wreszcie Kisieliński wystawiony klasycznie przez Artura po pięknym biegu oddaje piłkę do środka, gdzie Peterek woleyem ładuje ją niespodziewanie w bramkę Jugosławji.

Stan meczu 2:0.

U publiczności niezwykły entuzjazm, która nie szczędzi oklasków i słów zachęty naszej drużynie. Wszyscy gracze stanęli w tym okresie gry na tak wysokim poziomie, iż zwycięstwo nie ulegało żadnej wątpliwości. Jugosłowianie byli wprost bezradni, Polacy zaskoczyli ich własnym atutem, a mianowicie szybkością i celnemi strzałami na bramkę. Przy dalszej przewadze Polaków kończy się okres pierwszej części gry. Jugosłowianie schodzą z boiska widocznie speszeni i zmartwieni.

Przesunięcia po pauzie

Po przerwie, która miała być dalszym etapem naszego sukcesu zachodzą nieoczekiwane zmiany. Przedewszystkiem w składzie drużyny naszej zaszła nieoczekiwana zmiana. Brak znakomitego obrońcy Martyny, którego kapitan związkowy p. Kałuża musiał wycofać. Powodem ubytku tego gracza była choroba, okazuje się, iż Martyna rozpoczął grać z gorączką 37.5 a w pierwszej połowie dostał ciężkich boleści wewnętrznych. Nie pomogły masaże i zabiegi w czasie przerwy. Na boisko wyszedł więc rezerwowy Michalski z „Naprzodu". Zasadniczą zmianę zauważyliśmy też w linji napadu Jugosłowian. Wycofali oni bowiem Marjanovica, zastępując go Wujadinovicem na prawym łączniku. Kierownictwo zaś ataku objął Żivkovic.

Te dwie zasadnicze zmiany, jak się później okazało, wpłynęły znaczne na przebieg i wynik gry. Atak bowiem gości zyskał niebywale na sile, podczas gdy nasze linje defensywne poniosły poważ­ na stratę. Michalski, mimo całej ambicji i ofiarności, nie potrafił zastąpić Martyny. Poza tem goście, chcąc poprawić swoje szanse stosowali coraz konsekwentniej system W, wysuwając Żivkovica na środku ataku, zaś łącznicy Sekulic i Wujadinovic trzymali się więcej tyłu.

Po krótkim okresie gry naszego ataku, w czasie której znów pierwsze skrzypce odgrywa Artur, zaprzepaszczamy cały szereg sytuacyj podbramkowych, które mogły nam (podwyższyć i ostatecznie ugruntować zwycięstwo. Kilkakrotnie bowiem Kisieliński wystawiany pięknie przez Artura i Peterka marnuje idealne wprost sytuacje bramkowe. Raz upada z piłką tuż przed bramkarzem jugosłowiańskim, raz nie może zdobyć się na celny strzał nawet do pustej bramki. Niezrażeni zaś goście swoją beznadziejną naogół sytuacją, poczynają walczyć o piłkę coraz zacięciej i stosować ostrzejszą grę ciałem.

W dwu minutach dorobek zmarnowany Wykorzystując poza tem nieobecność Martyny forsują długiemi podaniami daleko do przodu wysuniętego Zivkovica, który też w 16-tej i 17-tej minucie nie bez winy naszej obrony lokuje ostremi strzałami dwukrotnie piłkę w bramce Albańskiego.

Sukces gości zdezorientował zupełnie publiczność i załamał kompletnie psychicznie drużynę polską. Gdy zaś przestał walczyć o piłkę i gubić ją coraz częściej nasz atak w osobie Peterka i Matjasa, napór Jugosłowian na bramkę Polski wzmógł się niesłychanie. Na boisku zapanowała odwrotna sytuacja, inicjatywę gry przejęli zupełnie goście. Raz po raz wystawiani skrzydłowi Zecevic i Glisovic zasypywali wprost podaniami nasze pole podbramkowe. Ta trójka środkowa gości nie miała wielkiego trudu z przełamaniem linji naszych obrońców.

W rezultacie tego naporu strzela wreszcie Sekulic płaskim strzałem w róg trzecia i ostatnia bramkę dnia.

Na widowni Zapanowała konsternacja, podnieceni zaś tym triumfem Jugosłowianie zademonstrowali dopiero teraz wysoka swa klasę. Wszystkie górne piłki padały ich łupem. Obstawiając zaś naszych graczy, nie mieli trudu w zdobywaniu dolnych piłek. Wiele czasu upłynęło zanim w szeregach naszej drużyny nastąpiło uspokojenie. Atak polski wywalcza jeszcze dwa kornery, których jednak napastnicy nasi nie wykorzystują. Ostatnie minuty gry upływają pod znakiem przewagi Jugosławii, która też z niezwykłą radością i wśród niebywałych owacyj garstki kolonji jugosłowiańskiej w Polsce, przybyłej na ten mecz, schodzi ze sztandarem narodowym z boiska. Sędzia p. Birlem miał wobec całkiem fair gry obu drużyn ułatwione zadanie i wypełnił je też bez zarzutu.

Ogólne wrażenie pozostało przykre, gdyż zmarnowaliśmy pewne już niemal zwycięstwo i musieliśmy wkońcu obserwować wyczerpanych naszych zawodników, walczących beznadziejnie o uratowaniem się przed porażką, która jednak nastąpiła.

Krytyka meczu

Niedzielna przegrana jest boleśniejszą, niż wiele innych porażek, które spotkały nas w ostatnich meczach międzypaństwowych. Wszak tutaj szło nietylko o ratowanie cennej nagrody (przedstawiającej kolumnę Zygmunta III), ofiarowanej przez P. Prezydenta Rzplitej, ale o pewnego rodzaju odprężenie po kilku ostatnich niepowodzeniach na arenie międzynarodowej, po których tak ciężko jest przyjść do siebie drużynie reprezentacyjnej. Ponadto musiało być dążeniem naszych władz sportowych, aby wykazać się pewnym plonem prac po przeprowadzeniu obszernego programu szkolenia piłkarzy całego kraju drogą obozu, drogą trenerów i t. p.

Zawiodło wszystko, co zresztą dla nas nie było niespodzianką, gdyż już swego czasu przepowiadaliśmy, iż akcja szkolenia, jako dorywcza, nie jest celową i skuteczną i nie może dać racjonalnych wyników. Ażeby osiągnąć lepsze rezultaty, trzeba jąć się innych metod pracy, ale o tem nie pora teraz pisać. Obecnie przechodzimy do krytyki gry naszej drużyny i przeciwnika.

Otóż nie trudno jest skonstatować, iż przeciwnik nasz grał w całości meczu lepiej, grał pewnym systemem (system W), a przecież zawsze lepiej jest grać według systemu, niż bez niego. Usiłowano wprawdzie i z naszej strony początkowo również i ten sam system naśladować, ale po pierwszem niepowodzeniu wszystko się porwało i pozostał tylko chaos. Technicznie stoją od nas Jugosłowianie naogół wyżej, może nie było tam tak zaawansowanych jednostek, jak Artur, ale zato w całości atak był lepszy, posiadał przepiękny stoping piłki, opuszczając ją końcem Buła bezpośrednio z powietrza na ziemię tak, aby móc natychmiast oddać strzał. Długie a celne podania, zyskujące teren, nie należące do rzadkości u Jugosłowian, dla naszych były niedościgłe. Kondycja fizyczną wziął nas przeciwnik, przewyższając do tego siłą, wagą i umiejętnością gry ciałem i rozłożeniem sił na cały przeciąg meczu.

Taktycznie staliśmy także w tyle; obok wspomnianego już wyżej błędu braku systemu po naszej stronie, wykazaliśmy także i inne braki, pomoc nasza od początku grała zbytnio defensywnie, z łączników Matjas II (grający w tygodniu ciężkie mecze, wydawał się przemęczony) nie wspomagał zupełnie tyłów, a wreszcie w drugiej połowie, wobec utraty Martyny, nie zastosowali­ śmy zupełnie taktyki defensywnej, ale parliśmy osłabieni naprzód, co musiało nas wkońcu tak szybko wyczerpać.

W całości swej napad nasz nie przedstawiał jednolitej linji, Peterek, mający swój specyficzny sposób gry i to w swem otoczeniu, nie mógł się zgrać z graczami kombinacyjnymi tej miary, co Artur i Matjas, a do tego i skrzydłowi reprezentowali żywioł nieopanowany, stąd też połączenie tylu jednostek o tak różnych właściwościach nie mogło dać w sumie harmonji. Mimo początkowego sukcesu, trudno było być z linji napadu zadowolonym.

Poszczególni zawodnicy.

Na pierwszem miejscu trzeba postawić Artura, który zdał swój egzamin reprezentacyjny bez zarzutu. On był właściwie kierownikiem napadu, on stworzył swoim współpartnerom, grając bez cienia egoizmu, największą ilość sytuacyj podbramkowych. On wreszcie rwał napad naprzód, przechodził przez linję przeciwnika niemal bez przeszkody, a pod względem techniki wybijał się na pierwszy plan.

Nie ustępował mu wiele Matjas 11 do pauzy, w tym okresie pracował bez zarzutu i był groźniejszym od Artura, jeśli idzie o strzał. Natomiast po pauzie, wyczerpany, opadł na silach i niewiele już było go widać na boisku.

Żywioł, energję reprezentował najlepiej Kisieliński, zmarnował on coprawda moc dogodnych sytuacyj podbramkowych, ale też i na usprawiedliwienie swoje ma ustawiczne przesuwania go w drużynie klubowej, trudno więc zawodnikowi, grającemu tak często na łączniku, być „rasowym" skrzydłowym na meczu reprezentacyjnym. Z pośród dwu graczy śląskich lepiej wypad! może Piec, który jednak rozpalił się nieco zapóźno, bo dopiero w drugiej połowie. Narazie reprezentuje on tylko materjał, raził u niego jeszcze prymitywizm, brak celnych dośrodkowań i t. p.

Słabszym był jeszcze Peterek, ale trudno zwalać na niego tylko winę klęski. Nie był on oczywiście środkowym napastnikiem, skrojonym na reprezentacyjną miarę, ale też trudno od niego było cudów oczekiwać.

Pomoc grała dobrze do pauzy, choć zbyt defensywnie, ale zato całkiem słabo po przerwie, nie wspomagała ona ataku, który ze swej strony nie umiał też utrzymać piłki przez dłuższą chwilę. O ile Kotlarczykowie górowali nad Dytką pod względem rutyny i techniki, to ten ostatni nadrabiał te braki swą niezwykłą pracowitością i ofiarnością. W obronie błysnął talentem Martyna, choć widywaliśmy go już w lepszej formie. Niestety Martyna był chory, ale i w tym stanie jest on lepszy od każdego z naszych wybrańców na tej pozycji. Dowodem tego była gra po pauzie -Michalskiego z Bułanowem, którzy dali pokaz bezradności. Tak jeden, jak i drugi obrońca w tym okresie wypadli gorzej, niż blado, a gra ich u naszej pomocy nie mogła bynajmniej budzić do nich zaufania. Dobrze wypadł Albański — z trzech bramek najwyżej jedną mu można tylko zarzucić, w każdym razie był w dobrej formie i niepewności nigdy nie okazał.

Jugosłowianie.

U Jugosłowian wyróżniła się przedewszystkiem linją pomocy; tu Lehner i Arsenjewic reprezentowali najwyższą klasę w tej linji na boisku; ich precyzyjnej grze trudno było postawić jakikolwiek niemal zarzut. Nieco słabszy był Gayer na środku, który pracował niezmordowanie, ale nie miał tej celności podań i precyzji, co jego koledzy. Najsłabsza — to linją obrony. Brak Matosica dał się Jugosłowianom odczuć poważnie, gdyż tak Hugl, jak i Beloseuic nie stanęli zupełnie na wysokości zadania. Zapory zbyt trudnej dla. naszego napadu nie stanowili, o czem nie trudno się było przekonać do pauzy. Zato bramkarz Glaser doskonały, obronił on wiele niebezpiecznych sytuacyj brawurowo.

Napad jugosłowiański miał swoje okresy — do pauzy, gdy kierownictwo spoczywało w rękach Marjanouica, nie było łączności i spoistości, krótko mówiąc: nie szło. Z chwilą zaś, kiedy po pauzie Żivkovic przeszedł na środek, a pozycję lewego łącznika objął Vujadinovic, nastąpiła radykalna zmiana na lepsze. Żivkovic poczuł się na zmienionej pozycji doskonale i był strzelcem dwu wspaniale strzelonych bramek, zaś Sekulic ukoronował dzieło. Ci dwaj gracze przysłużyli się najbardziej do sukcesu swojej drużyny. Skrzydłowi — to bardzo dobrzy biegacze, ale z dośrodkowaniem szło im już nieco gorzej.

Składy drużyn: Jugosławja: Glaser, Hugl, Belosevic, Lehner, Gayer, Arsenjevic, Zecevic, Sekulic, Marjanovie (Żivkovic), Żivkovic (Vujadinovic) i Glisovic (od lewej).

Polska: Albański, Martyna (Michalski), Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Dytko, Piec, Matjas, Peterek, Artur i Kisieliński.

Po zawodach odbył się w hotelu „Monopol" uroczysty bankiet, na którym po serdecznych przemówieniach prezesa Śląskiego OZPN-n p. Żółtaszka i p. Mailowa z ramienia PZPN u, ze strony gości odpowiedział wiceprezes Związku Jugosłowiańskiego Piłki Nożnej p. Stoilewicz. Gościom wręczono nagrodę P. Prezydenta Mościckiego, sędziemu zaś zawodów p. Birlemowi ofiarowano prezent w postaci wspaniałego nakrycia na biurko.

Tak więc zakończył się siódmy mecz z Jugosławją. Goście zasłużenie, poprawili swój bilans z Polską, dorzucając nam znowu jedną porażkę.