1939.05.07 Wisła Kraków - Cracovia 5:1

Z Historia Wisły

1939.05.07, I liga, stadion Wisły,
[[Grafika:|150px]] Wisła Kraków 5:1 (3:1) Cracovia [[Grafika:|150px]]
widzów: 6000
sędzia: Fass
Bramki
Władysław Giergiel 1'
Władysław Giergiel 25'
Artur Woźniak 36'

Wiktor Cholewa 48'
Władysław Giergiel 77' główką
1:0
2:0
3:0
3:1
4:1
5:1

Wilhelm Góra
Wisła Kraków
2-3-5
Mieczysław Koczwara
Władysław Szumilas
Henryk Serafin
Józef Kotlarczyk
Tadeusz Legutko
Stanisław Liszka
Władysław Giergiel
Wiktor Cholewa
Artur Woźniak
Mieczysław Gracz
Władysław Filek
Trener: Otto Mazal
Cracovia

Pawłowski
Lasota
Pająk
Jabłoński
Grunberg
Hiżyk
Góra
Młynarek
Korbas
Szeliga
Myszkowski

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Relacje prasowe

Przegląd Sportowy, numer 37, str. 2, poniedziałek 8 maja 1939:

Wisła na dobrej drodze

Rekordowe zwycięstwo nad starym rywalem

Kraków, 7.5. - Tel. wł. - Wisła - Cracovia 5:1 (3:1).

Bramki dla Wisły strzelili: Giergiel 3, Artur i Cholewa po jednej; dla Cracovii: Góra Sędzia p. Fass Publiczności 6 tys.

Wisła: Koczwara, Szumilas, Serafin, Kotlarczyk, Legutko, Liszka, Giergiel, Cholewa, Artur, Gracz, Filek.

Cracovia: Pawłowski, Lasota, Pająk, Jabłoński, Grunberg, Hiżyk, Góra, Młynarek, Korbas, Szeliga, Myszkowski

Utykając lekko na nogę schodził za swymi chłopcami z boiska, a uśmiech zadowolenia okrasił jego oblicze. Mazal, słynny ongiś gracz Slavii praskiej, obecnie trener Wisły miał wszelkie powody ku temu, by dnia dzisiejszego być zadowolonym. Nie dlatego że wygrała jego drużyna, nie dlatego, że wygrała z Cracovią i nie dlatego wreszcie, że potrafiła zgnębić przeciwnika pod względem cyfrowym w sposób wcale dosadny. To wszystko nie jest jeszcze najważniejsze. Historia 30-letnich wal Cracovia-Wisła zna takich wypadków więcej.

Jeśli dzień dzisiejszy w obozie Wisły może wywołać szczególne zadowolenie, to raczej dlatego, że widać w drużynie tej coraz wyraźniejsze objawy prawdziwego stylu piłkarskiego.

Ostatnie mecze Wisły, robiły dobre wrażenie. Dzisiaj po ciężkiej próbie bojowej, po prawdziwym wysiłku nerwowym możemy utwierdzić się tylko w mniemaniu, że Wisła zaczyna opanowywać styl. Drugim momentem charakteryzującym drużynę "Czerwonych" jest żywiołowy pęd ataku. Wnoszą go nowi ludzie, dla których każdy mecz jest przeżyciem, a już taka "święta wojna" napewno przeżyciem wielkiego formatu. Nie są to zblazowane gwiazdy, utykające coraz na inną nogę, z grymasem na ustach po każdym nieudanym strzale. Każde dojście do piłki dla tego Giergiela czy Cholewy, to skondensowany wysiłek mięśni i nerwów. Można to najlepiej zaobserwować w momentach podbramkowych, kiedy obaj zrywali się przy lada okazji, która miała w sobie tylko cień możliwości bramkowych. Tak więc styl i żywiołowość zadecydowały w pierwszym rzędzie o dzisiejszym wyniku i złożyły się na pięć bramek Wisły. Układ sił na boisku nie mówi bowiem o tak wielkiej różnicy poziomu. Gra nie stała pod znakiem takiej przewagi terenowej czerwonych. Jedynie lepsze wykorzystanie sytuacji, szybsza decyzja, silniejsza wola i spokojniejsze, a bardziej planowe opanowanie piłki dały Wiśle zwycięstwo. Przy uwzględnieniu tych wszystkich momentów jest ono zupełnie zasłużone.

Na tle zrównoważonej jedenastki Czerwonych raziło tylko kilka niedociągnięć Serafina w obronie. Poza tym trójka defenzywna opanowana, Koczwara jak zwykle zwinny, a Szumilas jak zawsze niezawodny. W pomocy uderza dobra gra Legutki na środku, który szczególnie pod względem współpracy z atakiem zrobił znaczne postępy. Również Liszka okazał się do przerwy z jak najlepszej strony. W ataku panuje duch młodości, któremu panuje rutyna i rozwaga Artura. Wspaniały ciąg ma Giergiel. Trójka środkowa operuje krótkimi podaniami. Inicjatorem wszelkich poczynań jest niej Artur, znajdujący przytomnych realizatorów w swych dwóch partnerach.

W Cracovii zawodzi przedewszystkim defensywa. Błędy bramkarza, wadliwe ustawienie się obrońców stwarzają groźne momenty pod bramką białoczerwonych. Pająk nierówny, łatwy do ominięcia, Lasota o niepewnym wykopie i Pawłowski, mający na sumieniu dwie bramki - to naogół główna luka. Bardzo dobrze grał do przerwy Grunberg, dużo dobrych momentów miał też Jabłoński. Góra na prawym skrzydle był najgroźniejszym napastnikiem, ale niestety nie znalazł odpowiednich partnerów na środku. Młynarek wciąż czeka na odpowiedniego środkowego, któryby go umiał wyzyskać. Szeliga również cierpi na brak kontaktu a Korbas nie może wrócić do dawnej formy i stąd pewne zgrzyty, które mimo niezłej gry w polu nie pozwalają Cracovii na wyzyskanie swych możliwości pod bramką. Jeśli mowa z kolei o atmosferze spotkania, to w porównaniu z ubiegłymi laty była ona znacznie spokojniejsza, zarówno nastawienie graczy, jak też i reakcja trybuny, pozbawione były tych wielkich wyładowań, które zwykle odbierały grze właściwe piękno i powodowały nieprzewidziane wyskoki. Zdobycie przez Wisłę bramki w pierwszej minucie, wniosło odrazu do gry czynnik zwiększonego zainteresowania. Giergiel przebiwszy się przytomnie strzelił w róg i Wisła objęła momentalnie prowadzenie. Oczywiście że poderwało to oba zespoły, które ze zwiększoną pasją rzuciły się do walki. O ile jednak Cracovia nie zdołała niczego uzyskać, o tyle Wisła strzeliła jeszcze dalsze dwie bramki przez Giergiela w 25 min., Artura w 35 min. Szczególnie piękna była bramka Artura, który ciągnąć z daleka, umiał zmylić obrońców, a potem strzelił przytomnie w górny róg bramki. Mimo to Cracovia nie dała się jeszcze zbić z tropu, przeprowadziła kilka groźnych ataków i w końcu Góra wjechał z piłką do bramki. Zaraz po przerwie Cholewa strzelił ostro w róg bramki co dało Wiśle prowadzenie 4:1. Nastąpiła z kolei seria zmiennych ataków i wreszcie przytomna główka Giergiela w 32 min. ustaliła wynik dnia. Sędzia wywiązał się naogół ze swego zadania zadawalająco.