W poszukiwaniu „kompromitującego zdjęcia”

Z Historia Wisły

W poszukiwaniu „kompromitującego zdjęcia”

Na pierwszym po II wojnie światowej Walnym Zebraniu TS Wisła nie bez dumy podkreślano, „że nie było w Wiśle volksdeutschów, ale byli Oświęcimiacy”. I to była prawda. Choć przecież w wielotysięcznej rzeszy sportowców i działaczy klubowych, którzy przewinęli się przez blisko 40 lat jego istnienia pewnie znalazły by się osoby, co do których postawy moralnej można byłoby mieć zastrzeżenia. Jak w każdej dużej ludzkiej zbiorowości.

O pięknej postawie Wiślaków, którzy z bronią w ręku walczyli o wolną Polskę niemal na wszystkich frontach II wojny światowej, a w okupowanym kraju brali czynny udział w konspiracji piszemy więcej tutaj Patrioci i żołnierze. Klikając na poszczególne nazwiska można prześledzić ich żołnierskie i okupacyjne losy.

Konspiracyjne zmagania piłkarzy Wisły w ramach nieoficjalnych mistrzostw Krakowa w latach 1940-1944 również są obszernie opisane na naszym portalu Okupacyjne Mistrzostwa Krakowa.

Tutaj chcielibyśmy się skupić na epizodzie, o którym z pewnym zawstydzeniem napomyka się tylko w wiślackiej historiografii. Chodzi o występy piłkarzy Wisły w meczach niemieckiej drużyny DTSG Krakau w ramach oficjalnych rozgrywek o mistrzostwo Generalnej Guberni. Cała sprawa była omawiana w pierwszych powojennych miesiącach w prasie i była rozstrzygana przez różnorakie sportowo-polityczne gremia (nie tylko krakowskie).

Zdzisław Mordarski, Henryk Serafin i Mieczysław Rupa zostali nawet z końcem listopada 1945 dożywotnio zdyskwalifikowani przez zarząd PZPN „jako Polacy, którzy na terenie Generalnego Gubernatorstwa w czasie okupacji bądź jako działacze sportowi bądź jako zawodnicy współpracowali w sporcie niemieckim”. Kara była drakońska i bardzo nagłośniona. Informacja o tym ukazała się na pierwszej stronie „Przeglądu Sportowego”. Wyrok ten był konsekwencją wcześniejszych działań podjętych w Krakowie przez Wojewódzki Komitet Sportowy, organizację mocno zideologizowaną i czynną we wprowadzaniu komunistycznych porządków w polskim sporcie. Tenże Komitet miesiąc wcześniej (połowa października) ukarał wymienionych zawodników „odsunięciem od czynnego życia sportowego we wszystkich klubach na terenie województwa krakowskiego” z rekomendacją do władz centralnych, by to postanowienie rozciągnąć na całą Polskę. Sąd Obywatelski tegoż Komitetu stwierdzał kategorycznie, że piłkarze ci brali udział w „zawodach drużyny hitlerowskiej”, a co więcej oddawali na boisku „pozdrowienie hitlerowskie” [1]. Spiritus movens całego przedsięwzięcia był działacz sportowy i przewodniczący WKS Maksymilian Statter, który z rewolucyjną gorliwością tępił faktyczne i domniemane przykłady współpracy z niemieckim okupantem. Statter miał na pieńku z Wisłą już od przed wojny, kiedy to będąc w opozycyjnym do niej bloku rywalizował z jej działaczami (głównie A. Obrubańskim) o wpływy i władzę w KOZPN. Jako znany już wówczas dziennikarz i lewicowy działacz polityczny (wtedy związany z PPS i z jej ramienia nawet zasiadający w radzie miasta Krakowa) z dużą zajadłością walczył z Obrubańskim, a rykoszetem dostawało się za to całej Wiśle, oskarżanej przy okazji o antydemokratyczne i antyrobotnicze stanowisko.

Po wojnie chcąc udobruchać oponenta Wisła nadała Statterowi „ dyplom honorowy”. Nie na wiele to się jednak zdało. Sympatykiem Wisły Statter nie został i dawał temu potem niejednokrotnie wyraz. W 1947 zwrócił Wiśle nadany mu dyplom honorowy oraz odznakę jubileuszową z powodu gry w barwach Wisły hokeisty Walentego Bratka. Wcześniej Statter atakował Bratka w prasie za jego udział jako tenisisty w barwach niemieckiego klubu. Mimo wyjaśnienia już w sierpniu 1945 roku okoliczności jego udziału w rozgrywkach tenisowych w czasie okupacji.

Okoliczności takiego nadzwyczajnego nagłośnienia sprawy trzech krakowskich piłkarzy opisał w swych wspomnieniach Władysław Giergiel. Według niego Zdzisław Mordarski, Henryk Serafin i Mieczysław Rupa jesienią 1940 roku grać mieli w meczu Generalna Gubernia - Słowacja, który odbył się w Nowym Targu w obecności ks Tiso i generalnego gubernatora Hansa Franka. „Krakauer Zeitung” miał zamieścić z tego meczu skład Krakowa z wyżej wymienionymi piłkarzami. Jak wspominał Giergiel: „Ja miałem oryginalne zdjęcia z tego meczu od Jasia Borka, który pracował w Krakauer Zeitung... I Statter po wojnie tę sprawę wyciągnął. On chciał otrzymać ode mnie to zdjęcie... Miałem również Krakauer Zeitung ze sprawozdaniem z zamieszczonym w nim zdjęciem z meczu. Wśród osób interesujących się tą sprawą był również jeden major z bezpieczeństwa (KBW), chyba nazywał się Kaźmierski, a był wiceprezesem Grobli. I czułem, że ci piłkarze nasi, którzy musieli zagrać w czasie wojny, jeśli nie uda im się jakoś wybrnąć z tego kłopotu, to będą zniszczeni. Nie wiedziałem, co robić. Powiedziałem, że nie mam żadnych zdjęć ani gazet, gdyż zostało to spalone, natomiast opowiedziałem im całą historię zmuszenia tych piłkarzy do gry, pod groźbą obozu. Nie trafiło to jednak do przekonania, oświadczył mi, że za grę w niemieckiej drużynie muszą być zdyskwalifikowani. Statter pojechał do Warszawy do mgr Neuinga (?), który był figurą w Gwardii i sprawę odpowiednio przedstawił. Ja poradziłem im, żeby zgłosili się do wojska i zagrali w Legii. Tak zrobili Henryk Serafin i Zdzisław Mordarski i to ich uchroniło przed represją Stattera. Natomiast Rupa zgłosił się do Hutnika i także uchronił się” [2].

Cała sprawa wydawała nam się intrygująca z wielu powodów. Postanowiliśmy ją wyjaśnić w miarę naszych możliwości. Pierwszym krokiem była kwerenda dostępnych numerów „Krakauer/Warschauer Zeitung” z okresu okupacji. I tu spotkała nas pierwsza niespodzianka. Jesienią 1940 roku nie odbył się żaden mecz Generalna Gubernia - Słowacja (tak przynajmniej wynika z prasowej kwerendy). Na pewno takie wydarzenie z udziałem słowackiego przywódcy i H. Franka było by odnotowane nie tylko w dziale sportowym. Tymczasem nie ma nawet najmniejszego śladu, że do takiego spotkania doszło.

Skąd wzięli się polscy gracze w niemieckich drużynach w czasie okupacji?

Temat wart poważnego opracowania. My jednak skupimy się przy tej okazji tylko na krakowskim podwórku.

Wiadomo, że legalna działalność polskich klubów na terenach GG została początkowo zawieszona, a potem zakazana, a ich majątek zagrabiony przez instytucje niemieckie.

I na tej bazie dość szybko zaczęły powstawać niemieckie kluby sportowe. Głównie skupione wokół jednostek i służb mundurowych. Z reguły grę w tych klubach implikowała służba w jednostkach wojskowych. Stąd lista polsko brzmiących nazwisk np. w drużynach piłkarskich jest nadzwyczaj skromna i dotyczy rodowitych Niemców, bądź volksdeutchów odbywających służbę wojskową.

Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja z klubami cywilnymi. Tutaj na prawdziwą potęgę organizacyjną i sportową wyrosło Deutsche Turn und Sportgemeinschaft Krakau (Niemieckie Towarzystwo Gimnastyczne i Sportowe w Krakowie). Podobnie zresztą było w każdym większym mieście GG, gdzie również potworzono lokalne DTSG. Formalnie miało dawać „wszystkim Niemcom z Rzeszy i Niemcom etnicznym możliwość uprawiania wszystkich dziedzin sportu” [3].

W Krakowie DTSG, sądząc po podjętych działaniach, był oczkiem w głowie pełnomocnika Generalnego Gubernatora do spraw sportu Georga Niffke, co było zgodne z linią władz Generalnego Gubernatorstwa.

Formalnie powstało 22 maja 1940. Z założenia miało być wielosekcyjnym towarzystwem sportowym „Nur für Deutsche”. W praktyce jakość sportowa cywilnych napływowych i etnicznych Niemców okazała się na tyle słaba, że zaczęto (głównie do drużyny piłkarskiej) werbować Polaków.

Ciekawostką był fakt, że początkowo wśród wymienianych sekcji DTSG brak było piłki nożnej. Ten brak szybko nadrobiono, a zadbała o to przedwojenna gwiazda futbolowa Cracovii - Wilhelm Góra. Tak o okolicznościach powołania do życia drużyny piłkarskiej DTSG mówił po wojnie Edward Madejski: „Myśmy wszyscy nazywali ten klub Góra-Elf. Powstał on z inicjatywy byłego reprezentanta Polski, Wilhelma Góry. Poszedł on do tamtejszego „sportfuhrera” Niffki, Ślązaka ze Świętochłowic. Widać, że się dogadali, bo już wkrótce mieliśmy w Krakowie niemiecką drużynę” [4]. Góra też zajął się werbunkiem do tej drużyny piłkarzy nie tylko z niemieckim rodowodem.

Dlaczego tak wiele miejsca poświęcamy temu klubowi?

Wyszliśmy bowiem z założenia, że opisany domniemany mecz GG-Słowacja z udziałem Wiślaków nie mógł być odosobnionym incydentem i powinny go poprzedzić występy tych piłkarzy w niemieckiej drużynie klubowej i do tego cywilnej. Przecież do drużyny reprezentacyjnej Niemcy nie brali piłkarzy z ulicy… Jeśli odnaleźlibyśmy takie mecze to powinno nam pomóc we właściwym umiejscowieniu w miejscu i czasie tegoż „międzynarodowego” spotkania. Dlatego staraliśmy się w niemieckiej prasie odnaleźć relacje ze spotkań DTSG: mistrzowskich, pucharowych i towarzyskich z całego okresu okupacyjnego. Kwerenda „Krakauer Zeitung” (lokalne mutacje Warschauer i Lemberger Zeitung) dała zaskakujące wyniki.

Na początek trzeba zaznaczyć, że była to gazeta, która w sposób bardzo obszerny informowała o wydarzeniach sportowych w Generalnej Guberni (i nie tylko). Niemal codziennie ukazywał się w niej dział sportowy. Gazeta miała duży nakład (w szczytowym okresie do 140 tys.) i z reguły dzienne wydania liczyły po kilkanaście stron (przynajmniej w początkowym okresie wojny).

Dla porządku wyjaśnimy też, że polskojęzyczne tzw. „gadzinowe” gazety w GG i Krakowie z reguły rzadko zajmowały się sportem i nie śledziły niemieckich rozgrywek na swych łamach.

Swoją drogą aktywność sportowa niemieckich okupantów na terenie GG była imponująca i obejmowała niemalże wszystkie dyscypliny sportu. Piłka nożna oczywiście znajdowała się w centrum zainteresowania tak dziennikarzy jak i widzów. W GG miało funkcjonować około 80 klubów piłkarskich. Według innych opracowań w samym Krakowie miało ich być 80, co wydaje się liczbą mocno przesadzoną. Tym niemniej w Dystrykcie krakowskim wczesną wiosną 1940 (a więc na początku powstawania klubów i drużyn piłkarskich) w klasie dystryktu i trzech klasach okręgowych rywalizować miało 30 drużyn [5]. Początkowo były to rozgrywki lokalne, a od 1941 także mistrzowskie (w ramach Gauligi). Mistrz Gauliga Generalgouvernement rywalizował potem o mistrzostwo Niemiec z triumfatorami pozostałych niemieckich Gaulig.

Za organizację tych rozgrywek odpowiadał G. Niffka. Formalnie Polakom zakazywano w nich uczestnictwa, w praktyce jednak te zakazy obchodzono.

Najwięcej polskich piłkarzy grało w DTSG, choć i w innych drużynach przewijały się polskie nazwiska. Oprócz drużyn klubowych występowali oni też w reprezentacji Krakowa, czy Generalnej Guberni. Okoliczności ich gry w niemieckich drużynach i niepełną listę wymienia w swych wspomnieniach Władysław Giergiel: „Niechcioł, Majewski, Pazurek Karol, Pazurek Józef, który przed wojną grał w Polonii W-wa, Piątek z AKS, Kinowski z AKS, Stolarczyk z AKS, grał Mrugała. Ale dlaczego? Oni wszyscy byli wcieleni do wojska niemieckiego i musieli grać. Otto Riesner, ten z Garbarni, to był przecież Ślązak, grał Joksch, prawy obrońca z Garbarni, grał Stankusz z Garbarni, który był volksdeutschem”[6].

Przyjmujemy to wyjaśnienie, choć zauważamy, że nie wszyscy polscy piłkarze byli Ślązakami wpisanym na volkslistę. Co więcej, uregulowania prawne dotyczące wprowadzenia volkslisty na ziemiach polskich wcielonych do III Rzeszy były mocno rozciągnięte w czasie. Nie wdajemy się w opisywanie specyfiki poszczególnych anektowanych ziem polskich (głównie Górnego Śląska), „dobrowolności” podpisywania niemieckiej listy narodowościowej, podziału volksdeutchów na IV kategorie (z których dwie ostatnie traktowano jako podejrzane). Zaznaczamy jedynie, że zanim wprowadzenie volkslisty stało się powszechne piłkarze ci grali już w niemieckich drużynach.

W latach 1940-42 na podstawie relacji prasowych wiemy, że w drużynie DTSG grali piłkarze znani z przedwojennych ligowych boisk:

  • Wilhelm Góra (w lidze Cracovia)
  • Wilhelm Grolik (w lidze Polonia Warszawa i AKS Chorzów)
  • Juliusz Joksch (w lidze Garbarnia Kraków i Warszawianka)
  • Ligęza z Podgórza Kraków
  • Edmund Majowski (Niechcioł) (w lidze Pogoń Lwów)
  • Karol Pazurek (w lidze Garbarnia Kraków i Polonia Warszawa)
  • Józef Pazurek (w lidze Polonia Warszawa i Garbarnia Kraków)
  • Józef Smoczek (w lidze Garbarnia Kraków i Warszawianka)
  • Alojzy Stankusz (w lidze Garbarnia Kraków)
  • Józef Stankusz (w lidze Garbarnia Kraków)

Oprócz tego w reprezentacji Krakowa grali m.in.:

  • Fryderyk Skrzypiec (w lidze Ruch Chorzów)
  • Maksymilian Więcek (w lidze Śląsk Świętochłowice)

W roku 1942 natrafiamy i na inne polskie nazwiska. Ponieważ nie jesteśmy pewni ich identyfikacji, nie będziemy spekulować o kogo chodzi…

Dla nas najistotniejsze jest to, że właśnie jesienią tego roku pojawiają się w tej drużynie piłkarze z wiślackim rodowodem.

Wyjaśniamy zarazem, że podawanie pełnych składów drużyn niemieckich w GG przy okazji rozgrywanych meczów nie były zbyt częste. Częściej w relacjach wymieniano najlepszych graczy i strzelców goli. Pozwala to jednak wykluczyć grę jakiegokolwiek Wiślaka przed jesienią 1942 roku. Wtedy zresztą sprawozdania ze spotkań DTSG wydają się najbardziej kompletne.

Po raz pierwszy „Krakauer Zeitung” podaje nazwiska Wiślaków w wydaniu z 20 października. Dzień wcześniej w ramach gier mistrzowskich DTSG Krakau zremisował z DTSG Lemberg 1:1. Znamy pełne składy obu drużyn. W DTSG wymienieni są Henryk Serafin i Mieczysław Rupa. Jako ciekawostkę można dodać, że w drużynie lwowskiej wystąpili: Niechcioł/Majowski i Gothard Stolarczyk (przed wojną gracz m.in. AKS Królewska Huta). Serafina wraz z Wieczorkiem na obronie uważa się „za ostatnie odkrycie” w drużynie DTSG. Atak z Rupą w składzie chwalono za dobrą grę techniczną [7].

25 października w kolejnym meczu o mistrzostwo GG, tym razem w Warszawie z SS und Polizei SG Warschau zagrali ci sami zawodnicy (wynik 4:2 dla gospodarzy). Oprócz tego wymieniony jest w składzie DTSG Modersky, którego identyfikujemy jako Mordarskiego, gdyż w żadnych innych relacjach ze spotkań DTSG pełne nazwisko Mordarski się nie pojawia, a jego grę w tym klubie uznajemy ze pewnik. Zresztą i nazwisko Rupa zostało zniemczone na Ruppa. O grze polskich zawodników z relacji wiele się nie dowiadujemy. Poza tym, że Serafin wystawiony na obronie, po przerwie zagrał w ataku. Co komentator tak skwitował: „Serafin, niezły jako obrońca, jest zbyt wolny w ataku” [8].

Kolejny mecz mistrzowski rozegrano znowu na „Wislafeld der Deutschen Kampfbahn” 2 listopada. W awizowanym składzie był Serafin, ale w tym meczu zagrali tylko Mieczysław Rupa i Mordarski. Mistrz Generalnej Guberni LSV Adler Deblin okazał się zbyt mocnym przeciwnikiem dla drużyny krakowskiej i wygrał 4:1. Rupę jednak pochwalono po tym meczu za łatwość dryblingu: „skrzydło Trapp i Ruppa było klasą samą w sobie”; „Moderski również dobrze sobie radził” [9].

Tydzień później w rywalizacji z Ostbahn - SG Krakau nie wystąpił żaden z pojawiającej się wcześniej trójki Polaków. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy uznać, że na spotkaniu z dęblińskim Orłem kończą się występy ekswislaków w drużynie DTSG. Przynajmniej w relacjach sportowych nie odnajdujemy żadnego śladu, by gracze ci mieli występować w innych meczach niemieckiej drużyny w tym i następnych latach. Musimy jednak zaznaczyć, że prasowe relacje z następnych sezonów są już o wiele bardziej oszczędne jeśli chodzi o podawanie składów poszczególnych zespołów.

W sumie więc ich gra ograniczyła się do dwutygodniowego epizodu, za który przyszło im po wojnie słono zapłacić.

Zagrali w trzech spotkaniach. Z czego jedynie Mieczysław Rupa we wszystkich. Henryk Serafin w dwóch pierwszych, a Zdzisław Mordarski w dwóch ostatnich.

Kwerenda pięciu roczników „Krakauer/Warschauer Zeitung” przyniosła następujące rezultaty:

  • Kompromitującego zdjęcia z meczu Generalnej Guberni ze Słowacją nie udało się odnaleźć i z dużą dozą prawdopodobieństwa trzeba stwierdzić, że go w ogóle nie było. Tak jak i gry Wiślaków w tymże meczu.
  • Jesienią faktycznie piłkarze ci zagrali w meczach DTSG Krakau w trzech spotkaniach. Nie ma dowodów, by występowali w jakiejkolwiek niemieckiej drużynie w okresie wcześniejszym i późniejszym.

Władysław Giergiel podaje jednak tak dużą ilość szczegółowych informacji, że trudno przejść nad nimi do porządku dziennego. Mamy tytuł gazety, nazwisko fotografa i oficjeli. Faktycznie Jan Borek był fotografem niemieckiej gazety co najmniej do 1941 roku (jak wynika z opisu innych zamieszczanych w „KZ” zdjęć). Zdjęcia jednak z wyżej wspomnianego meczu nie ma, a co najmniej do 1942 roku fotografie dokumentujące niemiecką aktywność sportową/piłkarską są często publikowane na łamach „Krakauer Zeitung”.

Być może zaszła tu jakaś pomyłka i mecz odbył się w innym okresie. Przeglądnęliśmy więc pozostałe roczniki gazety z podobnym skutkiem. Dopiero w 1942 roku pojawiają się informacje o futbolowej rywalizacji słowacko-krakowskiej.

W kwietniu dochodziło do konfrontacji krakowsko-słowackich, ale były to mecze drużyn klubowych. DTSG Krakau spotykało się ze słowacką Slavią Preszow (wyniki 3:1 i 4:2). Znamy obszerne relacje z tych meczów i składy obu drużyn stąd również możemy wykluczyć udział w nich Wiślaków.

Inne doniesienia, najbliższe wersji przedstawionej przez Giergiela, nie dotyczą jednak reprezentacji GG i Słowacji, a Dystryktu Krakowskiego z reprezentacją Wschodniej Słowacji. Mecz taki się odbył 23 sierpnia na stadionie Wisły w obecności 6000 widzów i zakończył wynikiem 3:3. Mecz faktycznie szeroko opisany w gazecie wraz z zamieszczonymi zdjęciami. Rzecz w tym, że dzięki temu znamy szczegóły tego spotkania i składy obu drużyn. W drużynie krakowskiej pojawiają się wprawdzie polskie nazwiska, a nawet potrafimy niektóre z nich przyporządkować do graczy występujących na polskich boiskach przed wojną. Jest wymieniony Joksz z Garbarni, Ligięza z Podgórza, czy Niechcioł/Majowski z lwowskiej Pogoni. Wiślaków jednak w tym gronie brak. Chyba, żeby na upartego nazwisko Hupp zidentyfikować jako Rupa [10]…


Zresztą na chłodno zastanawiając możliwość występu trzech młodych krakowskich piłkarzy w takim meczu wydawał się od początku bardzo wątpliwy. Zarówno w 1940 jak i 1942 roku. W reprezentacji GG, czy choćby Krakowa występowali najlepsi piłkarze, jacy występowali w niemieckich drużynach. Takich niestety nie brakowało i to również tych z polskim rodowodem.

W 1940 w reprezentacji Krakowa występowali uznani już przed wojną piłkarze tacy jak: Góra, Grolik, Joksch, bracia Pazurek czy Stankusz. Oni to choćby zagrali w meczu z reprezentacją Wschodniego Górnego Śląska w 4 sierpnia tegoż roku. Co ciekawe drużyna śląska niemal w całości składała się przedwojennych graczy ligowych z tego regionu. Z końcem tego miesiąca z reprezentacją Wiednia ponownie zagrali Góra, Joksch i Stankusz. Ci sami piłkarze rywalizowali miesiąc później z reprezentacją Warszawy. I tak moglibyśmy wymieniać inne reprezentacyjne spotkania. Nawet obszerne składy drużyn niemieckiego Krakowa na mecze z Miechowem czy Radomiem (listopad 1941) nie wymieniają piłkarzy, którzy choćby otarli się o grę w Wiśle. Co dopiero mówić o występach w reprezentacji Generalnej Guberni [11].

Przypomnijmy, Zdzisław Mordarski, Henryk Serafin i Mieczysław Rupa (rocznik urodzenia 1920) liczyli w 1940 po 20 lat, w 1942 22 lata. Byli co prawda utalentowanymi piłkarzami, ale poza Serafinem, który przed wojną zaliczył 13 spotkań ligowych, żaden z nich nie przebił się do pierwszej jedenastki Wisły. Napiszemy wprost: byli wówczas piłkarsko za słabi, by występować w niemieckich drużynach reprezentacyjnych w GG, a i wydźwięk propagandowy ich potencjalnych występów byłby żaden.

Zdzisław Mordarski i Mieczysław Rupa byli przecież dopiero u progu swej piłkarskiej kariery. Przed wojną bardziej niż na piłkarskich boiskach dali się poznać jako tenisiści stołowi… Trudno ich więc uznać za piłkarskie gwiazdy, których gra mogła by w jakikolwiek sposób oddziaływać na polską opinię publiczną w czasie okupacji. Zresztą Niemcy wcale nie nagłaśniali w prasie występów tych piłkarzy. Nigdzie nie odnaleźliśmy w prasie najmniejszej wzmianki, co do ich pochodzenia i wcześniejszej kariery. Samo zresztą zniekształcenie nazwiska na Modersky, czy Ruppa pozwala przypuszczać, że Niemcy raczej przemilczali ich polskie pochodzenie. Inaczej oczywiście było z przedwojennymi gwiazdami polskich boisk. Losy Wilimowskiego, czy choćby Góry były bardziej medialne i o takich graczach się pisało i mówiło w tym czasie. Czasem napomykając o ich reprezentacyjnej (polskiej) karierze. Mało znani, młodzi piłkarze (a takimi była wiślacka trójka) do propagandowego wykorzystania absolutnie się nie nadawali. I tak też chyba było. Oczywiście w krakowskim światku piłkarskim fakt ich gry w klubie niemieckim na pewno był znany. Głośno się o tym nie mówi, ale publiczność piłkarską na meczach drużyn niemieckich nie stanowili tylko ich rodacy i volksdeutsche. Polacy także bywali na takich spotkaniach, szczególnie tych o większej randze sportowej, z udziałem piłkarskich „gwiazd”. Pewnie też byli w stanie rozpoznać polskich piłkarzy. Wbrew też obiegowym opiniom frekwencja na tych meczach wcale nie była taka mała. Nierzadko sięgała kilku tysięcy.

Mało kto pewnie czytał niemiecką prasę, w polskojęzycznej informacji takich nie było, ale pocztą pantoflową wieści się rozchodziły. Czy także o okolicznościach, w jakich doszło do ich krótkotrwałych występów w DTSG? Zapewne tak, bo przecież gracze ci występowali w miarę regularnie w półkonspiracyjnych rozgrywkach o „okupacyjne mistrzostwo Krakowa”. Spotykali się z innymi piłkarzami, działaczami sportowym, kibicami i zapewne tłumaczyli jak do tego doszło. Ostracyzm z tego powodu ich nie spotykał, ani w czasie okupacji, ani po jej zakończeniu. Przypomnijmy, że wszyscy trzej zagrali w barwach Wisły w tym pamiętnym styczniowym meczu derbowym z Cracovią w 1945 roku.

Władysław Giergiel nie wspomina wprost skąd znał okoliczności sprawy. Należy przypuszczać, że od samych zainteresowanych. Był przecież z tego samego piłkarskiego pokolenia (starszy zaledwie o 3 lata). Czy po wojnie fakt występów trzech Wiślaków w drużynie DTSG mylnie połączył z grą w reprezentacji GG w meczu ze Słowacją? Wydaje nam się, że tak, a utwierdza nas w tym przekonaniu kwerenda prasowa.

Jak napisał o tym/tych występach: „Oni musieli grać. Był to ratunek tych chłopców przez aresztowaniem ich przez gestapo i wywiezieniem ich do więzienia i do Niemiec. Okazało się, iż byli oni w posiadaniu kartek żywnościowych, które były do sklepu wędliniarskiego wyłącznie dla Niemców. Na te karty były zwiększone racje wędlin. Sklep taki był m. in na ul. Floriańskiej, niedaleko firmy Voigta. I oni zostali przyłapani w tym sklepie na usiłowaniu zakupu wędlin na te kartki. Zostali oni wezwaniu do dr Niffke, sportfuhrera w GG, który jednocześnie był naczelnym redaktorem Krakauer Zeitung. On im powiedział, że albo zgodzą się wziąć udział w tym meczu, albo lager lub więzienie. Byli to wszystko młodzi chłopcy. Nie mieli więc wyboru. I zagrali” [12].

Rzeczywiście, jeśli doszło do opisanych powyżej wydarzeń to Georg Niffka był właściwą osobą, która mogła by z jednej strony szantażem zmusić ich do gry w niemieckiej drużynie, z drugiej uratować przed więzieniem, czy nawet śmiercią z rąk niemieckiego okupanta.

W latach 1940-1942 był pełnomocnikiem d/s sportu Generalnego Gubernatora. Wbrew skromnemu określeniu „pełnomocnik”, odpowiadał w zasadzie za utrzymanie obiektów i organizację zawodów sportowych na terenie Generalnej Guberni (w tym rozgrywek piłkarskich). Nie wdając się w szczegóły jego partyjno-nazistowskiej kariery, wyjaśnić musimy, że był na pewno osobą dobrze orientującą się w polskiej piłce przed wojną. Jako dziennikarz sportowy „Kattowitzer Zeitung” śledził rywalizację w polskiej lidze i zamieszczał w tej gazecie sprawozdania z zawodów sportowych. Jako ciekawostkę możemy podać, że z końcem 1928 roku w obszernym artykule opisywał zdobycie tytułu mistrzowskiego przez Wisłę i oceniał walory piłkarskie całej drużyny i jej poszczególnych graczy [13].

Tak o kontakcie Wiślaków z Niffke w 1940 mówił po latach Władysław Giergiel: „Miałem wówczas 22 lata, byłem członkiem kadry przygotowującej się przed wojną do Igrzysk Olimpijskich 1940 roku. Ciężko było pogodzić się z myślą o zaprzestaniu gry w piłkę. Zwróciliśmy się do władz okupacyjnych o zgodę na uprawianie sportu. Odpowiedzialnym za sport w Generalnej Guberni był niejaki doktor George Niffke, przed wojną redaktor naczelny „Kattowizer Zeitung”. Ma się rozumieć, był doskonale zorientowany w polskim futbolu, znał prawie wszystkich krakowskich piłkarzy. Powiedział nam, że owszem, sport możemy sobie uprawiać, ale nie w dawnych ramach organizacyjnych. Nie wolno też zrzeszać się na nowo, organizować regularnych rozgrywek itp. Prywatnie poradził nam, delegacji wiślaków, żebyśmy odpruli z koszulek Białą Gwiazdę. To dzisiaj trefny symbol - powiedział. Cóż było robić, odpruliśmy” [14]. Kontakty Niffke z przedwojennymi działaczami i piłkarzami w pierwszych miesiącach okupacji były dość częste. Starał się on wielu z nich skłonić do kolaboracji. O czym wspomina choćby Stanisław Filipkiewicz: „w 1940 r. otrzymałem od dr. Niffkego propozycje współpracy sportowej z Niemcami. Trzeba wiedzieć, że Georg Niffke … nie tylko dobrze mówił po polsku, ale orientował się znakomicie w naszym życiu” [15].

Czy znał walory piłkarskie trójki młodych piłkarzy? Pewnie nie, ale od czego miał doradców pokroju choćby Wilhelma Góry. Uznał widocznie, że zasilenie niemieckiej drużyny tymi graczami wzmocni jej futbolową siłę. Trzeba bowiem zaznaczyć, że ambicje sportowe DTSG Krakau pozostawały niespełnione, drużyna ta mimo naprawdę dobrych piłkarzy nie potrafiła ani razu sięgnąć po tytuł mistrza GG, mając poważne kłopoty by wygrywać nawet w samym Dystrykcie krakowskim.

Nie znamy okoliczności, w jakich zakończyła się gra Wiślaków w DTSG. Czy swoisty pakt z Niffke dotyczył tylko tych paru jesiennych spotkań, czy też zadecydowały o tym inne względy? Faktem pozostaje, że ich występy ograniczyły się do trzech spotkań, ale konsekwencje tych gier zaciążyły nie tylko na ich karierze piłkarskiej, ale i życiu w powojennej Polsce. Nie będziemy się wdawać ex post w moralne oceny ich ówczesnej postawy, biorąc pod uwagę swoistą alternatywę przed jaką zostali postawieni: życie lub obóz koncentracyjny, a nawet śmierć.

Dzisiaj zadziwia nagłośnienie całej sprawy w ówczesnych gazetach codziennych i sportowych. Tak jakby brakowało wówczas przykładów wybitnych nieraz sportowców, przymuszanych okolicznościami, ale i takich, którzy często dobrowolnie, dla własnej wygody, występowali w niemieckich drużynach (nie tylko zresztą piłkarskich). Zdzisław Mordarski, Henryk Serafin i Mieczysław Rupa zostali do tego przymuszeni szantażem, a potraktowano ich jak niemalże symbol współpracy z niemieckim okupantem, nie podając żadnych okoliczności łagodzących tę ocenę.

Czy zadecydowała o tym małostkowa mściwość jednej, ale wpływowej w powojennych realiach osoby. Tak zdaje się sugerować Władysław Giergiel. Charakterystyczne, że wybitni gracze pochodzący z Górnego Śląska (a takich była większość tak w DTSG jak i innych drużynach niemieckich w GG), choć nie tylko oni, jako okoliczność łagodzącą podają fakt rozmów z Józefem Kałużą. Przedwojenny selekcjoner reprezentacji Polski miał bywać na treningach i meczach DTSG i na moralne rozterki polskich graczy miał im mówić, że przydadzą się polskiej piłce po wojnie. Potwierdzał to także Leonard Piontek (w polskiej lidze gracz AKS, w czasie wojny Germanii Königshütte), któremu Kałuża „na jego wątpliwości, czy grać w niemieckim klubie na Śląsku powiedział: „Ślązacy winni grać, bo będą jeszcze Polsce potrzebni”. Warto w tym miejscu wyjaśnić, że na Śląsku przedwojennym klubom w zasadzie pozamieniano tylko szyldy na niemieckie, a piłkarze pozostali ci sami [16].

Niestety nie znamy dowodów, na których podstawie Wojewódzki Komitet Sportowy w Krakowie, a potem zarząd PZPN wydali jesienią 1945 roku tak drakońskie orzeczenia i kary. Aż się nie chce wierzyć, by odbyło się to tylko na podstawie niesprawdzonych pogłosek, czy opowieści zorientowanych w temacie osób, bądź suchych relacji z tych paru spotkań piłkarskich.

Faktem jest, że poniewczasie zaczęto sobie z tego zdawać sprawę i po kilku miesiącach karę dożywotniej dyskwalifikacji zawieszono. Pomogło w tym pewnie i przeniesienie Serafina i Mordarskiego do warszawskiej Legii. Stało się to przy głośnych protestach Maksymiliana Stattera, który nie przebierał w słowach stawiając na jednej moralnej szali grę Mordarskiego w „hitlerowskiej drużynie, drużynie morderców polskich”, a na drugiej dzieci walczące i ginące na barykadach powstańczej Warszawy [17]. Trzeba przyznać, że przy takim natężenia emocji, szantażu moralnego i demagogii trudno się dziwić wcześniejszym drakońskim karom dla tej trójki piłkarzy.

Powojenne losy „bohaterów” tej historii były jakże odmienne. Paradoksalnie z trójki graczy najmniej z nich znany przed wojną Mordarski, zrobił potem największą karierę, zaliczając 12 występów w reprezentacji narodowej. Po kilkuletniej grze w Legii Warszawa wrócił do Wisły z końcem 1949 roku, by na koniec swej piłkarskiej drogi zakotwiczyć w Cracovii.

Henryk Serafin po wyjeździe do Warszawy do Wisły już nie wrócił.

W Krakowie pozostał tylko Mieczysław Rupa i to też pewnie było przyczyną, że musiał najdłużej odpokutować za swe winy. Na boiska piłkarskie wrócił dopiero w 1947 i chyba też najbardziej z nich wszystkich przeżył całą tę historię. W kwietniu 1951 został za karygodny niepoprawny tryb życia (pijaństwo) usunięty z ZS Gwardia. Zakotwiczył jeszcze na krótko w drużynie Hutnika Kraków. Zmarł przedwcześnie w 1956 do końca życia nie potrafiąc sobie poradzić „z oskarżeniami o niewłaściwą postawę w czasie okupacji” [18].

Szantaż, 3 spotkania w dwa tygodnie, a potem piętno na całe życie - tak w jednym zdaniu można podsumować tę historię.

Wzmianki dotyczące polskich piłkarzy grających w niemieckich klubach w „Krakauer/ Warschauer Zeitung”:

Przypisy: [1] „Przegląd Sportowy” z 26 listopada 1945; „Start” ” z 16 października 1945; [2] Wspomnienia W. Giergiela cz. 1 i 2; [3] Założenie i działalność Niemieckiego Towarzystwa Gimnastycznego i Sportowego w Krakowie; [4] "Wisła Kraków. Kolekcja klubów.Tom 3.Encyklopedia Piłkarska Fuji", s. 48; [5] „Krakauer Zeitung” z 23 marca 1940; [6] Wspomnienia W. Giergiela cz. 2; [7] „Warschauer Zeitung” z 20 października 1942]; [8] „Warschauer Zeitung” z 27 października 1942]; [9] „Warschauer Zeitung” z 3 listopada 1942]; [10] „Warschauer Zeitung” z 23 i 25 sierpnia 1942]; [11] „Warschauer Zeitung” z 31 lipca oraz 4, 6, 25 sierpnia 1940; „Warschauer Zeitung” z 1 listopada 1941]; [12] Wspomnienia W. Giergiela cz. 1 i 2; [13] ”Kattowitzer Zeitung” z 19 listopada 1928; [14] Marco / Magazyn PIŁKA NOŻNA, lipiec 1990 roku; [15] Stanisław Chemicz, Piłka nożna w okupowanym Krakowie, Kraków 1982, s. 201; [16] PIŁKARZE WYKLĘCI - LEONARD PIONTEK (PIĄTEK); [17] [[Grafika:Start 1946-08-22b.JPG|„Start” ” z 22 sierpnia 1946]; [18] [4] "Wisła Kraków. Kolekcja klubów.Tom 3.Encyklopedia Piłkarska Fuji", s. 188.