Wiślacy-żołnierze na arenach sportowych podczas II wojny światowej

Z Historia Wisły

Spis treści

Inter arma silent Musae

Łacińska maksyma Cycerona nie bardzo przystawała do czasu II wojny światowej, także do tej sfery ludzkiej aktywności jaką było życie sportowe.

W tym szkicu skupimy się na opisaniu sportowej aktywności Wiślaków-żołnierzy. Nie brakowało ich w polskich mundurach w Kampanii Wrześniowej 1939 r. i na frontach II wojny światowej. Z narażeniem życia przekraczają zieloną granicę, by poprzez Węgry, Bałkany dotrzeć do formujących się Wojsk Polskich we Francji, a potem Wielkiej Brytanii. Widzimy ich w Armii gen. Andersa. Walczą z bronią w ręku na niemal wszystkich frontach europejskiego teatru wojen - widzimy ich pod Narvikiem, Tobrukiem, w bitwie o Anglię, bitwie o Monte Cassino, Falaise, wyzwalających z dywizją gen. Maczka Holandię i Belgię. Czynnie angażują się w działalność konspiracyjną w ramach ZWZ/AK.

Co jednak charakterystyczne wykorzystują każdą nadążającą się okazję by zaakcentować swą żywotność i chęć przetrwania w jakże ekstremalnych warunkach także na niwie sportowej.

Sport bowiem oprócz ogólnie znanych walorów umożliwiał odreagowywanie wojennego stresu, budował silne więzi wśród żołnierskiej braci i dostarczając rozrywki i relaksu pozwalał na chwilę zapomnienia o wojennej rzeczywistości.

Sportowa aktywność Wiślaków w okupowanej Polsce szeroko została opisana choćby w artykule poświęconym okupacyjnym mistrzostwom Krakowa. Tam więc odsyłamy czytelnika, w tym miejscu krótko zaznaczając fakt, że wielu z nich było wówczas żołnierzami Polskiego Państwa Podziemnego, walczącymi w ramach ZWZ/AK. Występujący zaś na krakowskich boiskach Amatorski Klub Sportowy (faktycznie filia Wisły – wtajemniczeni rozszyfrowywali nazwę AKS jako Armię Krajową Sportową) jak twierdzi w swych opracowaniach S. Chemicz „był nie tylko klubem sportowym, lecz stanowił komórkę konspiracyjnej organizacji ruchu oporu, zrzeszającą młodzież sportową. Główną rolę w działalności sportowej i konspiracyjnej tego klubu odgrywał Aleksander Żaczek, członek TS „Wisła", w którego mieszkaniu przy ul. Brackiej znajdowała się centrala komórki organizacyjnej ruchu oporu z radiostacją, magazynem broni i centralnym kolportażem jednego z czasopism krakowskiej prasy konspiracyjnej, rozprowadzanym m.in. w czasie meczów piłkarskich…” [1].

Dzisiejszego obserwatora zadziwia niezwykła wręcz aktywność sportowa polskich żołnierzy. Rywalizują na prowizorycznych boiskach nawet w jenieckich obozach, czy obozach zagłady – jak choćby w KL Auschwitz. W tym kontekście można wymienić choćby Jana Reymana, czy Antoniego Łyko. Tak o ostatnim meczu w życiu Łyki pisał w specjalnym artykule Bohdan Piętka: „Organizowane wśród więźniów zawody piłki nożnej były częścią działań mających utrzymać pozory normalności w obozie, a także – jak się wydaje – dostarczały rozrywki samym esesmanom… Mecze te rozgrywane były na placu apelowym w obozie macierzystym KL Auschwitz I. Spotykały się ze sobą drużyny reprezentujące więźniów Polaków i Niemców (czyli więźniów funkcyjnych). Jak relacjonuje Sowul:

Najczęściej Polacy bali się zbyt celnie strzelać do bramki przeciwników, bo po meczu można było oberwać po pysku od kapów, którzy przecież sami poszukiwali byłych piłkarzy i zmuszali ich do grania. Takie mecze odbywały się naturalnie w niedziele, na terenie obozu pomiędzy blokami.

Sowul, który poznał w obozie Antoniego Łykę, zaproponował byłemu piłkarzowi Wisły Kraków i reprezentantowi Polski udział w obozowym meczu piłki nożnej. Wspomina on, że:

Przed kolejnym meczem prosiłem go, aby strzelił Niemcom ze dwa gole. Obiecałem mu nawet papierosy, o które w tym czasie było bardzo trudno. Łyko spełnił obietnicę.

Najprawdopodobniej Antoni Łyko nie wiedział, że gra ostatni mecz w swoim życiu, że następnego dnia zginie w zbiorowej egzekucji” [2].

Wśród tysięcy polskich żołnierzy, którzy jesienią 1939 roku przedostali się na Węgry i do Rumunii nie brakowało Wiślaków. Skupieni w obozach internowania walczyli z panującymi tam nastrojami przygnębienia po utracie wolności i przegranej Kampanii Wrześniowej w sposób dla siebie charakterystyczny – w aktywności sportowej, która oprócz tężyzny fizycznej wzmacniała też ich morale. Szczególnie zasłynęła na Węgrzech drużyna Junaka (powstałego na bazie drohobyckiego klubu), którego zasilili właśnie wiślaccy piłkarze-żołnierze. Drużyna ta rozegrać miała na Węgrzech około 40 spotkań, osiągając dobre wyniki, a których najbardziej wartościowym był remis z reprezentacją Budapesztu 1:1 (według innych danych rozegrać miała 28 spotkań, z czego 4 przegrała). Nieco mniejszą aktywność sportową wykazywano w Rumunii, co wiązało się po prostu z faktem braku podstawowego sprzętu sportowego, co w wypadku piłkarzy miało znaczenie. Tym niemniej i w tym wypadku dochodziło do częstej rywalizacji z miejscowymi klubami (np. w Craiovej z rumuńskim CFR).

Drużyna sportowa jeńców obozu Gross-Born. Jeńcy ci nie byli zawodnikami Wisły, ale wybrali dla swojej drużyny nazwę i barwy krakowskiego klubu
Drużyna sportowa jeńców obozu Gross-Born. Jeńcy ci nie byli zawodnikami Wisły, ale wybrali dla swojej drużyny nazwę i barwy krakowskiego klubu

Z czasem ta aktywność się wyczerpywała, ale miało to związek nie tyle z upadkiem sportowego ducha wśród internowanych żołnierzy co po prostu z faktem konspiracyjnej ewakuacji żołnierzy do formujących się polskich jednostek wojskowych we Francji, Anglii, czy na Bliskim Wschodzie. Taką też drogę przeszli i Wiślacy, choć w wypadku Junaka warto zaznaczyć, że jednym z etapów tej wojennej peregrynacji był pobyt w Jugosławii, gdzie również zaznaczył swą obecność rozgrywaniem szeregu meczów futbolowych.

Narciarze

Wiślaccy żołnierze docierający do Francji zasilali tworzące się tam regularne polskie jednostki wojskowe. Zakopiańscy narciarze wstępowali głównie do Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich (choć nie tylko): by wspomnieć choćby Jana Schindlera, wielokrotnego medalisty mistrzostw Polski w konkurencjach alpejskich i uczestnika mistrzostw świata w narciarstwie; Tadeusza Wowkonowicza, wielokrotnego medalisty mistrzostw Polski w konkurencjach klasycznych i uczestnika mistrzostw świata w narciarstwie. W czasie kampanii francuskiej walczył w II Dywizji Strzelców Pieszych, dowodzonej przez gen. Prugara-Ketlinga. Za zasługi na polu walki (ratowanie rannych) otrzymał francuski Croix de Guerre.

Sportowe pasje w wypadku Wowkonowicza dały o sobie znać dopiero po upadku Francji. Internowany w Szwajcarii, w 1943 roku uzyskał pozwolenie władz na starty w zawodach w Skiclub Davos -- pod pseudonimem "Beskid"”… [3].

Podobnie układały się losy innego wiślackiego asa narciarskiego, Mieczysława Wnuka, złotego medalisty Mistrzostw Polski w kombinacji norweskiej w 1938 roku, wielokrotnego medalisty mistrzostw Polski w konkurencjach klasycznych i uczestnika mistrzostw świata w narciarstwie. W 1940 roku przez Węgry przedostał się do polskiej armii we Francji. „Po klęsce Francji nie wyjechał jednak z okupowanego kraju, lecz zaczął startować w licznych zawodach narciarskich w rejonie Chamonix”. Francuski okręg narciarski w Grenoble zaangażował go nawet na trenera skoków i biegów [4]. W 1944 roku udało mu się konspiracyjnymi drogami przedostać do Anglii.

Piłkarze

Po podbiciu przez Niemców Francji w czerwcu 1940 wiślaccy żołnierze rozproszyli się niemal po całym świecie, zasilając tworzące się jednostki Wojska Polskiego w Anglii i na Bliskim Wschodzie. Dołączając i do tych, którzy z okupowanej Polski, przez Węgry i Jugosławię docierali np. do Palestyny by tam zasilić organizującą się Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich.

Taki los przypadł właśnie żołnierzom-piłkarzom dawnego Junaka, którzy w ramach brygady utworzyli piłkarską drużynę. Karpatczycy walczyli na piłkarskich boiskach z wieloma sukcesami, stając się bardzo szybko sportową wizytówką BSK i całej Armii Polskiej na Wschodzie. Występowali zresztą w białych koszulkach z orłem na piersi, stając się tym samym namiastką reprezentacji Polski. Wystarczy przypomnieć, że podczas pobytu w Egipcie na 24 rozegrane mecze wygrali aż 16, w tym prestiżowe pojedynki z mistrzem Egiptu FC Tram 2:1 i z reprezentacją Floty Śródziemnomorskiej 4:1 (statystyki publikowane w „Orle Białym” mówią, że w latach 1940/1941 rozegrała w Egipcie aż 38 spotkań, z których przegrano 4, a zremisowano 3 – w tym pokonali reprezentację Syrii 4:0 i Reprezentację Wolnych Francuzów 9:0) „Gra karpatczyków na tyle się spodobała, że ich mecze z drużynami egipskimi pokazywano w kronikach filmowych i szeroko opisywano w prasie” [5].

Oczywiście wraz z skierowaniem Brygady do oblężonego Tobruku o kontynowaniu działalności piłkarskiej, czy szerzej sportowej już nie było mowy [6].

Brygada ta przekształcona w 1942 roku w Dywizję Strzelców Karpackich, weszła w skład Armii Polskiej na Wschodzie, a od lipca 1943 roku stała się podstawą wydzielonego z Armii Polskiej na Wschodzie 2 Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. dyw. Władysława Andersa.

Z początkiem 1944 roku 2 Korpus przetransportowano do Włoch i brał on m.in. udział w walkach o przełamanie Linii Gustawa pod Monte Cassino (11-29 maja). Ostatnimi działaniami wojennymi dywizji i całego Korpusu był udział w ofensywie w Dolinie Lombardzkiej (na przełomie kwietnia i maja 1945 roku).

Zadziwiał fakt, że niemal każdą chwilę wolną od walk wykorzystywali żołnierze-sportowcy na rozgrywanie spotkań piłkarskich, gromadzących niejednokrotnie tysięczne rzesze spragnionych tego typu rozrywki żołnierzy i okolicznej ludności. Z reguły zaszczycali tego typu widowiska sportowe swoją obecnością generałowie alianccy z W. Andersem na czele. O sile drużyny piłkarskiej Karpatczyków decydowali w dużej mierze piłkarze Wisły: Stanisław Geruli i Władysław Szewczyk, jako uznani już przed wojną piłkarze ligowi byli też magnesem przyciągającym kibiców na mecze. Po ewakuacji z ZSRR na Bliski Wschód Armii gen. Andersa dołączył do nich kolejny wiślacki as – Bolesław Habowski.

Piłkarskie spotkania międzynarodowe traktowano w polskim obozie niezwykle prestiżowo. Otoczka i przebieg tego typu rywalizacji wykraczała wyraźnie poza ramy sportu.

Po krótce opiszemy najbardziej prestiżowe z tych spotkań, zaznaczając jednocześnie, że jest to zaledwie skromny zarys poruszanego tematu…

I tak „aby podtrzymać świetne tradycje sportu polskiego” w styczniu 1943 roku „postanowiono zorganizować mecze piłkarskiej reprezentacji Armii Polskiej na Wschodzie z reprezentacją armii brytyjskiej i z drużyną iracką”. Mecze te odbyły się 24 i 29 stycznia w Bagdadzie na stadionie „Scouts Grounds”. Z obszernie relacjonowanych przygotowań do tego meczu wiadomo, że traktowano je jako „reprezentowanie barw polskich w pierwszym oficjalnym spotkaniu po trzy i półletniej przerwie” – czyli jako występ reprezentacji narodowej. Nic dziwnego, że zorganizowano przed tą sportową konfrontacją specjalny obóz treningowy, na którym przetestowano aż 40 najlepszych graczy ze wszystkich dywizji. Nie było wszakże zaskoczenia, gdy okazało się, że najlepszych graczy posiada Brygada Karpacka i na nich też oparto drużynę armijną.

Zresztą przy każdej niemal większej polskiej jednostce wojskowej, powstającej i funkcjonującej w ramach Polskich sił Zbrojnych za Zachodzie istniały swoiste „sekcje sportowe”, z dominującymi wśród nich drużynami piłkarskimi.

Ciekawostką był fakt, że Wielkiej Brytanii „rekrutujący się z Armii Polskiej sportowcy – stworzyli na obcej ziemi szereg klubów, uprawiając boks i piłkę nożną. Nasze drużyny piłkarskie biorą udział w mistrzostwach okręgowych Anglii (Polonia, Wisła, Warta) i walczą na bliskim Wschodzie” – pisał w lipcu 1942 roku „Orzeł Biały”. Niestety nie udało nam się ustalić, czy rywalizującą na Wyspach Brytyjskich drużynę Wisły utworzyli byli sportowcy Wisły, czy tylko jej sympatycy. Podobnie jak nie udało nam się dotrzeć do wyników sportowych „angielskiej” Wisły.

Tenże numer „Orła Białego” informował jednocześnie o rozwijającym się sporcie polskim przy tworzących się na sowieckiej ziemi oddziałach wojska polskiego: „Sport polski stanowi wyraz żywotności naszego Narodu. Nie złamią go prześladowania i utrata najlepszych jego przedstawicieli… Wierzymy, że odrodzi się potężniejszy niż był, jako wyraz tężyzny, wytrwałości i zdolności do porywu tak właściwych Polakowi”. W ramach zawodów sportowych odbył się wówczas w obecności gen. Andersa i biskupa Gawliny mecz piłkarski kadry A i B. W kadrze A brylował walorami piłkarskimi Bolesław Habowskidawny napastnik Wisły, pokazując świetną kondycję fizyczną” i będąc najlepszym graczem meczu [7].

Na Bliskim Wschodzie silną drużynę piłkarską posiadała wchodząca w skład Armii Polskiej na Wschodzie np. 7 Dywizja Zapasowa, wywodząca się z ewakuowanej z ZSRR 7 Dywizji Piechoty. Charakterystyczne zresztą był i to, że w całej Armii w latach 1942 i 1943 roku toczono regularne rozgrywki piłkarskie, które były zarazem etapem selekcji najlepszych polskich piłkarzy. Mieli oni potem zasilić drużynę Karpatczyków i jako reprezentacja Armii Polskiej rywalizować z reprezentacjami Iraku i Armii Angielskiej.

O sile drużyny Brygady Karpackiej wiele mówił fakt, że połączenie Armii gen. Andersa z wojskami polskimi na „Śr. Wschodzie dało szereg nowych spotkań [piłkarskich], w których drużyna Brygady Karpackiej pokonała wszystkie drużyny „rosyjskie”. Te jak wiadomo nie miały wiele okazji do treningów i grały w piłkę nożna jedynie dorywczo. Jeden tylko gracz stoi na poziomie kolegów z Brygady Karpackiej. Jest nim reprezentacyjny skrzydłowy Habowski z Wisły krakowskiej, a później Junaka drohobyckiego. On też wejdzie w skład Karpackiej, której jedenastka uzupełniona kilkom graczami rezerwowymi pojedzie do Bagdadu” – pisał „Orzeł Biały”, dodając przy tym, że Karpatczycy rozgrywali w ramach przygotowań szereg gier sparingowych z reprezentacjami poszczególnych jednostek wojskowych.

Pewne miejsce w pierwszej jedenastce mieli 3 Wiślacy: Geruli, Szewczyk i Habowski. I oni to właśnie stali się głównymi bohaterami nie tylko sportowego widowiska, jaki tysięczne rzesze mogły obejrzeć na bagdadzkim stadionie 24 stycznia 1943 roku. Armia Polska pokonała pewnie i wysoko Armię Angielską (w której nie brakowało graczy znanych z ligi angielskiej) aż 4:0. Jak pisano potem nie bez dumy: „Ten mecz był wielkim wydarzeniem nie z powodu zwycięstwa drużyny polskiej, zwycięstwa bezapelacyjnego i niekwestionowanego przez nikogo. Był wielkim wydarzeniem, bo tysięcznym rzeszom publiczności dostarczył emocji, bo przez 90 minut przypominał nam, że jeśli na stadionie grają sportowcy z Białym Orłem na piersiach, to jest jakaś ciągłość z tym, co było, i czego nie zniszczy żadna siła; że tężyzny fizycznej narodu nie złamały ciężkie przeżycia lat ostatnich, że do Polski wróci pokolenie zdrowe i silne, zdolne do pracy, zdecydowane do walki… W takich chwilach, jakie przeżywamy obecnie, chodzi o to, by każdy z nas z dala od domu i od rodziny miał okazję do takiej czy innej radości z tego, że coś co polskie jest dobre i chwalone, że imponuje, że zwycięża. Taką radość właśnie sprawili na piłkarze…”. Dzień później piłkarzy odwiedził generał Anders, gratulując postawy na boisku i kierując do piłkarzy słowa: „W wędrówce naszej przechodzimy przez różne kraje i gościmy wśród narodów, które dotychczas o nas nic albo mało słyszały… Oceniają one nas, a przez nas i Polskę, według tego jakimi nas widzą. Każdy z nas powinien mieć tę ambicję, aby być ambasadorem sprawy polskiej. Wy wczoraj te zadanie spełniliście znakomicie. Wasza robota była dobrą robotą dla Polski” [8].

Wracając do wydarzeń przed i w trakcie meczu warto wspomnieć, że już godzinę przed meczem stadion był wypełniony po brzegi kibicami żołnierzami (w sumie ok. 8.000). Meczowi przyglądali się najwyżsi oficjele polscy i brytyjscy z regentem i ambasadorem Wielkiej Brytanii na czele. Po przybyciu gen. Andersa nasza orkiestra wojskowa odegrała polski hymn. Sportowo mecz stał na wysokim poziomie i wcale nie przebiegał od początku pod dyktando Polaków, gdyż Geruli musiał sporo napracować się w naszej bramce po atakach Anglików. W naszym ataku prym wiódł Habowski, który asystował przy dwóch bramkach i sam strzeli pięknego gola z rzutu wolnego na 3:0. Wcześniej znakomitą robinsonadą obronił rzut karny Geruli: „rzucił się w poprzek bramki i chwycił piłkę, strzeloną tak silnie, że niejednego mogłaby zbić z nóg”: - pisać miał „The Iraq Times”.

Nic dziwnego, że następny mecz z reprezentacją Iraku (29 stycznia) również zgromadził tłumy kibiców i oficjeli. I tym razem pewnie wygrała mecz reprezentacja naszej armii 6:1, choć niespodziewanie przegrywała 0:1. Swoje bramki w tym razem strzelili obaj Wiślacy: Szewczyk i Habowski. W bramce bezbłędnie grał Geruli.

Kurtuazja synów Albionu, chwalących polskich graczy po meczu miała swoje granice. Nic dziwnego że kwietniowy rewanż między reprezentacjami obu armii potraktowano w brytyjskim obozie niebywale poważnie (mecz odbył się 5 kwietnia w Bagdadzie). Po prostu Anglikom nie wypadało przegrywać takich meczów. Jak donosiła polska prasa [9] Anglicy przygotowywali się do rewanżu „bardzo poważnie, sprowadzono samolotami szereg graczy z zawodowych drużyn”. Ciekawostką był fakt, że wśród wymienionych angielskich graczy, głównie zawodników Bolton Wonderers natykamy się na nazwisko Ramsey. Niewykluczone, że chodzi właśnie o legendarnego gracza, a potem selekcjonera reprezentacji Anglii, który doprowadził tę drużynę do tytułu mistrza świata w 1966 roku.

Jak by nie było Polacy rywalizować mieli tym razem z zawodowcami i to było widać na boisku. Mecz przegrali nasi piłkarze 2:4, a tłumaczono to w naszym obozie po części silną wichurą, która w drugiej połowie meczu sprzyjała Anglikom. Z wiślackiego punktu widzenia warto zauważyć, że i tym razem eks piłkarze z białą gwiazdą na piersi należeli do najlepszych aktorów tego widowiska. Władysław Szewczyk był autorem bramki na 1:1, a do przerwy nasi reprezentanci prowadzili nawet w tym spotkaniu 2:1… „Gerula miał pełne ręce roboty. Odrobił ją solidnie, wznosząc się w pewnych chwilach do poziomu wielkiej klasy”. Bolesław Habowski imponował przebojami i to właśnie po jego akcji padł gol na 2:1 dla naszych barw [10].

Tradycję spotkań polsko-angielskich kontynuowano również we Włoszech w roku następnym. II Korpus toczył w Italii ciężkie boje od Monte Cassino po udział w ofensywie w Dolinie Lombardzkiej (maj 1944-maj 1945). Jesienią jednak miał kilkutygodniowy okres wytchnienia, co skrzętnie wykorzystali piłkarze rozgrywając szereg spotkań z reprezentacjami sąsiadujących armii brytyjskich. 29 października reprezentacja II Korpusu przegrała w Anconie pechowo z Anglikami 0:1, choć w ogólnym przekonaniu była drużyną lepszą. Włoski rewanż nastąpił 14 listopada w Rzymie.

Mecz stoczono na reprezentacyjnym stadionie stolicy Włoch – „Stadio Nazionale”. Rywalem Polaków miała być tym razem reprezentacja Armii Brytyjskiej frontu włoskiego pod nazwą „British Touring XI”. Reprezentacja, w której nie brakowało zawodowców ze słynnym Stanem Cullisem na czele. W polskim obozie uważano ją „za właściwą reprezentację W. Brytanii. Innej drużyny lepszej niż ta, którą oglądaliśmy w Rzymie Anglicy wystawić nie są w stanie” – pisano w „Orle Białym” po meczu, który skończył się naszą przykrą porażką aż 2:10. Wydaje się, że po prostu nasi gracze przyjęli błędną taktykę na ten mecz i prowadząc otwartą grę z angielskimi zawodowcami dali się okrutnie wypunktować. Niewykluczone, że na taki a nie inny przebieg spotkania wpłynęło i to, że w naszej bramce tym razem zabrakło Gerulego. Z Wiślaków zagrali w tym meczu tylko Habowski i Szewczyk. Obaj zresztą byli autorami jedynych bramek dla polskich barw w tym meczu i należeli do najlepszych zawodników. „Szewczyk zbierał oklaski za doskonałe zagranie indywidualne. Habowski dobrze podawał do środka, dryblował i strzelał” – napisano po meczu [11].

W tym samym mniej więcej czasie piłkarska drużyna 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka w Bredzie toczyła rywalizację z reprezentacją tego miasta. Niestety nie udało nam się dotrzeć do kadry polskiego zespołu z tego meczu, ale bylibyśmy zdziwieni, gdyby zabrakło w niej Jana Natanka


Po zakończeniu działań wojennych jeszcze wielokrotnie Wiślacy występowali w tego typu spotkaniach. Po przenosinach do Anglii założyli nawet drużynę piłkarską „Carpathians”, w której z powodzeniem występowali Geruli i Habowski. Ale to już wykracza poza czasowy zakres tego artykułu.

Offlagi

W swoich wspomnieniach Józef Kossobudzki podaje, że wiślacy pod szyldem swojego klubu prowadzili działalność w czasie wojny w dwóch offlagach: Woldenberg IIC i Westwalenhof IID. W tym pierwszym prezesem oddziału miał być Zbigniew Balcer, w drugim Józef Wolf.


Przypisy

[1] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s. 186. [2] Antoni Łyko – piłkarska kariera zakończona w Auschwitz. [3] Józef Nyka, Tadeusz Wowkonowicz. [4] Wojciech Szatkowski, Narciarska (i nie tylko) odyseja Mieczysława Wnuka. [5] Aleksandra Zaprutko-Janicka, Co Polacy broniący Tobruku robili w czasie wolnym?. [6] Bernard Woltmann, Przejawy działalności sportowej w wojskowych obozach dla internowanych (1939 – 1944), Kultura Fizyczna, Częstochowa 2005 [7] „Orzeł Biały” z 5 lipca 1942. [8] „Orzeł Biały” z 31 stycznia 1943. [9] „Orzeł Biały”z 5 kwietnia 1943. [10] „Orzeł Biały”z 11 kwietnia 1943. [11] „Orzeł Biały”z 12 i 19 listopada 1944.

Relacje prasowe „Orła Białego”