1976.09.19 Wisła Kraków - ŁKS Łódź 2:2

Z Historia Wisły

1976.09.19, I Liga, 7. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 18.00
Wisła Kraków 2:2 (1:1) ŁKS Łódź
widzów: 30.000
sędzia: Ewald Greiner z Katowic
Bramki
Adam Nawałka 18’

Kazimierz Kmiecik 49’

1:0
1:1
2:1
2:2

45' Witold Nowak

95' Jerzy Sadek
Wisła Kraków
4-3-3
Janusz Adamczyk
Antoni Szymanowski
Henryk Maculewicz
Jerzy Płonka
Zbigniew Płaszewski
Henryk Szymanowski
Adam Nawałka
Jan Jałocha grafika: Zmiana.PNG (46’ Leszek Lipka)
Marek Kusto
Zdzisław Kapka
Michał Wróbel grafika: Zmiana.PNG (46’ Kazimierz Kmiecik)

trener: Aleksander Brożyniak
ŁKS Łódź
4-3-3
Jan Tomaszewski
Marek Dziuba
Ryszard Polak Grafika:Zmiana.PNG (85' Jan Lubański)
Mirosław Bulzacki
Marian Galant
Henryk Miłoszewicz
Andrzej Drozdowski
Jerzy Sadek
Jan Marchewka Grafika:Zmiana.PNG (28' Witold Nowak)
Andrzej Milczarski
Stanisław Terlecki

trener: Leszek Jezierski

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1976, nr 211 (18/19 IX) nr 9593

OPROMIENIENI doskonałą grą w Glasgow, piłkarze Wisły stają jutro do kolejnego meczu, tym razem będzie to ligowy pojedynek z ŁKS-em, zespołem, który w tegorocznych rozgrywkach ligowych, pod kierunkiem swego byłego zawodnika, dziś trenera, Leszka Jezierskiego, czyni furorę na naszych boiskach. W poprzednich sezonach łodzianom zupełnie się nie wiodło, dosłownie cudem udawało im się uniknąć degradacji do II ligi, a w trwających obecnie rozgrywkach należą do ligowej czołówki. W 6 grach 8 punktów i trzecie miejsce w tabeli, o 1 zaledwie punkt za liderem.

Powrót do drużyny Jerzego Sadka i podjęcie pracy przez L. Jezierskiego sprawiły, że łodzianie przygotowali się do sezonu niezwykle starannie, teraz zbierając tego owoce.

Tak więc piłkarzy „Białej Gwiazdy” oczekuje w niedzielne popołudnie trudne zadanie. Kibice uszczęśliwieni świetną postawą krakowian w Glasgow liczą, iż ich pupile zagrają równie dobrze na swym boisku, że uzyskają przekonywające zwycięstwo nad łodzianami, co winno ich poważnie awansować w ligowej tabeli. Łodzianie także liczą na punkty, nie chcą stracić kontaktu z czołówką ligową i będą z pewnością walczyć zacięcie o zwycięstwo, o pokonanie drużyny, która ostatnio zyskała taki rozgłos.

Opinie na temat niedzielnego meczu w polskiej prasie są różne. Oto „Trybuna Ludu” pisze m. in. „Duże szanse awansu mają wrocławski Śląsk i ŁKS.

ŁKS czeka wyjazdowy mecz z Wisłą. Krakowianie bardzo dobrze wypadli w minioną środę w pucharowej rywalizacji z Celticem Glasgow. Kto jednak wie, czy to spotkanie nie kosztowało ich zbyt wiele sił... „Sztandar Młodych” prezentuje inne stanowisko pisząc: „...Liczymy, że „Biała Gwiazda” wreszcie spełni nadzieje nie tylko krakowskich kibiców. Kto. wie, czy właśnie mecz w Glasgow nie był przełomowy dla klubu i jego Aleksandra Brożyniaka? potrafili tak skutecznie przeciwko Szkotom, to prawo niemal że żądać, by i nam w kraju demonstrowali dobry futbol. Stać ich na to!” Zgadzam się w zupełności z opinią sprawozdawcy „Sztandaru”. Wiślaków stać na grę na poziomie nieosiągalnym dziś dla innych drużyn naszej ekstraklasy, z przereklamowaną Stalą, Ruchem czy Tychami włącznie. Tylko, żeby zawodnicy krakowscy chcieli w każdym ze spotkań walczyć tak jak w Glasgow. Cóż, poczekajmy co przyniesie nam najbliższa przyszłość, co będzie jutro w (spotkaniu z ŁKS-em, w nadchodzącą środę w Sosnowcu.

Oby było jak najlepiej, zgodnie z życzeniami i marzeniami kibiców.

Przypomnijmy jeszcze na koniec, że w minionym sezonie Wisła przegrała z ŁKS-em w Łodzi 0:2 (bramki strzelili Ostalczyk i Mszyca) a w Krakowie zrewanżowała się przeciwnikom, wygrywając w identycznym stosunku, przy czym strzelcami bramek byli Kusto i Kapka.


Echo Krakowa. 1976, nr 212 (20 IX) nr 9594

W żałosnym nastroju opuszczali stadion kibice

WISŁA — ŁKS 2:2 (1:1). Bramki strzelili: dla Wisły — Nawałka w 18 min. i Kmiecik w 49 min., a dla ŁKS — Nowak w 45 i Sadek w 93 min. gry. Sędziował p. Greiner z Katowic.

WISŁA — Adamczyk — A. Szymanowski, Maculewicz, Płonka, Płaszewski — H. Szymanowski, Nawałka, Jałocha (od 46 min. Lipka) — Wróbel (od 46 min. Kmiecik), Kapka, Kusto.

ŁKS — Tomaszewski — Polak, Bulzacki, Galant, Miłoszewicz — Dziuba (od 85 min. Lubański), Marchewka (od 28 min. Nowak), Sadek — Mielczarski, Drozdowski, Terlecki.

Tłumy widzów waliły na stadion przy ul. Reymonta, by podziwiać opromienioną sukcesem w Glasgow jedenastkę „Białej Gwiazdy” w ligowym pojedynku z ŁKS-em. Tuż po wybiegnięciu obu drużyn na boisko miny kibiców krakowskich nieco się wydłużyły, w zespole bowiem brakowało Musiała, który jest nadal kontuzjowany oraz Kmiecika. Ale gra się rozpoczęła i po pierwszych rozpoznawczych minutach krakowianie zaczęli uzyskiwać lekką przewagę, czego efektem była bardzo ładna bramka strzelona przez Nawałkę w 18 min. gry. Łodzianie, którzy początkowo stosowali grę defensywną, po utracie gola ruszyli do ataku chcąc odrobić straty. Na sekundy przed gwizdkiem sędziego, kończącym pierwszą połowę, Dziuba ostro strzelił, Adamczyk nie zdołał złapać piłki, która wyleciała mu z rąk i nadbiegający Nowak strzelił wyrównującą bramkę.

W nie najlepszych nastrojach schodzili więc wiślacy do szatni na przerwę. Na dodatek Wróbel i Jałocha mieli nogi porozcinane korkami butów przeciwników, którzy bezpardonowo wkraczali w akcje. Wróbla „załatwił” Galant, natomiast Jałochę Tomaszewski. Musiał więc trener A. Brożyniak dokonać zmian. Wprowadzając w miejsce Wróbla nie w pełni wyleczonego jeszcze Kmiecika a za Jałochę — Lipkę.

Drugą połowę rozpoczęli jednak wiślacy z impetem, już po 4 min. gry Lipka bardzo szybkim i ładnym rajdem przedostał się na pole karne łodzian, podał piłkę do Kmiecika, który nie dał Tomaszewskiemu żadnych szans, strzelając bardzo mocno i celnie.

Wiślacy znów objęli prowadzenie i grali dobrze. Mieli kilka dobrych okazji, ale nie zdołali strzelić bramki, w 76 min. natomiast po zagraniu ręką przez Miłoszewicza na polu karnym, sędzia nie podyktował rzutu karnego, który bezspornie się Wiśle należał.

Odsłonięcie tyłów, gdyż obrońcy próbowali dalekich rajdów chcąc strzelić bramkę, spowodowały prawdziwą tragedię dla piłkarzy i kibiców Wisły. Oto już po upływie czasu gry, w 93 min. spotkania przedłużonego nie wiadomo czemu przez arbitra, w zamieszaniu podbramkowym Sadek strzelił, a piłka odbita od obrońcy krakowskiego wpadła do siatki. 2:2 i koniec meczu.

Trudno dziwić się jękowi zawodu jaki rozległ się nad stadionem. Wisła była bowiem w tym żywym i ciekawym, meczu zespołem lepszym, straciła jednak bramki wskutek rozluźnienia dyscypliny taktycznej. Szkoda.

(lang)


Echo Krakowa. 1976, nr 213 (21 IX) nr 9595

Kibice Wisły znów się nie popisali w czasie niedzielnego meczu z ŁKS-em. Mimo ponawianych od kilku spotkań apeli spikera, próśb o kulturalny i sportowy doping, końcowe minuty meczu upłynęły w atmosferze chóralnego chamskiego okrzyku pod adresem arbitra. Powodem oburzenia kibiców była decyzja p. Greinera przedłużenia czasu gry.

Nie będziemy się wdawać w dyskusję czy arbiter postąpił słusznie, czy rzeczywiście należało mecz przedłużyć. Decyzja, zgodnie z przepisami należała do niego, miał do tego prawo.

To, że przedłużenie meczu spowodowało strzelenie bramki przez łodzian i tym samym odebrało wiślakom zwycięstwo, absolutnie nie upoważniało kibiców do chamskich okrzyków.

Wypadki przedłużania meczów piłkarskich zdarzają się często.

Sędzia widząc umyślne zwlekanie z wybiciem piłki po rzucie wolnym, autowym czy bramkowym, symulowanie kontuzji przez graczy by zyskać kilka czy kilkadziesiąt sekund, może podjąć decyzję o przedłużeniu czasu spotkania. A piłkarze winni grać do końca, walczyć do momentu kiedy sędzia da znak, iż czas meczu minął. Jeśli wcześniej staną, a przeciwnicy strzelą bramkę, to utrata gola idzie na karb drużyny. To, co stało się w ostatnich sekundach niedzielnego meczu Wisły z ŁKS-em nie jest pierwszym wypadkiem w dziejach ligowych spotkań wiślaków. Już wiele razy drużyna, prowadząc, traciła bramki tuż, tuż przed końcem. Świadczy to o dekoncentracji graczy w tej fazie zawodów, ich obarcza winą za stracone bramki, punkty. Podczas pomeczowej konferencji prasowej trener A. Brożyniak był mocno rozżalony na swoich piłkarzy, którzy mając za zadanie utrzymanie piłki aż do momentu, w którym sędzia skończy zawody, nie zrealizowali tego założenia, poszli do ataku, chcąc strzelić bramkę, odkryli tyły i w efekcie straciwszy piłkę, utracili gola i zwycięstwo. Tak w sporcie bywa i obarczanie za to winą arbitra, skandowanie obelg pod jego adresem przynosi ujmę nie tylko wrzeszczącym kibicom, ale i klubowi, który ma takich sympatyków. A Wisła, jeden z najstarszych i najbardziej zasłużonych dla polskiego sportu klubów, na taki despekt nie zasłużyła, (lang)


Gazeta Południowa. 1976, nr 214 (20 IX) nr 8842

Trzeba walczyć do ostatnich sekund...

Wisła - ŁKS 2:2 (1:1)

Wyjątkowy brak koncentracji wykazali we wczorajszym spotkaniu o mistrzostwo I ligi przeciwko ŁKS-owi Łódź piłkarze krakowscy. Dwukrotnie tracili oni bramki w ostatnich sekundach obu części meczu, co ostatecznie zadecydowało, że mecz zakończył się wynikiem remisowym 2:2 (1:1). A z przebiegu gry zanosiło się na wysokie zwycięstwo zespołu „Białej Gwiazdy”,..

Pierwszą groźną sytuację pod bramką gości piłkarze Wisły stworzyli w 18 min. Efektowne rozegranie piłki po trójkącie Wróbel — Jałocha — Nawałka, ten- ostatni ograł obrońcę ŁKS-u Polaka i ostrym strzałem w róg bramki zmusił Tomaszewskiego do kapitulacji. Zdobycie bramki zachęciło krakowian do dalszych ataków. W 30 min. Wróbel zacentrował piłkę do Kapki, który strzelił głową minimalnie obok słupka. Kolejną doskonałą pozycję miał w 43 min. Jałocha, lecz przegrał pojedynek sam na sam z Tomaszewskim. Gdy do końca pierwszej połowy brakowało kilka sekund, łodzianie egzekwowali rzut wolny. Do centry Drozdowskiego doszedł Sadek, oddał b. silny strzał, który bramkarz Wisły — Adamczyk odbił pod nogi nadbiegającego Nowaka, a ten z kolei nie miał trudności z umieszczeniem piłki w siatce.

Początek drugiej połowy to znów seria składnych ataków krakowian. W 49 min. po efektownym rajdzie Lipki prawą stroną boiska, Kmiecik strzałem z odległości 14 m zmusił po raz drugi do kapitulacji Tomaszewskiego. Utrata bramki wprowadziła zdenerwowanie w drużynie ŁKS-u, która oddała inicjatywę Wiśle. Krakowianie wypracowali kilka świetnych pozycji podbramkowych, jednak ich strzały omijały bramką lub stawały się łupem Tomaszewskiego. I tak w 68 min. po rajdzie Lipki, piłkę otrzymał Kapka, przerzucił do Kusty, a ten z odległości ok. 12 metrów fatalnie przestrzelił. Wiślacy nadal atakowali, trzecia bramka jednak nie padała. W 75 min. A.

Szymanowski po wymanewrowaniu Tomaszewskiego, znalazł się przed pustą bramką, jednak w ostatniej chwili piłkę wybił mu Polak. W 10 minut później ostry strzał A. Szymanowskiego z kilku metrów w kapitalny sposób obronił Tomaszewski. Gdy mecz dobiegał końca i większość widzów opuszczała już stadion, łodzianie przeprowadzili jeden z ostatnich ataków. Sadek oddał strzał rozpaczy, piłka odbiła się rykoszetem od A. Szymanowskiego i wpadła do bramki obok zupełnie zaskoczonego Adamczyka.

WISŁA: Adamczyk, H. Szymanowski, A. Szymanowski, Maculewicz, Płaszewski — Płonka, Nawałka, Jałocha (od 46 min, Kmiecik) — Kusto, Kapka, Wróbel (od 46 min. Lipka).

W. GORCZYCA

Znów okazało się, że w futbolu popłaca atak. Młodzież krakowska wytrzymała kondycyjnie środową konfrontację i w drugiej połowie meczu szybciej zdobywała teren od rywali. Co prawda na jeden moment obrońcy zapomnieli, że gra się uważnie do ostatniej sekundy i stąd tylko remis Glasgow... Niemniej właśnie „Wisła” rozbudziła w nas nowe nadzieje. Skoro da się grać tak ofensywnie i pomysłowo — to znaczy, że w naszym piłkarstwie są jeszcze duże rezerwy. Szansą jest nie statyczna gra pozycyjna, bo inni lepiej opanowali kunszt przyjmowania i celnego oddawania piłki, ale walka w ruchu, nieszablonowy atak.

Piękną bramką przypomniał się Kmiecik, choć chwilami raził małą zwrotnością i brakiem elastyczności. Wróbel potwierdził duże aspiracje, ma serce do gry i autentyczny talent.

Jeżeli ten piłkarz zmężnieje fizycznie, jak w pewnym okresie Lubański, to jeszcze nieraz dostarczy nam miłych wzruszeń.

„Wisła” tak usposobiona jak w środę, przywiozłaby z Montrealu medal olimpijski.

Adamczyk był na pewno lepszy od Tomaszewskiego, Wróbel od Laty, jedenastka z gwiazdą od jedenastki z Orłem. Jeśli mam rację, to refleksja ta daje wiele do myślenia.