1982.09.11 Wisła Kraków - Cracovia 0:0

Z Historia Wisły

1982.09.11, I Liga, 6. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 0:0 Cracovia
widzów: 27.000-30.000
sędzia: L. Paprocki z Poznania
Bramki
Wisła Kraków
4-4-2
Janusz Adamczyk
Marek Motyka
Janusz Nawrocki
Wojciech Gorgoń
Jan Jałocha
Leszek Lipka
Zdzisław Kapka
Adam Nawałka
Bogdan Sysło
Kazimierz Kmiecik
Michał Wróbel grafika: Zmiana.PNG (49’ Mariusz Szulżycki)

trener: Roman Durniok
Cracovia
4-3-3
Koczwara
Janusz Surowiec
Dybczak
Turecki
Podsiadło
Konieczny
Stokłosa
Koraś Grafika:Zmiana.PNG (57' Nazimek)
Tobolik
Błachno
Gacek Grafika:Zmiana.PNG (82' Liszka)

trener: Henryk Stroniarz

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Janusz Adamczyk w walce o piłkę.
Janusz Adamczyk w walce o piłkę.

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1982, nr 127 (9 IX) nr 11203

PRZEDSPRZEDAŻ biletów na sobotni (godz. 19) mecz Wisła — Cracovia prowadzi firma Voigt przy ul. Floriańskiej 47 w godz. 11—17 oraz kasa klubowa Wisły przy ul. Reymonta 22 w godz. 11—16.



Echo Krakowa. 1982, nr 128 (10/12 IX) nr 11204

ZDZISŁAW KAPKA — „Cracovii szybko nie nadarzy się taka okazja, by nas ograć, co oczywiście nie znaczy, że już przed meczem składamy broń. Wystąpimy co prawda w bardzo osłabionym składzie — bez Iwana, Skrobowskiego, Budki, Krupińskiego i Kowalika, ale mogę zapewnić w imieniu kolegów, że grać będziemy ambitnie, z pełnym poświęceniem. Podobne walory zaprezentują zapewne nasi rywale, dlatego nie chciałbym się wypowiadać na temat wyniku. W derbach wszystko jest możliwe. Zdajemy sobie sprawę z dużej wagi tego pojedynku, tym bardziej, że znajdujemy się na ostatnim miejscu w tabeli. Szkoda, że nie mamy większej ilości punktów, wówczas moglibyśmy grać z Cracovią na większym „luzie”.


Echo Krakowa. 1982, nr 129 (13 IX) nr 11205

K. Kmiecik znów w barwach „Białej gwiazdy"

148 ((święta wojna)) bez zwycięzcy

WISŁA Cracovia 0:0. Sędziował słabo Lech Paprocki z Poznania, widzów — ok. 30 tyś.

WISŁA: Adamczyk — Motyka, Nawrocki, Gorgon, Jałocha — Lipka, Kapka, Nawałka — Sysło, Kmiecik, Wróbel (od 48 min. Szulżycki).

CRACOVIA: Koczwara- Surowiec, Dybczak, Turecki, Podsiadło — Konieczny, Stokłosa, Karaś (57 min. Nazimek) — Tobollik, Błachno. Gacek (od 82 min. Liszka).

12 lat czekali krakowscy kibice na wielkie piłkarskie derby, których stawką byłyby pierwszoligowe punkty. Nic też dziwnego, że . mimo słabej ostatnio dyspozycji, szczególnie zespołu „Białej gwiazdy”, zapełnił się stadion przy ul. Reymonta.

Mecz nie przyniósł jednak pełnej satysfakcji sympatykom obu zespołów. Co prawda walka na boisku była bardzo zacięta, zawodnicy grali ambitnie, z pełnym zaangażowaniem, ale brakowało im chyba umiejętności, by stworzyć wielkie widowisko godne „świętej wojny”.

Piłkarze Cracovii sprawiali wrażenie nieco stremowanych. Niemały wpływ na taką ich postawę miała na pewno obecność w drużynie przeciwnika dawno nie oglądanego na polskich boiskach 31-Ietniego Kazimierza Kmiecika. Jego udział w derbach do ostatniej niemal chwili stanowił tajemnicę. Najskuteczniejszy, w historii Wisły napastnik zjawił się na murawie dopiero tuż przed rozpoczęciem meczu. W I połowie pojedynku więcej sytuacji podbramkowych stworzył jednak zespół „pasiaków”.

Najdogodniejszych nie wykorzystał Karaś w 40 i 44 min., dwukrotnie posyłając piłkę nad poprzeczką Raz, w 24. min. wiślakom przyszedł w sukurs... sędzia, który nie dostrzegł ewidentnego faula Kapki na Błachnie, popełnionego na polu karnym! Arbiter należał zresztą do najsłabszych aktorów 148. derbów. Nie zauważył np., że W 15 mm. Wróbel pomógł sobie ręką, a niewiele brakowało, by po jego akcji padł gol.

Chwilę później przegapił „podcięcie” Tobollika przez jednego z defensorów Wisły przy linii pola karnego.

W drugiej części meczu przewaga należała do gospodarzy. Jedenastka Cracovii, zadowolona z wyniku remisowego ograniczała się do działań destrukcyjnych, b. rzadko decydując się na kontry. Za to wiślacy za wszelką cenę starali się umieścić piłkę w siatce. W 75 min. dokonał tej sztuki Kmiecik uderzył piłkę ręką i sędzia słusznie gola nie uznał. A. na minutę przed końcem po strzale Kmiecika w kierunku opuszczonej przez Koczwarę bramki „główkował” na róg dobrze ustawiony Dybczak.

Wydaje się więc, że remis nie krzywdzi żadnego z rywali, a na wyróżnienie zasłużeni: w Wiśle — Gorgon, za udany pierwszoligowy debiut (dobrze wywiązał się z roli „opiekuna” Błachny), w Cracovii — Koczwara. (js)

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1982, nr 130 (14 IX) nr 11206

DARZENIEM sportowym minionego weekendu pod Wawelem była bez wątpienia „święta wojna", piłkarski pojedynek Wisły z Cracovią rozgrywany o pierwszoligowe punkty po bardzo długiej przerwie, spowodowanej absencją „pasiaków" w ekstraklasie przez jedenaście lat.

Niezależnie od poziomu było to wydarzenie, które zajmowało sympatyków sportu od wielu już tygodni, właściwie od chwili kiedy „pasiaki" wygrały drugą ligę i odzyskały miejsce w ekstraklasie. Już wówczas kibice „ostrzyli zęby" na bratobójczą walkę, już wtedy czyniono zakłady, kto zwycięży. Na kanwie tęgo meczu wyszła jednak, nie po raz pierwszy a pewnie i nie ostatni, kwestia sportowej widowni, zachowania się ludzi na zawodach.

Było na trybunach wiślackiego stadionu, chyba z. górą dwadzieścia tysięcy widzów, po części kibicujących gospodarzom, po części „pasiakom", było też sporo takich, którzy przyszli nie zaangażowani uczuciowo po żadnej ze stron, ale przyszli by być świadkami derbów, imprezy mającej w krakowskiej tradycji swoje znaczenie i prawa. Tak, jak trzeba iść na wianki, na Lajkonika, czy Emaus, tak że trzeba wybrać się na „świętą wojnę". W tym tłumie ludzkim znalazły się grupki, liczące może po 100, może po 200 osób, tzw. kibiców Wisły i Cracovii. Są to przeważnie młodzi ludzie, poprzebierani w koszulki, szaliki o klubowych barwach obu zespołów, dzierżący w rękach klubowe chorągiewki. Siadają razem, już na długo przed rozpoczęciem gry i dopingują swoich ulubieńców. Nie md to, niestety, zazwyczaj wiele a właściwie nic wspólnego z istotą sportu. Grupki wyrostków zachowują się bowiem w sposób urągający wszelkim kanonom sportowego dopingu. Większość skandowanych okrzyków, czy też ryczanych piosenek, okraszana jest suto wulgarnymi wyrazami. Ci to właśnie „kibice" prześcigają się w wymyślaniu niekulturalnych dwuwierszy. Są wśród tych grupek prowodyrzy, inicjatorzy poddający, ton, z rozkoszą, równą głupocie i bezmyślności, podchwytywany przez innych.

Tak było i w czasie derbów.

Gdy słucha się dziś okrzyków wydobywających się z gardeł młodych chłopców, którzy nie wiedzą, co krzyczą, doprawdy skóra cierpnie. To nie jest już tylko przejaw głupoty, małpiego powtarzania wymyślonych przez jakiegoś półgłówka haseł, to wyraz zdziczenia, podłości. To nic, że okrzyki te nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością, fakt, iż było je słychać takie właśnie, jest ogromnie smutny, wręcz przerażający.

Myślę, iż czas podjąć zdecydowaną rozprawę z tymi „kibica mi". Nie wpuszczać ich na mecze, nie sprzedawać im biletów wstępu, a jeżeli to nierealne, to przy pomocy służb porządkowych należy nie dopuszczać, by gromadzili się w jednym miejscu stadionu. Mają oni swe stale punkty zborne, na Wiśle — w X sektorze, na Cracovii naprzeciw tunelu prowadzącego na płytę boiska. Należy ich rozproszyć. Pozbawieni siły płynącej ze zbiorowości, nie będą groźni, stracą tupet i poczucie bezkarności. Bo te garstki, przeważnie młodych łudzi, nadają ton stadionowi, ich bowiem tylko słychać. Patrzą na to inni, jedni ż przerażeniem, inni obojętnie, niektórzy z pewną dozą aprobaty. Jeśli nie będziemy przeciwdziałać, to z czasem zły przykład pociągnie innych, stadiony staną się miejscami, gdzie porządny człowiek będzie się po prostu bał pójść. A przecież, na litość boską, chyba nie o taki efekt sportowych rozgrywek nam chodzi.

Apeluję więc do działaczy Cracovii i Wisły o pilne podjęcie kroków przeciwko swym „kibicom”. Lepiej bowiem mieć o kilkuset widzów mniej na meczu, niż mieć ich takich jak ci, o których tu napisałem.

POD koniec meczu Wisły z Cracovią, trener „Białej gwiazdy” postanowił wprowadzić do gry w miejsce zmęczonego Kmiecika młodego Sudera. Rezerwowy zawodnik chwilę się rozgrzewał, po czym podszedł do linii środkowej boiska, by zgłosić sędziemu swą gotowość do wejścia na boisko. Wraz z nim zjawił się przy linii asystent trenera, potem drugi, wreszcie sam trener i usiłowali dokonać zmiany. Kmiecik jednak boiska nie opuszczał. Do linii podbiegł natomiast Kapka i widać dał do zrozumienia szkoleniowcom, iż ich pomysł jest kiepski, że Kmiecik ma grać dalej, bo ci jak niepyszni, wraz z Suderem wrócili do boksu rezerwowych. Kto tu rządzi — to pytanie ciśnie się na usta. Odpowiedzi trzeba szukać w Wiśle.

”Tempo” z 1982.09.09

74 lała trwa „święta wojna"
Cracovia—Wisła w ligowym wydaniu

W annałach zapisano po raz pierwszy pod datą 1908: Cracovia — Wisła 1—1. I taki był początek krakowskiej „świętej wojny" — fenomenu sportowego i socjologicznego. Bo przecież pół Krakowa i kawał Polski zainteresowane były (i są) derbami rozgrywanymi na Błoniach. W najbliższą sobotę znowu zagrają już stoczterdziestyósmy raz..- W Europie bodaj tylko Rangersi i Celtic z Glasgow rozegrali więcej „bratobójczych" meczów. W Krakowie nie było przerwy — nawet w czasie okupacji; także wtedy, gdy oba zespoły dzieliła przepaść aż trzech klas rozgrywkowych.

Bodaj od lat I wojny światowej ciągnie się; nad Błoniami chóralny śpiew:

Jak długo na Wawelu
Zygmunta bije dzwon
Tak długo moja Wisła
Zwyciężać będzie wciąż!

Zwycięży gwiazda biała
Nasza wiślacka brać.

Zasługa to niemała
Tych, co umieją grać!

To oczywiście hymn wiślaków. Rywale nie pozostawali dłużni:

A Cracovia cym bum bum
Doskonale gra
Nic dziwnego cym bum bum
Bo Kałużę ma!


Za pięć dwunasta w obozie Wisły...

Nie najlepiej wiedzie się „Białej Gwieździe" w tegorocznych rozgrywkach. Pierwsze i jedyne jak dotąd zwycięstwo i cztery kolejne porażki usadowiły zespół na samym dole tabeli. Mundial wyeliminował z drużyny dwóch czołowych piłkarzy klubu — Piotra Skrobowskiego i Andrzeja Iwana, którzy odnieśli poważne kontuzje. Najbliższy mecz ma zatem bardzo duże znaczenie, nie tylko ze względu na prestiżową „świętą wojnę".

— Wie można jednak dać się zwariować — mówi trener ROMAN DURNIOK (sam kiedyś grał w barwach Cracovii). — To tylko sport, a miejsce na końcu tabeli jest efektem wielu problemów z jakimi się borykamy. Oczywiście sprawy personalne są najbardziej dokuczliwe. Wcześniej ubyło nam dwóch podstawowych zawodników, a ostatnio choroba wykluczyła z treningów K. Budkę i J. Kowalika. Nie trenuje z zespołem także jedyny nasz reprezentant — Jan Jałocha.. Mimo tych przeciwności lotu, z pewnością walczyć będziemy z „pasiakami" o zwycięstwo. Jeśli idzie o skład, z młodych zawodników największe szanse na występ w sobotę maję Szulżycki i Gorgoń. Dodajmy, że w przerwie poprzedzającej zaległy mecz z Widzewem, wiślacy przebywali w Koszalinie (wygrali z reprezentacją tego miasta 2—1), a we wtorek pokonali w Krakowie Piasta Gliwice 4—2. Zespół zasilił były zawodnik Hutnika — Bogdan Sysło.

…i Cracovii

Jedno zwycięstwo i dwa remisy uzyskane na własnym boisku oraz dwie porażki na wyjazdach — to dotychczasowy plon beniaminka. Sobotni pojedynek poprzedził tygodniowy pobyt drużyny w Wiśle. Wcześniej „pasiaki" zwycięsko przeszły kolejną rundę Pucharu Polski, pokonując w Kielcach Błękitnych 3—1. Nie mamy takich problemów, jak wasi rywale — informuje nas drugi trener STANISŁAW ZAPALSKI (brał udział w derbach grając w „pasiakach", a pierwszy trener, Henryk Stroniarz, występował w obu klubach). — Przygotowujemy się do spotkania z Wisłę normalnie, jak do każdego innego meczu. Rozegraliśmy sparing z Zagłębiem Sosnowiec, przegrywając O—1. Jedyne nasze zmartwienie, to brak na zgrupowaniu M. Podsiadły, P. Nazimka i C. Tobollika, powołanych do kadry młodzieżowej na mecze z ZSRR i Finlandię. Wrócę oni tuż przed sobotnimi derbami. Oby bez kontuzji. Humory w drużynie dopisują, nikt jednak nie jest pewny zwycięstwa, bo nasze potyczki z wiślakami nigdy nie miały faworyta. Nawet teraz, a może tym bardziej, bo Wisła będąc „czerwoną latarnią” zechce jak najszybciej zmienić ten stan rzeczy.


Gdyby znów zagrał Kazimierz Kmiecik...

W sobotę, 23 maja 1970 roku, odbyły się 46. wielkie derby Krakowa w I-ligowym wydaniu. Na stadionie przy ul. Reymonta Wisła podejmowała Cracovię i wygrała 2—0. Drugą bramkę w tym spotkania strzelił Kazimierz Kmiecik. W 67 minucie meczu doszedł on do centry Skupnika i w pełnym biegu ulokował piłkę w siatce. Był to ostatni gol w meczu wiślaków z „pasiakami” w ekstraklasie.

Dwanaście lat później 11 września 1962 roku. znów stadion „Białej Gwiazdy" gościć będzie uczestników „świętej wojny" o ligowe punkty. Kmiecika zobaczymy, na trybunach, choć doprawdy zabrakło niezbyt wiele, by słynny Kaziu grał w jednej z drużyn. Gdyby mecz odbywał się miesiąc później?

Przed rokiem Kmiecik zakończył swoją krajową część kariery piłkarskiej i wyjechał do Belgii, gdzie podpisał dwuletni kontrakt z Royal Charleroi SC. Ten II-ligowy klub, do niedawna stojący mocno na nogach, grał w ubiegłym sezonie słabo, przetrwał duże kłopoty finansowa i na koniec ogłosił bankructwo. Jego konto zostało zablokowane i sprawę wzięli w ręce prawnicy, a zawodowy zespół przestał istnieć. Obecnie jest to drużyna amatorska. Kontrakt z Kmiecikiem został rozwiązany i w najbliższych kilku tygodniach sprawy zostaną ostatecznie uregulowane. Kmiecik spakował więc walizki i przyjechał w rodzinne strony.

Sytuacja. jaką zastał w swym dawnym klubie, wygląda diametralnie inaczej niż przed rokiem. Wówczas Wisła zakończyła rozgrywki na drugim miejscu i uzyskała prawo występów w Pucharze UEFA. Po kilkunastu miesiącach, przed szóstą serią gier sezonu 1982/83 zespół ten z dwoma punktami zamyka ligową tabelę. I nie tylko ostatnie miejsce jest przyczyną zmartwień. Sytuacja kadrowa „Białej Gwiazdy" jest wręcz tragiczna. Drużyna zdziesiątkowana kontuzjami i chorobami znajduje się niemal w rozsypce. Tak na dobrą sprawę, to trudno zestawić jedenastkę. W każdym prawie spotkaniu widzimy debiutantów. Najsłabszą formacją Wisły jest atak, którego obecna skuteczność jest praktycznie żadna. Nic zatem dziwnego, że pojawienie się w Krakowie Kazimierza Kmiecika wzbudziło wiele nadziei. Wszak to przecież jeden z najlepszych strzelców w historii polskiej ligi, czterokrotny zdobywca tytułu „króla strzelców".

— Czy zobaczymy Pana na krajowych boiskach — pytam Kmiecika?
— Być może tak. Jest to jednak kwestia kilku tygodni. Obecnie będę musiał jeszcze wyjechać do Belgii, by ostatecznie zakończyć wszystkie sprawy formalne wynikające z mojego kontraktu z Charleroi. Sądzę, że de końca bieżącego miesiąca sprawa zostanie zakończona.

— Co wówczas?
— Gdy otrzymam propozycję gry, będę chciał z niej skorzystać.

—Kibice obydwa krakowskich l-ligowców mają nadzieję, że to właśnie w ich szeregach zobaczą Pana niebawem?
— W tej sprawie nie podjąłem jeszcze decyzji.

—W najbliższą sobotę ligowe derby. Której a drużyn będzie Pan kibicował?
— Oczywiście Wiśle, przecież a tym klubem związane było prawie całe moje dotychczasowe piłkarskie życie. Wprawdzie i Cracovię darzę sympatią, grałem w tym zespole w wieku juniora, jednak kibicować będę swym niedawnym kolegom.

— Kto wygra?
— Trudno bawić się w prognozowanie rezultatu. Wisła w obecnej sytuacji kadrowej nie stanowi zapewne wysokiej klasy. Cracovia też, sądząc po wynikach, gra przeciętnie. Jednak — choć to banalne — derby, a szczególnie te w Krakowie, to spotkania o tak wielkiej specyfice, tak odmienne od innych ligowych pojedynków, że tu wynik może być dużym zeskoczeniem. Szkoda tylko, że stawką tego meczu jes ostatnie miejsce w tabeli.

—Rozumiem, że piłka nożna jest nadal Pana głównym zajęciem. Jak zatem a aktualną formą?
— Wprawdzie przez kilka pierwszych dni brakowało czasu, to jednak już teraz, pomimo drobnej kontuzji nogi, trenuję. Najczęściej są to biegi po lesie, gry na małym boisku z kolegami. Trzeba cały czas pamiętać, by utrzymywać piłkarską formę no takim poziomie, by po kilkunastu dniach intensywnego treningu możne było wystąpić na ligowym boisku.
— Tego oczekujemy my, kibice.

Kazimierz Kmiecik za kilkanaście dni ukończy 31 lat. Jego samopoczucie wydaje się być znakomite a piłkarskie umiejętności, te na najwyższym poziomie, demonstrował tak licznie, że przypominać ich nie ma potrzeby. Mam nadzieję, że w przeciągu kilkunastu-kilkudziesięciu dni, popularny Kaziu załatwi sprawy formalne i już w październiku, w koszulce z białą gwiazdą będzie strzelał gole w sposób, który tylko on potrafi.

JERZY NAGAWIECKI

”Tempo” z 1982.09.13

Więcej dymu, niż… ognia
WISŁA – CRACOVIA 0:0

Czterdziesty siódmy raz walczyły o mistrzowskie punkty odwieczne rywalki: Wisła i Cracovia (łącznie z towarzyskimi był to 148 mecz). Dwunasty raz pojedynek określany pod Wawelem „świętą wojną” zakończył się… krakowskim targiem – remisem.

Prognozy faworyzowały młody zespół „pasiaków”, który od powrotu do ekstraklasy wykazywał ofensywny styl gry poparty szybkością. Tym bardziej, że „Biała Gwiazda” boryka się z ogromnymi kłopotami kadrowymi.(…)

Mecz był – jak zwykle w derbach – niezwykle zacięty, walczono nieustępliwie, czasem nawet zbyt ostro, jednak efekty okazały się mizerne. W tej „świętej wojnie” więcej więc było dymu, niż ognia! (…)

W 15 min. nieuważnie prowadzący ten mecz arbiter poznański przepuścił zagranie ręka Wróbla i po jego centrze Koczwara uratował Cracovię przed ewentualną utratą bramki(…)

W 72 min. Adamczyk uratował wiślaków od utraty gola po akcji Gacek-Blachno, a w 84 min. Koczwara o ułamek sekundy uprzedził strzał Kmiecika. (…)