Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2013/2014

Z Historia Wisły

Raport z Sektora C: Pożegnanie Radka Sobolewskiego:

Mecz z Górnikiem Zabrze zaliczyć trzeba do meczów wyjątkowych – nie tylko dlatego, że rozpoczynał on nowy sezon, ale przede wszystkim przez fakt, że żegnaliśmy wieloletniego zawodnika i kapitana Wisły Kraków, Radosława Sobolewskiego.

Kilka minut przed planowym rozpoczęciem meczu, na murawie pojawiły się jedenastki Wisły i Górnika oraz przedstawiciele krakowskiego klubu, Towarzystwa Sportowego oraz Stowarzyszenia Kibiców. Radosław Sobolewski, który osiem i pół sezonu spędził przy Reymonta 22, czołowy piłkarz Białej Gwiazdy, jej wieloletni kapitan, znany ze swojego charakteru walczaka, oddany klubowi i kibicom – został przez zgromadzonych odpowiednio pożegnany. Szacunek dla „Sobola” wyrazili już piłkarze Wisły, którzy na rozgrzewkę wyszli w koszulkach „Sobol, dziękujemy!!!” z siódemką i nazwiskiem Radka na plecach. Po wspomnianym już wyjściu piłkarzy na boisko pamiątki broniącemu teraz barw Górnika zawodnikowi wręczyli prezes Wisły Kraków SA, Jacek Bednarz, Prezes Towarzystwa Sportowego „Wisła”, Ludwik Miętta-Mikołajewicz oraz przedstawiciel SKWK. Specjalne pożegnanie przygotowali także kibole z Sektora C, gdzie pojawiła się podobizna Radosława Sobolewskiego na niebiesko-czerwonym tle nad hasłem „Sobol, nie zapomnij”. Swoją uroczystość miał także nasz obecny kapitan, Arkadiusz Głowacki, który rozgrywał swój 300. mecz w lidze. „Głowa” otrzymał koszulkę z jubileuszowym numerem oraz został nagrodzony aplauzem zgromadzonych kibiców. Pierwszą po hymnie wiślacką pieśnią, która zabrzmiała na Reymonta 22 w nowym sezonie była „Do boju Wisełka!”, tym razem wykonywane z bębnami, co dawało odświeżający efekt. Potem wszyscy złapali się za bary i wykonali „Eintracht”, wprawiając w kołysanie cały Sektor Kiboli. Jednak pierwszym numerem, który zabrzmiał solidnie było „Hej Wisła gol!”. Następne w kolejności „Nie dla nas jest porażki smak” wykonywane w wersji skakanej straciło nieco ze swojej mocy. Pomimo intonowania klasyków, takich jak „Chłopcy z Reymona” czy „Święte barwy” na dwie strony, nie czuło się „zajawki”, pasji i agresji, jakimi zwykle cechuje się nasz doping. Dopiero pod koniec pierwszej części meczu pokazaliśmy, na co nas stać: wykonując „Zawsze z wami” na dwie strony Sektora C. Ten numer ma spory potencjał, by stać się hitem kolejnych meczów.

W przerwie na murawie odbył się konkurs wiedzy na temat gry w Wiśle Radosława Sobolewskiego w Wiśle, który dostarczył kibicom, uczestnikom i spikerowi sporo radości.

Drugą część meczu rozpoczęliśmy od przyciszanego „Tak się bawią ludzie”. Następnie przypomnieliśmy sobie piosenkę derbową. Nie ma co koloryzować: wykonanie było mocno średnie, dlatego każdy powinien przesłuchać sobie oryginał („Kryzysowa Narzeczona” Lady Pank) z tekstem przed oczami, żeby wiedzieć, jak który wers zaśpiewać. Przypomnieliśmy także, że Wisła rządzi w Krakowie. „Bo moja jedyna miłość” zakończyliśmy długim „lalowaniem” z klaskaniem szybkim i wolnym. Potem znowu została przywołana piosenka ćwiczona na sparingu: „Gdybym mógł cofnąć czas”. Wychodziło dobrze; oby z kolejnymi meczami było jeszcze lepiej. W 64. minucie pozdrowiliśmy Lechię Gdańsk, Śląsk Wrocław, Unię Tarnów oraz Polonię Przemyśl. Wtedy też zanotowaliśmy kilkusekundowy przestój przy zmianie piosenek, w co akurat wcięli się goście z Zabrza. Odpowiedzieliśmy im głośnym „Ole Super Wisełka!” oraz krótką przyśpiewką, co cała Polska robi z fanami Górnika. Następnie rozpoczęliśmy „Boney M”, które wychodziło całkiem nieźle, jednak zaraz je przerwaliśmy, ponieważ zmieniany był Radek Sobolewski, który po zejściu z murawy podszedł do naszego sektora w koszulce „Wierność”. Ukłonił się i nagrodził kibiców brawami, na co ci odpowiedzieli gromkim skandowaniem jego nazwiska.

Przez kolejnych kilka minut obrywało się Górnikowi, który stawił się przy Reymonta w ponad 1000 osób. Jak zwykle dobrze oflagowali swój sektor. Wizualnie prezentowali się nieźle (większość miała koszulki w zabrzańską szachownicę), natomiast wokalnie raczej przeciętnie. Słyszani na Sektorze C byli jedynie przy „dżudżu” z bębnem i we wspomnianym momencie przestoju.

Pod koniec zaintonowaliśmy „Biała Gwiazda na niebie się mieni”. Potem w górę powędrowały szale i poleciało „Hej Wisła gol!”. Po odśpiewaniu hymnu mecz zakończyliśmy klasycznym „Tylko Wisła – TS!”. Gdy pod trybunę podeszli piłkarze, daliśmy im do zrozumienia, że ich wspieramy, śpiewając „Czy wygrywasz, czy nie”. Ponownie też przywołaliśmy Radosława Sobolewskiego, który w podzięce rzucił kibicom kilka koszulek.

Flagi, które ozdobiły nasz stadion, to: Armia Wisły, Reyman, Wisła Sharks, „Nasze miasto, nasze zasady”, Nowa Huta, „5”, Bronowice, Qrdwanów, Prądnik Biały, Kazimierz, Fanatycy, Jaworzno, Olkusz, Skawina, Zabierzów, Chicago, Unia Tarnów oraz Śląsk. Ponadto wywieszono transparent przypominający o marszu pamięci ofiar „Krwawej środy” w 1940. w Olkuszu. Rozpocznie się on 27 lipca o 16:45 na olkuskim rynku. Przy organizacji tego wydarzenia pomaga nasz fanklub.

Kolejny mecz przy Reymonta 22 dopiero w piątek 9 sierpnia. Do tego czasu Sektor C powinien się zaznajomić z tekstami i melodiami nowych numerów. Nie zaszkodzi też odświeżenie starych klasyków. Wszystko po to, aby prezentować się w jak najlepszej formie już do końca rundy!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora B: Wspólnie z Braćmi oddajmy cześć

To był piękny weekend we Wrocławiu, gdzie z wizytą do Braci ze Śląska przyjechała ponad tysięczna reprezentacja Armii Białej Gwiazdy. Oprócz wspólnego biesiadowania i umacniania zgody, kibice obydwu klubów oddali cześć pamięci ofiarom rzezi wołyńskiej.

Wiślacy zaczęli zjeżdżać do stolicy Dolnego Śląska już w okolicach czwartku, kiedy to WKS mierzył się w eliminacjach do Ligi Europy z belgijskim Club Brugge. Wspólne imprezy oraz wyjazdy na nocne zwiedzanie dolnośląskich miasteczek zaczęły się więc na długo przed samym meczem przyjaźni. W niedzielę od wczesnych godzin rannych do Wrocławia wszelkimi środkami lokomocji zaczęły zjeżdżać oddziały Armii Białej Gwiazdy, które można było potem spotkać zarówno na rynku, jak i wyspach i osiedlach. Popołudniu niemal wszystkie mniejsze i większe grupki fanów TS-u i WKS-u z całego miasta i okolic zmierzały w jednym kierunku – na pilczycki obiekt.

Tysiąc biletów przeznaczony dla kibiców Wisły znalazł swoich nabywców, do tego trzeba doliczyć wiele osób, które wejściówki kupowały na miejscu, dlatego ciężko określić dokładną naszą liczbę. Za oficjalną przyjmijmy wspomniany tysiąc. Znaczna większość Wiślaków swoje miejsca zajęła na sektorze B, gdzie mieści się młyn Śląska. Pomiędzy flagami gospodarzy zawisły nasze płótna: Wisła Sharks, „PDW”, Prądnik Biały, „5”, Bronowice, Kleparz, Olkusz, Jaworzno i Trzebinia.

Od momentu wyjścia piłkarzy doping prowadzony był dla obydwu klubów. Trybuny rozpoczęły od hymnów Wisły oraz Śląska, by potem zaraz ogłosić doskonale znaną każdemu prawdę, że to Biała Gwiazda rządzi w swoim mieście. Następnie kibole wzięli na warsztat nasze wiślackie „Tak się bawią ludzie”, ze zmienioną końcówką na „gdy ze Śląskiem gra”. W 20. minucie sektor B pokazał oprawę, przypominającą o mordzie wołyńskim i oddającą cześć poległym wtedy Polakom. Na transparencie napisano – jakby krwią – hasło: „Nigdy Kresy nie przeżyły takiego zdziczenia, dla ludobójców nie ma przebaczenia”, a podniesione kartony tworzyły napis „Wołyń”. Pierwotnie oprawa miała być zaprezentowana podczas meczu z Brugge, jednak wtedy została zablokowana przez delegata UEFA (piłkarskiej centrali w Europie poświęcony był osobny trans, który wynurzył się po zakończeniu patriotycznej prezentacji). Trybuny skandowały także „Cześć i chwała bohaterom!”, „Bóg, honor i ojczyzna!” oraz zaśpiewały „Mazurka Dąbrowskiego”. Wywieszono także transparent z wyrażonym stosunkiem do organizacji Narodowego Odrodzenia Polski. Oddajmy głos wrocławianom z Wielkiego Śląska: „(...)Jesteśmy patriotami, ale nie chcemy by wiązano nas z NOP-em i jego sojusznikami politycznymi z ukraińskiej Swobody, która stawia pomniki UPA i Banderze. Oprawa upamiętniająca Wołyń była okazją do pokazania, tak jak głosiło jej główne hasło, że nie zgodzimy się nigdy na jakieś zgniłe kompromisy i wybielanie przeszłości (...)”.

Przez dalszą część meczu słychać było już tylko śpiewy sławiące kluby z Wrocławia i Krakowa oraz naszych Braci z Gdańska. Były „-Wisła! -Kraków!” i „-Twierdza! –Wrocław” na dwie strony, „Wisła Kraków/Nasz Śląsk Wrocław aeaeao”, czy „Nie dla nas jest porażki smak”. Po przerwie trybuny wykonały „HSV”, raz kończąc „Wisła!”, a raz „Hej Śląsk!”. Następnymi zaintonowanymi numerami byli nakręcający do zabawy „Wrocławianie” oraz dumne i donośne „Jesteśmy tu by wspierać go”, które niosło się po mieście i okolicach przez dobrych kilka minut. Ostatnie fragmenty meczu upływały przy „Tak się bawią ludzie”.

Po ostatnim gwizdku piłkarze podziękowali fanom obydwu drużyn za wsparcie. Kibice zaś odpowiedzieli im głośnym „Czy wygrywasz, czy nie”. Później część Wiślaków udała się w drogę powrotną do Krakowa, część zaś przeniosła na rynek i osiedla, gdzie do późnych godzin nocnych/wczesnych godzin rannych trwało umacnianie zgody ze Ślązakami. Dla niektórych zgodowy weekend (tydzień?) trwa nadal, ponieważ jadą we czwartek do Belgii, gdzie WKS czeka rewanż z Club Brugge.

Wszystkim Braciom z Dolnego Śląska bardzo dziękujemy za gościnę. Po raz kolejny Wiślacy mogli się przekonać, jak wspaniałe jest braterstwo, które nas łączy. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zaprosić Was do Krakowa, gdzie zrewanżujemy się równie serdecznym przyjęciem!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: na trybunie jak na boisku:

Mecz z Jagą nie wzbudzał wielu emocji, ciężko było więc spodziewać się czegoś szczególnego. W piątkowy wieczór kibice nie zdołali jednak nawet doskoczyć do poprzeczki, którą sami sobie zawiesili podczas poprzedniego spotkania.

Oficjalnie fani Jagielloni Białystok do Krakowa przyjechać nie mogli ze względu na zakaz wyjazdowy otrzymany po spotkaniu w Bydgoszczy, więc sektor gości świecił pustkami. Mimo to, jeszcze przed meczem kilkunastoosobowa grupa kibiców z Podlasia dała o sobie znać na piętrze sektora D. Przy wyjściu zawodników na rozgrzewkę, białostoccy fanatycy wsparli swoich piłkarzy okrzykami „Jaga, Jaga, Jaga, Jagiellonia”, a następnie wykrzyczeli „Piłka nożna dla kibiców”, za co zebrali brawa od kiboli Wisły.

Chwilę przed rozpoczęciem spotkania na murawie pojawili się juniorzy młodsi spod znaku Białej Gwiazdy wraz ze sztabem szkoleniowym – drużyna ta zdobyła w tym roku Mistrzostwo Polski w swojej kategorii wiekowej, a w piątkowy wieczór zaprezentowała kibicom złote medale oraz wywalczony puchar. Trenerom mistrzowskiego zespołu wręczone zostały pamiątkowe dyplomy, natomiast młodzi piłkarze otrzymali drużynowe zdjęcie. Wiślaccy juniorzy byli oklaskiwani przez cały stadion, a na Sektorze C zostało zaintonowane dawno niesłyszane na R22 „Mistrz, Mistrz nasz TS!”.

Po uroczystościach przyszedł czas na rozpoczęcie właściwej części wieczoru. Zaraz po odśpiewaniu hymnu, gniazdowy starał się rozkręcić kibiców z C melodyjnymi „Wisełka, Wisełka” i „Hej Wisła gol”, śpiewanym z siadaniem i wyciszaniem. Już około 20. minuty spotkania piłkarze Wisły mogli usłyszeć z trybun „Walczyć Wisła, walczyć”, co miało ich zmobilizować do jeszcze większego wysiłku, bowiem ten dotychczasowy szedł na marne. Chwilę później kibice Białej Gwiazdy przypomnieli kto jest dumą Krakowa, a następnie do zabawy zaproszone zostały pozostałe trybuny. „Boney M” nie wyszło jednak tego dnia tak, jak powinno. Kibice zgromadzeni na stadionie nie popisali się także śpiewając „My chłopcy z Reymonta”, dopiero po reprymendzie od gniazdowego drugie wykonanie tego utworu było do przyjęcia. W trakcie pierwszej połowy na narożniku doszło do małego spięcia zgromadzonych tam fanów z ochroną, co nie uszło uwadze reszty kiboli, którzy wyrazili swój stosunek do poczynań służb porządkowych. Po uspokojeniu zamieszania, do głosu próbowali dojść kibice Jagielloni, jednak szybko zostali oni zagłuszeni przez „Armię Białej Gwiazdy” skandowaną przez fanatyków Wisły. Przed przerwą Sektor C odśpiewał jeszcze „Do boju Wisełko” w nowej, żywszej wersji. Początkowe próby wykonania tej piosenki były jednak bardzo senne, zmieniło się to po przypomnieniu gniazdowego, jak śpiewaliśmy ten utwór na Górniku i jak jego wykonanie powinno brzmieć.

Drugą część meczu Sektor Kiboli rozpoczął od piosenki „Bo moja jedyna miłość”, następnie zaznaczone zostało, że kibice oczekują od piłkarzy zwycięstwa. Na murawie rosły emocje, stopniowo poprawiał się także doping wiślackich kibiców. Nieźle wyszło „Wisła Kraków, aeao!” w chwili, gdy zawodnicy Białej Gwiazdy wykonywali rzut wolny, później znaczna część kibiców z innych sektorów poderwana została z miejsc wspólnym śpiewaniem „Ole, super Wisełka”. Przyszedł też czas na „Eintracht” śpiewany podczas skakania za bary. O ile do trzymania odpowiedniego tempa śpiewania i melodyjności nie można się przyczepić, to wielu kibiców bardziej skupia się na skakaniu, zapominając wkładaniu wysiłku także w głośność śpiewu. Kolejnymi utworami niosącymi się tego wieczoru znad Reymonta 22 były „Bo w Krakowie”, „Jazda, jazda, jazda” oraz „Hej Wisła gol”. Zadowalająco wyszło „Tylko Wisła TS”, śpiewane na dwie strony z resztą stadionu, następne w kolejności było „Tak się bawią ludzie”. Kibice nie zdążyli się jeszcze dobrze rozkręcić przy „Zawsze z wami”, kiedy nowa piosenka przerwana została okrzykami radości, spowodowanymi objęciem prowadzenia przez Wisłę. Po golu Białej Gwiazdy kibice z Sektora C wykonali niewątpliwie najlepszą tego dnia wersję „Tak się bawią ludzie”, powtarzaną kilkukrotnie, także z siadaniem i wyciszaniem. Następnie prowadzący doping zaintonował nieco zapomnianą „Wczoraj obiecałaś mi na pewno”, kibole dali także jasną odpowiedź na to, kto rządzi w Krakowie. Przyszedł także czas na drugą próbę wykonania „Zawsze z wami” na podzielonym na pół sektorze. Niestety, duża część osób wciąż myli tekst, nadal wiele trudności sprawia również chwila zmiany strony rozpoczynającej śpiewanie. W kolejnych minutach fanatycy z Sektora C pozostali podzieleni na pół wzdłuż schodów na C3, a tym razem rozpoczął się pojedynek na „HSV”. Melodia ta wykonywana była we wszystkich możliwych konfiguracjach – z pięściami w górze, z wolnym oraz szybkim klaskaniem, a także z pogo. Po raz kolejny pojawił się „Eintracht”, a także melodia „Carnival de Paris” z klaskaniem oraz z wymachiwaniem szalikami. W końcówce spotkania Wiślacy stracili gola, na co kibice zareagowali kilkukrotnym odśpiewaniem „Czy wygrywasz, czy nie”. To samo zostało powtórzone, kiedy piłkarze podeszli pod Sektor Kiboli dziękując fanom za wsparcie.

Doping, jaki zaprezentowali fani z Sektora C podczas meczu z Jagiellonią pozostawia wiele do życzenia. Brak kibiców gości nie jest tutaj zbyt dobrym wytłumaczeniem, bo chociaż wiadomo, że godni rywale mobilizują do głośniejszego śpiewania, to przychodząc na młyn fanatycy w każdym meczu powinni dawać siebie wszystko, niezależnie od okoliczności. W piątek jakość dopingu w dużej mierze zależała od wydarzeń na boisku. O znacznej części pierwszej połowy w wykonaniu kibiców Wisły najlepiej byłoby zapomnieć, sytuacja poprawiła się dopiero po przerwie, kiedy piłkarze dostarczali więcej emocji. Oczekując zaangażowania od zawodników, wypadałoby tego samego wymagać od siebie.

Kolejna okazja do spotkania na Reymonta 22 dopiero 25 sierpnia. Najbliższe dwa tygodnie dzielące nas od następnego meczu to dobry czas, aby lepiej zapoznać się z tekstami nowych piosenek, których znajomość w dalszym ciągu kuleje u części fanatyków. A mecz z Lechem Poznań to przecież świetna okazja, aby zaprezentować je w jak najlepszym wykonaniu…


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: TSW!

Na takie mecze się czeka! Po raz pierwszy od bardzo dawna wiślaccy kibole i piłkarze dali świetny pokaz dopingu i gry, stwarzając w niedzielę przy Reymonta 22 znakomite widowisko!

Pierwszy gwizdek zaplanowany był na godzinę 18:00, jednak już od wczesnego popołudnia w okolicach Reymonta 22 widać było mniejsze i większe grupki Wiślaków głodnych stadionowych wrażeń. Jak zwykle, pomimo wielu informacji i próśb na stronie Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków, przy ulicy Reymana pojawiła się sporej długości kolejka po karty kibica i bilety. O ile jeszcze tych pierwszych nie da się wyrobić online, o tyle dziwi fakt, że fani Białej Gwiazdy nadal pozostają sceptyczni wobec zakupu wejściówek przez Internet. Rozumiemy, iż różnie się układa i nieraz dopiero na parę godzin przed meczem okazuje się, czy ktoś da radę iść na stadion, czy nie, jednak znakomita większość fanów wiedząc już o tym dużo wcześniej i tak zostawia zakup biletu na ostatnią chwilę. Przez to ci, którzy pojawili się pod kasami przed szóstą na stadionie meldowali się dopiero w przerwie spotkania.

Przy bramkach wejściowych na większości sektorów prowadzona była zbiórka na cele ultras. Za wsparcie odpowiednią kwotą fani dostawali pocztówki z oprawą pożegnalną dla Radosława Sobolewskiego, podpisane przez byłego kapitana Białej Gwiazdy. Rozdawane były także ulotki informujące o gali sportów walki „Battle of Warriors”, która odbędzie się 12 października w hali Wisły.

Zanim wybiła szósta i sędzia wyprowadził z tunelu obydwie „jedenastki”, na boisko zawitali bardzo dobrze znani wszystkim kibicom goście. Najpierw była to drużyna futsalowców, która najpierw odebrała od publiczności należne brawa za tytuł Mistrzów Polski 2013, a potem podziękowała za doping i poprosiła o wsparcie na turnieju UEFA Futsal Cup, który w dniach 28-31 sierpnia odbędzie się w Bochni. Zawodnicy przeszli przed wszystkimi trybunami z transparentem „Za Wasz doping dziękujemy, w Bochni Was potrzebujemy”, zatrzymując się na trochę dłużej przed Sektorem Kiboli, z którym na dwie strony zaśpiewali „Każdy to powie – Wisełka rządzi w Krakowie!”. Drugim gościem był Staszek Sękiewicz, Wiślacki Smok, choć chyba bardziej pasuje tu słowo „gospodarz”, ponieważ od 25 lat jest obecny na każdym meczu przy Reymonta 22. Smok odebrał od Prezesa Jacka Bednarza pamiątkowy dyplom oraz zebrał gromkie owacje od wszystkich trybun. Do tego niezwykłego jubileuszu nawiązywał transparent na sektorze E: „Dziękuję Mojej Wiślackiej Rodzinie. Od 25 lat Zawsze z Białą Gwiazdą”.

Gdy do rozpoczęcia meczu zostało parę minut i drużyny znalazły się już na murawie, z głośników i tysięcy gardeł popłynął hymn Wisły Kraków, a na Sektorze Kiboli zaprezentowana została oprawa. Nad ociekającym krwią (świetnie wykonany transparent!) hasłem „Trenuj Sporty Walki” pojawił się dobrze znany w kibolskich kręgach drapieżnik, budzący strach u rywali Wisły. Hasło „TSW” wśród fanów Białej Gwiazdy jest wcielane w życie już od wielu miesięcy, a powstająca przy Reymonta nowa sekcja sportowa pomoże w tym na jeszcze większą skalę. Choreografię dopełniały niebiesko-biało-czerwone barwy utworzone z kartoników i chorągiewek. Całość wyszła bardzo dobrze. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby stojący na schodach kibice wykazali się większą inicjatywą przy pomaganiu ultrasom w ściąganiu pasów materiału, które przykryły przejścia na sektorach.

Od początku ruszyliśmy z dobrym dopingiem, a kolejne sytuacje Wisły pod bramką Lecha tylko „nakręcały” trybuny do głośniejszych śpiewów. Nie będziemy wymieniać tutaj wszystkich pieśni, jakie były intonowane, skupimy się jedynie na najbardziej istotnych fragmentach dopingu. Bardzo dobrze wypadło „Do boju Wisełka!” śpiewane w asyście bębnów. Nie gorzej zabrzmiała piosenka o obrzydliwych poznańskich obyczajach. Gdy śpiewaliśmy, że w naszych sercach jest Wisła „i na dobre, i na złe” piłkarze wywalczyli rzut karny. W momencie gdy Paweł Brożek podchodził do piłki cały stadion ryczał „Strzelcie k...om gola!”. No i strzelili!

Po wybuchu radości poleciało z całym stadionem radosne „Tak się bawią ludzie”. „Ciągnęliśmy” to parę minut, wychodziło fajnie, choć czasami siła śpiewów była trochę osłabiana przez reakcje na to, co dzieje się na boisku. W tym momencie trzeba wspomnieć o tym, jak dobry był to mecz w wykonaniu piłkarzy Wisły. Znawcy futbolu, dziennikarze i komentatorzy piali z zachwytu nad występem podopiecznych Franciszka Smudy, jednak oni czasem lubią się zachwycać czymś na wyrost. Jednak niech o wysokim poziomie gry wiślackiej jedenastki świadczy fakt, że wiele razy podczas śpiewania kibice (i to nie tylko z trybun E czy A, ale także z Sektora C i narożników) jednocześnie bili brawo po udanych zagraniach i odbiorach piłki (solidną porcję oklasków zebrał na przykład Arkadiusz Głowacki, który najpierw przeciął podanie dołem wślizgiem, wstał i od razu główką zablokował dogranie górą). Taka sytuacja nie miała miejsca już naprawdę bardzo długo. To tylko pokazało, że na takiej gry, takiej woli walki, takiej intensywności – a przy tym polotu i efektowności – głodni byli wszyscy kibice Białej Gwiazdy. Nasz doping dodawał sił Wiślakom i jednocześnie pętał nogi przyjezdnym, którzy przy stałych fragmentach gry, gdy cały stadion buczał i gwizdał, gubili się i a to trafiali piłką w mur, a to wykonywali rzuty rożne tak, że piłka od razu lądowała za linią autu.

Pierwszą połowę kończyliśmy „Nie dla nas jest porażki smak” wykonywanym „za bary”. Pieśń skończyła się kolejnym wybuchem radości, bowiem Wisła zdobyła drugą bramkę! Licząc na kolejną zdobycz bramkową od tego samego numeru zaczęliśmy drugą część meczu. Przez kolejne minuty trwał napór na bramkę Kolejorza, więc z naszej strony padały różne, motywujące do ataku okrzyki. W końcu „uruchomiliśmy” Młodą Wisłę, czyli 450 dzieciaków, które dzięki współpracy z SKWK mogły nabyć wejściówki na mecz za symboliczną kwotę i zasiąść na trybunach Stadionu im. H. Reymana. Śpiewaliśmy z nimi „Każdy to powie – Wisełka rządzi w Krakowie!” oraz „Jazda! Jazda! Jazda!”. Próbowaliśmy także „HSV” z całym stadionem, ale wyszło to po prostu słabo (w pierwszej połowie natomiast całkiem nieźle wypadły „Święte barwy”). Uznajmy, że winę za to ponoszą piłkarze, których bardzo dobra gra po prostu odjęła mowę niektórym kibicom. (Napisane z przymrużeniem oka, jednak – już zupełnie serio – mamy nadzieję, że w kolejnych meczach głośno śpiewać będą wszystkie trybuny).

Pod koniec spotkania wybrzmiał „Najwspanialszy klub na świecie”. Zaśpiewaliśmy tę pieśń trzykrotnie, za każdym razem coraz głośniej. Wyszło bardzo dobrze – powoli, melodyjnie, z dumą i odpowiednim akcentem na poszczególne wersy. Jeśli tak będziemy ją wykonywać zawsze, to będzie żelazny punkt naszego repertuaru. Następnie po raz kolejny w meczu pozdrowiliśmy Lechię Gdańsk, Śląsk Wrocław, Unię Tarnów oraz Polonię Przemyśl, której 60-osobowa delegacja obecna była na meczu (dziękujemy za wsparcie!). Po wykonaniu hymnu z szalami w górze zaśpiewaliśmy „Que sera, sera, Wisełka trzy punkty ma!”. Ostatnie minuty to świetna zabawa przy „Tak się bawią ludzie”, którym powitaliśmy piłkarzy, gdy ci po meczu podeszli pod nasz sektor. Zawodnicy bawili się w rytm tego numeru razem z nami, by potem zaintonować „Niepokonana – nasza Wisełka kochana!”. Po tym Sektor Kiboli podziękował im za walkę i odśpiewał „Czy wygrywasz, czy nie”.

Zanim podsumujemy ten mecz, wspomnijmy o płótnach, które ozdobiły trybuny. Były to: Wisła Sharks, „Tylko przed Bogiem”, Bronowice, Tysiąclecia, Olkusz, Bochnia, Skawina, Nieobliczalni, Pruszcz Gdański Lechii oraz dwie flagi Polonii: Osiedle Kmiecie i Polonia Przemyśl. Ponadto zawisł także transparent o półkoloniach TS Wisły. Przypomnijmy też, choć chyba wszyscy o tym pamiętają, dlaczego kibiców Kolejorza nie było w sektorze gości. Otóż po majowym meczu Wisły w Poznaniu otrzymali zakaz wyjazdowy na jedno spotkanie przy Reymonta po awanturze, jaka rozpętała się na trybunach, gdy z wydatną pomocą ochrony zawinęli wyjazdową flagę Nieobliczalnych. Na mecz rewanżowy do stolicy Wielkopolski Wiślacy także nie mogą jechać.

Jak zostało wspomniane we wstępie, mecz z Lechem był pierwszym od dawna (od derbów w kwietniu 2012?), w którym znakomita postawa kibiców na trybunach współgrała ze świetnym występem zawodników na murawie. Oczywiście nie było doskonale i parę aspektów wciąż trzeba poprawiać (przykładowo: jeśli śpiewamy coś z klaskaniem, to po to, aby klaskanie pomogło nam utrzymać rytm, a nie, żeby zagłuszać śpiewy; nie ścigamy się z bębnem; „HSV” śpiewamy powoli; ubieramy czerwone koszulki), ale miejmy nadzieję, że wczoraj ustaliliśmy sobie pewien poziom, poniżej którego już nie zejdziemy!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora 23: Żeby mistrza nadszedł czas...

Miniony weekend przyszło nam spędzić głównie w autokarze. Wobec braku europejskich wojaży Szczecin to zdecydowanie najdłuższy wyjazd, na jaki musieliśmy się udać w tym sezonie.

Ponad 600 kilometrów spowodowało, że zbiórka została wyznaczona na godzinę 5 rano. Tuż po szóstej, w asyście wiadomych służb, w podróż przez cały kraj wyruszyły 4 autokary. Nie była to jednak faktyczna ilość fanatyków udających się na to spotkanie, bowiem do zachodniopomorskiego docierały samodzielnie auta, a pewien autokar zameldował się na miejscu już o godzinie 9 rano. Podróż przebiegała bardzo spokojnie i dzięki dobremu towarzystwu nikt nie narzekał na trudy kilkugodzinnej jazdy.

Przed godziną siedemnastą dotarliśmy pod stadion Morskiego Klubu Sportowego. Proces dostania się na sektor wydawał się być nieco bardziej ulgowy niż ten, który szczeciński klub zafundował nam przed rokiem. Po znalezieniu swojego nazwiska na liście wyjazdowej, wstępnej kontroli, płynnie przechodziliśmy do kołowrotka, za którym odbierano nam kartę magnetyczną i kolejny raz sprawdzano, czy zawartość naszych kieszeni zgodna jest z regulaminem obiektu.

Mimo kilkuetapowego wchodzenia przez bramy stadionu Pogoni udało się to przeprowadzić całkiem sprawnie, dzięki czemu całość Armii Białej Gwiazdy znalazła się na sektorze przed rozpoczęciem spotkania.

Ostateczna liczba Armii Białej Gwiazdy wyniosła 282 osoby. Tradycyjnie na naszych sektorach pojawiły się znajome twarze reprezentujące nasze zgody, za co trzeba im podziękować. Na płocie sektora pojawiło się 11 flag. Były to: Wisła Sharks, Bronowice, Kazimierz, Prądnik Biały, „5”, Kleparz, Jaworzno, Skawina, mała flaga z Białą Gwiazdą, która pamięta bardzo zamierzchłe czasy, płótna Unii Tarnów oraz Pruszcza Gdańskiego.

Rozochoceni stylem gry, w jakim nasi piłkarze uporali się z Lechem, rozpoczęliśmy nasz doping od mobilizacji do walki o każdy centymetr boiska. Zaraz potem z dumą odśpiewaliśmy wiślacki hymn oraz pozdrowiliśmy zgody. Z wiadomych względów, pozdrowienia skupiły się w głównej mierze na braciach z Gdańska, bowiem kibice gospodarzy mocno okazywali niechęć do Biało-zielonych. Podobnie zresztą jak my przypominaliśmy Portowcom, kim tak naprawdę są ich przyjaciele ze stolicy. Co jakiś czas zaznaczaliśmy swą obecność na sektorze, co mocno irytowało miejscowych fanów. Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że doping podczas sobotniego spotkania nie był naszą najmocniejszą stroną. W pewnym stopniu dopasowaliśmy się do gry piłkarzy, którzy po meczu podziękowali nam za wsparcie. W zamian usłyszeli, że nieważne czy Wisła wygrywa, czy przegrywa, fanatycy będą z nią zawsze.

Portowcy pokazali się ze średniej strony. Sześć tysięcy fanów miało swoje zrywy jednak doping przez większość meczów stał na przeciętnym poziomie. Pierwsza połowa w młynie szczecinian stała pod znakiem przygotowania oprawy, którą hucznie przed meczem zapowiadał spiker. Problemem ultrasów Pogoni była niska frekwencja, przez którą, wydawało się, będą mieć problemy z jej zaprezentowaniem. Finalnie oprawa doszła do skutku i około 30. minuty mogliśmy rozpocząć jej komentowanie. „Żeby mistrza nadszedł czas”- takimi słowami modliła się kobieta namalowana na sektorówce. Całość dopełniały kartony oraz kilkanaście flag na kijach. Oprawa schludna, lecz nie powalająca na kolana. Dodatkowo pomysłowi fani z Krakowa szybko znaleźli odpowiednią ripostę do marzeń Portowców o mistrzostwie. Podczas drugiej połowy piłkarze z Krakowa stawiali zdecydowanie cięższe warunki gry, przez co i zapał kibiców na sektorach gospodarzy mocno opadł. Przez ostatnie kilkanaście minut Portowcy dopingowali bez koszulek i mieli parę zrywów...i to wszystko co można o nich powiedzieć w trakcie drugiej połowy.

Bramy zostały otwarte około 30 minut po zakończeniu spotkania. W idealnym momencie, bowiem zdążyliśmy w autokarach schować się przed zaczynającą się ulewą. Trasa przebiegła bardzo sprawnie, obyło się bez przymusowych postojów, awarii i przeciwności, które wydłużyłyby czas powrotu. Jak to przy takich okazjach bywa, wiślacka brać integrowała się przy śpiewach wychwalających Białą Gwiazdę, ośmieszających naszych rywali a i trenowane były pieśni nie mające zbyt wiele wspólnego z klimatem kibicowskim, jak chociażby zwrotka o plastikowej biedronce, która okazała się hitem! W takich wesołych nastrojach, już o godzinie 7 zameldowaliśmy się pod stadionem naszej Wisełki.

Wyprawa do odległego Szczecina przebiegła w zdecydowanie spokojnym klimacie. Ilość godzin spędzonych w autokarach pozwolił na jeszcze większe zgranie się wiślackiej rodziny, co zawsze trzeba uznać za pozytywny aspekt. Jedno jest pewne – przeżyłeś Szczecin, przeżyjesz każdy wyjazd na ligowym podwórku.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Dumni, dymni, dymani:

Relacja z trybun z meczu z Piastem będzie dość nietypowa, ponieważ lwia jej część nie będzie odnosiła się do samego spotkania, a do wydarzeń okołomeczowych, które można nazwać derbowym preludium.

Do Świętej Wojny pozostał tydzień. Choć wiadomo, że derby w Krakowie trwają cały rok, to jednak te dwa dni, kiedy Wisła spotyka się z drużyną z gorszej strony Błoń, mają szczególne znaczenie dla każdego fanatyka Białej Gwiazdy. Jak łatwo sobie wyobrazić, u sąsiadki jest podobnie. Specjalnie mobilizują się już od tygodnia, żeby w sobotę w końcu ich sektory nie świeciły pustkami. Ponoć bilety faktycznie schodzą szybciej, niż przeciętnie, ale nie ma się co dziwić – Wisła zawsze przyciąga na trybuny kibiców słabych rywali. Ponadto na meczu z Legią zbierali kasę na oprawę, którą mieli przygotować na derby właśnie. I oto parę dni temu świeżo malowana sektorówka, wymiarami przykrywająca ich młyn, wpadła w ręce Wiślaków, razem z kilkunastoma flagami na kij i 150 puszkami farb.

Dzisiaj oprawa została zaprezentowana do góry kołami na Sektorze Kiboli Wisły. Przy odpowiednim akompaniamencie ze strony fanatyków Białej Gwiazdy sektorówka powędrowała w górę, a następnie – po odliczaniu – zakończyła swój żywot w strzępach. Na reakcję drugiej strony nie trzeba było długo czekać. Choć jej forma (internetowe oświadczenie) nie zaskoczyła nikogo, to zawartość okazała się tak absurdalna, że ciężko sobie wyobrazić, by piszący sami wierzyli w to, że któryś z pasiastych kibiców to łyknie. Mistrzowie propagandy z Kałuży przeszli samych siebie. Ich zdaniem ta sektorówka... jest nic nie warta, ponieważ ta oprawa nigdy nie miała zostać zaprezentowana – po prostu projekt niemal w całości wykonany nagle nie został zatwierdzony przez „osoby decyzyjne”. Powód? Mało chwytliwe hasło (tu też zabawna sprawa: w oświadczeniu cały czas jest mowa o „Dymnych fanatykach”, podczas gdy na płótnie jak byk jest napisane: „Dumni fanatycy”) oraz... konieczność użycia zakazanej na stadionie pirotechniki. Abstrahując od tych uzasadnień, które są strzałami w obydwa kolana, to i tak nasuwa się pytanie: kto najpierw wykonuje prawie całą oprawę, a potem dopiero zatwierdza projekt? Ekipa, której rekord zbiórki funduszy wyniósł 3000 zł? Na to wygląda. I na koniec crème de la crème oświadczenia: ta oprawa, która nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego i tak naprawdę to nie do końca wiadomo, czy ma coś wspólnego z klubem z Kałuży, bo nie ma tam żadnego herbu, nie została zniszczona/podarta/wyrzucona do śmieci, ponieważ... miała posłużyć za podkładkę pod prawdziwą oprawę derbową.

Takiego steku bzdur nie jest w stanie przyjąć nikt zdrowy na umyśle. Wyciągając wnioski z lat poprzednich (m.in. skrojona oprawa na rzecz Wisły w 2007 roku, przestrzelona prezentacja „Nasze miasto” w zeszłe wakacje, ujawnienie zaniżania wyników zbiórek) można się domyśleć, że oświadczenie o stracie oprawy umieszczono dopiero dzisiaj, bo prezentacja Wisły i tak znacząco ostudziła chęć kibiców z gorszej strony Błoń do dawania kasy na oprawy. Gdyby na naszym stadionie nic się dzisiaj nie działo, w miejsce oświadczenia pasiastych pojawiłyby się zachęty, by nadal wspierać finansowo działania ich ultrasów. Wtedy zamiast o „dymnych”, można by mówić o nieustannie „dymanych” fanatykach z Kałuży.


Wróćmy do samego meczu z Piastem. W przekroju całego spotkania wokalnie zaprezentowaliśmy się całkiem nieźle. Zaczęliśmy od głośnego i dumnego odśpiewania trzech zwrotek hymnu, po czym przeszliśmy do obwieszczenia światu, że „Wisła to jest potęga”. Nasza forma wokalna mogła się podobać. Nieźle zabrzmiało „My chłopcy z Reymonta”, bardzo przyzwoicie „Boney M”. Potem przyszedł czas na wspomnianą wcześniej oprawę, której towarzyszyły pieśni mówiące samą prawdę o rywalce z gorszej strony Błoń. Po takiej prezentacji głośno z całym stadionem zaintonowaliśmy „Każdy to powie – Wisełka rządzi w Krakowie!” i trzeba powiedzieć, że był to jedyny raz, kiedy pozostałe trybuny naprawdę stanęły na wysokości zadania i konkretnie odpowiedziały Sektorowi Kiboli. „Do boju Wisełka!” z bębnami miejscami potrafiło mocno uderzyć. Przy „Biała Gwiazda na niebie się mieni” po raz pierwszy tego dnia nastąpiła eksplozja radości na trybunach – Wisła objęła prowadzenie! Nakręceni od razu głośno ryknęliśmy „Tak się bawią ludzie”, które było najgłośniej śpiewanym numerem w pierwszej połowie. Przed przerwą jeszcze raz przypomnieliśmy sąsiadce z Kałuży, że derby niebawem.

Drugą połowę zaczęliśmy od rywalizacji na decybele dwóch stron Sektora C; przekrzykiwanie się „Wisełka/Nasz TS” fajnie nakręciło publikę na dalszą część spotkania. Kolejne minuty upływały przy południowym „Olele, olala” i nowego „Mogłeś nosić szal”. Następnie cała Trybuna C skakała za bary w rytm „Nie dla nas jest porażki smak”, które dwa razy było przerywane przez wybuchy radości – najpierw przy nieuznanej, a potem już prawidłowo zdobytej bramce dla Białej Gwiazdy. Aby utrzymała się „zajawka” na ten numer, z gniazda wypłynął pomysł, aby każdy bawił się w jego rytm „na spontanie” – klaszcząc, skacząc, bujając się, machając szalikiem... Taki chaos okazał się dobrym podgrzewaczem atmosfery! Zanim pozdrowiliśmy Braci z Gdańska, Wrocławia, Tarnowa i Przemyśla, odświeżyliśmy „Parmę”. Jednak to nie było nasze najlepsze jej wykonanie. Przy „Bo moja jedyna miłość” i późniejszym „lalowaniu” stało się widoczne, że w nasze szeregi wkradło się znużenie. Ta obniżka formy trwała jednak krótką chwilę, bo wszystkich ożywiła bramka na 3:0 i dalsze „lalowanie” śpiewane już było z werwą. Pod koniec z szalikami w górze zaśpiewaliśmy „Que sera, sera, Wisełka 3 punkty ma”, a następnie po raz kolejny zaintonowaliśmy „Nie dla nas jest porażki smak”, skacząc przy tym za bary. Napór piłkarzy Wisły na bramkę rywala tylko wzmagał nasze śpiewy. Spotkanie zakończyliśmy hymnem. Po ostatnim gwizdku, gdy piłkarze podeszli pod Sektor C, bardzo głośno obwieściliśmy, iż na derbach mają odnieść zwycięstwo. Potem na dwie strony wspólnie zaśpiewaliśmy „Niepokonana” oraz „Każdy to powie”.

Gliwiczanie mieli bić rekordy wyjazdowe, a tymczasem przyjechało ich 250. Na sektor zaczęli wchodzić już podczas trwania meczu. Około 30. minuty zebrali się w kupę i po raz pierwszy zaznaczyli swoją obecność, a parę chwil później rozpoczęli regularny doping. Przez cały mecz słychać ich było na Sektorze C raz – gdy śpiewaliśmy „Najwspanialszy klub na świecie”. W drugiej połowie zaprezentowali oprawę, na którą składał się transparent „Piast Gliwice On Tour” i sektorówka z piracką czachą, podświetlona kilkoma stroboskopami. Wykonanie bez zarzutu, natomiast mała liczba przyjezdnych w sektorze sprawiła, że musieli się odpowiednio poustawiać, żeby to płótno jakoś rozłożyć. Mieli ze sobą 6 fan.

Wiślackie trybuny ozdobiły dziś następujące flagi: Wierność, Towarzystwo Sportowe, Armia Wisły, Wisła Sharks, „5”, Prądnik Biały, Kazimierz, Bronowice, Skawina, Fanatycy (razem z transparentem ku pamięci jednego z kibiców), Trzebinia oraz niebiesko-czerwona z Białą Gwiazdą. Nad sektorem dzieciaków z krakowskich i nie tylko szkół, które współpracują ze Stowarzyszeniem Kibiców Wisły Kraków, zawisł transparent „Młoda Armia Białej Gwiazdy”.

Mecz z Piastem na pewno zostanie na długo w naszej pamięci z powodu efektownego pokazu dominacji kibiców Białej Gwiazdy w Krakowie. Jeśli chodzi o kwestie dopingu, które zeszły na dalszy plan, to także możemy być zadowoleni. Choć do naszych maksymalnych możliwości droga jeszcze daleka, to wygląda na to, że zmierzamy we właściwym kierunku.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora J: Zgodnie z przewidywaniami

Pomimo szumnych zapowiedzi, oprócz pajacowania, napinania się zza linii ochrony oraz brzydkiej – i tak rozpracowanej wcześniej – oprawy, gospodarze sobotnich derbów nie pokazali nic. Potwierdzili tylko po raz kolejny, jak słabą są ekipą, nie tylko w kwestiach ultras.

750 biletów przyznanych nam na to spotkanie nie miało problemów ze znalezieniem nabywców. Oprócz Wiślaków, bilety otrzymali nasi Bracia z Gdańska, Wrocławia, Tarnowa i Przemyśla. Wszyscy zjeżdżali się na Reymonta 22 już od wczesnych godzin popołudniowych, by parę minut przed czwartą ruszyć w kierunku stadionu rywalki. Podczas pochodu wielokrotnie przypominaliśmy, czym tak naprawdę zajmuje się nasza pasiasta sąsiadka, a także fakt, że w Krakowie rządzi tylko Wisła. Kiedy z alei 3 Maja skręciliśmy na Błonia, rozwinięte zostały flagi z motywem rekina, a korowód rozświetliło kilkadziesiąt rac. Ze śpiewem na ustach zbliżaliśmy się do alei Focha, mając obok, a także nad (oprócz helikoptera, tuż nad naszymi głowami latał zdalnie sterowany „dron” z kamerą), przymusową eskortę służb. Te dały kolejny „popis”, kiedy doszliśmy już do wejścia na obiekt. Po raz kolejny doszło do policyjnej prowokacji, gdy służby zaczęły bez opamiętania pryskać gazem i machać na oślep pałkami. Zza pleców kordonu, czyli z bezpiecznego miejsca, napinali się oczywiście gospodarze. Kiedy niektórzy z nas chcieli zareagować i wyjść im naprzeciw, ci dość szybko się ulatniali. Niestety, paru fanatyków Białej Gwiazdy zostało przy tej okazji zawiniętych.

Wpuszczanie na trybuny do najsprawniejszych nie należało. Najpierw trzeba było znaleźć nazwisko na liście, wręczyć dokument, a następnie dać sobie cyknąć fotę i przyłożyć bilet do czytnika. Potem sprawdzanie przez ochroniarzy i można było udać się na sektor. Przez bramki nie udało się przenieść wspomnianych wyżej flag na kijach.

Kiedy pojawiliśmy się w „klatce”, stadion nie był wypełniony nawet w 1/20. Widać akcja zbiórki na rynku i potem wspólnego przemarszu na trybuny na parę godzin przed meczem gospodarzom nie wypaliła. Nie tylko zresztą ona...

Od początku wiadome było, że miejsca położone najbliżej sektora gości zostaną zajęte przez lokalnych napinaczy. W oczy rzucały się nastoletnie „maniurki”, które zmieniły miejscówkę dopiero po tym, jak nieopodal wybuchł rzucony z naszego sektora achtung. Im bliżej rozpoczęcia meczu, tym więcej gromadziło się tam wymachujących rękoma i strojących groźne miny chłopaczków w pasy. Niektórzy i niektóre tak się prężyli i napinali, że powpadali w kordon ochrony, która od razu zaczęła pryskać gazem. Debilne zachowanie ochroniarzy rozgoniło na parę chwil pasiaste towarzystwo; jedna dziewczyna padła zemdlona i wyniesiono ją z sektora (niewykluczone jednak, że nie zemdlił ją gaz, tylko po prostu jej organizm nie wytrzymał napinkowego ciśnienia). Jak gaz trochę opadł, ponownie zbili się w kupę, będąc łatwym celem dla jajek, które leciały z sektora i rozbijały się na ich głowach ku uciesze Wiślaków. Jeszcze większy ubaw mieliśmy z ich panicznego strachu przed petardami – widząc tlący się mały przedmiot rozbiegali się i kulili, zasłaniając twarze, podczas gdy siła rażenia petardy dorównywała tym odpalanym przez dzieciaki na odpuście.

Gdy nasi piłkarze wyszli na rozgrzewkę powitaliśmy ich oklaskami oraz głośnym skandowaniem „Wisła Kraków!”, a także zachęcaliśmy ich do „pojechania” z rywalami. Później owację zgotowały nam... pozostałe trybuny, bowiem okazało się, że nasz przyjazd zapewnił im komplet widzów i frekwencję najwyższą od – a jakże – ostatnich derbów.

Gospodarze jak zwykle nie zawiedli naszych oczekiwań i ośmieszyli się ponownie, gdy zaprezentowali na wyjście piłkarzy rozpracowana wcześniej przez Wisłę oprawę . Robiona w pośpiechu, kończona dopiero w piątek, a potem naprędce przerabiana prezentowała się kiepsko – postacie wyglądały jak z marnej kreskówki. Do tego prymitywne hasło, które tylko dopełniało ogólnej mizerii. Kolejne derby i kolejna choreografia, która jest przeróbką zaprezentowanej wcześniej u nas oprawy („Sprzedawca liści”, „Nie straszne nam losu wyroki”). Jeśli „dumni fanatycy” nie byli zbyt kreatywnym pomysłem, to jak nazwać to, co pokazali w sobotę? Po tym, jak w dół „zjechała” sektorówka, gospodarze odpalili trzydzieści parę rac, wyrabiając tym samym swoją normę na kilka następnych sezonów. Dwa miesiące się do tego zbierali, bowiem, jak wynikało z ich wcześniejszych tłumaczeń, na Piaście nie odpalili pirotechniki, żeby im nie zamknęli trybuny na mecz z Ruchem, na Ruchu – żeby nie zamknęli trybuny na spotkanie z Legią, na Legii – żeby nie zamknęli trybuny na mecz z nami. W sumie sezon dla nich się już skończył, to mogli sobie wczoraj na ten skromny pokaz pozwolić.

Po prezentacji na trybunie pojawiły się fany, w tym w centralnym miejscu u góry sektora przypominające flagę Izraela płótno z gwiazdą Dawida. Młyn gospodarzy, choć wypełniony, dopingował marnie. Wydaje się, że przy takim niskim dachu i ułożeniu trybuny śpiewy powinny brzmieć potężnie, tymczasem to, co zaprezentowali brzmiało jak mruczenie. W miarę sensownie wyglądało to jedynie po bramce na 1:1 i to przez 3-4 minuty. Niesamowite jest to, że oni nie wiedzą nawet, jak nazywa się ich klub. Kiedy próbowali coś śpiewać z resztą stadionu momentalnie wcinaliśmy się my, przerabiając odpowiednio ich okrzyki. Oczywiście cały czas obok naszego sektora uskuteczniane było prężenie się oraz chowanie za szalami i chustami. Ucichli nieco dopiero wtedy, kiedy przypomnieliśmy im, jak często zostawiają swoich kumpli, a sami ratują się ucieczką oraz co generalnie reprezentują jako banda przerzutów; nie obyło się także bez paru personalnych uwag. Bramka zdobyta przez Wisłę wywołała na naszym sektorze nieopisaną radość. Od razu gorąco zachęciliśmy piłkarzy, by dobili swoją rywalkę. Potem szydziliśmy z gospodarzy, skandując ich ulubione „Kto nie skacze, ten za Wisłą!”.

Jak już zostało wspomniane, razem z nami na sektorze pojawili się nasi Bracia z Polonii Przemyśl (43 osoby), Unii Tarnów (30), Śląska Wrocław (25) i Lechii Gdańsk (20). Serdecznie dziękujemy im za wsparcie! Kilkukrotnie głośno ich pozdrawialiśmy, co tylko podnosiło ciśnienie fanom z gorszej strony Błoń. Płot naszej „klatki” ozdobiły trzy płótna: Wisła Sharks, Gdynia oraz Przemyskie Bractwo.

Po ostatnim gwizdku piłkarze podeszli pod nasz sektor, aby podziękować nam za wsparcie i podarować swoje koszulki. Choć wyniku nie możemy uznać za satysfakcjonujący, nagrodziliśmy ich za walkę brawami. Następnie pozostało nam czekać na otwarcie bram i oglądać pajacujących kibiców gospodarzy, którzy kierowali się do wyjścia, zatrzymywali się przed nim, pokazywali „fucki”, po czym znikali w tunelu. Jeden „zamachowiec-samobójca” nagle przeskoczył przez płot, po czym został powalony na ziemię przez ochronę. „Ej, k...o, zostaw tą k...ę!”, poleciało z naszego sektora. Gospodarze, jak to mają w zwyczaju, nawet nie zareagowali na cioranie po trawie swojego kolegi.

Minęło 30 minut od zakończenia spotkania, kiedy otworzono bramy i ruszyliśmy w drogę powrotną na Reymonta. Derby na murawie zakończone remisem, jednak w tych ważniejszych potyczkach – na trybunach i ulicach – Wisła ciągle pany!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Wisła z Lechią!

Zwiększona liczba kolejek w tym sezonie narzuciła gęstszy kalendarz rozgrywek już na tak wczesnym etapie. Przez to mecz przyjaźni z gdańszczanami wypadł w środku tygodnia, co bez wątpienia miało wpływ na liczbę osób zgromadzonych na trybunach.

Ta i tak jednak wydaje się zbyt niska, jak na nasze możliwości. Środek tygodnia środkiem tygodnia, jednak pora była dogodna (20:30, czyli po godzinach pracy i szkoły większości Wiślaków), więc te czternaście-piętnaście tysięcy powinno się zjawić. Coś nam się wydaje, że gdyby w ten sam dzień i o tej samej porze przyszło Wiśle grać z Legią, szkoła/praca/rodzina nie stanowiłaby już takiego problemu i na Reymonta 22 przyszłoby minimum 20 tysięcy widzów.

Bracia z Gdańska do Krakowa zjeżdżali już od poprzedniego tygodnia – dwudziestu reprezentantów Lechii było obecnych z nami na derbach. Czas od soboty do wtorku spędzali na poznawaniu atrakcji Krakowa i okolic oraz umacnianiu zgody. W dzień meczu już od wczesnych godzin popołudniowych w okolicach stadionu słychać było sławiące TS i BKS śpiewy gdańszczan i krakowian. Im bliżej było godziny rozpoczęcia meczu, tym więcej przy Reymonta pojawiało się biało-zielonych koszulek. Lechiści określają swoją liczbę na 400, jednak jak zawsze przy okazji takich meczów dokładną liczbę ciężko określić, bowiem nie wszyscy bilety na spotkanie nabywali w Gdańsku – część kibiców z Trójmiasta zaopatrywała się w wejściówki już na miejscu. Licznie nawiedziła Gród Kraka reprezentacja Pruszcza Gdańskiego z flagą oraz transparentem z herbami Wisły i Lechii oraz wizerunkiem szczególnie związanego z tym fanklubem Patryka Małeckiego. Pośród fanów znad morza pojawiła się chyba najstarsza wyjazdowiczka w Polsce – 90-latka, która w ubiegłym sezonie prowadziła doping na Lechii.

Większość Braci z Gdańska ulokowała się po prawej stronie Sektora C. Tam w drugiej połowie urządzili biało-zielone flagowisko. Doping prowadzony był dla obydwu drużyn. Wiadomo, że w takich meczach ciśnienie nie jest największe, bo wynik schodzi na dalszy plan, dodatkowo część kibiców jest bardzo skupiona na integracji z przyjezdnymi. Dlatego też wokalnie wypadliśmy bardzo średnio.

Po hymnach obydwu klubów, a przed rozpoczęciem dopingowania, chwilą ciszy oddaliśmy hołd śp. Bartkowi – kibicowi Wisły z Nowej Huty, który odszedł od nas we wtorek. Następnie rozpoczęliśmy śpiewy o Białej Gwieździe i Lechii Gdańsk. „Wisła z Krakowa to Lechii druga połowa”, „Wisełka/Lechia gol”, „Trójmiasto jest nasze” oraz wiele innych zgodowych przyśpiewek niosło się z trybun. Warto podkreślić, że swój udział w dopingu miała Młoda Wisła, zasiadająca blisko narożnika D, która na nasze „A my swoje!”, głośno odpowiadała „Lechia Gdańsk!”. Zganić natomiast należy pozostałe trybuny, które chyba już zupełnie odzwyczaiły się od śpiewania. „Święte barwy” i „HSV”, do których miał się włączyć cały stadion wypadły bardzo słabo. Oby od następnego meczu się to poprawiło. Czas wrócić do czasów, kiedy długie „Wiiisła” wywoływało ciary na plecach. Kilkukrotnie pozdrowiliśmy także Braci ze Śląska, którzy swój mecz grali dzień później.

W drugiej połowie na gnieździe gościliśmy gniazdowego z Gdańska. Sektor C został podzielony na pół i odbył się pojedynek na głośniejsze „Sialala, gdańska Lechia”. Fajnie wypadło śpiewanie „Wisła/Lechia” na melodię „Carnival de Paris”, przerwane przez wybuch radości po pierwszej bramce dla Białej Gwiazdy. Od razu poleciało „Tak się bawią ludzie” i zaraz potem padł drugi gol! Nie zapomnieliśmy o „pozdrawianiu” gdyńskiej Arki oraz jej krakowskiej zgody. Można wręcz powiedzieć, że wówczas na trybunach zapanowała prawdziwa fiesta. Na koniec meczu odśpiewaliśmy hymny Wisły i Lechii, a po bramce na 3:0 – ponownie „Tak się bawią ludzie”.

Po ostatnim gwizdku wołaliśmy do zmierzających w naszym kierunku piłkarzy Białej Gwiazdy: „Chodźcie tu z Lechią”, jednak Biało-zieloni dość szybko powędrowali do szatni. Wspólnie z zawodnikami cieszyliśmy się z miana niepokonanych w tym sezonie oraz powtórzyliśmy ogólnie znaną prawdę, że Wisła i Lechia stanowią jedność.

Wśród flag, jakie ozdobiły we wtorek nasz płot znalazły się: Wisła Sharks, „Nasze miasto, nasze zasady”, Bronowice, „5”, Nowa Huta (obok której znalazł się transparent poświęcony śp. Bartkowi), Prądnik Biały, Gdynia, Olkusz, Zabierzów, Nieobliczalni oraz Lechia Gdańsk, Lechia Karwiny, Nowy Targ i Pruszcz Gdański. Trzeba wspomnieć także, że na trybunie można było znaleźć ulotki informacyjne dotyczące akcji „Złotówka od biletu”.

W przerwie meczu jeden z Lechistów na murawie poprosił swoją dziewczynę o rękę. Ta przyjęła oświadczyny, co trybuny przyjęły oklaskami oraz odśpiewaniem „Sto lat”. Życzymy im dużo szczęścia, a w przyszłości dużej gromadki małych Lechistów.

Teraz czeka nas półtora tygodnia przerwy od Ekstraklasy przy Reymonta. Kolejnego spotkania na Stadionie im. H. Reymana reklamować zbytnio nie trzeba – 6 października przyjedzie do Krakowa Legia. 10 dni, które pozostają do tego meczu, powinno wystarczyć na przygotowanie sobie czerwonej koszulki/bluzy, którą obowiązkowo powinien mieć każdy Wiślak obecny na trybunach. Mecz może być bardzo istotny dla sytuacji w tabeli, dlatego już szykujmy gardła do głośnych śpiewów i wspierania zawodników Białej Gwiazdy.


Doping na meczu


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora 3: Mniej a lepiej

W końcu nieźle wokalnie zaprezentowaliśmy się w Chorzowie. Choć parę rzeczy nadal jest do poprawki, ogólne wrażenie z wypadu na Górny Śląsk jest dobre.

Przede wszystkim poprawy wymaga frekwencja. Dostaliśmy tysiąc biletów, a zeszło dokładnie 776. Był to dopiero nasz trzeci wyjazd na wrogi teren w tym sezonie, do tego jeden z bliższych w rundzie, piłkarze spisują się powyżej oczekiwań, a nas nie może się uzbierać dziesięć setek? Czy wieczni „narzekacze”, którzy lamentują w Internecie na temat sposobu dystrybucji wejściówek przy takich meczach, jak derbowy albo z Podbeskidziem, wybrali się wczoraj do Chorzowa? Mamy nadzieję. Pomimo gorszej liczby niż ostatnio, pod względem dopingu wypadliśmy lepiej, niż wiosną 2012.

O pierwszej popołudniu z Dworca Głównego ruszył pociąg specjalny. Trzygodzinna podróż do Chorzowa minęła spokojnie; postoje były urozmaicane lądującymi tu i ówdzie petardami, gdzieniegdzie wiślacka obecność została zaznaczona na inne sposoby. Po wysiadce na stacji Chorzów Batory ze śpiewem na ustach przemaszerowaliśmy na stadion. Jedni lokalni napinacze pożałowali szybko „kozaczenia”. Niestety, znowu nadgorliwe służby musiały się wykazać i zawinęły dwie osoby. Dzięki szybkiej zbiórce pieniędzy wśród Wiślaków parę chwil później chłopaki mogli ustawić się w kolejce do wejścia na sektor.

Wpuszczanie trwało ponad półtorej godziny. Ostatni z nas weszli do „klatki” parę minut po pierwszym gwizdku. Płot został przyozdobiony 6 flagami: Wierność, Wisła Sharks, Bronowice, Prądnik Biały, „5”, Jaworzno oraz transparentem ku pamięci śp. Bartka, który we wtorek odszedł od nas na zawsze.

Śpiewanie rozpoczęliśmy od „Gdziekolwiek nasza Wisła gra”, by następnie przejść do „Bo moja jedyna miłość” z w miarę fajnym „lalowaniem”. Sytuacja na boisku zachęciła nas do głośnego „Hej Wisła gol!” urozmaicanym przyciszaniem i pogłaśnianiem. Pozdrowiliśmy także zaprzyjaźnione kluby: Lechię Gdańsk, Śląsk Wrocław, Unię Tarnów i Polonię Przemyśl, których reprezentanci zasiedli z nami na sektorze. Przez kolejne minuty w naszym dopingu brakowało ikry. „Wisła Kraków, Biała Gwiazda” oraz „My chłopcy z Reymonta” zostały wykonane przeciętnie. Podczas „dżudżu” z bębnem padł gol dla Wisły, co spowodowało wybuch radości. Niemal natychmiast poleciało głośne: „Kraków czeka, my czekamy na zdobycie drugiej bramy!”. Zaznaczyliśmy też, że tylko Wisła rządzi w naszym mieście, a także to, iż jej piłkarze pozostają niepokonani. Ostatnim akcentem pierwszej połowy była przyśpiewka wyjaśniająca gospodarzom, dlaczego cała Polska się z nich śmieje.

Po zmianie stron rozpoczęliśmy doping niemrawo – najpierw od „Wisełka/Nasz TS”, a potem „Gdybym mógł cofnąć czas” (czekamy aż w końcu wykorzystamy niewydobyty dotąd potencjał tego numeru). Gospodarze tymczasem szykowali się do oprawy. Najpierw nad trybunami pojawił się pysk pajaca („Pajace! Pajace!”, momentalnie poleciało z naszego sektora w stronę chorzowian), a potem w górę poszła sektorówka. Płótno przykryło ich młyn na dobrych kilka minut, jednocześnie odcinając im chyba prąd, bo milczeli przez ten czas, co nie umknęło naszej uwadze. W tym czasie padła bramka wyrównująca, co zgrało się w czasie z odpaleniem pirotechniki przez Niebieskich i zaprezentowaniem oprawy w pełnej krasie. Transparent na płocie głosił: „Za młodzi by umierać, za starzy by się zmieniać”, a o kogo chodziło wyjaśniała sektorówka z napisem „Ultras Niebiescy” i herbem Ruchu. Podświetlona została stroboskopami, racami, świecami dymnymi i okraszona flarami spadochronowymi; gdy „zjechało” płótno utworzono flagowisko. Wtedy też w końcu konkretnie zabrzmiały śpiewy kibiców HKS-u, którzy w pierwszej połowie spisywali się albo przeciętnie, albo słabo. Kiedy dołączał się do nich cały stadion, brzmiało to bardzo konkretnie, ale takich zrywów zanotowali bardzo mało. Nie omieszkali także pomruczeć coś w kierunku naszego klubu, ale o co im chodziło – nie słyszeliśmy. W tym miejscu też słów parę o „śląskości” chorzowian, tak chętnie przez nich eksponowanej, m.in. przez wiszące na ich stadionie płótna. Zabawnie brzmiały zachęty spikera, żeby przy wyczytywaniu składu stadion wrzeszczał „Yes!” (chyba powinni krzyczeć „Ja!”, nie?), a jeszcze śmieszniej ślůnsko godka konferansjera w przerwie. Zastanawiano się także u nas, dlaczego ani nie śpiewają po swojemu, ani też w tym języku nie robią opraw.

Wiślacki sektor po przerwie „obudził się” dopiero po kilkunastu minutach. „Wisła Kraków, Biała Gwiazda” z bębnem zabrzmiała właściwie dopiero za drugim razem. Podzieleni na pół fajnie odśpiewaliśmy „HSV” (z uniesionymi pięściami i klaskaniem) oraz „Zawsze z wami”. W końcówce meczu w górę powędrowały szale, po czym z dumą zabrzmiało „Wisła to jest potęga”, a następnie hymn Białej Gwiazdy. W ostatnich minutach próbowaliśmy zagrzewać różnymi okrzykami naszych zawodników do boju, jednak nie udało się im zdobyć zwycięskiej bramki. Po ostatnim gwizdku, kiedy podchodzili pod nasz sektor, zaśpiewaliśmy im „Czy wygrywasz, czy nie” oraz przypomnieliśmy, że to nasza Wisła pozostaje niepokonana.

Trwające ponad godzinę oczekiwanie na otwarcie sektora gości urozmaicały nam przyśpiewki skierowane tymczasem do „Andrzeja”, który bawił się z nami w chowanego. O dziewiątej ulubieniec publiczności otworzył nam w końcu wrota, po czym udaliśmy się w stronę dworca. Podróż powrotna minęła jeszcze spokojniej i o północy zameldowaliśmy się na Dworcu Głównym.

Kolejna nasza eskapada to wyjazd do Bydgoszczy 19 października. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mogli się tam udać w sile 1900 osób. Dla wielu z nas będzie to pierwsza wizyta na stadionie Zawiszy, dlatego tym bardziej powinno nam zależeć, aby zaprezentować się tam należycie. Musimy trzymać pewien poziom nie tylko na stadionie, ale także w drodze do i z Bydgoszczy. Wszyscy mamy się stosować do określonych zasad, a jeśli ktoś nie będzie – czeka go taki los, jak jednego, który wczoraj myślał, że jego to nie dotyczy. A droga na piechotę do Krakowa z Bydgoszczy trwa nieco dłużej, niż z okolic Trzebini.


Doping cz.I

Doping cz.II


Źródło:http://skwk.pl/