1978.05.02 Wisła Kraków - Arka Gdynia 3:1

Z Historia Wisły

1978.05.02, I liga, 30. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17.00
Wisła Kraków 3:1 (0:0) Arka Gdynia
widzów: 40.000
sędzia: Alojzy Jarguz z Suwałk
Bramki
Kazimierz Kmiecik 47
Kazimierz Kmiecik 82’
Zdzisław Kapka 86’

1:0
2:0
3:0
3:1



89' Tomasz Korynt
Wisła Kraków
4-3-3
Stanisław Gonet
Marek Motyka
Henryk Maculewicz
Antoni Szymanowski
Jan Jałocha
Henryk Szymanowski
Zdzisław Kapka
Adam Nawałka
Leszek Lipka
Kazimierz Kmiecik
Janusz Krupiński

trener: Orest Lenczyk
Arka Gdynia

Włodzimierz Żemojtel
Jacek Pietrzykowski
Franciszek Bochentyn
Tadeusz Krystyniak Grafika:Zmiana.PNG (63' Wiesław Kwiatkowski)
Zbigniew Bieliński
Andrzej Dybicz
Ryszard Kurzepa Grafika:Zk.jpg Grafika:Zmiana.PNG (46' Kazimierz Ochędowski)
Bogusław Kaczmarek
Krzysztof Adamczyk
Tomasz Korynt
Zbigniew Kupcewicz

trener: Jerzy Steckiw

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz

Spis treści

Za: http://www.wislakrakow.pl

Echo Krakowa. 1978, nr 99 (2 V) nr 10071

PIŁKARZE I LIGI KOŃCZĄ DZIŚ SEZON LIGOWY, NASTĄPI KORONACJA MISTRZOWSKIEGO ZESPOŁU, PRZESĄDZONY ZOSTANIE TAKŻE LOS DRUGIEJ, OBOK ZAJ5RSKIEGO GÓRNIKA, DRUŻYNY, KTÓRA BĘDZIE MUSIAŁA OPUŚCIĆ TĘ KLASĘ ROZGRYWEK. CO PRAWDA KIBICE JUZ WSZYSTKO WIEDZĄ, JUŻ POSADZILI KRAKOWSKĄ WISŁĘ NA MISTRZOWSKIM TRONIE, A ZDEGRADOWALI BYDGOSKIEGO ZAWISZĘ, ALE PRZECIEŻ MOŻE SIĘ ZDARZYĆ JAKIŚ CUD, JAKAŚ PRZYPADKOWA, NIEZAPLANOWANA BRAMKA...

Coraz trudniej pisać o naszej piłce, tej ligowej, kierując się li tylko sportowymi kryteriami.

Rezultaty uzyskiwane bowiem na boiskach zadają kłam przekonaniom o stosowaniu w tej dziedzinie sportu zasady fair play. Choć nikt nie złapał niko8. Stal 29 29 31—28 go za rękę, nikt nie udowodnił przekupstw, „podkładek” itp.

machlojek, przekonanie o tych rzeczach jest powszechne, a rezultaty w wielu meczach potwierdzają te przypuszczenia.

Oto Ruch grający bardzo źle, nagle zaczyna zwyciężać po kolei wszystkich rywali, ucieka ze strefy zagrożonej degradacją, kupując — jak fama niesie — przychylność drużyn, z którymi ma grać, za miliony złotych! Podobno za punkty uzyskane w meczu z Wisłą klub chorzowski zapłacił dwa miliony...?! — Nieprawdopodobne! Ale dość tych plotek, niesprawdzonych i — wciąż wierzę — nieprawdziwych wieści. Dziś ostatnia kolejka ligowych pojedynków i mamy nadzieję, że kolejka, która da Wiśle mistrzowski tytuł. By tak się stało, wystarczy wygrać z gdyńską Arką. Stać Wisłę na to, wierzymy mocno, iż tym razem krakowianie nie zawiodą swych sympatyków, że sięgną po piąty w historii klubu prymat w polskiej ekstraklasie, że zyskają prawo do udziału w Pucharze Europy i przysporzą nam w jesieni wielu niezapomnianych wzruszeń i emocji.

Poza wszystkim wygrana i prymat w lidze pozwolą kibicom zapomnieć o chorzowskiej porażce, o występie w którym piłkarze „Białej gwiazdy” zademonstrowali grę niegodną lidera ligi! Bardzo interesujący pojedynek odbędzie się we Wrocławiu, gdzie miejscowy Śląsk podejmować będzie poznańskiego Lecha.

Wrocławianie, obrońcy mistrzostwa, mają raczej teoretyczne szanse uzyskania ponownie pierwszego miejsca, musieliby bowiem wygrać z Lechem, a Wisła musiałaby doznać porażki.

Lech jest, teoretycznie, bliższy tytułu, wystarczy mu wygrać we Wrocławiu, i przy choćby remisie Wisły z Arką, zdobędzie mistrzostwo Polski. Ale to tylko teoretyczne rozważania, praktycznie bowiem Wisła musi zwyciężyć, a wówczas niezależnie od rezultatów meczu wrocławskiego, jej przypadnie palma pierwszeństwa.

W strefie spadkowej Zawisza gra u siebie z Odrą, Ruch jedzie do Widzewa, a Zagłębie podejmuje na Stadionie Ludowym ŁKS. Teoretycznie więc Widzew i Zagłębie winny — z uwagi na atut własnego boiska — wygrać, natomiast Ruch w Łodzi doznać porażki Podobno — tu znów wracam do plotek krążących wśród kibiców — chorzowianie mają już załatwione zwycięstwo z zespołem Bonka i tym samym degradacja czeka wojskowych z Bydgoszczy. Czy tak się stanie prze konamy się już za kilka godzin.


Echo Krakowa. 1978, nr 100 (3 V) nr 10072

Po 28 latach znów najlepsi

Piłkarze „Białej gwiazdy na mistrzowskim tronie

PIŁKARSKA ekstraklasa zakończyła wczoraj sezon. W Krakowie przeżyliśmy ogromną radość — Wisła zwyciężając Arkę zapewniła sobie mistrzowski tytuł. Na drugie miejsce wysforowali się piłkarze wrocławskiego Śląska, którzy nie zaprzepaścili szansy pokonania na swym terenie poznańskiego Lecha. Chorzowski Ruch dokonał cudu. Wygrał czwarty kolejny mecz, tym razem w Łodzi z Widzewem i uratował się przed, wydawałoby się nie tak dawno jeszcze, pewną degradacją.. Zamiast chorzowian do II ligi spadli piłkarze bydgoskiego Zawiszy, dzieląc smutny los Górnika.

WISŁA — ARKA 3:1 (0:0).

Bramki strzelili: dla Wisły — Kmiecik 2 (w 47 i 83 min.), Kapka(w86min.), a dla Arki—Korynt (w 87 min.). Sędziował bardzo dobrze p. Jarguz z Suwałk.

Widzów ok. 40 tys.

WISŁA — Gonet — Motyka, A. Szymanowski, Maculewicz, Jałocha — H. Szymanowski, Kapka, Nawałka — Lipka, Kmiecik, Krupiński.

Długo, ogromnie długo, czekali kibice krakowskiej Wisły by piłkarze tego klubu zdobyli mistrzostwo Polski. Kiedy wreszcie upragniony tytuł przypadł zespołowi "Białej gwiazdy”, kiedy p. Alojzy Jarguz odgwizdał koniec ostatniego meczu ligowego tego sezonu, meczu który przesądził sprawę prymatu w polskim futbolu na rzecz krakowian, na stadionie przy ul. Reymonta zapanował istny szał radości.

Pękły ochronne bariery, tłum kibiców wtargnął na płytę boiska, zdołał dopaść niektórych zawodników i wziął ich na ramiona. Wiwatom nie było końca.

Piłkarzy dosłownie rozebrano z koszulek i długo między młodocianymi kibicami toczyły się boje o to komu te trofea zostaną na pamiątkę. A po wyjściu ze stadionu tłum wiślackich sympatyków długo jeszcze wędrował ulicami miasta wiwatując na cześć Białej gwiazdy”.

Mecz, ten ostatni, który miał zadecydować o mistrzowskim tytule krakowian, nie stał na najwyższym poziomie. Ani zawodnicy Wisły ani ich rywale z gdyńskiej Arki nie pokazali futbolu ekstraklasowego lotu.

Krakowianie rozpoczęli spotkanie ogromnie stremowani, usztywnieni. Akcje się nie kleiły, podania nie trafiały do partnerów, piłka wędrowała spod nóg wiślaków do gdynian i na odwrót, a strzałów, jakichś efektownych czy porywających zagrań nie było ani na lekarstwo.

Dopiero w dwie minuty po przerwie Kmiecik dostał piłkę i niezwykle mocnym strzałem umieścił ją w siatce. Prowadzenie uspokoiło wiślaków, lecz nie nadało ich akcjom płynności, polotu. Dopiero w ostatnich dziesięciu minutach zawodów rozwiązał się worek z bramkami.

Najpierw, w 83 min. gry piękną akcję przeprowadził Nawałka i kapitalnie strzelił na bramkę.

Piłka odbiła się jednak od poprzeczki i wróciła na boisko.

Gracze Arki zupełnie zdezorientowani patrzyli jak Kmiecik wolno podbiegł do piłki i strzelił drugą bramkę. W trzy minuty później pięknym strzałem popisał się Kapka, a w chwilę potem w zamieszaniu podbramkowym Korynt zdobył honorowego gola dla Arki.

Pomeczowa konferencja prasowa była bardzo uroczysta.

Przybyli na nią trzej ostatni prezesi klubu: Stanisław Żmudziński, Stanisław Wałach i Zbigniew Jabłoński, pod którego rządami Wisła odzyskała mistrzowski tytuł. Były więc gratulacje, wspomnienia, pierwsze próby oceny sezonu i szampan, którym wypito toast za sukces piłkarzy. (lang)

Jak długo na Wawelu — ta melodia rozbrzmiewa tradycyjnie na wisłockim stadionie po zwycięskich meczach krakowian. W tym sezonie grano ją szereg razy, nigdy nie brzmiała jednak, tak pięknie jak wczoraj wieczorem, kiedy dźwięki melodii były potwierdzeniem zdobycia przez Wisłę 5 tytułu mistrzów Polski.

Jeszcze przed meczem dzwonił do mnie były świetny obrońca Wisły, dziś dyrektor Drukarni Prasowej — Tadeusz Legutko, z pretensjami, iż napisałem, że Wisła ma szansę zdobycia piątego tytułu. To już będzie szósty, mówił p. Tadeusz, w 1951 r. zdobyliśmy bowiem mistrzostwo ligi, tylko że regulamin wówczas był taki, iż tytuł przyznano zdobywcy Pucharu Polski, a tym był Ruch. My wygraliśmy ligę (Ruch był dopiero szósty), więc tytuł dzisiejszy, a pewny jestem że go Wisła zdobędzie, to już szósty prymat „Białej gwiazdy" w lidze— zakończył mój rozmówca.

Nie będę się spierał, niech będzie piąty czy szósty, grunt, że jest! Czekaliśmy długo na ten tytuł, niechże z następne przyjdą szybciej.

Niech Wisła przewodzi polskiej ekstraklasie jak najdłużej, ku chwale krakowskiego i polskiego sportu. A Jest to drużyna wielkich talentów. Przypomnijmy, że żaden z polskich klubów ligowych nie oddawał dla potrzeb reprezentacji tylu piłkarzy co Wisła. Były przecież takie tygodnie, kiedy trener klubowy nie miał 8— 10 nawet graczy, bo wszyscy przebywali na obozach kadry, występowali w meczach międzypaństwowych, pierwszej, drugiej, młodzieżowej czy reprezentacji juniorów.

Mimo tego, mimo iż lojalnie oddawano prymat potrzebom reprezentacji, udało się wiślakom wywalczyć mistrzowski tytuł. Choć nie zawsze imponowali swą grą choć zdarzały im się niechlubne (jak choćby ta w Chorzowie) przegrane, to jednak w bilansie sezonu zgromadzili najwięcej punktów, nie dali się zdystansować rywalom. Sukces Wisły doczeka się zapewne wielu ocen, analiz, artykułów i audycji. Niechże nasze — „Echa” — gratulacje będą do tego wszystkiego skromnym, lecz szczerym, przyczynkiem! (jl).


Echo Krakowa. 1978, nr 101 (4 V) nr 10073

Komputer trafił w „dziesiątkę” PRZED kilkoma dniami zamieściliśmy na łamach "Echa” artykuł inż. Witolda Korczyńskiego, który przedstawiał obliczenia komputerowe odnośnie końcowych rezultatów rozgrywek ligowych. Dziś, po ostatecznych rozstrzygnięciach trzeba powiedzieć, iż komputer trafił w dziesiątkę. Przewidział nie tylko końcową kolejność czołowej trójki w tabeli, ale też wyniki poszczególnych spotkań, m. in. porażkę Wisły w Chorzowie i zwycięstwo nad Arką. Inż. W. Korczyński obiecał nam przygotować na jesienne rozgrywki ligowe komputerowe prognozy poszczególnych kolejek Spotkań ekstraklasy. Mamy nadzieję, iż typowania maszyny liczącej będą dobrą zabawą i interesującą lekturą dla naszych Czytelników

Wisła na tronie

Trzydzieści lat temu Kraków szykował się do wielkiego wydarzenia. Piłkarze Białej Gwiazdy stanęli bowiem przed szansą zdobycia po raz piąty tytułu mistrza Polski. A było to tak.

Przed ostatnią kolejką ligową sytuacja w tabeli była z jednej strony prosta, z drugiej jednak dosyć skomplikowana. Wisła i Lech miały po 37 punktów, bilans bezpośrednich spotkań był remisowy, zaś przodownictwo w tabeli zawdzięczała Biała Gwiazda lepszej różnicy bramek z całych rozgrywek. Handicap ten był dosyć znaczny, gdyż Wisła miała stosunek bramek 32-22, zaś Lech 29-24. Dodatkowo lechici grali w ostatniej kolejce we Wrocławiu z walczącym o wicemistrzostwo Śląskiem, zaś Wisła u siebie z Arką Gdynia. Tak więc przed meczem z Arką plan naszych futbolistów był jasny i czytelny – wygrać.

Mecz zaczął się jednak zgoła niespodziewanie. Oto bowiem w 15 minucie to gdynianie przeprowadzili akcję, po której Zbigniew Kupcewicz trafił w poprzeczkę wiślackiej bramki. Uff. Wróciliśmy z bardzo daleka. W 27 minucie przed szansą dla Wisły stanął Janusz Krupiński. Jego strzał z najbliższej odległości obronił jednak instynktownie bramkarz Arki Żemojtel. Po chwili w poprzeczkę trafił Adam Nawałka i do przerwy było 0:0. W tym samym czasie we Wrocławiu również było bezbramkowo i dzięki temu to nadal Wisła była mistrzem, lecz kibice byli dalecy od stanu błogiego zadowolenia.

Druga połowa rozpoczęła się jednak tak, jakby wiślacy postanowili od razu na jej wstępie uspokoić zszargane nerwy swoich fanów. W 47 minucie nasi piłkarze sprytnie rozegrali rzut wolny, piłkę na 10 metrze otrzymał Kazimierz Kmiecik i celnym strzałem zdobył prowadzenie. Czyżby można już zacząć mistrzowską fetę? Nic z tych rzeczy. Arka nie zamierzała się poddawać. W 54 i 59 minucie Stanisław Gonet dwukrotnie, za pierwszym razem dalekim wybiegiem, za drugim piękną paradą, ratował nas od utraty bramki. Po tych akcjach z gdynian jakby zaczęło uchodzić powietrze. Wisła osiągnęła znaczną przewagę i następne bramki były tylko kwestią czasu. Nadeszła 83 minuta. Nawałka pięknym dryblingiem minął trzech rywali, przerzucił piłkę nad Żemojtelem i… poprzeczka. Na posterunku był jednak Kaziu Kmiecik – dobił skutecznie na 2:0.

W tym samym czasie we Wrocławiu było nadal bezbramkowo i stało się jasne, że po dwudziestu ośmiu latach mistrzostwo Polski wraca do Krakowa. Jeszcze Zdzisław Kapka podwyższył w 86 minucie na 3:0, jeszcze gdynianie strzelają honorowego gola, aż wreszcie ostatni gwizdek sędziego oznajmił wszem i wobec: mistrzem Polski A.D. 1978 jest Wisła Kraków!

Szaleństwo jakie ogarnęło kibiców Białej Gwiazdy trudno doprawdy opisać. Ludzie wpadali sobie w ramiona, płonęły znicze z gazet, a potem triumfalny pochód poszedł ulicami Krakowa. Jakże jednak różnił się on od tego, którego Kraków był świadkiem dzień wcześniej. W tym przemarszu nikt nie brał udziału z obowiązku, tutaj każdy z uczestników spontanicznie okazywał swoją radość. Było to 2 maja 1978 roku.

wislakrakow.com (Dariusz Zastawny, TS Wisła)

Był taki mecz: „Drugomajowy” pochód mistrzowski! Wisła - Arka 3:1

"Cholera, Musiał gra!"
"Cholera, Musiał gra!"

Data publikacji: 07-11-2017 15:45


Gdy w latach 1949 i 1950 Wisła zdobywała mistrzostwo Polski, wydawało się, że hegemonia krakowian może trwać latami. W kolejnych sezonach mistrzostwo było o krok, lecz później z roku na rok krakowianie mieli coraz większe trudności, by walczyć o szczyt tabeli. W 1964 roku przytrafił się nawet spadek, lecz po rocznej banicji Wiślacy wrócili i w premierowym sezonie wywalczyli wicemistrzostwo. Do piątego tytułu wciąż jednak czegoś brakowało - i tak aż do 1978 roku i ostatniej ligowej kolejki! O wszystkim decydować miało starcie z Arką Gdynia. Pamiętacie?

Gdy w sezonie 1977/1978 stery w Wiśle przejął 34-letni Orest Lenczyk, wielu kibiców i ekspertów dziwiło się tej decyzji. Postawiono bowiem na trenera, który nie miał doświadczenia z pierwszoligowymi zespołami. Z obaw zrodził się jednak zespół, który przed ostatnią kolejką zajmował pozycję lidera. Do zdobycia mistrzostwa wystarczyła wygrana z Arką. W przypadku remisu trzeba było nasłuchiwać wieści z Wrocławia, w którym trzeci Śląsk mierzył się z drugim Lechem, przegrywającym z Wisłą tylko bilansem bramkowym. Biała Gwiazda legitymowała się bilansem +10, natomiast poznaniacy byli pięć bramek za Wiślakami.

Szybka pobudka

Arka Gdynia na papierze wydawała się słabszym rywalem niż Śląsk Wrocław dla Lecha Poznań. Graczy z Trójmiasta nie można było jednak lekceważyć. O tym Wiślacy przekonali się rok później, gdy ulegli „Śledziom” w finale Pucharu Polski. Tak też mogło się stać 2 maja 1978 roku, gdyby Zbigniew Kupcewicz główką pocelował nieco lepiej w 15. minucie meczu. Stanisława Goneta uratowała wówczas poprzeczka - i dźwięk odbijającej się od obramowania bramki futbolówki wyraźnie obudził krakowian.


Dziesięć minut później taki sam dźwięk towarzyszył strzałowi Adama Nawałki zza szesnastki. Piłka odbiła się od słupka i wróciła do rąk Włodzimierza Żemojtela. Chwilę później bramkarz nadmorskiej drużyny w instynktowny sposób obronił strzał Janusza Krupińskiego. Do przerwy było więc 0:0 i wśród kibiców Wisły pojawiały się szmery strachu. Wynik we Wrocławiu był taki sam, lecz perspektywa jednej bramki, która mogła zmienić losy mistrzostwa paraliżowała ze strachu fanów Białej Gwiazdy. Nerwy fanów uśmierzył jednak ten, po którym można było się tego spodziewać - Kazimierz Kmiecik. Walczący o koronę króla strzelców piłkarz w zamieszaniu podbramkowym wyłuskał piłkę i pewnym strzałem pokonał Żemojtela. Na mistrzowską fetę było jednak za wcześnie. W 54. minucie bohaterska obrona Goneta uchroniła krakowian przed remisem, pięć minut później również słynący z niesamowitego poczucia humoru bramkarz powstrzymał szarżującego Korynta.

Król strzelców dzięki... błędowi sędziego

Arka przestała wierzyć w możliwość wyrównania widząc, co w bramce wyczynia Gonet. Sytuację tę wykorzystali Wiślacy, którzy ponownie nabrali wiatru w żagle. Prym wśród krakowian wiódł Adam Nawałka, który nawijał przeciwników raz po raz. W 83. minucie to właśnie obecny selekcjoner reprezentacji Polski przejął piłkę na połowie rywali, okiwał dwóch zawodników i zza szesnastki uderzył na bramkę golkipera Arki. Piłka odbiła się od poprzeczki, przekroczyła linię bramkową i wyszła w pole. Dla pewności dobił ją Kazimierz Kmiecik i całe szczęście, że to zrobił. Sędzia Alojzy Jarguz nie dostrzegł bowiem tego, co widzieli wszyscy i w protokole wpisał gola Kmiecikowi. Jak się później okazało, bramka ta pozwoliła „Suchemu” na zdobycie tytułu najlepszego strzelca ligi!


Mistrzostwo Polski było już na wyciągnięcie ręki - ale na wszelki wypadek dzieła dopełnił Zdzisław Kapka, który zza pola karnego po raz kolejny nie dał szans Żemojtelowi. Świętowanie zaczęło się jeszcze na murawie i prawie nikt nie zwrócił uwagi, że honorowe trafienie zaliczył Tomasz Korynt. Chwilę później sędzia Jarguz zakończył spotkanie i rozpoczął celebrację piłkarzy. Szaleństwo jakie ogarnęło kibiców Białej Gwiazdy trudno doprawdy opisać. Ludzie wpadali sobie w ramiona, płonęły znicze z gazet, a potem triumfalny pochód poszedł ulicami Krakowa. Jakże jednak różnił się on od tego, którego Kraków był świadkiem dzień wcześniej, podczas Święta Pracy. W tym przemarszu nikt nie brał udziału z obowiązku, tutaj każdy z uczestników spontanicznie okazywał swoją radość! Wisła po 28 latach wróciła na należne jej miejsce!

2.05.1978

Wisła Kraków - Arka Gdynia 3:1 (0:0)

1:0 Kmiecik 47’

2:0 Kmiecik 82’

3:0 Kapka 87’

3:1 Korynt 89’

Wisła: Gonet - Motyka, Maculewicz, A. Szymanowski, Jałocha - H. Szymanowski, Kapka, Nawałka - Lipka, Kmiecik, Krupiński

Arka: Żemojtel - Pietrzykowski, Bochentyn, Krystyniak (63’ Kwiatkowski), Bieliński - Dybicz, Kurzeba (46’ Ochędowski), Kaczmarek, Adamczyk - Korynt, Kupcewicz

Sędziował: Alojzy Jarguz z Suwałk

Widzów: 40 000

Jakub Pobożniak

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl


Wspomnienia po latach

Nie zagrałem, bo taka była niepisana umowa. Poza tym z jednej strony było mi szkoda kibiców Wisły, a z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że jeżeli bym coś zawalił to koledzy z Arki by mieli do mnie pretensje. Przyznam szczerze, że była to trudna decyzja, ale wolałem nie ryzykować. Wisła walczyła o mistrzostwo, ale wiadomo, że Arka się nie położy i nie odda punktów za darmo. Niektórzy spodziewali się jakiś podchodów ze strony Wisły, ale nic takiego nie miało miejsca. Ustaliliśmy z trenerem, że ja nie będę grać, ale jak trener się dowiedział, że Wisła nie rozmawia z Arką, to mówi do mnie, żebym wyszedł na rozgrzewkę, dla żartu. Ściągnąłem tylko krawat, dres ubrałem na koszulę i wyszedłem. Cały stadion zareagował „cholera, Musiał gra”. Wielkie zaskoczenie. Wszystko się jednak skończyło, tak jak się miało skończyć. Na koniec chłopaki z Wisły przynieśli nawet szampana do szatni Arki.
12.10.2013 Adam Musiał, wywiad dla historiawisly.pl



Feta Mistrzowska

Zobacz też: Feta 1978