Halina Iwaniec
Z Historia Wisły
|
Halina Iwaniec, z domu Wyka, koszykarka Wisły, urodziła się 5 stycznia 1953 roku. Mierząca 170 cm wzrostu, jest wychowanką Stali Stalowa Wola, z której w 1972 roku przeniosła się do Wisły. Biała Gwiazda stałą się jej drugim domem, w klubie z Reymonta pozostała do zakończenia kariery. Z Wisłą wywalczyła osiem złotych medali Mistrzostw Polski (w latach 1975, 1976, 1977, 1979, 1980, 1981, 1984 oraz 1985).
Halina Iwaniec reprezentowała Polskę w kadrze narodowej w 247 meczach, w tym sześć razy podczas mistrzostw Europy.
W latach 2000-2002 pełniła funkcję członka zarządu sekcji koszykówki TS.
Spis treści |
Przebieg kariery klubowej
- 1970/1971 - Stal Stalowa Wola
- 1971/1972 - Stal Stalowa Wola
- 1972/1973 - Wisła Kraków
- 1973/1974 - Wisła Kraków
- 1974/1975 - Wisła Kraków
- 1975/1976 – Wisła Kraków
- 1976/1977 – Wisła Kraków
- 1977/1978 – Wisła Kraków
- 1978/1979 – Wisła Kraków
- 1979/1980 – Wisła Kraków
- 1980/1981 – Wisła Kraków
- 1981/1982 – Wisła Kraków
- 1982/1983 – Wisła Kraków
- 1983/1984 – Wisła Kraków
- 1984/1985 – Wisła Kraków
- 1985/1986 – Wisła Kraków
- 1986/1987 – Wisła Kraków
Kącik poetycki
„ | Na Halinę I.
| ” |
— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach |
Wygrałybyśmy z obecną Wisłą! (rozmowa z Haliną Iwaniec)
Źródło: krowodrza.pl, 2010.
Jedna z najlepszych koszykarek Europy początku lat 80. Mózg zespołu Wisły i reprezentacji Polski. W koszulce z Białym Orłem wystąpiła 247 razy. Do jej największych sukcesów należy dwukrotne zdobycie z reprezentacją Polski wicemistrzostwa Europy w 1980 i 1981 roku i udział w Reprezentacji Europy kierowanej przez Ludwika Mięttę-Mikołajewicza. Z „Białą Gwiazdą” zdobyła 6 razy krajowe mistrzostwo i raz PP.
- Dlaczego zainteresowała się Pani grą w koszykówkę?
- Moja, starsza o dwa lata, siostra grała w kosza w Stali Stalowa Wola. Swoimi opowieściami zachęciła mnie do uprawiania tego sportu. Wcześniej trenowałam lekkoatletykę: skakałam wzwyż i w dal, biegałam. Kiedy moja nauczycielka wf, pani Grażyna Janik skierowała kilka dziewcząt, w tym mnie, do trenera koszykówki, gra spodobała mi się na tyle, że postanowiłam jej się poświęcić. Jeszcze przez jakiś czas jeździłam równolegle na zawody lekkoatletyczne. Zadecydował ostatecznie czynnik pogodowy. Na otwartym stadionie czasem padał deszcz, wybrałam więc dyscyplinę, którą uprawia się pod dachem hali.
- Kibice Wisły, do której przeszła Pani ze „Stalówki”, pamiętają Panią jako Samantę. Skąd wziął się ten pseudonim?
- Pod koniec lat 60. telewizja nadawała czeski serial o czarownicy Samancie. Kiedy czarowała, w charakterystyczny sposób poruszała nosem. Ja – podobnie. Szczególnie gdy coś mi nie wyszło, także ruszałam nosem. Koleżanki to podpatrzyły i ochrzciły mnie Samantą. Jak się okazało, pseudonim przylgnął do mnie na całe życie. Do dziś większość znajomych zwraca się do mnie „Samanta”, nie Halina.
- Które mecze z tego okresu utkwiły Pani najbardziej w pamięci?
- Było ich bardzo wiele. Nigdy nie byłam typowym „rzutoszczykiem”. Bywało tak, że zdobyłam w meczu tylko 4 punkty, ale dzięki licznym asystom, zbiórkom byłam wybrana najlepszą zawodniczką spotkania przez trenerów i dziennikarzy. Byłam – jak mówiono – mózgiem drużyny. Bardziej od zdobywania punktów, bawiły mnie nieszablonowe zagrania, podania. W pamięci utkwił mi turniej przedolimpijski w Hamilton w 1976 r., kiedy przegrałyśmy z Kubankami po dogrywce, co spowodowało, że nie pojechałyśmy na olimpiadę do Montrealu. W mojej karierze zabrakło więc tylko występów na Igrzyskach.
- Jak postrzega Pani zmiany, które zaszły w koszykówce od czasu zakończenia Pani kariery?
- Koszykówka to niekończący się temat rozmów z koleżankami. Nie podoba nam się np., że w Wiśle i innych klubach jest tak dużo zawodniczek zagranicznych. Odbiera się przez to szansę zaistnienia młodym, wyszkolonym polskim koszykarkom.
- Ale naszpikowana zagranicznymi gwiazdami Wisła znalazła się czwarty raz z rzędu wśród 16 najlepszych zespołów klubowych Europy. Czy Pani zdaniem, „tamta” Wisła wygrałaby z tą obecną?
- O tak! I to wysoko. Zadecydowałoby o tym nasze ogromne zaangażowanie, umiejętności i myślenie w grze. Oglądając mecze, zastanawiam się czasem, co zawodniczka chciała zrobić i dlaczego zrobiła akurat tak, a nie inaczej. Czasami aż serce boli, że gra posiadająca tak wiele rozwiązań, wygląda tak brzydko. Pamiętam taką akcję z meczu w Krakowie. Biegłam z piłką i byłam już blisko kosza. Atakowała mnie przeciwniczka. Kątem oka dostrzegłam Lucynę Januszkiewicz. Nie ryzykując sama rzutu, podałam jej piłkę za plecami. Ona zdobyła punkty i obie dostałyśmy ogromne brawa publiczności. Myślę, że na tym m.in. polega piękno koszykówki.
- Co dał Pani ten sport?
- Bardzo wiele. Przede wszystkim twardość psychiczną, która przełożyła się na życie osobiste. Nie przegrałam w nim niczego, ale myślę, że gdyby – odpukać – stało się coś złego, dałabym sobie radę. Nauczyłam się bowiem i wygrywać i przegrywać. Kiedy idę na mecz, przeżywam go razem z dziewczynami walczącymi na parkiecie. Lubię wsłuchiwać się w kozłowanie piłki, to mnie bardzo uspokaja. Poza tym: systematyczność, punktualność, samodyscyplina i otwarcie na ludzi. No i kontakty, które utrzymujemy z koleżankami od lat, organizując m.in. coroczną Wigilię dla zawodniczek z różnych pokoleń, począwszy od pani Haliny Oszastowej, a skończywszy na Gosi Downar-Zapolskiej. Mimo upływu lat, w dalszym ciągu tworzymy wielką, sportową rodzinę.
Rozmawiał: Janusz Mika
Źródło: krowodrza.pl
Dziesiątka najlepszych sportowców 100-lecia Wisły
1. Antoni Szymanowski (piłka nożna)
2. Henryk Reyman (piłka nożna)
3. Mieczysław Gracz (piłka nożna)
4. Kazimierz Kmiecik (piłka nożna)
5. Józefa Ledwig (siatkówka kobiet)
6. Franciszek Gąsienica-Groń (narciarstwo - kombinacja norweska)
7. Wiesław Langiewicz (koszykówka mężczyzn)
8. Halina Iwaniec (koszykówka kobiet)
9. Roman Muzyk (lekko atletyka)
10. Adam Nawałka (piłka nożna).